"Ramen. Zupa szczęścia i miłości" Tove Nilsson

    Wiecie co jest jednym z najdroższych dań, serwowanych w odwiedzonej przeze mnie nowojorskiej restauracji? Grillowana polska kiełbasa (zresztą pośredniego sortu) z cebulką i ziemniakami. Aż dziw bierze, że to właśnie nasza rodzima toruńska czy podwawelska zawojowała świat. Czemu na przykład nie bigos, albo pierogi? Mam znajomych Irlandczyków, którzy zajadają się tymi potrawami. Jednak prawdą jest iż polska kuchnia, nie stoi najwyżej w światowej czołówce. jemy tłusto, niezdrowo, monotonnie a do tego "śmierdząco". Po naszych potrawach się beka i pierdzi, ma wzdęcia a do ładu może nas doprowadzić jedynie espumisan (reklama niezamierzona). Dlatego nie dziwi fakt, iż coraz bardziej popularne w naszym kraju stają się kuchnie azjatyckie : lekkie, zdrowie i do tego kolorowe. A, że my, Polacy, jesteśmy wielkimi tradycjonalistami, i kochamy zupy, to i Ramen trafiło tutaj na wielce podatny grunt. No bo ile czasu można jeść tę samą pomidorową czy ogórkową prawda? Szczególnie dziś, kiedy przestaliśmy się bać eksperymentować z nowymi smakami, kiedy otworzyły się granica i świat kulinarny stanął przed nami otworem.

Ramen to obok sushi największy kulinarny towar eksportowy Japonii, który od lat robi furorę na całym świecie.Niewiele dań jest równie uzależniających jak ramen, a różnorodnych połączeń smakowych - od tych najprostszych do najbardziej złożonych - możesz doświadczyć zarówno w zapyziałym barze w Tokio, jak i najmodniejszej knajpie w Los Angeles.

Pamiętacie co mówiły wasze mamy i babcie? "Nie śpiesz się, jedz powoli, gryź dokładnie". Japoński szef kuchni, patrząc na nasze przeżuwające każdy kęs przodkinie, załamałby ręce. Ramen je się bowiem szybko, wręcz pośpiesznie tak, by cała mięsno-warzywno-jajeczna zawartość miski, zniknęła w przeciągu pięciu minut. Wiadomo, rosół jest najlepszy-gorący. Teraz pewnie Ci, którzy nie znają tej potrawy, otworzą szeroko oczy ze zdumienia. Rosół? To całe zamieszanie jest przez zupę, którą znamy na wylot? Okazuje się, że my Polacy, choć lubimy sobie dobrze podjeść jesteśmy raczej tradycjonalistami i nie wykazujemy tendencji do eksperymentowania, szczególnie w kuchni. Chińczycy (tak, tak wiem, o japońskości ramen będzie w kolejnych akapitach) mieli zdecydowanie więcej fantazji. Istnieje kilkadziesiąt typów tego dania i z dnia na dzień ich przybywa. To już nie jest zwykła zupa, wywar z kurczaka, kaczki czy też gołębia, która od wieków gościła na naszych stołach. Ramen to pełny posiłek, filozofia życiowa i styl życia w jednym.
Choć powszechnie przyjęło się uznawać Ramen za potrawę japońską, tak w rzeczywistości danie to wywodzi się z Chin."Ramen" to nazwa makaronu, który od tych znanych nam z rodzimej kuchni różni się tym, że wyrabiany jest bez użycia jajek. Składniki, które wykorzystywane są do zrobienia idealnych, elastycznych i gumiastych (bardzo pożądana cecha) klusek, to  woda, mąka oraz kansui, czyli woda alkaliczna, odpowiedzialna za odpowiednia "fakturę" makaronu. Zapewne każdy z was kiedyś widział chińskich czy japońskich mistrzów kuchni, którzy podrzucają noodle, obracają je w rękach i kroją w powietrzu, sztuczki te możliwe są właśnie dzięki kansui. W kuchni japońskiej oprócz ramenu wykorzystuje się również inne rodzaje makaronów, chociażby popularny udon, który w swoim składzie ma jedynie wodę, mąkę i sól -czyli jeszcze bardziej oszczędnie. W swoje książce autorka podaje przepisy na najpopularniejsze noodle. Ich przygotowanie bywa czasochłonne, dlatego Nilsson doradza nam korzystanie z robota kuchennego, który zdecydowanie przyśpieszy proces tworzenia. Jeśli takiego nie posiadacie to pozostaje wam gniecenie, rozrywanie, ugniatanie i wałkowanie masy, która jest średnio podatna na wasze zabiegi. Na pocieszenie dodam, że świeżo zrobiony makaron może poleżeć w lodówce nawet do tygodnia i nadal będzie smaczny.

Jak już przestaną was boleć ręce i będziecie zdolni do pracy, to czas na krok drugi czyli wywar. Dobry "rosół" jest podstawą ramenu. Na przestrzeni kilkuset lat powstało wiele przepisów, można powiedzieć iż każdy kucharz dodaje coś od siebie, zmienia, modyfikuje tworząc kolejne wariacje na temat ramen. By troszeczkę ułatwić nam rozeznanie wyróżnione zostały cztery główne rodzaje ramenu : 

1. shio-ramen- rosół gotowany na drobiu lub wieprzowinie, który najbardziej przypomina znane nam ze sklepowych półek zupki chińskie
2. tonkotsu-ramen - gotowany na wieprzowych kościach. W efekcie posiada gęstą konsystencję i jest dość tłusty. Do zupy dodaje się niewielkich ilości warzyw i czasem mięsa. Często serwowany jest z pastą z nasion sezamu
3. shōyu-ramen - rosół z kurczaka, czasem z dodatkiem wieprzowiny lub wołowiny. Doprawia się sosem sojowym, przez co jest ciemniejszy od innych rodzajów.
4. miso-ramen - silnie zjaponizowana odmiana potrawy, pochodząca z Hokkaido. Przyrządzana jest na bazie mięsa z kurczaka i ryb oraz silnie przyprawiana pastą miso.

Jak widzicie, ramen jest potrawą niezwykle uniwersalną, która trafi w gusta nawet najbardziej wybrednych degustatorów. Nilsson podaje nam przepisy na wszystkie rodzaje dań, począwszy od tych znanych z azjatyckich barów szybkiej obsługi, a skończywszy na tych bardziej wyrafinowanych, które trzeba gotować przez kilka godzin a często nawet dni. 

Ramen nie jest tylko i wyłącznie zupą. To pełny, sycący i kaloryczny (choć są też wersje low-cal) posiłek, który zapewni nam energię na cały dzień. Do zupy często się dodaje spory kawał mięsa, zazwyczaj są to tłuste, aromatyczne kawałki jak boczek czy stek, warzywa, makaron, owoce morza, wodorosty czy jajka. A czasem wszystko naraz. Do tego restauracje oferują nam całą gamę przekąsek i przystawek, które zjadamy przed lub tuż po głównym daniu. Są to na przykład sezamowe paluszki, jajka marynowane w sosie sojowym czy też różnego rodzaju placuszki lub typowo japoński kimchi. Autorka zadbała o to byśmy dostali przepis na wszystko. 

Jak przystało na dobrą książkę kucharską, również i ta pełna jest pięknych fotografii, które samym swoim widokiem sprawiają, że napływa nam ślinka do ust. Obrazy sycących zup, białych makaronów, japońskich restauracji czy barów szybkiej obsługi, zdobią praktycznie każdą stronę. Są utrzymane w przyjemnej, ciemnej tonacji, bywają i czarno-białe, jednak każdy jest istnym dziełem sztuki. Właśnie takie książki lubię najbardziej, kiedy również mój zmysł estetyczny może się najeść do syta.  

Moim zdaniem "Ramen" (zarówno książka jak i dania) powinien zagościć w każdym domu. Z pewnością będzie to przyjemna odmiana po tłustych kotletach, wigilijnym bigosie czy noworocznym schabie ze śliwką. Jednym z moich noworocznych postanowień będzie wypróbowanie przynajmniej dwudziestu przepisów z tej książki. I chociaż nie mam ani hebla ani mandoliny ( urządzenia przydatne podczas robienia ramenu) to myślę, że dam sobie radę. Wam również polecam, w końcu jeśli mamy się od czegoś uzależnić, a potrawa ta ponoć tak działa, to dlaczego nie od dobrego jedzenia, szczególnie jeśli ma przynieść szczęście i miłość?


Tytuł : "Ramen. Zupa szczęścia i miłości"
Autor : Tove Nilsson
Wydawnictwo : Prószyński i S-ka
Data wydania : 22 października 2019
Liczba stron : 152
Tytuł oryginału : Ramen 


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :
 


https://www.proszynski.pl/
 
 
A dostępna jest w salonach lub sklepie internetowym sieci :  
 
https://www.empik.com/zbyt-blisko-daniels-natalie,p1227335289,ksiazka-p
 

4 komentarze:

  1. Bardzo fajny wpis :D Ja jeszcze nie miałam okazji jeść chińskiego rosołku :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasami warto coś zmienić w codziennym menu, dlatego książka może być pomocna we wprowadzeniu zmian.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze zrobiony ramen może być naprawdę pyszny! No i sympatycznie dowiedzieć się czegoś więcej o tym egzotycznym daniu.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger