"Dynastia" Graham Masterton
Tytuł :
„Dynastia”
Autor :
Graham Masterton
Rok wydania
: 2015
Wydawnictwo
: Albatros
Liczna stron
: 768
Tytuł
oryginału : Rich
Ziemia
obiecana
Grahama Mastertona znam
głównie jako autora najwyższej klasy horrorów.
Wiem jednak, że kilkadziesiąt lat temu próbował zaistnieć
również w innych gatunkach. Pisał między innymi opasłe powieści
historyczne. Ludzie, którzy śledzą mojego bloga zapewne pamiętają
moją niekoniecznie pochlebną recenzję książki „Imperium”.
Wtedy się zawiodłam jednak jeszcze raz postanowiłam dać autorowi
szansę. Tym razem wyszło lepiej, nie wiem czy za sprawą autora czy może ja dorosłam do tego typu powieści.
Johann
Cornelius , młody Holender, w początkach XX wieku przypływa do
Stanów Zjednoczonych.
Jego specjalnością jest naprawa wszelkich
urządzeń mechanicznych jednak jego ambicje sięgają daleko poza
zakład naprawczy. Pragnie zostać bajecznie bogaty, marzy mu się
bycie milionerem , kariera od pucybuta do milionera. Za pierwsze
zarobione pieniądze kupuje bilet na pociąg i jedzie do Texasu gdzie
jak grzyby po deszczu wyrastają szyby naftowe. Dzięki brawurze,
niezaproszony dostaje się na prywatne przyjęcie gdzie bawi
śmietanka towarzyska Broughton. Po zawarciu korzystnych znajomości
z najmożniejszymi tutejszej społeczności prosi ich o pomoc w
otwarciu własnego biznesu. Niestety nikt nie chce podżyrować
pożyczki nieznajomemu. Z pomocą przychodzi mu Beatrice Mulliner,
żona bogatego adwokata. Dzięki niej Johann zdobywa upragnione
pieniądze jednak zmuszony jest do opuszczenia miasta. Swoją karierę
rozpoczyna w Edgar, innym naftowym miasteczku, gdzie otwiera swoje
pierwsze zakłady naprawcze. Już po kilku latach staje się
milionerem. Jednak pogoń za pieniądzem przysłoniła mu cały
świat. W 1903 roku doszło do tragedii w której stracił dwie osoby
najbliższe jego sercu : ukochaną i wykupioną z burdelu
przyjaciółkę. Jak potoczą się dalsze losy ambitnego Holendra?
Na
wstępie powiem, że na pewno nie jest to książka dla każdego.
Ponad 700 stron , do tego małym drukiem – to jest wyzwanie samo w
sobie. Do tego jak przystało na książkę historyczną pełno tutaj
detali i opisów. Książka ma swoisty rytm. Każdy rozdział czy
nawet akapit, zaczyna się od długiego opisowego wstępu, by pod
koniec przejść do części zdominowanej przez dialogi. Mniej
wytrwałym czytelnikom mogę obiecać, że jeśli pominą sceny
opisowe i skupią się na samych dialogach to i tak niczego nie
stracą. Z drugiej strony fani powieści historycznych będą
wniebowzięci. Autor doskonale oddał ducha epoki. Poznajemy Amerykę
XX wieku w najdrobniejszych szczegółach. Począwszy od popularnych
w tamtym czasie nazw zastaw stołowych a na nowinkach technicznych
skończywszy. W tekście widać fascynację autora wszelkiego rodzaju
pojazdami począwszy od samochodów a na pociągach skończywszy.
Mnie
osobiście ciut przydługie i zbyt szczegółowe opisy każdej
wykonywanej przez bohaterów czynności nieco nużyły. Niekoniecznie
muszę znać szczegóły ubiory, zawartości walizki czy lodówki.
Książka jest wręcz przesycona detalami. A najbardziej denerwujące
były opisy prostych ludzkich zachowań w stylu : podniósł rękę,
wygładził serwetkę. Czułam się troszkę jak na filmie z
dubbingiem dla ślepych, gdzie lektor dokładnie opisuje co się
dzieje na ekranie. I przyznam wam się szczerze, że gdzieś w
połowie książki opisy czytałam tylko pobieżnie co pewnie
zaoszczędziło mi kilku dodatkowych godzin czytania.
Fabuła
książki jak w większości sag jest mało zaskakująca. Są setki
powieści o życiu bogatych, wielopokoleniowych rodzin. Więc co tę
akurat wyróżnia? Otóż proszę państwa : postacie. Uwielbiam
Grahama Mastertona właśnie za to, że tak pięknie potrafi
zróżnicować ich charaktery. Każdy jest tutaj niepowtarzalny,
owszem duża część powieściowych charakterów jest przerysowana
jednak nie można powiedzieć żeby nie byli unikatowi. Nie każdy
autor pozwala nam zżyć się z osobami, o których losie opowiada.
Tutaj poznajemy ich dogłębnie, niekoniecznie musimy pałać do nich
sympatią jednak doskonale możemy postawić się w ich pozycji.
Znamy ich charaktery, poznajemy namiętności, które nimi targają,
jesteśmy za pan brat z ich bolączkami i chwilami szczęscia.
Jak
doskonale wiemy, Ameryka XX wieku dla wielu była rajem obiecanym. To
właśnie tutaj z pustego i Salomon nalewał, dla wielu była ziemią
obiecaną. Autor obrazuje nam proces jak w większości przebiegały
kariery ówczesnych milionerów, a wierzcie mi pójście drogą
wielkich pieniędzy było tylko dla odważnych i przebojowych ludzi.
Trzeba było zapomnieć o moralności i litości, twardo stąpać po
ziemi i mieć oczy z czterech stron głowy by wiedzieć z której
strony nadchodzi atak. Nie można się było bać działalności na
skraju szarej strefy a czasem nawet i w czarnej, korupcja była
chlebem powszednim , często jedyną drogą do sukcesu.
Po
przeczytaniu tej powieści wiem troszkę więcej o mechanizmach
rządzących Ameryką tamtych lat. Mam troszkę za złe autorowi, że
praktycznie pominął kryzys 1929 roku i inne wielkie wydarzenia,
które wstrząsnęły amerykańskim przemysłem. Z drugiej strony
dowiadujemy się jednak innych ciekawych rzeczy. Pomimo abolicji w XX
wieku nadal można było handlować ludźmi. Dowiadujemy się jak
działał Ku Klux Klan. W tej książce jest absolutnie wszystko co
wpłynęło na obraz dzisiejszych Stanów Zjednoczonych. Autor
pięknie pokazał jak zmieniała się rola i pozycja kobiet w
społeczeństwie. Od typowych kur domowych do wyzwolonych sufrażystek
następnego pokolenia.
Oczywiście
w powieści było parę pomyłek i jednak z nich utkwiła mi w
pamięci. Pewnego razu Johann wychodząc z restauracji nie zostawił
napiwku. Kelner wybiegł za nim dopominając się o zapłatę. Nasz
bohater odpowiedział mu , że żebrząc nie dorobi się majątku. A
co sam zrobił jak przebywał w Broughton i prosił elitę
tamtejszego miasteczka o pieniądze? Czy gdyby nie jego prośby i ich
dobra wola pożyczenia 10 000 dolarów to stałby się tym kim był?
Pomimo
minusów jakimi były : zbyt rozwlekłe i detaliczne opisy, czasem
mizerne dialogi i mało innowacyjna fabuła książka sprawiła na
mnie dobre wrażenie. Nie wiem czy powodem tego jest sam autor czy
moje zamiłowanie do książek historycznych. Jestem zdecydowanie na
tak. Jednak od razu zastrzegam, mniej wytrwałych czytelników
powieść może po prostu znudzić.