"Dom nad jeziorem" Tasmina Perry

     Ci, którzy regularnie odwiedzają mojego bloga, mogą być nieco zaskoczeni. Do taj pory raczyłam was głównie recenzjami thrillerów i kryminałów, rzadziej powieści obyczajowych. Romanse raczej nie były w kręgu moich zainteresowań. Okazuje się jednak, że i typowo kobiece, miłosne powieści, jeśli zrobi im się dobry marketing i reklamę, mogą skusić największego sceptyka. "Dom nad jeziorem" to książka, której opis poruszył we mnie, bardzo głęboko ukrytą, sentymentalną nutę. Otóż jako małolata uwielbiałam serial "Północ południe" a parę lat później, razem z rodzicami oglądaliśmy rewelacyjny (jak na tamte czasy)"Savannah". Jak tylko przeczytałam, że akcja powieści Perry rozgrywa się na dawnej plantacji a jej bohaterowie są bogatymi, rozpuszczonymi dziedzicami wielkich fortun, wiedziałam że muszę ją przeczytać. Muszę przyznać, że nie do końca wiedziałam czego oczekiwać. Poniekąd spodziewałam się sentymentalnego, łzawego romansu w stylu Danielle Steele w połączeniu z powieścią historyczną. To co dostałam było zdecydowanie czymś więcej. Czyżbym na starość miała zmienić moje upodobania? I zamiast rozwiązywać skomplikowane zagadki kryminalne, będę siedzieć w fotelu z paczką chusteczek higienicznych i się wzruszać? Choć scenariusz ten jest raczej nieprawdopodobny tak faktem jest, że jestem pod wrażeniem.

Rok 1994. W Savannah jest upalne lato, które niesie ciepłą bryzę i zapach różaneczników. Kiedy młody student Jim spędza tam ostatnie przed wyjazdem na studia wakacje, nawet nie przypuszcza, że tak bardzo odmienią jego życie. Poznaje uroczą Jennifer Wayatt, córkę właściciela sąsiedniej posiadłości. Zakochują się w sobie bez pamięci, ale wspólne marzenia i plany rozpadają się jak domek z kart przez tragedię, która na zawsze zmieni życie spokojnego miasteczka.

Historia taka jak u Perry, gdzie młody chłopak wywodzący się z niezbyt zamożnej, artystycznej rodziny, zakochuje się w dziedziczce fortuny, i żyją długo i szczęśliwie (a przynajmniej takie było ich marzenie) raczej nie byłaby możliwa. Południowe Stany Zjednoczone są konserwatywne i tradycjonalistyczne, tam duch "niewolnictwa" nadal jest żywy, choć nikt nie chce się do tego przyznać. W niektórych miastach nadal publikowane są kroniki towarzyskie, w których dziennikarze, zajmują się życiem lokalnych celebrytów. Wydawać by się mogło, że żyjemy w XXI wieku, jednak w rzeczywistości w Savannah czas się zatrzymał, i widać to w postawie mieszkańców. Być może to właśnie ta wrodzona oziębłość i wyniosłość oraz zamiłowanie do pieniędzy, były czymś co sprawiło, że pomiędzy mną a główną bohaterką nie zaiskrzyło. Nie mogłam uwierzyć w jej intencje a emocje które okazywała nie wydawały mi się prawdziwe. Jako nastolatka wydawała mi się fałszywa, rozpuszczona i poniekąd zmanipulowana. Obraz jaki sobą przedstawia dwadzieścia lat później, pasuje do niej zdecydowanie lepiej. Jennifer mieszka w Nowym Jorku, jest żoną bogatego przedsiębiorcy, którego zna od najmłodszych lat. Nie pracuje, nie ma dzieci, dni spędza z kieliszkiem w ręku, pracując nad organizacją kolejnego baru charytatywnego. Jasmina Perry zdecydowała się na dwie linie fabularne i niestety okazało się to literackim niewypałem, gdyż obnażyło nieprawdopodobną i nierealistyczną metamorfozę Jen. Nie wydaje mi się możliwym, by dziewczyna która lubiła biegać boso po łąkach, która chciała kręcić filmy i odwiedzać małe londyńskie knajpki, stała się taką nieczułą i wyrachowaną królową lodu. Podsumowując albo dziewczyna cierpi na silne zaburzenia osobowości albo,któraś z jej tożsamości, ta z młodości lub ta znana z dorosłego życia, jest fałszywa.
Chociaż pomiędzy mną a Jen miłości nie było, to drugi główny bohater książki, Jim, był tym, na kogo spłynęło całe moje uwielbienie. Jim to typowy chłopak typu marzyciel, troszkę artysta, troszkę łobuz. Zresztą czego chcieliśmy się spodziewać po synu wielkiego pisarza? Nie dość, że jest przystojny to jeszcze oczytany i inteligentny. Ma cudowny brytyjski akcent i uwielbia podróżować. I jest w nas szaleńczo zakochany. Czy Jen mogła lepiej trafić? Moim zdaniem nie. Czytając tę książkę, przez cały czas zastanawiałam się, cóż takiego się wydarzyło, że para nie jest razem. Notka wydawnicza mówi o wielkiej tragedii, która doprowadziła do rozstania. Czytałam i czytałam, czekałam i przewidywałam grzmotów zwiastujących tę wielką burzę. Niestety skończyło się na lekkim deszczyku. Co prawda zakończenie książki sprawiło, że poczułam do Jen nieco więcej sympatii, jednak nadal jej zachowanie (czytaj : rozstanie z Jimem) było dla mnie niezrozumiałe. Moim zdaniem Perry nieco wyolbrzymiła fakty, mówić kolokwialnie, zrobiła z igły widły. Takich zakończeń w literaturze jest wiele, a ja czekałam na coś wielkiego i oryginalnego. Oczywiście było emocjonalnie, pod koniec kłębiło się od zwrotów akcji i emocji, jednak zabrakło tutaj tego efektu "wow". Nie jestem wielką znawczynią literatury kobiecej więc może tak po prostu miało być? 

Teraz pewnie się zastanawiacie, dlaczego we wstępniaku do mojej recenzji tak książkę zachwalam, skoro do tej pory spotkaliście się z praktycznie samą krytyką. Otóż w tym przypadku sylwetki bohaterów i wydarzenia, których są udziałem, stały się mało ważne wobec problemu, który ta powieść porusza : a mianowicie wychowania w rodzinie sławnych czy bogatych, gdzie rodzice mają duży wpływ na przyszłość dziecka. Moja mama była z pierwszego pokolenia w jej rodzinie, które poszło na studia, pierwszego któremu udało się w życiu coś osiągnąć. Wiedząc jak dużo daje wykształcenie i dobre studia, moja rodzicielka chciała tego samego dla mnie. A ja nigdy nawet nie pomyślałam o tym by się jej sprzeciwić. Nie zrozumcie mnie źle : bardzo jej dziękuję za to, że umożliwiła mi dobry start jednak teraz, patrząc na wszystko z dystansu, widzę że nie miałam zbytniego wyboru. Dlatego też czytając powieść Perry, poniekąd czułam się emocjonalnie związana z bohaterami. Wiem jak to jest, kiedy to nasi rodzice wybierają nam znajomych i krytykują tych, których zapoznamy sami. Wiem jak to jest nie spełniać pokładanych w nas oczekiwań. Matka Jenn jest doskonałym przykładem samolubnej, egoistycznej i wyrachowanej Amerykanki z głębokiego Południa, która ludzi mniej zamożnych od niej traktuje jak plebs. Również Jim wychowywał się w rodzinie znanej i szanowanej. Jego ojciec był cenionym pisarzem, który liczył że syn pójdzie w jego ślady. Na przykładzie tego młodego mężczyzny widzimy jak ciężko jest żyć w cieniu czyjegoś sukcesu. Jak ciężko dorównać komuś, kto już osiągnął sławę i renomę. Choć w rzeczywistości daleko mi do sytuacji, w której znaleźli się nasi bohaterowie, tak potrafię dostrzec wspólny mianownik. I właśnie dlatego ta książka tak mnie zachwyciła, bo obudziła we mnie sentyment i nostalgiczne wspomnienia. 

Styl jakim posługuje się Tasmina Perry, nie jest do końca tym co lubię jednak jestem przekonana, że wielbicielkom romansów, czy szeroko pojętej literatury kobiecej, przypadnie do gustu. Opisy są rozbudowane, barwne, momentami liryczne. Dialogi emocjonalne i tętniące życiem. Sama fabuła, może nie powala tempem akcji i dynamicznością, jednak wplecione w nią twisty i turny, sprawiają że z chęcią przewracamy strony. Wydaje mi się, że jak na powieść o miłości autorka zawarła tutaj wystarczający ładunek emocjonalny by wzruszyć czytelnika. Są i szalone zrywy i bolesne rozstania, długoletnie związki i bezduszne zdrady, poruszony jest problem aborcji i bezdzietności, pojawia się nawet mafia i wątek kryminalny. Gdzieś w połowie książki, autorka poniekąd zasugerowała nam możliwe zakończenie i choć nie chciałam w to uwierzyć, okazało się że moje domysły pozostały słuszne. Co prawda nie wszystko potoczyło się po mojej myśli jednak do tej pory nie mogę wyjść z podziwu jak z pozoru proste sprawy można aż tak skomplikować. "Dom nad jeziorem" jest idealnym przykładem na to jak zaskakujące i nieprzewidywalne jest ludzkie życie. 

Do tej pory myślałam, że romanse to lektura dla znudzonych życiem gospodyń domowych, podstarzałych sekretarek i emerytowanych nauczycielek, które w końcu mają czas na coś mało zobowiązującego. Bałam się, że dzieła tego gatunku okażą się zbyt trywialne, naiwne i banalne. Okazuje się jednak, że da się napisać książkę o miłości na poziomie, dobrym językiem i skierowaną nie tylko o wielbicieli gatunku. Tasmina Perry przekonała mnie do siebie i otworzyła oczy na coś nowego. Oczywiście teraz nie zrobię szturmu na księgarnię i nie wykupię wszystkiego co ma w tytule "miłość" , jednak jeśli zdarzy się okazja to chętnie przeczytam kolejną powieść dla tych, którzy pożądają literackich wzruszeń. Polecam. 



Tytuł : "Dom nad jeziorem"
Autor : Tasmina Perry
Wydawnictwo :  Kobiece
Data wydania : 27 marca 2019
Liczba stron : 448
Tytuł oryginału : The House on Sunset Lake: A breathtaking novel of secrets, mystery and love


Tę oraz wiele innych książek znajdziecie na półce z Bestsellerami księgarni internetowej :
https://www.taniaksiazka.pl/



6 komentarzy:

  1. Świetnie, że książka zachęciła cię do poznawania czegoś nowego.
    Ja również mam ją w planach. 😊
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam w moje skromne blogowe progi. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Romanse czasami niosą głębsze przesłanie. Często fabuła jest przesadzona ale to nadaje specyficznego charakteru tego rodzaju lekturom. Cieszą mnie zwroty akcji :)

    OdpowiedzUsuń
  3. jeśli szukasz dobrych romansów, to polecam książki Samanthy Young i Brittainy C. Cherry :D a ja zapiszę sobie ten tytuł, bo brzmi bardzo ciekawie. Cóż, nikt nie wybiera tego, w jakiej rodzinie się rodzi, o wiele lepiej mieć jednak dobre warunki, niż walczyć o każdą możliwość. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z doświadczenia wiem, że czasem warto na chwilę odejść od kryminałów i thrillerów na rzecz bardziej "kobiecej" literatury;) Sama czasem tak robię. "Dom nad jeziorem" nie zainteresował mnie jednak na tyle, żebym miała ochotę sięgnąć po tę książkę. To nie do końca moje klimaty.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawy artykuł. Jestem pod wielkim wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger