"Kazdego dnia" David Levithan

"Kazdego dnia" David Levithan




Tytul : "Kazdego dnia"
Autor : David Levithan
Wydawnictwo : Wydawnictwo Dolnoslaskie
Rok wydania : 2015
Liczba stron : 264
Tytul oryginalu : Every Day



Samolubny byt


Ksiazka "Kazdego dnia" bylaby niezlym wyzwaniem dla literackich klubw dyskusyjnych. Jak mozna
zauwazyc po recenzjach. chociazby na amrykanskim portalu goodreads.com, dostaje albo bardzo dobre recenzja albo skrajnie negatywne. Zwolennicy prostych, liniowych i zdetalizowanych fabul napewno beda zawiedzeni, gdyz autor nie daje nam zadnych odpowiedzi na nasuwajace nam sie w trakcie czytania pytania. Za to Ci, ktorzy skupiaja sie na psychologicznej stronie bohaterow, lubia ksiazki z moralem i wszedzie doszukuja sie glebszej tresci, beda zadowoleni. Jednak zaloze sie, ze pomimo wielu negatywnych opinii, nie ma czytelnika , ktory odlozyl ksiazke na polke nie doczytawszy jej do konca. Jest cos w stylu pisarskim Levithana, co nas przyciaga jak cme do swiatla. Osobiscie, czytajac ksiazke doswiadczylam dziwnego uczucia , w ktorym moj rozum klocil sie z sercem. Analityczny umysl staral sie wychwycic choc czesc odpowiedzi na moje pytania, kiedy serce skupialo sie na emocjach glownych bohaterow i na beznadziejnosci sytuacji, w ktorej sie znalezli. Im blizej bylam konca tym bardziej sie go obawialam, a sama koncowka doprowadzila mnie do lez. I wlasnie za te emocje autorowi dziekuje.

A ma 16 lat i sklada sie wylacznie z samej swiadomosci, ktora kazdego dnia znajduje sie w innym ciele. Sytuacja ta trwa od jego "narodzin" i nic nie wskazuje na to by cokolwiek w tej materii mialo sie zmienic, gdyz A nigdy sie nie natknal na kogos podobnego do niego. Kazdego dnia w innym ciele, z inna rodzina, z innymi przyjaciolmi, od poranku do 24 kiedy to jakas sila wyrywa go z zamieszkiwanego ciala i ciska w nastepne. Pewnego dnia, kiedy przechodzenie z jednego ciala do drugiego stalo sie dla naszego glownego bohatera rutyna, A budzi sie w ciele 16-letniego Jestina i poznaje jego dziewczyne Rhiannon. Znajac mysli Justina zauwaza, ze chlopak nie kocha Rhiannon a jest z nia tylko ze wzgledu na przyzwyczajenie i udany sex. W tym zwiazku nie ma miejsca na szacunek. A zauwaza, ze Rhiannon kocha chlopaka i jest w stanie zrobic wszystko byle tylko uratowac ten zwiazek, stad jej sluzalcza wobec Justina postawa i rezygnacja z wlasnych marzen i planow. A postanawia ofiarowac zakochanej dziewczynie jeden dzien z odmienionym Justinem i pokazac jak powinien wygladac prawdziwy zwiazek. Jest szarmancki i przyjacielski, spelnia zachcianki Rhiannon, a zamiast chamstwa okazuje jej czulosc i zrozumienie. Podczas pobytu na plazy zdaje sobie sprawe, ze Rhiannon wyzwolila w nim uczucia, ktore od dlugiego czasu pozostawaly uspione. Zakochuje sie w dziewczynie i postanawia zrobic wszystko by i ona sie w nim zakochala. W tym celu kazdego kolejnego dnia wykorzystuje ciala swoich gospodarzy  i jedzie na poszukiwania Rhiannon.W koncu zmuszony sytuacja wyjawia jej swoja tajemnice.


Autor w swojej powesci zdradza nam bardzo malo faktow, ktore w skrocie mozemy podsumowac :

- A przeskakuje tylko z ciala do ciala osob o podobnym wieku. W ksiazce poznajemy go jako 16 latka
- Przeskoki sa w pewnym sensie ograniczone geograficznie. Wiekszosc akcji ksiazki dzieje sie w stanie Montana. Chociaz jesli gospodarz wybierze sie w podroz , gdzie spedzi noc, w nastepnym dniu A rowniez obudzi sie gdzies niedaleko ( powiedzmy ze w promieniu 4 godzin jazdy )
- Przeskoki nastepuja codziennie o tych samych godzinach
- Gospodarzem nigdy nie jest dwa razy ta sama osoba
- A ma dostep do wspomnien swoich gospodarzy, jednak nie do konca rozumie ich uczucia.

W ksiazce niestety jest bardzo duzo niescislosci, dotyczacych punktow powyzej. Same nasuwaja sie pytania, poczawszy od tych oczywistych w stylu : czym jest ta sila, ktora przenosi A z ciala do ciala ( diabel, blad genetyczny ), czy to, ze A zmienia dawce dokladnie o godzinie 12 w nocy, jest zalezne od stref czasowych ( w takim wypadku jak by posuwal sie stala , szybka predkoscia to czy by zostal w jednym ciele ) czy po prostu musi byc w ciele jednego gospodarza 24 godziny? Po tych oczywistych pytaniach przychodzi kolej na szcegolowe . Jesli o godzinie 12 jakas sila wyrywa bohatera z ciala dawcy i nastepne jego wspomnienie jest dopiero z ranka nastepnego dnia to co sie dzieje z cialem przez okres snu? Czy i dawca i biorca w danym czasie spia ( co jesli trafi na impreze? czy zapada w letarg? ). Kim tak naprawde byl nasz glowny bohater pod wzgledem kulturowym? Wiemy, ze znal jezyk angielski, a jak sie znajdowal w ciele emigrantow to byl zaznajomiony rowniez z ich jezykiem , jednak plynne wypowiadanie sie sprawialo mu trudnosci. Czy z tego wynika, ze byl samouczacym sie bytem znikad? Jak doszlo do tego, ze niektorych umyslow mial wiekszy dostep , kiedy inne sie przed nim zamykaly? Na te i wiele innych pytan niestety nie dostajemy odpowiedzi.

Ale zamiast skupiac sie na tym co jest dla nas niewiadome skupmy sie na tym co dostajemy podane na tacy. I tutaj niestety rowniez nie jest za rozowo. Poniekad mozemy powiedziec , ze " Kazdego dnia " jest opowiscia o milosci. A zakochuje sie w Rhiannon i stara sie zrobic wszystko by ich milosc mogla byc mozliwa. Jednak czy to naprawde jest milosc? Dla mnie to byla raczej forma Stalkingu. Glowny bohater, przywlaszczal sobie ciala dawcow ( nie zwazal na to na co mieli ochote i ignorowal ich plany chociaz doskonale je znal ) by kazdego dnia jezdzic do odleglego miasta i przesladowac mloda dziewczyne. Wrecz narzucal jej swoje uczucia, co poniekad upodabnialo go do jej chlopaka Justina - ktory rowniez mowil jej jak ma sie zachowywac. Indoktrynowal ja i wmawial co jest dla niej dobre. na domiar zlego autor kaze nam mu wspolczuc, uzalac sie nad tym bytem , przed ktorym nie ma zadnej przyszlosci, bytem bez bliskich i rodziny, ktory nie ma miejsca , ktore nalezaloby wylacznie do niego , nie ma domu. Jednak z kartki na kartke bylo we mnie tego wspolczucia coraz mniej. A byl egoistycznym typkiem, ktory po trupach dazyl do celu. Milosc, ktora czul do Rhiannon byla w stanie usprawiedliwic wszystko. Uzywal cial swoich dawcow jak publicznego transportu totalnie zagluszajac ich wolanie. Ingerowal w ich zycie, nie zwazajac na konsekwencji. I do tego wmawial im, ze tak naprawde nie zostali opetani. To tak jak by Edward ze Zmierzchu po opiciu sie ludzkiej krwi wyszedl z cienia , rozblysl w sloncu i powiedzial , ze wampiry nie istnieja. Totalna hipokryzja.

Troszeczke lepiej w mojej ocenie wyszla psychologiczno-dydaktyczna strona ksiazki, choc juz po pierwszych paru akapitach wszystko zdawalo sie bardzo przewidywalne. Autor nakreslil nam ciekawy obraz amerykanskiego spoleczenstwa, skupil sie jednak za bardzo na jego extremach. Mamy tutaj cpunow, imprezowiczow, sekty, samobojcow, homoseksualistow ( czesty temat w dzielach tego autora ) a to wszystko kosztem zwyklych szarakow, ktorych jest wiekszosc. Wydaje mi sie, ze Levithanowi chodzilo o to, ze pod nasza fizyczna otoczka kazdy z nas jest ludzkim bytem, ktory jest okreslony poprzez swoja seksualnosc, a jesli ja odrzucimy wtedy wszyscy bedziemy rozni. A kaze Rhiannon pokochac siebie takim jaki jest, a zapytany czy jest mezczyzna czy kobieta, nie potrafi jej odpowiedziec na pytanie, wrecz stwierdza ze jest to niewazne. W ten sposob krytykuje ja za jej heteroseksualnosc. Twiedzi ze to jest cos zlego. Niestety czlowiek jest tak stworzony, ze atrakcyjnosc fizyczna ma duze znaczenie w zwiazku, generuje rowniez chemie. Dlatego na miejscu Rhiannon nigdy bym nawet nie rozwazala zwiazku z A, bo kupilabym tak zwanego kota w worku. Tym bardziej, ze A jest niezwykle samolubny, czy kiedykolwiek pomyslal o przyszlosci na dluzsza mete? O posiadaniu domu czy dzieci? Mowi, ze kocha Rhiannon a chcialby ja pozbawic tak waznych w zyciu rzeczy.

Niewatpliwie najciekawsza i najbardziej wzruszajaca czescia ksiazki jest jej zakonczenie. Na kartach powiesci poznalam dziesiatki nowych postaci, z ich, czesto przerazajacymi problemami, jednak to wlasnie koncowka byla czyms co wycisnela mi lzy z oczu. Poczatkowo sie ludzilam, ze "Kazdego dnia" bedzie poczatkiem wiekszej serii, dlatego autor jest taki tajemniczy i tylko stawia pytania i nie daje odpowiedzi. Zakonczenie jednak polozylo definitywny kres calej powiesci.

Ciezko mi jest oceniac te ksiazke. Z jednej strony wiem, ze nie jest doskonala. Fabula jest dosc przewidywalna, za duzo tutaj moralizatorstwa. Jednak z drugiej strony tak wciaga, ze ciezko jest choc na chwile sie od niej oderwac. Zreszta podobnie mialam w przypadku poprzedniej czytanej przeze mnie ksiazki autora. Widac musze sobie powiedziec do trzech razy sztuka i siegne po kolejna powiesc Levithana. Moze wtedy bede mogla wyrobic sobie lepsze zdanie. Jesli szukacie ksiazki, ktora wciagnie nas na dlugie godziny to polecam .


Moja ocena to 6/10
"Lucynka, Macoszka i ja" Martin Reiner

"Lucynka, Macoszka i ja" Martin Reiner

Tytul : "Lucynka, Macoszka i Ja"
Autor : Martin Reiner
Wydawnictwo : Stara Szkola
Rok wydania : 2015
Liczba stron : 232
Tytul oryginalu : Lucka, Maceska a ja






Metaforyczny chaos

My Polacy zawsze mielismy sentyment do czeskiej prozy i literatury wogole. Obydwa kraje laczy wiez doswiadczen wynikajacych miedzy innymi z bliskosci geograficznej. Wspolne jest na przyklad doswiadczenie dziesiecioleci komunizmu . Dzieki temu natychmiast wzajemnie "lapiemy" wiele rzeczy : aluzji, skojarzen , zartow. Wszytsko to jest powodem dla ktorego wiersze czy powiesci czeskich autorow sa u nas wydawane w duzym nakladzie. Osobiscie nigdy nie mialam do czynienia z czeskim dramatem , a jedyna ksiazka jaka czytalam byly "Przygody Wojaka Szwejka". Po siegniecie po tytul "Lucynka, Macoszka i ja" siegnelam tylko i wylacznie ze wzgledu na pozytywne opinie na temat tej ksiazki. Leszczek Engelking, poeta i nowelista kiedys powiedzial " Znaczaca sila i wartoscia czeskiego pismiennictwa jest tez umiejetnosc opisu codziennosci, dnia powszedniego, zwyklych zdarzen. I nadawanie zwyczajnosci wymiaru niomal sakralnego. Ta "nadzwyczajna zwyczajnosc" to tez specyfika czeskiej literatury". W stu procentach zgadzam sie ze slowami znanego krytyka. Obyczajowy wymiar ksiazki rzeczywiscie zasluguje na pochwale a lirycznosc opisow jest wprost poetycka. Jednak to wlasnie tej poezji bylo tutaj za duzo. Z opisu ksiazki wywnioskowalam, ze fabula bedzie osnuta na misternej intrydze i tajemnicy, a dostalam introspekcyjna podroz w glab "wlasnego ja" glownego bohatera.


24-letni Tomasz Mroz pracuje na Brnenskiej Poczcie. Pewnego dnia zaproszony przez przyjaciela Dana, odwiedza mieszkanie znanego czeskiego poety by wziac udzial w spotkaniu waznych osobistosci ze swiatka literackiej Bohemy. Juz od najmlodszych lat poezja i literatura byla jego konikiem, jednak to nie pomaga w tym by umial sie odnalezc wsrod tak zasluzonych osobistosci swiata literatury. Juz mial wychodzic, kiedy niespodzianie podszedl do niego poeta Paulkner i zaczal opowiadac o znanym jeszcze z czasow przedwojennych poecie Macoszce. W rece literata wpadl bowiem list do Macoszki, podpisany inicjalem J., z prosba o oddanie zdjecia. Paulkner jest zywo zainteresowany tym kto jest adresatem listu i prosi mlodego listonosza o pomoc w rozwiklaniu tej zagadki. Zafascynowany postacia poety, Tomasz sie zgadza. Za pozyczone pieniadze podaza tropem literata do Anglii, do szpitala dla psychicznie chorych. 
Praca dla Paulknera nie jest jedyna z rzeczy, majacych wplyw na zycie Tomasza. Tuz przed wyjazdem do Wielkiej Brytanii, poznaje Marte. Marta ma corke Lucynke, i wbre pozorom to wlasnie ona a nie jej rodzicielka staje sie punktem centralnym calego zycia Tomasza. 
Pewnego dnia tuz po powrocie z Anglii, Tomasz odnajduje Marte w stanie glebokiej depresji. Zostaje zabrana do szpitala psychiatrycznego gdzie ma spedzic najblizsze pare miesiecy. Przez ten czas Lucynka trafia pod opieke Tomasza, i miedzy dwojgiem ludzie tworzy sie nieomal rodzicielska wiez. 

Chcialam podziekowac autorowi, ze udalo mu sie zamiescic fabule w 232 stronach i to duzym drukiem. Przypuszczam, ze jesli ksiazka mialaby chociazby 50 stron wiecej to nie doczytalabym jej do konca. Nie jestem fanka poezji, dlatego przebrniecie przez liczne niezrozumiale dla mnie metafory i rozwlekle porownania bylo niezwykle meczace. Czasem odnosilam wrazenie, ze mam do czynienia z interpreatcja wiersza, by w kolejnej linijce przeczytac na wskros wspolczesna proze. Ten miks gatunkowy sprawil, ze czytalo mi sie niezwykle trudno, a niektorych akapitow wrecz nie rozumialam. Denerwujace byly rowniez naglowki podrozdzialow. Jedne zawieraly w sobie calosc zdarzen, inne byly czescia zdania rozpoczynajacego nastepny akapit. To rowniez wprowadzalo niepotrzebny zamet. Z pewnoscia ksiazka ta bedzie gratka dla milosnikow czeskiej poezji i prozy. Pelno tutaj odnosnikow do znanych postaci czeskiego swiata literackiego, pojawiaja sie rowniez wiersze. Zaskakujaca jest rowniez narracja. Autor opowiada w przyszlosci o tym co ma sie zdarzyc w przeszosci, jakby to sie mialo zdarzyc za 5 min. 
Sama fabula wydaje mi sie naciagana. Dlaczego znany literat mialby prosic o pomoc zwyklego listonosza? I z drugiej strony dlaczego ten listonosz sie na to zgodzil? Praktycznie rzecz mowiac, w postaci samego Macoszki nie bylo nic ( oprocz tego ze komuna go usmiercila ) co mogloby zafascynowac mlodego czlowieka. I wlasnie tego mi w tej ksiazce zabraklo. Suspensu. Jesli kogos szukamy to liczymy na to , ze skrywa on w sobie wielka historia , ktora poruszy naszym swiatem. Macoszka owszem sekret skrywal, jednak nie az taki, ktory bylby wart wieloletnich poszukiwan. Zreszta o samym poecie nie dowiadujemy sie zbyt wiele, jest on tylko tlem dla rozgrywajacych sie wydarzen. 

Po wykresleniu z tytulu "Macoszki" zostaloby "Lucynka i ja". Osobiscie mysle, ze ten okrojony tutyl bylby odpowiedniejszy dla calej powiesci. Ksiazka ta w duzej mierze jest o rodzacym sie uczuciu pomiedzy  Tomaszem a mala dziewczynka. Nieczesto zdarzalo mi sie czytac o milosci opiekuna do dziecka, a tutaj autor wspial sie na wyzyny swojej wrazliwosci. Wprost widzimy jak Lucynka z dnia na dzien potrafi zmienic caly swiat mlodego czlowieka. Jak budza sie w nim uczucia, z ktorych istnienia do tej pory nie zdawal sobie sprawy. Najbardziej uderzyla mnie zazdrosc o uczucia do matki, to przeczucie , ze nie wiadomo jak by sie staral i tak nigdy nie osiagnie z dzieckiem takich relacji jak jego biologiczna matka. 
Jest to ksiazka o poswieceniu i odkrywaniu samego siebie. Zaskoczyl mnie troszke przeskok od przeszlosci do terazniejszosci, w ktorym poznajemy nowe fakty z zycia bohatera. Jesli ksiazka bylaby napisana przez kogos innego pokusilabym sie o stwierdzenie, ze wybieg ten byl zastosowany w celu otwarcia drogi dla kolejnej czesci powiesci.Jednak tutaj calosc zostala domknieta i nie ma miejsca na jakiekolwiek rozwiniecie. Dlatego uwazam, ze akurat ten jeden rozdzial byl zupelnie zbedny.

Ciezko mi jest oceniac te powiesc. Mnie ona nie przypadla do gustu jednak patrzac po recenzjach wielu wrazliwszych czytelnikow, moze urzec swoja innoscia. Dla mnie za duzo tutaj poetyckiego jezyka a za malo akcji, za duzo codziennosci a za malo tajemniczosci. Za duzo slow zbyt malo fabuly. Rozpoczynajac przygode z "Lucynka, Macoszka i ja " mialam nadzieje na zagadke i tajemnice a dostalam powiestke intr-filozoficzna, co prawda piekna w swojej prostocie fabularnej jednak zagmatwana w formie. Polecam tylko wytrwalym czytelnikom, lubujacym sie w poetyckich metaforach i glebokich introspekcjach.

Moja ocena to 5/10.  



"House of cards. Bezwzgledna gra o wladze" Michael Dobbs

"House of cards. Bezwzgledna gra o wladze" Michael Dobbs

Tytul : " House of cards. Bezwzgledna gra o wladze"
Autor : Michael Dobbs
Wydawnictwo : Znak Literanova
Rok wydania : 2015
Liczba stron : 416
Tytul oryginalu : House of cards




House of crime



Na wstepie mojej recenzji chcialam zaznaczyc, ze oprocz wyrywkowych zwiastunow nie ogladalam serialu producji BBC pod tym samym tytulem co ksiazka. Oczywiscie nieraz mnie kusilo, szczegolnie ze od wielu osob uslyszalam bardzo pozytywne recenzje, jednak najpierw postanowilam przeczytac ksiazke. Recenzja ta bedzie wiec czysto subiektywna opinia na temat samej ksiazki a nie jej porownaniem z serialem. Bardzo mnie zdziwilo, ze wydawcy podciagneli ten tytul pod kategorie suspens/thriller. Mi osobiscie nie podchodzi pod zaden z tych gatunkow . Jest to typowe political fiction, troszke kojarzace sie z proza Jeffreya Archera i Johna Grishama. Dla ludzi, ktorzy nie znaja sie na polityce i na angielskim systemie parlamentarnym czytanie tej ksiazki bedzie jak toczenie kamienia pod gore. Jednak dla tych, ktorzy posiadaja szeroka wiedze na temat sceny politycznej Anglii lat posttchatherowskich i znaja niuanse systemu parlamentarnego bedzie ciekawym wyzwaniem literackim. 


Akcja ksiazki rozgrywa sie w dziesiec lat po obaleniu rzadow Margaret Thatcher w Wielkiej Brytanii. Partia liberalna z trudem wygrala nastepne wybory na swoja trzecia kadencje, premierem ponownie zostaje wybrany Collingridge.  Sondaze wyborcze mowia, ze poparcie dla partii spada a co za tym idzie stracila kilkadziesiat mandatow w porownaniu z wyborami cztery lata wczesniej. Ten brak zaufania do partii rzadzacej odbija sie na jej czlonkach. Francis Urquhart, rzecznik dyscyplinarny partii, liczyl na to ze po wygranych wyborach dostanie mienisterialna teke. Jednak premier postanawia nie wprowadzac zadnych zmian w gabinetach, w obawie ze opinia publiczna oskarzy go o brak wyraznej linii politycznej i chwytanie sie jak tonacy brzytwy. Urquhart wpada we wscieklosc i postanawia za wszelka cene sam zajac stolek premiera. By osiagnac swoj cel szantazuje specjaliste od public relations Patricka O'Neilla , ze ujawni jego sekret jesli mu nie pomoze, zniszczyc premiera. 
Na drodze do wladzy stanie mu mloda dziennikarka pracujaca dla jednego z najwiekszych dziennikow w kraju, Mattie Storin. Ta mloda dziewczyna nie cofnie sie przed niczym by udowodnic , ze jest najlepszym korespondentem politycznym w Wielkiej Brytanii, a byc moze i na calym swiecie.


Co mnie zdziwilo to tempo w jakim prowadzona jest narracja. Wszystko wydawalo mi sie strasznie powolne, praktycznie brakowalo tutaj jakiejkolwiek akcji. Autor wprowadzil taka mnogosc postaci, ze musialam wlozyc sporo wysilku by sie w tym wszystkim polapac. Dobrze ze nazwiska byly chwytliwe, to po pewnym czasie szlo sie domyslic o kogo chodzi. Rowniez zageszczenie politycznej terminologii spowalnialo czytanie. Wychowana bylam w Polsce i po skonczonych studiach dziennikarskich moge powiedziec, ze polska scene polityczna mam w jednym paluszku. System angielski jest jednak zupelnie odmienny od naszego, wiec czesto musialam siegac do wikipedii by nadrobic braki w mojej wiedzy. 
Zabraklo mi rowniez jakichkolwiek opisow dotyczacych otoczenia i srodowiska, tzw. tla fabularnego. Autor uzywa tak wyrafinowanego i rzeczowgo slownictwa, za czesto mialam wrazenie obcowania z literatura naukowa a nie z literacka fikcja.

W "House of cards" Dobbs skupil sie na interakcjach miedzy bohaterami bardziej niz na nich samych. Zabraklo mi tutaj tla obyczajowego i wyrazistych sylwetek. Owszem znamy nazwiska postaci, znamy ich polityczne gole jednak ich przeszlosc, rodzina, osiagniecia i marzenia pozostaja dla nas niedostepne. Tak ksiazka jest tylko i wylacznie o wladzy i sposobach do niej dazenia. Bardziej pokazuje mechanizmy kierujace zakulisowa polityka niz realne postaci biorace udzial w tym wyscigu. Historie bohaterow poznajemy tylko i wylacznie wtedy kiedy kryje w sobie rzeczy magace zagrozic karierze lub mogace sluzyc szantazowi politycznemu. To wszystko sprawia, ze bardzo trudno znalezc tutaj choc jedna postac, ktora nie mialaby brudu za paznokciami, kazdy ma jakies grzeszki na sumieniu, a duza wiekszosc z pretendentow do "tronu" to zwykli kryminalisci. Kazdy z bohaterow gral swoja role w niezwykle powierzchowny i falszywy sposob co sprawialo , ze ciezko bylo sie z nimi utozsamic ani co najmniej im uwierzyc. 

Jednak dla mnie nie wazna byla sama fabula ani nawet sylwetki glownych bohaterow. Tym co sprawialo, ze przerzucalam strony jak szalona, byl sam przekaz ksiazki ujawniajcy przekrety jakich dopuszczaja sie ludzie dla ktorych odpowiednio wysokie stolki sa wazniejsze niz wszystko inne. Szantaze polityczne, morderstwa, spiski tak wlasnie wygladaja kulisy wladzy. Rowniez tak zwane "wolne media" maja w tym swoj udzial, bo czyz znajdzie sie chociaz jedna gazeta, ktora nie bylaby nakierowana politycznie? Z kart ksiazki wylania sie przerazajacy obraz swiatowej polityki, ktory przemawia do mnie i niestety wydaje sie prawdziwy. W ksiazce ukazane zostaly najprymitywniejsze z ludzkich rzadz i instynktow a bohaterowie pod maskami usmiechnietych politykow ukrywaja unurzane we krwi politycznych oponentow zeby. Z jednej strony czekam na drugi tom a z drugiej sie go boje, boje sie tego co jeszcze ludzie moga wymyslic by wspiac sie wyzej po szczeblach kariery.

Moja ocena to 7/10 punktow. Powiesc dostaje ode mnie duzy dodatkowy punkt za zakonczenie, ktore totalnie mnie zaskoczylo, za co jestem autorowi ogromnie wdzieczna. 
"Stulecie Winnych. Ci ktorzy walczyli" Albena Grabowska

"Stulecie Winnych. Ci ktorzy walczyli" Albena Grabowska


Tytul : "Stulecie Winnych. Ci ktorzy walczyli"
Autor : Albena Grabowska
Wydawnictwo : Zwierciadlo
Rok wydania : 2015
Liczba stron : 296



Winny jest chaos


Kolejny raz Albena Grabowska mnie nie zawiodla i dostarczyla wspanialej rozrywki. Na wstepie mojej recenzji pragne uprzedzic, skuszonych moja pozytywna opinia czytelnikow, ze jest to pozycja tylko i wylacznie dla osob zaznajomionych z poprzednim tomem. Czesto zdarzalo mi sie trafiac na sagi rodzinne, w ktorych nie wazne ktory tom bym wziela do reki, zawsze szlo sie domyslec co bylo w poprzednich, glownie dzieki retrospekcjom samych autorow. Tym razem jest inaczej. Grabowska stawia na to, ze rodzina Winnych oraz jej losy jest nam znana. Brak tutaj powtorzen, a nawiazania do poprzednich czesci sa bardzo rzadkie, podobnie jak w serialach obyczajowych, w ktorych sami musimy domyslac sie co sie dzialo w poprzednich odcinkach. Dlatego osoby, ktore rozpoczna swoja przygode z saga Winnych od tego tomu moga poczuc sie zagubione i rozczarowane.

Drugi tom rozpoczyna sie wraz z poczatkiem II Wojny Swiatowej. 1 wrzesnia jedna z blizniaczek Winnych, ktore poznalismy w poprzedniej czesci, Mania, wydaje na swiat kolejne blizniaczki - Kasie i Basie. Tego samego dnia jej maz Pawel znika, i nikt nie jest w stanie dowiedziec sie co sie z nim stalo. Rowniez druga blizniaczka, Anna, ktora wyszla za maz za znajomego Jaroslawa Iwaszkiewicza - Kazimierza , zachodzi w ciaze. Podczas ulicznej lapanki Kazimierz umiera a Anna oskarzona zostaje o pomoc Zydom. Cudem udaje jej sie uciec i ocalic mala zydowska dziewczynke Chawe. Dzieki pomocy kuzyna zmienia akt urodzenia dziecka i wpisy w koscielnych ksiegach tak by dziewczynka zostala uznana za jej wlasna corke. W Warszawie dzieje sie coraz gorzej. Brak pracy, glod, policyjne patrole i wszechobecne kontrole nie sa bezpiecznym miejscem na wychowywanie dzieci. Anna wraca do Brwinowa by po latach znowu polaczyc sie z rodzina. Jednak klan Winnych sie rozpierzchl. Jedni walcza w okopach drugiej wojny swiatowej, jeszcze inni przeprowadzili sie w inne rejony Polski a nawet swiata. Na miejscu pozostali praktycznie tylko najblizsi : babcia Bronislawa oraz zamkniety w sobie ojciec blizniaczek Stanislaw. 
Kiedy wojna dobiega konca Kasia i Basia maja po 6 lat i  w duzej mierze to one staja sie nowymi glownymi bohaterkami ksiazki. Poznajemy ich pasje, zainteresowania i namietnosci. Jestesmy niemymi swiadkami ich wedrowki przez zycie. Razem z nimi zakochujemy sie, przezywamy zawody milosne, bardzo podobne do tych ktorych doswiadczyly ich matki, wychodzimy za maz. Ich historia urywa sie w roku 1968. Roku niepokojow i zaognienia cenzury, roku w ktorym wojsko spacyfikowalo i zamordowalo wielu protestujacych studentow. 


Ciezko mi jest porownac te czesc do swojej poprzedniczki, gdyz w mojej opini roznia sie od siebie jak ogien i woda. Pierwsza czesc byla prawie sielankowa, napisana spokojnym rytmem, prawdziwa powiesc obyczajowa, swoiste preludium do tego co wydarzylo sie w czesci drugiej. Tutaj autorka narzucila wprost zawrotne tempo, za ktorym czesto ciezko jest nadazyc. Skaczemy z roku na rok, z miejsca na miejsce, czasem mialam wrazenie, ze niektore historie traktowane sa po lebkach a niektorzy glowni bohaterowie wrecz faworyzowani. Wrecz moge powiedziec, ze natlok zdarzen byl przytlaczajacy. Wiem, ze historia rozgrywa sie w dramatycznych czasach II Wojny Swiatowej, jednak ogrom nieszczesc i zbiegow okolicznosci oraz liczba odkrytych sekretow rodzinnych wydaje sie byc za duza jak na jedna rodzine. Gdzies w innej recenzji przeczytalam, ze plusem powiesci jest brak rozbudowanego tla historycznego. Mi akurat to przeszkadzalo. Czynilo z bohaterow powiesci laikow, ktorzy nie wiedza co sie dookola nich dzieje i nie sa swiadomi tego w ktorym kierunku zdaza swiat. A tak przeciez nie bylo. Duza czesc rodziny Winnych mieszkala w Warszawie, czyli w samym centrum zdarzen. Podam przyklad : Jak kobieta, ktora mieszkala w stolicy, dla ktorej codziennym widokiem byly uliczne lapanki i brutalnosc milicji mogla nie zatrzymac sie na wezwanie patrolu? Przeciez wiedziala jakie sa tego konsekwencje. Owszem z poczatku moglam to zrzucic na stres, wywolany informacja ktora wczesniej otrzymala, jednak jej pozniejsze tlumaczenia na komisariacie jeszcze bardziej ja pograzyly w moich oczach. 

Kolejna rzecza za ktora odejme pol punkcika byly dialogi. Czesto mialam wrazenie, ze nie wiem kto sie w danym momencie wypowiada - szczegolnie dokuczliwe bylo to podczas zjazdow rodzinnych. Winnych jest po prostu zbyt wielu, a to ze glownymi bohaterkami i bohaterami byly tylko wybrane osoby z rodu czynilo z reszty dosc niewyrazne tlo. Kiedy wiemy praktycznie wszystko o losach dwoch pokolen blizniaczek inni Winni, nawet ich bliskie kuzynostwo pozostaja dla nas zagadka. Owszem wiemy jak potoczyly sie ich losy, jednak samych sylwetek bohaterow nie jestesmy w stanie doglebnie poznac, poniewaz sa tylko naszkicowane. A szkoda, poniewaz losy wiekszosci z nich byly tak samo lub nawet bardziej interesujace od losow glownych bohaterek. Szkoda, ze nie poznalam pelnej historii Jaska czy kuzynowstwa spod Poznania. Ludze sie tylko tym, ze na polce czeka na mnie kolejny tom i to wlasnie w nim znajde odpowiedzi na klebiace sie w mojej glowie pytania o losy innych Winnych.
Ale dosc juz narzekania. Pora troszke poslodzic. Pomimo wyzej przytoczonych mankamentow ksiazka wciaga jak bagno. Jak juz zacznie sie czytac ciezko sie oderwac. Co z tego, ze nie wiemy o kogo chodzi w danym momencie, wazne jest to czego doswiadcza, a doswiadczyc wojny i okresu komunizmu to znaczy doswiadczyc najpotezniejszego zla na wlasnej skorze. Ta ksiazka pozwolila mi docenic czasy w jakich przyszlo mi zyc, niestety inni nie mieli tyle szczescia. Nedza, bombardowania, niepewnosc dnia jutrzejszego to byla codziennosc obywateli okupowanej Polski. Czytelnikow o slabszych nerwach ksiazka moze poruszyc az do glebi. Autorka nie boi sie smialych opisow kazni, morderstw, doskonale pokazuje oblude i nienawisc. Dzieki sadze Winnych bylam w stanie doswiadczyc tego jak ludzie sie czuli w tak dramatycznych czasach i to napewno odcisnelo na mnie pietno. Autorka posluguje sie barwnym jezykiem, ktory idealnie wpasowany jest w owczesne realia. Dialogi sa prawdziwe, nie przerysowane i naturalne a bohaterowie wielowymiarowi i witalni. Nie ma tutaj podzialu na dobrych i zlych, kazdy na cos za paznokciami. 

Zaluje tylko, ze powiesc byla tak krotka. Prawie 300 stron przeczytalam w nieco ponad 4 godziny i czulam potem wielki niedosyt. Nawet teraz piszac te recenzje juz sie nie moge doczekac az zabiore sie za kolejny tom. 

Winnych nie da sie nie polubic, poniewaz to ludzie tacy jak my. Z wlasnymi sekretami i problemami, namietnosciami i pasjami. Ksiazke polecam wszystkim fanom powiesci historyczno-obyczajowych, napewno sie nie zawiedziecie. Moja ocena to 8/10 punktow. 


"Czas pokaze" Jeffrey Archer

"Czas pokaze" Jeffrey Archer


Tytul : "Czas pokaze"
Autor : Jeffrey Archer
Wydawnictwo : Rebis
Rok wydania : 2011
Liczba stron : 384
Tytul oryginalu : Only Time Will Tell


Tylko jeden rozdzial




Do prozy Jeffreya Archera wrocilam po latach i dopiero teraz zaczelam sie zastanawiac skad tak dluga przerwa. Po przeczytaniu "Czas pokaze" doszlam do wniosku, ze kazda kolejna ksiazka tego autora jest jeszcze lepsza od poprzedniej. Czytajac zamienilam sie w typowego "ciasteczkowego postwora" ktory zamiast pochlaniac swoje slodkosci , wprost pozera kolejne strony powiesci. Wydawaloby sie , ze ksiazka, ktora nie ma zbyt wyraznego watku fabularnego , ot zwykla obyczajowa saga rodzinna, nie bylaby mnie w stanie zainteresowac. Jednak tym razem bylo inaczej. Styl pisarski Archera wprost zmusza nas do czytania , z kazda strona chcemy coraz wiecej i wiecej. Juz teraz zaluje, ze posluchalam glosu rozsadku i nie kupilam od razu wszystkich tomow. Oczywiscie nie wszystko w powiesci bylo idealne, sama postac glownego bohatera byla nad wyraz drazniaca jednak nie mialo to wplywu na ogolny obraz i przekaz powiesci. 

Rzecz cala dzieje sie na poczatku XX wieku, w czasie kiedy politycy i wojskowi dali nam odetchnac od toczacej jak rak swiat wojny. Harry Cliffton urodzil sie w Londynie w bardzo ubogiej rodzinie. Jego ojciec byl dokerem a matka kelnerka. Chlopak nie przejawial zainteresowania szkola. Zamiast na lekcje chodzil do dokow gdzie przygladal sie zaladunkowi statkow. Pragnal, podobnie jak wczesniej ojciec a teraz wujek Stan, zostac dokerem.Sytuacja diametranie sie zmienila kiedy podczas zajec muzycznych zarowno nauczyciela Panna Monday jak i dyrektor szkoly Pan Holcombe odkryli, ze chlopak posiada niesamowity talent, a jest nim glos. Przy wspolnej pomocy rodziny i szkoly harry dostal stypendium w znanym londynskim liecum, miejscu do ktorego uczeszczali w wiekszosci chlopcy z bogatych rodzin z tradycja. Juz pierwszego dnia Harry poznaje Gilesa Barringtona, bogatego dziedzica z ktorym sie zaprzyjaznia pomimo dzielacych ich roznic. Druga rownie wazna osoba w jego mlodym zyciu staje sie Deakins, syn sklepikarza. Ta trojka muszkieterow postanawia isc razem przez zycie, jednak sa zupelnie nieswiadomi co zgotuje im los. 
Po ukonczeniu Oxfordu, tuz na progu rozpoczynajacej sie II Wojny Swiatowej, Harry Clifton postanawia zaciagnac sie na poklad statku i brac czynny udzial w wojnie. Romans z siostra najlepszego przyjaciela sprawia, ze jego wybor staje sie jeszcze trudniejszy a gwozdz do trumny wbija jego matka, ktora zmuszona jest do wyjawienia tajemnicy o jego ojcu. Tajemnicy, ktora moze zniszczyc mu zycie.

Zanim zaczne slodzic autorowi, chcialam napisac pare slow krytyki. Tym razem skupie sie na postaci glownego bohatera Harrego Cliftona. Autor praktycznie na kazdej stronie stara sie nas przekonac, ze harry to genialne dziecko, czlowiek z nikad obdarzony niezwyklym intelektem. Doslownie wszyscy na cele z jego matka, dyrektorem szkoly, nauczycielka muzyki, opiekunami w liceum , ba nawet klinetami z kawiarani gdzie pracuje jego matka wierza w to, ze Harry jest kims wybitnym na miare Churchilla, lub co najmiej Chamberlaina. I to wlasnie oni pchaja go do przodu, tworzac niesamowite zbiegi okolicznosci, ktora daja harremu mozliwosc ksztalcenia sie. Kiedy juz juz mamy wrazenie, ze glowny bohater bedzie zmuszony wrocic do rodziny bo jego matka nie bedzie w stanie pokryc czesnego w prestizowej szkole , nagle przychodzi rozwiazanie. Oczywiscie to wszystko dzieje sie w tajemnicy przed niczego nieswiadomym dzieckiem, ktore nie zdaje sobie sprawy jak wielu aniolow strozow posiada. Ostatni raz z podoba gloryfikacja, gdzie publika doslownie caluje glownego bohatera po rekach spotkalam sie w przypadku ksiazki "Zmierzch" Stephanie Mayer. Tam mielismy cudownego, wszystkowiedzacego i idealnego Edwarda, tutaj mamy alfa i omege Harrego. 
Ale koniec narzekania bierzmy sie do rzeczy przyjemniejszych. Bardzo podobal mi sie sposob prowadzenia narracji. Co prawda w kazdej czesci mielismy do czynienia z wszystkowiedzacym narrotorem jednak za kazdym razem przemawial z innej perspektywy, co dawalo szerokie mozliwosci introspekcji. Fabule poznajemy oczamy matki Harrego, jego najblizszego przyjaciela, Old Tar Jacka emerytowanego zolnierza mieszkajacego w wagonie towarowym na terenie dokow czy samego glownego bohatera. Jeszcze mi sie nie zdarzylo czytac ksiazki , w ktorej jedno zdarzenie bylo opisywane z kilku roznych perspektyw, Z poczatku sie balam, ze dzieki temu zabiegowi w ksiazce bedzie pelno powtorzen, jednak autor mnie nie zawiodl. Wzbogacona narracja pozwolila mi spojrzec na problemy z kazdej strony i doglebnie poznac glownych bohaterow. Kazdy kolejny rozdzial pomimo iz nawiazywal do przeszlosci to pchal cala fabule do przodu. Jedyne co moze denerwowac mniej wytrwalych czytelnikow to urywanie rozdzialow dokladnie w ich kulminacyjnych momentach i rozpoczynanie kolejnych w zupelnie innym momencie w przeszlosci by spokojnie dojsc do interesujacego nas zdarzenia. odioslam wrazenie , ze autor specjalnie zabieral nas na wyzyny zainteresowania by brutalnie zepchnac w przepasc.

W ksiazce Jeffreya Archera nie bylo czasu na nude i to bylo dla mnie niezwykle zaskakujace. Jak w kazdej sadze rodzinnej nie ma tutaj wciskajacych w fotel zwrotow akcji czy fabuly pedzacej na leb na szyje. Wszystko dzieje sie powoli dlatego w duzej mierze jest to ksiazka obyczajowa. Jednak pomimo tego slimaczego tempa nie nadazamy z przewracaniem kartek. Z poczatku obawialam sie,fragmentu w ktorym nasz glowny bohater trafil na statek. Nie ma dla mnie nic gorszego niz terminologia marynarska. Modlilam sie zeby autor jak najszybciej zdjal z pokladu Harrego, zeby nie musiac czytac o rufach, sterburtach, masztach i innych kilwaterach gdyz nie wzbudza to mojego zainteresowania. I tutaj Archer mnie nie zawiodl. Wszystko bylo napisane niezwykle przystepnym jezykiem bez zbednej technicznej terminologii.

Ksiazka Archera, sama nie wiem dlaczego skojarzyla mi sie z "Wielkimi nadziejami" Karola Dickensa. Nie to , zeby autor pisal tak rozwlekle i w szczegolach jak znany angielski pisarz. Tutaj wszystko bylo dokladnie wywazone, dostalismy dokladnie tyle szczegolow bysmy mogli ozywic glownych bohaterow w naszej wyobrazni. Nawet czarne charaktery sa tak ludzkie, ze momentami jestesmy w stanie zrozumiec i zaakceptowac ich postepowanie. Podobnie jak w "Wielkich nadziejach" Harry i jego przeszlosc pozostaje wielka tajemnica. Kolejna rzecza, ktora upodobnila powiesc do klasyki jest sam jezyk i styl. Jesli bym nie wiedziala kim jest autor to moglabym sie zalozyc , ze ksiazka zostala napisana duzo, duzo wczesniej. 

"Czas pokaze" jest pierwsza z 6 czesci Kronik Clifftonow. Zostalam tak zaczarowana przez te ksiazke, ze juz zamowilam kolejne. Mielismy tutaj wszystko czego dobry czytelnik wymagac powinien : tajemnice, napiecie, suspens. Intryga byla na najwyzszym poziomie a osadzenie fabuly w poczatkach XX wieku, jak najbardziej przypadlo mi do gustu. Przyszlych czytelnikow musze tylko przestrzec przed jednym. Badzcie przygotowani, ze jak otworzycie te ksiazke to nie bedziecie jej w stanie na powrot zamknac. Bedziecie czytac az do baldego switu kiedy wzrok zacznie odmawiac posluszenstwa a cialo domagac sie snu. Nie probujcie nawet sobie wmowic "ah przeczytam tylko jeden rozdzial" poniewaz tak po prostu sie nie da :)

Moja ocena to 9/10.
"Za zadne skarby" Vera Falski

"Za zadne skarby" Vera Falski


Tytul : "Za zadne skarby"
Autor : Vera Falski
Wydawnictwo : Otwarte
Rok wydania : 2015
Liczba stron : 440



Romans z suspensem




Gdybym wiedziala, ze autorka ksiazki jest polka ( zmylilo mnie nieco obco brzmiace imie ), powiesc
ta nigdy nie trafilaby do mojej biblioteczki. Co prawda w ciagu ostatnich lat polska proza przeszla wielka metamorfoze jednak nadal odbiega od swiatowego poziomu. To, ze ksiazka zostala napisana przez Polke jest odczuwalne juz od pierwszej strony i to nie tylko dzieki nazwom wlasnym. Przasny jezyk, mnogosc opisow, powtarzalnosc fabularna i zupelny brak innowacyjnosci to cos charaterystycznego dla powiesci z kraju nad Wisla. Tylko dwie rzeczy sklonily mnie do doczytania ksiazki do konca : plastyczny jezyk i ciekawe choc czasem przekolorowane dialogi. Na korzysc dzialalo rowniez zakonczenie, ktore mnie zaskoczylo i postawilo powiesc w zupelnie innym swietle, odebralo jej cukierkowatosci.

Ewa Ochnik urodzila sie w Wezowce, malej wiosce na Mazurach. Od dziecinstwa czula, ze nie przynalezy do tego miejsca i robila wszystko byle tylko wyrwac sie do wiekszego miasta. Dobre oceny w szkole i ciezka praca pozwolily jej dostac sie na wymarzone studia w Olsztynie. Ambitna i inteligentna dziewczyna skonczyla uczelnie z wyroznieniem. Jej specjalizacja byla mykologia - nauka o pchodzeniu i charakterystyce grzybow. Marzeniem Ewy byl wyjazd na stypendium w Paryzu, gdzie nad brzegiem sekwany moglaby napisac doktorat. Pewnego dnia, kiedy Ewa swietuje ze swoim chlopakiem przyznanie jej stypendium , dzwoni jej ojcie i informuje o smierci matki, W jednej chwili swiat bohaterki legl w gruzach. Zmuszona zostala do powrotu do rodzinnej wsi gdzie musi pomoc ojcu-alkoholikowi w opiece nad trojka niepelnoletniego rodzenstwa w tym choremu na chorobe genetyczna bratu. Osaczona w Wezowce bije sie z myslami czy da rade porzucic wielkie miasto i prowadzic wegetatywne zycie na wsi. Wtem z pomoca przychodzi jej bogaty sasiad Aleksander Kropownicki. Jest on posiadaczem ogromnego zbioru starych woluminow, ktore potrzebuja renowacji i konserwacji. Ewa przyjmuje posade. Juz wkrotce odkrywa, ze  Aleksandrem laczy ja cos wiecej niz milosc do starych ksiazek.

Jednym z najslabszych punktow w ksiazce jest postac glownej bohaterki. We mnie od razu wywolala negatywne uczucia. Jest nudna, oderwana od rzeczywistosci, zachowuje sie jak pociagana za sznurki pacynka. Wydawaloby sie, ze nasza Ewa zyje w innym wymiarze i nie dostrzega otaczajacego ja swiata. Po pierwsze jak szanujaca sie, inteligentna kobieta mogla zwiazac sie z osoba, ktora nie potrafi okazywac uczuc i tkwic w tym ukladzie gdzie nawet sex nie sprawia przyjemnosci? Rozumiem, ze tak moglaby sie zachowac zahukana, malo atrakcyjna kobieta, dla ktorej dorwanie kogokolwiek jest wielkim sukcesem i nie wazne co dana osoba robi trzeba ja na sile zatrzymac przy sobie bo nastepny chetny moze sie nie trafic. Ale przeciez Ewa jest bardzo atrakcyjna, a do tego mloda i inteligentna, faceci napewno musza sie przy niej krecic. Po drugie nasza bohaterka jest niezwykle naiwna. Nie interesuje ja jej wlasne otoczenie. Wydaje sie nie byc zainteresowana swoim nowym partnerem. Z rozmow, ktore prowadza wynika, ze wogole nie zadaje pytan, ktore kazda inna osoba by zadala by czegos sie dowiedziec o drugim czlowieku. Czym sie zajmuje, jaka ma przeszlosc, jakie ma zainteresowania. Tutaj nic takiego nie ma. Jest milosc od pierwszego wrazenia i dobry sex. Rowniez otoczenie poza sypialnia wydaje sie bohaterki nie interesowac. Nie wie co sie dzieje w jej wlasnej wsi, jakie zmiany maja byc wprowadzone chociaz jest o tym bardzo glosno. Albo jest bezgranicznie zaslepiona miloscia albo po prostu glucha i obojetna. A juz najbardziej odrzucil mnie fragment gdzie tuz przed wyjazdem na na hipoterapie, ktora miala pomoc jej bratu w walce z choroba, juz chciala zrezygnowac z wyjscia bo nie miala w co sie ubrac. No co za egoizm, dziecko powoli umiera, a damulka zamiast mu pomoc w bolu to zmienia fatalaszki.

Jednak oprocz  Ewki, reszta galerii postaci zrobila na mnie duze wrazenie. Sa oni wspaniale odmalowani, kazda ma swoj niepowtarzalny charakter a do tego wlasne nawyki jezykowe. Co prawda czasem autorka naduzywala wyrazen zaczerpnietych z mlodziezowego slangu co czynilo dialogi nierealnymi jednak w ogolnym rozliczeniu udalo jej sie stworzyc bohaterow ktorzy mogliby zyc naprawde, ciekawe postaci ze swoimi wadami i zaletami, ktorym nie brakuje poczucia humoru. Wogole jezyk, ktorym jest napisana ksiazka zasluguje na oklaski. Czytajac mozemy sie wzruszyc i plakac z bohaterami, by na nastepnej stronie smiac sie do rozpuku. Nie brakuje tutaj scen erotycznych, przy ktorych na policzki wypelznie nam rumieniec ( tylko blagam w nastepnych powiesciach nie chce wiecej slyszec slowa "majtki" podczas opisu stosunku plciowego , to po prostu nie pasuje ). 
Podobal mi sie rowniez opis polskiej wsi. Autorce udalo sie przeniesc mnie w tak zupelnie obce dla mnie realia a wszystko wydawalo sie tak rzeczywiste. Zupelnie jakbym cofnela sie o 200 lat wstecz. Niesamowite. Ten kontrast pomiedzy nowoczesna technologia laboratoriow olsztynskich a zacofaniem polskiej wsi. 

Na samym poczatku, ktory trwal dosc dlugo bo ok 200 stron, myslalam sobie tak : kolejna powiastka milosna, ktora albo zakonczy sie zdrada i rozstaniem, albo ciezka choroba i zalem po stracie ukochanego. Zaciskalam kciuki do krwi by autorka nie poszla utartym szlakiem. I sie udalo. Zakonczenie mnie zaskoczylo. Wprowadzony watek kryminalny z odrobina suspensu dodal ksiazce werwy i sprawil, ze ostatnie 100 stron przeczytalam z naprawde ogromnym zaangazowaniem. Na wierzch wyszly skrywane tajemnice, pojawila sie mafia, samochody, pistlety. Akcja pedzila na leb na szyje. Osobiscie nie dopisalabym ostatnich dwoch kartek i nie pozwolila powiesci wrocic na poprzednie romantyczne tory.  
Ksiazke polecam fanom powiesci obyczajowych z nutka watku kryminalnego. Osobom, ktore maja cierpliwosc, poniewaz na prawdziwa akcje i rozwiniecie watku fabularnego trzeba dosc dlugo czekac. Nie polecam osobom, ktore spodziewaja sie czegos nowego, czego dotad nie bylo. Z przykroscia musze przyznac ze takich ksiazech w ksiegarniach jest na peczki. 

Moja ocena to 5/10.

"Wspomnienia brudnego aniola" Henning Mankell

"Wspomnienia brudnego aniola" Henning Mankell

Tytul : "Wspomnienia brudnego aniola"
Autor : Henning Mankell
Rok wydania : 2014
Wydawnictwo : W.A.B
Liczba stron : 352
Tytul oryginalu : Minnet av en smutsig angel



Od Bregmana do Margueza



Ze wzgledu na ograniczenia jezykowe na kazda nowa ksiazke Henninga Mankella( rowniez na tlumaczenia starszych ) musialam dlugo czekac i za kazdym razem wiazalo sie to z wielka niecierpliwoscia. Seria powiesci o Kurcie Wallanderze, jest moim zdaniem najlepsza w swoim gatunku i innym autorom ciezko bedzie dotrzymac Mankellowi pola, a przescigniecie go wydaje mi sie niemozliwe. Rowniez na "Wspomnienia brudnego aniola", chociaz wiedzialam ze bedzie to pierwsza w dorobku autora powiesc historyczno-obyczajowa ( pomijajac nowele "Mozg Kennediego") czyli cos zupelnie innego od mrocznych skandynawskich kryminalow, nie moglam sie doczekac. Niestety juz po pierwszych kilkudziesiecu stronach wiedzialam, ze ta powiescia Mankell strzelil sobie w stope. Opowiesc o Hannie Renstrom jest zwykla, nudnawa powiescia obyczajowa, ktora pomimo wielkiej sympatii dla autora, po prostu ciezko sie czyta. W pewnym sensie powiesc ta to katalog roznic wyrastajacych na podlozu rasowo podzielonego spoleczenstwa : bogaci biali kolonisci kontra uciskana lokalna ludnosc, bestialcy mezczyzni kontra zahukane czarne prostytutki i wiele podobnych wariacji, ktorych glownym tematem jest kolonizacja. Wydawaloby sie, ze w temacie tym kryje sie wielki potencjal poniekad nawet dla realizmu magicznego. Jednak tutaj Mankell nas zawodzi. Zamiast rzeczowego spojrzenia na problem dostajemy odrealniona powiesc. To tak jakby wziac pierwszego lepszego bohatera z zimnego i skutego lodem planu filmowego Ingmara Bergmana i umiescic go w goracej, zmyslowej, magiczno-realistycznej scenerii z powiesci Gabriela Garcii Marqueza. To sie po prostu nie moglo udac.

Hanna Renstrom urodzila sie w malej wiosce w mroznej szwedzkiej dolinie. Po smieci ojca jej matka nie miala pieniedzy, zeby utrzymac czworke dzieci wiec zdecydowala, ze najstrasza corka, siedemnastoletnia Hanna pojedzie do rodziny do duzego portowego miasta. Liczyla, ze z pomoca bliskich uda jej sie znalezc prace i rozpoczac nowe zycie. Jest rok 1904 ,dzieki uprzejmosci kupca, ktorego trasa prowadzila przez Doline Hanna dociera nad morze. Tam czeka ja przykra niespodzianka. Rodzina u ktorej miala sie zatrzymac opuscila miasto. Kupiec, ktoremu zrobilo sie zal dziewczyny oferuje jej prace sluzacej i lozko we wlasnym domu. Po pewnym czasie zauwaza, ze Hanna ma wieksze ambicje niz zmywanie podlog. Postanawia wyslac ja na pokladzie statku w podroz do Australii. Hanna godzi sie przyjac prace kuka. Na statku poznaje przstojnego mlodzienca, zastepce kapitana. Mlodych laczy milosc od pierwszego wejrzenia. Po kilku tygodniach kapitan udziela im slubu. Jednak szczescie mlodej pary trwa zaledwie kilka dni. Maz Hanny , po zejsciu na lad w jednym z afrykanskich portow, zaraza sie malaria i umiera. Nie mogac dluzej zniesc rejsu statkiem, na ktorym wszystko przypomina Hannie o utraconej milosci, postanawia uciec. Kiedy statek dociera do Lourenco Marquez, portugalskiej kolonii, Hanna opuszcza poklad i ukrywa sie w miasteczku. Pomimo wszczetych przez kapitana poszukiwac, nikt nie moze odnalezc mlodej kobiety, w koncu daja za wygrana i statek rusza w dalszy rejs do Australii. Hanna za pieniadze z wdowiej renty wyplaconej przez kapitana wynajmuje pokoj w hotelu. Dopiero po jakims czasie dowiaduje sie, ze zamieszkala w cieszacym sie duza slawa burdelu. Wlasciciel, Senhor Vaz od poczatku jest zainteresowany dziewczyna. Kiedy prosi ja o reke , Hanna zgadza sie. Jednak historia kolem sie toczy. Po kilku miesiacach Vaz umiera a Hanna przejmuje burdel i caly majatek zmarlego meza, stajac sie tym samym jedna z najbogatszych osob w miescie.
Moim zdaniem najslabsza strona powiesci byla sama postac glownej bohaterki. Zupelnie dla mnie zrozumiale bylo to , ze Hanna miala problemy z dostosowaniem sie do nowych warunkow, poniewaz autor zostawil ja na pastwe losu.Nie dosc, ze nie miala zadnych przyjaciol,co w Afryce, gdzie nowy bialy jest sensacja i kazdy wali do niego drzwiami i oknami bylo wprost nieprawdopodobne. to jeszcze pozbawiona jest poczucia humoru, a bez tego nie moze dostrzec ironii, w ktore obfituje  jej zycie. Ponadto Mankell usuwa ja z wiekszosci akcji, czynia z niej biernego obserwatora. Mieszka na zboczu za miastem i przez lornetke obserwuje rozgrywajace sie wydarzenia. Gdy wybucha bunt nie bierze w nim udzialu jest tylko obserwujacym z daleka swiadkim. Przypuszczam, ze inni autorzy postawiliby ja w samym centrum zdarzen. 
Jedynym stworzeniem, z ktorym Hanna ( Vel Ana Branco ) zdaje sie utrzymywac jakikolwiek kontakt jest Carlos, szympans , pol czlowiek- pol malpa noszacy ludzkie ubrania, liczacy pieniadze i czasami dzielacy z Hanna lozko (!). Carlos jest oczywiscie symbolem, jednak czego, tego nie dalo mi sie odgadnac. Jedyna wskazowka, ktora dostalam od autora byly slowa Hanny : " Byc moze widze Carlosa jako odbicie siebie samej".

Niestety w powiesci tej wogole nie wyczuwalam szczegolnego klimatu kolonialnej Afryki. Powodem tego byl przypuszczalnie brak inncych bohaterow, a jesli juz jakies postaci sie pojawialy to raczej epizodycznie, bardziej jak cienie niz postaci z krwi i kosci. Jak pisalam wyzej niemozliwoscia sie dla mnie wydaje by mloda, blondwlosa kobieta, nie wzbudzila sensacji na afrykanskim ladzie. W koncu Lourenco Marquez nie bylo jakas wielka aglomeracja i z pewnoscia nowa twarz musialaby wywolac nielada poruszenie. Tutaj nie dosc, ze nikt sie nia nie interesuje to na dodatek wiele osob nawet o niej nie slyszalo. Wiem, ze temat appartheidu i kolonizacji jest bliski pisarzowi dlatego zastanawia mnie co go sklonilo do napisana powiesci, w ktorej cala uwaga skupiona jest na glownej bohaterce , kiedy wokol niej dzieje sie tyle krzywd i niesprawiedliwosci. Z jednej strony mialam wrazenie, ze Hanna chce pomoc , a z drugiej ze niczym sie nie rozni od innych wyzyskujacych czarna sila robocza bialych. Wszystko co robila wydawalo mi sie sztuczne, niedociagniete. Nawet sam obraz Afryki, nie wydawal mi sie za bardzo afrykanski. Brakowalo tego upalu, wilgoci, dzikosci.
Kazdy kto czytal powiesc Jamesa Joyca "Stad do wiecznosci" doskonale wie jak bawia sie klienci burdelu. Wszedzie na swiecie jest tak samo , wszedzie oprocz O Paraiso. Tutaj nie ma ani spiewu, ani smiechu czy tancow, nie ma tej radosci zycia, ktora sie w takich miejscach wyczuwa - a jesli jest to autor to skrzetnie przed nami ukrywa. Wlasnie o takich detalach mysle, kiedy pisze, ze brak mi w ksiazce realizmu.

Henning Mankell w swoich poprzednich powiesciach przyzwyczail mnie do swoistego balansu pomiedzy dialogami a opisami. Tutaj harmonia ta zostala zburzona. Opisow jest zbyt wiele, z czego duza wiekszosc jest zupelnie niepotrzebna. Momentami mialam ochote odlozyc ksiazke na polke gdyz byla po prostu nudna. Bardziej witalny i barwny styl z pewnoscia uczynil by te powiesc lepsza. Czy moze to byc wina tlumacza?  Wydawalo mi sie, ze styl byl plaski, powtarzalny i troszeczke dziwny, nie do takiego pisania bylam przyzwyczajona w wykonaniu Mankella. Pelno tu rowniez niepotrzebnych fraz w stylu : "usiadla na wieki przed otwartym pamietnikiem" czy "to co mowil bylo prawda i tylko prawda". 

Chcialabym te ksiazke traktowac jako probe rozliczenia sie z kompleksami, ktore pozostaly w europejczykach po okresie kolonizacji, jednak nie potrafie. Zdarzalo mi sie czytac pozycje, przy ktorych lzy mi sie laly z oczu strumieniami lub reportarze, ktore mnie wzruszaly do glebi. Tutaj nie odczulam kompletnie nic. Czytajac o tragediach czarnych ludzi nie potrafilam sie z nimi zzyc poniewaz zupelnie nic o nich nie wiedzialam, jedyne na co mnie bylo stac to wspolczucie. 
Jesli musilabym znalezc w powiesci jakis ukryty watek to stawialabym na samotnosc. Dla mnie to wlasnie o niej byla ta powiesc. O samotnosci i tesknocie za wolnoscia i domem. Hanna z dala od Szwecji czula sie zagubiona i samotna podobnie jest setki afrykanczykow, ktorzym biali odebrali miejsce do zycia.

Oj ciezko sie czytalo te ksiazke, i z czystym sumieniem moge przyznac, ze doczytalam do konca tylko ze wzgledu na sentyment do autora. Osobiscie jedna zabojstwo czy nawet dwa dodalyby jej wiecej smaczku. A tak dostalam, nudna powiesc obyczajowo-biograficzna, z mnostwem zbednych opisow i introspekcji oraz bardzo rozlazla i plytka fabula. Radze autorowi wrocic do gatunku w ktorym sie najlepiej odnajduje, do kryminalow. Wtedy moge przysiac ze bede czytac z otwartymi ustami.

Tym razem 4/10. 
"Utracona i odzyskana" Lucy Foley

"Utracona i odzyskana" Lucy Foley

Tytul : "Utracona i odzyskna"
Autor : Lucy Foley
Wydawnictwo : Czarna Owca
Rok wydania : 2015
Liczba stron : 440
Tytul oryginalu : The Book Of Lost And Found




Utracona uwaga i nieodzyskana nadzieja 




Przed napisaniem recenzji zawsze sprawdzam opinie czytelnikow na temat omawianej przeze mnie ksiazki. Zazwyczaj bywa tak,ze pozycje zbierajace te najlepsze jak i nagorsze noty sa najszerzej omawiane i zbieraja najwiecej komentarzy. Ich recenzje sa dlugie i szczegolowe, czasto przypominaja mini opracowania danej lektury, zawieraja swojego rodzaju ladunek emocjonalny wyzwolony podczas czytania. Zdarza sie tak w przypadku gorszej pozycji cenionego pisarza, bardzo udanego debiutu, ksiazek ktorych fabula jest nowatorska i cos wnosi do kanonu literatury. Jednak zdecydowana wiekszosc ksiazek oceniana jest gdzies w okolicach sredniej. Niby dobrze napisane, fabule nie mozna nic zarzucic, jednak nie mamy tutaj do czynienia z czyms wybitnym, nowatorskim czy po prostu arcyciekawym. Recenzje tych "srednich" ksiazek sa zazwyczaj krotkie, malo wnikliwe czesto blizej im do notek wydawniczych niz do czytelniczej analizy. Podobnie jest w przypadku "Utraconej i odzyskanej". Ciezko mi pisac recenzje tej ksiazki, gdyz absolutnie nic nie wybilo sie tutaj ponad srednia a z drugiej strony nie wychwycilam zadnych znaczacych bledow. To tak jak by opowiadac o bialej scianie. Niby piekna i czysta jednak to wciaz tylko pomalowana zaprawa. 
Kate jest mloda mieszkajaca w Londynie kobieta, ktorej pasja jest fotografowanie. Pewnego dnia docera do niej tragiczna wiadomosc o smierci jej matki w katastrofie lotniczej. June, matka Kate byla znana baletnica i zarazem najlizsza przyjaciolka dziewczyny. Kate ktorej nie dane bylo poznac swojego ojca zostala na swiecie sama. Jedyna osoba, z rodziny, z ktora jednak nigdy nie byla blisko jest adopcyjna matka June - Evie. Evie kiedy jej stan zdrowia sie pogorszyl, zostala umieszczona w domu opieki. Jej stan z dnia na dzien sie pogarsza, a zaniki swiadomosci staja sie coraz czestsze. Pewnego dnia Kate zostaje wezwana przez babke, ktora wydaje sie byc w pelni wladz umyslowych. Kiedy dociera na miejsca starsza kobieta ofiarowuje jej wykonany weglem rysunek przedstawiajacy nieznajoma kobiete. Dowiaduje sie, ze portretowana osoba to matka June. Evie, praktycznie na lozu smierci, dreczona wyrzutami sumienia postanawia wyznac prawde. Kate dowiaduje sie, ze tajemnicza nieznajoma z rysunku niejednokrotnie probowala skontaktowac sie z June za posrednictwem jej adopcyjnej matki. Evie jednak nigdy nie wyrazila na to zgody. Powodem dla ktorego trzymala corke z daleko od jej biologicznej matki byla potrzeba chronienia jej za wszelka cene. June jako znana tancerka byla latwym celem ataku. Jednak w glebi duszy Evie nie chciala stracic swojej corki na rzecz obcej kobiety. Kate wyposazona w rysunek i dolaczony do niego list, podpisany przez tajemnicza Celie, postanawia ja odnalezc. 
Kate  dzieki swoim znajomosciom udaje sie znalezc autora rysunku. Jest nim znany modernistyczny malarz, ktory znudzony slawa i zgielkiem Nowego Yorku osiadl na Korsyce. Jego siostra, z ktora Kate nawiazuje kontakt, wzruszona opowiescia dziewczyny postanawia jej pomoc. Kate pisze do artysty list w ktorym opowiada swoja historie. Na odpowiedz musi dlugo czekac jednak jej wydzwiek jest jednoznaczny. Zostaje zaproszona na wyspe skal i gajow oliwnych. Postanawia skorzystac z okazji i poleciec liczac na to, ze dowie sie czegos o swojej prawdziwej rodzinie.

Do siegniecia po te pozycje zachecila mnie okladka, chociaz sam tytul mnie zniechecal. "Utracona i odzyskana" brzmi ni mniej ni wiecej jak tytul taniej brazyliskiej telenoweli. Biorac pod uwage ogrom zdarzen jakie maja miejsce w tego typu produkcjach liczylam na to ze lektura, moze nie najwyzszych lotow, ale dostarczy mi sporo atrakcji na miare poludniowo amerykanskiego serialu. Niestety sie zawiodlam.
Fabula jest co prawda ciekawa, jednak na prozno doszukiwac sie tutaj czegos nowatorskiego. Powiesci o milosci jest wiele, i ogromna czesc z nich jest o wiele lepiej napisana. Juz praktycznie po pierwszych stu stronach wiedzialam jakie bedzie zakonczenie ksiazki. Gwozdz do trumny wbila informacja , ze syn Stafforda nie jest jego bologicznym potomkiem. Juz wtedy na sto procent wiedzialam ku czemu to wszystko dazy.

Rowniez sam jezyk powiesci pozostawia duzo do zyczenia. Nie chcialabym zbyt mocno krytykowac autorki dla ktorej byl to w koncu debiut jednak mam wrazenie, ze zbyt mocno wczula sie w swoja role. Akcja powiesci rozgrywa sie w latach 80 XX wieku jednak czesto mialam wrazenie, jakby  czesc dialogow zostala wycieta z duzo wczesniejszych dziel. Nie wiem czy przyczyna tego jest mlody wiek autorki, dla ktorej lata 80 sa tak odlegle jak era dinozaurow czy niedopatrzenie edytorow i brak ich pomocy w trakcie powstawania powiesci. Z wlasnego doswiadczenia moge potwierdzic, ze jezyk uzywany w latach 80 nie odbiegal znaczaco od tego ktorym poslugujemy sie dzis. Wprowadzenie innej stylistyki jezykowej znacznie odrealnilo powiesc. 
Inna rzecza zwiazana z forma powiesci jest nadamiar opisow. Dobrego pisarza mozna poznac po tym, ze nawet najpiekniejszy widok jest w stanie opisac w jednym konkretnym zdaniu. Tutaj opis gwiazdzistych korsykanskich nocy czesto zajmowal ponad strone. W moim odczuciu tych pisow bylo zbyt wiele, co czynilo powiesc momentami nudna i sklanialo mnie do bezsensownego przerzucania kartek. Balans miedzy opisami i dialogami zostal powaznie naruszony co zrobilo z powiesci dosc sztuczny twor. Mniej opisow a wiecej tresci napewno dodaloby smaku. 

Co udalo sie autorce to przeniesienie nas na skalista wyspe jaka jest Korsyka. Nie musialam tam byc osobiscie by wyobrazic sobie jak to wyglada. Ten zabieg i kunszt pozwala mi sadzic ze autorka nie dosc , ze jest zafascynowana tym miejscem to jeszcze ma te latwosc pisania i przekazywania emocji, ze tylko mozna jej pozazdroscic. 

Podsumowujac ksiazka nie jest zla tylko zupelnie nijaka w swojej tresci. Takich historii jest wiele, a autorka nie zrobila zupelnie nic by te jedna jakkolwiek wyroznic z tlumu. Mamy tutaj do czynienia z lepszymi i gorszymi momentami. Poczatek jest dosc trudny do strawiania a koniec zbyt oczywisty. Jednak takie fragmenty jak opis nalotow bombowych w Anglii czy wspomnienia Stafforda z mlodosci naprawde sa interesujace. Autorka mogla sie nieco bardziej skupic na charakterystyce bohaterow, poniewaz oprocz Kate i Toma inne postaci byly rownie wazne, a tutaj odnioslam wrazenie ze pelnia one tylko tlo dla innych wydarzen. Introspekcje napewno zalatwilyby sprawe i uczynily ksiazke nieco bardziej inetersujaca.

Powiesc te polecam tym, ktorzy lubia ksiazki obyczajowe z odrobina romansu i nie boja sie dlugich kwiecistych opisow. Reszcie radze omijac ten tytul z daleka chyba ze jako dobry dodatek do drzemki.

Moja ocena to 4/10. 
"Zimowe dzieci" Jennifer McMahon

"Zimowe dzieci" Jennifer McMahon

Tytul : " Zimowe dzieci "
Autor : Jennifer McMahon
Wydawnictwo : Media Rodzina
Rok wydania : 2015
Liczba stron : 392
Tytul Oryginalu : The Winter People





Mroczna Urban Story


Na wstepie chcialam podziekowac wydawnictwu Media Rodzina za Gorzka Czekolade. Mialam
okazje przeczytac kilka powiesci tej serii i na zadnej sie nie zawiodlam. Podobnie bylo w przypadku "Zimowych dzieci". Jest to ciakawie napisana powiesc, ktora swoja tematyka mnie poruszyla a wykonanie jest tak dobre, ze bardziej znani autorzy powinni pobierac od Jennifer McMahon lekcje stylu.
Po motyw "przywracania zmarlych do zycia" siegalo wielu pisarzy w tym tacy mistrzowie piora jak Stephen King czy Graham Masterton. Na samym poczatku myslalam, ze z tego tematu nie da sie juz nic wyciagnac, a kazda kolejna powiesc bedzie po prostu mniej czy bardziej udana kalka swoich poprzedniczek. Tym wieksze bylo moje zaskoczenie, kiedy nieznanej mi pisarce udalo sie stworzyc oryginalna powiesc z ciekawym zakonczeniem, ktora czyta sie praktycznie sama.

Akcja powiesci toczy sie dwutorowo : w roku 1908 i wspolczesnie, jednak miejsce akcji pozostaje niezmienne i jest nim  mala amerykanska wioska o nazwie West Hall. Miasteczko zawsze otoczone bylo tajemnica wokol ktorej naroslo mnostwo legend. Najbardziej przerazajaca z nich byla opowiesc o Sarze Harrison Shea, ktora znaleziona zostala zabita i obdarta ze skory na terenie wlasnego gospodarstwa. Ta mloda kobieta prowadzila spkojne zycie u boku wlasnego meza Martina. Kiedy po nieudanych probach donoszenia dziecka i smierci dwumiesiecznego synka Charlsa, ktora strasznie Sara wstrzasnela, udalo jej sie wydac na swiat Gertie. Wydawalo sie, ze dla malzenstwa nastaly lepsze szczesliwsze czasy. Jednak szczescie bylo tylko pozorne, gdyz cos groznego i strasznego wisialo w powietrzu. Kiedy Gertie skonczyla 8 lat wyszla z domu na poszukiwanie ojca, ktory wybral sie do lasu po drewno. Jej cialo znaleziono w nieczynnej studni niedaleko niezwyklej formacji skalnej zwanej Czarcia Dlonia. Zrozpaczona i pograzona w zalobie Sara obiecala sobie , ze zrobi wszystko za mozliwosc pozegnania sie z corka. W jej rece wpada list, od zmarlej lata wczesniej indianki (?), ktora pomogala ojcu Sary w gospodarstwie, kiedy dziewczynka byla mala. List sugeruje, ze na terenie gospodarstwa znajduje sie portal prowadzacy do swiata umarlych. Odpowiednia inkantacja, serce zabitego zwierzecia i jakis przedmiot nalezacy do zmarlego moga przywrocic go do zycia na okres 7 dni, podczas ktorych staje sie niesmierelny. Wizja powrotu jej malutkiej coreczki jest czyms co trzyma Sare przy zyciu.

Przeniesmy sie w czasy nam wspolczesne i poznajmy dziewietnastoletnia Ruthie. Nastolatka mieszka wraz z matka Alice i siostra Fawn w starym domu nalezacem niegdys do rodu Harrisonow. Przeniesli sie tutaj kiedy Ruthie miala 3 lata by prowadzic samowystarczalne gospodarstwo rolne. . Pewnego dnia Alice znika. Zaniepokojone dziewczynki przeszukuja dom w poszukiwaniu jakichs wskazowek, ktore pomoga im odnalezc matke. Pod deska podlogowa odnajduja ukryty pistolet wraz z dziennikiem tajemniczej kobiety o nazwisku Sara Harrison Shea. Ruthie odkrywa , ze nie jest jedyna osoba ktora szuka swojej matki. Trop prowadzi do ukrytej pod Czarcia Dlonia jaskini.


Jak jest napisane w Biblii "na poczatku byl chaos". Takie wlasnie wrazenie odczulam rozpoczynajac lekture "Zimowych dzieci". Umieszczenie fabuly w przeszlosci i terazniejszosci wprowdzilo zamieszanie jednak nie az tak duze by uniemozliwialo czytanie skupionemu czytelnikowi. Do przeskokow w czasie mozna sie przyzwyczaic , podobnie jak do zmiany sposobu narracji szczegolnie, ze wszystko jest dokladnie opisane na poczatku kazdego rozdzialu. Kiedy juz myslalam, ze poznalam wszytskich glownych bohaterow, czyli mniej wiecej w jednej trzeciej powiesci, wprowadzona zostaje nowa postac  Kathrine. I ten watek przypadl mi do gustu najmniej. Autorka mogla sie bardziej skupic na postaci mlodej kobiety, ktora trafila do West Hall sladami zmarlego meza. Momentami zdawalo mi sie, ze gdyby nie zakonczenie, watek Kathrine wogle mozna by pominac. Spotkalam sie z opiniami, ze historia opowiadajaca wydarzenia z 1908 roku byla ciekawsza od tej z czasow wspolczesnych. Ja sie zupelnie nie zgadzam z ta opinia. Obie byly rownie interesujace. Opowiesc o losach Sary Harrison Shea byla tylko bardziej mroczna stad pewnie dodatkowe plusy fanow gatunku. Dodatkowym powodem dla ktorego czesc opowiadajaca o Ruthie i jej siostrze mogla wydawac sie gorsza, jest sama postac nastolatki. Jako jedyna z postaci w ksiazce wydaje sie niewiarygodna, bo czy znacie 19-letnich mlodych ludzi, ktorzy dostaja od rodzicow zakaz wychodzenia z domu, i sie do niego stosuja? 
Jednak nie tylko to skladalo sie na moj problem z Ruthie. Kolejna rzecza, ktora czynila z niej naiwna i zupelnie odrealniona bohaterke bylo to, ze nie znala historii swojego miasteczka. W miejscu gdzie na stale zyje nieco ponad 3500 ludzi, gdzie wszyscy sie znaja a jedyna atrakcja jest sobotni targ jest praktycznie nieprawdopodobne zeby nigdy nie zapoznac sie z najbardziej przerazajaca z urban stories. Czyzby nasza bohaterka caly czas miala szlaban, ze nigdy nie przeczytala o tym chociazby w gazetach? I to szczegolnie w przypadku kiedy sama mieszkala w domu , w ktorym rozegraly sie tragiczne wydarzenia, a na ulicach gina ludzie wiec o historii sprzed lat powinno byc tym bardziej glosno. Nie wierze chociazby w to, ze jej chlopak , zainteresowany zjawiskami paranormalnymi, typ czlowieka ktory zna wszystkie  lokalne legendy, jej o tym wczesniej nie powiedzial.
Takich bledow jest w ksiazce sporo jak chocby, wedrowka w rakietach snieznych na nogach przy jednoczesnym przegladaniu zdjec na aparacie cyfrowym, i to wszystko w samym srodu lasu w samym srodku nocy. Lub poczatkowa awersja do pistoletu, dotykanie go dwoma palcami, by po niespelna 15 minutach jak Indiana Jones przeciskac sie tunelami z odbezpieczona bronia w kieszeni.
Pomimo tych bledow ksiazka byla naprawde dobra. Doslownie sama sie czytala. Pragne jednak zwrocic uwage tych, ktorzy spodziewaja sie krwawego horroru. Uwaga : zawiedziecie sie. Cala powiesc jest podobna do swojej okladki. Wywoluje dreszczyk, ciekawi, jednak tylko czasami bedzie nam towarzyszyc uczucie niepokoju. Napewno nie jest klasycznym horrorem w stylu Grahama Mastertona czy Ursuli LeGuin, jednak z pewnoscia jesli czytacie ja w nocy w pustym domu to moze wam sie zdawac ze cos bezszelstenie przesuwa sie w katach. Sama osobiscie zamiast do horroru ( ze wzgledu na obecnosc potworow ) czy do thrilleru ( ze wzgledu na mroczny klimat ) przyrownalabym ja do basni, jednak nie takiej dla dzieci a wlasnie mrocznego urban story.
Czytajac opinie na goodreads.com wiekszosc czytelnikow skrytykowala zakonczenie, mnie ono
zauroczylo. Spodziewalam sie przywidywalnego konca, ktory juz juz sobie ukladalam w glowie, a dostalam niespodzianke , wymykajaca sie jakiejkolwiek konwencji. Za to duzy plus dla autorki, szczegolnie ze odnioslam wrazenie, ze zakonczenie jest poniekac otwarte co zostawia pole na napisanie kontynuacji. Jesli ta zostanie kiedykolwiek napisana i wydana z pewnoscia po nia siegne.

Podsumowujac ksiazka doskonale sie wpasowala w moj czytelniczy gust. Ciekawa wielowymiarowa fabula, doskonale wykreowana wiekszosc postaci, mroczny klimat i odrobina suspensu to wszystko zrobilo na mnie duze wrazenie. Czesc osob przyrownuje te ksiazke do "Smetarza zwiezat" Stephena Kinga, jednak moim zdaniem oprocz motywu przewodniego, jakim jest wskrzeszanie zmarlych, obie ksiazki nie maja ze soba nic wspolnego. Powiesc Kinga jest spewnoscia gratka dla milosnikow gatunku, kiedy "Zimowe dzieci" moga znalezc szersze grono odbiorcow, ze wzgledu na swoja lagodniejsza tesc. 

Moja ocena to 8/10 i z pewnoscia siegne po poprzednie oraz nastepne dziela autorki.
"Chinskie lalki" Lisa See

"Chinskie lalki" Lisa See


Tytul : "Chinskie lalki"
Autor : Lisa See
Wydawnictwo : Swiat Ksiazki
Rok wydania : 2014
Liczba stron : 400
Tytul oryginalu : China Dolls




Made in China



Jestem wielka fanka Lisy See. Jej seria Czerwonej Ksiazniczki tak mnie wzruszyla i poruszyla nieznane dotad struny w mojej duszy, ze z niecierpliwoscia, odliczajac dni, czekam na kolejne tomy. Po "Chinskie lalki" siegnelam z nieznacznym opoznieniem. Co prawda ksiazke zamowilam w prorderze, jednak jak czesto bywa nawalila poczta polska i dostalam ja z bez mala kilkumiesiecznym opoznieniem. Tym wieksze bylo moje rozczarowanie kiedy cos na co czekalam  tak dlugo okazalo sie nie do konca tym czego sie spodziewalam. Do tej pory ksiazki See zabieraly mnie w malownicza podroz z ktorej dopiero pierwsze poranne promienie slonca byly w stanie mnie wyrwac. Tym razem dostalam dziwnego, nudnego potworka bez wyraznej linii fabularnej. W notce wydawniczej mozemy przeczytac, ze jest to opowiesc o przyjazni mniedzy trzema mieszkajacymi w Ameryce dziewczynami azjatyckiego pochodzenia. Nic bardziej mylnego. Uzycie slowa "przyjazn" w tym wypadku jest nadinterpretacja. Moim zdaniem jedynym co laczy te mlode kobiety to uroda, ped do kariery i zamilowanie do tanca. Przyjazni jest tutaj niewiele, za to duzo zranionych ambicji, zazdrosci, obludy, zdrad i wiecznego rzucania klod pod nogi az nadto. Jesli na mojej drodze stanelyby takie "przyjaciolki" to wierzcie mi uciekalabym gdzie pieprz rosnie. 

Grace, amerykanka azjatyckiego pochodzenia opuszcza rodzinne miasto, uciekajac przed agresywnym ojcem, ktory biciem i ponizaniem corki, wyraza swoja frustracje i rozczarowanie zyciem w Ameryce. Grace niczym sie nie rozni od innych amerykanskich nastolatek. Uwielbia filmy i musicale, jednak jej najwieksza pasja jest taniec, ktorego sie uczy od nauczycielki, panny Miller.Wlasnie taniec jest dla niej odskocznia od okrutnej rzeczywistosci. Brutalnosc ojca, zdrada przyjaciolek i wysmiewanie przez kolegow ze szkoly ze wzgledu na kolor skory wszystko to zmusza Grace do ucieczki. W glebi serca marzy o tym by zostac tancerka, wystepowac w filmach i telewizji, jednym slowem osiagnac slawe tak trudno dostepna chinskim artystom.
Pam, amerykanka azjatyckiego pochodzenia, mieszka wraz z rodzicami na Hawajach. Od zawsze byla niesfornym dzieckiem i przynosila hanbe rodzinie. Odwazna i wiecznie usmiechnieta, garnela sie do mezczyzn. Mieszkanie w poblizu hawajskich baz wojskowych jeszcze bardziej ulatwilo jej zadanie. W dzisiejszych czasach nazwana by zostala puszczalska w owczesnych "taka" dziewczyna". Ze wzgledu na swoje zachowanie, kiedy Pam prosi rodzicow o zgode na powrot na kontynent, oni zgadzaja sie bez slowa. Chetnie pozbeda sie rozpuszczonej corki. Pam jedzie do wujostwa niedaleko San Francisko. Juz jako dziecko miala w sobie niesamowite poczucie rytmu, ktore w polaczeniu z niezwyklym urokiem osobistym i charyzma dawalo szanse na osiagniecie sukcesu. Jednak Pam skrywa sekret, ktory w przededniu II Wojny Swiatowej, wychodzac na jaw moze diametralnie zmienic jej zycie. Oszukuje wszystkich, ze pochodzi z Chin jednak w rzeczywistosci jest Japonka, wrogiem zarowno amerykanow jak i chinczykow.
Helen amerykanka, chinskiego pochodzenia, mieszka w Chinatown w San Francisco. Jej rodzina nalezy do jednych z pierwszych rodow osiadlych w tym miejscu, a ojciec jest wazna postacia chinskiej spolecznosci. Helen wychowana zostala wedlug tradycyjnych zasach gdzie podstawa byla zasada "Trzech posluszenstw" gdzie najpierw kobieta ma sie sluchac ojca, potem meza, a jesli masz umrzre to syna. Helen pomimo mlodego wieku wiele w zyciu doswiadczyla. Jako nastolatka wyszla za maz, by po niecalym roku jej maz, wraz z cala rodzina,zostal zamordowany przez Japonczykow. Nie miala po co zostawac w Chinach, dlatego poprosila rodzine o przyjecie jej spowrotem. I tym sposobem rozczarowana, pelna zalu i smutku i okaleczona ( trafienie bagnetem ) znalazla sie spowrotem w San Francisco. Jednak tutejsze zycie, praca telefonistki i mieszkanie w wielopokoleniowej rodzinie nie spelnia jej oczekiwan . Pragnie od zycia czegos wiecej niz doczekania swojej smierci pod czujnym okiem braci.
Te trzy dziewczyny spotykaja sie przed nowo otwieranym barem Forbidden  City. Przechodza pomyslnie kwalifikacje i dostaja sie do show by zostac tak zwanymi kucykami. Powodzenie rewiii wzrastajaca popularnosc sa biletem do wielkiego swiatu show biznesu. 

Po pierwsze jezyk i forma. Przez cala ksiazke mialam wrazenie , ze zostala ona napisana wspolnie : przez autorke i korektora. Czesto lapalam sie na tym ze zadawalam sobie pytanie jak cos moglo byc mozliwe i juz w nastepnym akapicie dostawalam na to odpowiedz. Jakby korektor wylapywal bledy i nanosil poprawki czerwonym dlugopisem i wlasnie taka wersja poszla do drugu. Sprawialo to dziwne i nieprofesjonalne wrazenie, po tak utalnetowanej autorce nalezalo spodziewac sie wiecej. Rowniez sama forma ksiazki pozostawia duzo do zyczenia. Podzial narracji na trzy osoby sie nie sprawdzil. Powstal misz-masz i czesto musialam dobrze sie skupic, by wiedziec kto opowiada w danym momencie. To samo dotyczylo jednego z rozdzialow zatytulowanego "Listy". Tutaj choas byl jeszcze wiekszy a listy trzeba bylo czytac od podpisu, zeby wiedziec kto jest ich autorm. Dialogi sa sztywne i naciagane, postaci nierealne , opisy nudnawe. 
Mam rowniez watpliwosci co do sensu calej fabuly. Jest to pierwsza ksiazka Lisy See, w ktorej na dobra sprawe nic sie nie dzialo. Ot zwykla powiesc obyczajowa, bardziej moglaby posluzyc za kanwe serialu w stylu "Moda na sukces" niz aspirowac do miana wielkiej literatury. Najbardziej denerwowala mnie powtarzalnosc fabularna. Bohaterki wyjezdzaja i wracaja, pracuja i maja przestoj, kochaja sie badz kloca. W pewnym momencie juz wiedzialam czego moge sie spodziewac. Nie zaskoczylo rowniez zakonczenie, gdyz jest niezwykle przewidywalne. 

Ale tym co najbardziej mnie rozwscieczylo to same postacie bohaterek. Nie potrafilam zrozumiec dlaczego te dziewczyny trzymaly sie razem. Przeciez na dobra sprawe nic je nie laczylo. Przyjazni nie bylo tutaj za grosz a tylko wieczne wbijanie noza w plecy. Zawisc, zazdrosc, skradnieta milosc, ukradziona kariera. Czy tak sie zachowuja przyjaciolki "na zawsze"? I ta zdolnosc wybaczania, wieksza niz u Matki Teresy z Kalkuty. Bohaterki byly w stanie przebaczyc wszystko, doslownie w piec minut, i to rzeczy ktore ja osobiscie pamietalabym do samej smierci. Odnioslam wrazenie, ze co innego mysla a co innego robia co odbierala im wszelka wiarygodnosci.
Znalazlam rowniez pare niescislosci fabularnych. Po pierwsze jak osoba, ktora w dziecinstwie miala polamane wszystkie kosci mogla zrobic oszalamiajaca kariere tancerki?Przeciez wiadomo, ze wystarczy jedna niewinne zlamanie a kariera moze byc skonczona. A co dopiero jak nie mamy zadnej calej kosteczki?
Jak to jest mozliwe, ze Helen, ktora brat odbieral kazdego dnia z pracy, nagle sama znajduje sie na wielkiej wystawie, trafia do nocnego klubu gdzie chetnie odslania nogi a jej ojciec, dla ktorego tradycja jest wszystkim sie na to zgadza, dowiadujac sie o jej zarobkach. Jest to mega naciagane. Zreszta cala postac Helen jest bardzo niedopracowana, co nie pozwala na jej wizualizacje.
Jak to mozliwe, ze Grace kochajaca Ameryke, i wszystko co amerykanskie, wychowana na filmach z Hollywood, zachowuje sie jak zwykla prostaczka z XVII wieku i nawet nie wie co znaczy "pedal"?
Rowniez o Pam moglibysmy napisac duzo, jednak postanawiam zostawic ja w spokoju poniewaz byla dla mnie najciekawsza i najwyrazistsza postacia. Jedyna z ktora moglabym sie po czesci utozsamic.

Nie podobalo mi sie rowniez to, jak autorka potraktowala temat wojny. Przez cala ksiazke, praktycznie do ataku na Pearl Harbor, nie ma o niej zadnej wzmianki.Z poczatku liczylam na to, ze Lisa See pokaze nam kontrast pomiedzy swiatem europejskich okopow, gdzie gineli amerykanscy zolnierze a swiatem rewii mieniacym sie feeria barw i splywajacym szampanem. To sprowadzenie amerykanskiego zolnierza to chodzacego po barach chloptasia, ktory przed wyjazdem na wojne ma ochote sie uchlac i pobzykac jest niezwykle krzywdzace. Dopiero po ataku na Pearl Harbor cos zaczyna sie zmieniac. Widzimy San Francisco zacimnione, gdzie ludzie oddaja swoje zelazka na zlom by mozna je bylo przerobic na amunicje, gdzie wstrzymane sa dostawy materialow i dobr luksusowych. Jednak nawet w czasach wojennego kryzysu rewia dziala nadal. 

Waznym motywem w ksiazce jest problem rasizmu. Wydawaloby sie, ze najbardziej demokratyczny kraj swiata ze zjawiskiem tym poradzil sobie po wojnie secesyjnej kiedy Murzyni w Stanach uzyskali prawa obywatelskie. Jednak jak widac latwiej zmienic prawo niz mentalnosc ludzi. Wszystko co inne zawsze bedzie dla nas obce a tym samym niebezpieczne. Dlatego by zlagodzic ten strach musimy to osmieszyc. Spolecznosc chinska spotykala sie z niesprawiedliwoscia prawie na kazdym kroku. Wyzwiska i ponizanie, ograniczony dostep do niektorych zawodow, bez wzgledu na kwalifikacjie, zakaz zawierania malzenstw mieszanych. Czy jestescie w stanie sobie wyobrazic , ze to bylo raptem 70 lat temu?  I wlasnie to ukazanie nierownosci rasowej jest najwiekszym atutem ksiazki.

Na pocieszenie dodam, ze "Chinskie lalki" czyta sie niezwykle szybko ze wzgledu na prosty jezyk autorki. Mamy tutaj do czynienia z jakas magiczna sila, ktora pcha nas do konca ksiazki, chociaz doskonale wiemy czego mozemy sie spodziewac. Niestety ja osobiscie sie zawiodlam, w tej ksiazce malo bylo Lisy See jaka znam, ot taka marna podrobka "made in China". Teraz nie moge zrobic nic innego jak czekac na kolejny tom Czerwonej Ksiazniczki, i zaciskac kciuki, ze bedzie on jeszcze lepszy od poprzednich. 

Moja ocena to 4/10 
"Misja Ivy" Amy Engel

"Misja Ivy" Amy Engel

Tytul : "Misja Ivy"
Autor : Amy Engel
Wydawnictwo : Akapit Press
Rok wydania : 2015
Liczba stron : 304
Tytul oryginalu : The book of Ivy





Rywalka "Rywalek"




Poniewaz ostatnia ksiazka, ktora przeczytalam byl niezwykle ckliwy i chwytajacy za serce romans
potrzebna mi byla odskocznia wiec postanowilam siegnac po cos co posiada troszke wiecej akcji. Ze stosiku czekajacych na mnie nowosci, wybor padl na "Misje Ivy" poniewaz zarowno tytul jak i nota wydawnicza brzmialy niezwykle zachecajaco. Bo komu moze sie nie spodobac ksiazka o szesnastoletniej dziewczynie probujacej zabic syna prezydenta by umozliwic swojej rodzinie przejecie wladzy?

Jest rok 2025. Swiat jaki znamy zostal zniszczony w wyniku wojny atomowej w nastepstwie ktorej nastapila nuklearna zima, a impuls elektryczny zniszczyl cala siec energetyczna sprawiajac, ze wszystkie przedmioty zasilane energia staly sie muzealnymi eksponatami. Jedyni ludzie, ktorym udalo sie przezyc w tak niesprzyjajacych warunkach skupili sie w 10 tysiecznym miescie ogrodzonym wysokim, metalowym plotem. Od ponad dwoch pokolen kazdy zna swoje miejsce w hierarchi. Jednak droga do pokoju byla dluga i wyboista. Pretendentami do fotela prezydenckiego bylo dwoch gentelmanow Lattimer i Westfall. Kiedy temu pierwszemu udalo sie zdobyc wladze, gwarantem pokoju staly sie aranzowane malzenstwa. Po swojego rodzaju wojnie domowej, spoleczenstwo podzielilo sie na dwie warstwy: zwolennikow prezydenta, ktorym zylo sie lepiej i mieli dostep do dobr luksusowych ( ktorymi w tamtych czasach byla np szynka ) i na zwolennikow Westfalla, zyjacych w skrajnej nedzy. By zagwarantowac spokoj mlode kobiety i mezczyzni z obu grup w wieku szesnastu lat stawali na slubnym kobiercu. Kobiety z klasy wyzszej braly za mezow tych z klasy niezszej i na odwrot. Wnuczka Westfalla Ivy jako nastolatka dowiaduje sie, ze zostanie zona syna prezydenta. Bylo to dla niej zaskoczeniem poniewaz pierwsza w kolejce do malzenstwa byla jej starsza o dwa lata siostra Callie. Jednak sam Bishop, przyszly pan mlody, zdecydowal sie zrezygnowac z Calli i poslubic druga siostre. Tuz po ceremonii zaslubin, kiedy mloda para udaje sie do swojego nowego domu, Ivy rozpoczyna wprowadzac w zycie plan stworzony przez jej ojca. Jego celem jest zabojstwo Bishopa oraz jego ojca, co w kosekwencji doprowadzi do przejecia fotelu prezydenckiego przez rod Westfallow.

Pierwsze co rzucilo mi sie w oczy to niezwykle podobienstwo do serii "Rywalki" Ciary Kass. Ten sam motyw przewodni ( bogaty chlopak i biedna dziewczyna ), ten sam infantylny jezyk, jednak w przypadku ksiazki dla mlodziezy jest on jak najbardziej dopuszczalny. Sam pomysl na fabule wydal mi sie moze niezbyt nowatorski jednak niemniej jednak interesujacy. Szkoda, ze  autorce nie w pelni udalo sie wykorzystac jego potencjal. W ksiazce przede wszystkim zabraklo mi akcji, przez co momentami wydawala mi sie nudna, a postac glownej bohaterki zdazylam znienawidziec juz w polowie ksiazki. Doslownie co kilka stron natrafialam na akapity, w ktorych Ivy przekonywala czytelnikow, ze z Bishopa jest taki dobry czlowiek, ze nie zasluguje na to co go czeka. W pewnym moemncie mialam ochote rzucic ksiazka o sciane. Juz praktycznie od samego poczatku, od pierwszego spotkania mlodych na ceremonii zaslubin wiedzialam, ze narodzi sie pomiedzy nimi uczucie co skomplikuje wykonanie planu. Za co wdzieczna jestem autorce to za zminimalizowanie kwestii romansu pomiedzy glownymi bohaterami. Owszem wiemy, ze maja sie ku sobie jednak nie ma tutaj afirmacji milosci. W wiekszosci natykamy sie na chlodna kalkulacje. 

Czego mi zabraklo w powiesci to zglebienia samego tla fabularnego. Owszem wiemy, ze byla wojna, swiat ulegl zagladzie a ta garstka, ktora zostala wegetuje w samowystarczalnym miescie. Reszta znajduje sie za plotem. Ale co dokladnie tam jest, oprocz wyrzuconych z miasta przestepcow, tego dokladnie nie wiemy. Sam zarys historyczny rowniez zostal ograniczony do minimum. . Dlaczego akurat to miasto zostalo wybrane na azyl, jak doszlo do segregacji ludnosci, jak wygladaly poczatki i co najwazniejsze dlaczego postawiono plot. Z tymi pytaniami autorka pozostawia nas samym sobie, z nadzieja ze wszystko sie wyjasni w nastepnych czesciach. 

Naprawde staralam sie czerpac przyjemnosc z rozwijajacej sie znajomosci miedzy Ivy i Bishopem jednak ich zwiazek byl zbyt okielznany ,zbyt przewidywalny. Miedzy dwojgiem ludzi nie czulo sie zadnej chemii a co za tym idzie autorce nie udalo sie stworzyc wciagajacej atmosfery. Rowniez tempo ksiazki bylo najwolniejsze ze wszystkich dystopijnych powiesci przeze mnie przeczytanych. Sam styl pisarski byl w porzadku jednak wydaje mi sie, ze autorka mogla polozyc wiekszy nacisk na bogatsze slownictwo. Czasem dialogi sprawialy wrazenie wycietych z pierwszej lepszej telenoweli. 

Jak pisalam wyzej sam pomysl na ksiazke byl dobry, jednak jego rozwiniecie mnie szczerze zawiodlo. Nie potrafilam ani wejsc w skore bohaterow, ani sie z nimi zzyc czy chociazby w 100 procentach wyobrazic ich sobie w moim umysle. Polecam ksiazke tym, ktorzy lubia proste powiesci skupiajace sie na postaciach i milosci. Tym ktorzy spodziewaja sie zwrotow akcji i szybkiego tempa stanowczo ja odradzam. 
Ja chcialam tylko troszke wiecej, chociaz z pomyslu daloby sie wycisnac jeszcze duzo, a nie dostalam nawet tego. Mysle ze w przypadku powiesci Amy Engel bedzie podobnie jak ze wspomnianymi "Rywalkami". Po przeczytaniu pierwszego tomu juz nie mam ochoty na wiecej. 

Moja ocena to 5/10 
Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger