"Pocałunek stali" Jeffery Deaver
Nowa powieść Jeffery Deavera jest istnym powrotem na łono rodziny. Wyobrażacie sobie, że to już 12 tom serii o Lincolnie Rhymes, genialnym analityku kryminalistycznym i jego przyjaciołach? Ja wprost nie mogłam uwierzyć, że już tyle za mną a autor nadal trzyma najwyższy poziom. To jedna z tych książek, które nie potrzebują reklamy, gdyż samo nazwisko autora jest najlepszym chwytem marketingowym. Fani serii z pewnością nie będą zawiedzeni a Ci, którzy zamierzają dopiero zacząć przygodę z Deaverem spokojnie mogą sięgnąć po tę pozycję. Co prawda są tu odnośniki do poprzednich tomów jednak uważniejsi czytelnicy szybko się połapią w fabule.
Amelia Sachs śledzi podejrzanego w zatłoczonym centrum handlowym. Kiedy mężczyzna wchodzi do restauracji na ruchomych schodach dochodzi do tragicznego wypadku, samoczynnie otwiera się klapa zamykająca dostęp do mechanizmu urządzenia i do środka wpada mężczyzna, który wkręcony zostaje w tryby maszyny i umiera na miejscu. Niosąca pomoc Amelia pozwala zbiec swojemu
podejrzanemu i tym samym gubi trop. W policyjne śledztwo angażuje się były detektyw Lincoln Rhymes i jego ekipa. Śledczy szybko dowiadują się, że sprawcą wydarzenia w centrum handlowym jest podejrzany o morderstwo mężczyzna, którego Amelia miała na celowniku. Sam siebie nazywa Strażnikiem Narodu i za pomocą uszkadzania sterowników zaawansowanych technologicznie urządzeń doprowadza do wypadków, w których zbuntowane przedmioty użytku codziennego zabijają swoich użytkowników. Amelia wraz z Ronem i Lincolnem próbują przewidzieć następny ruch mordercy i ocalić kolejne ofiary.
Ciężko jest recenzować książkę autora, który wprost nie popełnia błędów, a jego doświadczenie (w tym ilość napisanych książek) sprawia, że recenzent czuje się jak typowy laik. Bo nie ma co się oszukiwać, Jeffrey Deaver jest jednym z mistrzów gatunku i choć przyznam, że trafiają mu się słabsze powieści to zazwyczaj trzyma poziom a jego grono wiernych fanów ciągle rośnie. To właśnie takim autorom (należy do nich również Stephen King czy Graham Masterton) jesteśmy w stanie bardzo dużo wybaczyć. Na całe szczęście tym razem obyło się bez zgrzytów. W moje ręce trafił znakomity thriller kryminalny, pełen zaskakujących zwrotów akcji, gdzie tempo narracji i zdarzeń jest tak wyważone by trzymać czytelnika w napięciu przez cały czas. Autor daje nam tylko tyle byśmy mogli domyślić się co będzie dalej, choć zazwyczaj nasze przypuszczenia i tak okazują się błędne.
W 12 tomie dowiadujemy się, że Rhymes zrezygnował ze współpracy z policją by zająć się prowadzeniem wykładów i pracą w sektorze cywilnym. Poznajemy również nową bohaterkę, która (przynajmniej tak przypuszczam) będzie nam towarzyszyła i w następnych tomach : studentkę Juliette Archer. Dziewczyna również jeździ na wózku inwalidzkim i podobnie jak Lincoln jest prawie całkowicie sparaliżowana.
Kolejną nową rzeczą jest powrót do gry Nicka Carellego, byłego partnera Amelii Sachs, który po 6 latach został zwolniony z więzienia za dobre sprawowanie. Były detektyw z pomocą przyjaciół postanawia udowodnić swoją niewinność.
Resztę ekipy : Amelię, Lincolna, Rona czy Mela wszyscy znają i kochają, więc nie muszę ich przedstawiać. Za to mogę zapewnić : oj będzie się działo.
Zaskakujący jest za to nasz czarny charakter tytułujący siebie Strażnikiem Narodu. To człowiek, który walczy z konsumpcjonizmem i za pomocą morderstw stara się udowodnić mieszkańcom Nowego Yorku, że zbytnie przywiązanie do zaawansowanych technologicznie urządzeń może doprowadzić do katastrofy.
Co prawda nie lubię się utożsamiać (czy chociażby zgadzać) z antybohaterami, jednak tym razem muszę zrobić wyjątek. Uważam, że nasz strażnik miał sporo racji w analizie nowoczesnego, konsumpcyjnego społeczeństwa. Zamiast budować więzi rodzinne i skupiać się na samorozwoju, otaczamy się przedmiotami, które mają nam ułatwić życie a często wykonać za nas ciężkie bądź nieprzyjemne czynności. Taki stan rzeczy nas rozleniwia, zarówno psychicznie jak i fizycznie. Na domiar złego żyjemy w czasach gdzie duża część naszego życia toczy się w świecie wirtualnym a my sami jesteśmy przewrażliwieni na punkcie bezpieczeństwa, naszego, naszych nieruchomości i ruchomości czy nawet danych osobowych. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że bezgranicznie ufając technice sami strzelamy sobie w stopę. Wymyślony przez Deavera scenariusz wydaje mi się jak najbardziej realny i niestety możliwy do spełnienia. Przed tym przestrzegał nam również inny znakomity autor Marc Elsberg w swojej książce "Zero". Więc czytelnicy : usiądźcie i zastanówcie się czy warto wysyłać kolejne rzeczy w "chmurę" czy kupować inteligentną mikrofalówkę? Czy ta bez funkcji sterowania smartfonem źle podgrzewała nam obiad? A jeśli naprawdę to wszystko wymknie się spod kontroli i skończymy w świecie rodem z Terminatora?
Uwielbiam książki Jeffery Deavera i każda kolejna zachwyca mnie czymś nowym. Świadczy to tylko o tym że nasz autor idzie z duchem czasu a jego wyobraźnia podsuwa mu coraz to lepsze pomysły. W książkach o Lincolnie Rhymsie uwielbiam fakt, że pomimo złożoności fabuły autor nie zapomina o swoich głównych bohaterach. To nie jest typowy cykl kryminalny tylko swoistego rodzaju saga rodzinna, gdzie każdy z jej członków ma własne problemy, które wraz z nimi rozwiązujemy. Polecałam poprzednie 12 tomów, polecam i ten. I z mojej strony obiecuję : tutaj nie ma czasu na nudę.
Tytuł : "Pocałunek śmierci"
Autor : Jeffery Deaver
Wydawnictwo : Prószyński i S-ka
Data wydania : 23 stycznia 2018
Liczba stron : 552
Tytuł oryginału : The Steel Kiss
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz