"Za głosem serca" Joanne MacGregor

     Kto z was nie lubi disneyowskiej "Małej syrenki"? Cudownej baśni o miłości i poświęceniu? Powiem wam w sekrecie, że Arielka jest jedną z moich ulubionych bajkowych postaci, ah te jej cudowne czerwone włosy, rybi ogon i słodki głosik. Jak bym była mężczyzną to od razu bym się w niej zakochała. Ale halo halo? Czy Joanne McGregor naprawdę napisała współczesną wersję tej historii? Ja autorkę tę znam od strony mrocznych kryminałów i powieści młodzieżowych, którym daleko było do romansu. Ale ponieważ cenię wszechstronnych twórców, postanowiłam dać szansę i tej powieści. Muszę przyznać, że z jednej strony się opłaciło a z drugiej poczułam się troszeczkę zawiedziona. "Za głosem serca" jako romans wypadła naprawdę dobrze, już dawno nie czytałam tak lekkiej, a z drugiej strony mądrej literatury kobiecej, która nie jest nastawiona na szokowanie czytelnika lecz wywołanie w nim emocji, jednak cały czas szukałam tutaj porównań do ulubionej bajki. Ciągle czekałam na tę małą syrenkę...i niestety się nie doczekałam. Moim zdaniem odniesienie do znanej bajki w tym przypadku było zupełnie niepotrzebne i jedynie mnie rozkojarzyło. Zresztą książce tej niepotrzebna była dodatkowa reklama, gdyż jest dobra sama w sobie .

Kiedy osiemnastoletnia Romy Morgan ratuje życie hollywoodzkiemu gwiazdorowi Loganowi Rushowi, dostaje pracę jako jego osobista asystentka i z dnia na dzień znajduje się w środku ekscytującego świata filmu. Spełnia się sen Romy – między nią a Loganem zaczyna więcej niż iskrzyć. Wtedy jednak Romy odkrywa, że plan filmowy to świat iluzji i niedotrzymanych obietnic. Traci pewność, komu naprawdę może zaufać. Kiedy odkrywa mroczną tajemnicę Logana musi dokonać wyboru między miłością a zemstą.

Pewnie wielu z was nie wie, że oryginalną bajkę o małej syrence, napisał sam Hans Christian Andersen. Opowiadanie to zostało opublikowane po raz pierwszy w 1837 roku.  Autor, który miał problemy ze sferą uczuć i nie potrafił nawiązać trwałych więzi, podejmując w swych baśniach temat miłości, przedstawiał ją często jako uczucie tragiczne. "Mała syrenka" była utworem niezwykle smutnym, pozbawionym szczęśliwego zakończenia. Książę nigdy nie poślubił syrenki, ba! nawet nie zdawał sobie sprawy z uczuć jakie do niego żywiła. W tej pierwszej, oryginalnej wersji bajki, dziewczyna zmienia się w morską falę nigdy nie zaznawszy prawdziwej, odwzajemnionej miłości. Ponieważ zarówno czytelnicy jak i widzowie raczej nie przepadają za smutnymi zakończeniami, szczególnie jeśli chodzi o filmy czy książki dla dzieci, współczesne adaptacje zmieniają zakończenie. Książę zakochuje się w morskiej istocie, ta odzyskuje głos i żyją razem długo i szczęśliwie. Właśnie takiej historii się spodziewałam po książce Pani MacGregor. Myślałam, że spotkam tutaj bohaterkę, która będzie musiała poświęcić jakąś ważną część siebie w imię miłości. W głębi ducha liczyłam również na tragiczne, wzruszające zakończenie, bo kto powiedział że romans musi kończyć się happy endem. Jak napisałam we wstępie do mojej recenzji, w każdym akapicie, na każdej stronie starałam się dostrzeż paralele do znanej bajki o syrence. W pewnym momencie przyłapałam się nawet na tym, że porównywanie i wyławianie szczegółów i szczególików, tak mnie zaabsorbowało, że przestałam zwracać uwagę na samą fabułę. I właśnie wtedy powiedziałam sobie dość. W końcu autorka się starała by w moje ręce trafiła ciekawa i oryginalna książka a ja zamiast to docenić to szukam wiatru w polu. W końcu to nie wina MacGregor, że wydawcy zachciało się jej romans porównać do filmu Disneya. Czego się nie zrobi w imię marketingu i reklamy prawda? W końcu nie na każdego podziała zdanie, które możemy znaleźć na portalu literackim lubimyczytać.pl : Zanurz się już dziś w tej niesamowitej historii, idealnej dla fanów Kasie West, Jenny Han, Stephanie Perkins, Abbi Glines, Morgan Matson i Julie Buxbaum.Ja na przykład nie mam zielonego pojęcia kim są Ci ludzie. Ale Małą Syrenkę to zna praktycznie każdy. I każdy ją kocha. 

Nasz główna bohaterka Roma, ma osiemnaście lat i nie lubi swojego życia. Oczywiście nie chodzi o to, że jest depresyjną emo nastolatką, która biega po mieście z żyletką i każdemu narzeka na swój los. Nasza bohaterka ma po prostu ambicje i marzenia, których nie będzie mogła spełnić w swoim rodzinnym miasteczku. Co prawda jej najbliższa rodzina już w szczegółach zaplanowała jej karierę i przyszłość (a nawet całe życie), jednak dziewczyna postanawia pójść swoją własną drogą. W zrealizowaniu swoich planów pomaga jej przypadek. Pewnego dnia ratuje tonącego mężczyznę, który okazuje się być znanym aktorem. W ramach wdzięczności Logan zatrudnia ją w roli swojej asystentki i zabiera w wielki świat. Roma jest zachwycona. Od zawsze marzyła o tym by się wyrwać ze swojego małego, klaustrofobicznego miasteczka. Pociągała ją scena, błysk fleszy, pieniądze i oczywiście sława. Miała nadzieję na to, że pewnego dnia również jej gwiazda zabłyśnie na firmamencie. Jednak jak to zawsze w książkach bywa (w życiu zresztą też), dziewczyna bardzo szybko przejrzała na oczy i ujrzała prawdziwe oblicze Hollywood. Ci którzy śledzili aferę Harveya Weinsteina, która zapoczątkowała ruch #metoo, będą wiedzieli o czym mówię. Oczywiście nasza autorka nie popada w aż takie skrajności, żeby pokazywać świat filmu od strony alkowy, jednak to co spotyka Romę może przybliżyć nam panujące za kulisami realia. Ktoś kiedyś powiedział "że by zostać aktorem trzeba mieć żelazne cochones" i ja doskonale się z tym stwierdzeniem zgadzam. Hollywood jest okrutne, przerażające i nie potrafi wybaczać. To miejsce gdzie pływają rekiny polujące na niewinne płotki, żeby się przebić trzeba nie mieć skrupułów. Dla Romy świat filmu przestał być ekscytujący, a stał straszny. A na domiar złego jej umowa o pracę zawierała klauzulę z zapisem, że nie może być mowy o żadnym romansie pomiędzy aktorem a jego asystentką. Miała ich łączyć jedynie czysto zawodowa relacja. No ale jak to bywa w książkach (i w życiu zresztą też) serce to nie słucha. Uwielbiałam czytać o tym jak rodziła się miłość pomiędzy dwójką naszych głównych bohaterów. Dziś panuje moda na insta love, szybkie związki (często bez zobowiązań), zakochania od pierwszego wejrzenia i przygodny sex. Dlatego zawsze się cieszę jak trafiam na książkę, która ma mi do zaoferowania coś innego, spokojniejszego a jednocześnie bardziej wiarygodnego. To że Roma i Logan będą czuli do siebie miętę było wiadome od pierwszego wejrzenia, w końcu jest to romans, jednak nawet pomimo tej oczywistości bardzo przyjemnie się powieść tę czytało. Naprawdę chciałam się dowiedzieć jak młodzi wybrną z tej patowej sytuacji, co Roma zrobi z tajemnicą którą przypadkiem odkryła i czy miłość zwycięży. U Disneya byłoby to oczywiste jednak u autorki, którą znam z thrillerów, mogło się wydarzyć wszystko. Podobnie jak u Andersena. 

No i proszę państwa jest w tej książce jeszcze coś co zwróciło moją szczególną uwagę, a nawet dwie rzeczy. Pierwszą z nich jest ważny temat, który poruszyła autorka a mianowicie ochrona środowiska i zanieczyszczenie wód morskich. Nam w Polsce ekologia kojarzy się z Zielonymi, którzy za pomocą łańcuchów przypinają się do drzew w Dolinie Rozpudy by bronić małych żuczków i ptaszków. Czasem zainteresujemy się Bałtykiem jeśli akurat pojawiły się sinice lub też znaleziono kolejne niewybuchy z II Wojny Światowej. Mało kto z nas interesuje się ekologią w szerszym, światowym kontekście. Jeśli wejdziecie sobie na stronę jakiejkolwiek organizacji pozarządowej zajmującej się ochroną środowiska to zobaczyć mnóstwo szokujących zdjęć : mewy oblepione ropą, martwe foki obwiązane sieciami rybackimi, tony pływających plastikowych butelek (niektóre z nich często lądują w brzuchach morskich ssaków i powoli je zabijają). Kilka lat temu zatonął jeden z chińskich kontenerowców i do wody wydostało się kilka tysięcy kaczek używanych przez dzieci w kąpieli. Do tej pory gdzieś sobie dryfują bo nikt nie zainteresował się tym by je wyłowić. Cieszę się, że Jo MacGregor zwróciła uwagę na ten problem. Zawsze mnie cieszy jak literatura obyczajowa porusza tematy o których opinia publiczna milczy. Może gdzieś, kiedyś książka ta stanie się punktem wyjścia do dyskusji? Oby tak się stało, bo najwyższy czas wziąć się do działania, a nie unikać problemu. 
Kolejną rzeczą, która zwróciła moją uwagę w tej książce jest miejsce w którym toczy się akcja. Jest nim Cape Town, znany nam bliżej jako Kapsztad. Muszę przyznać iż zakochałam się w tym mieście, jego malowniczej okolicy, pięknym oceanie i gorącym słońcu. Aż przykro było schodzić z nieba na ziemię, szczególnie jak za oknem zimno i wieje. Właśnie takie książki powinno się czytać zimową porą. 

Jo MacGregor, pomimo faktu że w jej powieści odniesień do małej syrenki znalazłam jak na lekarstwo, udało się mnie oczarować. A wierzcie mi jest to nie lada wyzwaniem, gdyż z reguły romansy sprawiają jedynie, że szybciej idę spać. Tym razem było inaczej. Pokochałam naszych głównych bohaterów, kibicowałam ich miłości, martwiłam się niepowodzeniami i byłam szczerze zainteresowana tym gdzie rzuci ich los. Troszkę żałuję, że ta książka tak szybko się skończyła. Był punkt kulminacyjny, zakończenie i...to wszystko. Zabrakło mi rozdziału, z którego bym się dowiedziała jak potoczyło się życie naszych bohaterów, co się z nimi stało za dziesięć czy dwadzieścia lat. Dostałam tort lecz zabrakło na nim wisienki. Ale i tak był smaczny a to najważniejsze. Polecam. 

Tytuł : "Za głosem serca"
Autor : Joanne MacGregor
Wydawnictwo : Kobiece
Data wydania : 10 lipca 2019
Tytuł oryginału : Hushed 


Tę oraz wiele innych książek dla młodzieży znajdziecie na półce księgarni internetowej :
https://www.taniaksiazka.pl/
 

1 komentarz:

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger