"Czarownice z Manningtree" Beth Underdown

     Zapewne każdy z nas zna historię o czarownicach z Salem- głośnym procesie w Stanach Zjednoczonych, z 1692 roku w wyniku którego 18 kobiet zostało skazanych na śmierć za uprawianie czarów. Wszystkie zostały powieszone. Jednak by usłyszeć więcej takich przerażających historii nie musimy wybierać się za ocean. Czasy inkwizycji to czarna karta w historii Kościoła. Praktycznie cała Europa urządzała pokazowe polowania na czarownice, które trwały kilkaset lat. Zginęły tysiące kobiet, których jedynym przewinieniem była ich "inność". Książka Underdown opowiada o losach prawdziwej postaci, w prawdziwych realiach XVII wiecznej Anglii. I choć cała fabuła jest fikcją literacką to słychać w niej echa historii.

Essex, Anglia, 1645. Alice Hopkins wraca do małego miasteczka, w którym dorastała. Wdowa, z dzieckiem i bez perspektyw, jest zmuszona znaleźć schronienie w domu swojego młodszego brata. W ciągu pięciu lat, kiedy jej nie było, chłopiec, którego znała, stał się człowiekiem wpływowym i bogatym lecz jednocześnie szalonym. Alice odkrywa, że Matthew jest bezlitosnym, samozwańczym, łowcą czarownic. Kobieta próbuje wpłynąć na brata. Wkrótce natrafia na sekret rodzinny, którego ujawnienie może mieć poważne konsekwencje. Przestraszona i zaszczuta musi wybierać pomiędzy bezpieczeństwem swoim i dziecka oraz a własną duszą. 

Matthew Hopkins, jeden z głównych bohaterów, jest postacią historyczną. Mężczyzna ten począwszy od 1644 roku, przyczynił się do śmierci prawie 200 kobiet. Wraz z czwórka swoich pomocników, dwoma mężczyznami i dwoma kobietami, torturował podejrzane stosując jedne z najbrutalniejszych ówczesnych metod, między innymi "pławienie" (ordalię). Choć nigdy nie został prawnie uznany ani przez króla ani przez Kościół, jego renoma bezwzględnego inkwizytora docierała do najdalszych zakątków królestwa. Za oczyszczenie wioski z czarownic pobierał sowitą zapłatę, co w krótkim czasie pozwoliło mu się znacznie wzbogacić. Do końca nie wiadomo co było przyczyną nienawiści mężczyzny do kobiet, jednak wykraczało to daleko poza podłoże religijne. Choć wiadomo, że Matthew miał braci, źródła historyczne nie podają żadnej wzmianki o siostrze, a to właśnie z jej perspektywy napisana jest cała opowieść. Zastanawiam się dlaczego autorki, boją się narracji z punktu widzenia mężczyzny? Czy ma na to wpływ nieznajomość męskiej psychiki? Jednak dlaczego wybór padł właśnie na Alice? Matthew z pewnością miał matkę która mogła posłużyć za wiarygodnego narratora. Autorka mogła wykorzystać którąś z ofiar prześladowania, której udało się przeżyć. Jaki był sens w tworzeniu całkowicie nowej bohaterki? Bohaterki, która poprzez swoje doświadczenia i obserwacje opisuje nam obraz swojego brata, owładniętego rządzą mordu psychopaty. Długo się zastanawiałam, czy książka ta nie byłaby lepsza jeśli patrzyłabym na świat oczami Matthew, siedziała w jego głowie. Choć Alice stara się zrozumieć, co sprawiło, że jej brat z ciekawego świata i radosnego młodego mężczyzny, stał się potworem, to perspektywa osób trzecich zawsze w jakiś sposób zaciemnia obraz rzeczywistości. Pozostają luki, które ciężko będzie zastąpić. Alice była znakomitą obserwatorką jednak odnosiłam wrażenie, że nie ma zbyt dużego wpływu na wydarzenia. Co zresztą jest całkowicie naturalne kiedy mowa o Anglii połowy XVII wieku, kiedy kobiety nie miały prawa głosu. Więc jaki był sens tworzenia bezsilnej bohaterki? 

Autorce w fenomenalny sposób udało się odtworzyć klimat epoki.  XVII wiek to były mroczne czasy dlatego nie dziwi, że i sama książka jest niezwykle mroczna i klaustrofobiczna. Atmosfera małych angielskich miasteczek była oddana w sposób niezwykle wiarygodny. Mogę wręcz powiedzieć, że poczułam się przeniesiona w czasie w miejsce odległe, przerażające i cuchnące strachem. Tak wiele kobiet zostało skrzywdzonych i zabitych, że wręcz czuć ich niespokojne dusze błądzące po traktach. Kobiet, których jedyną przewiną było urodzić się w czasach przesądów i zabobonów. Każdy przejaw inności, przedsiębiorczości, ekscentryczności czy po prostu indywidualizmu był powodem do wszczęcia procesu. Zręczny inkwizytor na każdego znalazł dowody. Czasem potrzebne był tortury, czasem wystarczyło dobre słowo od zazdrosnego sąsiada. Większość z ofiar Matthew Hopkinsa to kobiety starsze, pozbawione rodziny i przyjaciół, łatwe ofiary, które nie dostały możliwości obrony. Z góry skazane były na przegraną. Muszę przyznać, że jest to bardzo trudna w odbiorze powieść, ze względu na to, że wydarzenia w niej zawarte wydarzyły się naprawdę. Beth Underdown, dzięki świetnemu stylowi oraz plastycznemu językowi przeniosła na papier ten ogrom cierpienia, który był uczestnictwem ofiar inkwizytora. Żałuję jedynie braku odnośników do historii oraz Kościoła. "Czarownice z Manningtree" są wyrwaną z kontekstu historycznego opowieścią o opętanym rządzą mordu łowcy czarownic, o którym wiadomo tyle, że nie działa z ramienia Kościoła- przez który został zresztą napiętnowany. Stwarza to pozory wybielania autorytetu Kościoła, stawiając go po stronie ofiar, choć w innych krajach Europy, za przyzwoleniem papieża i kardynałów, płonęły stosy. Również sam główny bohater jest przedstawiony w taki sposób, że czytelnik ma ochotę mu współczuć, ale wie że nie może. Potwór to jest potwór. Dla zbrodniarza nie powinno być żadnej taryfy ulgowej. I tej demoniczności zła troszkę mi tutaj zabrakło. Nie można współczuć i cierpieć wraz z mordercą, który ma na swoim koncie setki ofiar, nie ważne co sprowokowało zmiany w jego umyśle. Alice kochała swojego brata, starała się go zrozumieć, pomóc go i przekonać do zaniechania morderczego morderczego procederu. Moim zdaniem powinna dążyć do tego żeby sam zawisnął na stryczku. 

Choć kobiety w XVII wieku traktowane były jako matki, żony i kochanki a nie obywatelki to muszę przyznać, że postać Alice, choć nadal stłamszona i bezsilna, jest dla mnie symbolem hardości ducha, odwagi i desperacji. Jak silną trzeba mieć psychikę by patrzeć na krzywdy wyrządzane innym ludziom? Ona nie tylko była bierną obserwatorką, ponieważ nie potrafiła zatrzymać swojego brata, czuła się jego wspólniczką, osobą współodpowiedzialną za śmierć wielu ludzi. Życie z takim przeświadczeniem musiało być istnym horrorem. Jednak nie dość, że Alice miała w sobie niesamowitą wolę życia, to jeszcze próbowała rozwiązać zagadkę z przeszłości, wierząc że da jej to odpowiedź na pytanie : dlaczego? I pomoże wyrwać jej brata ze szponów demonów.

"Czarownice z Manningtree" to dobrze napisana powieść historyczna, w której fikcja literacka przeplata się z tragicznymi wydarzeniami z połowy XVII wieku. Widać, że autorka zadała sobie wiele trudu by poznać panujące wtedy realia i dzięki wielkiemu talentowi pisarskiemu, była w stanie podać to czytelnikowi w trzymającej w napięciu formie. Dodam, że zakończenie powieści, a szczególnie ostatnie zdanie, było jednym z lepszych, najbardziej zaskakujących a jednocześnie przerażających spośród czytanych przeze mnie książek gatunku. Brawo. Historia ta , to nie tylko makabryczny opis inkwizytorskich praktyk, to również przypomnienie do czego może doprowadzić kiedy zbyt wiele władzy trafia w ręce ogarniętych paranoją, nikczemnych istot ludzkich. Polecam. 


Tytuł : "Czarownice z Manningtree"
Autor : Beth Underdown
Wydawnicwo : Prószyński i S-ka
Data wydania : 23 sierpnia 2018
Liczba stron : 376
Tytuł oryginału : The Witchfinder's Sister


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 




https://www.proszynski.pl/

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger