"Siedem lat w Tybecie" Heinrich Harrer
Tytuł : "Siedem lat w Tybecie"
Autor : Heinrich Harrer
Wydawnictwo : Zysk i S-ka
Data wydania : 20 listopada 2017
Liczba stron : 505
Tytuł oryginału : Sieben Jahre In Tibet
Nowe życie
Jak tylko zobaczyłam tytuł tej książki, to wiedziałam, że koniecznie muszę ją przeczytać. Od razu przed oczami stanął mi mój ulubiony film, o tej samej nazwie, z Bradem Pittem w roli głównej, film który pamiętam aż do dziś, wraz z najdrobniejszymi szczegółami. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że opowiada on o losach prawdziwej postaci, Heinricha Harrera, austriackiego alpinisty, himalaisty i geografa, należącego do SS. "Siedem lat w Tybecie" to świetna książka podróżniczo-obyczajowa obok, której nie da się przejść obojętnie. Magiczna sceneria, egzotyczny buddyzm, dwie wojny toczące się równolegle oraz sama kontrowersyjna postać autora sprawiają, że musimy doczytać ją do końca.
Heinrich Harrer, wraz z Peterem Aufschnaiterem biorą udział w wyprawie podróżniczej na Nanga
Parbat. Kiedy wybucha II Wojna Światowa schwytani zostają przez wojska brytyjskie i osadzeni w obozie jenieckim. Po wielu nieudanych próbach w końcu udaje im się uciec. Trafiają do Tybetu gdzie nieznajomość kultury i obyczajów tego kraju przysparza im początkowych problemów. W końcu udaje im się zaaklimatyzować a nawet poznać samego Dalajlamę. Niemal idealny świat rozpada się jednak, gdy Chiny,
po pokonaniu wewnętrznych wrogów, występują z roszczeniami wobec Tybetu.
Wskutek zdrady i przewagi wroga Tybet i jego unikalna kultura upada.
Muszę przyznać, że styl pisarski autora nie wyróżnia się niczym spektakularnym. Mamy tutaj do czynienia z typową powieścią podróżniczą, z typowym dla niej językiem, gdzie wartością jest przedstawienie faktów a nie ich ozdabianie. Musimy wszak pamiętać, że Harrer nie był z wykształcenia (ani nawet z zamiłowania) pisarzem, a na dodatek język niemiecki nie sprzyja prozie "ozdobnej", część detali mogła również ulec zmianom w wyniku tłumaczenia. Jednak to co najważniejsze zostało zachowane, a jest tym niezwykła podróż Harrera przez Tybet, która zaowocowała przyjaźnią z Dalajlamą.
Ci którzy interesują się podróżami i historią podróżnictwa wiedzą, że Heinrich Harrer większość z tych siedmiu lat, które spędził w Tybecie właśnie podróżował. Oczywiście gdyby nasz autor skupił się na opisie wspinaczki wysokogórskiej i trekkingu zapewne 90 procent czytelników nie dobrnęło by do 100 strony powieści. Choć wiemy, że te sporty były jego prawdziwą miłością, w swojej książce Harrer opowiada o życiu w stalicy Tybetu, Lhasie, i poznawaniu tamtejszej kultury i społeczności.
W smutnym postscriptum, dopisanym prawie 50 lat później, opisuje jak cała ta kultura została wymazana.
To właśnie część o Lhasie, gdzie nasz autor rozpoczyna nowe życie, jest moim zdaniem najlepszą, najbardziej poruszającą częścią całej opowieści. Z pewnością wcześniejsze sceny, jak ucieczka z więzienia czy przeprawa przez pustynię, są niezwykle ekscytujące, jednak to właśnie proces tworzenia "nowego życia" wraz z pomocą współczujących Tybetańczyków, były najbardziej romantyczne i wzruszające. Sama od 10 lat mieszkam za granicą, gdzie musiałam zbudować nowy dom, z dala od najbliższych i przyjaciół. Ta książka przypomniała mi o tych małych przyjemnościach wynikających z życia i pracy za granicą. To tutaj zbudowałam swój dom, więc nawet jeśli los mnie rzuci w inne miejsce to zawsze będę tęsknić za tą wyspą, więc z całą świadomością mogę się podpisać pod końcowymi słowami autora: "Gdziekolwiek mieszkam, będę tęsknił za Tybetem".
"Siedem lat w Tybecie" to również doskonały opis kultury tybetańskiej. Właśnie z niej dowiedziałam się, że Ci dobrzy ludzie też mają swoje za uszami. W filozofii buddyjskiej żadne stworzenie boskie nie może zostać zabite a co za tym idzie ludzie nie mają dostępu do mięsa, które przecież jest im potrzebne do prawidłowego rozwoju. Jak się okazuje ten problem ma bardzo proste rozwiązanie, a jest nim sąsiedni Nepal. Nepalczycy jak widać nie mają takich skrupułów i "mordują" na potęgę by potem dostarczyć mięso do Tybetu.
Kolejnym przykładem jest przepis, że w każdych zawodach, czy to sportowych czy innego rodzaju, Dalajlama musi zawsze zająć pierwsze miejsce. Czy w takim kraju idea współzawodnictwa w ogóle ma sens, skoro zawsze mamy tego samego zwycięzcę?
To właśnie dla takich smaczków warto przeczytać tę powieść.
Pomimo sztywnego stylu, wielokrotnych powtórzeń i niedbalstwa fabularnego (często trudno się rozeznać w rozgrywających się wydarzeniach) warto sięgnąć po tę pozycję za względu na jej walory edukacyjne. Trzeba przy tym pamiętać, że "Siedem lat w Tybecie" to nie fikcja literacka, tylko opis prawdziwych zdarzeń, przeżytych przez osobę z krwi i kości. To wspaniała książka podróżnicza, z której dowiemy się wiele o kulturze i obyczajach panujących w Tybecie. To również opowieść o wojnie, polityce i miłości, dlatego polecam ją każdemu czytelnikowi. Dodam, że fakt oglądania filmu nie będzie miał wpływu na odbiór powieści, gdyż mamy tutaj wiele wątków, których zabrakło w scenariuszu. Gorąco polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz