"Ta chwila" Guillaume Musso
Tytuł: „Ta chwila”
Autor : Guillaume Musso
Rok wydania : 2016
Wydawnictwo : Albatros
Liczba stron : 320
Tytuł oryginału :
L'Instant Present
Ta
chwila...trwa do połowy
Gdzieś
w połowie książki powiedziałam mężowi „To jest to, ta książka
musi trafić do naszej biblioteczki, ponieważ jest po prostu
rewelacyjna”. Do tej pory pluję sobie w brodę, że udało mi się
aż tak bardzo zapeszyć. Owszem książka jest rewelacyjna...ale
tylko do połowy. Koniec jest tak mało autentyczny, tak mocno
naciągany i mało innowacyjny, że odbiera książce całą
wyjątkowość. Gdzieś na ostatnich stronach jedna z głównych
postaci mówi do swojego interlokutora„ nie kończ tej powieści”.
Dokładnie to samo powinna zrobić autorka, zamiast niszczyć tak
rewelacyjną powieść powinna pozostawić zakończenie otwartym.
Arthur
Costello, 25 letni lekarz dostaje od swojego ojca niesamowity
prezent, a jest nim stara nieużywana latarnia morska zwana Latarnią
24 wiatrów. By posiadłość mogła przejść w ręce młodego
mężczyzny musi on spełnić tylko dwa warunki. Nigdy jej nie
odsprzedaż i nigdy nie otwierać zamurowanych w piwnicy stalowych
drzwi. Jednak każdy z nas wie co znaczy młodość, jesteśmy
ciekawi tajemnic i nawet przestrogi dorosłych nie są w stanie nas
przestrzec przed zrobieniem głupoty. Jeszcze tego samego dnia Arthur
bierze łom i wybija stalowe drzwi, kiedy wchodzi do śmierdzącego
pleśnią pomieszczenia drzwi zatrzaskują się. Mężczyzna czuje
zawroty głowy, nogi się pod nim uginają i otacza go
obezwładniający zapach pomarańczy. Przytomność odzyskuje w Nowym
Yorku w jednej z katedr w centrum miasta. Jest nagi a najbardziej
zadziwiające jest to, że jego „omdlenie” trwało ponad rok.
Pętle
czasu to jest to co misie lubią najbardziej. Nie bez powodu jedną z
moich ulubionych książek jest „Dallas 63” Stephena Kinga gdzie
nasz bohater podróżuje w czasie. I właśnie z tą powieścią
skojarzyła mi się „Ta chwila”. Nasz bohater co dwadzieścia
cztery godziny przenosi się w czasie o mniej więcej rok czasu.
Przeżywa 24 lata swojego życia w zaledwie 24 dni. Oczywiście nie
można porównać lirycznego stylu Kinga do opowieści początkującego
choć jakże już utytułowanego pisarza jednak sam pomysł mnie
urzekł. Gorzej troszkę poszło z wykonaniem.
Nie
chcąc urazić autora muszę przyznać, że miałam tu do czynienia
bardziej z opowiadaniem niż pełnowymiarową powieścią. Książkę
udało mi się przeczytać w trzy godziny, a nawet nie uczęszczałam
na kurs szybkiego czytania. Złożyła się na to bardzo duża
czcionka, zupełnie ( a może nawet i większa ) jak w powieściach
dla młodzieży, dużo dialogów i dość krótkie rozdziały. Gdyby
skondensować to wszystko samego druku może by wyszło ze 150 stron.
Ostatnią książką jaką przeczytałam było ponad 750 stronicowa
„Dynastia” Mastertona więc z jednej strony byłam autorowi
wdzięczna za szybką i zwartą lekturę, jednak z drugiej
oczekiwałam czegoś więcej. A wierzcie mi było z czego to „więcej
zrobić”. Przeskoki w czasie acz interesujące stały się po
części rutyną, oprócz kilku przypadków nic nie wnosiły a
przecież mogły. Na samym początku myślałam, że będziemy mieć
do czynienia z zagadką, z zagadką latarni. Wiemy, że nasz główny
bohater nie był pierwszą osobą, która została wplątana w
podróże w czasie. Jednak gdzieś po kilkudziesięciu stronach autor
zarzucił ten trop i zagadka pozostała nierozwiązana. Na dobrą
sprawę nie wiemy, co się w tej latarni wydarzyło, dlaczego
otworzyło się okno w czasie, na jakiej zasadzie ono funkcjonowało,
dlaczego bohater raz zawędrował do Paryża, choć zazwyczaj budził
się w nowym Yorku. Tych pytań są jeszcze setki. I poniekąd
dostałam na nie odpowiedź jednak taką po której poczułam się po
prostu oszukana. Zupełnie jak w filmie „Thruman Show” gdzie
główny bohater dowiaduje się, że od berbecia żyje w świecie
wielkiego brata gdzie wszyscy jego najbliżsi i przyjaciele są
podstawionymi aktorami.
I tu
dochodzimy do najgorszego fragmentu książki jakim jest zakończenie.
Z czystym sercem mogę powiedzieć, że był to najgorszy koniec z
jakim się dotychczas spotkałam. Pewnie znajdą się czytelnicy,
którzy zrozumieli tę wielką metaforyczną mistyfikację jednak ja
się do niej nie przekonałam pomimo wielokrotnego przeczytania
największego twistu w tej całej historii. Od początku byłam
przekonana, że powieść ta jest thrillerem z elementami fantastyki
by na końcu obudzić się z ręką w nocniku. Czułam się jak by
wylano na mnie kubeł zimnej wody gdyż na koniec okazało się, że
działo to jest metaforą miłości rodzicielskiej i stosunków w
rodzinie. Teraz jak się nad tym zastanawiam to wydaje mi się, że
autor chciał nam przekazać coś bardzo ważnego, jednak nie wybrał
do tego zbyt zrozumiałej formy.
Taki
mały spojler , więc kto nie chce niech ten akapit pominie. W
trzecim dniu swojej podróży autor się zakochuje w przypadkowo
poznanej dziewczynie. Po kilku dniach znajomości zachodzi ona w
ciążę choć w rzeczywistości cały ich związek trwa kilkanaście
lat . Stop, to wszystko dzieje się za szybko. Jednego dnia Lisa nie
istnieje, drugiego jest wielka miłość, trzeciego kłótnie,
czwartego gorący sex, piątek Lisa ma kogoś innego, następnie sex,
następnie jedno dziecko potem drugie, znowu zdrady, znowu spotkania.
..A gdzie czas na analizę? Człowiek który w 120 godzin przeżywa
całe swoje życie nie ma prawa nie zwariować. Na domiar złego
odniosłam wrażenie, że w ogóle nie interesuje się on swoimi
dziećmi choć ma tylko kilka godzin na ich poznanie. Woli latać za
spódniczką. A ona? A kobieta godzi się na to by mieć dzieci z
kimś kogo widziała kilka razy w życiu . Taki związek nie ma szans
przetrwania, bohaterowie powinni sobie strzelić w łeb. Owszem
bohater poniekąd to wszystko wyjaśnia jednak w równie
niezrozumiały dla mnie sposób.
Jak
duża większość książek, które w swoim życiu przeczytałam i
ta zaczęła się rewelacyjnie. Mamy tutaj tajemnicę , ciekawych
bohaterów, akcję i jej zwroty. Mamy ciekawy temat, mądre dialogi i
szczyptę dowcipu. To wszystko mamy na pierwszych 250 stronach.
Dlatego proszę wszystkich jak dojdziecie do tego momentu zamknijcie
książkę i sami napiszcie jej zakończenie. Wam na pewno wyjdzie
lepiej niż autorowi, który zupełnie nie miał pomysłu jak to
wszystko doprowadzić do końca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz