"Syreny" Anna Langer
Jakiś czas temu bardzo modne było w Polsce (a może i na świecie?) bycie galerianką. Chodzenie po galeriach handlowych i polowanie na bogatego sponsora, który w zamian za usługi cielesne kupi nam sukienkę, torebkę a czasem nawet markowy zegarek. Wszystko zależało od tego jak dana galerianka wygląda. Największą popularnością cieszyły się te młode, o wyglądzie uczennic, bez mocnego makijażu i wyzywających ciuchów. Od taki typ : córeczki tatusia. Nie wiem czy to za sprawą Covidu, czy też tego, że nasze społeczeństwo się bogaci i rodzice dają większe kieszonkowe, jednak będąc ostatnio w centrum handlowym nie widziałam ani jednej grupki młodych dziewczyn szwendających się bez sensu wte i nazad. Anna Langer, w swojej najnowszej książce, podsunęła mi pewien pomysł na to, co się mogło stać z przynajmniej częścią galerianek. Otóż, ze względu na piękną , wakacyjną pogodę, przeniosły się do nadmorskich kurortów na słoneczne plaże i do tętniących dyskotekową muzyką barów. To właśnie w tych miejscach, może nie śpiewem, ale na pewno innymi walorami, kuszą mężczyzn. Tych bogatych oczywiście. A wśród nich jest jedna, nazywana wiejską dziewuszką ,która nie za bardzo wie do czego te walory mają służyć.
Czytając tę książkę zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo tęsknię za polskim morzem. Ostatnio moja rodzina zawsze wybierała wczasy zagraniczne. Po pierwsze gwarantowały one opaleniznę (jeszcze nie zdarzyło mi się bym we Włoszech i trafiła na złą pogodę) , po drugie często były tańsze niż nasze krajowe. Jednak teraz jak tak sobie siedzę i wspominam, to przypominają mi się czasy szkoły średniej, kiedy wraz ze znajomymi tłukliśmy się po kilka a czasem i kilkanaście godzin pociągiem, do Gdyni a stamtąd autobusami lub też stopem na miejsce przeznaczenia. Naszą ulubioną miejscówką była Jastrzębia Góra i pobliskie Władysławowo. Do tej pory miejsca te kojarzą mi się z upałem, zimnym piwem, piaskiem za bielizną i stronami w notatnikach (telefony komórkowe nie były wówczas popularne) zapisane numerami telefonów nowo poznanych osób. Już nie pamiętam czy którykolwiek wtedy wykorzystałam. Spało się w namiotach albo tanich kwaterach, jadło zupki chińskie a butelki po piwie nosiło do skupu, by było na kolejne. Pani Anna Langer pokazuje nam, że dzisiejsze wypady nad może, są zdecydowanie bardziej wyrafinowane. Ot taki urlop w wersji VIP. Moim zdaniem każdy z nas łaknie luksusów. Czy wy nie wzdychacie z zazdrości patrząc na piękny jacht? Czy nie mrużycie oczu i zaciskacie pięści kiedy wasze autko wyprzedza Ferrari? Ja niestety tak mam. I choć nie do końca popierałam, to co robiły bohaterki naszej książki, tak doskonale je rozumiałam. Sponsoring w dzisiejszych czasach jest niezwykle popularny i póki nikomu nie dzieje się krzywda, jest na niego społeczne przyzwolenie.Naszą główną bohaterką jest Majka, która (jak co roku zresztą) wybiera się na wakacje do małej nadmorskiej miejscowości, gdzie mieszka jej wujostwo. Jak co roku planuje spędzić ten czas ze swoimi przyjaciółkami. Jednak tym razem nie będą to zwykłe wakacje lecz szalona jazda bez trzymanki, a to wszystko przez to, że dziewczyny postanowiły spędzić swój wolny czas polując na "grubego zwierza". Znudziło im się bycie typowymi zjadaczkami chleba. Zachciało im się luksusów, kolii, norek i drinków z palemką. I jak się okazuje panów gotowych zapewnić te wszystkie zbytki, nie brakuje. Muszę powiedzieć, że czytając o perypetiach naszych bohaterek ( w tym Majki, ich głosu rozsądku) nieźle się ubawiłam. Z początku bałam się, że będzie tanio i żenująco jednak wyszło zabawnie i łobuzersko. Była to idealna wakacyjna lektura z nutką kontrowersji i pikanterii. Czyli tak jak lubię.
Długo się zastanawiałam czy w tej recenzji skupiać się na głównych bohaterach, czyli Mai i Damianie, czy też jednak ten temat pominąć. Wakacyjne powieści, erotyki czy też ogólnie pojęta literatura "romantyczna" (o ile nie jest klasyką, oczywiście) raczej nie słynie z rozbudowanych profilów psychologicznych. Bohaterowie mają być młodzi, atrakcyjni i seksowni, nie ważne czy mają jedną czy dwie komórki mózgowe. Tym razem dostaliśmy ich cały pakiet. Od razu was uspokoję : nie martwcie się to nadal nie jest żadna ambitna lektura, przy której musimy zaangażować wszystkie nasze zmysły, jednak (przynajmniej dla mnie) o wiele lepiej się czyta, jeśli mam do czynienia z bohaterami, którzy mają jednak coś do powiedzenia. Choć Maja na samym początku jest dość irytująca, tak ze względu na ten sam zawód który wykonujemy, od razu zapałałam do niej sympatią. Do Damiana również, choć punktów stycznych mieliśmy raczej niewiele. Romans ten zbudowany jest na doskonale wam zwanym schemacie : od nienawiści do miłości. No może nienawiść jest tutaj dość przesadzona, jednak nie była to insta love, która jest w dzisiejszych czasach bardzo popularna. Powiedzmy po prostu, że Maja jest dość niezdecydowaną dziewczyną, ma swoje focha i czasem ciężko z nią wytrzymać. Zdecydowanie działa u niej na plus zorganizowanie, ambicja i rozsądek, bez nich pewnie uciekałabym gdzie pieprz rośnie a książkę rzuciła gdzieś w krzaki. Z kolei Damian na początku był dziecinny a jego teksty infantylne do granic, jednak wraz z rozwojem fabuły dorastał niczym broda imama. Na samym końcu stał się prawie że mędrcem. Tak że jeśli nie będziecie mogli znieść dość prostych i drewnianych dialogów z początku książki to was pocieszę : dalej jest tylko lepiej a na końcu to już prawdziwa profeska.
No dobrze, ale nie sięgacie po romanse po to aby czytać o miłości prawda? To już wam się dawno znudziło, a jak nie, to o ile się nie mylę książki Steele czy Roberts nadal zajmują poczytne miejsce w naszych księgarniach. Dziś w literaturze króluje sex, we wszystkich jego odsłonach. Serio, czasem mi się wydaje , że autorzy nie są już w stanie mnie niczym zaskoczyć. A tutaj jak było? Czy Langer mnie czymś zszokowała? Czy policzki zapiekły? Otóż tym razem było lajtowo. Jeśli spodziewacie się erotyki i scen rodem z Greya, to zdecydowanie się zawiedziecie. Nie było tutaj perwersji, hardcoru, praktycznie niczego, co mogłoby mnie zszokować. Sceny erotyczne były gorące choć ugładzone i wysublimowane, ot taki sex pod kołderką. Jeśli chcecie się czegoś z tej książki nauczyć to zdecydowanie tracicie czas. Jednak brak śmiałych wulgarnych scen w tym przypadku nie był niczym złym. Bo wyobraźcie sobie, że "Syreny" mają fabułę. Szokujące prawda? Sama byłam zdziwiona tym, że tutaj naprawdę coś się dzieje, że akcja nie goni swojego ogona jak kot tylko posuwa się naprzód napotykając po drodze mnóstwo zwrotów. Niektóre sytuacje były naprawdę przekomiczne, inne z kolei skłaniały do myślenia.
Czy polecam ? Pewnie, że tak. Już patrząc na okładkę wiedziałam, czego mogę się spodziewać i autorka mnie nie rozczarowała a wprost przeciwnie. Jest tutaj wszystko to co lubię : wartka fabuła, ciekawi bohaterowie, kontrowersyjne tematy (jak chociażby sponsoring) i odrobina erotyki. Dziś w nocy było u mnie 6 stopni Celsjusza. Jak się obudziłam to byłam cała zziębnięta, w sumie była to pierwsza tak chłodna noc od dłuższego czasu. I tak sobie leżąc pod kołderką, postanowiłam dokończyć lekturę "Syren". Wierzcie mi albo nie, ale bardzo szybko zrobiło mi się cieplutko. Nie wiem czy powodem tego byłą jedna ze scen erotycznych, czy po prostu trzęsłam się ze śmiechu jednak zadziałało. jeśli chcecie sobie przypomnieć to gorące wakacyjne dni to zdecydowanie polecam.
Tytuł : "Syreny"
Autor : Anna Langer
Wydawnictwo : Kobiece
Data wydania : 17 czerwca 2020
Liczba stron : 376
Fakt, ostatnio dużo erotyki w książkach i trochę mam już przesyt :)
OdpowiedzUsuńOkładka mnie przyciągnęła, morze uwielbiam, a fabuła wydaje się lekka, taka w sam raz by odpocząć w jesienne wieczory. Gdy tylko będę mieć okazję sięgnę po tę książkę.
OdpowiedzUsuńTej książki nie planuję czytać, ale chcę sięgnąć po Napraw mnie tej samej autorki
OdpowiedzUsuń