"Pocałunek kata" Mons Kallentoft

"Pocałunek kata" Mons Kallentoft

Monsa Kallentofta poznałam przy okazji rewelacyjnego, napisanego wspólnie z Markusem Luttemanem, cyklu pod tytułem "Zack Herry". By dobrze działać w duecie najpierw trzeba zdobyć doświadczenie w pracy solowej. Kallentoft szacunek czytelników, sznyty literackie oraz międzynarodową sławę, zdobył właśnie dzięki  postaci komisarz Malin Fors. Choć to już 11 tom serii, to dla mnie, jest dopiero początek przygody z inteligentną, odważną i oryginalną, a jednocześnie bardzo ludzką, szwedzką śledczą. Człowiek sięgając po kryminały, nastawia się głównie na rozrywkę, jeśli dostaniemy coś więcej, traktujemy to jako  bonus. Tym razem nagroda ta była bardzo wartościowa. Nigdy się nie spodziewałam, że to właśnie z książki szwedzkiego autora dowiem się tak wiele o miłości macierzyńskiej i jej różnych wymiarach, włącznie z tym skrajnie psychotycznym. A jednak. "Pocałunek kata" to powieść o tym , jak daleko może  posunąć się człowiek w obronie swoich bliskich.

Po imprezie młoda dziewczyna staje się obiektem seksualnych szykan na portalach społecznościowych. Na lotnisku w Linköpingu porwany zostaje samolot. W zgniatarce do samochodów ktoś natrafia na zwłoki nastolatki. A to dopiero początek najbardziej piekielnej wiosny w historii Linköpingu.

Sięgając po tę książkę musimy pamiętać, że jest ona już 11 częścią większej całości. Czytelnik wrzucony zostaje w środek wydarzeń, gdzie powinniśmy znać naszych głównych bohaterów oraz ich przeszłość. Autor jest tutaj bezlitosny. Nie jest jak w przypadku innych thrillerów, gdzie często pojawiają się retrospekcje. Kallentoft bardzo oszczędnie zdradza nam szczegóły dotyczące życia naszych bohaterów, poniekąd zmuszając nas do sięgnięcia po poprzednie tomy. Poznałam Malin w prawdopodobnie jednym z najważniejsztch okresów w jej życiu. Jest trzeźwa  i na dobrej drodze do poukładania swoich spraw rodzinnych. Dopiero co wróciła z Bangkoku, gdzie była oficerem łącznikowym, dopiero co pochowała kogoś ważnego. Jednak kim bym mężczyzna, ani co naprawdę wydarzyło się w Tajlandii pozostało dla mnie tajemnicą. Jedna jest pewne : miało to wielki wpływ na psychikę oraz życie Malin.  Już postanowiłam że sięgnę po kolejne tomy, gdyż moja ciekawość została rozbudzona.
Jednak nie tylko komisarz Fors przechodzi trudny okres. Nie tylko ją prześladuje widmo pokonanego  nałogu czy bolesnego rozstania. Każdy z  poznanych przeze mnie bohaterów przeżywa małe lub większe dramaty. Jeden cierpi z powodu choroby córki , inny wpada w narkotykowy  ciąg . Ktoś umiera na śmiertelną chorobę a  jeszcze inny cierpi po stracie ukochanej osoby. Muszę przyznać ,że Kallentoftowi  udało się stworzyć prawdziwe, nie wyidealizowane postacie, z którymi można się utożsamiać. Pokazał światu, że policjanci to też ludzie z krwi i kości, którzy nie są nieśmiertelni i popełniają błędy, czysto niewybaczalne. Był to dość odważny zabieg, bowiem w oczach społeczeństwa ,szczególnie skandynawskiego,  nadal pokutuje obraz komisarza- terminatora, nieustraszonego  stróża prawa w niebiańskiej zbroi. Okazuje się jednak,  że Ci , których traktowano jak prawą rękę Boga , są jednak ludźmi, którzy się boją, tchórzą, mylą i błądzą . Taki obraz do mnie przemówił  sprawił że polubiłam inteligentną Malin, podobnie jak resztę bohaterów. 
Większość autorów kryminałów skupia się na zagadce i dochodzeniu. Tutaj do głosu dochodzi również psychika naszych bohaterów i sceny z ich życia prywatnego. Mamy jednego, wszystkowiedzącego autora, który swoją uwagę dzieli pomiędzy wszystkie postaci biorące udział w śledztwie. Z jednej strony mamy do czynienia z procedurą, z drugiej z książka obyczajową, a z jeszcze innej prawdziwym, mrożącym krew w żyłach thrillerem. Autor by dodać całości dramatyzmu, korzysta z równoważników zdań, często jednowyrazowych. Doskonale radzi sobie również w końcówkach rozdziałów, korzystając z cliffhangerów, które poniekąd zmuszają czytelników do kontynuowania lektury. "Pocałunek kata" to typowa książka z serii "jeszcze jeden rozdział i idę spać".

Jest jeszcze jedna rzecz, które wyróżnia Kallentofta spośród reszty twórców kryminałów. Jest to odwaga. Autor nie boi się szokować czytelników. Zazwyczaj kiedy w literaturze pojawia się motyw dziecka, w naszych umysłach zapala się ostrzegawcza lampka. Te małe szkraby są symbolem niewinności i nic nie ma prawda im się przytrafić. Dzieci nie giną. Owszem czasem zostają porwane, czasem stają się ofiarą przemocy domowej, ale zawsze mamy do czynienia z happy endem. Kallentoft otworzył na oczy i uświadomił, że nie ma sensu by literatura w dalszym ciągu bała się konfrontacji z rzeczywistością. Po krótkim namyśle doszłam do wniosku, że zdradzę państwu fragment fabuły, jednak nic wielkiego. Uprowadzony na lotnisku samolot, pomimo interwencji policyjnych mediatorów (w tym komisarz Malin) oraz antyterrorystów, zostaje wysadzony w powietrze. Ofiar jest wiele, w tym dzieci i niemowlęta. Muszę przyznać, że po przeczytaniu tego rozdziału, na moment mnie zamurowało. Jak to? Tyle niewinnych ofiar? Małe latające w powietrzu buciki? Rozrywane buziaczki? Czy to nie zbyt dużo dla przeciętnych czytelników? Choć śmierć dziecka zawsze jest okropna, nawet na papierze, tak sadystycznie cieszyłam się, że autor podjął się tego tematu tabu. Pokazał, że umieramy wszyscy, że kostucha nikogo nie oszczędza. I jeśli myślicie, że wybuch samolotu to jedyne na co stać autora, to się grubo mylicie. Motyw zdesperowanego porywacza, obwieszonego granatami, to jedynie preludium dla innych, tragicznych wydarzeń. Będzie krwawo, mrocznie i brutalnie. Zdecydowanie jest to książka dla czytelników o mocnych nerwach. Fani Kallentofta zapewne wiedzą, że pisarz ten zdecydowanie nie przebiera w słowach. 

W "Pocałunku kata" poruszony został bardzo ważny temat, jakim jest mobbing w mediach społecznościowych. Dziś, kiedy każdy ma praktycznie nieograniczony dostęp do internetu, skrzywdzenie innej osoby stało się bardzo proste. Wystarczy jedno wstydliwe zdjęcie czy obraźliwy post a osoba w którą ten "hate" został wycelowany, długo będzie borykać się z jego konsekwencjami. Walczyć o swoje dobre imię i godność. Młodzi ludzie często nie mają siły do podjęcia tej nierównej walki. Widzą, że ich rówieśnicy są okrutni i tak szybko nie zapominają,a złe wieści, zła fama, roznosi się z siłą epidemii. Dlatego tak ważne jest, żebyśmy my, jako rodzice czy opiekunowie (a nawet przyjaciele czy sąsiedzi) obserwowali nasze dzieci, wypatrywali niepokojących sygnałów. Jeśli zachowanie dziecka nagle się zmieni, postarajmy się odgadnąć przyczynę takiego tanu rzeczy, zanim będzie za późno. Pamiętajmy, że młodzi ludzie często nie mają potrzebnych narzędzi do tego, by radzić sobie z problemami, a samobójstwo traktują jako jedyne, słuszne wyjście. To dorośli muszą otworzyć oczy i wyjść do dziecka. Nie oczekujmy, że to ono przyjdzie do nas. Niestety, poczucie wstydu może okazać się silniejsze. 

Najnowsza powieść Kallentofta, oprócz tego że jest znakomitym i trzymającym w napięciu kryminałem, jest również wspaniałą opowieścią o miłości rodzicielskiej. Typów tego niesamowicie silnego uczucia, jest tyle ile ludzi na świecie. Jedni wręcz upajają się swoimi dziećmi, innym emocje przychodzą z trudem. Są tacy którzy osaczają i tacy, którzy dają więcej luzu. Kochamy na zabój, i kochamy pomimo trudów, które sprawia nam rodzicielstwo. Autor pokazuje nam różne oblicza tej miłości, włącznie z tym najbardziej szalonym, intensywnym, aż do "śmierci". I to w sensie dosłownym. "Pocałunek kata" jest jednym z najlepszych kryminałów jakie przeczytałam w tym roku. Ciszę się, że przede mną jeszcze 10 poprzednich tomów. Pragnę lepiej poznać naszych bohaterów, sprawdzić jakie wydarzenia doprowadziły ich do tego miejsca, w którym są teraz. W pełni ich pokochać lub znienawidzić.Wam również polecam. 

Tytuł : "Pocałunek kata"
Autor : Mons Kallentoft
Wydawnictwo : Rebis
Data wydania : 26 lutego 2019
Liczba stron : 352
Tytuł oryginału : Bödelskyssen



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 



Kings of the Wyld



Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html

"Nasz mały sekret" Roz Nay

"Nasz mały sekret" Roz Nay

Czyżby 2019 był rokiem rewelacyjnych debiutów? Kolejne nazwisko, kolejna książka i kolejna niespodzianka. Czyżby gdzieś za darmo wpuszczali na kursy kreatywnego pisania? A może do głosu dochodzą roczniki z wyobraźnią? Jedno jest pewne : "Nasz mały sekret" to thriller od którego nie można się oderwać. Który przeniesie czytelnika w czasie, aż do szkoły średniej, pierwszego zauroczenia i pierwszego sexu. Bardzo szybko się przekonamy, że autorka ma rację. Większość zbrodni dokonywanych jest z miłości a w każdym z nas drzemie malutka cząsteczka psychopaty. Pozostaje tylko kwestią czasu kiedy,i czy w ogóle, pozwolimy jej ujrzeć światło dzienne.

Fani powieści W ciemnym mrocznym lesie oraz Miasteczka kłamców pokochają ten wciągający, ekscytujący debiut o zaginionej kobiecie, pogmatwanym trójkącie miłosnym oraz tajemnicach, którymi dzielimy się z innymi i o które zachowujemy dla siebie.

Pewnie nie raz zadawaliście sobie pytanie, czy jest możliwa prawdziwa przyjaźń pomiędzy kobietą a mężczyzną, dziewczyną a chłopakiem. Niektórzy są przekonani, że każdy z nas ma swoją bratnią duszę, którą kiedyś spotkamy. Może być nią zarówno mężczyzna jak i kobieta. Inni uważają, że napięcie seksualne występujące pomiędzy osobnikami różnych płci, nie pozwala im na kultywowanie prawdziwej przyjaźni, prędzej czy później jedna ze stron, a może nawet obie, będą chciały czegoś więcej. Jeszcze inni twierdzą, że to różnice i inny sposób myślenia sprawia, że "on" i "ona" najlepiej będą się uzupełniać w związku partnerskim, który polega na wzajemnym uzupełnianiu się, a do przyjaźni potrzeba jednak osobników o podobnych charakterach i zainteresowaniach.
Autorka w sprytny sposób połączyła w jednej książce wszystkie wyżej wymienione punkty widzenia. 90 procent fabuły jest retrospekcją z życia głównej bohaterki, która cofa się do czasów licealnych i pierwszych, miłosnych dramatów. Angela po przeniesieniu się do nowej szkoły, już pierwszego dnia poznaje chłopaka, który stanie się jedną z najbliższych osób w jej życiu. Muszę przyznać, że z własnej szkoły czy podwórka, nie pamiętam przyjacielskich układów chłopak-dziewczyna. Jeśli zdarzyło mi się widzieć taką parkę, siedzącą wspólnie na ławce, to od razu stawali się powodem plotek. Również w późniejszych latach nigdy ni spotkałam mężczyzny, którego mogłabym nazwać swoim soul-mate. Niestety. Zazdrościłam naszej bohaterce, że ma kogoś kto ją obroni, zabawi i przytuli kiedy jej smutno. A na dodatek będzie mężczyzną i zrobi to bezinteresownie. Owszem miałam mnóstwo koleżanek, jednak męski punkt widzenia na niektóre sprawy, jest również wart poznania. Przyjaźń Angeli i HP wydawała mi się dojrzała, prawdziwa i dozgonna. Ona była obserwatorem jego licznych związków, on nie krytykował jej niecodziennych strojów. Razem tworzyli coś trwałego. Aż do czasu imprezy nad jeziorem, kiedy spełnił się scenariusz pesymistów, wątpiących w damsko-męską przyjaźń. Był sex, były pocałunki i narodziny miłości. W tym momencie zamknęłam na chwilkę oczy i zaczęłam się zastanawiać, czy moment narodzin uczucia był jednocześnie końcem przyjaźni? Od zawsze przecież wierzyłam, że by kogoś pokochać trzeba go najpierw lubić.  Autorka zręcznie połączyła oba te uczucia i stworzyła związek dwójki ludzi, którzy wydawali się wręcz dla siebie stworzeni. Jednak życie lubi płatać nam figle a miłość często idzie w parze ze zdradą, zazdrością, zawiścią a nawet nienawiścią. Pomimo, iż książka ta ma tylko 276 stron, to autorka wykorzystała je aż do ostatniego akapitu. Każda kartka jest naszpikowana emocjami. Podobało mi się. Lubiłam czytać o tym co działo się w umyśle naszej bohaterki, jaką metamorfozę przechodziła. Za wszelką cenę chciałam się dowiedzieć, co doprowadziło ją do policyjnego aresztu.

Jak większość thrillerów psychologicznych, tak i ten jest skupiony wokół postaci naszych głównych bohaterów. To co się wydarzyło jest ważne od tego "dlaczego". Na początku książki autorka informuje nas, że zaginęła Saskia, żona byłego chłopaka Angeli, jej pierwszej i jedynej miłości. Detektyw Novak pragnie się dowiedzieć czy młoda kobieta maczała w tym zaginięciu palce, chce poznać prawdę czy Saskia żyje. Tutaj na scenę wkracza Angela, która od samego początku wydaje mi się twarda, zdesperowana i odważna. Postanawia opowiedzieć swoją historię, jednak zrobi to na własnych zasadach. Gdzieś w połowie książki protagonistka straciła nieco ze swojej buńczuczności na rzecz filozofowania. Nadal opowiadała o swoim życiu, jednocześnie je jednak analizując. Choć w powieści pojawia się więcej postaci, tak stanowią one tło dla dramatycznych wydarzeń. To Angela ma tutaj głos, to jej myśli poznajemy, jej umysł poddajemy literackiej lobotomii. Czasami łapałam się na tym, że brakuje mi innych punktów widzenia, że chciała bym wiedzieć co czuje HP, czy Saskia a nawet Ezra, dodało by to książce głębi. Skupmy się jednak na Angeli. Kiedy dowiadujemy się co ją spotkało, nie możemy powstrzymać się przed współczuciem. Na pewno niejeden z nas się nieszczęśliwie zakochał, niejeden został zdradzony czy oszukany. Jeśli byliśmy w takiej sytuacji będzie nam łatwo zrozumieć naszą bohaterkę. Jednak wraz z rozwojem powieści dochodzimy do wniosku, że dziewczyna coś ukrywa, coś ma na sumieniu. Czy naprawdę byłaby w stanie skrzywdzić Saskię? Czy umiałaby tak dobrze kłamać? Zakończenie książki nie przyniosło mi odpowiedzi na wszystkie moje pytania. Jest wielce niejednoznaczne, podatne na interpretację Podobało mi się. Kolejny raz udowodniło, że bezgraniczne zaufanie jest niebezpieczne.

Autorka jest mistrzynią w budowaniu mrocznego klimatu, typowego dla thrillerów z suspensem. "Nasz mały sekret" zaczyna się jak typowa obyczajowa książka dla młodzieży. Poznajemy naszych bohaterów, wraz z nimi zakochujemy się, dojrzewamy i przeżywamy pierwsze zawody sercowe. Jednak co, jeśli pierwsza miłość nie przechodzi? Jeśli uczucie to tkwi w nas i steruje całym naszym życiem? Wtedy atmosfera nie jest już sielankowa i radosna, a zmienia się w gęsta, naładowaną negatywnymi emocjami a czasami smutną. Roz Nay opowiada nam historię właśnie takiej miłości wraz ze wszystkimi jej konsekwencjami. Jestem pewna że scenariusz ten niejednokrotnie się wydarzył, że na tym świecie wielu ludzi żyje przeszłością, nie potrafią wystartować, zacząć czegoś nowego. Co jeśli to właśnie w nich przebudzi się ten pierwiastek psychopaty? Właśnie przez to, że nie wiedziałam, czy bohaterka, dała dojść do głosu swojej mrocznej naturze czy nie, przeczytałam książkę na jednym posiedzeniu. Musiałam wiedzieć. Chciałam jej wierzyć, a jednocześnie nie mogłam. 

Roz Nay napisała rewelacyjny debiut, pełen wyrazistych,pełnowymiarowych postaci i wydarzeń które są nam bliskie. W końcu każdy z nas kocha, nienawidzi, pragnie a nawet pożąda. Książka ta zmusiła mnie do myślenia i zadania sobie ważnych pytań : czy znam swoje własne granice, czy wiem jak daleko mogłabym się posunąć by kogoś przy sobie zatrzymać? Powieść Nay jest mi bliższa niż myślałam i jest to poniekąd niepokojące. Pozostaje mi tylko wierzyć, że pierwszą miłość mam już za sobą i że udało mi się ją spokojnie odchorować. Tytuł ten polecam i czekam na kolejne teksty autorki. Co prawda rok 2019 to rok debiutów, jednak czemu by go nie zmienić w czas rewelacyjnych kontynuacji czy książek w ogóle?

Tytuł : "Nasz mały sekret"
Autor : Roz Nay
Wydawnictwo : Czarna Owca
Data wydania : 13 marca 2019
Liczba stron : 276
Tytuł oryginału : Our little secret



Za możliwość przeczytania książki i jej zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu :  

https://www.czarnaowca.pl/



Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html

"Milcząca ofiara" Caroline Mitchell

"Milcząca ofiara" Caroline Mitchell

     Ostatnio mam szczęście do dobrych, świetnie napisanych debiutów. Niestety bardzo często dzieje się tak, że po imponującym początku, rewelacyjnej premierze i ciepłym przyjęciu przez czytelników, nowi autorzy osiadają na laurach i choć czekamy na kolejne powieści to one nie nadchodzą. Caroline Michell należy do grona debiutantek, które bym chciała spotkać ponownie. Nie dość, że świetnie pisze to wie, jak powinien być skonstruowany dobry thriller psychologiczny to jeszcze nie boi się poruszać kontrowersyjnych i "śliskich" tematów. Zauważyłam, że kiedy trafiam na książkę gdzie głównym wątkiem jest przemoc psychiczna oraz molestowanie nieletnich, to od razu robi mi się nieswojo. Kultura, w której zostałam wychowana, oraz normy społeczne i obyczajowość uczyniło z tego temat tabu. Jednak w głębi serca wie, że o zwyrodnialcach i krzywdach jakie czynią młodym ludziom, powinno się mówić. Wszędzie. I w wiadomościach telewizyjnych, gazetach a nawet w literaturze popularnej. Może to właśnie ona otworzy nam oczy i uwrażliwi, pozwoli dostrzec niepokojące sygnały i kogoś uratujemy zanim będzie za późno.

Emma jest kochającą żoną, oddaną matką i… mimowolną zabójczynią. Przez kilka lat ukrywała zwłoki swojego nauczyciela, który ją uwiódł, gdy była nastolatką.Ten sekret mógłby pozostać nadal ukryty, gdyby tylko jej życie było mniej perfekcyjne. Awans męża Emmy, Alexa, oznacza jednak, że wraz z małym synkiem będą się mogli przeprowadzić do większego domu. A ponieważ starą posiadłość trzeba sprzedać, Emma stwierdza, że nie może wyjechać, pozostawiając za sobą ciało – ostatni ślad swojej zemsty…Tyle że… Gdy wraca do płytkiego grobu w ogrodzie, odkrywa, że jest pusty.

Jeśli cofniemy się w czasie, chociażby o kilkadziesiąt lat, to odkryjemy różnice pomiędzy obyczajowością naszych pradziadów, a tą dzisiejszą. Sto lat temu czymś normalnym było wydanie za mąż nastoletniej córki. W rodzinach patologicznych inicjacja sexualna rozpoczynała się jeszcze wcześniej. To nasze ciało decydowało o tym, kiedy byliśmy gotowi do rozpoczęcia współżycia. Za ten moment uznawano pierwszą menstruację, gdyż to właśnie wtedy młode dziewczynki są gotowe na zajście w ciążę. Ten model jest nadal popularny w krajach trzeciego świata, szczególnie w społeczeństwach patriarchalnych, takich w których kobiety nadal są własnością mężczyzn. Gdyby nie opinia publiczna oraz prawo to przypadki małżeństw nastolatków byłyby na porządku dziennym nawet w Europie, szczególnie wśród społeczności muzułmańskiej. Pochodząca z Irlandii, była policyjna detektyw, Caroline Mitchell, w swojej pracy zajmowała się przemocą domową i poważnymi przestępstwami seksualnymi. Niejednokrotnie miała do czynienia ze złamanymi, skrzywdzonymi czy wręcz torturowanymi dziećmi. Można powiedzieć, że temat molestowania zna od podszewki. I to widać. Autorce w szczegółowy i realistyczny sposób udało się opisać mechanizmy, których używają (nie bójmy się używać tego słowa) pedofile, by zwabić swoją ofiarę. Dzięki temu, że wszyscy główni bohaterowie tej książki, są zarówno jej narratorami, dostaliśmy możliwość dokładnego zgłębienia ich psychiki. Eksplorujemy tutaj umysł zboczonego nauczyciela, którego podniecają niewinne, skromne nastolatki oraz wcielamy się w rolę ofiary, piętnastoletniej dziewczyny, którą wychowuje schorowany ojciec. Dziewczyny, która jest zamknięta w sobie, nie ma przyjaciół i wciąż cierpi po zniknięciu swojej mamy. Właśnie takie osoby, skrzywdzone, z trudnym dzieciństwem, najłatwiej jest złamać, są najbardziej podatne na manipulację. To one, choć z pozoru otoczone murem nie do zdobycia, tylko czekają na to, by ktoś się nimi zainteresował. Michell pokazuje nam ten proces zdobywania zaufania, od samego początku. Muszę przyznać, że momentami robiło mi się nie dobrze, na samą myśl o tym, że tacy nauczyciele, naprawdę uczą dzieci, potrafią się doskonale kamuflować, są inteligentni i przebiegli. Jak sobie pomyślę, że już niedługo moje dwie dziewczynki pójdą do szkoły, to aż mi w gardle rośnie wielka gula. Wiem, że takich przypadków, jak opisane przez autorkę, jest niewiele, jednak przeraża mnie to, że się w ogóle zdarzają. Przecież nauczyciele to osoby, którym powinniśmy bezgranicznie ufać, Ci z którymi nasze dzieci spędzają najwięcej czasu.

Jakiś czas temu rozmawiałam z moim mężem na temat galerianek. Wstyd się teraz przyznać ale z moich słów padły okrutne słowa. Otóż powiedziała, że poprzez swój ubiór i wyzywający makijaż, te młode dziewczyny same się proszę o nieszczęście. Teraz wiem, jak bardzo się myliłam. W okresie dorastania w naszym ciele buzują hormony, budzi się nasza seksualność, zaczyna pociągać nas płeć przeciwna. Nie da się ukryć, że nasz organizm jest gotowy na podjęcie czynności związanych z prokreacją. Jednak kiedy nasze ciało domaga się swoich praw, tak nasz umysł pozostaje w tyle. Potrzebuje jeszcze sporo czasu by dojrzeć. To właśnie dziewczynki najciężej przechodzą ten okres. Z jednej strony są ciekawe jak "smakuje" sex, z drugiej się boją. Są podatne na szantaż i manipulację. Często to pod wpływem swoich kolegów czy partnerów, decydują się na zaliczenie kolejnej bazy. Niestety często konsekwencje tych decyzji są zbyt trudne do udźwignięcia. Muszę przyznać, że autorka trafiła w punkt. Patrząc w przeszłość postrzegam swoje dzieciństwo jak krainę szczęśliwości. Miałam kochających rodziców, z którymi mogłam porozmawiać i grono przyjaciół. Zajmował się nami szkolny pedagog i psychiatra, miałam dostęp do materiałów i edukacji seksualnej. Jednak co z dziećmi, które nie mają się do kogo zwrócić? Tymi ze środowisk patologicznych? Rozbitych rodzin? Lub po prostu z tymi introwertykami, które boją się mówić? My jako społeczeństwo, ludzie wrażliwi, powinniśmy dostrzegać sygnały płynące z otoczenia. Zauważać zmiany w zachowaniu. Powinniśmy otworzyć oczy, bo często zdarza się tak, że ofiary znajdują się wśród nas.

Książka porusza również inny ważny temat jakim jest bulimia. Każdy z nas marzy o wspaniałej sylwetce. Zgrabnej, wysportowanej, jędrnej. Niektórzy by zbliżyć się do ideału ćwiczą, inni się głodzą czy stosują diety. Są jeszcze tacy, którzy wiedzą że muszą jeść, jednak po posiłku mają wyrzuty sumienia i natychmiast zwracają cały obiad śniadanie czy kolację. Bulimia bardzo często ma podłoże psychologiczne, a szukając jej przyczyn musimy cofnąć się do bardzo wczesnego dzieciństwa. Emma jest doskonałym przykładem książkowej bulimiczki : jej choroba przychodzi i odchodzi.Raz jest lepiej a raz gorzej. Latami może odżywiać się zdrowo i racjonalnie ale wystarczy sytuacja stresogenna by kobieta pojechała do supermarketu i nakupowała śmieciowego jedzenia. Oczywiście wszystko ląduje potem w muszli klozetowej. Chorzy się wstydzą. Ukrywają się przed rodziną, stają się mistrzami w zacieraniu śladów. Pasta do zębów, perfumy, wymyta łazienka, odgłos prysznica podczas wymiotów, wszystko to zagłusza ich sumienie. Autorka w swojej powieści pokazała jak ciężka i perfidna jest to choroba. Troszkę żałuję iż rodzina i najbliżsi Emmy ją bagatelizowali. Był to temat, którego się nie dotyka. Alex nie wiedział jak żonie pomóc więc zakładał klapki na oczy, a jej siostra nie traktowała choroby zbyt poważnie. Odnosiłam czasem wrażenie, że uważa ją za fanaberię. Tymczasem ta choroba, nieleczona – prowadzi do wyniszczenia organizmu i śmierci. Moi drodzy jeśli ktoś z waszego otoczenia zaczyna się dziwnie zachowywać, zbyt szybko chudnie, nie bagatelizujcie tego. To czas by się bliżej przyjrzeć, może będziecie w stanie pomóc.

Caroline Mitchell napisała rewelacyjny thriller, w którym do samego końca nie wiedziałam, kto jest tą prawdziwą "czarną owcą". A może tutaj spełnia się biblijny scenariusz, w którym kto jest bez winy niech rzuci kamieniem? "Milcząca ofiara" to książka o mrocznych sekretach z przeszłości, które czekały by wyjść na światło dzienne. To opowieść o tym, jak wielki wpływ na naszą psychikę mają tajemnice i jak krucha jest nasza równowaga psychiczna jeśli na naszej drodze pojawi się ktoś, kto na tyle zna nas i nasze słabości, by potrafił nami swobodnie manipulować. Zdecydowanie polecam i mam nadzieję, że jest to jedna z tych autorek o których słuch nie zaginie. 


Tytuł : "Milcząca ofiara"
Autor : Carolina Mitchell
Wydawnictwo : Zysk i S-ka
Data wydania : 28 lutego 2019
Liczba stron : 354
Tytuł oryginału : Silent Victim


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :  




 
 
 
 
            Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html

"Cena szczęścia" Steven Erikson

"Cena szczęścia" Steven Erikson

Steven Erikson jest jednym z tych autorów o których słyszałam wiele dobrego, jednak nie miałam okazji zetknąć się z ich twórczością. Aż do teraz. Jak tylko zobaczyłam zapowiedź wydawnictwa Zysk i S-ka i jej piękną okładkę, tak od razu wiedziałam, że chcę jak przeczytać. A jak, z notki wydawniczej dowiedziałam się, że fabuła powieści bazuje na interwencji UFO na naszej planecie, to nie tylko chciałam, ale już musiałam po nią sięgnąć. Wyobraźcie sobie świat dorosłych, którym niezidentyfikowana siła wyższa, kazała zachowywać się jak dzieci w przedszkolu tylko...zabrała im wszystkie zabawki. Nie ma przemocy, zbrodni, agresji. Czołgi porastają mchem, Kałasznikowy nie strzelają, nawet pięść nie dolatuje do policzka. Czy jest szansa na to, że ludzkość odnajdzie się w nowym, "dobrym" społeczeństwie? Gdzie nie dość, że nie można krzywdzić innych, to jeszcze coraz trudniej jest zranić samego siebie? Erikson w swojej powieści zawarł wiele prawdopodobnych oraz kilka niewiarygodnych scenariuszy, które pokazują nam świat po pokojowej apokalipsie.

Ruchliwa ulica w kanadyjskim mieście. W promieniu światła, najwyraźniej wystrzelonego przez UFO, znika Samantha August, autorka książek science fiction. Podczas gdy nagrane telefonami filmy, ukazujące moment porwania, rozchodzą się w Internecie, Samantha budzi się w małym pomieszczeniu. Tam wita ją głos Adama, który wyjaśnia, że znajdują się na orbicie, a on sam jest obdarzonym sztuczną inteligencją rzecznikiem Delegacji Interwencyjnej, triumwiratu obcych cywilizacji. Celem Delegacji jest ochrona i ewolucja ziemskich ekosystemów…

Czytając tę książkę, zapewne każdy z was, przerwie na chwilę, zamknie oczy i zacznie zastanawiać, co by było gdyby wizja autora doszła do skutku? Pomyślicie o nielubianym koledze z pracy, którego macie ochotę udusić, o tym "palancie", który zajechał wam drogę rano. Czy naprawdę możliwe jest stworzenie człowieka pełnego cnót, talentów i zalet? Kogoś kto niesie dobrą nowinę, pomaga innym, troszczy się o faunę i florę? Oczywiście są ludzie pełni empatii i dobroci, jednak czy mogą istnieć "dobre" narody? Każdy z nas inaczej wyobrazi sobie taki świat. U jednych będzie on pełen bezsensownego buntu, u innych hipisowską komuną. Jeszcze inni stworzą Ziemię, której mieszkańcy są na skraju wyginięcia. Ilu czytelników tyle scenariuszy. Erikson zdaje sobie sprawę z tej różnorodności. Wie, że obywatele świata się od siebie różnią. Są wyznawcami innych religii, kultywują inne tradycje i obyczaje, mają inne marzenia i światopoglądy. Z początku bałam się, że "Cena szczęścia" będzie zbyt jednostronna, pompatyczna niczym hollywoodzkie produkcje filmowe, wszak autora dzieli tylko jedna granica od Stanów Zjednoczonych. Moje obawy były jednak przesadzone. Erikson pomimo faktu, iż postrzega naszą planetę jako wielką globalną wioskę, to również wie, że jej mieszkańcy mają odrębną tożsamość. Już na wstępie powiem, że jeśli szukacie książki z wyraźnymi bohaterami, którzy napędzają fabułę, to "Cena szczęścia" was rozczaruje. Jest to dzieło pozbawione dynamiki i spójnej linii fabularnej. Erikson stworzył  kolaż obrazów i głosów z wszystkich, nawet najbardziej odległych zakątków ziemi. To ich oczami, dzięki ich historiom, widzimy co się dzieje z naszą planetą, jakie są konsekwencje ingerencji obcych oraz ich długofalowe plany. Poznamy tutaj ofiarę przemocy domowej, która w końcu poczuje ulgę, gdy jej ukochany mąż-ciemiężyciel, zamiast w twarz, trafi w niewidzialne pole siłowe. Kolejna historia przybliży nam losy żyjącego we własnym, szarym świecie narkomana, który pewnego dnia nie poczuł głodu narkotykowego. Inny obrazek przedstawia nam losy potentata branży medialnej i jego synów, jeszcze inny afrykańskiego komendanta, którego głównym zajęciem było napadanie na wioski i zabijanie niewinnych ludzi. Rzeczywistość wszystkich tych ludzi się diametralnie zmieni pod wpływem działań przybyszów z kosmosu, którzy "najechali" ziemię by ocalić jej biom. Nasza planeta była celem obserwacji już od lat i te mądre, inteligentne i wysoko rozwinięte istoty, zdecydowały , że bez ich interwencji Ziemia zostanie zdewastowana i zniszczona, a ludzkość i wszystko to, co żyje stanie na skraju zagłady. Postanowili nas więc uratować odbierając nam zdobycze technologiczne, broń i władzę. Autor przedstawił tutaj ciekawy i oryginalny scenariusz. Po raz pierwszy trafiłam na książkę, w której kosmici przybywają na ziemię nie po to by ją zniszczyć lecz ocalić. Muszę przyznać, że książka ta, nie jest zbyt dobrym materiałem na scenariusz filmowy, za to doskonale się spełni jako punkt wyjścia dla dyskusji na wiele tematów : religii, ekologii, relacji człowiek-Ziemia, stosunków społecznych, przemocy i wielu innych. Każda historia, każdy punkt widzenia to nowy wątek, nowy temat. Wydawać by się mogło, że nie ma pomiędzy nimi żadnego związku, jednak zebrane razem tworzą spójną całość. 

Jak pisałam już wcześniej, nie znajdziemy tutaj typowych, wyrazistych bohaterów, którzy będą z nami od początku do końca. Wyjątkiem jest postać Samanthy  August, porwanej przez kosmitów oraz Adama- sztucznej inteligencji, która opiekuje się kobietą i tłumaczy dlaczego "obcy" zdecydowali się na interwencję. Bardzo ważny jest tutaj dialog pomiędzy tymi dwoma postaciami, który powraca co kilka rozdziałów. Ich rozmowa jest dyskusją dwójki skrajnie różnych osobowości, ziemianki, wychowanej w dobie kapitalizmu oraz przybysza z zewnątrz, który za pomocą obserwacji, widzi dokąd doszła nasza cywilizacja i jest w stanie przewidzieć jej przyszłość. Cieszę się że autor zaprezentował oba punkty widzenia. Nikt tutaj nie został umniejszony, każdy miał głos i wolność wypowiedzi. Nasza dwójka poruszała bardzo ważne tematy. Wspólnie doszli do wniosku, że człowiek wykorzystuje i niszczy planetę w pogoni za bogactwem i władzą. Jesteśmy samolubni, nie martwimy się losem innych, nie szanujemy zwierząt i zadajemy im ból. Nie szanujemy również ludzi, którym wypowiadamy wojny, zarówno te na wielką skalę, jak i te małe, osobiste. Lecz co najważniejsze, to nie szanujemy samych siebie, niszczymy własny organizm, powoli się zabijamy. Choć Samantha Stała na straconej pozycji, gdyż inwazja się już dokonała i proces naprawy "ludzkości" się rozpoczął, tak dzielnie broniła swojego punktu widzenia, broniła naszej historii i tradycji. Wypowiadała się na tematy religii i fundamentalizmu, aborcji i eutanazji, grabieżczej gospodarki i wojen toczących się w różnych zakątkach naszego globu. Choć książka nadal należy do gatunku literatury fantastycznej, tak nie da się ukryć, że autor miał ambitniejszy plan stworzenia dzieła, które obudzi nasze sumienia. Tekst momentami ma charakter moralizatorski, co nie wszystkim może się podobać. Czytelnik może się również nie zgadzać z niektórymi punktami widzenia, które narzuca nam Erikson. Czasem odnosiłam wrażenie, że wszystko jest czarno-białe, brak tutaj odcieni szarości. Zdecydowanie jest to książka, która zmusza do myślenia, jednak nie podobało mi się to, że autor w zakamuflowany sposób narzuca nam swój światopogląd. 

Steven Erikson stworzył powieść, która opiera się na schemacie : co by było gdyby. Co by było gdyby karabiny przestały strzelać, gdyby kopalnie przestały wydobywać, a lasy nie dawały się wycinać? W swoim życiu przeczytałam parę książek, opartych na podobnym schemacie, chociażby rewelacyjne pozycje Marca Elsberga. Jedna z nich, powieść "Blackout" opowiada o pewnym zimowym dniu, kiedy następuje przerwa w dostawie prądu dla wielu europejskich miast. Zaczyna się panika, dochodzi do zamieszek i rozrób. Ludzie muszą zmagać się z brakiem podstawowych środków do życia: wody, jedzenia i ogrzewania. Wystarczy kilka dni, by zapanował chaos na niespotykaną skalę.Steven Erikson poszedł w innym kierunku, stworzył społeczeństwo idealne, które się niczego nie boi. Niestety, jest ono tym samym niewiarygodne. Zabrakło mi tutaj dynamiki, paranoi i strachu. Ziemię nawiedzili obcy, pojawiły się pola siłowe, doszło do załamania ekonomii, a świat podszedł do tego z rozsądkiem i zimną krwią. Ludzie zamienili się w biernych obserwatorów. Kiedy w scenariusz Elsberga jestem w stanie uwierzyć, tak świat Eriksona jest dla mnie zbyt teoretyczny, wyidealizowany.

"Cena szczęścia" to dobra, świetnie napisana i niezwykle współczesna książka. Widać, że autor ma wiedzę zarówno z zakresu fizyki kwantowej jak i polityki, zarówno tej światowej, jak i lokalnej. Niestety nie udało mu się uniknąć pewnych stereotypów, znanych z innych dzieł literackich. Amerykanie to bamberzy z przerośniętym ego, Chińczycy zamknięci w sobie twórcy "badziewia" a Rosjanie już na zawsze pozostaną alkoholikami. Choć niektóre fragmenty były przydługie, pozbawione emocji, zbyt przefilozofowane i zbyt pseudonaukowe, to jeśli książkę tę potraktujemy wyłącznie jako "kawał" fantastyki, a nie powieść filozoficzno-moralizatorską, to z pewnością się obroni. Nie była to do końca moja bajka, jednak sam styl oraz oryginalność fabuły sprawiły, że mam ochotę sięgnąć po kolejne pozycje autora. Ponoć są zupełnie inne, ale czy lepsze? O tym się dopiero przekonam. 



Tytuł : "Cena szczęścia"
Autor : Steven Erikson
Wydawnictwo : Zysk i S-ka
Data wydania : 28 lutego 2018
Liczba stron : 554
Tytuł oryginału : Rejoice, A Knife to the Heart



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :  




 
 
 
 
            Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html

"Dom jętki" James Hazel

"Dom jętki" James Hazel

     Jętki, jedne z najprymitywniejszych owadów latających, które liczą dziś około 3000 gatunków, żyją bardzo krótko. Czasem jest to zaledwie kilka godzin, zazwyczaj parę dni. Ich śmierć jest gwałtowna, bezbolesna, przewidywalna...zupełnie taka, jak zaplanowała ją matka natura. W książce "Dom jętki" bohaterowie również umierają, jednak ich przejście na drugą stronę w niczym nie przypomina śmierci owada. Trucizna, nabicie na pal, rozszarpanie własnych wnętrzności kojarzą się bardziej z horrorem niż powieścią kryminalną. James Hazel napisał , brutalną i pełną przemocy książkę, która zdecydowanie spodobała się mojej mrocznej stronie. Jest ona znakomitym wstępem do cyklu o Charliem Priescie, kiedyś policjancie , dziś bogatym adwokacie, oraz jego przybocznych. Wcale się nie dziwię, że powieść ta doczekała się wielkiego rozgłosu medialnego. Sama bym chętnie wyszła na ulicę z banerem, by zachęcić czytelników do lektury.

W lesie zostaje znalezione ciało mężczyzny z rozszarpaną klatką piersiową.Wszystkie dowody wskazują, że ofiara sama się okaleczyła, żeby uśmierzyć niewiarygodne cierpienia.
Były detektyw Charlie Priest zostaje napadnięty we własnym domu przez mężczyznę, który twierdzi, że posiada poufne informacje na temat tajnego stowarzyszenia. Kiedy następnego dnia napastnik zostaje brutalnie zamordowany, Priest staje się głównym podejrzanym.

Z pewnością najbarwniejszą postacią w tej książce jest Charlie Priest. Z jednej strony jest on typem bohatera głównodowodzącego, jaki znamy z innych cyklów kryminalnych, jednak z drugiej ma to "coś" co wniosło powiew świeżości, jest tym nietypowa kondycja protagonisty zwana rozszczepieniem osobowości. Muszę przyznać, że jeszcze nie spotkałam się z bohaterem cierpiącym na tę przypadłość. Osobowość mnoga charakteryzuje się dezintegracją ego. Objawami, które wskazują na możliwość wystąpienia tego schorzenia, najczęściej są gwałtowne zmiany nastroju, epizody psychotyczne, bóle głowy, ataki paniki, zaburzenia snu oraz amnezja.U Priesta ataki przebiegały niemalże książkowo. Przychodziły nagle i były niezwykle intensywne. Mężczyzna miał wrażenie że opuszcza własne ciało, patrzy z boku na wydarzenia. Obserwując własną rękę miał wrażenie, że należy ona do kogoś innego. Ataki te stawały się coraz częstsze i dłuższe. Na początku myślałam, że zamiarem autora, było stworzenie nowego doktora Jackrylla i Mr Hyde. Okazało się jednak, że Hazel, nie do końca skorzystał z potencjału własnego pomysłu. Mógł pójść chociazby w kierunku fantastycznym i sprowadzić na bohatera wizje. Mógł stworzyć alter ego bohatera, które przeszkadzałoby mu w pracy. Mógł napisać krwawy horror psychologiczny. Opcji było naprawdę wiele, jednak szansa pozostała niewykorzystana. Jeśli byście mnie spytali dlaczego autor zdecydował się naznaczyć Preista chorobą, to moją odpowiedzią byłoby jedynie wzruszenie ramion. Owszem przyjemnie się czytało niemalże liryczne opisy przemian naszego bohatera, jednak powroty do rzeczywistości były zbyt szybkie. Priest i jego otoczenie traktowało rozdwojenie jaźni jak zwykłą chrypkę, coś co samo przyszło i samo przejdzie. 
Jednak Charlie miał jeszcze jedną rzecz, która czyniła go wyjątkowym - brata seryjnego mordercę, o imieniu William. Czad prawda? Dacie wiarę, że najbliższa osoba byłego policjanta zabijała ludzi ? Co prawda teraz mężczyzna znajduje się w szpitalu psychiatrycznym, jednak jego historia nadal jest żywa w świadomości rodziny i znajomych, a tym bardziej bliskich ofiar. Priest parokrotnie odwiedza swojego brata, rozmawia z nim, i za każdym razem miałam gęsią skórkę na rękach. Autorowi udało się stworzyć profil prawdziwego psychopaty. Mam wielką nadzieję, że kolejny tom przybliży nam jeszcze bardziej postać Wiliama, opowie jego historię. Od zawsze Fascynowały mnie umysły morderców i psychopatów. Lubię odkrywać ich pobudki, poznawać ich chore sekrety i pasje. Tutaj dostałam jedynie szkic, zarys tego co się wydarzyło. A William naprawdę zasługuje na to by jego historia została opowiedziana. 
Oprócz inteligentnego adwokata, spotkamy tutaj również jego niezastąpionych partnerów i pomocników. Poznajcie więc wielkiego,czarnoskórego Viktora Okoro, który jest drugim z filarów kancelarii, pannę Someday- ambitną  i zaangażowaną stażystkę, oraz Solomona- typowego geeka cierpiącego na autyzm, którego domeną są komputery. Zapowiada się ciekawie, prawda? I tak właśnie było.
Wraz z rozwojem fabuły pojawiają się sylwetki kolejnych postaci. Przypuszczam, że niektóre z nich spotkamy w kolejnych tomach, jak chociażby nowo poznaną kochankę Priesta. Niektórych z nich zdążyłam polubić, niektórych znienawidzić, jak chociażby byłą żonę adwokata, jednak nie da się ukryć, że całe to gremium wprowadziło nieco kolorytu do tej mrocznej powieści. 

 Mamy tutaj do czynienia z dwoma liniami fabularnymi : jedną rozgrywającą się w teraźniejszości oraz drugą datowaną na lata, tuż po zakończeniu II Wojny Światowej. Choć nie jestem fanką takich rozwiązań, gdyż zazwyczaj wiążą się one z chaotycznością, tak muszę przyznać że Jamesowi Hazelowi udało się sprawnie i gładko połączyć oba wątki. Wydarzenia z przeszłości doprowadziły nas do tego co dzieje się teraz. Wprost z obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie przenosimy się na londyńskie salony, do domów bogatych potentatów, ich perfekcyjnych żon i atrakcyjnych córek. Świat tortur, komór gazowych i Holokaustu zamieniamy na świat wielkich koncernów farmaceutycznych. Czy jedno z drugim może mieć ze sobą coś wspólnego? Okazuje się, że tak. Tak jak mnie fascynują umysły psychopatów, tak niektórych interesują odkrycia nazistowskich lekarzy. Z pewnością znacie postać doktora Mengele, zbrodniarza wojennego, zwanego Aniołem Śmierci? Był oficerem SS i lekarzem w obozie koncentracyjnym Auschwitz, gdzie dokonywał bestialskich, pseudomedycznych eksperymentów na więźniach. Odpowiadał on za cierpienie i śmierć wielu tysięcy ludzi. Takich jak on było wielu i to właśnie oni stali się inspiracją dla autora. Postanowił napisać powieść, która cofa się w czasie do czasów II Wojny Światowej i eksperymentów na jeńcach z obozów koncentracyjnych. Choć upłynęło już tyle lat od podpisania pokoju, tak rany po Holokauście są nadal otwarte. Jeszcze długo będziemy chłonąć wiadomości i fakty związane z tamtym okresem. Literatura, nawet ta fikcyjna, opowiadająca o nazistach, jeszcze długo będzie się dobrze sprzedawać. A dlaczego? Ponieważ w głębi serca nadal się dziwimy jak mogło dojść do tego ludobójstwa. Czytamy, bo boimy się powtórki i wierzymy, że poznając temat, poznając swojego wroga, będziemy mogli się skutecznie obronić. 

 Kolejnym ważnym tematem, który porusza autor jest Bóg i wiara. Wielu ludzi, by usprawiedliwić swoje (zazwyczaj niecne) czyny odwołuje się do pojęcia Boga. Często możemy usłyszeć, że ktoś coś zrobił bo "Bóg tak chciał", bo "poczułem siłę nadprzyrodzoną", "dokonałem tego by być bliżej niego". Od dawien dawna nasza wiara była często używaną wymówką i sposobem na manipulowanie innymi. U Hazela Bóg pełni bardzo ważną rolę, jest istotną częścią fabuły. Muszę przyznać, iż nie spodziewałam się, że książka kryminalna zmusi mnie do myślenia na tak poważne tematy, do roztrząsania zagadnień natury egzystencjalnej. Jednym z powodów dlaczego ludzie "wierzą" jest lęk. Boimy się tego co stanie się z nami po śmierci więc wymyśliliśmy Boga i raj, do którego trafimy. To lepsze niż niebyt czy zawieszenie w próżni. Jednak wraz z wiarą, pojawili się na tym świecie ludzie, którzy pragną ją wykorzystać do własnych celów. Tak było i będzie. Ci "bojaźliwi" zrobią wszystko by zasłużyć sobie na miejsce w niebiańskim orszaku, by nie daj boże nie trafić do piekła. Prowadzi to do nadużyć, przestępstw i manipulacji. To właśnie o tym opowiada nam Hazel. O tym, do czego są zdolni ludzi, którzy chcą "poznać" Boga.

James Hazel napisał rewelacyjny, mroczny i oryginalny, debiut który jest wspaniałym otwarciem nowego cyklu kryminalnego. Autor zapoznał nas ze swoimi bohaterami, jednocześnie nie zdradzając nam wszystkich ich sekretów, co sprawia że mamy wielką ochotę na kolejne spotkanie. "Dom jętki" to trzymająca w napięciu książka, którą warto jest przeczytać na jednym posiedzeniu. Wierzcie mi jeśli zdecydujecie inaczej, to cały dzień będzie was męczyć co było dalej. Zdecydowanie polecam, a sama czekam na kolejny tom. 

Tytuł : "Dom jętki"
Autor : James Hazel
Wydawnictwo : Filia
Data wydania : 6 lutego 2019
Liczba stron : 404
Tytuł oryginału : Mayfly



Za możliwość przeczytania książki i jej zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu :  




Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html
 
 






"Zostały po niej sekrety" Diane Chamberlain

"Zostały po niej sekrety" Diane Chamberlain

Lubię książki, których akcja toczy się w małych miasteczkach, odizolowanych, hermetycznych społecznościach, gdzie każdy zna każdego, a słowo sekret używane jest tylko na pokaz. Zachwycają mnie powieści kryminalne Agathy Christie, thrillery Louise Penny czy Kwartet Szetlandzki. Sięgając po nową powieść Chamberlain sądziłam, że kolejny raz wsiąknę w klaustrofobiczny klimat małej osady, dogłębnie poznam naszych bohaterów i ich tajemnice. Muszę przyznać że nie doczytałam iś "Zostały po niej sekrety" jest tomem drugim cyklu "Przed burzą". O tym, że mam do czynienia z kontynuacją, zdałam sobie sprawę dopiero po jakimś czasie, kiedy pytań było więcej niż odpowiedzi, a fabuła robiła się coraz bardziej melodramatyczna niczym tasiemcowa telenowela brazylijska. Co prawda w końcu połapałam się w tym, jakie relacje łączyły naszych bohaterów, jednak przez cały czas nie mogłam się oprzeć wrażeniu iż czytam scenariusz serialu obyczajowego. I to z elementami komediowymi (sic!). Niestety zabrakło mi tutaj głębi, powagi, analizy psychologicznej bohaterów a czasami nawet dobrego smaku. Chamberlain wymyśliła lżejszą wersję "Sekretów na poddaszu", książkę która broni się jedynie tym : że jest cholernie dobrze napisana. 

Sara Weston wychodzi do sklepu i… znika. Dlaczego samotna matka porzuciła swojego poparzonego syna? Odtąd siedemnastoletni Keith sam musi się zmagać z demonami przeszłości i bolesnymi sekretami, które zostawiła mu w spuściźnie. Dziewiętnastoletnia Maggie spędziła rok w więzieniu za spowodowanie pożaru, w którym zginęły trzy osoby, a wiele innych ucierpiało. Wraca do domu, ale wciąż dręczą ją wyrzuty sumienia. Znała Keitha od dziecka, był jej towarzyszem zabaw, a niedawno okazało się… że mają wspólnego ojca.
I właśnie ta dziewczyna, której Keith nienawidzi, jest teraz jedyną rodziną, jaka mu pozostała. Tak będzie, dopóki Sara nie wróci. Jeśli wróci… 

Książki, których fabuła toczy się w małych mieścinach, na wyspach czy ogólnie w miejscach gdzie wystarczy przyłożyć ucho do ściany by usłyszeć rozmowy sąsiadów, fascynowały mnie od zawsze. Sama urodziłam się w wielkim mieście, pełnym zajętych sobą, niedostępnych ludzi, gdzie każdy pilnował własnego podwórka. Jak jeździłam do babci, mieszkającej w kilkutysięcznej miejscowości, to zawsze się dziwiłam słowom "co ludzie powiedzą?". Bo niby co tych ludzi ma obchodzić co robi jej wnuczka? Jak się maluje? Jak krótką spódniczkę założyła. Fascynujące było to, że już na następny dzień wszyscy wiedzieli, co wydarzyło się w naszym domu. A nawet to, co się wydarzy. Zamknięte społeczności tworzą specyficzny, oryginalny klimat, który wydawałoby się, że jest łatwy do odtworzenia. Niestety Diane Chamberlain zadanie to nieco przerosło. Choć wiem, że fabuła naszej książki toczy się na wyspie, gdzie każdy zna każdego a wiadomości roznoszą się z szybkością światła, tak wcale nie czułam by mieszkańcy Tropsail, tworzyli zgraną, zintegrowaną i jednolitą społeczność. Tutaj muszę zdradzić nieco z fabuły, jednak informacje jakie podam, wyszły na jaw już w poprzednim tomie. Otóż okazuje się, że sytuacja rodzinna naszych głównych bohaterów jest bardziej niż skomplikowana. Wiadomo, tam gdzie leje się alkohol, ludziom przychodzą różne głupie pomysły do głowy. Tutaj mieliśmy chyba wszystko : zdrady małżeńskie, przypadkowy sex, nieplanowane ciąże, płodowy zespół alkoholowy, sekretną wersję "swingersów". Jednak najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że konsekwencje tych wszystkich romansów, związków, relacji czy "jednorazowych" numerków, wyszły na jaw dopiero po kilkunastu latach. Dziwne prawda? Jakim cudem sekret, który znało dużo osób (tutaj należy nadmienić, że kilka z nich miało problem alkoholowy-a jak wiadomo wódka rozwiązuje języki), nie został odkryty wcześniej? Nikt się nie zdradził? Nikt nic nie podsłuchał ani nie podejrzał? Nikt się nie zainteresował skąd samotna kobieta ma pieniądze skoro nawet nie dostaje alimentów? Nikt nie zwrócił uwagi na to, że dzieci są do siebie tak podobne? Gdzie byli sąsiedzi? Starsze pani, te doskonałe obserwatorki? Tropsail jest puste. Rzuciło mi się w oczy to, że oprócz postaci bez których fabuła nie mogłaby ruszyć z miejsca oraz głównych bohaterów, a jednocześnie narratorów, nikogo tutaj nie było. Zniknęli przypadkowi klienci sklepów, widzowie z trybun, ludzie z ulic. Nikt nic nie widział, nikt nic nie wie. Czasem miałam wrażenie, że ma wyspa ta zamieszkana jest tylko przez garstkę ludzi, a przecież to nieprawda...jest komisariat i szkoły, szpital oraz straż pożarna, banki i sklepy...dlaczego autorka nie zadała sobie trudu by jakoś ożywić to miejsce? Nadać mu pozory rzeczywistości? Rozumiem, że to co spotkało naszych bohaterów jest najważniejsze, jednak bez tła, wydarzenia które są ich udziałem są mało dynamiczne, szare a czasami nudne. Często miałam wrażenie, że Chamberlain pisała drugi tom, jednocześnie myśląc o tych, którzy nie czytali pierwszego. Liczyła, że będzie dużo takich osób jak ja, które sięgną po książkę sugerując się jedynie znanym nazwiskiem. Jest tutaj sporo powtórzeń, nawiązań do przeszłych wydarzeń i retrospekcji. Niestety autorka nie zdradza nam wszystkiego na raz, tylko przeplata migawki z przeszłości z teraźniejszością. Przypuszczam, że osoby które czytały pierwszą część mogą poniekąd poczuć się znudzone, szczególnie że całość jest przegadana a główny wątek raczej mało interesujący. 

Głównym pytaniem, które stawia przed nami autorka jest : co się stało z Sarą? Kobieta wyszła z domu i słuch po niej zaginął. Czytelnik wie jednak coś, czego nie wiedzą bohaterowie, Matka Keitha przed wyjazdem napisała list, który nigdy nie został doręczony. Co było w tym liście? Czy zawiera on tajemnicę zniknięcia kobiety? Muszę przyznać, że rozwiązanie tej zagadki nie dość, że było mało skomplikowane, to jeszcze rozczarowujące. Nastawiałam się na dramatyzm, coś co mnie zszokuje. Sama w głowie wymyśliłam przynajmniej 10 scenariuszów, które uczyniłyby zakończenie tej książki lepszym. Najbardziej boli to, iż znam prozę Chamberlain, wiem na co ją stać. Dlaczego tym razem postawiła na mdłą fabułę, antypatycznych bohaterów i historię, która jest po prostu przegadana i "operomydlana"?
Zatrzymajmy się na chwilkę przy naszych protagonistach. Głównych narratorów jest kilku i muszę przyznać, że żaden z nich nie wzbudził we mnie cieplejszych uczyć. Miałam wrażenie, że nikt z nich nie był szczery, prawdziwy i godny zaufania. Zdrady, wykorzystywanie i kłamstwa przeplatały się z sekretną miłością, fałszywą przyjaźnią czy egoistyczną pomocą. Każdy tutaj myślał jedynie o sobie, nawet jeśli mówili inaczej. Trudne tematy, które podejmowała autorka, wychodziły karykaturalnie. Zabrakło tutaj powagi, doniosłości a nawet odpowiedniego języka. Wyobraźcie sobie, że wasza rodzicielka was informuje, że człowiek którego do tej pory uważaliście za ojca, wcale nim nie jest. Wiadomość taka powinna być przekazana z wyczuciem, w odpowiedniej formie. Tutaj jest to zrobione na szybko i z uśmiechem na ustach. Najgorsze jednak jest to, że odbiorcy tego komunikatu bardzo szybko przechodzą nad nim do porządku dziennego. No cóż, w końcu codziennie poznajemy nowego ojca czy matkę. Niestety zabrakło mi tutaj odrobiny psychologii, analizy uczuć naszych bohaterów. Na przykład wielki problem miałam z Kimmy, dziewczyną Andiego. Dlaczego pełnosprawna umysłowo nastolatka, miałaby się spotykać z chłopakiem o rozumie dziesięciolatka (Andy sprawiał takie wrażenie). Czy dziewczyny naprawdę lubią matkować i niańczyć swoich partnerów? Nie sądzę. To jak się zachowywali pasowało raczej do kilkuletnich dzieci niż prawie dorosłych ludzi. 

Jednak największym minusem była sylwetka Maggie. Niestety nie mogłam znieść tej dziewczyny. Żałuję, że nie dowiedziałam się jakich argumentów użyła jej adwokat, by za nieumyślne, przyczynienie się do zabójstwa kilkorga ludzi (w tym dzieci) odsiedziała tylko 12 miesięcy! Choć autorka robiła wszystko bym ją polubiła i wybaczyła tak niestety nie potrafiłam tego zrobić. Jedyne o czym myślałam to, żeby wróciła do więzienia. Jak jeszcze się dowiedziałam, że w ramach pracy społecznej, ktoś się zgodził by pracowała w przedszkolu to aż parsknęłam śmiechem. Myślę, że takie rzeczy to nawet w Stanach Zjednoczonych by nie przeszły. Czytają rozdziały w których to Maggie była narratorką, miałam wrażenie że dziewczyna ma za złe ludziom, że nie chcą się z nią przyjaźnić, traktować po ludzku, czy chociażby tolerować. Ona chce by było jak dawniej, pokutuje na pokaz, a w rzeczywistości ogląda filmy i obżera się popcornem.

No to sobie ponarzekałam więc teraz pora przejść do tego co mi się podobało. Czytając "Zostały po niej sekrety" przebudziła się we mnie moja dawno zapomniana dusza nastolatki. Przypomniałam sobie jak z wypiekami na ustach oglądałam Beverly Hills 90210 i inne młodzieżowe tasiemce. Tutaj również mamy do czynienia z dramatami na skalę Hollywood. Nie zdziwiłabym się gdyby jakaś telewizja pokusiła się o prawa do ekranizacji. Diane Chamberlain umie pisać. Przychodzi jej to z łatwością. Pomimo paru przegadanych fragmentów i nadmiernych wspominek, czytało się szybko pomimo tych prawie 600 stron. Jest to jedna z tych książek przy których nawet się nie obejrzymy jak zacznie świtać. A czy to nie o to chodzi? Zatracić się bez reszty w wykreowanym przez autora świecie? Jeśli tak, to ten zdecydowanie was wciągnie. Polecam fanom powieści obyczajowych, wielbicielom autorki oraz tym, którzy nadal mają w sobie duszę nastolatka. 


Tytuł : "Zostały po niej sekrety"
Autor : Diane Chamberlain
Wydawnictwo : Prószyński i S-ka
Data wydania : 9 lutego 2019
Liczba stron : 584
Tytuł oryginału : Secrets She Left Behind



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :


 
 
 
 
Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html



"Ukraiński gambit" Leszek Szarepka

"Ukraiński gambit" Leszek Szarepka

     Leszek Szarepka, autor powieści "Ukraiński gambit" to ciekawa i kolorowa postać. Z wykształcenia jest historykiem, z zawodu politykiem, dyplomatą i pracownikiem naukowym, a z zamiłowania pisarzem. To najnowsze hobby odkrył stosunkowo niedawno a wydana w zeszłym miesiącu książka jest jego debiutem literackim jeśli chodzi o beletrystykę. Szarepka zna kraj pomarańczowej rewolucji od podszewki. W latach 2007–2010 pełnił funkcje radcy-ministra i zastępcy ambasadora w ambasadzie RP w Kijowie. Obserwował scenę polityczną naszych wschodnich sąsiadów w newralgicznych latach odzyskanej na nowo "wolności". Muszę przyznać, że nie jestem zaskoczona tym, że postanowił napisać książkę. Ludzie wybierani na dyplomatów czy ambasadorów muszą być wszechstronni, bowiem do ich obowiązków nie zalicza się tylko "politykowanie". Zajmują się kulturą, polską społecznością i realiami w której żyje. Ukraina jest tak kolorowym, historycznie interesującym krajem, że aż się prosi o osadzenie w niej fabuły powieści. 

Akcja powieści obejmuje okres między listopadem 2013 r. a lutym 2014 r. i w znacznej części rozgrywa się na kijowskim Majdanie Niezależności. Zręcznie poprowadzona intryga ujawnia kulisy gry, której stawką jest europejska przyszłość Ukrainy. Książka stara się pokazać zróżnicowanie tego kraju, jego tragiczną historię, która wpływa na losy i kształtuje postawy jego mieszkańców. Dla głównego bohatera, Stasa Sycza, młodego studenta z Kołomyi, który trochę przypadkowo znalazł się w centrum wydarzeń, Majdan jest nie tylko doświadczeniem pokoleniowym, ale także szkołą życia. Stas przekonuje się, że cena zwycięstwa często potrafi odebrać jego smak. (źródło. wydawnictwo)

Thrillery political fiction to gatunek, który do tej pory nie doczekał się sławy oraz uznania. Mogę się założyć, że większość komentarzy pod tym postem, ograniczy się do stwierdzenia "to nie moja bajka". Sytuacja troszkę się polepszyła dzięki znakomitej produkcji "House of Cards" , jednak kolejne sezony przyciągają coraz mniejszą liczbę widzów. Powodem tego może być przestarzała formuła i powtarzalność albo fakt usunięcia z obsady Kevina Spaceya, który grał jedną z głównych, i uwielbianych przez widzów, ról. Niemniej jednak Leszek Szarepka postanowił spróbować swoich sił w tym gatunku. I było to znakomite posunięcie, nic bowiem tak nie pociąga jak czytanie fikcji literackiej i jednoczesne poszukiwanie podobieństw do wydarzeń historycznych. Autorzy powieści mają szerokie pole do popisu. Mogą wymyślać i kreować, czerpać z rzeczywistości, naciągać, koloryzować, i nikt nie może im nic zarzucić. Szarepka w swojej książce, wylewa wiadro pomyj na głowę Putina, oczernia Janukowycza, przedstawia ich obu jak tyranów i dyktatorów. Jednak czy ktoś może obrazić się o to, co jest napisane w książce, której głównym celem jest dostarczenie rozrywki? Oczywiście każdy z zaangażowanych, oczytanych i orientujących się w polityce czytelników, będzie widział, że ta książka to dużo więcej niż fikcja literacka. Wydarzenia tutaj opisywane, kijowski Majdan Wolności, manifestacje i strajki brutalnie tłumione przez wojsko, ofiary śmiertelne, wybory prezydenckie, zaangażowanie Moskwy, ustąpienie Janukowycza i wybór Juszczenki na prezydenta, wszystko to wydarzyło się naprawdę. "Ukraiński gambit" to jedna z tych książek, które da się czytać jednocześnie jako komentarz do sytuacji politycznej, czy wręcz reportaż i jako ciekawy, dynamiczny thriller polityczny. 
Autor książki zna i kocha Ukrainę, co znajduje odbicie w jego powieści. Z pewnością fakt, że z wykształcenia jest historykiem, pomógł mu w tworzeniu tej książki. Ludzi interesujących się wydarzeniami z przeszłości, cechuje zwykle ciekawość, nie ustają w poszukiwaniach przyczyn, lubią odkrywać. I zazwyczaj mają bardzo dobrą pamięć. Choć książka ta należy do beletrystyki, tak sporo się z niej możemy dowiedzieć na temat historii Ukrainy, jej przeszłości i tego dlaczego nadal jest traktowana jako rosyjska strefa wpływów. Opisana jest jako kraj gdzie rządzi nepotyzm i korupcja, elita polityczna jest blisko związana z Kremlem, a niepodległość i niezależność są złudne i na pokaz. Choć autor nie znajdował się za kulisami, tam gdzie rozgrywa się prawdziwa walka o władzę, z łatwością możemy sobie wyobrazić, że to co opisał, mogło się wydarzyć naprawdę. 

Autor w swojej książce pokazuje nam dwa światy, ten za zamkniętymi drzwiami, gdzie przedstawiciele rosyjskich służb specjalnych wraz ze skorumpowanymi ukraińskimi politykami dzielą kraj na strefy wpływów, świat pałacowych intryg, gróźb i terroru oraz świat młodych, optymistycznie nastawionych, proeuropejskich obywateli zgromadzonych na Majdanie. Te dwa światy są od siebie diametralnie różne. Jeden zepsuty, zdesperowany i brudny drugi niewinny, naiwny i dotąd niezbrukany. Gdzieś w tym wszystkim znajduje się nasz główny bohater, który jeszcze wierzy, ale już zaczyna wstępować na drogę zwątpienia i metamorfozy. Czy magiel, który ma miejsca na ukraińskim placu wolności, może aż tak bardzo zmienić człowieka? Czy Ci patrzący w lufy czołgów i karabinów, odważą się śpiewać pieśni o wolności? Pomiędzy wierszami tej powieści udało mi się znaleźć odpowiedź na to pytanie. Ukraiński Majdan mógł spłynąć krwią, ofiar mogło być o niebo więcej. Europejscy obserwatorzy nie zdają sobie sprawy z tego jaką siłą dysponuje Rosja, myślą że to dzięki nim Ukraina odzyskała wolność. Prawda jest jednak zgoła inna. To Putin poluzował pasa, pozwolił kolejnej swojej "republice" na trochę wolności. Jednak nie da się ukryć, że gospodarczo nadal pozostała tylko "satelitą". Ludność Kijowa, i obywatele całej Ukrainy, powinni się cieszyć, że udało im się uniknąć wojny. 

Czytając o tych młodych ludziach, zgromadzonych na Majdanie, czułam wielkie emocje. Ich i moje. Wraz z głównych bohaterem analizowałam czym jest nacjonalizm i jego poglądy na temat tej doktryny zmieniały się z pokolenia na pokolenie. Z książki tej dowiedziałam się co to znaczy kochać własną ojczyznę, walczyć o jej wolność. Ci zgromadzeni na placu, nie zdawali sobie sprawy, że są jedynie marionetkami w rękach innych, że nie mają dostępu do świata wielkiej polityki. Karty zostały już rozdane, a zwycięzca może być tylko jeden. Choć duża część tej książki, dzieje się "na salonach" i za kulisami, choć jesteśmy uczestnikami tajnych zgromadzeń i planowanych intryg, to właśnie Majdan podbił moje serce. Reszta była przyzwoitym thrillerem political fiction, może nawet za dobrym jak na debiutanta, dlatego że prawdziwym. 

Leszek Szarepka, jak na wykształconego i obytego w świecie człowieka przystało, wie jak przekazać czytelnikowi swoje spostrzeżenia i doświadczenia. Niestety forma reportażu, pamiętników czy dzienników, nie jest zbyt atrakcyjna. Ludzie poszukują powieści prostych, łatwych i przyjemnych. Rozrywki w czystej postaci. Autor zgrabnie i inteligentnie odpowiedział na to zapotrzebowanie. W ręce czytelników trafiła fikcyjna powieść, której tło jest istną kopią wydarzeń historycznych. Jest to pozycja, która uczy, skłania do myślenia i odsłania mechanizmy rządzące światem wielkiej polityki. Choć jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak mam nadzieję, że "Ukraiński gambit" sprawi, że czytelnicy zwrócą się w stronę thrillerów politycznych. Naprawdę warto. 


Tytuł : "Ukraiński gambit"
Autor : Leszek Szarepka
Wydawnictwo : MG
Data wydania : 27 lutego 2019
Liczba stron : 300


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję portalowi : 
https://sztukater.pl/


Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :

http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html

"Oczami Alexandry" Natasha Bell

"Oczami Alexandry" Natasha Bell

     Po spektakularnym sukcesie "dziewczyn", zarówno tej zaginionej, jak i tej z pociągu, coraz więcej autorów i autorek decyduje się na napisanie thrillera psychologicznego.Niestety często wpadają w pułapki, które zastawia na nich ten gatunek, należą do nich : powielanie schematów, odgrzewanie kotletów czy zbytnie komplikowanie prostych zagadnień. Dobry thriller psychologiczny musi być przemyślany, oryginalny, trzymający w napięciu a co najważniejsze, musi naprawdę zajmować się psychologią naszych bohaterów. Większość z książek, które reklamują wydawcy, to thrillery jedynie z nazwy. Natashy Bell udało się napisać książę, która jest orzeźwiająca niczym poranna kawa, trzymająca w napięciu jak skandynawskie kryminały i do tego jest prawdziwym przedstawicielem swojego gatunku. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się aż tak dobrego debiutu, strach pomyśleć co będzie dalej. Szykujcie się jednak na szturm na księgarnie.

Alexandra Southwood wiodła szczęśliwe życie wraz z kochającym mężem, Markiem, i dwiema ślicznymi córeczkami. Teraz, zamknięta w czterech ścianach wbrew swojej woli, ogląda urywki wiadomości, w których zrozpaczony Marc błaga widzów o informacje na temat miejsca pobytu żony.Cierpienie i rozpacz Marca są wszechogarniające. W trakcie poszukiwań policja znajduje zakrwawione rzeczy Alexandry i rozpoczyna śledztwo w sprawie morderstwa. Marc nie zgadza się z wersją śledczych i sam postanawia odkryć prawdę.

Jak wiemy z notki wydawniczej, Alexandra została uprowadzona. Umieszczona w zamkniętym pomieszczeniu, ogląda to co pokazuje jej porywacz, słucha tego co mówi. Choć nie jest świadkiem rozgrywających się wydarzeń to właśnie ona  jest ich głównym narratorem. Muszę przyznać, że jest to pierwsza książka z tego typu narracją, jaką przeczytałam. Zazwyczaj autorzy na główny "głos" fabularny, wybierają kogoś wiarygodnego, prawdziwego i sprawdzonego. Tym razem jednak wybór padł na kobietę, która o wydarzeniach dowiaduje się z drugiej ręki a obraz, który nam przedstawia powstał w jej głowie. Na dodatek jest artystką, więc czasem ciężko jest odróżnić prawdę od fikcji. Siedząc w zamknięciu Alexanda analizuje własne życie. Opowiada o swojej młodości, rodzinie i przyjaciołach. Wspomina o studiach artystycznych, które porzuciła na rzecz swojego przyszłego męża, za którym wyjechała do Wielkiej Brytanii. Poznajemy początki ich małżeństwa, to jak zakładali rodzinę i rodziły się ich cudowne córeczki. Ta historia z przeszłości przeplata się z tym co się dzieje w teraźniejszości. Kobieta zastanawia się co robi jej mąż, jak się zachowuje, czy bardzo cierpi? Myśli o swoich dziewczynkach, które znalazły się w zupełnie nowej, obcej i tragicznej sytuacji. Alexandra o tym co się dzieje na zewnątrz, dowiaduje się od tajemniczego mężczyzny, który ją odwiedza. Informuje ją o tym co robi jej mąż, pokazuje jej telewizyjne wiadomości. To z nim rozmawia, on jest tym co łączy ją z życiem "na zewnątrz". Alexandra jest typem narratora nie dość, że niewiarygodnego, to na dodatek antypatycznego. Im lepiej poznajemy naszą protagonistkę, tym bardziej ją nienawidzimy. I jednocześnie podziwiamy. Autorce udało się stworzyć kogoś prawdziwego, bohatera z artystyczną duszą. Dla kogoś, kto sztukę traktuje jako rozrywkę dla elity lub dziwaków, książka ta może być twardym orzechem do zgryzienia. Nie da się ukryć, że artyzm, instalacje, przedstawienia i cała otoczka z nimi związana, pełnią tutaj bardzo ważną rolę. Samotna bohaterka, której jedynym zajęciem jest myślenie, opowiada o tym co lubiła robić, opisuje zagadnienia z zakresu fotografii artystycznej, instalacji scenicznych i video performance. Część z tych rzeczy była dla mnie czarną magią, jednak Alexandra opowiadała z taką pasję i takim zaangażowaniem, że przekonała mnie do tego by dogłębniej zbadać niektóre tematy. 
Z drugiej strony mamy Marca, męża Alekxansy, mężczyznę który jednego dnia stracił wszystko : ukochaną żonę, szczęście i spokój. Stał się wrakiem człowieka, myślącym zombie, desperatem który nie może uwierzyć w to, że jego ukochana nie żyje. Miłość motywuje go do podjęcia własnych poszukiwań. Kiedy pewnego dnia natrafia na zaadresowane do Alexandry listy, od jej przyjaciółki ze studiów, odkrywa zupełnie nowe oblicze swojej żony. Listy te to kolejny ważny głos w naszej narracji, świetne zagranie autorki, które dodaje świeżości fabule. 

"Oczy Alexandry" to książka, której zdecydowanie nie polecam na jedno posiedzenie. Wydawać by się mogło, że jej fabuła jest nieskomplikowana, jednak to przez co przechodzą nasi bohaterowie jest intensywne i głębokie. Warto poświęcić troszkę czasu na ich zrozumienie. Musicie również pamiętać, że to czego się dowiadujemy od Alexandry, niekoniecznie musi być prawdą. Kobieta jest artystką, performerką, kimś kto jest w stanie wykreować w swoim umyśle alternatywne rzeczywistości. Jednak jest również matką, żoną, przyjaciółką i kochanką. Czy pogodzenie tych dwóch osobowości było możliwe? Często łapałam się na tym, że nie potrafiłam odróżnić prawdy od fałszu, straciłam zaufanie do naszej narratorki. W pewnym momencie poszukiwania Marca stały się jedynie tłem dla wydarzeń rozgrywających się w głowie Alexandry. Miałam wrażenie, że kobieta przez cały czas stara się powiedzieć nam coś ważnego. Opowiadając o przeszłości, chce nas przygotować na to, co nieuchronnie nastąpi. Czytelnik ma wrażenie, że nie będzie to nic przyjemnego. Jestem pewna, że gdzieś w połowie książki, każdy z was pomyśli, że wie w jakim kierunku to wszystko zmierza. I na pewno niektórzy będą mieć rację. Jednak nawet jeśli przewidzicie samo zakończenie, tak nic nie przygotuje was na niespodzianki i zwroty akcji, które zaplanowała autorka. Dawno nie czytałam tak inteligentnego, dobrze rozplanowanego i trzymającego w napięciu debiutu. Debiutu, w którym nie wiadomo co jest prawdą a co kłamstwem, a zakończenie nie odpowiada na wszystkie pytania. Część recenzentów to właśnie "końcówkę" krytykuje najbardziej, dla mnie była ona kwintesencją całej powieści. Po efemerycznej treści nie spodziewałam się, że autorka poda mi wszystko na tacy. W dobrych książkach chodzi o to, by zostały z nami na dłużej, sprowokowały do myślenia i podjęcia dyskusji. "Oczy Alexandry" znakomicie spełniły swoje zadanie. 

Debiut Bell, to nie tylko thriller psychologiczny, w którym załamany mąż poszukuje zaginionej żony, a ona sama rozpamiętując własne życie, próbuje na nowo odnaleźć swoją tożsamość. Choć nadal mamy tutaj do czynienia z powieścią kryminalną, którą chciałoby się zjeść jednym kęsem, tak moim zdaniem powinna być ona smakowana i dawkowana. Powieść ta stara się dogłębnie zbadać rolę sztuki i artysty, co stawia w opozycji do "perfekcyjnych żon" i "perfekcyjnych matek". Autorka podejmuje trudny temat kobiecości i ról, które są nam narzucane w typowo męskim świecie. Jest to dzieło o porzuconych ambicjach i nadziejach, pogrzebanych marzeniach i furii, która kipi w każdym z nas czekając na zapalnik, który sprowokuje jej ujście. Nie lubiłam głównej bohaterki, uważałam ją za manipulatorkę i egoistkę, jednak w głębi serca ją zrozumiałam. Odkrycie tej prawdy mnie oczyściło. Teraz, siedząc z moją rodziną przy jednym stole, wiem że jestem dobrym człowiekiem. 

Natasha Bell napisała rewelacyjną, mądrą i współczesną powieść, która oprócz suspensu i zagadki, ma jeszcze drugie dno, które odkryją Ci którzy podejdą do tej książki z otwartym sercem i umysłem. Naprawdę rzadko mamy okazję trafić na książkę z gatunku, kojarzonego z rozrywką, która by poruszała tak ważne tematy. Byłam pod wrażeniem sposobu w jaki Bell, odkrywała przed nami życie i osobowość Alex, która powoli zmieniała się z sympatycznej kobiety, w potworną manipulatorkę. Zostało to zrobione w niezwykle sprytny sposób : patrzymy oczami Marca, jednocześnie słuchając głosu Alex. Z pewnością jest to książka, która znajdzie swoich wielbicieli i zaciekłych wrogów, jednych zachwyci, innym napsuje krwi. Ja zdecydowanie zaliczam się do tych pierwszych. Pani Bell, czekam na kolejne intrygujące, niepokojące i prowokujące powieści. Zdecydowanie polecam. 



Tytuł : "Oczami Alexandry"
Autor : Natasha Bell
Wydawnictwo : Czarna Owca
Data wydania : 13 lutego 2019
Liczba stron : 392
Tytuł oryginału : Exhibit Alexandra




Za możliwość przeczytania książki i jej zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu :  

https://www.czarnaowca.pl/



Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html



"Kruczogranatowe" Adriana Lisboa

"Kruczogranatowe" Adriana Lisboa

     Adriana Lisboa to człowiek renesansu. Urodzona w Brazylii, od zawsze wiedziała, że jej życie będzie związane z podróżami. Mieszkała we Francji i Stanach Zjednoczonych, gdzie osiadła na dłużej. Była muzykiem i tłumaczem, pisarką, nauczycielką i artystką. Spod jej pióra wyszło 6 powieści, dziesiątki opowiadań i książki dla dzieci. Zdobyła wiele prestiżowych Nagród. "Kruczogranatowe" to druga wydana w Polsce książka autorki, którą miałam okazję przeczytać, i kolejna która podbiła moje serce. Powieść, której fabuła osadzona została w USA, jest komentarzem i analizą amerykańskiego społeczeństwa, widzianego oczami "przybysza". Odzwierciedla nasz nowoczesny, wielokulturowy świat i jest pełną nadziei opowieścią o poszukiwaniu swojej tożsamości, miejsca na świecie oraz stworzeniu domu tam, gdziekolwiek rzuci nas los. Adriana Lisboa napisała fenomenalną ,inteligentną i niezwykle współczesną powieść, która nie bez powodu znajduje się na liście najlepszych brazylijskich nowel.

13-letnia dziewczyna po śmierci matki wyrusza z Brazylii do USA w poszukiwaniu ojca, którego nigdy nie widziała. Zatrzymuje się w domu byłego męża swojej matki, Brazylijczyka z Denver, strażnika w bibliotece miejskiej. Temu powrotowi do przeszłości towarzyszy powolne odkrywanie
zaskakującej historii rodziców, bojowników o wolność Brazylii w latach 60. XX w. Historie i losy tej trójki bohaterów zazębiają się ze sobą, a z narracji wyłaniają się pytania: kim jesteśmy i skąd się wzięliśmy. Piękna poetycka proza o poszukiwaniu korzeni. 

Inspiracją dla tytułu niniejszej książki, był wiersz znanej amerykańskiej poetki Marianne Moore, pod tytułem "The fish". Niestety nie udało mi się nigdzie znaleźć polskiego tłumaczenia. Twórczość tej modernistycznej, związanej z nurtem imagizmu, pisarki poznałam na warsztatach z języka angielskiego. Styl Moore jest suchy, dokładny, zwięzły, niemalże minimalistyczny. Adriana Lisboa próbuje go naśladować i przychodzi jej to z łatwością. Ten „kruczogranatowy”, zapożyczony z wiersza Moore kolor, odnosi się zarówno do „błękitnych muszli”z plaży Copacabana w Rio, jak i do „niebieskich wron, latających nad Denver.Kolor ten jest stałym punktem, wokół którego toczą się poszukiwania tożsamości naszej głównej bohaterki, Vanji. Kiedy dziewczyna po siedmiu latach od przeprowadzki wraca do miejsca swojego urodzenia zauważa, że miasto zmieniło się lecz jednocześnie pozostało takie same. Zupełnie tak jak ona. Vanja wydoroślała, przeszła przemianę a jednocześnie była tą samą dziewczyną, która odeszła. Punkt zwrotny, w którym zakotwiczona jest tożsamość, jest równie ulotny jak kolor, a błękitna poświata uderza w oczy niczym wyrzucone na brzeg muszle. Muszę przyznać, że gdyby autorka skupiła się tylko i wyłącznie na historii dziewczyny, pomijając wszystko inne, to książka jeszcze bardziej zyskała by na wartości. Jednak korzenie i pochodzenie pisarki, musiały upomnieć się o swoje. Brazylia, skąd pochodzi Lisboa, to kraj, który podobnie jak polska ma za sobą tragiczną historię. W latach 60-tych i 70-tych ogarnięty był wojną domową, która zabrała wiele ludzkich istnień i zniszczyła gospodarkę. Nie dziwi mnie, że autorka chciała przybliżyć czytelnikom te straszne czasy, wojnę o której nie wspomina się za granicą. Przypuszczam, że 90 procent czytelników nie będzie mieć pojęcia kim byli partyzanci Araguaia, skąd wywodzi się ich nazwa i z kim, ani przeciwko czemu walczyli. Jeśli lubicie historię, fakty, daty, miejsca i nazwiska, to fragmenty odnoszące się do przeszłości ojczyma naszej bohaterki, z pewnością przypadną wam do gustu. Ja niestety czytając te suche informacje, momentami traciłam nimi zainteresowanie. Być może miał na to wpływ fakt, że naszym głównym narratorem była trzynastolatka, do której nie pasuje wizerunek komunistycznego partyzanta. Niestety książka ta została napisana w tak chaotyczny sposób, że często w jednym rozdziale historie były wymieszane. Teraźniejszość przenikała się z przeszłością a fakty z przemyśleniami. Oczywiście zgadzam się z tym, że to co spotkało Fernando było ważne, jednak nie miało bezpośredniego wpływu na przebieg fabuły. Zdecydowanie bardziej podobały mi się fragmenty opisujące życie Vanji. Matka dziewczyny, prawdziwy "wolny ptak" nie potrafiła nigdzie zagrzać miejsca, szczególnie przy mężczyznach. Narodziny dziewczynki były konsekwencją upojnej nocy, po której kochanek zniknął. Teraz dziewczyna chce go odnaleźć. Niech was jednak nie zwiedzie notka wydawnicza, i nie spodziewajcie się, że to poszukiwania będą głównym elementem fabuły. A przynajmniej nie poszukiwania biologicznego ojca. Poznamy tutaj życie emigrantów w Kolorado, którzy usiłują znaleźć miejsce na świecie, które będą mogli nazwać domem.

Po śmierci matki Vanja, zmuszona została do opuszczenia swojego rodzinnego domu oraz kraju, i przeprowadzenia się do Stanów Zjednoczonych, miejsca zupełnie różnego od tego w którym została wychowana. Miejsca gdzie trzeba zapytać o pozwolenie zanim pogłaszcze się cudzego psa, gdzie obrośnięte tłuszczem obywatelki chwalą naturalną opaleniznę, jak by była czymś co można sobie kupić, lub "wypalić" na solarium. Na samym początku dziewczyna jest zagubiona, jednak szybko się dostosowuje, asymiluje.  Książka ta to w dużej mierze monolog wewnętrzny na tematy takie jak dorastanie i dorosłość, dom i miejsce zamieszkania, rodzina i ojczyzna. Vanja jest mądra, nad wiek dojrzała. Jej myśli cechuje sarkazm, jest obserwatorką, która nie boi się wyciągać wniosków. Fernando wydaje się być jej przeciwieństwem. Od lat mieszka w Ameryce, jednak za wszelką cenę stara się nie wychylać. Nie ma przyjaciół, pracuje jako stróż w bibliotece, a weekendami sprząta po domach. Zastanawiałam się, czy te podróże w przeszłość, i odnośniki do wojny, w której brał udział mężczyzna, nie są po to, by nadać głębię jego przeszłości, pokazać że to co przeszedł go nacechowało, sprawiło że stał się wyalienowanym, zamkniętym w sobie złamanym człowiekiem. Vanja jest tą, która może mu pomóc zburzyć mur, który wzniósł wokół siebie. 
Kolejną ważną postacią jest Carlos, 9-letni chłopiec, sąsiad Vanii. Pomimo tego, iż jego rodzina mieszka w Denver od lat,a on sam się tu urodził, mały nadal się boi że zostaną deportowani. Czytając o jego obawach zastanawiałam się co to znaczy ojczyzna. Czy papiery, zielone karty, prawa pobytu, są tożsame z naszą świadomością narodową? Czy można deportować ludzi, którzy nigdy nie opuścili granic kraju swoich narodzin? Książka ta stawia bardzo ważne pytania odnośnie przynależności narodowej, tożsamości i miejsca, które nazywamy "domem".

Prozę Adriany Lisboa czyta się z prawdziwą przyjemnością. Jej przejmująca w swojej prostocie, trafna w spostrzeżeniach, i mądra w przekazie. Może się wydawać, że tematy które porusza autorka, były już wielokrotnie wałkowane, i jest to prawdą, jednak rzadko się zdarza by naszym bohaterem była trzynastoletnia dziewczynka i jej dorosła wersja. Książka ta zajmuje się tematem kultury, rodziny i więzi międzyludzkich. Gdyby pominąć wszystkie "wojenne" historie i anegdoty, które w moim mniemaniu jedynie dodają książce objętości, to byłaby to piękna opowieść o dojrzewaniu. Jako pisarka, a jednocześnie tłumaczka, Lisboa doskonale wie jak korzystać z języka, by był jednocześnie liryczny i zrozumiały dla przeciętnego czytelnika. 

"Kruczogranatowe" to piękna, melancholijna i niezwykle współczesna powieść, która zachwyci wymagających czytelników i wielbicieli literatury pięknej. Książka ta to wielka podróż po umyśle dziecka próbującego zrozumieć swoje miejsce w świecie, dziecka które nie "należy" do nikogo i jest obce, wszędzie dokąd idzie. Ukojenie znajduje jedynie w "rzeczach" takich jak wrony czy muszle, unoszące się tuż pod powierzchnią oceanu w pobliżu tętniącej życiem plaży Copacabana. Historia ta do mnie przemówiła, postacie ożywały tuż przed moimi oczami, a tekst był przyjemny do czytania. Polecam tę książkę każdemu, kto szuka przemyślanej lektury.



Tytuł : "Kruczogranatowe"
Autor : Adriana Lisboa
Wydawnictwo : Rebis
Data wydania : 19 marzec 2019
Liczba stron : 224
Tytuł oryginału : Azul-corvo



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 



Kings of the Wyld



Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html
Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger