"Dzieci prawdy i zemsty" Tomi Adeyemi

"Dzieci prawdy i zemsty" Tomi Adeyemi

17 miesięcy ( prawie 18) tyle właśnie musiałam czekać na kolejny tom cyklu Dziedzictwo Oriszy. Pewnie niektórzy powiedzą, że powinnam się cieszyć iż nie było to kilka lat jak w przypadku "Gry o tron". Jednak ja czekałam z niecierpliwością. I tego czekania było dla mnie za dużo, zwłaszcza po tym jak wiele cierpliwości, uwagi, zainteresowania a nawet miłości zainwestowałam w część pierwszą. Bardzo zżyłam się z nowo poznanymi bohaterami i nie mogłam się doczekać kiedy znowu ich spotkam. I wreszcie ten dzień nastał. Pewnie ciekawi was, jak poszło? Czy rzuciliśmy się sobie w ramiona czy może okrążaliśmy się jak podejrzliwe koty wąchając własne ogony? Z przykrością muszę stwierdzić iż byłam nieco zawiedziona. Po tak długiej rozłące spodziewałam się czegoś spektakularnego, wielkich przygód, zwrotów akcji czegoś co podniesie mi adrenalinę. A co dostałam? Nieco przekombinowaną, chaotyczną i przegadaną powieść, która nie dorasta do pięt swojej starszej koleżance. Cóż takiego się stało, że tym razem autorka zamiast podnieść poprzeczkę to ją zrzuciła? 

Magia wróciła do Oriszy. Ale to nie koniec walki o władzę. Wojna dopiero się rozpoczęła!,Zélie i Amari zdołały przywrócić Oriszy magię, nie spodziewały się jednak, że potężny rytuał obudzi uśpione moce zarówno w magach, jak i wśród części arystokracji. Zélie staje przed trudnym zadaniem: aby utorować Amari drogę do tronu, musi zjednoczyć magów w obliczu wroga równie potężnego jak oni. Nad królestwem zawisa widmo wojny domowej. Czy Zélie znajdzie sposób na pojednanie zwaśnionych stron? Od tego zależy przetrwanie Oriszy i jej mieszkańców… 

Zazwyczaj jest tak, że to drugie tomy kochamy bardziej. Oczywiście żeby tak było to tom pierwszy musi spełnić pewne warunki : być epicki, oryginalny i wciągający, a "Dzieci krwi i kości" właśnie takie były. Opowiadały nie tylko ciekawą historię lecz były również świetną rozgrzewką, przed tym, co miało być dalej. To tam poznałam cudownych bohaterów i ich historie oraz to do czego zmierzają bądź jest ich przeznaczeniem. Drugi tom zapowiadał się niezwykle interesująco, gdyż autorka stworzyła grunt do zbudowania wciągającej akcji. A potem strzeliła sobie w stopę. Czytając czułam, że dusza powieści została zaprzedana marketingowcom (ewentualnie autorka straciła wenę) a cała fabuła skręciła w zdecydowanie złym kierunku (zresztą wszystko było tu tak chaotyczne, że ciężko było przewidzieć gdzie co zmierza). Mogłabym na ten temat się rozpisywać, jednak być może znajdą się tacy, którzy polubią tę powieść, więc nie chcę odbierać im przyjemności z jej czytania. Dla mnie niestety, mówiąc młodzieżowo, nie pykło. Ale powiem wam jedno : nie poddam się. Gdzieś tam, na dnie mojego serca, nadal tli się nadzieja, że powieść ta padła ofiarą tak zwanego "syndromu środkowej książki" . Jeśli rzeczywiście się tak stało to nadal jest szansa, że tom trzeci, będzie rewelacyjny, niezapomniany i po prostu epicki. I za to trzymam kciuki. 

Wiecie co jest najciekawsze? To, że analizując tę książkę ciężko mi będzie wymienić to co mi się w niej nie podobało. Pewnie teraz większość z was unosi brwi więc postaram się wam wyjaśnić moją pokrętną logikę. To, co jest najlepsze i najbardziej oryginalne w tej powieści, to świat stworzony przez autorkę. Tutaj ciężko było cokolwiek popsuć. W pierwszym tomie zaczęliśmy się poruszać w nowej dla nas rzeczywistości i teraz jest ona modyfikowana, rozszerzana i upiększana , i tak właśnie powinno być.  Magiczny system, kultura Joruba i mitologia Afryki Zachodniej są ekspansywne. Brawo. Kolejnym plusem jest akcja, której tutaj nie zabraknie. Książka jest dynamiczna, cały czas coś się dzieje, momentami nie miałam czasu na zaczerpnięcie oddechu.  To niesamowite, uwielbiam tego typu działania w książce .Za wszystkie te rzeczy, budowanie świata, zmianę tempa, dynamiczną akcję, ta książka wzbudza mój podziw. To postacie popsuły mi całą zabawę.
Amari była jednym z moich ulubionych bohaterów pierwszej części. Naprawdę było mi żal tego, że pomimo tego iż chciała się podzielić ze wszystkimi swoimi planami na przyszłość to nikt się nią zbytnio nie interesował. Została pozbawiona opieki i w końcu znienawidzona, choć zdecydowanie na to nie zasługiwała. Być może dlatego pod koniec książki zaczęła być coraz bardziej absurdalna w swoich decyzjach. Stała się uparta jak reszta bohaterów, czym straciła również i mój szacunek. 
Zélie również był uparta i zbyt pewna siebie, by słuchać czegokolwiek lub kogokolwiek. Zawsze zachowywała się, jakby była pępkiem świata.Tylko ona mogła cierpieć i nikt inny. I, (bonus!) Zawsze można było na nią liczyć, że powie lub zrobi coś, co sprawi że będziemy mieli ochotę uderzyć głową w ścianę. 
Największym problemem tej książki był brak jakiejkolwiek w komunikacji pomiędzy bohaterami. Wszyscy tutaj myśleli, że są jedynymi, którzy mogą uratować królestwo i działali pod wpływem impulsu, nie mówiąc innym o swoich planach. Czy kiedykolwiek mieliście w rękach jedną z tych wielkich pozytywek, z wielkimi pokrętłami, które musicie kręcić i kręcić godzinami, i choć na końcu zawsze wyskoczy potwór to i tak dacie się zaskoczyć? Tak właśnie było w przypadku tej książki. 
Ah i zgadnijcie kto najbardziej ucierpi jak wszystko się zawali? No, właśnie : wszyscy. 

To co mi się podobało to końcowy zwrot akcji, który był zupełnie nieoczekiwany. W tamtym czasie było to ekscytujące i wywołało we mnie ogromny szok. Jednak po zastanowieniu było to trochę zbyt nagłe - jak gdyby zostało tam wrzucone, aby stworzyć wstęp do kolejnego tomu. Ale czy ja zawsze muszę narzekać? Chyba nie bo tak naprawdę to przyznam się , że polubiłam "Dzieci prawdy i zemsty" . Niektóre fragmenty były mocniejsze ,, inne nie i może nie w pełni spełniły moje oczekiwania, ale nadal była to przyjemna i różnorodna przygoda fantasy z bogatym budowaniem świata i chcę przeczytać ostatnią książkę w trylogii, aby zobaczyć, jak to wszystko się skończy.


Tytuł : "Dzieci prawdy i zemsty"
Cykl : Dziedzictwo Oriszy
Autor : Tomi Adeyemi
Wydawnictwo : Czarna Owca
Data wydania : 3 czerwca 2020
Liczba stron : 408
                                      Tytuł oryginału : Children of Virtue and Vengeance




Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 


"Córka niebiszczyka" Joanna Jodełka

"Córka niebiszczyka" Joanna Jodełka

     Chyba nie ma na świecie człowieka, oczywiście chodzi mi o zwykłego wyjadacza chleba, którego by nie fascynowały teorie spiskowe, tajne zgromadzenia, loże masońskie czy różnego rodzaju bractwa, w których członkostwo jest niedostępne dla przeciętnego śmiertelnika. Jakiś czas temu zaczytywałam się zarówno w książkach Dana Browna (szczególnie w "Kodzie da Vinci" , który znałam praktycznie na pamięć), jak w różnego rodzaju powieściach faktograficznych na temat lóż masońskich. Fascynowały mnie stowarzyszenia takie jak Opus Dei czy różnego rodzaje sekty wolnomularskie, i muszę przyznać, że moja wiedza na ich temat jest dość obszerna. Jednak ciągle pragnę więcej. Jak na rynku pojawia się kolejna książka, która nawiązuje do tematu masonów, nawet jeśli jest to zwykła komedia kryminalna, to koniecznie muszę ją przeczytać. A nuż autor/autorka dotarli do wiadomości, do których ja się nie dokopałam? Oczywiście informacje i ciekawostki będę musiała poddać weryfikacji, jednak samo ich wyszukiwanie jest dla mnie formą zabawy. Jodełka dostarczyła mi naprawdę sporo rozrywki. Widać, że podobnie jak jak autorka zafiksowała się na temacie masonerii i dokładnie zbadała ten temat, oczywiście na tyle na ile było to potrzebne na potrzeb książki. A sama akcja? Tutaj również jest rewelacyjnie. 

Pierwsza część kryminalnego cyklu, którego bohaterkami są przyrodnie siostry: konserwatorka dzieł sztuki Tycjana i charakteryzatorka teatralna Angelina. Poznają się na pogrzebie ojca, bibliotekarza z Pracowni Zbiorów Masońskich. Ekscentryczna ciotka jako jedyna wątpi, że ich ojciec zmarł śmiercią naturalną. Podejrzani są wszyscy: stary antykwariusz, kolekcjoner masoników, brat naukowiec, właścicielka sklepu ezoterycznego, kuzynki bliźniaczki, młoda instagramerka, a nawet ogrodnik.

Wolnomularstwo, inaczej masoneria bądź sztuka królewska to międzynarodowy ( tajny ) ruch społeczny, mający na celu duchowe doskonalenie człowieka i braterstwa ludzi różnych religii, narodowości i poglądów. Zdanie, które przeczytaliście powyżej to definicja wolnomularstwa z Wikipedii. To co najpewniej najbardziej was w nim zainteresowało to słowo "Tajne", który specjalnie włożyłam w nawiasy. Polacy, uwielbiają wszelkiego rodzaju teorie spiskowe. Fascynują nas zarówno zakapturzeni masoni jak i przebrani w wężowe skóry reptilianie, którzy pragną przejąć kontrolę nad światem. Bo wszystkie te ruchy właśnie ku temu zmierzają prawda? Chodzi tylko o władzę i związane z nią pieniądze. Jednak jeśli troszkę bardziej zagłębimy się w temat lóż, to dowiemy się że to właśnie wolnomularstwu Polska zawdzięcza takie osiągnięcia jak Sejm Czteroletni czy Konstytucję 3 maja. Twórca Legionów Jan Henryk Dąbrowski należał do wolnomularstwa włoskiego, w Wielkim Wschodzie Włoch piastował funkcję Wielkiego Eksperta.Członkiem wolnomularstwa był zresztą także Józef Wybicki, autor słów "Mazurka Dąbrowskiego". Masoni we wszystkich krajach angażowali się w dążenia niepodległościowe.
Teoretycznie masonem może zostać każdy, kto ceni idee wolności, równości i braterstwa, a w przypadku Wielkiej Loży Narodowej Polski dodatkowo wierzy w Wielkiego Budowniczego. Jednak do masonerii nie można tak po prostu wstąpić – trzeba zostać zaproszonym.  No właśnie.... tylko jak zdobyć to zaproszenie? Patrząc na listę polskich masonów, najłatwiej będzie to zrobić mając albo wpływy w polityce albo wśród artystów. Ja niestety takich nie mam więc pozostaje mi obserwować lożę za daleka, dalej snuć różnego rodzaju teorie spiskowe i ekscytować się książkami Jodełki , bo mam wielką nadzieję na kolejne tomy. 

Więc dlaczego ta książka tak bardzo mi się spodobała? I czy naprawdę chodzi o masonów? Okazuje się, że nie. Owszem masoneria była ciekawym dodatkiem, który sprawił że powieść miała ciekawy klimat jednak to sam styl autorki i ciekawa fabuła sprawiły, że pozycja ta bardzo przypadła mi do gustu. Jak na mnie spojrzycie to rzuci wam się w oczy moja oryginalność. Nie noszę się tak jak większość ludzi, miewam kolorowe włosy, skarpetki nie do pary i (jak śpiewał wokalista Pidżamy Porno) tatuaże jak po wybuchach bomb. Co prawda ludzi takich jak ja jest coraz więcej jednak nadal lubię o sobie mówić "dziwak". I jak na dziwaka przystało lubię to co jest dziwne i dziwnych ludzi też lubię. A tacy właśnie byli bohaterowie niniejszej książki. Powiem szczerze, że nie znajdziecie tutaj ani jednej normalnej, przeciętnej , "szarej" osoby. Każda postać jest oryginalna, kolorowa i "ma coś w sobie". Poznacie tutaj siostry Raj, dwie bardzo różne osobowości. Jedna to szalona dusza, o miętowych włosach, posiadająca setki peruk, druga to konserwatorka sztuki , rozwódka , tradycjonalistka, która ma dość mężczyzn i miłości. Są tutaj również inne siostry, tym razem bliźniaczki, które miały wspólnego męża (oczywiście nie naraz), a teraz mają wspólnego psa (tym razem naraz). Przez karty książki przewija się również Jarota, były policjant, który zmienił się w prywatnego detektywa, chirurg plastyczny i jego nowa miłość, młodziutka Nicola oraz wiele innych równie kolorowych postaci. Z ręką na sercu mogę wam powiedzieć, że każdą z nich polubiłam , nawet sprawcę mordu i zła wszelakiego. Jedyne co mam za złe autorce to to, że nie dała nam wglądu w historię naszych bohaterów. Pojawili się niczym Deus Ex Machina, bez historii i żadnego bagażu doświadczeń. Osobiście chętnie bym się dowiedziała, co sprawiło, że Tycjana Raj rozstała się z własnym mężem i dlaczego Jarotę wyrzucili z policji. Mam jedynie nadzieję, że informacje te zostaną mi dostarczone w kolejnych tomach.  Książka ta zdobywa tak dobre opinie, że nie wierzę iż autorka się nie pokusi o napisanie kolejnych części. 

A cała intryga kryminalna? Jest w porządku. Znany w środowisku bibliotekarz z Pracowni Zbiorów Masońskich, umiera od ukąszenia pszczół.  Tak naprawdę nie ma tutaj policyjnego śledztwa ponieważ tylko siostra denata uważa iż było to morderstwo. Na całe szczęście kobitka ma dużą moc przekonywania i wkrótce cała rodzina podzieli się na podejrzanych i poszukujących prawdy. Tych pierwszych będzie niestety więcej. Jak na komedię przystało będziemy mieć do czynienia z prawdziwym galimatiasem a autorka nie pozwoli wam się nudzić. 

Do tej pory nie czytałam żadnych książek Jodełki, jednak wiem że zdecydowanie muszę to nadrobić. Już kolejny raz się przekonałam, że polska literatura nie jest wcale taka zła, a wielu autorów osiągnęło już europejski, jeśli nie światowy poziom. Ta książka jest doskonałym tego przykładem. Więc jeśli szukacie czegoś typowo wakacyjnego, lekkiej rozrywki, przy której można się pośmiać a jednocześnie dowiedzieć czegoś ciekawego, to powieść ta jest wprost idealna. Jeszcze nie wiem, czy zdobędzie u mnie tytuł najlepszej książki Lato 2020 jednak jak na razie jest na dobrej drodze. Polecam. 


Tytuł : "Córka nieboszczyka"
Autor : Joanna Jodełka
Wydawnictwo : Rebis
Data wydania : 14 lipca 2020
Liczba stron : 424

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 



Kings of the Wyld

 

"Matka (prawie)idealna" Kerry Fisher

"Matka (prawie)idealna" Kerry Fisher

Kiedy miałam trzynaście lat wraz z rodziną przeprowadziliśmy się do Londynu. Mój tata został wysłany na placówkę, a mama jak na wierną żonę przystało, postanowiła wyjechać razem z nim. Siłą rzeczy i ja musiałam spakować rzeczy i wyruszyć w wielki świat. Z początku mieliśmy mieszkać w typowej dzielnicy emigrantów, gdzie na każdym rogu jest polski sklep, jednak wyszło inaczej. Dostaliśmy zakwaterowanie w Hampstead , jednej z bogatszych dzielnic stolicy Wielkiej Brytanii. To tam swoją domy mają takie gwiazdy jak Gordon Ramsey czy David Beckham. Byłam chyba jedynym dzieckiem, które nie było wożone przez szofera do szkoły, to moja mama przyjeżdżała pustym autobusem i czekała pod bramą, co bardzo dziwiło a jednocześnie fascynowało moich kolegów z klasy. Kiedy natknęłam się na opis książki "Matka (prawie) idealna" od razu postanowiłam ją przeczytać. Chciałam się dowiedzieć jak to jest z tej drugiej strony, strony rodzica, który znalazł się w miejscu, gdzie nie do końca może się odnaleźć, jest jak czarna owca w stadzie. Czy taka osoba może być zaakceptowana? Czy zwykły szaraczek da sobie radę w stadzie wilków? Okazuje się jednak, że nawet potulne owieczki mogą mieć kły.

Maia zajmuje się sprzątaniem w bogatych domach. Pojawia się z naręczem mopów i wiader, kiedy jej zadbane rówieśniczki spieszą się na lunch z przyjaciółkami, zajęcia pilatesu i do kosmetyczki.
Nieoczekiwany spadek zmienia wszystko. Maia, jej córka i syn stają się częścią ekskluzywnego świata Stirling Hall School. To miejsce, w którym dzieci jak tlenu potrzebują organicznych moreli, a ich mamy nie wytrzymują tygodnia bez manicure’u.Jak poradzić sobie z nagłym awansem społecznym i wpasować w nowe środowisko? Może w tym pomóc pan Peters, szkolny nauczyciel. Ale czy ma czyste intencje? Jak skończy się jego znajomość z Maią?

Do tej pory Wydawnictwo Literackie przetłumaczyło trzy książki Kerry Fisher, i wszystkie zaskarbiły sobie moją sympatię. Tym razem autorka próbuje się w gatunku komedii romantycznej, po który zazwyczaj nie sięgam. Co sprawiło, że tym zmieniłam zdanie? Po pierwsze na moją decyzję wpłynęło samo nazwisko twórcy. Wiedziałam, że pani Fisher pisze solidnie, nie leje wody i zdecydowanie potrafi zainteresować czytelnika. Po drugie sama byłam w podobnej sytuacji jak bohaterowie książki i po trzecie, być może najważniejsze, potrzebowałam odskoczni od życia i jego problemów. Miałam dosyć słuchania wyłącznie złych wiadomości, liczenia ile kolejnych osób umarło , liczyłam że lekka komedia romantyczna poprawi mi humor i tak też się stało. Po tej książce przekonałam się, że autorka ma talent i potrafi odnaleźć się w różnych gatunkach od suspensu na typowym romansie kończąc. A jest to bardzo cenny dar.
Główna bohaterka książki jest typową przedstawicielką klasy średniej, matką dwójki dzieci, która (nawet z pomocą) ledwo wiąże koniec z końcem. Widziałam, że jak się wrzuci taką personę w środowisko pięknych, snobistycznych i bogatych, to będzie się działo : czasem śmiesznie a czasem wręcz groteskowo. Kiedy dzieci Mai dostają miejsce w ekskluzywnej szkole, kobieta jest przerażona. Z jednej strony wie, że ukończenie tej elitarnej placówki zapewni jej pociechom dobry start w dorosłe życie, z drugiej nie wyobrażała sobie siebie jako jednej z matek ze "Stirling Hall". W jej oczach były one obrzydliwymi ignorantkami, dla których najważniejsze były pieniądze, zakupy i wizyty w salonach kosmetycznych. Muszę przyznać, że szybko pokochałam naszą bohaterkę właśnie za to, że potrafiła się dostosować, że zaciskała zęby i pięści i robiła dobrą minę do złej gry, byle tylko jej dzieci miały w życiu wszystko co najlepsze. Była fantastyczną matką, która pomimo kłód rzucanych pod nogi, zawsze parła do przodu z coraz to nową energią. Oczywiście nie zawsze zgadzałam się z jej decyzjami, jak chociażby tą o mieszkaniu ze swoim byłym partnerem już po rozstaniu, jednak nawet one nie sprawiły żebym przestała jej kibicować. Fisher udało się stworzyć wiarygodną postać, która popełnia błędy, zupełnie jak przeciętny człowiek jak Ty czy ja. 

Nie mam zielonego pojęcia, jak jest status materialny autorki ani z jakiej klasy społecznej się wywodzi, wiem natomiast że zarówno świat ubogich (no dobrze, tych "średniaków") , jak i świat elity jest jest bardzo dobrze znany. Całość, zarówno opisy miejsc jak i postaci, była niezwykle wiarygodna, podobnie jak sama fabuła, która choć troszkę naciągana, mogła się wydarzyć. Cudownie się czytało o perypetiach zdesperowanej matki oraz jej dwójki dzieci, które niczym ryby wrzucone zostały do wielkiego, cudownie wyposażonego akwarium, do którego ktoś zapomniał nalać wody. Choć "Matka (prawie) idealna" nawet nie aspiruje do literatury wysokich lotów tak jest to powieść, która prezentuje ciekawe spojrzenie na różne warstwy społeczeństwa. Może wizja autorki jest nieco stereotypowa, jednak jako osoba która była w podobnej sytuacji muszę przyznać, że bogaci na całym świecie są tacy sami, i niestety podlegają stereotypom. Oczywiście zdarzają się wyjątki, jednak one tylko potwierdzają regułę. 
Fisher napisała bardzo zabawną i wielowątkową książkę, którą się czyta z uśmiechem na ustach i niesłabnącym zainteresowaniem. To jedna z tych powieści, których się nie da odłożyć przed snem, bo zawsze chcemy ten "jeszcze" jeden rozdział. Dodam , że powieść (jak wszystkie poprzednie autorki) ma zaskakujące, a nawet zafiksowane, zakończenie, które zaskoczy niejednego doświadczonego czytelnika. 

Jak dobrze wiecie Wydawnictwo Literackie zawsze dokładnie sprawdza i wybiera książki, które zostaną przetłumaczone i wydane w naszym kraju. Nie bierze czego popadnie ku uciesze gawiedzi. Tak było i tym razem. Choć niniejsza powieść z pewnością za sto lat zostanie zapomniana, tak nie można jej zaliczyć do głupich, niejakich komedii romantycznych jakich setki znajdziecie na księgarnianych półkach. To książka, która niesie ze sobą nie tylko rozrywkę, lecz również analizę socjologiczną naszego społeczeństwa oraz przesłanie, które każe wam się na chwilę zatrzymać i zastanowić nad tym co jest w życiu ważne. Dla mnie jako fanki literatury kryminalnej i fantastycznej "Matka (prawie) idealne" była cudowną odskocznią od mroku dnia codziennego. Zdecydowanie polecam. 



Tytuł : "Matka(prawie)idealna"
Autor : Kerry Fisher 
Wydawnictwo : Literackie
Data wydania : 03 czerwca 2020
                                             Tytuł oryginału : The Not So Perfect Mother

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :  






"Dzieci żółtej gwiazdy" Mario Escobar

"Dzieci żółtej gwiazdy" Mario Escobar

Wydaje mi się, że zbiegi okoliczności często zaprogramowane są tak by mieć istotny wpływ na nasz humor. Kiedy ogarnia nas euforia , dobry los przywoła chmury kryjące się za horyzontem, za to kiedy pogrążeni w depresji będziemy podlewać się tanim (bądź też drogim) winem, podrzuci nam coś, co znacznie poprawi nam humor. Dla mnie takim zbiegiem okoliczności była książka "Dzieci żółtej gwiazdy". Kilka dni temu, będąc w nie najlepszej kondycji psychicznej, wpadłam na pomysł, że przeczytam książkę hiszpańskojęzycznego autora, która jak pierwsza wpadnie mi w oczy. Kiedy powieki powędrowały do góry, mój wzrok napotkał  nazwisko Escobar. Ponieważ katastrofalne okresy w naszej najnowszej historii są tymi, które najbardziej mnie pociągają i nigdy nie męczę się czytaniem o Holokauście czy Drugiej Wojnie Światowej, której każdy z uczestników sam w sobie jest bohaterem, pomyślałam że mój wybór nie mógł być lepszy. I wierzcie mi, choć wybranie tej książki było tylko loterią, tak tym razem się poczułam jak bym trafiła szóstkę w Lotto. 


Sierpień 1942 roku. Bracia Jakob i Moïse Stein przebywają u ciotki w Paryżu, będącym pod nazistowską okupacją. Rodzice chłopców, para znanych dramaturgów, zostawili ich pod opieką ciotki na jakiś czas, zanim znajdą bezpieczną przystań dla rodziny.
Przerażająca obława krzyżuje ich plany. Francuska żandarmeria pod rozkazami nazistów aresztuje chłopców i zabiera ich do Vélodrome d’Hiver – ogromnej posępnej budowli w pobliżu wieży Eiffla, gdzie przetrzymywane są tysiące francuskich Żydów.



W niniejszej powieści oczami dwójki chłopców, Jakuba i Mose, oglądamy  wydarzenia, które rozegrały się w paryskim Velodromie, latem 1942 r., kiedy to tysiące francuskich i nie-francuskich Żydów było przetrzymywanych przez wiele dni bez jedzenia i wody, a następnie deportowanych do nazistowskich obozów koncentracyjnych, zwłaszcza Auschwitz. Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności Jacobowi i Mojżeszowi udało się uciec i rozpocząć podróż po Francji w poszukiwaniu rodziców, którzy opuścili Paryż kilka miesięcy wcześniej, by zdobyć dokumenty, które umożliwią im podróż do Argentyny, państwa które było poza zasięgiem nazistów. Z okupowanego Paryża chłopcy  wyruszyli w podróż przez liczne francuskie miasteczka, w których ludzie solidarnie, przeciwko reżimowi Vichy oraz, oczywiście, reżimowi nazistowskiemu, pomagali im na różne sposoby, dopóki nie dotarli do Le Chambon sur Lignon, francuskiej gminy w której pastor André Trocmé i jego żona Magda, od 1940 roku, przy wsparciu i pomocy wszystkich mieszkańców gminy , zajmowali się pomocą uchodźcom .Zainteresowana tematem przeczytałam kilka artykułów na temat tego, co działo się w tej parafii i  ​​jestem pod wrażeniem wytrwałości, siły i ogromnej miłości, które pochodziły od wielu zwykłych obywateli, którym udało się uratować ponad 5000 ludzi ze szponów kolaboracyjnego rządu Vichy i samych nazistów."Dzieci żółtej gwiazdy" to książka, która wciąga już od pierwszych stron, której nie możesz przestać czytać, dopóki nie poznasz finału. Fakt, że bohaterami jest dwójka dzieci w tak młodym wieku, tak samotnych we wrogim, ogarniętym wojną świecie, sprawia że w czytelniku uruchamia się ta nuta swoistej "wrażliwości".  Czasami chciałbyś im doradzać i krzyczeć, aby nie ufali obcym, ale prawda jest taka, że ​​doskonale się uzupełniają w taki sposób, że wytrwałość i pragnienie ochrony Jakuba, oraz i czułość i wyobraźnia  Mose sprawiają, że chłopcy uzupełniają się w taki sposób, że osiągają swoje cele przy wsparciu wielu osób, które tworzą wielki łańcuch miłości i solidarności. Konserwatysta  z Wersalu, dyrektor teatru w Valence oraz wszyscy obywatele Le Chambon sur Lignon, wspomnieni wyżej Trocme i jego żona, wszyscy oni starają się pomóc. Zapytani wiele lat później o powody swojego heroizmu, odpowiedzieli, że nie czują się bohaterami, że po prostu zrobili to, co musieli zrobić . 

Powieść obejmuje jeden z najciemniejszych rozdziałów w historii Francji, reżim kolaboracyjny Vichy, okres którego nie zbadał do końca żaden ze współczesnych historyków.  Philippe Joutard, ekspert historii religijnej, który towarzyszył autorowi w prezentacji książki, ostrzega, że ​​jest ona bardziej złożona niż się wydaje: „Współpracowali, ponieważ sądzili, że naziści wygrają i chcieli być po stronie zwycięzcy. Chociaż cyniczny, nikt tak naprawdę nie jest czarny ani biały. We Francji byli ludzie, którzy zaczynali jako kolaboranci, a potem skończyli w ruchu oporu pomagając Żydom".
Escobar używa tej powieści, aby pokazać, że obecne "lęgowiska" nienawiści i nacjonalizmu zaczynają przypominać te dawne „Żyjemy w XXI i powoli zaczynamy mieć do czynienia z zaostrzeniem nacjonalizmu, podziałem granic, wzrostem populizmu, poważnym kryzysem gospodarczym, który podważa podstawy demokracji, oraz wzrostem rasizmu i antysemityzmu”. Na Węgrzech wciąż sporządzane są  listy Żydów, a we Francji przywódca skrajnie prawicowej partii twierdzi, że Holokaust nie istniał, a jego córka w tych wyborach powiedziała, że ​​kraj nie współpracował z władzami niemieckimi . „Stworzyliśmy świat, w którym nierówność jest dobrym biznesem” - mówi.
Dla Joutarda konflikt ma bardzo jasne rozwiązanie: nie zamykać się i wzbogacać w relacjach z innymi, nie być wykluczającym, ale włączającym. Escobar jest tego samego zdania dlatego oboje zgadzają się, że mieszkańcy Le Chambon-sur-Lignon udzielili autentycznej lekcji patriotyzmu.

Jakub i Moise to chłopcy, którzy wykazali się niezwykłą, ponadludzką determinacją. Byli  gotowi iść do przodu pomimo ogromnego ryzyka. Pragnęli znaleźć swoich rodziców, choć los na każdym kroku rzucał im kłody pod nogi tak, iż wydawało się,  że nigdy ich nie znajdą. To historia o miłości do rodziny, współczuciu, wytrwałości i zjednoczeniu. Bardzo podobała mi się ta historia. Mario Escobar ma świetny sposób pisania, a tłumaczka, Patrycja Zarawska, wykonała świetną robotę, sprawiając, że historia wręcz płynęła . To druga książka tego autora , którą przeczytałam i już wypatruję kolejnych. Warto ją przeczytać, choć nie są najłatwiejszym, najlżejszym materiałem.


Tytuł : "Dzieci żółtej gwiazdy"
Autor : Mario Escobar
Wydawnictwo : Kobiece
Data wydania : 20 maja 2020
Liczba stron : 408
Tytuł oryginału : Los niños de la estrella amarilla 


Tę oraz wiele innych książek historycznych i wojennych znajdziecie na półce księgarni internetowej :
https://www.taniaksiazka.pl/
 
 

 
Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger