"Wbrew grawitacji" Julie Johnson

     

Kto śledzi mój blog doskonale wie, że raczej rzadko sięgam po książki new adult romans. Po "Until November", której absolutnie nie dało się czytać, na dość długi czas dałam sobie spokój z tym gatunkiem.  Jednak jako, że moja przygoda z literaturą to niezmienne dawanie kolejnych szans, to postanowiłam sięgnąć po  debiut literacki Julie Johnson. Zdecydowanie jest to pozycja dla tych czytelniczek, które lubią kiedy książkową okładkę zdobi goła klata klasycznego "hottie". Podobny jest również schemat całej powieści : ona dziewczyna po przejściach, on lider zespołu rockowego. jest miłość, jest pożądanie, tajemnica i zawiedzione nadzieje. Niby klasyka gatunku, jednak muszę przyznać, że jak na tytuł od którego nie oczekiwałam zbyt wiele, to czytało się całkiem przyjemnie. Nadal nie jest to literatura z wyższej półki jednak zdecydowanie będzie się wyróżniać na tle gatunku. 

Dwudziestoletnia dziś Brooklyn, czternaście lat temu była świadkiem morderstwa swojej matki, na parkingu sklepu spożywczego. Do dziś nie może się pozbierać po tym traumatycznym wydarzeniu. Dzieciństwo spędziła w domu dziecka by po latach trafić do rodziny zastępczej. Kobietę poznajemy na studiach.  Pewnego dnia pada ofiarą wypadku z hydrantem. Z opresji wybawia ją najprzystojniejszy na całym kampusie chłopak, lider zespołu i zawadiaka, Finn. Dziewczyna zupełnie nie jest przygotowana na zaloty mężczyzny. Musi zmierzyć się z własnymi wspomnieniami i lękami oraz rozegrać śmiertelną grę z niebezpiecznym stalkerem. 

99 procent książek z gatunku new adult, zbudowana jest na podobnym schemacie. Główną bohaterką jest zazwyczaj młoda dziewczyna z traumatyczną przeszłością, samotnica nie potrafiąca nawiązywać kontaktów towarzyskich. Na drugim biegunie mamy za to chłopaka, za którym szaleje cała żeńska część studenckiej braci. Przystojny, inteligentny, zawadiacki i do bólu seksowny. Mężczyzna, który nie potrzebuje munduru by kobiety ustawiały się do niego w kolejce. Zresztą już od jakiegoś czasu zauważyłam, że zmienił się model kobiecych preferencji. Już nie liczy się siła i władza bijąca od mężczyzny. Teraz obiekt naszych westchnień może być nieco zniewieściały (pewnie stąd te wygolone okładkowe klaty) byle tylko potrafił grać na gitarze, a jak na dodatek umie ładnie śpiewać i ma porwane jeansy to tym lepiej. Teraz to właśnie muzycy są na topie. I oczywiście nie jacyś tam Justyni Bieberzy. Króluje rock and roll. Mamy więc otoczoną murem Brooklyn i dzierżącego gitarę zamiast kilofa Finna, który stara się ten mur rozkruszyć. Muszę przyznać, że w przeciwieństwie do innych książkowych bohaterów, Finn ma wyobraźnię, finezję i cierpliwość. Myślę, że dość spora część czytelniczek, to właśnie w nim zobaczy ideał "chłopaka". Drogie Panie, pragnę jednak zwrócić uwagę, że tacy mężczyźni nie istnieją. Od samego początku miałam nieodparte wrażenie, że kreacja naszego głównego bohatera jest dość kontrowersyjna. Z jednej strony bohaterka pragnie stworzyć typowego "manwhore" , faceta który traktuje kobiety przedmiotowo, ma wianuszek swoich wielbicielek i co noc uszczęśliwia inną. Z drugiej strony Finn jest najbardziej czułym, cierpliwym, kochanym i uroczym facetem jakiego poznałam (szkoda, że tylko w książce). Takich cech raczej oczekujemy po klasowej fajtłapie niż facecie z rockowego boysbandu. Ta dwubiegunowość psychiki naszego bohatera wywoływała w moim odczucie zgrzyty. Podobnie było z postacią Brooklyn. Nigdy nie dotknęła mnie żadna większa tragedia. Nie wiem co znaczy stracić rodzica. Nie wyobrażam sobie co musi czuć osoba, która jest świadkiem morderstwa  najbliższej osoby. Jednak wiem jedno : czas leczy rany. Niestety nie w przypadku Brooklyn. Kobieta ta ciągle żyje wydarzeniami z przeszłości, ciągle siedzi na kozetce u psychologa. Analizuje, rozpamiętuje, walczy z demonami. Pomimo całej mojej sympatii do głównej bohaterki często ciężko było mi uwierzyć w jej traumę. Wszystko było na wyrost. Przesadzone. 

Brooklyn miała trudne dzieciństwo. W wieku 6 lat została osierocona. Na jej oczach zabito jej matkę, jedyną bliską osobę jaką miała. Trafiła do sierocińca, potem do wielodzietnej rodziny zastępczej. W wyniku traumatycznych przeżyć dziewczynka zamknęła się w sobie i przestała komunikować werbalnie. Tutaj dochodzimy do tematu sesji terapeutycznych, którym poddawane było dziecko. Bardzo zaniepokoił mnie fakt, że autorka podeszła do tematu po macoszemu. Społeczność dziecięcych psychologów powinna poczuć się oburzona. Brooklyn zwierza się swojemu przyjacielowi z faktu, że jej "mutyzm" wywoływał frustrację i złość jej terapeutów. Zastanawia mnie dlaczego osoby, specjalnie wyszkolone do pracy z dziećmi, miały by się denerwować jeśli terapia nie przynosi rezultatów. Rodzic, którego dziecko nie mówi z wyboru lub w wyniku traumatycznych przeżyć, nie daj boże przeczyta tę książkę (lub też usłyszy od kogoś kto potraktuje ją zbyt serio), może z niej wyciągnąć wniosek, że nie warto zabierać dziecka do psychiatry ponieważ to banda opętanych, agresywnych szarlatanów, którzy zrobią więcej złego niż dobrego. To nieprawda. Żeby zostać psychologiem nie wystarczy świstek papieru. To latach studiów, praktyki i przygotowania zawodowego. Ludzi dla których zawód ten nie jest pasją są sukcesywnie odsiewani. Reszta wie co robi, wie jak pomóc i rozmawiać z dzieckiem. Jeśli terapia nie przynosi rezultatów to trzeba zacząć z innej strony, wprowadzić coś nowego. Psychologowie pomagają i warto z tego korzystać. Bardzo proszę autorów by nie tworzyli fałszywych stereotypów. 

"Wbrew grawitacji" to książka w której oprócz romansu mamy również "suspens" oraz lekką warstwę kryminalną. Można powiedzieć, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Oczywiście wszystko jest w wersji "soft". Nie ma tutaj ostrych scen erotycznych są za to do bólu słodkie i wzruszające sceny pełne namiętności. Nie ma monumentalnych zagadek tylko rodzinne tajemnice z przeszłości. Nie ma krwawych morderstw tylko szalony i momentami przerażający tajemniczy wielbiciel, który obserwuje Brooklyn i zasypuje ją prezentami. 
Zasadniczo  jest to książka o miłości, o pokochaniu samego siebie zanim będziemy w stanie pokochać drugą osobę. Brzmi pięknie jednak wcale nie jest takie proste. Brooklyn żyje przeszłością. Po utracie matki postanowiła, że już nigdy nikogo do siebie nie dopuści. Jak to zazwyczaj bywa w przypadku powieści new adult dziewczyna ma jedną przyjaciółkę, której powierza swoje sekrety. Muzyka, studia i szalona Lexi to cały świat naszej głównej bohaterki. Kiedy przez prawie 15 lat dokładaliśmy coraz to nowe cegiełki do murów naszej obronnej fortecy, to dziwnym się może wydać fakt, że pierwszy lepszy, przystojny facet już po kilku dniach może zacząć kruszyć nasze mury. W moim odczuciu akcja potoczyła się zbyt szybko, zbyt lekko. Bohaterka, która przez tyle lat ciągle na nowo przeżywała traumatyczne wydarzenia, nagle otworzyła się na całkowicie obcą osobę. Zabrakło mi tutaj głębi, kilkudziesięciu stron więcej, które dodałyby książce wiarygodności. Podobał mi się za to fakt, że to właśnie Brooklyn była główną narratorką naszej powieści. Skoki z teraźniejszości w przeszłość były udane i znakomicie nadawały klimat całej powieści. A  fakt, że nadal sporo fragmentów z życia Finna pozostało nieodkrytych, może świadczyć o tym, że autorka planuje napisanie powieści tym razem "jego oczami". Co prawda "Wbrew grawitacji" jest samodzielną książką jednak duża część czytelniczek byłaby zachwycona możliwością ponownego spotkania z naszymi bohaterami. 

Wydana kilka lat temu w Stanach Zjednoczonych (a w tym roku w Polsce) powieść, jest debiutem literackim Julie Johnson. Książka spotkała się z bardzo ciepłym powitaniem a 27-letnia autorka od tego czasu zdążyła już wydać kilka cyklów romansów skierowanych do młodych czytelniczek. "Wbrew grawitacji" również w Polsce wywołała falę zachwytów. Zdecydowanie nasz rynek wydawniczy niczym gąbka chłonie takie historie i nic nie wskazuje na to, żeby coś się miało w tej materii zmienić. Mamy tutaj sceny przerażające, zabawne, wzruszające. Ogrom uczuć rodzących się pomiędzy naszymi bohaterami może przytłoczyć czytelnika. Są one opisane w niezwykle plastyczny i sugestywny sposób. Julie Johnson sprawia, że czujemy empatię, współczucie a co najważniejsze więź z postaciami, co powoduje, że nie jesteśmy w stanie odłożyć tej książki aż do samego końca. Jest to lektura lekka jednak nie banalna. Idealna na końcówkę wakacji.


Tytuł : "Wbrew grawitacji"
Autor : Julie Johnson
Wydawnictwo : Kobiece
Data wydania : 13 lipca 2018
Liczba stron : 320
Tytuł oryginału : Like Gravity

Książkę znajdą państwo na półce z Bestsellerami  księgarni :



https://www.taniaksiazka.pl/ 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger