"Trzecia siostra" Louise Jensen

"Trzecia siostra" Louise Jensen

 Zawsze żałowałam , że nie mam rodzeństwa. Przez całe dzieciństwo byłam sama, sama chodziłam do szkoły(z kluczem na szyi), sama odrabiałam lekcje, sama oglądałam telewizję. Rodzice często byli tak zapracowani, że nie mieli ochoty ani siły na zabawę. Właśnie w takich chwilach modliłam się, by mama zaszła w ciążę. Tak się jednak nie stało i do dziś jestem jedynaczką. I to się już nie zmieni. Ludzie, którzy mają rodzeństwo z pewnością lepiej zrozumieją bohaterów "Trzeciej siostry", będzie im się łatwiej z nimi utożsamić, zrobi to naturalnie, gdyż będą się kierowali doświadczeniem. Jednak nawet ja, osoba która nie posiada ani brata ani siostry, coś poczułam. Być może był to sentyment? Może empatia? braterska więź. Jakkolwiek by tego uczucia nie nazwać , jego pojawienie się zawdzięczam Louise Jensen i jej prozie. Autorka dzięki swojemu niezwykłemu talentowi pisarskiemu oraz wielkiej wyobraźni sprawiła, że weszłam na inną, bardziej rodzinną , płaszczyznę mojego jestestwa. Bardzo jej za to dziękuję. 

Więzy krwi je połączyły. Trauma je naznaczyła. Razem dorastały. Do prawdy muszą dojść osobno.
Oto siostry Sinclair – porwane jako dzieci przeżyły piekło, ale dwadzieścia lat później wydają się radzić sobie z traumą. Każda na swój sposób.Leah – jest perfekcyjną panią domu, matką i żoną. A przynajmniej taka jest oficjalna wersja.Marie miała nieco mniej szczęścia. Ale niezbyt idealny związek z alkoholem pomaga jej o wszystkim zapomnieć, więc kobieta nie narzeka.No i Carly. Nigdy nie wybaczy sobie, że wtedy zawiodła siostry.


Jeśli masz młodsze rodzeństwo, prawdopodobnie z łatwością zrozumiesz złość i frustrację trzynastoletniej Carly Sinclair z powodu konieczności opiekowania się jej młodszymi bliźniaczkami Leah i Marie, gdy ich rodzice są w pracy… zwłaszcza, gdy dziewczynki nie postępują zgodnie z instrukcjami. Jej gniew zamienia się w panikę i desperacką próbę ich ochrony, gdy cała trójka zostaje uprowadzona. "Trzecia siostra"opowiadana jest w dwóch liniach czasowych : tej dziś i tej w przeszłości i uwaga, jest tutaj aż pięciu narratorów, trzy siostry oraz ich rodzice. To, co jest w tej powieści najlepsze , to fakt, że główny nacisk kładziony jest na psychikę naszych bohaterów oraz na samą dynamikę rodziny. Styl pisania autorki jest niesamowicie przekonujący. Momentami faktycznie czułam się tak, jak bym siedziała w głowie poszczególnych postaci. Odczuwałam ich emocje takie jak : strach, przerażenie, smutek, panikę i żal. Tych negatywnych było tutaj zdecydowanie więcej. Zresztą to co spotkało młode bohaterki zdecydowanie można podciągnąć pod miano horroru . "Trzecia siostra" to emocjonalna kolejka górska ze wszystkim, od poczucia winy, smutku, niemożności zaufania i strachu, który unosi się nad nimi jak ciągłe czarne chmury burzowe. Czytanie ich historii z perspektywy George'a również jest intrygujące, ponieważ pozwala czytelnikowi docenić szersze implikacje. 

Siostry Sinclair, trzynastoletnia Carly oraz ośmioletnie bliźniaczki, siostry Leah i Marie zostały uprowadzone z domu rodzinnego. Udało im się uciec swoim porywaczom, ale pobyt w niewoli pozostawił długotrwałe zniszczenia, które zmieniły ich psychikę i miał wpływ na późniejsze życie. Dwadzieścia lat później, w przeddzień rocznicy ich uprowadzenia, Leah sądzi, że jest śledzona, i uważa, że ​​to jeden z porywaczy wrócił, by szukać zemsty. Carly nadal obwinia się za ten dzień, a życie Marie też nie usłane różami. Jednak główny wątek fabularny koncentruje się głównie wokół Leah, która jest teraz mężatką i ma jednego syna Archiego. Kobieta nadal cierpi z powodu tego, co wydarzyło się wiele lat temu. Jej mąż nie chce dać wiary w to, że Leah może być śledzona. Mężczyzna myśli, że kobieta oszalała, a wszystko to dzieje się w jej głowie. Przyzwyczaiłam się do tego, że książki, których głównym tematem (lub tłem fabularnym) jest uprowadzenie mają dobre i szczęśliwe zakończenie. W końcu jak ktoś przeżył piekło to zasługuje na diametralną odmianę losu. Jednak powieść Jensen mnie zaskoczyła. Ma iście unikalną fabułę i zdecydowanie różni się od innych książek tego gatunku.  W miarę jak czytelnik otrzymuje informacje z przeszłości i teraźniejszości, historia powoli rozwija się, budując obraz uprowadzenia, uwięzienia oraz ich konsekwencji. Istnieje również ukryty wątek, który znajdziemy w narracji ojca dziewczynek.  Wszystkie historie są doskonale i harmonijnie ze sobą połączone i tworzą splątaną sieć tajemnic, kłamstw, zdrady, winy i strachu. Muszę przyznać, że bardzo łatwo było mi się zżyć z naszymi bohaterkami. Każda z dziewczynek była ofiarą. Każda przeżyła traumatyczne wydarzenia i absolutnie każda zasługuje na współczucie. Były tylko dziećmi. Dziećmi, które powinny  być chronione za wszelką cenę ... a nie używane jako pionki w brudnym i bezlitosnym świecie.  

W tej książce nie było niczego, co by mi się nie spodobało. Od pierwszej linijki do emocjonalnego zakończenia byłam całkowicie zafascynowana fabułą i czułam wiele empatii dla sióstr Sinclair. Daję Ci gwarancję,  że będziesz wstrzymywać oddech przez całą książkę, ponieważ jest tutaj tak wiele groźnych, szokujących, łamiących serce i niesamowitych zwrotów akcji, które zapewniają, że nie będziesz robić nic poza gorączkowym przewracaniem stron. To, co jest niesamowite w tym  thrillerze, to głębia przekazywanych emocji, wrażliwy portret trzech bardzo różnych dziewcząt / kobiet , które cierpią przez całe życie w wyniku jednej decyzji i kilku przerażających dni w niewoli. Poczucie, że życie zatrzymało się dla nich w dniu, w którym zostały uprowadzone, jest bolesne i bardzo realne. Każda z nich ma inny sposób na przetrwanie, a jednak wszystkie są przepełnione poczuciem winy, strachem i potrzebą izolacji.  Większość książki dotyczy życia po uprowadzeniu oraz traumy, której doświadczają nasi bohaterowie  gdy ich wzajemne  relacje się wypaczają, wiara zostaje utracona, a miłość nagle nie wystarcza. Przełączając się między ramami czasowymi, Louis Jensen fachowo ujawnia informacje, które dozowane są czytelnikowi niczym lekarstwo w kroplówce.

 W tej książce nie było niczego, co by mi się nie spodobało. Od pierwszej linijki do emocjonalnego zakończenia byłem całkowicie zafascynowany fabułą i czułem wiele empatii dla sióstr Sinclair. Od samego początku wiemy, że trzy dziewczynki zostały uprowadzone, ale przeżywają mękę i wracają do domu. Carly jest starszą i przyrodnią siostrą bliźniaczek Marie i Leah, ale jasne jest, że te dzieci łączy więź i miłość, która pomaga im być odważnymi i zaradnymi w sposób, który zapiera dech w piersiach. W rzeczywistości prawdopodobnie będziesz wstrzymywać oddech przez całą książkę, ponieważ jest tak wiele groźnych, szokujących, łamiących serce i niesamowitych zwrotów akcji, które zapewniają, że nie robisz nic poza gorączkowym przewracaniem stron. To, co jest niesamowite w tym psychologicznym thrillerze, to głębia przekazywanych emocji, wrażliwy portret trzech bardzo różnych dziewcząt / kobiet i ujęty kąt, widok ocalałych, którzy cierpią bez końca w wyniku jednej decyzji i kilku przerażających dni w niewoli. Poczucie, że życie zatrzymało się dla dziewcząt w dniu, w którym zostały uprowadzone, jest bolesne i bardzo realne. Każdy z nich ma inny sposób wytrwania, a jednak każdy jest pełen poczucia winy, poczucia winy, strachu i izolacji. To sprawia, że ​​czytelnik czuje się tak blisko dziewcząt, kiedy były znacznie młodsze, ale także wtedy, gdy śledzimy ich życie jako dorośli. Większość książki dotyczy życia po uprowadzeniu i traumy, której doświadcza się, gdy relacje się wypaczają, wiara zostaje utracona, a miłość nagle nie wystarcza. Przełączając się między ramami czasowymi, w których dziewczęta zostały zabrane, a ich kolejnymi próbami ucieczki, w dzisiejszych czasach jako dorośli, Louis Jensen fachowo ujawnia informacje, które kapią nieustannie w kroplówce, zapewniając światło i cień ich osobowości. 

Rzadko można znaleźć thriller psychologiczny, który w tak perfekcyjny sposób przedstawia szeroki zakres reakcji emocjonalnych u bohaterów. Książka ta jest tak pięknie napisana, tak pełna uczuć i ludzkich odruchów, że momentami byłam bliska płaczu. Było delikatnie, ale realistyczne, przerażająco ale z dużą dawką nadziei. "Trzy siostry" to momentami  zabawna (i niepokojąca zarazem), ale też inteligentna emocjonalnie  książka, której nie sposób nie polecić. Jak na razie to najlepszy tytuł przeczytany przeze mnie w tym roku. 


Tytuł : "Trzy siostry"

Autor : Louise Jensen

Wydawnictwo : Burda Książki

Data wydania : 28 października 2020

Liczba stron : 430

Tytuł oryginału : The Stolen Sisters 

 

Za możliwość przeczytania książki i jej zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu :  


 

 

 

"Uderz się w serce" Amelie Nothomb

"Uderz się w serce" Amelie Nothomb

 Kilka lat temu zmarła moja babcia. Pamiętam, że bardzo się śpieszyłam by zdążyć na pogrzeb. Miałam do przebycia ponad 5 tysięcy kilometrów. Było upale lato, domy pogrzebowe nie chciały trzymać ciał zbyt długo. Udało mi się, jednak po wielogodzinnej podróży byłam zła i zmęczona. Z samolotu pojechałam od razu do Kościoła. nie dane mi nawet było ostatni raz zobaczyć mojej ukochanej babci i godnie się z nią pożegnać. Pamiętam, że stojąc w kościelnej ławie czułam chłód i rozczarowanie. Nie płakałam. Moja mama ściskała mnie za rękę, pragnęła wydobyć ze mnie jakieś emocje....a ja po prostu nie byłam w stanie ich z siebie wykrzesać. Oczy były suche, serce puste. Bo ona odeszła i pozostawiła po sobie "brak" i nicość. Nie czułam potrzeby wylewania łez ponieważ nie miałam nad kim...babci już nie było. Poszła do lepszego świata. Do dziś moja rodzicielka ma mi za złe , że nie stać mnie było choć na jedną łzę. Choć mi nigdy tego nie powiedziała to mam wrażenie, że od tamtego czasu traktuje mnie inaczej, z większą rezerwą. Ale czy ja naprawdę nie mam uczuć? Główna bohaterka książki "Uderz się w serce" wymierzyła mi solidnego policzka. Choć bardzo nie chciałam traktować jej jak lustrzanego odbicia , tak momentami nie mogłam się przed tym powstrzymać. Po prostu widziałam w niej siebie... ale czy ja naprawdę jestem takim potworem? Czy to po prostu depresja sprawia, że tracimy empatię ?

Studium patologicznej zazdrości matki o córkę, w precyzyjnym i pozbawionym emocji stylu mistrzyni francuskiej powieści.Dziewiętnastoletnia Marie uwielbia wzbudzać zawiść u innych kobiet: jest młoda, piękna, spotyka się z najprzystojniejszym chłopakiem w mieście. Marzenia o przyszłości brutalnie przerywają jednak nieplanowana ciąża i wymuszony ślub. Gdy na świat przychodzi Diane, nie znajduje miejsca w matczynym sercu.Czy na miłość matki trzeba sobie zasłużyć? Dlaczego jedne dzieci otrzymują więcej miłości niż inne? Jakie konsekwencje niosą egoizm i zazdrość?


"Baby blues", "depresja poporodowa" są to pojęcia , które w dzisiejszych czasach zostały wyciągnięte na światło dzienne. Takim matkom trzeba pomóc , bo zamiecenie problemu pod dywan może doprowadzić do tragedii. W szkole rodzenia do której chodziłam , cały jeden dzień poświęcony był depresji poporodowej. W szpitalu , w krytycznych miejscach, rozmieszczono ulotki informujące o tym gdzie zwrócić się o pomoc, jeśli poczujemy lęk, strach, panikę czy po prostu smutek. Młoda matka sama może nie zdawać sobie sprawy z tego, że dopadła ją depresja, jednak sygnały jakie daje ta choroba są jednoznaczne. Czytając "Uderz się w serce" próbowałam je dostrzec. I wiecie co? Nie udało mi się. I to w tej książce było najstraszniejsze. Lubimy kiedy konkretne zachowania mają jakąś racjonalną przyczynę. Bohaterka niniejszej powieści nie cierpiała na żadną chorobę, ona sama w sobie BYŁA chora, miała chorą psychikę. Pamiętacie bajkę o królewnie Śnieżce, gdzie zazdrosna królowa kazała zabić swoją pasierbicę ponieważ była od niej ładniejsza? Dokładnie to samo "dolegało" Marie. Przez całe swoje młode życie była w centrum zainteresowania. Lubiła jak ją adorowano, podziwiano, komplementowano. Nikt nie mógł być zabawniejszy, mądrzejszy czy piękniejszy. Ciąża i dziecko wszystko popsuło. Jej wizerunek rozrywkowej dziewczyny został wypaczony przez nowo narodzone niemowlę. Matce, w przeciwieństwie do panienki, już nie przystoją pewne rzeczy. A na większość z nich i tak nie ma już czasu. Przy narodzinach córki Marie nie przeżyła niczego, ani rozczarowania, ani zadowolenia. Chciałaby, żeby jej wyjaśniono dlaczego tak jest. Czemu jest pusta i czy kiedykolwiek narodzi się w niej jakieś uczucie. Czeka aż pojawi się ta szeroko reklamowana miłość macierzyńska jednak zamiast niej Marie czuje wzmagającą się zawiść Kobieta jest zazdrosna, patologicznie zazdrosna o swoją córkę, która ma to nieszczęście być ładniejszą niż jej matka (przynajmniej w jej oczach). 

Czytając tę powieść zastanawiałam się dlaczego, jeśli za pierwszym razem nie pojawiła się ta więź matka-dziecko, nasza bohaterka zdecydowała się na kolejne pociechy. Marie  miała bowiem  dwójkę innych dzieci: chłopca, Nicolasa, którego kochała "miłością rozsądną i wyuczoną" oraz dziewczynkę Celię, którą omalże nie zadusiła nadmiarem uczuć. Jedynie pierworodna Diane dorastała na pustyni matczynej miłości, ale na szczęście została powierzona kochającym dziadkom ze strony matki. Bardzo inteligentna, wiedziała, jak zachować niezbędny dystans i przytomność umysłu. Podjęła studia, na których świetnie sobie radzi. Choć w książce tej nie było okrucieństwa i przemocy fizycznej to dla mnie czytanie o tym co przechodziła Diane było istną mentalną torturą. Udziałem tej dziewczyny było tak wiele cierpienie, że jestem pod wielkim wrażeniem iż udało jej się wyrosnąć na dojrzałą i rozsądną kobietą. Niektórzy po takiej dawce smutku w życiu nie wytrzymują i sięgają po sznur. Diane całe swoje dzieciństwo czekała na gest miłości ze strony swojej matki, którą nazywała "boginią". Jesteście w stanie sobie to wyobrazić? Kilkanaście lat czekać na dobre słowo od swojej własnej rodzicielki, osoby która powinna nas kochać bezwarunkowo i wspierać dzień za dniem. Sama mam dwie małe dziewczynki i nie wyobrażam sobie dnia bez ich całowania i ściskania. Wiem, że już "niedługo" pójdą w świat dlatego tej miłości chcę dawać i brać jak najwięcej. Dlatego też momentami traktowałam Marie jak potwora...i wtedy nadchodziły momenty z Celią, kiedy widziałam zupełnie inną twarz naszej bohaterki. Czy naprawdę można kochać wybiórczo? Czy żyją na tym świcie ludzie, których zapach , feromony odstraszają innych, nawet członków najbliższej rodziny? Czy za wykluczenie ze stada odpowiada genetyka? W swojej książce Amélie Nothomb postawiła tyle pytań, że nie wiem czy mi straczy czasu by znaleźć na nie odpowiedzi. Wiem jednak, ze długo o niej nie zapomnę. 

Ta historia, jest niczym przejaskrawiona, nowoczesna bajka : wybredna, wymagająca i niesamowicie skuteczna. Marie, jako matka, ma z pewnością ma złą rolę, ale ojciec w swoim zaprzeczeniu i ślepocie zdobywa palmę tchórzostwa. Zresztą postaci do głębi pozytywnych, jest tutaj naprawdę niewiele. Współczułam jedynie Diane, gdyż naprawdę nie miała w swoim życiu szczęścia do ludzi. Mówią, że karma wraca... w tym wypadku musiała gdzieś zabłądzić. Powieść Amélie Nothomb jest krótka, styl jest  pomysłowy, schludny, elegancki, niemalże wyrafinowany. Jeśli czytaliście poprzednie działa autorki to z pewnością go rozpoznacie. Nothomb pomimo wyszukanych słów i figur stylistycznych nie wydaje się być zauroczona swoją twórczością, co jest częstą przywarą znanych i rozpoznawanych autorów. Momentami miałam wrażenie, że bawiła się swoją fabułą. Część wątków początkowych zostało porzuconych albo zduszonych w zarodku. O części wręcz zapomnianojakby sama autorka była zaskoczona kierunkiem, który obrała jej powieść. 

"Uderz się w serce" to rozdzierająca serce, przytłaczająca opowieść o złożoności ludzkich uczuć i   matczynej miłości!  Jesteśmy bezradnymi świadkami desperackich wysiłków dziecka , by wzbudzić miłość swojej matki, matki zazdrosnej o własne dziecko. Matki potwora.
Amélie Nothomb przychodzi do nas  z emocjami i realizmem, z okrucieństwem i pięknem uczuć, miłością, przyjaźnią, nienawiścią, pogardą i manipulacją. "Uderz się w serce" to powieść, która przemówiła do mnie bardziej niż inne, lektura  zasługującą na refleksję lub bunt ...Polecam. 

 

Tytuł :  "Uderz się w serce" 

Autor :  Amelie Nothomb

Wydawnictwo : Literackie

Data wydania : 17 lutego 2021

Liczba stron : 168

Tytuł oryginału : Frappe-toi le coeur  

 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :  





 

 

 

"Miasto niedźwiedzia" Fredrik Backman

"Miasto niedźwiedzia" Fredrik Backman

Wiecie co? Muszę się podzielić z wami moimi przemyśleniami na temat wpływu "wielkiego" i tego mniejszego ekranu  na losy i powodzenie książek. Kiedyś jak jeszcze ekranizacje nie były w modzie a na ekrany przenoszono jedynie dzieła klasyków i szkolne lektury (czytaj przed erą HBO i Netflixa) czytaliśmy to co nam wpadło w oko. Pamiętam jak spędzałam godziny w księgarni czy bibliotece czytając tyły okładek i poszukując tej "jednej jedynej". Dziś, w dobie wszechobecnego internetu, wyszukiwanie jest o wiele mniej czasochłonne (i mniej podniecające). O książce "Miasto niedźwiedzia" dowiedziałam się ze strony wydawnictwa i choć sam gatunek to nie do końca moja bajka to w opisie było coś przyciągającego. Kiedy lektura już trafiła w moje ręce jak zwykle postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej o samej genezie tego tytułu i jego autorze. Doskonałym miejscem na tego typu poszukiwania jest portal literacki lubimyczytac.pl . Wchodząc tam byłam totalnie zaskoczona kiedy zobaczyła "nową" okładkę mojej książki. Otóż okazało się, że producenci "Netflixa" już dawno się na niej poznali i postanowili ją zekranizować. No a przecież "głowy" tego wielkiego medialnego koncernu muszą mieć dobrego nosa , prawda? Inaczej dawno by splajtowali. Już samo logo Netflixa sprawiło, że książka zyskała w moich oczach. Więc czy prawdą jest "że wszystko złoto co się świeci " (nieco parafrazując znane powiedzenie)? W tym przypadku tak, gdyż "Miasto niedźwiedzia" jest lekturą wprost genialną. 

Björnstad to dziura. Maleńka społeczność zamknięta w głębi ponurego lasu, który powoli zabiera ludziom przestrzeń do życia. Jest tylko jedno miejsce, które przywraca mieszkańcom wiarę w lepsze jutro – stare lodowisko nad jeziorem zbudowane przed laty przez założycieli miasta.Juniorzy drużyny hokejowej rywalizują właśnie w krajowej lidze i, o dziwo, naprawdę mają szansę zagrać w finale. Na barkach kilku nastolatków spoczywają więc nadzieje i marzenia całego Björnstad, ale mecz półfinałowy wywołuje w niektórych graczach skrajne emocje. Straszny czyn kładzie się cieniem na społeczności miasteczka i dzieli ją na zawsze, stawiając pod znakiem zapytania przyszłość nie tylko drużyny, ale każdego obywatela Björnstad.


Björnstad to miasteczko jakich wiele w ówczesnej Europie. Do jakiegokolwiek kraju bym nie pojechała, tego najmniej rozwiniętego , czy tego gdzie euro leje się szerokim strumieniem, znajdą się w nim miejsca, które powoli umierają. W zeszłe wakacje byłam we Włoszech. Wraz ze znajomymi wynajęliśmy parcelę namiotową na renomowanym campingu, niedaleko miejscowości Scarlino. Pewnego dnia postanowiliśmy odwiedzić to cudowne, położone na szczycie góry miasteczko. Jednak kiedy dotarliśmy na miejsce okazało się, że oprócz kilku restauracji praktycznie nic tam nie ma. Jeden z barmanów powiedział nam, że wszyscy młodzi wyjechali do większych miasteczek lub też przenieśli się bliżej morza, gdzie jest więcej miejsc pracy. W Scarlino, zwanym teraz starym, pozostali tylko seniorzy, kalecy i Ci ,którzy nie mają dokąd pójść. To, że miasteczko umierało widać już było na pierwszy rzut oka. Tynk odłaził, mech porastał kamienne, średniowieczne schody, większość ocalałych okien była pozabijana deskami. Cuchnęło moczem, pajęczynami, wilgocią i starością. Co prawda  Björnstad nie jest jeszcze w stanie rozkładu i jego mieszkańcy nie pakują w pośpiechu walizek by uciec gdzie pieprz rośnie, jednak  bez inwestycji nie ma przyszłości. Björnstad to małe miasteczko w środku lasu. Gospodarka jest na dnie, bezrobocie jest wysokie, a mieszkańcom ciężko jest przewidzieć przyszłość. Jedyne, co mają, to hokej. Cała społeczność osady co weekend zbiera się na lokalnym lodowisku i przeżywa coś podobnego do narodzin nadziei. Jeśli drużyna juniorów odniesie sukces, w Björnstad może powstać nowa szkoła hokejowa. A co za tym idzie - nowi mieszkańcy, nowe centrum handlowe, nowe możliwości. W Björnstad hokej to coś więcej niż tylko hokej - to wszystko. Drużyna juniorów składa się z bandy facetów, którzy niosą  na swoich barkach przyszłość wszystkich mieszkańców. Jest tu wschodząca gwiazda, Kevin, który w wieku siedemnastu lat ma już status idola. Jest Amat, który walczy z wiatrakami, dyrektor sportowy Peter i jego rodzina oraz trener David. Centrum ich życia to lodowisko. Ale kiedy popełnione zostaje  przestępstwo, lojalny zespół jest rozdzielony, rywalizacja tworzy podziały .

Muszę się przyznać, że  zaskoczyło mnie to, jak bardzo wciągnęła , wręcz znarkotyzowała, mnie ta powieść. Czytałam nie tylko wieczorami, ale także w autobusie do pracy i podczas przerw na lunch - a w międzyczasie żałowałam, że nie mogę usiąść i przeczytać jeszcze więcej. Minęło dużo czasu, odkąd ostatni raz tak się czułam i to było wspaniałe . To, co przyciągnęło mnie do tej książki, to przede wszystkim fabuła, zamknięty wszechświat, psychologiczna mentalność zespołu i lojalność jego członków. Chociaż nigdy w życiu nie interesowałam się hokejem , książka ta sprawiła że postanowiłam co nieco się o nim dowiedzieć. Sama pragnęłam się choć przez chwilę poczuć jak część drużyny. "Miasto niedźwiedzia" skojarzyło mi się z jedną z książek Johna Grishama , której fabuła toczy się wokół baseballu.  Wtedy również nie był on w kręgu moich zainteresowań. Do czasu.  Książka ta jest  sprytnie zbudowana wokół stosunkowo dużej galerii postaci. Chociaż autor często zmienia perspektywy, robi to dobrze i sprawnie, dzięki czemu ani razu nie pomyliłam żadnego z bohaterów. Udało mi się zapamiętać również ich imiona, co było dość nietypowe ponieważ większość z postaci było do siebie podobnych  - to menedżerowie sportu, trenerzy, dyrektorzy, sponsorzy - nie mówiąc o samym zespole. Moim zdaniem częsta zmiana perspektywy wnosi wiele do książki, ponieważ tworzy rozbudowaną  sieć osobowości, która staje się  wiarygodnym obrazem miasta i wszystkich jego mieszkańców wraz ze wszystkimi ich pragnieniami i niedociągnięciami.

Przede wszystkim jednak podobała mi się tematyka książki związana z mentalnością zespołową oraz "nieśmiertelną" lojalnością między rówieśnikami, z których wyśmiewano się od dzieciństwa . Czytając tę powieść możemy prześledzić jak podążają informacje w małym miasteczku, dowiedzieć się wiele o rodzicielstwie i relacjach rodzinnych, a wszystko to w cieniu hokeja, który rozwijał się, aż stał się czymś więcej niż tylko hobby. Stał się przyszłością nie tylko dla członków zespołu, ale dla wszystkich w mieście. To niezwykle interesujące. Momentami miałam wrażenie, że  ​​fabuła była zbyt piękna, aby była prawdziwa. Wtedy to głównie język był głównym sprawcą dramatu . Jest tu wiele wielkich słów, wiele uderzających zdań, co sprawia że nie możemy pozostać obojętni na rozgrywające się wydarzenia, nie ważne jak błahe by one nie były. 

Podsumowując, nadal jestem pod wielkim wrażeniem "Miasta niedźwiedzia". Oczywiście powieść ma pewne mankamenty, ale plusów było zdecydowanie więcej. Cieszę się, że jest to dopiero pierwsza część większej całości, gdyż już tęsknię za naszymi bohaterami oraz tym małym, uroczym miasteczkiem. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak włączyć Netflix i przekonać się jak bardzo moje wyobrażenia i wizualizacje pokryją się z wyobrażeniami producentów serialu. Mam nadzieję, że uda mi się rozpoznać wszystkich "zawodników" na małym ekranie. A jeśli nie? To wtedy nie pozostanie mi nic innego jak czekać na kolejny tom. Mam nadzieję, że niezbyt długo. Polecam. 

 

Tytuł : "Miasto niedźwiedzia"

Autor : Fredrik Backman

Wydawnictwo : Sonia Draga

Data wydania : 28 października 2020

Liczba stron : 488

Tytuł oryginału : Björnstad

 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 
 
 


 

 

 

"We mgle" Lisa Gray

"We mgle" Lisa Gray

 "We mgle" to znakomity debiut, którego akcja rozgrywa się w Kalifornii, a napisany został przez autorkę, która jest Szkotką. Prywatnie uważam, że szkoccy twórcy mają najwięcej do powiedzenia i w większości robią to w wielkim  stylu. Książka ta jest wstępem do nowej serii o detektyw Jessice Shaw i chociaż niezbyt przypadła mi ona do gustu to przypomniałam sobie, że często potrzebowałam trochę  więcej czasu, aby przekonać się do niektórych z bohaterów. Wierzę, że i tym razem będzie podobnie.
Jessica Shaw jest samotniczką, podróżuje po kraju (po nagłej śmierci jej ukochanego ojca), udając się tam, gdzie zabiera ją praca, ale kiedy otrzymuje anonimowy e-mail o dziecku, które zaginęło 25 lat wcześniej, jest w szoku, gdy rozpoznaje w małej siebie. Kiedy przybywa na miejsce zdarzenia, odkrywa, że ​​jej matka, piękna dziewczyna z baru z trudną przeszłością, została brutalnie zamordowana tej samej nocy, kiedy porwano dziewczynkę. Najciekawsze, a zarazem najtragiczniejsze w tej historii jest to, że nikt nie został aresztowany. Nikt nie odpowiedział za tę zbrodnię. 

Jessica Shaw, prywatna detektywka, przywykła do anonimowych cynków. Ale ten wprawia ją w osłupienie: na zdjęciu przedstawiającym porwaną dwadzieścia pięć lat temu trzylatkę rozpoznaje… samą siebie. To jednak dopiero początek sekretów. Gdy w poszukiwaniu prawdy o swojej przeszłości Jessica udaje się do mrocznej części Los Angeles, zaskoczona odkrywa, że w noc jej zniknięcia zamordowano jej biologiczną matkę. Zabójca nigdy nie został ujęty, a w toczonym wówczas śledztwie jest wiele niejasności.


 Już na wstępie wam powiem, że nasza główna bohaterka, jest osobą która może wam nie przypaść do gustu. Ciągle się zastanawiam dlaczego autorzy robią ze swoich postaci chodzące patologie. Czy naprawdę nie ma na tym świecie policjantów, komisarzów, dziennikarzy czy zwykłych ludzi, którzy nie mają problemów osobistych? Ostatnimi czasy cały czas trafiam na alkoholików, ofiary przemocy domowej, psychopatów i narkomanów. A co się stało z detektywami na miarę Sherlocka Holmesa? Inteligentnymi dżentelmanami, którzy nie zamierają swoich osobistych dramatów do pracy? Jessica Show znakomicie wpasowuje się w nurt policyjnych nieudaczników. Jej największą przywarą jest (jak to mój ojciec nazywał) "tumiwisizm" oraz "pijaństwo". Pije naprawdę na potęgę. Poznając jej historię powoli zaczynałam ją rozumieć, jednak nie dostała mojego rozgrzeszenia. Nie lubię słabych postaci, nie ważne jak byłyby inteligentne czy zdeterminowane. Jessicę tolerowałam ponieważ była główną bohaterką niesamowicie ciekawej i świeżej historii, która wciągnęła mnie od samego początku. Całe szczęście autorka zadbała o to byśmy mieli czas na odpoczynek od wymagającej pani detektyw i stworzyła Jasona Pryca. Jego z kolei udało mi się pokochać i mam wielką nadzieję, że pojawi się w kolejnych tomach. Jason to weteran policji z Los Angeles, który zajmuje się morderstwem młodej kobiety w obskurnym motelu. Czy sprawa z przeszłości ma coś wspólnego z prowadzonym przez niego śledztwem? 

"We mgle" to jedna z tych książek, które są bardziej tajemnicze niż ekscytujące. I to bardzo przemawia na jej korzyść. Kiedy Jessica przyjeżdża do małego, spokojnego miasteczka , gdzie będzie się toczyć większość fabuły, atmosfera się zagęszcza. Tak to jest gdy mamy do czynienia z zamkniętą społecznością, gdzie każdy każdego zna a brudy pierze się publicznie. Jedno muszę wam powiedzieć : na brak podejrzanych nie będzie można narzekać a suspens zbudowany przez autorkę jest wielce zadowalający i trzymał mnie w napięciu do samego końca. Końca, który okazał się wielce zaskakujący. Owszem jest to również jedna z tych książek, które opierają się na zbiegach okoliczności, jednak tym razem były one wiarygodne. Jednak zdecydowanie największym plusem tej książki, jest fakt że tworzy ona jedną, kompletną całość. Czytelnik dostaje dwie historię, dwie rozwiązane zagadki i sam może zdecydować czy ma ochotę na więcej, czy też już mu wystarczy. Jak z pewnością sięgnę po kolejną część, gdyż podoba mi się styl Lisy Gray i uważam iż jako debiutantka wykazała się wielką pomysłowością. Jest to jedna z tych autorek w którym widać potencjał. Z pewnością kolejny tom okaże się jeszcze lepszy. 

Lisa Gray przykłada dużą wagę do budowania odpowiedniej atmosfery. Z pewnością należy do grona tych twórców, którzy widzą świat w ciemnych barwach. ( Może właśnie stąd wynika alkoholizm naszej głównej bohaterki? ) W książce dużo jest opisów, niektóre mogą zajmować nawet kilka stron. Zwróciłam uwagę na to, że autorka dostrzega brzydotę w prawie wszystkim na co zwraca uwagę. Również większość postaci, szczególnie tych statystujących, opisanych jest w negatywny sposób. Przykładem jest chociażby barmanka, której twarz pełna jest blizn po trądziku , jej silikonowe piersi wylewają się z uniformu w stylu gwiazdy porno a paznokcie straszą sztucznością. Oberwało się nawet stołkowi barowemu z którego wyłazi  gumowa poduszka co wygląda jak pęknięty pryszcz. Nie pamiętam czy dokładnie przytoczyłam te porównania, jednak możecie wyłapać kontekst o który mi chodzi. Wszystko to sprawiło, że poczułam się jak w krainie wszechobecnej brzydoty. Wyjątkowo mi to nie przeszkadzało biorąc pod uwagę tragiczne historie, które się tam wydarzyły. 

Muszę przyznać iż "We mgle" było dla mnie powiewem świeżości, nowatorskim podejściem do funkcji detektywa specjalizującego się w poszukiwaniu zaginionych, gdyż tym razem to on jest swoim własnym klientem. Brzmi zagadkowo i skomplikowanie? Bo takie właśnie jest.
Bardzo podobała mi się ta książka i polecam ją każdemu, kto lubi tajemnice,  historie rodzinne czy kryminały proceduralne (choć samego śledztwa jest to niewiele). Można się tutaj również dopatrzyć elementów thrillera psychologicznego. Nie jestem pewna dokąd zmierza Jessica Shaw, ale jestem bardzo ciekawa dokąd zabierze ją autorka. Polecam. 


Tytuł : "We mgle"

Autor : Lisa Gray

Wydawnictwo : Burda Książki

Data wydania : 29 kwietnia 2020

Tytuł oryginału : Thin Air

 

 

Za możliwość przeczytania książki i jej zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu :  


 


'Kiedy spałaś" Liz Lawler [PRZEDPREMIEROWO]

'Kiedy spałaś" Liz Lawler [PRZEDPREMIEROWO]

 Jakiś czas temu usłyszałam pewną historię, która jednak może okazać się jedną z urban legen. Dziewczyna budzi się w wannie pełnej lodu. Ma przed sobą telefon komórkowy i doczepioną do niego wiadomością "jak się obudzisz zadzwoń do szpitala. Wycięliśmy Twoją nerkę i potrzebna Ci natychmiastowa pomoc medyczna". Jak tylko przeczytałam opis zamieszczony na okładce książki, przypomniała mi się właśnie ta opowieść. I kolejny raz przez moje ciało przeszedł dreszcz. Wyobraziłam sobie jakie to musi być okropne uczucie, kiedy budzimy się w obcym miejscu, a nad nami nachyla się psychopata, który opowiada nam o strasznych rzeczach, które nam zrobi. Potem jest tylko ciemność. Kiedy kolejny raz otwieramy oczy okazuje się, że leżymy na parkingu. Wokoło są ludzie, światło, dźwięki. Jednak w naszej głowie nadal rozpamiętujemy to co się wydarzyło. Lecz jak o tym opowiemy to wydaje się nierealne...nawet dla nas samych. Czy dziwi nas, że nikt nam nie chce uwierzyć? Dla mnie taka sytuacja byłaby jednym z najgorszych koszmarów, które mogłyby mi się przytrafić. A jak poradziła sobie z tym horrorem nasza bohaterka?

 

Nikt nie chciał jej uwierzyć. Najłatwiej było uznać ją za niepoczytalną.Doktor Alex Taylor budzi się na stole operacyjnym. Jest unieruchomiona. Tuż nad nią stoi lekarz ukryty za maską chirurgiczną. Nie zna go, ale z przerażeniem stwierdza, że ma on zamiar ją skrzywdzić. I w chłodny, metodyczny sposób opowiada, w jaki sposób to zrobi. Zanim Alex zdąży zawołać o pomoc, dostaje kolejną dawkę znieczulenia.Kobieta zostaje znaleziona w środku nocy na szpitalnym parkingu. Kiedy budzi się po raz kolejny pośród życzliwych sobie osób, natychmiast zgłasza atak i gwałt. Jednak policja sceptycznie odnosi się do jej opowieści. Uważa, że Alex jest ofiarą ataku sadystycznego psychopaty. 



"Kiedy spałaś" jest jedną z tych książek, które zaczynają się od wielkiego wybuchu. Zazwyczaj kiedy autorzy zrzucają bombę już na samym początku, mają później problemy z utrzymaniem właściwego tempa. Akcja staje się coraz wolniejsza, napięcie spada, a czytelnik zostaje z zawiedzionymi nadziejami. Liz Lawler udaje się jednak uniknąć pułapki "wejścia smoka". Faktem jest, że powieść zaczyna się ostro, a czytelnik (choć stara się tego nie robić), nie jest w stanie nie utożsamić się z główną bohaterką. Bycie Alex, było dla mnie nowym, chorym i niestabilnym doświadczeniem. Nigdy się nie zastanawiałam jak to jest być zabawką w rękach szaleńca. Dlatego też na początku traktowałam tę książkę jak literaturę fantastyczną, coś co nie ma racji bytu, gdyż takie historie nie mogę się zdarzyć w realnym świecie. Jednak wraz z rozwojem fabuły, kiedy zaczęły pojawiać się nowe ofiary i nowe okoliczności, zdałam sobie sprawę, że historia Alex wcale nie jest czymś wyjątkowym. Wystarczy sięgnąć po gazety, otworzyć przeglądarkę czy obejrzeć wiadomości telewizyjne. Z mediów poznamy ofiary szaleńców : kobiety przetrzymywane latami w piwnicy, dzieci uprowadzone do burdelów i wielu innych ludzi których spotkało nieszczęście spotkania na swojej drodze psychopaty. Kiedy otworzyłam oczy na to co się wokół mnie dzieje, zaczęłam traktować tę powieść bardziej poważnie. Już nie była dla mnie zwykłym thrillerem lecz opowieścią o ofiarach i ich katach, skondensowaną historią porwań i terroru. Autorce przez cały czas udało się utrzymać odpowiednie tempo a ostatnie 25 procent książki jest istnym emocjonalnym rollercoasterem, gdzie dzieje się tak wiele, że momentami wydawało się to nierealne. Tak, Lawler w końcówce może trochę poniosło, ale zdecydowanie można jej to wybaczyć, gdyż sam temat porwań i znęcania się wzbudza tak wielkie emocje, że nasza wyobraźnia podsuwa nam coraz to nowe , gorsze scenariusze. 

"Kiedy spałaś" to książka, którą można przeczytać na jednym posiedzeniu. Pod wieloma względami to typowy thriller psychologiczny, ale był on niesamowicie groźny i brutalny za co daję mu dodatkowe punkty . No i oczywiście za nieprzewidywalność- niekoniecznie na poziomie „kto to zrobił”, chociaż Liz Lawler świetnie sobie radzi z zaciemnianiem rzeczy - ale bardziej dlatego, że w ogóle nie wydawało się, że coś się ułoży naszemu głównemu bohaterowi.A czy tak się stało? By dostać odpowiedź na to pytanie musicie przeczytać książkę, bo ja już nic więcej nie zdradzę. W każdym razie powieść ta ma to "coś", czego szukam w tym gatunku. Wyobraź sobie, że zostałeś napadnięty, ale nikt ci nie wierzy. Wyobraź sobie, że na każdym kroku wyglądasz na coraz bardziej niezrównoważonego, ale wiesz, że tak nie jest. Właśnie ta tajemnica i zaciemnienie rzeczywistości w połączeniu z niezbyt wiarygodnym głównym bohaterem, sprawiły że ta książka była rewelacyjna. Czytając zwróciłam również uwagę na to, że postacie w większości zachowywały się rozsądnie, biorąc pod uwagę okoliczności. Gdybym już musiała się do kogoś przyczepić to byłby to jeden z policjantów, który był po prostu zbyt karykaturalny. Ale to jedna postać z całej plejady. "Kiedy spałaś" to świetna lektura, jednak zdecydowanie polecam czytać ją w swojej strefie komfortu - nie mam problemu z poleceniem jej fanom tego gatunku, choć może nie oferować niczego wyjątkowego , to jest znakomicie napisana i oferuje dobrą, wiarygodną historię. 

Najbardziej w tej książce podobało mi się jednak to, w jak przekonujący i bezpośredni sposób pokazała procesy manipulacji człowiekiem oraz jak łatwo jest z ofiary zrobić kata. Nie zdradzę zbyt wiele z fabuły jeśli powiem, że to właśnie Alex była podejrzewana o to, że jest seryjnym mordercą kobiet. Trochę trudno mi było uwierzyć w to, że to akurat ona miałaby zabijać, bo w sumie jaki miałaby motyw? Szaleństwo?  Nie rozumiałam również dlaczego jej rodzina nie wierzy i poddaje w wątpliwość to co ją spotkało. Było to przerażające. Bliscy powinni nas wspierać, podtrzymywać na duchu, pocieszać a czasem nawet kłamać dla nas. Tutaj było odwrotnie. Alex była podejrzewana, traktowana z przymrużeniem oka, a nawet poddawana ostracyzmowi. Całe szczęście koniec książki dał mi odpowiedzi na większość z moich pytań i były one więcej niż zadowalające. 

Jeśli już podczas czytania pierwszych rozdziałów nie ruszysz się na skraj swojego fotela bądź też nie skulisz pod kocem to wiedz że, coś jest z tobą nie tak. Może jesteś typowym psychopatą?  Wiecie dlaczego ta książka jest przerażająca? Ponieważ gra na ludzkich strachu przed przebudzeniem się podczas operacji. (Kto z nas o tym nie myślał)?   Dzięki skomplikowanej fabule i niewiarygodnej bohaterce, zabierze Cię w szaloną przejażdżkę, której celem jest dowiedzenie się prawdy. Liz Lawyer zdołała sprawić, że podejrzewałam niemal każdego i chociaż czułam, że rozwiązanie zagadki było odrobinę naciągane, to byłam tak pochłonięta lekturą, że nie mogłam odłożyć książki, dopóki nie dotarłam do całkiem satysfakcjonującego końca. Fabuła jest genialnie skonstruowana i niesamowicie sprytna. Zdecydowanie polecam.


Tytuł : "Kiedy spałaś"

Autor : Liz Lawler

Wydawnictwo : Kobiece 

Data wydania : 24 lutego 2021

Tytuł oryginału : Don't wake up

 

 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 
 
 
 

 

 

 

 


"Żona więźnia" Maggie Brookes [PRZEDPREMIEROWO]

"Żona więźnia" Maggie Brookes [PRZEDPREMIEROWO]

 Czy wy też macie tak, że by do końca zrozumieć i w pełni cieszyć się książką, musicie przeczytać ją w odpowiednim czasie? Oczywiście wiem, że terminy gonią, na księgarnianych półkach pojawiają się coraz to nowe pozycje i szkoda byłoby sobie porobić zaległości, jednak moim zdaniem nieodpowiednia lektura w nieodpowiednim czasie może być jedynie katastrofą. Dlatego też dość długo się zastanawiałam czy naprawdę chcę zrecenzować powieść Maggie Brookes. Właśnie się dowiedziałam, że tu gdzie mieszkam przedłużono lockdown o kolejne 9 tygodni, liczba przypadków (chyba nie muszę mówić czego) nie maleje a na dodatek jest zimno. Takie okoliczności niezbyt sprzyjają czytaniu lektury wojennej czy obozowej. Jednak jak tylko otworzyłam paczkę i zobaczyłam tę piękną okładkę to widziałam, że przepadłam. Pierwszych kilka stron tylko mnie w tym przekonaniu utwierdziło. Jak już zaczęłam czytać tak nie mogłam się oderwać dopóki nie skończyłam. 

Życie Izabeli, charakternej Czeszki z Vražnégo, zmienia się z dnia na dzień wraz z pojawieniem się brytyjskiego jeńca wojennego, kaprala Billa Kinga. Ukrywany przed rodzicami związek, zorganizowany naprędce ślub – Bill nie potrzebował czasu, aby zrozumieć, że życie z Izabelą będzie dalekie od nudy. Nie spodziewał się jednak, że potoczy się ono w taki sposób. Świeżo upieczeni nowożeńcy organizują ucieczkę, ale wpadają w ręce nazistów. Izabela, przebrana w mundur żołnierza, trafia wraz z Billem do niemieckiego obozu w Lamsdorf. Ukrywa swoją płeć oraz świadomie skazuje się głód, cierpienie i upokorzenie. A także na ciągły strach przed zdemaskowaniem. 


Izabela wraz z młodszym bratem i matką, samotnie prowadzą gospodarstwo. Jej drugi brat wraz z ojcem uciekli w góry i dołączyli do antyniemieckiej partyzantki. Dziewczyna jest niezwykle samotna. Jej dni są długie, monotonne i wypełnione lękiem o rodzinę. Tęskni za spotkaniami z rówieśnikami, za potańcówkami i normalnością. Kiedy niemiecki żołnierz przyprowadza jeńców, którzy mają pomóc przy żniwach, Izabela odbiera to jako światełko w tunelu. W końcu pozna kogoś nowego, w końcu coś się dzieje. W najśmielszych snach młoda Czeszka nie oczekiwała, że wraz z więźniami przyjdzie miłość. Ci którzy śledzą mojego bloga pewnie wiedzą, że nie lubię historii opartych na ista miłości, gdzie wszystko toczy się w iście ekspresowym tempie. Zdecydowanie wolę jak autorzy dają mi i bohaterom czas na poznanie się. Jednak muszę przyznać, że tym razem fakt , iż dwójka młodych zakochała się w sobie od pierwszego wejrzenia, mnie nie raził a wręcz przeciwnie... było to naturalne. Wyobraźcie sobie , że żyjecie w czasach wojennej zawieruchy. Wasi bliscy walczą na froncie, gdzie codziennie może ich dosięgnąć przypadkowa kula. Zdajecie sobie sprawę, że większość młodych chłopców zginie w obronie ojczyzny. Lęk sprawia, że zaczynacie łaknąć bliskości, szczęścia i miłości. Podświadomie szukacie kogoś kto was obroni przed najeźdźcą. Moim zdaniem właśnie to przydarzyło się Izabeli. Na samym początku dziewczyna w ogóle nie znała języka angielskiego, więc było oczywiste że do Billa Kinga czuła pociąg fizyczny, co zdarza się bardzo często. Na pewno zdarzyło wam się iść ulicą i zobaczyć przystojnego mężczyznę, któremu chętnie byście dały numer swojego telefonu, prawda? Więc kiedy jest chemia, to do miłości już bardzo blisko. Izabela pod pretekstem nauki języka angielskiego (oraz zbierania czereśni), zaczęła spędzać coraz więcej czasu z Brytyjczykiem. I stało się... instalove zebrała swoje żniwo, a ja o dziwo zaczęłam kibicować naszym bohaterom. 

Na księgarnianych półkach są miliony książek o II Wojnie Światowej, jeńcach wojennych czy obozach koncentracyjnych. Czasem tytuły te zlewają się w jedną, tragiczną całość, i ciężko jest znaleźć nową, oryginalną i poruszającą historię. "Żona więźnia", jak mówi wydawca jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, lecz moim zdaniem nie to było w niej najważniejsze i nie to sprawiło, że uważam ją za jedną z lepszych tego gatunku. Maggie Brookes umie pisać i rewelacyjnie wychodzi jej tworzenie specyficznej, mrocznej i przerażającej atmosfery, która kojarzona jest z wojną. Jak wiecie z notatki na odwrocie książki, nasi bohaterowie zostali złapani i osadzeni w obozie jenieckim . To co się tam wydarzyło z jednej strony do głębi mną wstrząsnęło a z drugiej sprawiło, że wróciła mi wiara w ludzi. Izabela, dla bezpieczeństwa, ścięła włosy i postanowiła udawać mężczyznę. W obozie dochowanie tajemnicy, szczególnie w baraku gdzie mieszkają setki ludzi, jest wprost niemożliwością. Dlatego też, licząc na uczciwość współwięźniów, małżeństwo wyjawiło swój sekret. Podziwiałam ich za odwagę . Ufając innym stawiali swoje życie w niebezpieczeństwie. Jak by któryś z SS-manów dowiedział się, że Izabela jest przebraną kobietą, to została by natychmiast oskarżona o szpiegostwo i rozstrzelana. To jak zachowali się osadzeni w Lamsdorf było piękne. Byli niczym jedna wielka rodzina, w której jeden stoi murem za drugim. Były tutaj momenty przy których łzy płynęły po moich policzkach niczym rzeki. Książka ta jest poniekąd hołdem dla ludzkości i pokazuje nam, że nawet w najczarniejszej godzinie znajdą się tacy , dla których honor jest najważniejszy. Bez względu na koszty. Podobało mi się również to w jak realistyczny sposób autorka przedstawiła realia życia obozowego i jak zręcznie wplotła w swoją historię fakty historyczne.  Sceneria, obrazy, brutalność, którą przepełnione jest  życie Izaeli i Billa  w kamieniołomach, a następnie podczas  Marszu, gdzie tysiące jeńców wlokło się noga za nogą, szukając drogi na końcu której nie było żadnego "celu". Byli oni terroryzowani przez nazistowskich strażników, poruszali się w coraz większym strachu, w dziurawych butach i prowizorycznym obraniu. Dziesiątkowała ich gangrena , trzebił głód i wyroki śmierci oraz wojna, która zmieniła już kierunek. 

Jednak nie da się ukryć iż to miłość gra w tej historii pierwsze skrzypce. Uwielbiałam zarówno Billa, jak i Izabelę, których romans był prawdziwy, ponieważ wykuto go w horrorze: najpierw w zwodniczym  spokoju czeskiego gospodarstwa kiedy dookoła huczała wojna, potem w obozie pracy gdy groźba Rosjan była wypowiadana szeptem z ucha na ucho. W końcu  zdali sobie sprawę, że wkroczyli do wszechświata, w którym najdelikatniejsze dotknięcie dłoni lub spojrzenie jest wszystkim, co ich podtrzyma przy życiu. Codziennie rano budzą się  ze świadomością, że to właśnie ten dzień może wymagać największej ofiary w obronie drugiego, tak aby ich związek stał się silniejszy , silniejszy niż małżeństwo, silniejszy niż sama śmierć. 

Skończyłam tę książkę o 3 nad ranem a potem, oczywiście, nie mogłam spać. Zbyt wiele  przebiegało przez moją głowę, przetwarzając i ponownie angażując myśli. Bohaterowie wciąż rozmawiali ze sobą, a krajobraz był  zimny jak mróz wczesnej wiosny, lecz od czasu do czasu zaświeciło również słońce. Wciąż byłam pod wrażeniem talentu autorki, jej dbałością o szczegóły oraz samą historią, która trafia w serce. "Żona więźnia" było najbardziej wyrazistym portretem kobiety w męskim świecie z jakim kiedykolwiek się spotkałam. Zdecydowanie polecam. 



Tytuł : "Żona więźnia"

Autor : Maggie Brookes

Wydawnictwo : Kobiece

Data wydania : 24 luty 2021

Liczba stron : 496

Tytuł oryginału : Prisoner's Wife

 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 
 
 
 

 

 

 

 

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger