"Czas na obiad. 100 pomysłów na odżywczy posiłek" Viola Urban

"Czas na obiad. 100 pomysłów na odżywczy posiłek" Viola Urban

 W ostatnich miesiącach, za względu na nieustającą pandemię koronawirusa, życie wielu ludzi diametralnie się zmieniło. Najpierw zamknięte zostały bary i restauracje, potem miejsca pracy. Zaczęliśmy pracować z domu. Niektórzy zauważyli, że mają więcej czasu , więc zaczęli bardziej dbać o zdrowie. Inni z braku innych opcji, musieli nauczyć się gotować. Ale jak to zrobić, żeby było smacznie i do tego zdrowo? W moim życiu , nawet pomimo okoliczności, zmieniło się niewiele. Nadal jestem ciągle w biegu a czasu na przygotowanie posiłku jest mało. A przecież trzeba jeszcze wymyślić na co będzie miała ochota cała rodzina. Dlatego książki kucharskie są u mnie w domu nieodzowne. "100 przepisów na obiad" było dla mnie tym, czym odkrycie Ameryki było dla Krzysztofa Columba. Wymyśliłam nawet zabawę, w którą bawiła się moja gromadka. Tuż przed wyjściem do pracy zostawiałam książkę na stole i osoba, która pierwsza weszła do kuchni miała prawo wybrać obiad, który będzie gotowany. Powiem, że czasami posiłki były dla mnie nie lada wyzwaniem, jednak tych kilka które zrobiłam okazały się rewelacyjne w smaku i cudnie wyglądały na talerzu. 


Viola Urban jest dietetykiem medycznym i absolwentką Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, którą lekkie pióro popchnęło w stronę publicystyki.Na dodatek nasza autorka uwielbia jedzenie i to od każdej strony. Lubi o nim pisać, rozmawiać, oglądać  i fotografować a jej książki kulinarne są odpowiedzią na zmieniające się gusta konsumentów. Mamy coraz mniej czasu ? Proszę bardzo oto śniadania w 15 minut. Restauracje są coraz droższe, albo zostały zamknięte i sami musimy o siebie zadbać? Odpowiedzią Urban jest Dieta na wynos, 100 przepisów na zdrowy lunch”. Zbliża się zima i nie chcemy przybrać na wadze lecz jednocześnie mamy ochotę na coś sycącego ? Również i tutaj autorka nie zawodzi i serwuje nam aż sto przepisów. Czyli zimę mamy obstawioną . 

Zawsze miałam problemy z planowaniem posiłków. W każdą niedzielę starałam się wybierać dania na następny tydzień, jechałam do supermarketu i kupowałam wszystkie składniki. I zawsze, ale to zawsze, gdzieś w okolicach czwartku lodówka okazywała się pusta (brzuszek męża za to podejrzanie coraz bardziej odstawał). Pewnego dnia się poddałam. Czytając wstęp do niniejszej książki pomyślałam sobie, że może jest dla mnie jeszcze nadzieja. Autorka przekonująco opisuje jak planować posiłki,robić zakupy i przechowywać żywność. Niby nie było to dla mnie niczym nowym, jednak spojrzałam na gotowanie z zupełnie innej perspektywy. Bardziej jak strateg, nie jak kucharz. 


Choć parę książek kucharskich już w swoim życiu przerobiłam, tak tak okazała się niezwykle oryginalna już na samym wstępie. Rozdział pierwszy zatytułowany :Buliony, sosy i marynaty, już sam w sobie jest doskonałą inspiracją do zrobienia pysznego obiadu. To z niego uczymy się jak przygotować nasze mięso, warzywa czy ryby, jak doprawić, na jak długo odstawić i co do czego pasuje. Poznałam parę nowych przepisów na sałatkowe dressingi, które okazały się bardzo smaczne. Ponieważ nasza autorka jest dietetykiem, jej przepisy również są dietetyczne. Uwierzcie mi po tych daniach nie przytyjecie, a możecie zdrowo schudnąć. A jeśli liczycie kalorie to zadanie to będzie jeszcze ułatwione, gdyż w książce do każdego posiłku, podane są tabele kaloryczne. Ja byłam wprost uszczęśliwiona. Okazało się , że nowa odchudzona wersja sosu Cezar ma o ponad połowę kalorii mniej od tej oryginalnej, a smakuje dokładnie tak samo. Nawet mąż, który zawsze kręci nosem na moje fit przepisy, nie zauważył różnicy. Jedną z marynat, których zrobienie wypróbowałam była marynata azjatycka. Użyłam jej do kurczaka z woka, na ryżu. Wyszło cudownie i lekko. 

Kolejny rozdział to tak zwane pierwsze dania czyli coś co misie lubią najbardziej czyli wszelkiego rodzaju zupy. Przyznam się bez bicia, że myślałam iż o zupach wiem już wszystko. Posiadam tyle książek, od tradycyjnych aż do ramen, że mogłabym otworzyć zupną bibliotekę. Jednak Pani Violi Urban udało się mnie zaskoczyć. Mówię tutaj o zupie kokosowej z bocznikami i krewetkami. Choć składniki są dość niecodzienne i trudne do zdobycia, szczególnie poza sezonem, tak warto się postarać i przeczesać miasto , bo danie to smakuje po prostu rewelacyjnie, jednocześnie tradycyjnie i egzotycznie, słodko i ostro. Byłam wprost zachwycona, podobnie jak cała moja rodzina. Niestety nie miałam czasu wypróbować innych przepisów na pierwsze dania ale nazwy każdego z nich brzmią jak muzyka dla mojego żołądka. 

Kolejny rozdział ( i kilka kolejnych)jak się możecie domyślić to dania główne, choć i one zostały podzielone na te z pieca, na słono i słodko. Dużo tutaj ryżów , kasz i makaronów. Mięso pojawia się niezwykle rzadko, i zazwyczaj jest to kurczak. Mi to osobiście nie przeszkadzało gdyż nie przepadam za czerwonym mięsem. Jest za to dużo warzyw i przypraw, przepisy są zróżnicowane i z pewnością każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Pojawiają się dania azjatyckie jak nutter masala czy typowo śródziemnomorskie. Chciałam wam polecić spaghetti ze szparagami, żółtkiem i wędzonym tofu. Naprawdę rewelacyjne i łatwe w przygotowaniu. Z kolei moje dzieci bardzo polubiły afrykański gulasz z masłem orzechowym . Pewnie się domyślacie dlaczego ? 

Z dań na słodko polecam jaglane kluski twarogowe z owocami. Zdobędą serce każdego . Jednak przy tym daniu musicie uzbroić się w cierpliwość i pilnować zegarka . Osobiście dwa razy spaliłam kaszę, zanim mi coś z niej wyszło, ale naprawdę było warto. 

 "Czas na obiad. 100 pomysłów na odżywczy posiłek"to cudowna, inspirująca i oryginalna książka, która dostarczy wam pomysłów na niecodzienny obiad. Myślę, że każdy kto choć trochę zna się na gotowaniu będzie w stanie zrobić większość z tych przepisów. W dzisiejszych czasach , kiedy tak dużo mówi się o zdrowiu i odporności, powinniśmy pomyśleć o naszej diecie. To co było dobre 50 lat temu, niekoniecznie służy nam dziś. Przeglądając przepisy byłam zaskoczona tym, że praktycznie każde danie da się zrobić w wersji fit. Te , które zrobiłam wyszły naprawdę dobrze. Było kolorowo, sycąca i smacznie. "100 przepisów na obiad" jest nie tylko gościem w mojej kuchni lecz powoli staje się jednym z domowników. Zdecydowanie polecam. 


Tytuł : "Czas na obiad. 100 pomysłów na odżywczy posiłek"

Autor : Viola Urban

Data wydania : 3 czerwca 2020

Liczba stron : 240 

 

 

Tę oraz wiele innych książek kucharskich znajdziecie na półce księgarni internetowej :
https://www.taniaksiazka.pl/
 

 

 

"Czas grzechu" Anna Sakowicz

"Czas grzechu" Anna Sakowicz

    W szkole średniej historia była jednym z tych przedmiotów, które obniżyły moją średnią maturalną. Lekcje były nudne, czysto teoretyczne, a nauka w domu ograniczała się do wkuwania dat, nazwisk i miejscowości w których toczone były bitwy i podpisywane rozejmy. Wiele lat później wybrałam sobie studia (dziennikarstwo), na których historia była jednym z obowiązkowych przedmiotów. I wtedy, bardzo zadziwiające zjawisko, przedmiot ten mnie zachwycił i przemówił do mnie ustami cudownego profesora, specjalisty od historii Polski XIX wieku. Wykładał cudownie, z wielkim zaangażowaniem i werwą. Uśmiechał się do nas nieopierzonych i głupich studenciaków, a jego oczy błyskały przyjaźnie zza grubych okularów. Siedziałam na jego zajęciach jak zaczarowana. To właśnie w tamtym okresie pokochałam powieści historyczne. To właśnie z nich mogłam dowiedzieć się jak żyli moi przodkowie, co jedli, jak mieszkali. w co się ubierali a nawet o czym myśleli. Myślę, że autorka niniejszej książki musi uwielbiać historię, gdyż w 100 procentach udało jej się odzwierciedlić atmosferę Gdańska sprzed wielu lat. Miasta wielu kultur, zawodów i walut. Od razu zakochałam się i w tym mieście i w jego mieszkańcach. Nawet tych niekoniecznie dobrych. 


Jest 1916 rok. Paweł, syn introligatora Antoniego i jego żony Elżbiety, ginie w wypadku pod kołami powozu. Katarzyna, Stasia, Julia i Piotr, rodzeństwo Pawła, sami muszą poradzić sobie z żałobą, bo rodzice coraz bardziej się od nich oddalają ojciec poświęca się pracy, a matka zatraca się w smutku. Antoni Jaśmiński pragnie dobrze wydać za mąż dorastające córki. Dla najstarszej znajduje syna niemieckiego antykwariusza. Czy nowoczesna i marząca o pracy w Gazecie Gdańskiej Katarzyna podda się woli ojca? I jaką cenę przyjdzie jej za to zapłacić? Co pocznie potulna Stasia, kiedy Antoni wskaże kandydata do jej ręki? Julia, której los poskąpił urody, boi się, że nigdy nie znajdzie męża. Piotr marzy o seminarium.

 


Choć "Czas grzechu" jest typową powieścią historyczną, nie da się ukryć iż jest to również książka, której zadaniem jest przedstawienie czytelnikom , jak ewoluowały poglądy na temat równości kobiet i mężczyzn w Polsce XX wieku. Muszę przyznać, że nam samym początku byłam zbulwersowana. Powieść ta zrobiła na mnie wrażenie szowinistycznej, antykobiecej i po prostu niesmacznej.  Sakowicz nawet nie starała się bronić czy usprawiedliwiać naszych bohaterek. Były niczym marionetki na końcu sznurków kierowanych przez męskie dłonie. Ja zostałam wychowana w rodzinie w której to paradoksalnie kobiety mają więcej do powiedzenia. Tata, jako rodzynek, trzyma się na uboczu i stara nie wchodzić w drogę. To oczywiście jest żart, jednak nie wyobrażam sobie, żeby w moim domu ktokolwiek traktowany był przedmiotowo lub gorzej od innych. Oczywiście wiedziałam, że kobiety dostały prawo wyborcze dopiero kilkadziesiąt lat temu, jednak nigdy tak naprawdę się nie zastanawiałam nad tym jak były traktowane przez swoich ojców, mężów czy współpracowników (o ile oczywiście mogły pracować). Czytając tę książkę zdałam sobie sprawę z własnej ignorancji. Głównym bohaterem jest introligator Antoni i jego trzy interesujące i cudowne córki : Katarzyna, Stasia i Julia. Głównym celem mężczyzny jest wydać je dobrze za mąż, czym ma zapewnić im przyszłość. Tego co wyszło z jego planów matrymonialnych nie zdradzę, jednak niektóre z nich doprowadziły do prawdziwych tragedii, których skutki będą towarzyszyć ich ofiarom aż do samej śmierci. Każda z dziewczyn przeżyła coś, co zazwyczaj nie spotyka zwykłych śmiertelników. Były zakochane, zdradzone, poniżone, bite i całowane. Musiały korzystać z pomocy prywatnych detektywów, spotykały się w podejrzanych spelunach z równie podejrzanymi typami a nawet uciekały z domu. Ich życie nie było usłane różami, a to za sprawą mężczyzn. I to najbliższych członków rodziny. Na początku XX wieku w Polsce , oraz w Gdańsku, który był jeszcze wolnym miastem, nadal panowało przekonanie, że kobieta jest innym gatunkiem, gorszą istotą, która nie potrafi myśleć samodzielnie, dlatego to ojciec lun później małżonek , muszą podejmować za nią wszystkie istotne decyzje. Niektóre szownistyczne teksty sprawiały, że się wprost we mnie gotowało jak ten " co ona musiała zrobić , czym tak wkurzyła swojego męża, że aż musiał ją pobić". Prawda, że się otwiera nóż w kieszeni? Otworzył się jeszcze bardziej jak włączyłam telewizor i zobaczyłam, że chcą nam odebrać wolność i możliwość decydowania o własnym ciele. Wiecie co? Tak naprawdę to niewiele się zmieniło przez te ostatnie sto lat. Jednak w tej książce pojawia się iskierka nadziei. Nasze bohaterki (a przynajmniej niektóre z nich się buntują). Mają dosyć bycia ustawianą i podporządkowaną. Chcą wolności. Można wręcz powiedzieć, że powieść ta opowiada o początkach powstania polskiego ruchu feministycznego. Cudownie. 

Akcja powieści toczy się w Gdańsku, mieście w którym byłam zaledwie raz, jednak które pokochałam z całego serca. Jest to jedno z tych miejsc, które mogą się pochwalić ciekawą historią i jako jedno z zaledwie kilku polskich miast przez wieki było tyglem kulturowym , gdzie mieszało się wiele narodowości. Kultura gdańska, mimo niezaprzeczalnie północnoniemieckich źródeł, przez wieki wpływów stała się zupełnie odmienną, nową i swoistą formą cywilizacyjną, szeroko czerpiącą z rozmaitych wzorów. Przez stulecia świadomie lub nieświadomie włączano pierwiastki obce do kulturalnego krwiobiegu miasta. To tutaj wszystko to, co przynosili ze sobą nowi przybysze, stapiało się w nową jakość. Efektem tego były specyficzne i charakterystyczne odmienności obyczaju, stroju, architektury, a zwłaszcza języka. I odmienności te w tej książce widać, gwarę słychać a wielokulturowość buduje atmosferę, typową jedynie dla portowych miast. Antoni oraz jego córki są Polakami, Polakami którzy w Gdańsku czują się coraz mniej jak u siebie. Na ulicach coraz częściej słychać język niemiecki, ludzie wszelkich innych narodowości zaczynają być traktowani jak Ci drugiej kategorii. W powietrzu wisi widmo wojny. Pojawia się Józef Piłsudski, pojawia się falanga. Z początku nie zadawałam sobie sprawy jak wielką historyczną wartość posiada ta książka. Anna Sakowicz nie skupiła się jedynie na losach naszych bohaterów, lecz umiejscowiła ich w konkretnym kontekście historycznym i ukazała przemiany , który się dokonywały w tamtych czasach. Na początku każdego rozdziału znajdują się notki informujące jakie ciekawe wydarzenia przyniósł każdy kolejny rok. Ponieważ lubię książki, które uczą tak i ta sprawiła mi ogromną przyjemność. I jeszcze jedno : wzbudziła we mnie wiele patriotycznych uczuć (za sprawą Antoniego), z których istnienia w moim sercu nie zdawała sobie sprawy. 

Rzadko się zdarza, żebym taką samą miłością i przywiązaniem obdarzyła wszystkich bohaterów książki (tutaj ograniczę się do bohaterek), szczególnie jeśli byli od siebie diametralnie różni. Anna Sakowicz zrobiła coś co uwielbiam, stworzyła książkę zbudowaną na kontrastach. Nasze siostry, choć z jednej matki i z jednego ojca, są niczym ogień, woda i powietrze. Jedna jest buntowniczką, rodem z opowieści o walecznych sufrażystkach, druga ma naturę westalki dbającej o ognisko domowe, a trzecia jest bujającą w obłokach, odważną chłopczycą. Jednak wszystkie są inteligentne, wiedzą czego chcą (choć wiedzą też , że nie mogą tego zrealizować) i oddałyby za siebie życie. Ja niestety nie wiem jak to jest mieć siostrę , czy brata. Jestem jedynaczką więc bliźniacza miłość jest mi zupełnie obca. Jednak przyjemnie się czytało o rodzinie gdzie każdy stanie za drugą osobą murem. Można wręcz powiedzieć, że czułam tą miłość, czułam to przywiązanie, a to jest najważniejsze-wzbudzenie emocji w czytelnikach. Śmiałam się (rozmowy Antoniego z Hansem), płakałam, wzruszałam i zaciskałam palce ze złości. Aż się boję co będzie w kolejnych tomach, lecz z drugiej strony nie mogę się już ich doczekać. 

Anna Sakowicz nie jest zupełnie obcą mi autorką. Przeczytałam parę jej książek, i choć nie jestem fanką literatury obyczajowej i romansów, to bardzo miło je wspominam. Jednak "Czas grzechu" to coś zupełnie innego niż lekkie książki dla kobiet, które jednym uchem wpadają a drugim ulatują. To naprawdę epicka powieść historyczna, którą czyta się z zaangażowaniem i niesłabnącym zainteresowaniem. Jednocześnie bawi i uczy, wzrusza i przeraża. A na dodatek jest doskonale napisana. Polecam. 


Tytuł : "Czas grzechu"

Autor : Anna Sakowicz

Data wydania : 16 września 2020

Wydawnictwo : Poradnia K

Liczba stron : 464

 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :


 

 

 

"Królowa lalek" Piotr Górski

"Królowa lalek" Piotr Górski

 Komisarza Kruka poznałam już przy okazji poprzednich tomów i zawsze bardzo chętnie spędzałam z nim czas. Sięgając po "Królową lalek" czułam się tak, jak bym wyszła na kawę z dobrym znajomym.  Na dodatek (pewnie korzystając z ostatnich dni wolności przed zamknięciem kolejnych lokali) komisarz na naszą "randkę " zabrał mnóstwo swoich znajomych, przyjaciół wrogów i rywali. Pojawiły się również zupełnie obce, nowe osoby, które dodały książce jeszcze więcej kolorytu...lecz i sprawiły, że stała się nieco chaotyczna. Ale takie rzeczy można wybaczyć, szczególnie autorom których się lubi. I grafikom, którzy tworzą tak piękne okładki. I ludziom , którzy wymyślili cudownie mroczny tytuł i wszystkim tym, którzy sprawili, że  książka  ta trafiła do księgarni. I choć nie uważam, że jest to najlepsza część serii tak doskonale ja uzupełnia . 

 

Młoda kobieta po kłótni z mężem wychodzi nocą z przyjęcia. Po kilku godzinach zostaje znaleziona martwa przy trójmiejskiej obwodnicy, ze zmasakrowaną połową twarzy. Śledztwo prowadzi dwóch oficerów policji: podkomisarz Damian Paczulski i komisarz Sławomir Kruk. Po szeregu podjętych działań wydaje się, że zagadkę rozwiązano – znaleziono zarówno motyw, jak i sprawcę. Niespodziewanie na jaw zaczynają jednak wychodzić szczegóły, które grono znajomych ofiary oraz przebieg zdarzenia stawiają w nowym świetle. Rozwikłanie sprawy utrudnia fakt, że Kruk i Paczulski toczą ze sobą zimną wojnę. Nie wiedzą, że znajdą się w sytuacji, w której życie jednego będzie zależeć od lojalności drugiego. 


Lalki to zabawki, które towarzyszyły nam od zarania dziejów. Pierwsze pojawiły się już w czasach starożytnych,  były kamienne, czasem drewniane czy metalowe. Jedne służyły do rytuałów, inne do zabawy. Wraz z rozwojem cywilizacji również i lalki przeszły swoista ewulucje. Dziś te najdroższe,  mają prawdziwe , ludzkie włosy i są ubrane w ciuchy od znanych projektantów. Są też takie, które przypominają ludzi, mówią,  są ciepłe a czasem nawet posiadają genitalia. Ja osobiście nigdy nie przepadałam za lalkami, a marionetek to unikałam jak diabeł wody święconej. Wpływ na to miało zapewne moje zamiłowanie do horrorów, których twórcy upodobali sobie te zabawki do straszenia widzów. Jeśli oglądaliście "Annabelle" to będziecie wiedzieli o co mi chodzi. Najnowsza książka Kruka nazywa się właśnie "Królowa lalek". Jak tylko wpadł mi on w oczy to przeszły mi ciarki po plecach. Wyobraziłam sobie Królową marionetek, która siedzi na swoim tronie i pociąga za sznurki. Muszę przyznać,  że miałam wielkie oczekiwania co do tej pozycji, nawet większe niż powinnam. Zaczęło się bardzo dobrze, od odnalezienia ciała zamordowanej dziewczyny. Sprawa trafiła do komisarza Kruka, który miał znaleźć sprawcę.  Jednak tym razem od razu możemy zauważyć,  że Kruk nie jest w najlepszej formie. Już nie jest tym wilkiem, którego znamy z poprzednich tomów.  Jest mniej energiczny a bardziej zamyślony. Popełnia błędy, zachowuje się jak by coś go bardzo trapiło.  Momentami miałam ochotę zabawić się w domorosłego psychologa i poddać naszego śledczego psychoanalizie. Ale stwierdziłam, że to byłoby nie fair. Przecież  każdy z nas może mieć gorszy dzień prawda ? Może  Kruk tym razem nie dał  z siebie 110 procent,  jednak poznaliśmy innych, ciekawych bohaterów,  którzy zadbali o to by było napięcie, akcja , emocje i zwroty akcji. 


"Królowa  lalek" jest typowym "niesensacyjnym" kryminałem. Pisząc to mam na myśli, że nie będzie tutaj policyjnych pościgów, latających helikopterów, wybuchów czy padających jak muchy w ukropie trupów. Autor postanowił  zrezygnować z iście hollywoodzkich efektów na rzecz szczegółowego, drobiazgowego śledztwa. W książce tej możemy obserwować jak wygląda praca policjantów krok po kroku. Jak zbierane są dowody, przeprowadzane rozmowy ze świadkami,  jak przebiega cały proces typowania i wykluczania podejrzanych. Dodam jeszcze , że oprócz zagadki śmierci dziewczyny jest tutaj mnóstwo wątków pobocznych . Praktycznie każdy z pojawiających się bohaterow opowiada swoją historię, która wprowadza nowe elementy do wątku głównego. Są tutaj i policjanci i gangsterzy, i dorośli i dzieci, morderstwa, mroczny półświatek . Jeśli ktoś by mnie poprosił o to, by przyrównała twórczość Górskiego do innych autorów to najpewniej wybrałabym twórczość Deavera i Puzo.  Thrillery pierwszego z pisarzy są mroczne i brutalne, przepełnione policyjnymi rutynami i oparte na drobiazgowych śledztwach. U Górskiego , podobnie jak u Deavera mamy do czynienia z typowa zabawą  w kotka u myszkę, jedno ucieka a drugie próbuje to pierwsze dogonić. Z kolei , jak zapewne wiecie, twórczość Puzo to powieści mafijne, gangsterskie . Jego znany na cały świat "Ojciec Chrzestny" jest jedna z moich ulubionych książek.  Chciałabym wierzyć iż to właśnie ten twórca  by inspiracją dla Górskiego. W "Królowej  lalek" pojawiają  się wątki mafijne (córka gangstera) i choć nie ma tutaj ludzi z zabetonowymi nogami, którzy trafiają do rzeki za swoje przewinienia przeciwko rodzinie, to jest równie  brutalnie i ostro. Zdecydowanie nie jest to książka dla czytelników o słabych nerwach.  To kawał  naprawdę porządnego, mrocznego kryminału, który napisany jest dosadnym a nawet wulgarnym językiem. Mi się podobało ale rozumiem, ze niektórzy mogą się poczuć zniesmaczeni. Jest to typowa książka dla dorosłych chłopców, która  się może również spodobać niegrzecznym dziewczynkom. 

Tych, którzy nie czytali poprzednich tomów muszę przestrzec przed sięgnięciem po te książkę. Choć nie jest to bezpośrednia kontynuacja tak niektóre wątki z poprzednich tomów wracają i tutaj. Pojawiają  się znani nam bohaterowie i rozmawiają o rzeczach, które powinniśmy już  znać. Myślę, że dla nowych czytelników może być to nieco mylące, szczególnie że postaci jest tutaj naprawdę dużo i narrator w trzeciej osobie często ledwo wyrabia by za wszystkimi nadążyć.  Całe  szczęście rozdziały są krótkie, styl zwięzły a autor doświadczony wiec całość wyszła dość dobrze. Ale jest jeszcze jeden powód  dla którego nie rozpoczynałabym  przygody z tą seria akurat od tej części. Powodem tym jest sam Kruk,  który (jak wspomniałam już wcześniej), nie jest tutaj w swojej szczytowej formie. A przecież nie chcemy byście pomyśleli, że główny bohater jednej z lepszych polskich serii kryminalnych, jest bujającym w obłokach niedojdą? Oczywiście aż tak strasznie nie jest ale lepiej przesadzić niż  dać nadzieję.  


Najnowsza książka Piotra Górskiego, choć nie jest fenomenalna zdecydowanie trzyma poziom. Osobiście lubię mroczne, brutalne kryminały, w których oprócz głównego wątku pojawiają się te poboczne a bohaterowie oprócz problemów w pracy mają  również te swoje, prywatne . Pomimo kilku wad uważam "Królową lalek" za ciekawą, emocjonującą lekturę i już się nie mogę doczekać kolejnych tomów.


Tytuł : "Królowa lalek"

Autor : Piotr Górski

Wydawnictwo : HarperCollins Polska

Data wydania : 8 lipca 2020

Liczba stron : 448

 

 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 

Z jednego z przeczytanych jakiś czas temu artykułów dowiedziałam się, że strzelaniny w szkołach to w USA norma. Średnio raz w tygodniu ktoś otwiera ogień. 14 lutego tego roku, w Parkland na Florydzie, uzbrojony nastolatek wtargnął na teren szkoły, z której jakiś czas wcześniej został wydalony z powodów dyscyplinarnych. Zginęło 17 osób a 14 zostało rannych. W 2012 roku, w Newtown, 20-letni Adam Lanza po zastrzeleniu swojej matki, pojechał do pobliskiej szkoły, gdzie zastrzelił 26 osób,  większość to dzieci w wieku 6-7 lat. Historia zna wiele takich tragedii a z roku na rok jest ich coraz więcej. Czytamy o nich w gazetach, oglądamy w telewizji, jednak rzadko kiedy zdarza nam się przeczytać coś z punktu widzenia ofiar, szczególnie tych nieletnich. "Kolor samotności" opowiada fikcyjną historię 6-letniego Zacka, któremu udało się przeżyć strzelaninę w szkole. Jednak czy udało mu się przetrwać lata bólu i samotności, które po niej nastąpiły?   Pewnego dnia, tuż przed lekcją matematyki, do szkoły Zacka wpada uzbrojony mężczyzna i zaczyna się strzelanina. Chłopiec wraz z nauczycielem i innymi dziećmi chowa się w szafie. Zabitych zostaje 19 osób, w tym brat Zacka, Andy. Chłopiec nie może zapomnieć o tym wydarzenia. W myślach powracają do niego dźwięki i obrazy, które przywołują traumatyczne wspomnienia. Nie znajduje oparcia ani w przyjaciołach ani w rodzinie. Wszyscy oni pogrążeni są we własnej żałobie i nie mają dla chłopca czasu. Osamotnione dziecko znajduje własny sposób na wyjście z traumy. Ucieka w magiczny świat literatury i sztuki, dzięki któremu próbuje zrozumieć i uporządkować swoje uczucia. Wierzy, że znajdzie sposób na to by pomóc nie tylko sobie, ale również najbliższym.   Zacka poznajemy w dniu kiedy zawalił mu się świat. Jedna z moich amerykańskich przyjaciółek namówiła mnie, żebym koniecznie posłuchała początku książki w formie audiobooka. Tak też zrobiłam. I momentalnie zalałam się łzami. Nawet jak już przerzuciłam się na wersję papierową, w głowie cały czas dźwięczał mi głos narratora, młodziutkiego Kivlighana, znanego z dubbingów telewizyjnych. Jego głos jest tak nasiąknięty emocjami, że jak opowiada o strzelaninie, zamknięciu w szafie, ścisku, ciasnocie, pocie i strachu tak miałam wrażenie, że jestem jednym z uczestników tej masakry. Muszę oddać autorce, że to dzięki jej narracji było to możliwe. Jest ona tak obrazowa, tak przepełniona uczuciami, że czytelnik momentalnie utożsamia się z bohaterami, z brzucha wyrasta mu mentalna pępowina, która swoimi mackami wczepia się w karty książki. Od tej pory czujemy to co Zack, myślimy tak jak Zack, wraz z nim cierpimy i wkraczamy do tunelu, na którego końcu widać światełko nadziei.   Wybranie na narratora powieści 6-letniego chłopca, było zabiegiem ciekawym i dość niecodziennym. Choć zdarzyło mi się przeczytać sporo powieści o strzelaninach w placówkach dydaktycznych, tak ta jest pierwszą opowiedzianą z perspektywy dziecka. Dorośli często wychodzą z założenia, że tragiczne wydarzenia, których uczestnikami są małe dzieci mają mały wpływ na ich rozwój, zostaną szybko zapomniane gdyż małoletni nie do końca rozumieją ich znaczenie i konsekwencje. Nie zdają sobie sprawy, że to w tym wieku kształtuje się nasza osobowość, i traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa będę miały wpływ na całe dalsze życie. Dla kogoś kto przeżył tragedię najważniejsza jest pomoc psychologiczna i wsparcie ze strony rodziny. Dziecko musi poczuć się jak w kokonie, pęcherzu płodowym, musi odbudować w sobie poczucie bezpieczeństwa, które zostało zniszczone. O Zacku wszyscy zapomnieli. Pogrążyli się we własnej żałobie, próbowali znaleźć sposób na życie w tych zupełnie nowych okolicznościach. Płakali nad utratą dziecka, walczyli z rodziną mordercy, szukali winnych, podsycali w sobie nienawiść. A gdzieś w tym wszystkim był Zack, który walczył o chwilkę uwagi, której się nie doczekał. Wzruszyła mnie scena, w której babcia chłopca, kupiła banany, uwielbiane przez zabitego brata Zacka. On jedyny je jadł. Owoce wylądowały w koszu na śmieci. Płakałam. Nie rozumiałam jak można w ten sposób traktować własne dziecko. Jedyne co słyszał to : później, nie teraz, nie przeszkadzaj, odejdź. Był przestawiany z kąta w kąt, traktowany przedmiotowo, wykluczony i skazany na cierpienie w samotności. Rodzina się rozpadła, każdy znalazł własną drogę prowadzącą do wyleczenia.   Autorka w przerażający, realistyczny sposób maluje obraz "po tragedii". Jej proza jest pełna życia, uczuć, namiętności i bólu. Opisuje nie historię jednej rodziny, lecz całej społeczności borykającej się ze stratą najbliższych. Ludzie, którzy do tej pory żyli w przyjaźni, zaczynają się od siebie oddalać, stają się nieufni, zamykają drzwi. Świat po masakrze traci barwy, na ziemię spada deszcz smutku. W rodzinie Zacka zamiast miłości pojawia się złość, krzyk, płacz i desperacja. Rodzice nie potrafią ze sobą rozmawiać. Jedynym spokojnym miejscem okazuje się szafa w pokoju brata. Szafa pełna książek, które stają się dla chłopca odskocznią. To właśnie one są inspiracją do wyrażenia siebie za pomocą kolorów, namalowania mapy uczuć gdzie czarny oznacza złość, zielony szaleństwo, żółty szczęście a czerwony zażenowanie. Zack był wyjątkowym, emocjonalnym i inteligentnym dzieckiem. Zachowywał się dorośle. Czasem nie mogłam uwierzyć, że miał dopiero 6 lat. Wydaje mi się, że to właśnie on rozpoczął proces godzenia się z nową rzeczywistością, to dzięki niemu możliwe było podjęcie próby "wyzdrowienia". Książkę tę powinni przeczytać wszyscy rodzice nawet Ci, którzy wiodą na pozór beztroskie i szczęśliwe życie. Autorka na przykładzie małego, niewinnego chłopca pokazuje, jaki wpływ na dziecko mają bezustanne kłótnie rodziców, warczenie na siebie, brak kontaktu fizycznego czy nawet zwykła obojętność. Powinniśmy otworzyć oczy i spojrzeć w dół na tych, których głosik jest najczęściej niesłyszalny. Mama i tata to dwie najważniejsze osoby w życiu dziecka. Symbolizują ciepło, bezpieczeństwo i harmonię. Nie odbierajmy tego dzieciom, nie bądźmy samolubni nawet w obliczu największych tragedii bo w końcu mamy dla kogo żyć.   Nie jest prawdą, że dzieci są "odporne". To, że wspomnienia wyblakną a czas wyleczy większość ran, nie oznacza  że echo wydarzeń z przeszłości nie będzie się odbijać w dorosłym życiu. Pamiętajmy, że dzieci się od nas uczą wzorców zachowań. Odpychając swoje pociechy, żałując im uwagi i miłości, wychowujecie nieczułego robota. Nie każdy jest jak Zack, który okazał się najbardziej odważny i dorosły ze wszystkich. Był jedynym bohaterem tej książki, postacią o której nie zapomnę do końca życia. I wierzcie mi w dzisiejszych czasach takich bohaterów jest wielu, skąd wiecie czy nie kryją się w waszych szafach?   Po każdej nowej strzelaninie politycy w telewizji zapewniają, że myślą o rodzinach ofiar, są z nimi i służą pomocą. Zamiast tych pustych słów powinni wziąć do ręki tę powieść, przeczytać, przemyśleć i wyciągnąć wnioski. Może warto zmienić prawo o swobodnym dostępie do broni palnej? Jak długo jeszcze będziemy czekać, aż strzały będą na porządku dziennym? Aż zamiast szkolnych mundurków nasze dzieci będą nosi kamizelki kuloodporne? "Kolor samotności" to piękna książka. Dobrze napisany, wzruszający i skłaniający do myślenia debiut literacki. Powieść wobec której nie można pozostać obojętnym. Zdecydowanie pierwsza dziesiątka 2018. Polecam.

 



"Chłopak dla którego kompletnie straciłam głowę" Kirsty Moseley

"Chłopak dla którego kompletnie straciłam głowę" Kirsty Moseley

 Ci, którzy mnie znają osobiście, pewnie od razu będą wiedzieli (jak tylko zerkną na okładkę) dlaczego sięgnęłam po tę książkę. Bo przecież  nie jestem fanem RomKom (komedie romantyczne), a przynajmniej nie takim typowym i zdeklarowanym. Tym co mnie przyciągnęło była dziewczyna z okładki, a konkretnie jej włosy. A dlaczego? Ponieważ ja również, tak jak nasza główna bohaterka, mam różowe, niesforne i kompletnie niepoukładane włosy. I je kocham. Ostatnio zresztą zauważyłam, że róż (we wszystkich jego odcieniach) stał się bardzo modny. No dobrze, wróćmy do tematu. Patrząc na tę okładkę od razu sobie pomyślałam, że ktoś o takim kolorze włosów nie może być nudny. Więc jeśli główna bohaterka jest oryginalna i ciekawa to jest to dobry znać i może dawać nadzieję na to, że cała książka okaże się sukcesem. Jeśli do tego dołożycie jeszcze mnóstwo pochlebnych recenzji z wielu portali i blogów literackich to sami się przekonacie, że po tę powieść naprawdę warto sięgnąć. Ja zdecydowanie się nie zawiodłam. 

 

Zagorzała singielka Amy Clarke jest dumna z trzech rzeczy w swoim życiu: różowych włosów, kolekcji conversów oraz zdolności do wypicia dużej ilości margarity bez wymiotowania. Nie szuka miłości. Jest całkowicie szczęśliwa, romansując jednocześnie z Netflixem oraz Benem i Jerrym. Problem w tym, że czasami miłość sama cię odnajduje, nawet gdy tego nie chcesz.



Amy Clarke. Różowe włosy. Dziwaczny styl. Trampki Converse. Fanatyczka serów. Bileterka kolejowa, która przez ostatnie dwa miesiące wpatrywała się w przystojnego nieznajomego, który jeździł jej pociągiem. Nieznajomego, który doskonale wykonywał magiczne sztuczki dla dzieci, aby złagodzić ich płacz, który pomagał nosić walizki starszym osobom i był książkowym geekiem. Czyli ktoś  dokładnie w jej typie.Amy nie zna jego imienia, nie mówi do niego więcej niż „Bilet, proszę”,ale nie przeszkadza jej to w zakochaniu się. Niestety dziewczyna jest nieśmiała i  nigdy nie zebrała się na odwagę, by go zagadać czy gdzieś zaprosić. Tutaj musiał pomóc los, który doprowadził do przypadkowego (nieco tragicznego)  spotkania z kawą rozlewającą się tuż przed kawiarnią. To właśnie wtedy ta dwójka młodych ludzi zdecydowała się pójść na randkę, potem następną, a potem następną, aż do szaleńczego zakochania się w sobie. Ale wtedy, jak to mówią niektórzy, gówno trafiło w wentylator. Niektóre  rzeczy są po prostu zbyt piękne, aby mogły być prawdziwe.

"Chłopak dla którego kompletnie straciłam głowę" to pierwsza książka Kirsty Moseley jaką przeczytałam i może druga komedia romantyczna w moim życiu (nie licząc filmów oczywiście). Więc jak to zawsze u mnie bywa z nowo poznawanym gatunkiem literackim, nie miałam zbytnio sprecyzowanych oczekiwań. Jednak czego może się spodziewać po komedii?  Chyba nie wielkich filozoficznych dysput czy emocjonalnych uniesień. Myślałam sobie tak : poczytam, pośmieję się i pójdę dalej. Taka zasada 3P. Rzeczywistość okazała się inna. Już po pierwszych kilkudziesięciu stronach wiedziałam, że książka ta jest nie tylko czymś co dostarczy mi rozrywki lecz również cudownym remedium na stres i depresję, które mnie dotknęły w ostatnich miesiącach (Covid).
To było niesamowite,  zabawne, wzbudzało tyle emocji, że w jednej chwili płakałam a w drugiej krztusiłam się ze śmiechu. Nawet moje dzieci rzucały mi zabawne spojrzenia .
Wprost pożerałam tę książkę. Kirsty Moseley stworzyła niezwykłą i cudowną fabułę, pełną dowcipu i bystrości,  która pozostawiła mnie niemal we łzach. Ta wspaniała książka rozśmieszy Cię, poruszy podbródek i sprawi, że Twoje serce urośnie ze szczęścia!

Najbardziej pokochałam Amy.  Ta dziewczyna jest zabawna, słodka i ekscentryczna. Mimo że nie myśli o sobie za dużo, jest najbardziej wyjątkową kobietą w całej tej historii. Kiedy dzieliła się z nami swoimi wewnętrznymi przemyśleniami, po prostu nie mogłam powstrzymać się od głośnego śmiechu. To nawet było coś więcej niż chichot. Nasza bohaterka na początku wydawała się być trochę nieśmiała, ale gdy tylko poczuła się komfortowo, stała się osobą, w której towarzystwie chcesz być cały czas! Również Jared podbił moje serce już na samym początku. Ma swoje małe dziwactwa i jest surowy w swojej etyce pracy, ale jednocześnie jest taki czarujący i wspaniały! Uwielbiałem jego troskliwość i dobre serce. Chociaż z pozoru zupełnie z Amy do siebie nie pasowali, to w rzeczywistości cudownie się uzupełniali. Była pomiędzy nimi ta elektryzująca chemia, która sprawiła że byli jak dwa brakujące elementy układanki. Ich pasja była tak namacalna, że ​​aż się cieszyłam, że czytam wersję papierową, mój elektroniczny czytnik pewnie dawno już by się spalił. Lecz wtedy kiedy już już wszystko miało się skończyć jak u Disneya.... gówno uderzyło w wentylator. Ale wiecie co? Nie powiem wam co się wydarzyło. Nie powiem bo nie lubię spojlerów . Nie powiem bo do tej pory mnie to boli. Nie powiem gdyż było to tak wielkim emocjonalnym ciosem, że nie chcę już do tego wracać. Myślę, że w was też to trafi, bo trzeba by było być człowiekiem bez uczuć by nie zareagować. Ostatnia część wprost złamała mi serce. 

Dziękuję Kirsty Moseley, gdyż ta książka przeszła wszystkie moje oczekiwania. Wprost nie mogłam się od niej oderwać.  Czytałem, jedząc śniadanie, karmiąc dzieci, idąc chodnikiem czy jadąc autobusem! Uważam, że niemożliwością jest odejście od pełnej życia Amy i enigmatycznego ,nieuchwytnego Jareda, ich chemia podziałała również na mnie. wymagania i zachęcam do przeczytania tej niesamowitej historii. To była zabawna, lekka lektura, która sprawiła, że śmiałam się i uśmiechałam przez cały czas, ale muszę cię również ostrzec, żebyś też miał pod ręką chusteczki…. będziesz ich potrzebować! Ta książka jest pełna wspaniałych postaci, wspaniałej historii i wielu emocji. Naprawdę mam nadzieję, że to nie ostatni raz, kiedy widzimy Amy i Jareda, ponieważ uwielbiałem każdą minutę spędzoną z nimi. Polecam.


Tytuł : "Chłopak dla którego kompletnie straciłam głowę" 

Autor : Kirsty Moseley

Wydawnictwo : HarperCollins Polska

Data wydania : 23 września 2020

Liczba stron : 368

Tytuł oryginału : Man Crush Monday




Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 

Z jednego z przeczytanych jakiś czas temu artykułów dowiedziałam się, że strzelaniny w szkołach to w USA norma. Średnio raz w tygodniu ktoś otwiera ogień. 14 lutego tego roku, w Parkland na Florydzie, uzbrojony nastolatek wtargnął na teren szkoły, z której jakiś czas wcześniej został wydalony z powodów dyscyplinarnych. Zginęło 17 osób a 14 zostało rannych. W 2012 roku, w Newtown, 20-letni Adam Lanza po zastrzeleniu swojej matki, pojechał do pobliskiej szkoły, gdzie zastrzelił 26 osób,  większość to dzieci w wieku 6-7 lat. Historia zna wiele takich tragedii a z roku na rok jest ich coraz więcej. Czytamy o nich w gazetach, oglądamy w telewizji, jednak rzadko kiedy zdarza nam się przeczytać coś z punktu widzenia ofiar, szczególnie tych nieletnich. "Kolor samotności" opowiada fikcyjną historię 6-letniego Zacka, któremu udało się przeżyć strzelaninę w szkole. Jednak czy udało mu się przetrwać lata bólu i samotności, które po niej nastąpiły?   Pewnego dnia, tuż przed lekcją matematyki, do szkoły Zacka wpada uzbrojony mężczyzna i zaczyna się strzelanina. Chłopiec wraz z nauczycielem i innymi dziećmi chowa się w szafie. Zabitych zostaje 19 osób, w tym brat Zacka, Andy. Chłopiec nie może zapomnieć o tym wydarzenia. W myślach powracają do niego dźwięki i obrazy, które przywołują traumatyczne wspomnienia. Nie znajduje oparcia ani w przyjaciołach ani w rodzinie. Wszyscy oni pogrążeni są we własnej żałobie i nie mają dla chłopca czasu. Osamotnione dziecko znajduje własny sposób na wyjście z traumy. Ucieka w magiczny świat literatury i sztuki, dzięki któremu próbuje zrozumieć i uporządkować swoje uczucia. Wierzy, że znajdzie sposób na to by pomóc nie tylko sobie, ale również najbliższym.   Zacka poznajemy w dniu kiedy zawalił mu się świat. Jedna z moich amerykańskich przyjaciółek namówiła mnie, żebym koniecznie posłuchała początku książki w formie audiobooka. Tak też zrobiłam. I momentalnie zalałam się łzami. Nawet jak już przerzuciłam się na wersję papierową, w głowie cały czas dźwięczał mi głos narratora, młodziutkiego Kivlighana, znanego z dubbingów telewizyjnych. Jego głos jest tak nasiąknięty emocjami, że jak opowiada o strzelaninie, zamknięciu w szafie, ścisku, ciasnocie, pocie i strachu tak miałam wrażenie, że jestem jednym z uczestników tej masakry. Muszę oddać autorce, że to dzięki jej narracji było to możliwe. Jest ona tak obrazowa, tak przepełniona uczuciami, że czytelnik momentalnie utożsamia się z bohaterami, z brzucha wyrasta mu mentalna pępowina, która swoimi mackami wczepia się w karty książki. Od tej pory czujemy to co Zack, myślimy tak jak Zack, wraz z nim cierpimy i wkraczamy do tunelu, na którego końcu widać światełko nadziei.   Wybranie na narratora powieści 6-letniego chłopca, było zabiegiem ciekawym i dość niecodziennym. Choć zdarzyło mi się przeczytać sporo powieści o strzelaninach w placówkach dydaktycznych, tak ta jest pierwszą opowiedzianą z perspektywy dziecka. Dorośli często wychodzą z założenia, że tragiczne wydarzenia, których uczestnikami są małe dzieci mają mały wpływ na ich rozwój, zostaną szybko zapomniane gdyż małoletni nie do końca rozumieją ich znaczenie i konsekwencje. Nie zdają sobie sprawy, że to w tym wieku kształtuje się nasza osobowość, i traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa będę miały wpływ na całe dalsze życie. Dla kogoś kto przeżył tragedię najważniejsza jest pomoc psychologiczna i wsparcie ze strony rodziny. Dziecko musi poczuć się jak w kokonie, pęcherzu płodowym, musi odbudować w sobie poczucie bezpieczeństwa, które zostało zniszczone. O Zacku wszyscy zapomnieli. Pogrążyli się we własnej żałobie, próbowali znaleźć sposób na życie w tych zupełnie nowych okolicznościach. Płakali nad utratą dziecka, walczyli z rodziną mordercy, szukali winnych, podsycali w sobie nienawiść. A gdzieś w tym wszystkim był Zack, który walczył o chwilkę uwagi, której się nie doczekał. Wzruszyła mnie scena, w której babcia chłopca, kupiła banany, uwielbiane przez zabitego brata Zacka. On jedyny je jadł. Owoce wylądowały w koszu na śmieci. Płakałam. Nie rozumiałam jak można w ten sposób traktować własne dziecko. Jedyne co słyszał to : później, nie teraz, nie przeszkadzaj, odejdź. Był przestawiany z kąta w kąt, traktowany przedmiotowo, wykluczony i skazany na cierpienie w samotności. Rodzina się rozpadła, każdy znalazł własną drogę prowadzącą do wyleczenia.   Autorka w przerażający, realistyczny sposób maluje obraz "po tragedii". Jej proza jest pełna życia, uczuć, namiętności i bólu. Opisuje nie historię jednej rodziny, lecz całej społeczności borykającej się ze stratą najbliższych. Ludzie, którzy do tej pory żyli w przyjaźni, zaczynają się od siebie oddalać, stają się nieufni, zamykają drzwi. Świat po masakrze traci barwy, na ziemię spada deszcz smutku. W rodzinie Zacka zamiast miłości pojawia się złość, krzyk, płacz i desperacja. Rodzice nie potrafią ze sobą rozmawiać. Jedynym spokojnym miejscem okazuje się szafa w pokoju brata. Szafa pełna książek, które stają się dla chłopca odskocznią. To właśnie one są inspiracją do wyrażenia siebie za pomocą kolorów, namalowania mapy uczuć gdzie czarny oznacza złość, zielony szaleństwo, żółty szczęście a czerwony zażenowanie. Zack był wyjątkowym, emocjonalnym i inteligentnym dzieckiem. Zachowywał się dorośle. Czasem nie mogłam uwierzyć, że miał dopiero 6 lat. Wydaje mi się, że to właśnie on rozpoczął proces godzenia się z nową rzeczywistością, to dzięki niemu możliwe było podjęcie próby "wyzdrowienia". Książkę tę powinni przeczytać wszyscy rodzice nawet Ci, którzy wiodą na pozór beztroskie i szczęśliwe życie. Autorka na przykładzie małego, niewinnego chłopca pokazuje, jaki wpływ na dziecko mają bezustanne kłótnie rodziców, warczenie na siebie, brak kontaktu fizycznego czy nawet zwykła obojętność. Powinniśmy otworzyć oczy i spojrzeć w dół na tych, których głosik jest najczęściej niesłyszalny. Mama i tata to dwie najważniejsze osoby w życiu dziecka. Symbolizują ciepło, bezpieczeństwo i harmonię. Nie odbierajmy tego dzieciom, nie bądźmy samolubni nawet w obliczu największych tragedii bo w końcu mamy dla kogo żyć.   Nie jest prawdą, że dzieci są "odporne". To, że wspomnienia wyblakną a czas wyleczy większość ran, nie oznacza  że echo wydarzeń z przeszłości nie będzie się odbijać w dorosłym życiu. Pamiętajmy, że dzieci się od nas uczą wzorców zachowań. Odpychając swoje pociechy, żałując im uwagi i miłości, wychowujecie nieczułego robota. Nie każdy jest jak Zack, który okazał się najbardziej odważny i dorosły ze wszystkich. Był jedynym bohaterem tej książki, postacią o której nie zapomnę do końca życia. I wierzcie mi w dzisiejszych czasach takich bohaterów jest wielu, skąd wiecie czy nie kryją się w waszych szafach?   Po każdej nowej strzelaninie politycy w telewizji zapewniają, że myślą o rodzinach ofiar, są z nimi i służą pomocą. Zamiast tych pustych słów powinni wziąć do ręki tę powieść, przeczytać, przemyśleć i wyciągnąć wnioski. Może warto zmienić prawo o swobodnym dostępie do broni palnej? Jak długo jeszcze będziemy czekać, aż strzały będą na porządku dziennym? Aż zamiast szkolnych mundurków nasze dzieci będą nosi kamizelki kuloodporne? "Kolor samotności" to piękna książka. Dobrze napisany, wzruszający i skłaniający do myślenia debiut literacki. Powieść wobec której nie można pozostać obojętnym. Zdecydowanie pierwsza dziesiątka 2018. Polecam.

 

"Dolina" Bernard Minier

"Dolina" Bernard Minier

 Od zawsze wychodziłam z założenia, że głównym celem recenzentów literackich powinno być promowanie młodych, nieznanych pisarzy. Niestety ze względu na zmieniające się jak w kalejdoskopie realia (pandemia, podczas której przyszło nam żyć) musiałam nieco zmienić moją definicję opiniotwórcy. Pewnie zauważyliście, że przez lockdown i panoszącego się koronawirusa, znacznie spadła liczba publikowanych książek. Są też duże opóźnienia w datach premier. A wiadomo jak się nie wydaje to się nie zarabia. W 2020 roku straciła chyba każda firma (za wyjątkiem kurierskich) dlatego naszym zadaniem, zadaniem wszystkich recenzentów, powinna być pomoc wydawnictwom we wróceniu na prostą. A najłatwiejszym na to sposobem jest promowanie książek autorów znanych i poczytnych, których powieści sprzedadzą się w milionach egzemplarzy. Jak na konto wydawnictw trafi gotówka i wrócą profity, to znajdą się fundusze na edycję i promocję tych mało znanych, początkujących autorów. Z tego też względu zainteresowałam się najnowszą powieścią Bernarda Miniera "Dolina". I co tu dużo mówić : jak na mistrza przystało, dostałam dokładnie to czego się spodziewałam. Czyli wielki kawał literackiego tortu. 

 

"Myślę, że ktoś tutaj zachowuje się tak, jakby uważał się za Boga…"

W odciętej od świata dolinie w Pirenejach dochodzi do serii straszliwych morderstw. Podejrzewa się, że jakąś rolę w sprawie pobliski opactwo kryjące wiele sekretów. Miasteczko ogarnia chaos, mieszkańcy postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce. Do akcji wkracza Martin Servaz, były komisarz policji w Tuluzie. 



Akcja niniejszej powieści rozgrywa się w małej, odciętej od świata górskim osuwiskiem, pirenejskiej wiosce. Jak tylko przeczytałam, że nasi bohaterowie są poniekąd uwięzieni w tak przepięknej scenerii, to zaczęłam im zazdrościć. Pomimo pandemii i zamkniętych granic udało mi się pojechać w wakacje we włoskie Alpy i muszę przyznać, że się zakochałam w ich majestacie. Są potężne, groźne i nie do końca zbadane, czyli dokładnie takie jak lubię. No i muszę dodać, że z miejsca gdzie był nasz camping, mieliśmy niespełna pół godziny jazdy do San Remo i jego cudowne (choć kamieniste ) plaże. Co prawda Pireneje to nie Alpy, jednak też są piękne i mroczne. Szczególnie jeśli gdzieś za skałami czai się seryjny morderca. Na dodatek jest on zdecydowanie bardziej wyrachowany i pomysłowy niż Julian Hirtman, czarny charakter z poprzedniego tomu Miniera. Co prawda  "Dolina" wypada świetnie jako samodzielna książka i można spokojnie ją czytać w oderwaniu od całości, jednak więcej przyjemności wyniosą z lektury Ci, którzy czytali poprzednie części. . Jednym z  powtarzalnych elementów  serii jest Martin Servaz, który stanowi centralny punkt bibliografii Bernarda Miniera. Obecny we wszystkich sześciu tomach,  z powodu telefonu Marianne,  Servaz wyrusza do tej małej wioski położonej w sercu gór. Teraz , jak się nad tym głębiej zastanowić, to stwierdzam że pisarz dość często odwoływał się do przeszłości, co sprawiło że powieść ta ma nieco nostalgiczny charakter. Wspominamy tutaj trudne chwile przez które musiał przejść nasz główny bohater i właśnie teraz jesteśmy w stanie docenić jak wiele doświadczenia zebrał w ostatnich latach, jaką przeszedł metamorfozę. Próby, z którymi musiał się zmierzyć, uczyniły go bardziej psychologiem niż policjantem. Jest bardziej refleksyjny, bardziej zrównoważony. Martin Servaz, którego wyrzekli się przełożeni , który czeka na dyscyplinarkę, jest teraz ojcem małego Gustava i towarzyszem Lei. Ewolucja jego charakteru w pewnym sensie ożywiła go, akcentując ten etap rekonstrukcji, z którym musi się zmierzyć.

"Dolina" pełna jest postaci z przeszłości. Pojawia się tutaj duch Hirtmanna , niezapomniana Marianne, Irène Ziegler, „Glacé” i wiele innych. Jednak prym zdecydowanie wiodą tutaj charyzmatyczne, odważne kobiety. Oprócz Irene i Marianne, poznamy Gabriellę Dragoman, psychiatrę dziecięcą o wielu twarzach i Isabelle Torres, burmistrz wioski, której głównym zadaniem jest koncentrowanie się na trudnościach związanych z funkcją, którą pełni  i na fakcie bycia kobietą. Autor sporządza tutaj ładny wybór codziennych bojowników, każdy w swojej własnej specjalności. Oprócz tych ujmujących postaci, autor stworzył atmosferę, którą nie można określić inaczej niż "niepokojącą". Trzeba przyznać, że zrytualizowane, przerażające i koszmarne morderstwa wzbudzają zainteresowanie , ale to góry ,  dudnią pod ciężarem nieświadomych niczego istot ludzkich, i są prawdziwym bohaterem tej powieści. Majestatyczne opisy  górzystych krajobrazów sprawiają, że mimo tragicznych wydarzeń, które się tam rozgrywają, czytelnik chce się tam udać. Obecność klasztoru głęboko w lesie i ciche rozmowy składają się na mistyczną stronę powieści.

Ale nie daj się zwieść. Podobnie jak poprzednie powieści autora nie jest to zwykłe śledztwo policyjne w stylu „Alexa Hugo”. „Dolina” została napisana podczas protestów żółtych kamizelek (jest to spontaniczny, masowy i niesformalizowany ruch społeczny protestujący przeciwko rosnącym kosztom życia, zwiększaniu obciążeń podatkowych na pracujących obywateli oraz elitom politycznym we Francji), a Bernard Minier postanowił rozwinąć ten temat i poniekąd przenieść go na prowincję. Choć nie lubię politykowania w książkach, tak teraz wyjątkowo mi to nie przeszkadzało. Może czasy Covida sprawiły, że po prostu zobojętniałam i jestem bardziej skłonna na wybaczania? 

 

„Dolina” to opowieść o naszych czasach. Jest realistyczna i prawdziwa. Fabuła jest groźna, genialna, subtelna, a rozwiązanie zagadki zamrozi krew w żyłach. Jest przerażające do tego stopnia, że ​​pozostawi cię z bardzo gorzkim posmakiem głęboko w gardle ...
Krótko mówiąc : Leć do księgarni, albo otwieraj zakładkę tej internetowej i kupuj. Mało tego, jeśli Ci się nie spodoba to sama oddam Ci za nią pieniądze. Zdecydowanie polecam. A, no i bym zapomniała . Jak już będziesz zapełniać koszyk ( czy ten sklepowy czy wirtualny) to nie zapomnij o poprzednich tomach. Są równie genialne. 

 

Tytuł : "Dolina"

Autor : Bernard Minier

Wydawnictwo : Rebis

Data wydania : 29 września 2020

Liczba stron : 400 

 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 



Kings of the Wyld

 
 


A dostępna jest w salonach lub sklepie internetowym sieci :  
https://www.empik.com/zbyt-blisko-daniels-natalie,p1227335289,ksiazka-p
 

 

 

"Maria Skłodowska-Curie. Światło w ciemności" Anja Cetti Andersen, Anna Błaszczyk   , Frances Andreasen Østerfelt

"Maria Skłodowska-Curie. Światło w ciemności" Anja Cetti Andersen, Anna Błaszczyk , Frances Andreasen Østerfelt

 Tylko 54 kobiety zdobyły Nagrodę Nobla. Tylko 19 z nich uhonorowane zostało za zasługi w dziedzinie nauk ścisłych (uwaga : Ekonomia się do nich nie zalicza). A ilu było wybitnych mężczyzn-naukowców? Setki, jeśli nie tysiące, ale wiadomo nagród nie starczy dla każdego. Jeśli popatrzymy na liczby to spokojnie można traktować każdą z finalistek, jako mały cud, kropelkę w morzu męskich odkryć, która drąży skałę by wykuć dla siebie małe zwycięstwo. A to wszystko zaczęło się właśnie od Marii Skłodowskiej-Curie, dla której kobiecy świat był za mały i za bardzo zaściankowy. Z rozmachem wkroczyła tam, gdzie kobiet nie było wcale, lub też niewiele i udało jej się odnieść sukces. I to wielokrotny. Była pierwszą kobietą która dostała Nagrodę Nobla, pierwszą która dostała tę nagrodę w dwóch różnych dziedzinach nauki i pierwszą kobietą, której prochy zostały pochowane w paryskim Panteonie. Dziś nazwisko Curie jest znane na całym świecie i jeszcze długo jego gwiazda będzie błyszczeć na firmamencie nauki. 


Jedna z najbardziej znanych kobiet na świecie. Badaczka, która zrewolucjonizowała medycynę i nauki ścisłe. Zdobywczyni dwóch Nagród Nobla, która dzięki swoim odkryciom stała się jedną z najbardziej niezwykłych postaci wszech czasów i wzorem do naśladowania dla milionów kobiet. Maria Skłodowska-Curie. Opowieść o jej życiu została ujęta w formę atrakcyjnego komiksu autorstwa polskiej graficzki Anny Błaszczak. 

 


Scenarzysta i artysta w jednej osobie, Frances A. Østerfelt, już od dawna interesował się życiem i działalnością naukową naszej sławnej rodaczki. Wraz z profesor Anją C. Andersen, wpadli na pomysł stworzenia komiksowej biografii. Do współpracy przy tej książce została również zaproszona Anna Błaszczyk, która miała być odpowiedzialna za stronę graficzną przedsięwzięcia. I od tej właśnie strony chciałabym zacząć bowiem ilustracje Anny Błaczczyk już na pierwszy rzut oka są czymś wyjątkowym. Cechuje je mrok, swojego rodzaju geometryczność i niedbała stylistyka. Brak tutaj pastelowych i jaskrawych kolorów. Całość utrzymana jest w smutnej, dramatycznej tonacji, co doskonale rezonuje z czasami w jakich przyszło żyć bohaterce książki. Samo światło w rysunkach odgrywa tutaj rolę niezwykle symboliczną. Trudne, tragiczne wydarzenia są malowane sadzą, te radośniejsze i triumfalne wprost tętnią życiem, jednak nadal jest to życie rodem z koszmaru. Muszę przyznać iż Anna Błaszczyk wykazała się oryginalnością : nie przejaskrawiła, nie zasłodziła. Było konkretnie i na temat, wszystko do siebie pasowało i tworzyło idealne tło dla tekstu. Rysunki opowiadały swoją własną historię, były wymowne , zmuszały do myślenia, grały na moich emocjach niczym flecista z Hamelin. Choć książka ta skierowana jest do znacznie młodszych ode mnie czytelników, a jej głównym zadaniem jest przybliżenie sylwetki sławnego naukowca, tak i dorośli będą mieli sporą frajdę z lektury (lub po prostu przeglądania grafik). Nie jest to książka , którą się przeczyta i odłoży, nią się należy delektować, analizować każdy obrazem, celebrować każdą stronę, gdy za kolejnym podejściem, odsłoni ona przed nami coś innego. 

Teraz skupmy się na głównej bohaterce książki. Jestem prawie na 100 procent pewna, że każdy z nas (o ile nie ma kilku lat i nie jest w przedszkolu), słyszał o Marii Skłodowskiej-Curie. Znamy ją chociażby z lekcji fizyki czy chemii. Ale czy wiemy jak wyglądało życie tej mądrej kobiety, jakie było jej dzieciństwo, gdzie poznała swojego męża Pierre'a Curie, i jak to się stało że dokonała przełomowych odkryć, które doprowadziły do ​​wyodrębnienia pierwiastka nazwanego radem? Odpowiedzi na te oraz wiele innych pytań znajdują się w tej artystycznie przygotowanej formie, wzbogaconej listami i wpisami do pamiętnika. Komiks biograficzny podzielony został na etapy życia, począwszy od narodzin w 1867 r. przez dzieciństwo, okres studiów i pracy badawczej , aż po epilog czyli śmierć naszej bohaterki w 1934 roku. Już od samego początku było wiadomo, że Maria jest "cudownym" i niezwykle uzdolnionym dzieckiem. Jej głównym przedmiotem zainteresowań była  nauka i eksperymenty  ale niepokoił ją również brak bliskości z chorą na gruźlicę matką i przeczucie straty, która miała w końcu nastąpić. Oprócz środowiska rodzinnego zarysowana jest tutaj również sytuacja polityczna w Polsce, która jest okupowana przez trzy mocarstwa. Warszawa jest kontrolowana przez Rosję, co nakłada wiele ograniczeń na patriotyczną rodzinę Skłodowskich. 

Jednak na przekór wszystkiemu Maria niestrudzenie walczy o wytyczony przez siebie cel, jakim jest nauka i zdobywanie wiedzy. Ponieważ kobietom nie wolno było studiować  w jej kraju, zapisała się na tak zwany „latający uniwersytet” i konsekwentnie realizowała swoje marzenia. Po skończeniu nauki zaczęła zarabiać jako guwernantka, dzięki czemu jej siostra Bronka miała możliwość wyjechania do Paryża, by tam studiować medycynę. Kilka lat później Maria jedzie do Bronii, która jest już mężatką,  i po raz pierwszy w życiu jest w stanie doceniać korzyści płynące z wolności. W zdominowanym przez mężczyzn świecie Sorbony młoda jeszcze dziewczyna z Polski musi się wykazać, by zostać dostrzeżoną i uznaną. Pewnego dnia poznaje naukowca, Piotra Curie i dwa bystre umysły zakochują się w sobie, co toruje drogę do przełomowej współpracy. 

W tym momencie pora skończyć, by nie zdradzić wam całej fabuły. Czy mi się podobało? Jasne. "Maria Skłodowska-Curie. Światło w ciemności" to książka pełna wartości artystycznych, świetnie zilustrowana a jednocześnie bogata w ważne historycznie i naukowo treści.Obrazy są naprawdę oryginalne i stanowią mieszankę elementów analogowych i cyfrowych a sposób, w jaki zostały stworzone i dobrane ( niemal jak z albumu ), nadaje im nietradycyjny i żywy wyraz. Zdecydowanie polecam lekturę, zarówno ze względu na wrażenia wizualne, jak i emocjonalne, ale także tym, którzy chcą bliżej poznać sylwetkę wybitnego naukowca, którym z pewnością była Maria Skłodowska- Curie!

 

Tytuł :"Maria Skłodowska-Curie. Światło w ciemności"

Autorzy : Anja Cetti AndersenAnna Błaszczyk 

 Wydawnictwo : Media Rodzina

Data wydania : 30 września 2020

Liczba stron : 136

Tytuł oryginału : Marie Curie: Ein Licht im Dunkeln 

 


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 
https://mediarodzina.pl/index.php
 

 

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger