"Zabójczy mróz" Louise Penny
Wszyscy co śledzą mojego bloga wiedzą, że kilka dni temu skończyłam lekturę rewelacyjnej książki Louise Penny. Kolejną część cyklu miałam w planach na nadchodzące tygodnie jednak wprost nie mogłam się powstrzymać i nieco zmodyfikowałam kolejkę "oczekujących" tytułów. Dlaczego? Po pierwsze stęskniłam się za cudownym inspektorem Gamache, po drugie mroźny kanadyjski klimat jest idealnym remedium na trzydziestostopniowe lato a po trzecie wiedziałam, że autorka mnie nie zawiedzie (miałam okazję przeczytać parę recenzji). Teraz, już po lekturze książki, czuję się spełniona, jedyne czego żałuję to fakt, że na następny tom przyjdzie mi troszkę poczekać. A może w końcu się skusze i sięgnę po oryginał?
Miasteczko Three Pines, Boże Narodzenie. Podczas dorocznego turnieju curlingowego ginie, porażona prądem, znienawidzona przez sąsiadów CC de Poitiers. Na miejsce zbrodni, którym jest środek zamarźniętego jeziora, przyjeżdża Armand Gamache szef wydziału zabójstw Sureté du Québec. Szybko się okazuje, że jednym z talentów Poitiers było zjednywanie sobie wrogów,każdy mieszkaniec miasteczka mógłby mieć motyw zbrodni. Długa lista podejrzanych to dopiero początek. W oddalonym o dziesiątki kilometrów Montrealu, dochodzi do kolejnej zbrodni.
Czytanie książki której akcja rozgrywa się w środku zimy, kiedy za oknem termometrom niemalże brakuje skali, jest ciekawym doświadczeniem. Kiedy końcówki węży strażackich pod Montrealem zamarzają, u nas na ulicach topi się asfalt. Zdesperowani wytwarzamy tony kostek lodu, które najchętniej połknęlibyśmy w całości, kiedy nasi bohaterowie sączą gorącą czekoladę przy wesoło trzaskających kominkach. Zrobiło wam się gorąco? A może wprost przeciwnie zimny klimat i brutalna zbrodnia schłodziły atmosferę?
Sięgając po "Zabójczy mróz" czułam się jak bym wróciła do domu po bardzo długiej podróży. Muszę przyznać, że już pierwszy tom podbił moje serce a bohaterowie stali się moją nową rodziną. Chciałam się dowiedzieć co się u nich wydarzyło przez te półtora roku. Kto się urodził a kto umarł? Kto wyszedł za mąż a może wygrał w Lotto? Z początku atmosfera była dość napięta. Postaciom brakowało tego blasku i czaru, który zapamiętałam i choć już wcześniej wiedziałam, że Three Pines to miasteczko osobliwości tak teraz wydawało się zamieszkane przez same karykatury. Poczułam smutek, że nie zostałam przywitana tak jak tego oczekiwałam. Kanadyjska osada nadal była urocza i swojska jednak drzwi jej mieszkańców, do tej pory szeroko otwarte, tym razem były tylko lekko uchylone. Znacie to uczucie, jak spotykacie po latach swojego dawnego przyjaciela? Kiedy upłynęło zbyt dużo wody w rzecze i z jednej strony chcecie się dowiedzieć wszystkiego a z drugiej nie macie o czym rozmawiać? Wasze losy się rozeszły i brak wam wspólnych tematów? Tak właśnie się czułam do momentu, aż pojawił się detektyw Gamache. Niewątpliwie to właśnie on nadaje blask i rytm całej powieści. Jest tak czarujący, ma tak intrygujący sposób pracy i tak kolorową świtę pomocników, że od razu wszystko nabrało pastelowych barw a na moje usta powrócił uśmiech. Wraz z Gamache rozpoczęła się prawdziwa zabawa.
CC de Poitiers zginęła na oczach setek ludzi. Wstała, dotknęła oparcia krzesła i upadła porażona prądem. Kto mógł zadać sobie tyle trudu, tak skomplikować coś, co można było wykonać jednym strzałem z dubeltówki zza drzewa (to Kanada, leśne ostępy, każdy ma broń, większość poluje)? Otóż odpowiedź na to pytanie wcale nie jest prosta. Denatki nikt nie lubił. Nie lubiła jej własna córka, mąż, kochanek a najbardziej sąsiedzi. A dlaczego? Powód jest bardzo prosty, wręcz banalny : CC de Poitiers po prostu nie dała się lubić. Była chodzącą encyklopedią plotek i zgryźliwości, miała długi język i to co uszłoby jej bezkarnie w wielomilionowym Montrealu, doprowadziło do tragedii w Three Pines. Ciężko jest prowadzić śledztwo gdzie każdy może być podejrzanym, każdy miał powód i motyw a na domiar złego nikt nie żałuje zamordowanej, część z mieszkańców wręcz cieszy się z jej nieszczęścia, może nawet otworzyli szampana? Analizując swoje najbliższe otoczenie zdałam sobie sprawę z istnienia takich osób dla których oczernianie i obgadywanie innych jest sednem życia. I choć w większości przypadków jedyną karą dla nich jest pogarda i alienacja tak zdarza się czasem, że ktoś nie wytrzyma i dojdzie do tragedii. Oczywiście nie zawsze na taką skalę, jednak skutki mogą być równie opłakane. Uczmy się więc, Panie i panowie, na cudzych błędach i nie popełniajmy własnych. Interesujmy się tylko własnym poletkiem a chwasty innych zostawmy w spokoju. Inaczej możemy skończyć popieszczeni elektrycznym pastuchem.
Część z czytelników ma zastrzeżenia odnośnie postaci Armanda. Jest za inteligentny, za dobry,wydaje się wręcz postacią idealną. W tym tomie przekonamy się, że ta beczka miodu zawiera jednak łyżkę dziegciu i są osoby,którym ta niezwykle przyjemna postać zaszła za skórę. Wszystkim polecam poznawanie przygód naszego detektywa w kolejności chronologicznej. W pierwszym tomie zaskoczyła mnie duża liczba bohaterów. Po przeczytaniu drugiego mogę śmiało powiedzieć, że z przyjemnością spotkałam ich ponownie i tym razem obyło się bez wrażenia chaotyczności, takie after party po weselu, kiedy wszystkich już znamy powierzchownie a teraz czas na poznanie dogłębne. I myślę, że właśnie to czeka nas w następnym tomie. Three Pines nadal jest miejscem pełnym tajemnic, gdzie czas płynie zdecydowanie wolniej. W takiej scenerii nie należy się dziwić, że i policyjne śledztwo prowadzone jest w swoim własnym, nieśpiesznym tempie, zresztą samo morderstwo wydarza się dopiero gdzieś w połowie książki. Tym razem jest bardziej kompleksowo, autorka postawiła na skomplikowaną fabułę i choć uważny czytelnik może w miarę szybko odgadnąć kto, co i dlaczego, to sama przyjemność czytania tej niezwykle dobrze napisanej książki, wynagradza wszystkie niedociągnięcia. Bo trzeba przyznać, że proza Louise Penny oddaje klaustrofobiczny klimat miasteczka i zbrodni niczym z XX wiecznych powieści kryminalnych.
Kolejny raz jestem oczarowana twórczością autorki. Three Pines stało się miejscem , do którego będę wracać z przyjemnością, małym kanadyjskim miasteczkiem pełnym ciekawych postaci i nietuzinkowych zbrodni. Uwielbiam kiedy oprócz głównego wątku powieści pojawiają się te poboczne. "Zabójczy mróz" to również historie i tajemnice mieszkańców miasteczka, do tej pory skrzętnie skrywane przed światem, które tylko czekają na to by je odkryć. Macie ochotę pobawić się w detektywów? Ja zdecydowanie tak.
Tytuł : "Zabójczy mróz"
Autor : Louise Penny
Wydawnictwo : Poradnia K
Data wydania : 19 wrześnie 2018
Tytuł oryginału : A Fatal Grace
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz