"Winny jest zawsze mąż" Michele Campbell

     Uwielbiam książki, których akcja, choć w części, toczy się na terenie znanych i sławnych amerykańskich uniwersytetów, z tak zwanej Ligi Bluszczowej. Choć moje własne studia uznaję za magiczny i nieco szalony czas, tak oglądając filmy, których bohaterowie mieszkają w budynkach bractw, przechadzają się po wielkich przestrzeniach kampusów i są całkowicie przesiąknięci magią tych miejsc, to zawsze czuję delikatne ukłucie w sercu. Nie powiem, żebym podczas studiów siedziała z nosem w książce, wracała na obiadki do mamusi a weekendy spędzała z gronem starych znajomych z liceum, odwiedzając stare dobre knajpy. Zdarzały się i szalone imprezy i morza przelanego alkoholu jednak tak naprawdę studia były dla mnie stopniem ku późniejszej karierze a nie cudownym okresem mojego życia, tymi latami oderwanymi od rzeczywistości, które znikają w naszej pamięci za zasłoną dymu tytoniowego i oparów taniej wódki. Tak, muszę to w końcu przyznać, zazdroszczę amerykanom ich tradycji, którą kultywują z takim zapamiętanie. Zazdroszczę kappa, gamma, alfa i reszty greckich liter, które tak dużo znaczą w późniejszym życiu. Autorka z łatwością przenosi nas w świat jednego z najbardziej znanych amerykańskich uniwersytetów i daje możliwość wtopienia się w grono jego studentów. Jeśli dodamy do tego trzy nieco szalone bohaterki, jeden tragiczny wypadek oraz mnóstwo miłości przeradzającej się powoli w nienawiść, to dostaniemy przepis na literacki sukces. 


Aubrey, Jenny i Kate różni właściwie wszystko – charakter, pochodzenie, ambicje i przyszłość, która je czeka. Mimo to na pierwszym roku college’u szybko stają się nierozłączne i przysięgają sobie, że zawsze będą się wspierać. Wspólnie przeżywają szalone studenckie lata – imprezują, eksperymentują z alkoholem i narkotykami, rywalizują o względy chłopaków i mierzą się z problemami.Dwadzieścia lat później jedna z nich stoi na krawędzi mostu, a ktoś ponagla ją, by skoczyła…Czy relacja kobiet rzeczywiście była niewinna i czysta? Co tak naprawdę zaszło między przyjaciółkami? Jaką tajemnicę skrywała każda z nich?

 
Zdecydowanie najmocniejszą stroną tej książki są jej bohaterowie i to nie dlatego, że czytelnik od samego początku obdarza ich bezwarunkową miłością. Tutaj jest wręcz odwrotnie. Kate, Audrey i Jenny są postaciami, które nie sposób jest polubić. Są karykaturalne, przerysowane, rozpuszczone, niewiarygodne i do granic możliwości zblazowane. Kiedy należę do osób, które potrafią współczuć nawet swoim najgorszym wrogom, tak w tym przypadku, musiałam bardzo się postarać by wykrzesać z siebie choć odrobinkę uczuć. Zdecydowanie najważniejszą a jednocześnie najbardziej kontrowersyjną postacią tej książki jest Kate, córka  bogatego tatusia, dla której studia są bardziej zabawą niż koniecznością. Jej ojciec to typowy przedstawiciel amerykańskiej klasy wyższej, mężczyzna który sławę i pieniądze, tytuł, szacunek i wpływy, odziedziczył po własnych przodkach. Wiecznie zabiegany, nie mający czasu dla własnych dzieci i szalenie dbający o wizerunek, który zostaje skutecznie nadwątlony przez wybryki jedynej córki. Kate poznajemy na imprezie integracyjnej, gdzie tańczy i wdzięczy się w promieniach słońca. Autorka już od samego początku nam sugeruje, że to na niej mamy się skupić, że to ona będzie jedyną wodzirejką i liderką, za którą podążać będzie stado lemingów. Zawsze uważałam, że do tego by zostać przywódcą, trzeba posiadać pewne niezbędne cechy, których niestety Kate brakowało. Nie była oni mądra, słowna ani bogata, gdyż ojciec ze względu na jej własne dobro, odciął ją od źródełka. Nie była nawet specjalnie wygadana. Tak naprawdę jedyne co służyło na jej korzyść to uroda, jednak dla mnie było to zdecydowanie za mało szczególnie biorąc pod uwagę bezwzględne uwielbienie ze strony jej współlokatorek, które chodziły za nią niczym psy. Do teraz nie wiem, co ta rozpuszczona małolata miała w sobie, co sprawiło że była w stanie wszystkich wodzić za nos. I zawsze , nawet najgorsze przewinienia, uchodziły jej płazem. Muszę przyznać, iż nie lubię bohaterek, których zbiór cech charakteru, nie przedstawia sobą absolutnie żadnej wartości. Dla mnie Kate była nikim, kolejną naszprycowaną nastolatką, która została spuszczona ze smyczy przez zajętych swoim życiem rodziców. Olewała studia, od wciągania kokainy mało co nie straciła zatok, bawiła się wszystkimi dookoła a jej jedynym sposobem na rozwiązywanie problemów, była ucieczka. Jednak to, że ja jej nie lubiłam jeszcze nie znaczy, że wy nie stracicie dla niej głowy. W końcu jest niezwykle charyzmatycznym kolorowym ptakiem, choć momentami było w niej zbyt dużo smutku, niepokoju i zachowań depresyjnych.
Kolejna z Trojaczek jest Audrey. Audrey jako jedna z nielicznych osób, została przyjęta w poczet studentów, ze względu na fakt iż dostała stypendium naukowe. Jednak warunkiem tego by utrzymać się na studiach była dobra średnia i zaliczenie wszystkich przedmiotów. Jeśli by zawaliła, musiałaby wrócić do domu, do matki-kelnerki, znienawidzonej siostry oraz miasta, z którego tak bardzo chciała się wyrwać. Muszę przyznać, iż to właśnie kreacja tej bohaterki najbardziej mnie zaskoczyła. Spodziewałam się, iż mając tyle do stracenia, będzie przykładać się do nauki i omijać kłopoty. Rzeczywistość jednak okazała się zupełnie inna. Dziewczyna od samego początku nie mogła się odnaleźć w uniwersyteckiej społeczności. Jej jedynym azymutem stała się Kate, dzięki której wszystkie drzwi stały otworem. Znajomość z Kate była przepustką do lepszego świata. Audrey od swojej przyjaciółki pożyczała kosmetyki, ubrania, pieniądze a nawet...chłopaka. Kiedy ponownie spotykamy Audrey w dwadzieścia lat po tragicznym wydarzeniu, do którego doszło na pierwszym roku studiów, to okazuje się, iż to właśnie w niej dokonała się największa przemiana. Jednak zamiast zmienić swój stosunek do tej bohaterki, poczułam do niej jeszcze większy niesmak. Stała się bardziej fałszywa, zawistna, enigmatyczna i nieszczera. 
Na koniec zostawiłam sobie Jenny. To dziewczyna, która miała potencjał i w pełni udało jej się go wykorzystać. Już od najmłodszych lat wiedziała, że to dzięki nauce, doświadczeniu, sprytowi oraz odpowiednim znajomościom, można wejść na sam szczyt drabiny. Lubiła się uczyć i to robiła, jednak z pewnością nikt nie zaliczy jej do typowych kujonek. Imprezowała jak szalona, dawała się ponosić, emocjom, czasami piła na umór. Miała jednak pewne zahamowania i zasady i zazwyczaj robiła za bufor pomiędzy jej koleżankami a resztą świata. To dzięki niej wszystkie trzy przeżyły i udało im się wyjść na prostą. Być może to właśnie Jenny byłaby tą, którą polubiłabym najbardziej, jednak to jaka się stała jako dorosła kobieta, jak traktowała swoją karierę i męża, sprawiło że straciłam do niej cały szacunek. 
Jeśli z kobietami było tak źle, to może chociaż mężczyźni byli lepsi? Okazuje się, że lepiej na to nie liczyć. Są to osobnicy zakochani w sobie, próżni, podatni na kobiece wdzięki i również rozpuszczeni do granic możliwości. Naprawdę byłam szczera mówiąc, że jest to powieść samych antybohaterów. Ale właśnie to jest w niej piękne. 

Czytając tę książkę odnosimy wrażenie, iż składa się ona z dwóch części, z których każda ma inny rytm, tempo i dynamikę. W pierwszej połowie autorka cofa nam w przeszłość, do czasów studenckich naszych głównych bohaterek. To tutaj je poznajemy i dowiadujemy się jak rodziło się uczucie pomiędzy nimi. Wraz z tą trójką robrykanych i szalonych młodych kobiet, zwiedzamy nowojorskie nocne kluby, lecimy prywatnym odrzutowcem na Jamajkę czy zjeżdżamy z ośnieżonej górki na ukradzionych z uniwersyteckiej stołówki tackach. Niektórzy mogą uznać tę pierwszą część za nieco powolną i mało dynamiczną. Faktycznie akcji jest tutaj jak na lekarstwo, jednak wolne tempo pozwala na na dokładne zapoznanie się z profilami psychologicznymi naszych bohaterów co zapunktuje w części drugiej. Kiedy przekroczymy półmetek książka się diametralnie zmienia. Przenosimy się w czasy teraźniejsze. Trojaczki mają po 40 lat, to znaczy by miały, ale jedna z nich zostaje znaleziona martwa na brzegu rzeki. Od tej pory nic już nie jest takie samo. Głównym zadaniem czytelników staje się znalezienie odpowiedzi na pytanie : kto jest mordercą. Wydawać by się mogło, iż rozwiązanie tej zagadki, znajduje się już w tytule powieści. Zresztą, pewnie setki tysięcy kobiet się zgodzą z tym stwierdzeniem, że to właśnie "zawsze winny jest mąż". Jednak znając ofiarę, wiedząc jak się zachowywała możemy się jedynie domyślać, że przez 40 lat swojego życia, mogła się dorobić wielu wrogów, z których jeden okazał się mordercą. Ja do samego końca nie wiedziałam czy dziewczyna popełniła samobójstwo, czy też została zabita. Wraz z zafiksowanym na jej punkcie detektywem, powoli odsłaniałam elementy układanki, jednak od razu mówię, że to nie śledztwo jest tutaj najważniejsze. Ci którzy lubią thrillery czy kryminały proceduralne z pewnością będą zawiedzeni. Praktycznie nie ma tutaj ani badania materiału dowodowego czy rozmów ze świadkami. Nie zwiedzamy również miejsca zbrodni. Postać detektywa wprowadzona została tutaj nie po to by rozwiązać zagadkę, lecz by jeszcze bardziej zagmatwać śledztwo, okazuje się on bowiem osobą o bardzo skomplikowanym i nieco psychotycznym umyśle, a jego zainteresowanie denatką jest wręcz niezdrowe. Druga część książki będzie na pewno gratką dla tych czytelników, którzy lubią jak w książkach dużo się dzieje. Akcja jest dynamiczna, autorka nie żałuje nam zwrotów akcji, a zakończenie książki jest jak najbardziej życiowe i wywołało we mnie uczucie smutku i rozczarowania dzisiejszymi ludźmi. 

"Winny jest zawsze mąż" to również książka o miłości, tej egoistycznej i toksycznej. Zazwyczaj to bohaterki zakochują "się na zabój", jednak tym razem tym kto kocha jest mężczyzna, przyjaciel Kate, dla którego dziewczyna jest wszystkim. Zobaczył ją będąc nastolatkiem na jednej z imprez i od tamtej pory nie może jej wyrzucić z głowy. Muszę przyznać iż to właśnie on był osobą, z którą się najbardziej utożsamiałam, choć dzieliło nas istne morze różnic. Chłopak był nieziemsko bogaty, szalenie przystojny, zblazowany, szalony i totalnie rozpuszczony przez pieniądze, które przynależały mu się ze względu na nazwisko. Jednak jak obserwowałam go jak wodzi maślanym okiem za Kate, jak tęskni przez te wszystkie lata jak dziewczyna ukrywała się w Paryżu i jak na prośbę jego ojca niczym młody szczeniak leci ją uratować, to kręciła mi się łezka w oku. Zapewne każda z nas chciałaby choć raz stać się obiektem takiego uwielbienia. Choć wiem, że mój mąż mnie kocha, tak myślę, że gdyby z jakichś przyczyn doszło do rozstania, to po jakimś czasie oboje byśmy znaleźli sobie kogoś innego. Tutaj mamy do czynienia z miłością prawdziwą, czystą i "wytrwałą". Toksyczną w swojej szczerości. Tych miłości i zauroczeń, mamy tutaj całą gamę. I to właśnie one najczęściej prowadzą do największych tragedii. Wcale nie pieniądze. 

"Winny jest zawsze mąż" jest debiutancką powieścią 57-letniej autorki i zarazem doskonałym przykładem na to, że wena może odnaleźć nas w każdym miejscu i wa każdym czasie. Od wydania tej powieści Campbell napisała kilka kolejnych i muszę przyznać iż z niecierpliwością czekam, aż zostaną przetłumaczone. A nawet jeśli praw nie wykupi żadne wydawnictwo, to pokuszę się o przeczytanie w oryginale. Michele Campbell umie pisać i choć widać tutaj pewne niedociągnięcia, tak jej książka to typowy pożeracz czasu, którego nie da się odłożyć chociażby po to by zaparzyć sobie herbatę. Mi zdecydowanie się podobało i polecam wszystkim fanom powieści obyczajowych z suspensem, thrillerów psychologicznych oraz książek o szalonych latach studenckich i młodych gniewnych. To był jeden z ciekawszych i bardziej wciągających tytułów , które miałam okazję przeczytać w tym roku. 


Tytuł : "Winny jest  zawsze mąż"
Autor : Michele Campbell
Wydawnictwo : Wydawnictwo Literackie
Data wydania : 17 lipca 2019
Liczba stron : 352
Tytuł oryginału : It's Always the Husband



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :  




            Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html
 

4 komentarze:

  1. Bardzo chcę poznać tę historię. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo jestem jak najbardziej na tak. Muszę sobie zaraz odszukać w księgarni, bo robię listę książek do kupienia:)

    OdpowiedzUsuń
  3. No to dałaś mi do myślenia, bo nie wiem, czy dałabym radę przejść przez takich bohaterów, ale gdy los postawi ją na mojej drodze, to pewnie po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger