"Tulipanowa gorączka" Deborah Moggach
Tytuł : „Tulipanowa
gorączka”
Autor : Deborah Moggach
Rok wydania : 2016
Wydawnictwo : Rebis
Tytuł oryginału : Tulip
fever
Liczba stron :
Rynsztokowy
Loos
Naturalizm, naturalizm
i jeszcze raz naturalizm. To coś co lubię. Nie piękne wnętrza
XVII wiecznych posiadłości, w których znudzone hrabiny z braku
zajęć zachwycają się nowymi sukniami. Czytając lubię poczuć
ducha epoki, mieć wgląd w całość a nie tylko lizać papierek
cukierka. Lubię poczuć smaki, poznać zapachy, nawet te odrażające,
mieć wgląd we wszystkie warstwy społeczeństwa. Maluję wtedy
przed oczami prawdziwy obraz epoki. Podobnie jak Dostojewski w
„Zbrodni i karze” tak i Moggach zabrała mnie w niesamowitą,
mroczną podróż. Holandia na kartach jej powieści to nie pachnąca
łąka usiana tulipanami. To zniszczony powodziami kraj, pełen brudu
i pomyj na ulicach. Kraj pełen zarówno wspaniałych artystów, jak
i zwykłych ludzi i szubrawców.
Po samobójstwie
ojca, drukarza z Utrechtu, Sophia zostaje wydana za mąż za bogatego
61- letniego kupca Cornelisa. Przenosi się do wspaniałej
posiadłości w Amsterdamie, gdzie hojny i zakochany w swojej młodej
żonie, traktuje ją jak królową. Chcąc zaspokoić swoją próżność
i zostawić po sobie ślad wynajmuje malarza by namalował ich
portret. Młody artysta Jan van Loos zobaczywszy pozującą do obrazu
dziewczynę traci głowę. Również Sophia wpada w sidła miłości.
Spotyka się z mężczyzną po kryjomu, przebierając się w ubrania
swojej służącej Marii i potajemnie wymykając z domu. Kiedy Maria
zachodzi w ciążę w głowie młodej Sophii rodzi się okrutny plan.
Postanawia udawać, że sama jest w ciąży dzięki czemu będzie
mieć wymówkę by mąż jej nie odwiedzał w sypialni i dzięki temu
pozostanie lojalna kochankowi. Ucieszony na wieść, że spodziewa
się potomka Cornelius nie zdaje sobie sprawy jak wielkie
konsekwencje niesie za sobą kłamstwo jego ukochanej.
Jak napisałam we
wstępie najmocniejszą stroną powieści jest naturalizm. Pomimo
tego, że główną bohaterką jest żona bogatego kupca, nie
zamykamy się tylko w jej pięknych stylizowanych i dekorowanych
obrazami cenionych artystów pokojach. Mamy również dostęp do
kuchni. Widzimy wylewane na ulicę pomyje, rybie pęcherze, kurz na
kandelabrach. Z jednej strony mamy przepych pracowni malarskich a z
drugiej śmierdzący resztkami i zgniłymi warzywami targ. Mamy
salony i kupieckie gildie oraz wyszynki i speluny, ciemne uliczki i
ogrody. Powieść jest zbudowana na zasadzie kontrastów. Z jednej
strony piękno a z drugiej brzydota. Nawet język postaci jest
zróżnicowany. Egzaltowany klasy wyższej i prosty, wulgarny klasy
niższej. Lecz jakże on jest poetycki :
- Byłem tu wczoraj, czemuś mi nie otworzyła?
- Bo właściciel warzywniaka pokazywał mi marchewkę.
Prawda , że piękne?
Niby proste , a jednak jak wieloznaczne a jednocześnie zabawne.
Troszeczkę
zawiedziona byłam niektórymi bohaterami. Szczerze polubiłam Marię
i Willema, jednak sama Sophia wydaje mi się troszeczkę
niedopracowana, nie mówiąc już o Janie. Z jednej strony życzy
sobie 80 florenów za portret, szkoli uczniów a sprawia wrażenie
biedaka, którego ścigają wierzyciele. Moja opinia o nim zmieniała
się ze strony na stronę. Wiedziałam, że Sophia to obłudna jędza
, typowy czarny charakter, jego jednak nie udało mi się
jednoznacznie sklasyfikować. A może to jednak zaleta? Gorzej jednak
wypadły postaci drugoplanowe. Służący który nie potrafi
wypełniać swoich obowiązków? Kolejny, który myli cebulkę
kwiatową od cebuli? Czasem zadawałam sobie w myślach pytanie jak
to możliwe, że udało im się dożyć wieku dorosłego. O był
jeszcze ten co na całą gospodę się chwalił, że zgarnął
fortunę i na koniec zdziwiony był, że okradła go pierwsza lepsza
córa Koryntu.
Nie mam znajomych
Holendrów a na lekcji historii mnie o tym nie uczyli,dlatego
dziękuję autorce, że zaznajomiła mnie z tematem tulipanowej
gorączki. Po zgłębieniu tematu nadal nie mogę uwierzyć, że za
jedną cebulkę kwiatu ludzie byli w stanie poświęcić swoje
majątki. Historia mężczyzny, który zrezygnował z kariery poborcy
podatkowego by zająć się uprawą tulipanów wprost powaliła mnie
na łopatki. Potajemne spotkania w piwnicach, licytacje, zapisy,
sprzedawanie cebulek, które jeszcze nie wyrosły... to musiała być
prawdziwa paranoja.
Czytanie powieści
bardzo ułatwiają, krótkie rozdziały. A co utrudnia? Cytaty,
treści listów, nagłówki przed każdym z nich. Przyznam szczerze
przeczytałam pierwszych dziesięć i potem dałam sobie spokój. Kto
był lepszy niech się podzieli w komentarzu :) objętościowo same
nagłówki zajęły pewnie z jedną dziesiątą treści, zupełnie
niepotrzebnie, wystarczyła by zwykła nota historyczna na końcu
książki.
Za to bardzo
podobała mi się narracja. Wieloosobowa włączając w to wszystkich
głównych bohaterów jak i wszystko wiedzącego narratora. Uwielbiam
to. Daje czytelnikowi wgląd w myśli i uczucia wszystkich postaci.
„Tulipanowa
gorączka” to bardzo dobra literatura obyczajowa. Mroczna, prosta,
naturalistyczna. Spotykałam się z komentarzami, że przypomina
operę mydlaną. Cóż. Po przeczytaniu „Kwiatów na poddaszu”
przypuszczam, że żadna inna książka nie skojarzy mi się z
telewizyjnym tasiemcem. W moim odczuciu to piękna opowieść .
Ukazuje wszystkie ludzkie słabości. Odziera nas z wyrzutów
sumienia. Ta książka pokazuje czym tak naprawdę jest dana nam
przez Boga wolna wola. Może właśnie przez to jeden z głównych
bohaterów odwrócił się od Boga?
Wszystko w tej
powieści jest surowe, bez ozdobników, i na tym właśnie polega jej
piękno. Możemy nie zgadzać się z decyzją głównej bohaterki
jednak nigdy jej nie znienawidzimy. Wiemy , że w nas samych mogą
drzemać podobne siły i emocje, które pokierują nas na
niekoniecznie dobrą drogę.
Z pewnością sięgnę
po kolejne utwory autorki. Jej piękny, przejrzysty styl, doskonały
balans między opisami a dialogami, czarne poczucie humoru,
groteskowość to wszystko złożyło się na cudowną, magiczną i
jakże wzruszająca powieść do której z pewnością kiedyś wrócę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz