"Julka. Dziewczyna z biglem" Aneta Wojciechowska

     O ludziach niepełnosprawnych się nie mówi. "Problemem" tym zawracają sobie głowę politycy, lekarze czy też różnego rodzaju działacze społecznościowi, jednak w "normalnych" rodzinach niepełnosprawność nadal jest tematem tabu. Kiedy mijamy na ulicy kalekę nadal odwracamy wzrok z zażenowaniem, ustępujemy dziecku na wózku myśląc o tym jakie nieszczęście go spotkało, jednak już kilka minut później zapominamy o tym spotkaniu. Niepełnosprawni żyją gdzieś na marginesie społeczeństwa i dopiero moment "okupacji" sejmu i prośba o głos sprawiły, że mieli swoje pięć minut. Teraz znowu jest cisza. Islandia poszła nawet dalej, wprowadzając obowiązkowe badania prenatalne, których głównym celem jest wykrycie chorób genetycznych. Jeśli tylko u płodu stwierdzona zostanie choroba lub też anomalia genetyczna, ciąża zostaje przerwana. Jest to nowy etap w selekcji, którą nie do końca możemy nazwać naturalną. Zastanówmy się teraz czy naprawdę chcemy żyć w społeczeństwie, gdzie wszelkiego rodzaju "odmienności" są piętnowane? Z jednej strony chodzimy po ulicach z kolorowymi flagami, powoli pozbywamy się markerów naszej seksualności na korzyść "gender", a z drugiej "zabijamy" tych, którzy mają o jeden chromosom więcej czy mniej. Co nam daje prawdo do decydowaniu o ich bycie? Czy nasza zabawa w Boga nie poszła zbyt daleko? "Dziewczyna z biglem" pokazuje nam, że warto dać szansę i że ważne jest każde życie, nawet to złamane. 

Zbiór kilkunastu historii: szczerych, osobistych, spontanicznych, które wydarzyły się naprawdę. To krótka opowieść o relacjach Julki - dziewczyny z mózgowym porażeniem dziecięcym - ze światem. Wesołych i smutnych. Prostych i pogmatwanych - jak życie Julki. I prezent dla niej na 18. urodziny! 

Julka, tytułowa dziewczyna z biglem (bigiel, to w tym wypadku szaleństwo, hopel), jest chora na czterokończynowe porażenie mózgowe. Jeździ na wózku inwalidzkim, ma problemy z koordynacją ruchową oraz średnie opóźnienie umysłowe. Jednak patrząc na zdjęcia tej uśmiechniętej szesnastolatki, w życiu byście nie powiedzieli że może być "nienormalna". Czemu używam tak mocnego, nie do końca poprawnego politycznie słowa? Otóż wyrażam myśli większości społeczeństwa, taka jest przykra prawda. Jeszcze dużo musi upłynąć wody w rzece, byśmy zaczęli postrzegać niepełnosprawnych w innych kategoriach, nie jako ludzi odmiennych lecz takich samych jak my, z tym wyjątkiem że ciepią na różne zaburzenia. Nasze społeczeństwo jest tolerancyjne tylko na pokaz. Wyobraźcie sobie młodych rodziców, którzy dowiadują się, że ich pierwsze dziecko jest nieuleczalnie chore. Nigdy nie stanie o własnych nogach, nigdy nie będzie biegać, nie pójdzie na uczelnię, nie wyjdzie za mąż...tych "nigdy" można mnożyć w nieskończoność. Większość rodziców, po takiej diagnozie, załamuje się. Niektórzy się poddają, rezygnują z terapii, nie biorą spraw we własne ręce, zwalając odpowiedzialność na państwo i system socjalny. Jeszcze inni uciekają. Znam rodziny gdzie samotna matka została z gromadką dzieci na głowie, gdyż "tatuś" nie potrafił pogodzić się z tym, że jedno z nich wymaga całodobowej opieki lub też jest "brzydkie", niepełnosprawne umysłowo, jednym słowem inne. Ludzie, którzy uciekają od swoich rodzin są piętnowani przez społeczeństwo, jednak ja w pewnym sensie ich rozumiem. Nie każdy ma siłę do codziennej walki, dlatego nie możemy tak łatwo osądzać, szczególnie jeśli sami wiedziemy spokojne, szczęśliwe życie. Julka miała tyle szczęścia, że przyszła na świat w pełnej i kochającej się rodzinie. Ma oboje rodziców oraz młodszego brata, którzy robią wszystko byle tylko uczynić życie nastolatki lepszym i pełniejszym. Dziewczyna uczęszcza na rehabilitację, wyjeżdża na wakacje, ma zapewniony kontakt z rówieśnikami, jest otoczona miłością i dostaje wszystko to, co tylko rodzina może jej dać. Jednak największe szczęście  miała trafiając na panią Anetę Wojciechowską, wieloletniego pedagoga, terapeutkę, laureatkę Brązowego i Srebrnego Krzyża Zasługi za Pracę Terapeutyczną na rzecz Osób Niepełnosprawnych od Lecha Kaczyńskiego i Bronisława Komorowskiego.Pani Aneta kocha pracę z dziećmi niepełnosprawnymi i całkowicie się jej poświęca. Każdego ze swoich uczniów traktuje indywidualnie. Podchodzi do nich z szacunkiem i zrozumieniem. Sama o sobie mówi, że jest osobą poniekąd szaloną, ma przysłowiowe kuku na muniu, jednak moim zdaniem do takiej pracy potrzeba osób, które mają bzika. Oczywiście takiego pozytywnego. Wyobraźcie sobie pokój pełen dzieci z różnego rodzaju zaburzeniami. Jedne płaczą, inne się śmieją, jeszcze inne głośno krzyczą czy rzucają zabawkami. Tylko osoba bardzo spokojna lub właśnie szalona i kreatywna, podołałaby zadaniu nauczania takiego gremium. Jak pisałam wyżej, pani Aneta kocha to co robi i kocha związane z tym wyzwania. Niektórzy mogą powiedzieć, że więź jaka narodziła się pomiędzy nią a Julką jest toksyczna i niezdrowa, jednak ja się z tym nie zgadzam. Osoby niepełnosprawne potrzebują nieco innego, bardziej indywidualnego traktowania. Mówi się, że dzieci autystyczne nie lubią być przytulane ani dotykane, jednak to one właśnie najbardziej poszukują kontaktu i bliskości. Choć Julka nie jest autystyczna, to z nią jest podobnie. Ona w głębi serca zdaje sobie sprawę, że jest inna, że prawdopodobnie nigdy nie będzie miała grupki przyjaciół z którymi pójdzie do kina czy też kochającego męża. Dlatego też dla niej każdy przejaw uczuć czy miłości, a nawet zainteresowania jest czymś ważnym. Ja nie widzę nic niemoralnego w związku pomiędzy nauczycielką a uczennicą. "Kobiety" się polubiły, a nawet pokochały, co jest zupełnie naturalne w przypadku dwóch tak wrażliwych osób. Książka ta jest wyrazem tych uczuć i znakomitym prezentem na 18-te urodziny. Szkoda, że "normalni" ludzie nie wpadają na takie cudowne i wymagające wysiłku i zaangażowania, pomysły. Brawo. 

Czytając "Dziewczynę z biglem", możemy poznać świat osoby niepełnosprawnej, widziany oczami zdrowego. Ponieważ książka ta jest prezentem na osiemnaste urodziny, składa się z osiemnastu opowieści, historii z życia nastolatki, większości z okresu szkolnego, kiedy to pod czujnym okiem pani Anety, uczyła się podstaw czytania i pisania. Dzieło to ma zaledwie kilkadziesiąt stron dlatego nie zamierzam tutaj zbytnio zdradzać treści jednak muszę powiedzieć, że nie zabraknie wzruszeń, wylanych łez lecz także pojawi się śmiech i pozytywne emocje. Muszę przyznać, że nigdy nie zastanawiałam się jak wygląda świat szkoły dla osób niepełnosprawnych umysłowo. W mojej głowie nadal pokutuje stereotyp zamkniętej placówki, gdzie przypięci pasami do krzeseł uczniowie, słuchają surowych, zrzędliwych zakonnic czy też starych panien. Chyba za dużo się naczytałam książek, czy też naoglądałam horrorów. Szkoła, w której pracuje pani Aneta, jest chyba najweselszym miejscem na ziemi. Uczniowie bawią się ucząc zarazem, wzajemnie sobie pomagają i tworzą tak jakby małe rodziny, w których każdy kocha i szanuje innych. Wystawiają sztuki teatralne, biorą udział w zawodach sportowych i jeżdżą na wycieczki, choć nawet wyjście do oddalonego o pięć kilometrów jest niezłym wyzwaniem logistycznym. Muszę przyznać iż to właśnie ta historia, w której dzieciaki poszły na hamburgery, należy do moich ulubionych. Pokazuje jacy naprawdę są ludzie niepełnosprawni i jak dużo mogą się nauczyć. Jeszcze kilka lat temu pewnie nikt nie przypuszczał, że Julka będzie w stanie samodzielnie pójść do restauracji, złożyć zamówienie, zjeść i jeszcze rozmawiać na "poważne tematy". Każde takie wydarzenie cieszy i wzrusza, a jednocześnie niezwykle motywuje do pracy. Myślę, że z każdym podopiecznym pani Aneta, staje się coraz bardziej doświadczona i jeszcze lepsza, i marzę o tym by inni pedagodzy i brali z niej przykład.Sama w swoim życiu spotkałam i dobrych i złych nauczycieli . Jedni mieli zapał, drudzy byli znudzeni, jedni czytali podręcznik, drudzy biegali po muzeach i starali się by ich zajęcia były jak najciekawsze. Wszystko zależy od człowieka. Jednak każdy powinien mieć jakiś wzór do naśladowania i myślę, że idealnym wzorem stuprocentowego belfra, jest właśnie pani Aneta. I nie przeszkadza tutaj nawet jej szaleństwo. 

Choć "Dziewczyna z biglem" nie jest książka w pełnym tego słowa znaczeniu , to uważam iż warto przeczytać to krótkie dzieło i poznać dwie czarujące bohaterki, które połączyła wielka przyjaźń. Do tekstu dołączone są piękne i optymistyczne fotografie, które pokazują że życie osoby niepełnosprawnej również może być szczęśliwe i pełne. Muszę przyznać iż sporo się nauczyłam. Do tej pory zawsze żałowałam ludzi, którzy urodzili się kalecy, chorzy czy po prostu "inni". Teraz wiem, że tak po prostu jest i nie ma co się nad tym zastanawiać. Nie należy współczuć tylko zaakceptować i w miarę możliwości pomagać. A co najważniejsze dostrzec, bo osób takich jak Julia są naprawdę setki tysięcy. Jeśli nawet politycy zauważyli ten elektorat, to dlaczego nie mamy tego zrobić i my? Myślę, że wasze życie będzie wtedy bogatsze, a na pewno bardziej kolorowe. Moje jest. Polecam. 


Tytuł : "Julka. Dziewczyna z biglem"
Autor : Aneta Wojciechowska
Wydawnictwo : Poligraf
Data wydania : 21 grudnia 2018
Liczba stron : 84


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję portalowi : 
https://sztukater.pl/

3 komentarze:

  1. Czy przeczytam nie wiem...ale masz racje sama choć mam znajome z chorymi dziećmi, osobiście czasem nie wiem jak mam się zachować w ich towarzystwie, czy w towarzystwie obcych, niepełnosprawnych osób.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger