'Podróż tysiąca burz" Kooshyar Karimi

     Dziś, kiedy tuż przy przeprawie promowej w Calais, rozłożyła się "dżungla", w całej Europie funkcjonują setki obozów dla uchodźców a kolejni przeprawiają się przez morze śródziemne, oczy całego świata skierowały się na Wschód. To co dzieje się w Iranie, Syrii, Libanie czy nawet Izraelu, wywołuje naszą złość i oburzenie. Fundamentalistyczne oblicze islamu poznaliśmy prawie 20 lat temu, kiedy w wieże World Trade Centre wleciały dwa uprowadzone samoloty. Od tego czasu trwa nieustająca walka z terroryzmem. Gdy widzimy na ulicy zarośniętego muzułmanina czujemy lęk, kiedy stoimy w kolejne za ubraną w burkę kobietą, zaczynamy przystępować z nogi na nogę. Z jednej strony boimy się o własne bezpieczeństwo a z drugiej chcemy tym ludziom pomóc, gdyż wiemy co się dzieje w ich ojczyznach. Nigdy nie byłam w Iranie i zapewne, jeśli nie stanie się cud, nigdy tam nie pojadę,lecz to co widzę w telewizji i słyszę w radiu, jest przerażające. Masowe aresztowania, kamieniowanie kobiet, mordowanie przeciwników politycznych, policja religijna i brak jakichkolwiek wolności i praw obywatelskich. Nie dziwi mnie, że ludzie chcą stamtąd uciekać. Szkoda, że tylko niewielu z nich się to udaje. 


Wstrząsające wspomnienia wybitnego, zasłużonego lekarza, który przeżył koszmar w irańskim więzieniu, przetrwał jako uchodźca w Turcji, po czym mozolnie budował na nowo swoje życie na emigracji w Australii.


Kooshyar Karimi żyje i ma się dobrze. Ożenił się z piękną, inteligentną i aktywną zawodowo kobietą, ma trójkę dzieci i mieszka w Australii. Ma piękny dom, duży ogród i elegancki samochód. Stać go na markowe ubrania i obiady w najdroższych restauracjach, choć kraj Aborygenów to nie amerykańskie Eldorado, to śmiało można powiedzieć, iż mężczyzna spełnił swój American Dream. W tym przypadku było nim nic więcej jak wygranie własnego życia. Dopiero w wieku 30 lat poznał czym jest wolność, szczęście a nawet miłość. 
Kooshyar Karimi, dziś naturalizowany Australijczyk, z pochodzenia jest Irańczykiem, jednak od zawsze było coś co wyróżniało go spośród społeczności, w której się wychowywał. W kraju gdzie ponad 90 procent społeczeństwa jest muzułmanami, posiadanie matki żydówki skazywało go ostracyzm i wykluczenie. By przetrwać musiał udawać, że jest kimś zupełnie innym. Nauczył się Koranu, modlił się trzy razy dziennie do Allaha i choć w sercu nadal czuł się  Żydem, tak przed ludźmi uchodził za bogobojnego muzułmanina. Już od najmłodszych lat los go nie rozpieszczał. Wraz z matką i bratem zamieszkiwał jedną z Teherańskich suteren. Ojca widywał raz na kilka miesięcy, kiedy mężczyzna znudził się swoimi innymi żonami. To dzięki matce zdobył wykształcenie i dobry zawód. Pracując jako lekarz szybko dorobił się oszczędności i pięknego , jak na irańskie warunki luksusowego domu, oraz eleganckiego samochodu. Żonę wybrała mu rodzina i choć nie połączyła ich miłość, tak Karimi czuł się odpowiedzialnym mężem i ojcem. 
Kiedy pewnego dnia został aresztowany przez irański wywiad religijny, wiedział że jego dotychczasowe życie się skończyło. Mężczyzna był torturowany i groźbami zmuszony do pracy w charakterze szpiega. Do jego głównych zadań należało inwigilowanie środowiska żydowskiego. Po paru latach "donoszenia" na swoich rodaków postanowił uciec. Zdobył fałszywe paszporty i wraz z rodziną przedostał się do Turcji. Na ucieczkę miał jedynie 48 godzin, więc cała podróż, była niczym więcej jak wyścigiem z czasem. Już na terenie Turcji wszyscy mogli odetchnąć. Był to kraj wolny i demokratyczny, kraj w którym  nie funkcjonuje policja religijna, można się tam śmiać, tańczyć, pić alkohol ... po prostu żyć. Okazało się jednak, że zderzenie z rzeczywistością było niczym skok na płytką wodę. Kilka tysięcy dolarów, które Karimi ze sobą przywiózł, okazało się jedynie nic nieznaczącym zwitkiem banknotów.

Nie da się ukryć, iż to właśnie pobyt w Turcji, jest głównym tematem książki, gdyż to właśnie tam  rodzina Karimiego (żona i dwie córki) czekała na to, by uzyskać status uchodźcy i deportację do innego, niepodległego i demokratycznego kraju. Wydarzenia o których czytamy w tej książce zdarzyły się ponad 15 lat temu i muszę przyznać iż obraz Turcji, jaki przedstawia nam autor, jest wielce niepokojący. Od kilku lat ten muzułmański kraj, któremu zdecydowanie bliżej do Arabii Saudyjskiej czy Iraku (oczywiście pod względem kultury czy tradycji) ubiega się o członkostwo w Unii Europejskiej. Teraz, już po przeczytaniu tej książki, doskonale rozumiem dlaczego ciągle spotyka się z odmową. W życiu nie przypuszczałam, że Turcja to poniekąd kraj trzeciego świata, a Ankara czy Istambuł, oprócz bogatych dzielnic to miejsca na miarę brazylijskich faveli. Wielu z moich znajomych wybierała to państwo na kierunek swoich wakacyjnych wojaży. .Zdjęcia, które mi pokazywali, były pełna słońca, pięknych budynków, eleganckich hoteli i złotych plaż. Okazuje się jednak, że za bramami kurortów i miejscami stricte nastawionymi na turystykę, rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Turcja to kraj "tranzytowy" gdzie na azyl czekają tysiące ludzi z całego świata wschodniego. Większość z nich to Irańczycy, którzy dzień w dzień stoją w kolejkach do ambasad ,czy przed urzędem UNHCR, czekając na spotkanie. Ludzie Ci po zarejestrowaniu się w charakterze uchodźców nie mogą opuścić miasta ani podjąć żadnej legalnej pracy. Zmuszeni są do życia za te pieniądze, które udało im się zaoszczędzić lub dostać od rodziny. Często po kilku miesiącach lądują na ulicy, gdzie zmuszeni są żebrać o jedzenie. Naszemu bohaterowi cudem, i z pomocą jego Adonai, udało się uniknąć ich losu. Owszem wraz z rodziną zmuszeni byli do wegetacji w ciemnej i wilgotnej piwnicy, gdzie często brakowało wody i jedzenia, jednak zawsze w końcu spotykali kogoś kto im pomagał i dawał nadzieję na przyszłość. Śmiało mogę powiedzieć iż Kooshyar Karimi jest człowiekiem urodzonym pod szczęśliwą gwiazdą. Nawet z piekła wychodził zwycięsko a za wszystkie tortury, krzywdy i poniżenia, został sowicie wynagrodzony. 
Jednak wróćmy do Turcji. Zawsze myślałam, że jest to kraj stosunkowo bogaty, demokratyczny i nastawiony na turystykę. Okazuje się jednak, że państwo to zdecydowanie bardziej przypomina Indie, niż jakikolwiek kraj europejski. Szaleje tam inflacja, ceny (szczególnie żywności) rosną z dnia na dzień i żeby móc się utrzymać trzeba albo opłacać się łapówkami albo mieć znajomości. Czy wiecie, że w Turcji za bochenek chleba, jeszcze 10 lat temu, trzeba było zapłacić odpowiednik dwóch dolarów, a za minutę zagranicznej rozmowy telefonicznej, aż 10 dolarów? Przy takich cenach rzadko kto jest w stanie się utrzymać. Ludzie lądują na bruku a społeczeństwo zaczyna się dzielić na bogatych i mieszkającą w slumsach biedotę. Jestem pod wrażeniem tego jak Karimiemu wraz z rodziną udało się wiązać koniec z końcem i przeżyć w Turcji ponad rok czekając na bilet ku wolności.

Ostatnia część książki rozgrywa się w Australii, gdzie Kooshyar dostał azyl polityczny. Muszę powiedzieć, iż byłam zaskoczona, jak ten słynący z wolności i poszanowania praw obywatelskich kraj, traktuje imigrantów. Owszem dostają oni mieszkania socjalne, zapomogę finansową oraz pomoc w poszukiwaniu pracy czy zdobyciu wykształcenia, jednak rząd nie dba o to by przybysze od samego początku się asymilowali z ludnością. Tworzone są typowe getta, gdzie umieszczani są ludzie jednej narodowości czy wyznania. Byliście kiedyś na Jackowie w Chicago lub też w Chinatown? Jeśli tak to doskonale wiecie o czym mówię. Karimi wraz z rodziną dostał mieszkanie w bloku gdzie mieszkało już wiele muzułmańskich rodzin. W okolicy znajdowały się same sklepy z indyjską żywnością, na ulicach noszono burki, a jedynymi słyszanymi na chodnikach językami były urdu oraz różne dialekty arabskie. Imigranci zamykani byli w tych enklawach i kiedy po miesiącu dostawali czek z zasiłkiem, państwo australijskie o nich zapominało. Dając im azyl spełniło swój obowiązek, z resztą muszą sobie radzić sami. A zdobycie pracy, szczególnie w najbardziej prestiżowych i wymagających wysokich kwalifikacji zawodach, graniczyło z cudem. Przybysz spoza Australii by móc praktykować jako lekarz w Sydney, musiał zdać państwowy egzamin przed komisją lekarską, który składał się z dwóch etapów. Trwało to około dwóch lat. Potem musiał przez 10 lat pracować poza granicami miasta, na wsiach i prowincji, by zdobyć odpowiednie doświadczenie. Dopiero po tym czasie miał możliwość przeniesienia się do większego miasta. Jak można to inaczej nazwać, jeśli nie dyskryminacją? Na całe szczęście Karimi był zdesperowany. Kiedyś, dawno temu, obiecał swojej matce że będzie lekarzem, i zamierzał dotrzymać tego przyrzeczenia. Zdał egzamin, pracował przez 12 godzin dziennie, kolejne parę przeznaczał na dojazdy do domu i do pracy. Ucierpiała na tym jego rodzina, córki wpadły w depresję a żona zażądała rozwodu. Całe szczęście po kilku latach szczęście się do niego uśmiechnęło i poznał kogoś, kto całkowicie odmienił jego życie. 

"Podróż tysiąca burz" to wspaniała, emocjonalna i wzruszająca książka o losach człowieka, który zrobił wszystko w imię wolności, szczęścia i miłości. Kooshyar Karimi to fascynująca postać, człowiek wielu talentów : lekarz, naukowiec, wynalazca, pisarz i tłumacz. Wszystkiego czego się dotknął zamieniało się w złoto. Owszem można się przyczepić do tego, iż książka jest napisana infantylnym językiem a sam autor używa truizmów i pisze o rzeczach, które znamy z gazet i telewizji. Nie to jednak jest najważniejsze. Ja się cieszę, że poznałam kogoś kto przeciwstawił się reżimowi i udało mu się wygrać. Nasz bohater potrafił przyznać się do własnych błędów i słabości, powiedział całemu światu, że był szpiegiem i przyczynił się do nieszczęścia, a może i śmierci, innych. Szanuję ludzi, którzy mają cywilną uwagę by publicznie się wyspowiadać. To właśnie ze względu na sylwetkę Karimiego książka ta była szczególna i wyjątkowa. Z chęcią sięgnę po jego kolejne publikacje bo wierzę, że to nie wszystko co miał do powiedzenia i może mnie jeszcze dużo nauczyć. Polecam. 


Tytuł : "Podróż tysiąca burz"
Autor : Kooshyar Karimi
Wydawnictwo : Prószyński i S-ka
Data wydania : 25 kwietnia 2019
Liczba stron : 368
Tytuł oryginału : Jurney of a Thousand Storms


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :


 
 
 
 
Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html

2 komentarze:

  1. Już samo pochodzenie autora zaciekawiło mnie na tyle, by po tę książkę sięgnąć, a dalsza Twoja recenzja w tym przekonaniu mnie tylko utwierdziła.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna okładka zapowiada raczej lekką lekturę a tu okazuje się, że jest wręcz odwrotnie. Zachęcająca recenzja.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger