"Linia serc" Rainbow Rowell
Tytuł
:”Linia serc”
Autor:
Rainbow Rowell
Wydawnictwo
: Otwarte
Rok wydanie
: 2016
Liczba stron
: 384
Tytuł
oryginału : Landline
Neal,
Neal, Neal
Neal, Neal,
Neal i Neal,Neal, Neal i tak w kółko Macieja. Cała książka jest
jednym wielkim krzykiem zrozpaczonej kobiety. A najdziwniejsze w tym
wszystkim jest to, że nasza główna bohaterka zupełnie nie ma
powodu by rozpaczać. Byłam zachwycona poprzednią książką
autorki jednak tym razem Rainbow Rowell mnie rozczarowała. Totalny
brak fabuły, zbyt dużo dialogów, idiotyczna główna bohaterka to
wszystko złożyło się na marną powieść.
Georgie
McCool, komediowa scenarzystka i producentka informuje męża, że
ich wyjazd na święta do rodziny na drugim końcu Stanów musi
zostać odwołany. Właśnie pracuje nad nowym serialem komediowym,
który jest kamieniem milowym w jej karierze, a deadline jest tuż po
świętach. Jej mąż Neal, ma dość pracy swojej żony i tego, że
wiecznie jej nie ma w domu. Zdesperowany postanawia zabrać obie
córki do dziadków i razem z nimi spędzić święta. Georgie nie
pozostaje nic innego jak zostać samej w los Angeles, gdzie wraz z
przyjacielem z pracy Sethem piszą scenariusz. Wielokrotnie
postanawia skontaktować się z mężem jednak ten nie odbiera
telefonów. Nocując u matki, wygrzebuje z dna szafy żółty
telefon, jeszcze nie wie , że jest on swojego rodzaju maszyną do
przenoszenia w czasie. Kiedy dzwoni do męża ten odbiera jednak jest
młodszym o kilkanaście lat człowiekiem.
Coś
ostatnio nie mam szczęścia do głównych bohaterek. Co kolejna to
gorsza, bardziej śmieszna i dziecinna. A nasza Georgie jest typem
kobiet, który starannie omijam. Dziewczyna ubzdurała sobie, że mąż
ją rzucił tylko i wyłącznie dlatego, że nie chciał odebrać od
niej telefonu. Żenada. Na jego miejscu zrobiłabym dokładnie to
samo. W końcu udało mu się wyjść spod pantofla i postawić na
swoim. Brawo. Nasza bohaterka zamiast wsiąść w samolot i polecieć
ratować swoje małżeństwo, jedzie do swojej mamusi, gdzie w
wytartych i śmierdzących dresach czeka na telefon. Zupełnie nie
rozumiałam jej zachowania. Została w Los Angeles po to by zajmować
się pisaniem serialu. Po to poświęciła czas ,który mogła
spędzić z rodziną. I co robi? Czy pisze prześmieszne komediowe
scenariusze? Czy spełnia marzenie swojego życia o własnym serialu?
Czy zarywa noce ślęcząc nad dialogami i skeczami? Absolutnie nie!
Bardziej zajmuje ją patrzenie w ekran rozładowanego telefonu,
myślenie nad tym jak okropną osobą się stała i użalanie się
nad sobą. A najbardziej denerwujące było to, że nie mogła kupić
ładowarki do telefonu, nawet jak już była w sklepie. Po prostu
tragedia. Gdyby nie jej mąż to pewnie nie potrafiła by się sama
ubrać a co dopiero zająć dziećmi.
A
najśmieszniejsze jest to, że dziwi ją zachowanie męża. I ma
pretensje , że się do niej nie odzywa. Cholera jasna, gdyby moja
żona spędzała więcej czasu w pracy niż w domu, ciągle
opowiadała jaki jej przyjaciel jest wspaniały i psuła każdy
wyjazd to uciekła bym od niej gdzie pieprz rośnie.
A teraz
skupmy się na Nealu. Kolejnej bardzo drażniącej postaci. Wydawało
mi się, że ma chorobę Aspergera. Nie lubi ludzi, nie okazuje w
normalny sposób uczuć, jest odludkiem i pantoflarzem. Zupełnie nie
wiem w jaki sposób udało mu się założyć rodzinę gdyż jest
totalnie aspołeczny. Rzucił wszystko by nie ucierpiały na tym
dzieci. To on jest typową kurą domową, pierze, gotuje i do tego
musi znosić okropną krowę jaką jest jego żona. To się
kwalifikuje do posiadania niebieskich papierów przemocy domowej bo
ta kobieta rujnuje mu psychikę.
Mamy tutaj
również Setha, moim zdaniem najzabawniejszą postać w całej
książce jednak też najbardziej nieprawdopodobną. Uważa się za
najlepszego przyjaciela Georgie a tak naprawdę to należy do tego
typu osób , które martwią się tylko o siebie. Jak by moja
przyjaciółka miała problemy w rodzinie to rzuciłabym wszystko i
pojechała z nią porozmawiać. Seth widząc , że dzieje się coś
niedobrego nawet się tym nie zainteresował. W kółko gadał o
swoim serialu by na koniec prawie się oświadczyć naszej bohaterce.
Śmieszne prawda.
Jednym
słowem, wszystkich bohaterów odebrałam jako chore to różne
odmiany autyzmu postaci.
Dobrą
stroną tej powieści jest to, że posiada ona tak dużo dialogów,
że szybko czytająca osoba będzie w stanie ją przeczytać w porze
lunchu. Oczywiście o ile dotrwa do końca. Od kiedy nasza bohaterka
odkryła w swojej szafie magiczny telefon ( strasznie naciągany
motyw, magia w romansach? To kiepsko do siebie pasuje) to wiemy
dokładnie jaki będzie koniec książki. Praktycznie w tym momencie
powinniśmy odłożyć ją na półkę i oszczędzić sobie mordęgi.
Jestem
zawiedziona. „Załącznik” wprost wyrwał mnie z butów i
myślałam , że kolejna książka tej autorki będzie jeszcze
lepsza. Teraz aż boję się sięgnąć po kolejny tytuł by jeszcze
bardziej nie pogłębić mojego rozczarowania. Była to powieść
irytująca, bez żadnej konkretnie postawionej tezy, bez spójności
i tak naprawdę bez żadnego morału. Może autorka starała się
odpowiedzieć na pytanie czy miłość jest w stanie przezwyciężyć
wszystko? Jeśli tak to totalnie jej to nie wyszło. Źle dobrani
bohaterowie, dość kiepski motyw, wszystko tutaj było nie tak.
Nie polecam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz