Tytuł : "Dziewczyny"
Wydawnictwo : Sonia Draga
Rok wydania : 2016
Liczba stron : 360
Tytuł oryginału : The Girls
Smutna sekta
Kiedyś bym dała po prostu jedną lub pół gwiazdki, napisała parę niepochlebnych akapitów i na tym skończyłabym spotkanie z twórczością Pani Cline. Jednak po zrecenzowaniu kilkudziesięciu książek na blogu i jeszcze większej ilości w głowie tym razem obiorę inny kierunek. Wielu moim znajomym książka przypadła do gustu i było nią oczarowanych. Na swój sposób rozumiem dlaczego i nie będę z nimi polemizować na temat jej dobrych i złych stron. Do mnie osobiście proza autorki nie przemówiła, w żaden sposób nie potrafiłam przekonać się do tej książki i pomimo najszczerszych chęci nie udało mi się w nią wciągnąć. Jednak jak wiadomo są gusta i Gustawy więc może akurat wam się spodoba.
Evie Boyd , czternastolatka z północnej Kalifornii czuje się inna od swoich rówieśników. Bardziej
niezależna i dorosła w porównaniu do jej koleżanek z klasy. Pewnego dnia spotyka w parku trzy dziewczyny i jest nimi wprost zafascynowana ich wolnością i sposobem bycia. Kilka tygodni później jest świadkiem kiedy jedna z dziewcząt Suzanne zostaje wyproszona ze sklepu spożywczego- sklepikarz obawia się, że dziewczyna przyszła coś ukraść. Evie postanawia jej pomóc i kupuje sprawunki. W ten sposób rozpoczyna się ich znajomość. Evie trafia na farmę , miejsce zamieszkania sekty pod przywództwem charyzmatycznego Russela. Evie zaczyna spędzać z nowymi znajomymi coraz więcej czasu. Całe dnie zajmuje jej praca na rzecz sekty, pijaństwo, narkotyki i wolna miłość. Coraz bardziej oddala się od matki i przyjaciół wpadając w sidła szaleństwa.
Książka jest podzielona na dwie części. W jednej z nich spotykamy Evie jako czternastolatkę, w drugiej jako dorosłą kobietę. Prywatnie uważam, że część o Evie "dorosłej" jest zupełnie niepotrzebna. Myślę , że jedynym powodem dla którego autorka napisała te kilka rozdziałów jest ukazanie nam jak destrukcyjny wpływ miała przeszłość na kobietę. Jednak pójdźmy dalej tym tropem. Czy to naprawdę Russel i jego dziewczyny miały wpływ na to jaka stałą się Evie w życiu dorosłym? Czy taka po prostu była jej karma? Na dobrą sprawę dziewczyna z życia w sekcie powinna wyciągnąć nauczkę. Nie doszło tam do niczego co wywołałoby traumę niemożliwą do zaleczenia nawet po latach. Evie nie brała udziału w zbrodni więc nie czuja się współodpowiedzialna, ba nawet nie wiedziała co się szykuje. Wybór właśnie jej na naszą postać pierwszoplanową był zupełnie nietrafiony. Dlaczego autorka nie opisała historii z perspektywy kogoś kto bezpośrednio uczestniczył w wydarzeniach? Kogoś kto był w sekcie latami? kogoś kto potrafił wytłumaczyć na czym polegała charyzma przywódcy i co popchnęło ich do popełnienia zbrodni? Zamiast być w centrum zdarzeń autorka każe nam obserwować z boku, a z tej strony perspektywa jest naprawdę kiepska.
Kiedyś byłam fanką Beverly Hills 90210 jednak ciągle zastanawiała się : jejku czemu ludzie w amerykańskich szkołach średnich wyglądają tak staro? Podobne odczucia miałam w przypadku tej książki. Po pierwsze nasza bohaterka jako czternastolatka byłą swoistą starą malutką i z tak rozbudowaną filozofią życiową niczym mandaryński uczony. Niektóre jej przemyślenia był tak nieprawdopodobne jak na nastolatkę, że aż chciało mi się śmiać. Z drugiej strony Evie jako dorosła kobieta to strasznie płytkie zakompleksione naczynie w którym woda tylko lekko chlupocze. Czy człowiek aż tak się może zmienić? Czy wakacyjny pobyt na obozie, bo nie oszukujmy się czas Evie w sekcie był niczym innym niż wakacjami, mógł z niej zrobić zakompleksioną istotę, która boi się świata?
