"Jeźdźcy" Jilly Cooper

     "Jeźdźcy" to książka, po której widać, że została napisana ponad 30 lat temu, a opowiada o czasach jeszcze dawniejszych. Styl przypomina mi połączenie starszych, stylizowanych na lata 70-te powieści Danielle Steel  z bardziej cenzuralną wersją głośnego erotyku "Emmanuele" i nutką "Pani Bovary" Flauberta. Akcja powieści toczy się w Anglii w środowisku bogatych arystokratów i występujących na światowych zawodach jeźdźców. Chodzą słuchy, że jest to jedna z najpopularniejszych brytyjskich powieści obyczajowych. Jilly Cooper wydała pierwszą część Kronik Rutshire w 1985 roku. Wtedy, w Polsce, panował jeszcze komunizm, bogactwo było rzeczą dostępną tylko dla najwyższych członków partii, zawody konne rozrywką kojarzoną z burżuazją. Na tle tej wszechobecnej szarości, meblościanek z płyty, samotnego octu na sklepowych półkach, książka to wyglądała by naprawdę jak rajski ptak. Czytając tę powieść mogłam zobaczyć co ominęło moich rodziców, jak mogłoby wyglądać ich życie gdyby urodzili się w deszczowej, arystokratycznej Anglii.

Jake’a Lovella, pod którego magicznym dotykiem miękną najtrudniejsze konie i kobiety, napędza do działania nienawiść do atrakcyjnego ulubieńca tłumów, arystokraty Ruperta Campbell-Blacka. Dwaj rywale podbierają sobie konie, wypijają morze alkoholu w kolejnych stolicach Europy, a ich wrogość w końcu z całą siłą wybucha na olimpiadzie w Los Angeles, co przynosi przerażające skutki.

"Jeźdźcy" mają jedną z najbardziej szalonych, brzydkich, sugestywnych i odpychających okładek, z jakimi się spotkałam w życiu. Jednak muszę przyznać, że pomimo niezbyt atrakcyjnej oprawy książka stała się światowej sławy bestsellerem. Może dlatego wydawcy z różnych krajów nie zdecydowali się na zmianę szaty graficznej.  Nie sądzicie, że jest to fascynujące? Na ten sam tyłek, opięty białymi spodniami do jazdy konnej, patrzyły się nasze babcie i mamy i nasze starsze siostry. Zgrabna pupa łącząca pokolenia. Ciekawe czy modelka ze zdjęcia do dziś zgarnia tantiemy? Jednak z drugiej strony wyobraźcie sobie minę sprzedawcy w sklepie gdy poprosimy o tę powieść? Lub zaskoczenie siwowłosej bibliotekarki? Chociaż w dzisiejszych czasach, kiedy na topie są gołe klaty i okładki epatujące sexem, mało co jest już nas w stanie zdziwić. Postanowiłam jednak zrobić mały eksperyment i zabrać ze sobą książkę do autobusu. Muszę przyznać, że wzbudziła dość spore zainteresowanie. Starsze panie po  zerknięciu na okładkę, parskały odwracały wzrok, młodsze bez żenady się przyglądały, i mi i książce. W tyle nie zostali również mężczyźni. Ci starsi oceniali tyłeczek dość długo, Ci młodsi się troszkę bali i kończyło się na szturchaniu kolegów i pokazywaniu mnie palcem. Ciekawe ile osób pomyślało, że czytam powiedzmy poradnik do jeździectwa? W końcu niewiele by się pomylili. Choć książka określana jest jako romans obyczajowy tak zwrotów technicznych, opisów wyścigów, wszelkiego rodzaju jeździeckiego asortymentu oraz specyfikacji jest tutaj naprawdę sporo, więc jeśli nie interesuje was świat koni i ich właścicieli tak radzę zrezygnować z lektury. 

Pierwszym co mnie zaskoczyło, oczywiście zaraz po okładce, była grubość książki. Co prawda nie jestem wielką fanką romansów,  jednak nie trudno je przeoczyć na księgarnianych półkach, stąd wiem, że w większości są to książki o przeciętnej grubości. Dlatego byłam bardzo zdziwiona kiedy okazało się, że "Jeźdźcy" mają ponad 850 stron. Na samym początku się przestraszyłam. Myślałam ,że rzuciłam się na zbyt głęboką wodę. Ja, która dopiero eksperymentuję z tym gatunkiem, porwałam się na nie dość, że na klasyk, to jeszcze pełnowymiarowy. Przez pierwsze 75 stron szło mi naprawdę opornie, akcja się rozkręcała i rozkręcała i nie mogła nabrać tempa. Całe szczęście potem już było tylko lepiej. Co prawda autorka co jakiś czas gubiła rytm, fabuła była dość przewidywalna, a bohaterowie irytujący, jednak całość była solidna, dobrze napisana i doprawiona sporą dozą pikanterii. Jeśli myślicie, że napisanie dobrego romansu obyczajowego jest łatwą sztuką, to muszę was wyprowadzić z błędu. Największą przewiną autorów jest zakładanie, że czytelnicy wszystko przyjmą i nigdy się nie nudzą. Niestety nawet wielbiciele romansów i historii z życia wziętych , mają swoją cierpliwość. Teraz, 30 lat temu również, by pozyskać czytelników, trzeba było zdobyć się na oryginalność. Muszę przyznać, że oprócz jednej powieści Danielle Steel, opublikowanej wiele lat po "Jeźdźcach", nie czytałam ani jednej książki, której akcja toczy się w środowisku bogatych dżokejów, ich zwierząt, rodzin i fortun. Pierwszy raz autorka zabrała mnie wprost z padoku czy toru wyścigowego do sypialni i z powrotem. Mało tego. Pierwszy raz czytałam książkę, w której zazdrość, rywalizacja i walka odbywała się nie pomiędzy kobietami lecz mężczyznami. Zazwyczaj schemat jest jeden : dwie kobitki walczą o jednego koguta. Jedna jest zła druga dobra i oczywiście to dobro zwycięża. Tutaj jest inaczej i to wcale nie płeć piękna jest przedmiotem głównego sporu. Bohaterowie rywalizują ze sobą na torach wyścigowych Wielkiej Brytanii, Europy i Stanów Zjednoczonych, by na koniec bić się o złoto olimpijskie. Jednak to nie krążek jest najważniejszy tylko pokazanie kto ma największe cojones. Jeśli myślicie, że o zazdrości, rywalizacji, prywatnych wojenkach, zawiści i wyrachowaniu wiecie już wszystko, to muszę was rozczarować, tutaj autorka wchodzi na inny, wyższy poziom. Żadna zazdrosna kobieta nie rozpęta takiej wojny, nie rozegra takich ambitnych i dobrze zaplanowanych potyczek jak zdesperowany mężczyzna. Muszę przyznać, że momentami czułam się nieswojo, szczególnie gdy większość bohaterów było antypatycznych, wyrachowanych, aroganckich i ogarniętych manią wielkości. Na plus działało jedynie to, że byli przystojni. Niestety dla niektórych to może być nieco za mało. 

Fakt, że książka wciąż sprzedaje się w tysiącach egzemplarzy rocznie, a coraz to nowe kraje wykupują prawo do tłumaczenia, świadczy o tym, że Jilly Cooper wykonała kawał dobrej roboty. Nie da się ukryć, że autorka zna się zarówno na jeździectwie i pisarstwie, lecz również doskonale wie co to znaczy być arystokratą i wychować się w bogatej rodzinie z tradycjami. Nic tutaj nie zgrzytało. Były pieniądze, było rozbuchane ego, było ujeżdżanie zarówno koni jak i partnerek. A wszystko to podlane zostało sporą ilością żartów. Zresztą Anglicy słyną z ekscentryczności i dystansu do samych siebie, co przekłada się na czarny humor, w którym zawsze jest odrobinka prawdy. 

"Jeźdźcy" to niesamowita, choć nieco przegadana, książka która zabierze was w świat do tej pory niedostępny. Jeśli lubicie powiewające na wietrze strojne kapelusze dam z Ascot, skakanie przez poprzeczki, walki "kogutów" oraz historie miłosne, to jest to książka dla was. Brak tutaj wyuzdanych scen łóżkowych, brutalności, BDSM czy wszystkiego tego co stanowi oś dzisiejszych książek dla młodych dorosłych. Czasami nawet brak samej fabuły, jednak tym razem można to wybaczyć. Jilly Cooper napisała ciekawą książkę obyczajową, która nieprędko zniknie z księgarni na całym świecie. Zauważcie, że  jestem przedstawicielką już kolejnego pokolenia, które daje jej zdecydowanie dobrą notę. Polecam.


Tytuł : "Jeźdźcy"
Autor : Jilly Cooper
Wydawnictwo : Zysk i S-ka
Data wydania : 17 września 2018
Liczba stron : 852
Tytuł oryginału : Riders



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję portalowi : 
https://sztukater.pl/


Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :

http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html

2 komentarze:

  1. Zlóz wniosek o pozyczke w wysokosci 2% teraz na: ( paylaterloan@zoho.com ) lub WhatsApp ( +19292227518 ).

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobał mi sie eksperyment z okładką w autobusie. Ciekawe reakcje.
    Ale dlatego ja wolę czytnik, zawsze mogę udawać że czytam Kafkę ;)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger