"Słońce w mroku"  Stephenie Meyer

"Słońce w mroku" Stephenie Meyer

 Jeszcze nigdy, w całym moim życiu, nie byłam jednocześnie tak podekscytowana i tak zawstydzona oczekiwaniem na premierę książki. Pewnie podekscytowanie większość z wam, a przynajmniej Ci, którzy czytali sagę Zmierzch, będą w stanie zrozumieć, ale czegoś się wstydziłam? Otóż tego, że mam prawie 40 lat, a nadal czytam książki, których grupą docelową jest, jak by na to nie patrzeć, młodzież. No ale co ja na to poradzę, że wprost zakochałam się w prozie Stephanie Mayer, a wampiry pociągały mnie praktycznie od zawsze. Podobnie jak wszystkie poprzednie części i ta nie jest idealna i wcale się nie spodziewałam, że taka będzie.  W końcu jest to kontynuacja bardzo krytykowanego Zmierzchu, i jeśli jesteś jedną z tych osób, które absolutnie nienawidzą "świecącyych się w słońcu "wampirów i wszystkiego, co się z nimi wiąże, NIE jest to książka dla ciebie. Musicie bowiem wiedzieć, że jest to powieść napisana dla fanów całej serii,   dla wszystkich tych, którzy z niecierpliwością czekali na tę odsłonę od ponad dekady. Dla tych z nas, którzy rozpoznają wady Zmierzchu, ale mimo to go kochają. Więc jeśli wiesz, że książka ta nie jest w twoim stylu proszę, nie czytaj jej by się pośmiać i nie psuj zabawy i frajdy z czytania tym z nas, którym na tym zależy. Proszę. 

Premiera kolejnego tomu ponadczasowej sagi ZMIERZCH odbędzie się już w listopadzie tego roku! Bestsellerowa autorka powraca do kultowej historii miłosnej śmiertelniczki Belli i wampira Edwarda. Tym razem Stephenie Meyer zdecydowała się przedstawić tę opowieść z męskiej perspektywy.
Nowa książka jest zdecydowanie bardziej mroczna. Spotkanie z Bellą to najbardziej niepokojące i intrygujące wydarzenie, jakiego doświadczył Edward przez wszystkie lata życia jako wampir. W miarę poznawania fascynujących szczegółów z jego przeszłości i odkrywania jego myśli możemy lepiej zrozumieć, dlaczego uczucie do Belli stało się decydującą walką jego życia. On sam musi się zmierzyć z dylematem: czy może podążać za głosem serca, skoro tym samym naraża Bellę na śmiertelne niebezpieczeństwo? 


"Słońce w mroku" jest „technicznie” zdecydowanie  lepsze niż  wszystkie poprzednie części razem wzięte. Proza Meyers ewoluowała i znacznie się poprawiła w ciągu ostatnich 15 lat, kiedy to ukazał się pierwszy tom sagi (wprost nie mogę uwierzyć, że to było tak dawno temu ). Wielu z nas śmiało się z takich niesławnych tekstów  jak: „Aro się śmiał. - Ha ha ha - zachichotał. (A przynajmniej Ci, którzy podobnie jak ja czytali wersję oryginalną książki). Nie wiem czy tym razem to warsztat autorki uległ poprawie , czy też zmieniony został edytor jednak , tym razem wszystko wyszło poprawnie i bez większych wpadek. Jeśli chodzi o fabułę, to jest ona dosłownie taka sama jak w "Zmierzchu. I tutaj byłam troszkę zawiedziona. Więc jeśli spodziewasz się  nowej historii to koniecznie zmień swoje nastawienie bo niestety  jej nie dostaniesz. Otrzymasz nową wersję, o wiele bardziej szczegółową i rozwiniętą niż w oryginalnej powieści, ale to wszystko. Meyer, w swojej najnowszej odsłonie wykorzystała okazję ,aby rozwinąć wiele postaci i wątków , które wcześniej były niejasne. Świat wampirów wydaje się tutaj większy, postacie wyglądają się bardziej ludzkie, a przynajmniej do takich aspirują.
Jeśli chodzi o styl i "charakter" to bardzo  ta książka mi się podobała i uważam ją za dobry wkład w sagę „Zmierzch”. jednocześnie zdaję sobie sprawę, że jestem niezwykle stronnicza, gdyż od zawsze należałam do #TeamEdward, ale naprawdę podobało mi się to swoiste "wejrzenie" w myśli Edwarda. W "Słońcu w mroku" nadal jest on prześladowcą wampirów, ale jest również szokująco samoświadomy i nie  tak doskonały, jak myśli Bella. Widząc go oczami naszej bohaterki Edward wydawał się odległy, nieziemski i całkowicie pozbawiony wad, natomiast teraz kiedy znajdujemy się w jego głowie okazuje się on wadliwym, złożonym bałaganem. To sprawia, że ​​jest trochę bardziej ludzki niż wcześniej (jeśli mogę tak w ogóle powiedzieć o wampirze). 

Szokująco, największą niespodzianką dla mnie w tej książce była sama Bella, ponieważ  i ona  stała się bardziej ludzka niż w poprzednich częściach. Nie zrozum mnie źle, Bella nadal jest najbardziej wyjątkowym ze wszystkich płatków śniegu, ale patrząc oczami Edwarda widzisz, że ma osobowość, czego nieco mi brakowało w poprzednich częściach, gdzie była za bardzo "kukiełkowa". W książce tej autorka zamieściła rozmowy pomiędzy Edwardem i Bellą, które nie zostały wcześniej w pełni rozwinięte . Powodem dla którego nasi bohaterowie nie rozmawiali o normalnych, trywialnych sprawach, zapewne było to, że nie mieli na to czasu. Od razu się w sobie zakochali, wzięli ślub i spodziewali dziecka. Tu naprawdę nie było czasu na pogawędki o tym, co zjeść na śniadanie. W "Słońcu w mroku" Edward jest tak zauroczony Bellą, że uważa wszystkie te trywialne rozmowy za kluczowe. Dlatego też osobowość Belli, jej upodobania i antypatie są tutaj badane w sposób, którego nie było w oryginalnej powieści. To czyni ją mniej mdłą. Wszystkie inne postacie są również przedstawione bardziej szczegółowo ,głównie klan Cullen. Dzieje się tak, ponieważ Edward może czytać w ich myślach, a tym samym widzieć ich prawdziwe jak i ukryte motywy. Bella , jako narratorka nie była wiarygodna, gdyż postrzegała cały klan wampirów jako istoty piękne i doskonałe. Jeśli chodzi o mojego ulubieńca to kolejny raz był to  Emmett  ponieważ był jedyną osobą świadomą faktu, że Edward był wyraźnie szalony. 

Tym co mi się nie podobało było to w jak negatywnym świetle autorka przedstawiła  ludzkie postaci. Wszyscy „przyjaciele” Belli to kłamiący, zazdrośni, okropni ludzie i zastanawiam się dlaczego Meyer przedstawiła ich w tak złym świetle. Czyżby po to aby Bella wydawała się jeszcze bardziej wyjątkowa ? Nawet Rosalie, która ma naprawdę przerażającą, tragiczną historię ( była wykorzystywana, maltretowana  i pozostawiona na śmierć), zostajła zredukowana do okropnej, zazdrosnej wrednej dziewczyny. Zdecydowanie mi się to nie podobało. 

Choć książka bardzo mi się podobała i dostarczyła mi wiele rozrywki to muszę  przyznać, że były punkty, w których  wydawała się zbyt długa. Czekałam, aż coś się wydarzy i denerwowałam się, gdy zdawałam sobie sprawę, jak "wcześnie" byłam w historii, mimo że przeczytałem tak wiele stron (ta książka jest naprawdę gruba). Niestety tak to już jest kiedy zna się wszystkie główne   punkty fabuły.Czekałam, aż coś się wydarzy, czekałam, aż pojawią się moje ulubione sceny i czekałam, aż w końcu wydarzy się akcja. Jest to jeden z głównych powodów, dla których nie mogę dać tej książce najwyższej noty.  "Słońce w mroku" nigdy nie dorówna "Zmierzchowi". Moja miłość do tej książki opiera się na emocjonalnym przywiązaniu do historii, a nie na jakości lub ogólnej "poczytności" powieści.  Chociaż podobała mi się ta książka, wiem, że gdyby nie była to kolejna część sagi, którą kocham od tak dawna, nie podbiłaby mojego serca.


A jednak. Po przeczytaniu niniejszej książki czuję się kompletnie. Czekałam na tę powieść od dekady i cieszę się, że wreszcie mogłam ją zdobyć. Mogę umrzeć szczęśliwa, wiedząc, że moje ostatnie wrażenie o "Zmierzchu" nie było okropnym nonsensem związanym z płcią. Poważnie, "Życie i śmierć" było totalnym gniotem. Z drugiej strony, "Słońce w mroku" było wszystkim, czego się spodziewałam. Książka ta zawierała odpowiedzi na wszystkie wcześniejsze pytania , mnóstwo  czarujących chwil z postaciami pobocznymi, oraz bolesne fragmenty wewnętrznego dialogu Edwarda. Widzimy go w swoim najbardziej zdeprawowanym, najbardziej szczęśliwym, najbardziej niespokojnym. stanie. Towarzyszymy mu kiedy się zakochuje. I to wszystko miało taki sens. Jeśli po ponownym przeczytaniu Zmierzchu zastanawiasz się, dlaczego ta dwójka tak szybko się w sobie zakochała to ta książka odpowiada na to pytanie. Zdecydowanie polecam, również krytykom Edwarda, którzy w końcu dostaną  naprawdę przekonujące spojrzenie na jego stosunek do związku z Bellą.

 

Tytuł : "Słońce w mroku"

Autor :  Stephenie Meyer

Wydawnictwo : Dolnośląskie

Data wydania : 25 listopad 2020

Liczba stron : 572

Tytuł oryginału : Midnight Sun

 

Tę oraz wiele innych książek dla młodzieży znajdziecie na półce księgarni internetowej :
https://www.taniaksiazka.pl/
 

 

"Królewna w lśniącej zbroi, czyli trochę inne bajki dla dziewczynek i chłopców"  Karrie Fransman, Jonathan Plackett

"Królewna w lśniącej zbroi, czyli trochę inne bajki dla dziewczynek i chłopców" Karrie Fransman, Jonathan Plackett

 Bajki od dawna dostarczają bogatego materiału źródłowego do wszelkiego rodzaju adaptacji, od remaków po całkowicie nowe wersje, często z feministycznym zacięciem. Małżeństwo, Karrie Fransman i Jonathan Plackett, połączyło siły, aby stworzyć niniejszą antologię zawierającą warianty dwunastu dobrze znanych czytelnikom bajek, które przepuszczone zostały przez algorytm komputerowy zamieniający wszystkie zaimki płciowe na odwrotne , "mężczyznę" na "kobietę" , "jego" na "jej" itd. Dodano również nowe, odpowiednio już zmodyfikowane ilustracje.  . Żadna inna część oryginalnych historii nie została zmieniona, a wyniki, choć nie są rewolucyjne , okazały się  subtelne i bardzo skuteczne.

Ludzie opowiadali dzieciom baśnie przez setki lat. Niemal przez tak samo długi czas je przerabiali – aby pomóc dzieciom wyobrazić sobie świat, gdzie to one są bohaterami. Autorzy tej książki czytali swoim dzieciom te historie, ale natrafili na dylemat – czegoś w nich brakowało. Zdecydowali się wprowadzić jedną istotną zmianę.Baśnie w tej książce nie zostały przerobione. Nie mają zmienionych zakończeń, nowych bohaterów. Autorzy jedynie zamienili postaciom płeć. Może nie wydawać się to wielką zmianą, ale będziesz oszołomiony światem, jaki się dzięki temu odsłonił – i bohaterami, których odkryjesz.  


Od "Pięknego i bestii"," Roszpunka"spuszczającego swoją złotą brodę i Jacqueline wspinającej się po łodydze fasoli aż do męskich wersji Królewny Śnieżki, Śpiącej Królewny i Kopciuszka, książka ta jest odświeżającą lekturą, szczególnie dla osób dobrze zorientowanych w oryginalnych opowieściach. Czytając tę antologię jako osoba dorosła zauważyłam, że za każdym razem, czytając o kobietach młynarzach, kupcach i górnikach, czułam pewien dyskomfort, ponieważ niektóre stereotypy dotyczące płci, z którymi się wychowałam, właśnie zostały obalone, i to w książeczce dla dzieci. Czytając zdałam sobie sprawę, jak głęboko zakorzenione są moje własne uprzedzenia. Nacisk na kobiecy wygląd, rycerskość mężczyzn i ich "krwawe" (czytaj : męskie) zachowanie, które są tak chętnie wykorzystywane w oryginalnych opowieściach, jest zauważalnie nieobecne w ich zmodyfikowanych wersjach. 

Czytając te dwanaście znanych wszystkim bajek, rzuciła mi się w oczy jedna rzecz. Czy autorzy specjalnie wybrali takie utwory, by pokazać utarte stereotypy? Jeśli przyjrzymy się bliżej tym baśniowym historiom zauważymy, że (w wersjach oryginalnych), ich bohaterom podporządkowane są role społeczne typowe do tych sprzed kilkudziesięciu jeśli nie kilkuset lat. Kobiety nie mają praktycznie nic do powiedzenia (no chyba, że są wróżkami, a wróżek przecież każdy się boi) a mężczyźni rycerzami, wojownikami i budowniczymi. To do nich należy wybranie sobie żony, zbudowanie domu czy też podbicie dalekiego królestwa. W momencie kiedy na scenę wkroczył algorytm  role te diametralnie się odwrócił co jeszcze bardziej uwypukliło te stereotypy, tworząc twór któremu daleko do normalnego. Moim zdaniem nie wystarczy zmienić zaimków by zmienić nastawienie. Górniczka, Roszpunek, król przebrany w szaty żebraka - wszystko to sprawia wrażenie nierealności. Dzieci zamiast wyciągnąć z tego wnioski (na temat równości płci) będą się co najwyżej śmiały niczym w Halloween, kiedy chłopcy przebierają się w sukienki a dziewczynki malują brody. Zakładam, że autorom tej książki zależało na tym by pokazać równość płci już na etapie dziecięcym, jednak nie wiem czy wybór tych bajek był strzałem w dziesiątkę . Jeśli byście chcieli poszperać to znajdziecie setki historii i baśni , w których występują dominujące, heroiczne postacie kobiece , chociażby książki Usborne'a „Bajki dla odważnych i genialnych dziewczyn”, „Bajki dla nieustraszonych dziewczyn” Anity Ganeri, „Zaginione bajki” Isabel Otter, Fiona Collins oraz wiele innych. 

Kolejną rzeczą z którą miałam problem w tej antologii była szeroko pojęta "męskość".   Ze sposobu, w jaki twórcy opisują swoją pracę i stojący za nią sposób myślenia, doszłam do wniosku, że te wszystkie zabiegi (jak użycie algorytmu) czynią męskość bardzo toksyczną. Może to tylko moja interpretacja, ale czułam się tak, jakby autorzy mi wmawiali, że  bohater opowieści może być postrzegany jako „interesujący” i „inspirujący”, jedynie wtedy kiedy zachowuje się w tradycyjnie męski sposób. Określając cechy kobiece jako „słabe” „i„ problematyczne ”, sugerują, że każdy powinien„ zachowywać się jak mężczyzna ”, a zatem zaprzeczać kobiecości i internalizować mizoginię. Nie ma nic złego w byciu męskim, kobiecym lub jednym i drugim, niezależnie od płci, a to czego nam brakuje (lub wciąż jest tego za mało) to książki  w których dziewczyny są odważne i aktywne  i gdzie chłopcy mogą być wrażliwi i ratować dzień bez użycia przemocy fizycznej, której jest w tej antologii bardzo dużo. Muszę się przyznać, że byłam mocno zaskoczona kiedy się dowiedziałam, że treść żadnej z bajek nie została w żaden sposób zmodyfikowana. W wersjach które ja czytałam było zdecydowanie mniej brutalności, nikt nikogo nie oślepiał ani torturował. Jeśli zamierzacie czytać te bajki dzieciom poniżej dziesiątego roku życia, to radzę wam się ponownie zastanowić, gdyż wasze maluchy mogą mieć potem koszmary. Moja sześciolatka jest na to zdecydowanie za mała. 


Z technicznego punktu widzenia książka jest w porządku. Ilustracje są ładne (choć trochę przesadzone), ale jest ich niewiele, a tekst (pomijając zamianę płci) można łatwo znaleźć i przeczytać online za darmo, więc nie sądzę, aby antologia ta była warta swojej ceny. Ze względu na fakt, że współautorzy celowo unikali manipulowania  historiami ,językiem opowieści jest ten z oryginalnej książki, który wydawać wam się może  trochę archaiczny i nieporęczny, co oznacza, że prawdopodobnie nie jest to książka idealna do czytania przed snem . Sama książka jest wyjątkowo dobrze wykonana z solidną twardą okładką, grubymi  stronami i szczegółowymi, kolorowymi ilustracjami, jednak tych mogłoby być więcej , ponieważ tylko "widząc" niektóre z nowych koncepcji  jesteśmy w stanie przyswoić sobie nowe implikacje. Jest to prawdopodobnie książka bardziej dla dorosłych niż dla dzieci, ale jednak  warta przeczytania.

 

Tytuł : "Królewna w lśniącej zbroi, czyli trochę inne bajki dla dziewczynek i chłopców"  

Autorzy : Karrie Fransman, Jonathan Plackett 

Wydawnictwo : Czarna Owca

Data wydania : 25 listopada 2020

Liczba stron : 200

Tytuł oryginału : Gender Swapped Fairy Tales 

 

Za możliwość przeczytania książki i jej zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu :  

https://www.czarnaowca.pl/

 

 

 

"Asystentka" S.K Tremayne

"Asystentka" S.K Tremayne

 W prezencie świątecznym dostałam od męża Google Nest Mini, takiego małego asystenta, który grzecznie poproszony nastawi alarm, włączy radio czy poda prognozę pogody. Moim zdaniem jest to bardzo przydatne urządzenie i podczas tych paru dni korzystałam z niego praktycznie cały czas. Teraz siedzę przed komputerem i spod oka patrzę na to małe, poręczne urządzenie zastanawiając się czy czasem mnie nie podsłuchuje. Zdarzyło wam się kiedyś o czymś rozmawiać i chwilę potem zobaczyć reklamy tego "czegoś" na fb? Mi ostatnio dzieje się tak coraz częściej i zaczęłam dochodzić do przekonania, że nasze "mądre" urządzenia domowe nas w pewien sposób podsłuchują czy "czytają". Moim zdaniem jest tylko kwestią lat kiedy komputery i telefony (niby w dobrej wierze) zastaną obdarzone sztuczną inteligencją. I wtedy nastanie era totalnej inwigilacji. Jeśli chcecie zobaczyć jej przedsmak to koniecznie przeczytajcie "Asystentkę". Ciarki na plecach gwarantowane. 

Świeżo rozwiedziona Jo z przyjemnością wprowadza się do wolnego pokoju swojej najlepszej przyjaciółki. Zaawansowane technologicznie, luksusowe mieszkanie jest zarządzane przez asystentkę domową o nazwie Electra, która zajmuje się ogrzewaniem, oświetleniem – a czasem nawet Jo zwraca się do niej, gdy potrzebuje towarzystwa.Wszystkie się zmienia, gdy pewnej nocy Electra wypowiada jedno zdanie, które rozrywa kruchy świat Jo na strzępy: „Wiem, co zrobiłaś”. Jo jest przerażona. Ponieważ w przeszłości zrobiła coś strasznego. Coś niewybaczalnego.


Najnowszy thriller psychologiczny SK Tremayne jest niesamowicie przerażający i prowokuje do myślenia o naturze naszego współczesnego świata, kwestionując jego rosnące uzależnienie od technologii i potencjalnie niebezpieczne nadużywania korzystania z mediów społecznościowych. Jo jest dziennikarką, której życie się rozpadło, niedawno się rozwiodła  i jest w poważnych tarapatach finansowych, dlatego z zadowoleniem przyjmuje możliwość zamieszkania w domu bogatej przyjaciółki w luksusowym mieszkaniu w Camden. Jak na tę ekskluzywną londyńską dzielnicę przystało jest on wyposażony we wszystkie nowoczesne udogodnienia i najnowocześniejszą technologię, która odgrywa zasadniczą rolę w zarządzaniu ogrzewaniem i oświetleniem w domu. Całość jest nadzorowana i zarządzana przez asystenta o imieniu Electra. W opowieści przedstawionej głównie z perspektywy Jo widzimy, jak jej życie powoli się rozpada aż sama bohaterka znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Pewnej zimnej i wietrznej nocy  Electra mówi  jej, że wie, co zrobiła. Jo rzeczywiście skrywa koszmarne sekrety ze swojej przeszłości, ale jak elektroniczna asystentka mogła poznać jej historię?   Nasza bohaterka  jest klasycznym przykładem niewiarygodnego norratora ponieważ czytelnik zastanawia się, jak bardzo można jej zaufać. W przerażającej i groźnej opowieści, która zawiera trafną poezję Sylvii Plath, Jo próbuje walczyć o kontrolę nad technologią, która grozi jej zniszczeniem. 

Fabuła rozwija się powoli jednak ze strony na stronę staje się coraz bardziej wciągająca. Jo rozmawiając ze swoją wirtualną asystentką zaczyna się zastanawiać czy przypadkiem nie zapadła na tę samą chorobę psychiczną na którą cierpiał jej ojciec. W miarę narastania zagrożeń Jo staje się coraz bardziej odizolowana i zrozpaczona, ponieważ nikt jej nie chce uwierzyć. Kobieta postanawia jednak zrobić wszystko by to zmienić. Momentami miałam wrażenie, że naprawdę jej "odbiło", że oszalała, tak dobrze Tremayne wykreowała tę postać. Choć znałam prawdę to również ciężko było mi w nią uwierzyć. Akcja zagęściła się jeszcze bardziej kiedy zhakowany został również laptop i telefon Jo. Wtedy zaczęłam jej naprawdę współczuć, szczególnie że nie widziałam wyjścia z tej całej sytuacji. Wyobraźcie sobie jedną z najmroźniejszych, najciemniejszych zim , jakie dane było wam przeżyć. Wyobraźcie sobie , że jesteście sami w wielkim domu na obrzeżach Londynu, a jedyną "osobą" która was słucha jest mała, szara zabawka?  Muszę przyznać, że atmosfera panująca w tej książce robiła się coraz bardziej zimna i złowieszcza. Na własnej skórze czułam przerażenie głównej bohaterki. Wprost uwielbiam kiedy autorom tak idealnie się udaje manipulować moimi emocjami. "Asystentka" była moją pierwszą książką Tremayne, ale już biegnę do wirtualnej kolejki po następne. 

"Asystentka" to perfekcyjne połączenie thrillera psychologicznego z elementami fantastycznymi, książka która jest nie tylko porywająca i absolutnie kompulsywna, ale także służy jako ostrzeżenie przed tym, co może przynieść przyszłość. Nie będzie zbytnią przesadą jeśli powiem, że dosłownie ją pochłonąłem i płakałam ze smutku kiedy się skończyła.  Niestety, jestem przekonana, że okładka i streszczenie doprowadzą wielu innych do błędnego wniosku, że jest to po prostu kolejna zwyczajna hybryda bez dodatkowego wigoru i polotu, kolejny thriller jakich wiele na księgarnianych półkach. A to nieprawda! Powieść Tremayne to  mroczna, intrygująca i prowokująca do myślenia lektura na miarę ery cyfrowej która sprawi, że będziesz kwestionować, jak bardzo polegamy na technologii, która ma nam pomóc przetrwać w dzisiejszych  czasach. "Asystentka" pomimo całego mroku i przerażenia, które się kryje na jej stronach jest  zabawna, dobrze napisana, powściągliwa i niemożliwa do odłożenia, a co najważniejsze jest wielce aktualna i na czasie. To prawie jak komentarz społeczno-technologiczny w formie wybuchowej fikcji.  

Jeśli byście mnie spytali o jedno słowo którym bym opisała tę powieść wybrałabym : elektryczna. Elektryczna, porywająca i cudownie niepokojąca, "Asystentka" to przerażająco wiarygodna opowieść o naturze nowoczesnych technologii i naszym poleganiu na wirtualnych asystentach, takich jak Alexa czy Siri. Co się może stać gdy wirtualny asystent się zbuntuje? Czy może to doprowadzić cię do szaleństwa? Najnowsze technologie wzbudzają strach w wielu z nas. A dlaczego? Ponieważ boimy się, że ktoś zacznie nas kontrolować, manipulować nami i w końcu doprowadzi do tego, że zostaniemy zniszczeni. Ci, którzy oglądali Terminatora doskonale wiedzą o co mi chodzi. Więc co teraz robimy? Czytamy i wyciągamy wnioski. Polecam. Ku przestrodze. 

 

Tytuł : "Asystentka"

Autor : S.K Tremayne

Wydawnictwo : Czarna Owca

Data wydania : 25 listopada 2020

Liczba stron :  432

Tytuł oryginału : The Assistant  

 

 

Za możliwość przeczytania książki i jej zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu :  

https://www.czarnaowca.pl/

 

 

"Ofiara dla burzy" Dolores Redondo

"Ofiara dla burzy" Dolores Redondo

Jest noc. Ojciec wchodzi do pokoju swojej córeczki,  która spokojnie śpi. Podnosi pluszowego misia, przykłada go do twarzy dziecka i trzyma dopóki dziewczynka się nie udusi. Zabawka nie pozostawia żadnego śladu na jej twarzy. Pluszowe misie w pokoju z przerażeniem obserwują tę scenę, podczas gdy babcia dziewczynki śpi w  pokoju obok  znużona opieką nad dzieckiem podczas nieobecności rodziców. Właśnie tak zaczyna się trzecia część trylogii Doliny Baztán Dolores Redondo. Prawda, że zapowiada się ciekawie i przerażająco? O tak... a potem jest jeszcze lepiej. "Ofiara dla burzy" to nienaganna powieść detektywistyczna  która zadowoli nawet najbardziej wybrednych czytelników.

 

W dolinie rzeki Baztán w niewyjaśnionych okolicznościach umiera niemowlę. Tajemnicza czerwona plamka na czole zmarłej dziewczynki wzbudza podejrzenia śledczych. Dochodzenie utrudniają dziwne zachowanie ojca dziecka i silna wiara babci, że za śmiercią wnuczki stoi Inguma, baskijski demon, który wysysa oddechy dzieci i wypija ich dusze podczas snu.
Czy dziewczynka zmarła przez przypadek? Czy ojciec mógł zabić z zimną krwią własną córeczkę? A może jej śmierci rzeczywiście winny jest mityczny demon?


Akcja trzeciej i ostatniej części Doliny Baztán rozpoczyna się w miesiąc po wydarzeniach z poprzedniego tomu. Detektyw Amaia odzyskuje syna Ibai, a Berasategui zostaje aresztowany. Amaia nadal poszukuje swojej matki i chociaż policja zapewnia ją, że kobieta nie żyje, nasza główna bohaterka ma przeczucie , że została ona porwana. Tym razem Salazar i jej zespół będą musieli zmierzyć się z nowym przypadkiem, nagłą  śmiercią noworodka ale z powodu śladów, które dziecko ma na twarzy, Amaia zacznie podejrzewać, że nie nastąpiła ona z przyczyn naturalnych.  Rozpoczyna  się dochodzenie, w którym pojawi się więcej zgonów , więcej zamordowanych dzieci, co dla mnie jako matki było największym horrorem, jaki kiedykolwiek czytałam. Jeśli czytaliście książki Dolores Redondo to zapewne wiecie, że autorka ta lubi się poruszać po cienkiej linii oddzielającej typową "rzeczywistą" fikcję literacką, (wydarzenia które mogłyby się zdarzyć w rzeczywistości) a fantastyką. Uwielbiałam tę mieszankę, którą stworzyła autorka  w trzech tomach swojej powieści kryminalnej. W pierwszej książce poznaliśmy „Basajaun”, mitologiczną istotę, w drugiej książce pojawiło się „Tarttalo”, a w trzeciej spotykamy „Ingumę”, demona, który "wysysa" oddech niemowląt podczas snu. Pióro autorki, podobnie jak w poprzednich książkach, pozostaje zwinne, proste i uzależniające. Od pierwszego rozdziału udało mi się wciągnąć w bardzo dobrze utkany i tajemniczy spisek.

Dolores Redondo kolejny raz obudziła we mnie przemożną potrzebę czytania. Czytałam w domu, w pracy, w autobusie a nawet w windzie. Otwierałam książkę na  chociażby kilka sekund byle tylko dowiedzieć się co się stało w następnym akapicie. W "Ofirze dla burzy" kolejny raz przenosimy się do Doliny  Baztán, w której spotkamy się z matriarchalnym społeczeństwem pełnym silnych i niezależnych kobiet. Jednak tym co najbardziej mi się tutaj podobało była nietypowa, bardzo mroczna i poniekąd duszna atmosfera tego miejsca. Do doliny dociera niewielka ilość światła, za to deszczu jest tutaj pod dostatkiem. Nie wiem dlaczego ale to właśnie deszcz kojarzy mi się z morderstwami, przestępstwami, czymś złym. Deszcz i mrok. Czasami miałam wrażenie jakby autorka wykazała się szóstym zmysłem i wykorzystywała to czego się strasznie boję (burze) do podsycania mojego strachu i jednocześnie ciekawości. Kiedy już miałam wrażenie, że zaczynam się domyślać o co może chodzić i gdzie szukać rozwiązania tajemnicy,  Dolores Redondo wyciągała asa z rękawa i wszystko na powrót stawało się obce, przerażające i nieprzewidywalne.  Siła tej powieści  tkwi w dobrze uargumentowanej, dobrze utkanej historii i doskonale zarysowanych postaciach. Reżyser Fernando González Molina, znany chociażby z produkcji filmu "Trzy metry nad niebem" (2010) podjął się ekranizacji wszystkich części trylogii.  "Ofiara dla  burzy", której premiera była początkowo planowana w kinach,  z powodu pandemii , niedawno zadebiutowała na platformie Netflix. Poza wątkiem kryminalnym i morderstwami , jak mówi sam reżyser,  jest to opowieść „o matkach, które nie kochają swoich córek, matkach, które chcą chronić swoje dzieci i matkach, które boją się samych siebie". Salazar jest absolutną bohaterką wszystkich tych filmów (i książek), które znajdują się w połowie drogi między grecką tragedią a Danem Brownem. 


W trylogiach zwykle bywa tak, że to pierwszy i ostatni tom są tymi najlepszymi. Jeden dlatego, że otwiera powieść, a drugi bo ją domyka. W trylogii Baztán wszystkie trzy części są bezdyskusyjnie dobre, interesujące i intrygujące. Sprawy posuwają się naprzód, komplikują się, odkrywane są nowe fakty, które pochodzą ze starych opowieści, wątki zaczynają się przeplatać... ... Oznacza to, że pomimo tego, że wydaje się, że Amaia bada trzy różne dochpdzenia to tak naprawdę jedna i ta  sama sprawa, która nie może zostać zakończona, dopóki wszystko inne nie zostanie rozwiązane.Ale cóż to było za zakończenie. Dolores Redondo osiągnęła poziom wprost mistrzowski. W historii tej jest wszystko to co lubię : miłość, sekrety,  morderstwa, psychopaci, sekty, kłamstwa, niebezpieczeństwa ...czego chcieć więcej? 


Książki, które stały się zjawiskiem masowym, są zwykle przesadnie lekkie, ale Redondo zaskakuje refleksjami na temat wykorzystywania wiary do manipulowania ludźmi oraz niebezpieczeństw sekt, które mogą wciągnąć każdego. Nawiasem mówiąc, opisy doliny Navarrese, w której toczy się akcja, są nadal tak ekscytujące, że nic dziwnego, że turystyka w okolicy eksplodowała. Jak tylko skończy się lockdown i będzie można znowu bezpiecznie podróżować , to z pewnością sama się tam wybiorę. I mam nadzieję, że do tego czasu autorka wyda kolejną, równie ciekawą i wciągającą książkę. Jak by się dobrze przyjrzeć to znajdzie się parę wątków, które nie doczekały się zamknięcia, czy to oznacza, że Redondo , pomimo swoich zapewnień, zostawiła otwartą ku kontynuacji furtkę? Poczekamy, zobaczymy. A tymczasem polecam wam całą trylogię. 

 

Tytuł : "Ofiara dla burzy"

Autor : Dolores Redondo

Wydawnictwo : Czarna Owca

Data wydania : 13 stycznia 2016

Liczba stron : 544

Tytuł oryginału : Ofrenda a la tormenta 

 

Za możliwość przeczytania książki i jej zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu :  

https://www.czarnaowca.pl/

 

"Kształt ruin" Juan Gabriel Vásquez

"Kształt ruin" Juan Gabriel Vásquez

Najnowsza powieść Juana Gabriela Vásqueza "Kształt ruin" zawdzięcza swój tytuł pięknemu zwrotowi Juliusza Cezara z dramatu Szekspira: "Jesteś ruiną największego męża, co w ciągu wieków zjawił się na ziemi". Po przeczytaniu tej złowieszczej historii na myśl mi przyszły inne słowa, tym razem już samego Szekspira: „Umarli, panie, mówią głośniej niż żywi”. Fraza ta została wypowiedziana przez grabarza księciu Hamletowi, na krótko przed tym, jak odkrył, że ​​wykopywany grób należy do Ofelii, która właśnie popełniła samobójstwo. Podobnie jak bardzo odległy krewny tego elżbietańskiego grabarza, Juan Gabriel Vásquez, uzbrojony w czaszkę i pamięć o Garcíi Márquezie, ze skrupulatnością antropologa sądowego skonstruował powieść, która po mistrzowsku skondensowała kolumbijską historię XX wieku.

W środę 9 kwietnia 2014 roku podczas włamania do muzeum Jorge Eliecera Gaitana – kolumbijskiego męża stanu zamordowanego ponad pół wieku temu – zostaje ujęty mężczyzna. Tylko Juan Gabriel Vásquez wie, kim tak naprawdę jest zatrzymany Carlos Carballo: ogarniętym obsesją człowiekiem, który nie cofnie się przed niczym. I jednym z nielicznych, którzy znają prawdę na temat nie tylko śmierci Gaitana, lecz także morderstwa sprzed stu lat, które rozpędziło błędne koło kolumbijskiej przemocy.


Teorie spiskowe są bardzo ważną częścią współczesnej historii, odwróceniem oficjalnej wersji, która jest równie historyczna, akademicka jak atrakcyjna i odkrywcza. W powszechnej akceptacji tych historii odkrywamy niepewność każdej próby stworzenia narracji o wydarzeniach, która nie prowadzi do niezliczonych ślepych zaułków. Ale to nie umniejsza poetyckiej siły teorii spiskowych, które pozwalają na ekscytujące spekulacje i opierają się na bardzo współczesnej podejrzliwości. Jedną z największych historii spiskowych współczesnych czasów było zabójstwo prezydenta Kennedy'ego, które  stało się wielkim kamieniem probierczym jego narodowej mitologii, a Libra DeLillo jest świętą i paradoksalnie desakralizującą książką. Juan Gabriel Vásquez  to bardzo amerykański narrator. Jedna z jego książek "Reputacje" miała w sobie coś, co przypominało mi prozę Rotha jeśli chodzi o połączenie losu jednostki z refleksją historyczną i narodową. Jednak pomimo całego swojego kosmopolityzmu Vásquez daje dowód na to, że bardzo dobrze zrozumiał pewną tradycję, pozostając jednocześnie kolumbijskim autorem pod względem formy i treści. "Kształt ruin" opowiada historię Carlosa Carballo, enigmatycznej postaci, która zawsze ma pod ręką konspiracyjne wyjaśnienie wielkich wydarzeń z przeszłości. Dla niego historia nie dopuszcza przypadku ani nieprzewidzianych okoliczności. Za oficjalnymi i powszechnie akceptowanymi relacjami, najczęściej przemilczane prawdy kryją się za ukrytymi, mrocznymi i potężnymi dłońmi, które ukradkiem poruszają sznurkami świata. Od przystąpienia Stanów Zjednoczonych do I wojny światowej, poprzez zabójstwo Johna F. Kennedy'ego, aż po atak na World Trade Centre w Nowym Jorku: wszystko ma dla Carballo wyjaśnienie w kluczu teorii spiskowych. Fabuła książki koncentruje się na dwóch "sławnych" zabójstwach współczesnej Kolumbii: morderstwie liberalnego senatora Rafaela Uribe Uribe w 1914 roku oraz zabójstwie  liberalnego przywódcy Jorge Eliécer Gaitána w 1948 roku, który został czterokrotnie postrzelony w stolicy kraju co rozpoczęło  tak zwany „bogotazo”, rozdział przemocy obywatelskiej, który naznaczyła  na długie lata naznaczyła Kolumbię. Te dwie zbrodnie są tradycyjnie przypisywane anonimowym sprawcom, którzy działali bez spójnej strategii. Carballo w to nie wierzy i tworzy kontrowersyjną teorię spiskową, która łączy oba morderstwa  z zabójstwem Kennedy'ego w Dallas w 1968 roku.  

I to właśnie motyw Kennedy'ego jest najbardziej dyskusyjnym punktem "Kształtu ruin". Moim zdaniem jest on zbędny dla fabuły. Nie do końca mogłam się zdecydować, czy istnieje po to, aby ikonicznie utrwalić i nadać głębię dyskursowi o alternatywnych możliwościach prawdy, czy też został użyty jako przynęta dla potencjalnych czytelników. Tak czy inaczej, wszystko inne w tej powieści jest wykonane perfekcyjnie: badanie dokumentów, zdjęć; autobiografia autora jako kontrapunkt do biografii narodu, subtelny cień Borgesa, podkreślający pojęcie czasu jako labiryntu pełnego zamurowanych widelców. W przeciwieństwie do swoich poprzednich prac, Vásquez zdejmuje tutaj  maskę i wykorzystuje swoje życie osobiste jako materiał narracyjny. Istnieją rozdziały autobiograficzne, takie jak ten,  w którym opowiada o skomplikowanej ciąży  córki lub ten w którym opisuje  eksplozję bomby w centrum handlowym  w 1993 roku podczas rebelii kartelu Medellín, którą cudem udało mu się przeżyć. 


"Kształt ruin" to ambitna powieść. Dowodem na to jest różnorodność wątków, które się w niej pojawiają oraz różnorodność poruszanych tam tematów. Nie jest to książka o El Bogotazo, jednak autor w miarę dokładnie odtworzył wydarzenia z centrum Bogoty  z 9 kwietnia 1948 r. Nie jest to książka wyłącznie o zabójstwie generała Uribe Uribe, ale czytelnik znajdzie tu znakomitą narrację - moim zdaniem najlepszą część książki - o okolicznościach, które otaczały jego morderstwo  oraz o perypetiach procesu karnego, który toczył się przeciwko bezpośrednim sprawcom zabójstwa liberalnego kongresmena. W żadnym wypadku nie jest to biografia Gaitána czy Uribe Uribe, ale znajdziecie tutaj portrety tych fascynujących osobowości. Nie jest to autobiografia, ale Juan Gabriel Vásquez przejmuje wagę narracji książki i jednocześnie zastanawia się nad ojcostwem, swoim związkiem z Kolumbią i  przynależnością do miejsca naznaczonego przemocą i śmiercią.  I tak, jest to powieść o zabójstwach Gaitána i Uribe Uribe, ale w pewnym sensie jest to również dochodzenie w sprawie wszystkich wielkich morderstw w historii politycznej Kolumbii oraz sposobu, w jaki wszystkie one zbiegają się i manifestują w naszej teraźniejszości .

 

Nic dziwnego, że po zdobyciu tylu nagród Mario Vargas Llosa powiedział o Juanie Gabrielu Vásquezie, że jest „jednym z najbardziej oryginalnych głosów w nowej literaturze latynoamerykańskiej”. "Kształt ruin" to powieść o tajemnicach, zarówno osobistych, jak i narodowych,  intrygach, prawdach ukrytych w oficjalnej wersji historii i wszelkiego rodzaju spiskach. Jest to ekscytująca podróż do przeszłości i teraźniejszości, głęboko autobiograficzna praca, która z kompulsywną siłą zachęca czytelnika do intensywnej eksploracji historycznej, poprzez hybrydową opowieść przeplatającą się ze zdjęciami, dokumentami i obrazami. To niepokojąca refleksja nad naszą obsesją na punkcie teorii spiskowych, ale także nad tym, jak tajemnice historii publicznej kształtują nasze życie prywatne.  

 

Tytuł : "Kształt ruin"

Autor : Juan Gabriel Vásquez 

Wydawnictwo : Czarna Owca

Data wydania : 25 listopada 2020

Liczba stron : 560

Tytuł oryginału : La forma de las ruinas  

 

Za możliwość przeczytania książki i jej zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu :  

https://www.czarnaowca.pl/

 

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger