"Artemis" Andy Weir
0
Andy Weir
,
fantastyka
,
kolonizacja Księżyca
,
Księżyc
,
podróże w kosmos
,
science fiction
,
spisek
Kiedy kilka lat temu czytałam "Marsjanina" byłam wprost zauroczona zarówno samą fabułą książki jak i głównym bohaterem. Sama byłam zaskoczona jak mogła zainteresować mnie powieść praktycznie jednego bohatera, dziejąca się w tym samym zamkniętym środowisku? Przecież to na odległość powinno wiać nudą. Jednak Andy Weir dokonał czegoś niezwykłego. Tytułowy "Marsjanin" został wyposażony w takie atrybuty i poczucie humoru, że wprost nie dało się go nie polubić. Idąc za ciosem autor postanowił "przetransferować" osobowość Marka Watneya w ciało Jasmine Bashary, bohaterki powieści "Artemis". Muszę przyznać, że zabieg wyszedł dość groteskowo. Kiedy czarny, typowo męski humor, rozwiązły język, oraz bezpośrednia forma zwracania się do czytelnika pasują do samotnego człowieka na Marsie, to kiedy w ten sam sposób mówi do mnie wychowana z dala od Ziemi, zadufana w sobie, zamerykanizowana młoda muzułmanka, to do mnie nie przemawia.Zawiodła również sama fabuła, jest zbyt zawiła i choć dzieje się w ciekawym miejscu jest o wiele mniej interesująca.
Jazz Bashara, córka znanego w środowisku spawacza, muzułmanina przybyłego z Arabii Saudyjskiej,
przybyła na Księżyc kiedy miała sześć lat. Już od dziecka odznaczała się niezwykłą inteligencją jednak środowisko, w którym przebywała i jej własny upór doprowadził dziewczynę na dno. Pokłócona z ojcem wyprowadziła się z domu by zamieszkać z mężczyzną, który oprócz niej miał na boku parę innych dziewczyn. By utrzymać się przy życiu, w jednym z najdroższych miast w Galaktyce, Artemis, Jazz zmuszona była pracować jako doręczycielka. Jednak rozwożenie przesyłek było tylko przykrywką dla nielegalnych interesów. W rzeczywistości Jazz zajmowała się przemytem zakazanych towarów z Ziemi na księżyc. Pewnego dnia jeden z jej długoletnich klientów, skandynawski milioner mieszkający w Artemis, zaoferował jej milion gitów (artemizjańska waluta) za pomoc w zniszczeniu huty aluminium Sanchez. Dziewczyna, nie zdając sobie sprawy ze związanych z tym niebezpieczeństw, zgodziła się. Kiedy jej mocodawca został zamordowany, było już za późno by się wycofać.
przybyła na Księżyc kiedy miała sześć lat. Już od dziecka odznaczała się niezwykłą inteligencją jednak środowisko, w którym przebywała i jej własny upór doprowadził dziewczynę na dno. Pokłócona z ojcem wyprowadziła się z domu by zamieszkać z mężczyzną, który oprócz niej miał na boku parę innych dziewczyn. By utrzymać się przy życiu, w jednym z najdroższych miast w Galaktyce, Artemis, Jazz zmuszona była pracować jako doręczycielka. Jednak rozwożenie przesyłek było tylko przykrywką dla nielegalnych interesów. W rzeczywistości Jazz zajmowała się przemytem zakazanych towarów z Ziemi na księżyc. Pewnego dnia jeden z jej długoletnich klientów, skandynawski milioner mieszkający w Artemis, zaoferował jej milion gitów (artemizjańska waluta) za pomoc w zniszczeniu huty aluminium Sanchez. Dziewczyna, nie zdając sobie sprawy ze związanych z tym niebezpieczeństw, zgodziła się. Kiedy jej mocodawca został zamordowany, było już za późno by się wycofać.
Niektórzy mówią, że pisząc "Marsjanina" autor tym samym postawił sobie zbyt wysoko poprzeczkę, której nie udało mu się przeskoczyć i wraz z "Artemis" upadła z hukiem na ziemię. Czy ta część krytyków i recenzentów ma rację? Czy w ogóle można porównywać te dwie książki? Czy mają za sobą coś wspólnego?
W obu powieściach widać oczywistą fascynację Weira kosmosem, chemią oraz prawami fizyki. Kiedy w przypadku "Marsjanina" użycie naukowego języka było nie dość, że wskazane a wręcz konieczne by wyjaśnić w jaki sposób naszemu głównemu bohaterowi udało się żyć i przeżyć w tak niegościnnych warunkach, tak w przypadku "Artemis" mamy do czynienia z pseudonaukowym bełkotem. Wszystkie te gadki o szmuglowaniu, gangsterach czy naukowym sabotażu były po prostu nudne, a użycie encyklopedycznych zwrotów i terminów opisując procesy zachodzące w wyniku spawania, po prostu żenujące. Tak proszę państwa "Artemis" to jeden wielki pamflet na temat hutnictwa i spawalnictwa, myślę że temat ten może zainteresować dość wąskie grono czytelników.
Jak pisałam na wstępie mojej recenzji wprost pokochałam Marka Watneya. Wydawcy i spece od reklamy mówili mi, że pokocham również Jazz Basharę. Niestety stało się wręcz odwrotnie i trafiła do mojej dziesiątki najbardziej irytujących głównych bohaterów. To co mogło ujść "marsjaninowi" nie jestem w stanie wybaczyć naszej młodej sabotażystce. Po tej książce widać, że nie każdy mężczyzna, nawet ten posiadający najbardziej rozbudowaną wyobraźnię, jest w stanie wczuć się w rolę kobiety i ją odpowiednio odegrać. Jazz Bashara jest przykładem na to, że "kobiety" są najmniej poznanym i obcym gatunkiem naszej galaktyki, przynajmniej w oczach mężczyzn. Typowo męskie żarty włożone w kobiece usta brzmią groteskowo a czasem wręcz niesmacznie. Autor z dziewczyny wychowanej w muzułmańskiej rodzinie, i zapewne w muzułmańskiej wspólnocie, zrobił szwendającą się po łóżkach nieznanych mężczyzn, puszczalską terrorystkę. Kolejny raz to co ujdzie mężczyźnie kobiecie niestety nie przystoi. Na domiar złego nasza bohaterka nie interesuje się niczym innym tylko swoim stanem konta. I tu dochodzimy do kolejnego problemu.
Cała fabuła książki oparta jest na chciwości Jazz. Nie było by całej afery gdyby nasza główna bohaterka nie połasiła się na oferowany jej milion gitów. Jak dla mnie było to troszkę za mało by ładować się w kłopoty i narażać własne życie, a taki właśnie finał był bardziej niż oczywisty. Kiedy nie lubisz głównej bohaterki, reszta postaci wydaje się być stereotypowa a cała fabuła oparta na zbyt naciąganej fasadzie, wtedy co nam zostaje? Miejsce osadzenia powieści. Tym razem wylądowaliśmy w Artemis, pierwszym zbudowanym przez ludzi mieście na księżycu. Powinno być ciekawie a jak wyszło? Artemis, to miasto turystyczne, zbudowane z kilku połączonych ze sobą baniek mieszkalno usługowych, gdzie naraz przebywa około 2 tysięcy mieszkańców i przybyszów z Ziemi. Pewnie zaskoczy was fakt, że założycielem miasta była spółka wywodząca się z położonej na równiku Kenii. Żałuję, że autor nie zadał sobie trudu by poinformować czytelników jakim cudem ten afrykański kraj stał się liderem w dziedzinie kosmonautyki i lotów kosmicznych? Szkoda.
Jednak sam Księżyc, podobnie jak cała powieść, jest szary i nieciekawy. Artemis, jako miasto przyszłości, prezentuje sobą dość smutny i mało optymistyczny obraz społeczeństwa przyszłości. Na Księżyc, gdzie powinna trafić sama elita ludzi najinteligentniejszych, trafiają osobniki z półświatka, alkoholicy i przestępcy. Nawet w tak zamkniętej enklawie obudzą się nasze zwierzęce instynkty. Sprawdza się tu teza Baudelaire, prekursora symbolizmu i dekadentyzmu, że społeczeństwo chyli się ku upadkowi moralnemu.
Przyznam szczerze, że sięgając po "Artemis" spodziewałam się ciekawego, prekursorskiego dzieła na miarę "Marsjanina". Niestety dostałam dość mdłą, napisaną tuzinkowym językiem pulpę, przy której trzeba mieć wiele cierpliwości by doczytać do końca. Muszę się zgodzić z krytykami i przyznać, że poprzeczka została zawieszona zbyt wysoko a upadek z takiej wysokości jak Księżyc musi być niezwykle bolesny. Trzymam kciuki za Andiego Weira i liczę na to, że uda mu się podnieść i napisać kolejny bestseller, który złapie mnie za serce.
Tytuł : "Artemis"
Autor : Andy Weir
Wydawnictwo : Akurat
Data wydania : 22 listopada 2017
Liczba stron : 418
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz