"Wolność w łupinie orzecha" Ludmiła Murawska-Peju
1
autobiografia
,
biografia
,
Czarna Owca
,
II Wojna Światowa
,
komunizm
,
malarstwo
,
portrety
,
socjalizm
,
socrealizm
,
sztuka
,
wywiad
Historia życia Ludmiły Murawskiej-Peju, to tak naprawdę historia dwóch kostek, bo właśnie tyle w pewnym momencie było warte jej życie. Choć nie przepadam za czytaniem biografii tak tej książki nie potrafiłam sobie odpuścić. Jej bohaterka jest tak cudowną, utalentowaną i doświadczoną przez los osobą, że grzechem by było przejść koło niej obojętnie. Zresztą jak zagłębicie się w jej obrazach, jak przyjrzycie wyrazowi twarzy na zdjęciach z teatralnych desek, to zauważycie w nich mądrość i piękno. A tego w naszym życiu (przynajmniej moim )jest stanowczo za mało. Poza tym, Cóż to jest za biografia!! "Wolność w łupinie orzecha" to nie tylko migawki z życia artystki, to również przekrój przez historię naszego kraju i jego przemian. Pani Murawska-Peju urodziła się 85 lat temu, przeżyła II Wojnę Światową , komunizm, zrywy solidarnościowe i wkroczyła w najbardziej nam znaną nowoczesność. Cudownie było na to wszystko spojrzeć oczami osoby doświadczonej.
Wszystkie do tej pory czytane przeze mnie biografie i autobiografie, była zapisami życia i doświadczeń ich bohaterów. Zazwyczaj miały charakter linearny, prowadzący z jednego punktu (jakim zazwyczaj były narodziny ) do drugiego ( dziś lub dzień śmierci). "Wolność w łupinie orzecha" jest książką bez "konstruktu" choć nadal możemy zauważyć tutaj pewną chronologiczność. Autobiografia ta przypomina nieco same obrazy autorki, w których bardzo dużą rolę odgrywa światło. Miałam wrażenie, że autorka przekazała nam tylko to co uważała za najważniejsze, a resztę pozostawiła ukrytą w cieniu. Urodzona w 1935 , tuż w przededniu wojny, miała trudne i ciężkie dzieciństwo. Jako pięciolatka została osierocona przez ojca, umieszczona w obozie z którego cudem udało jej się uciec, jednak wraz z pozostałą przy życiu rodziną musiała się ukrywać. Światło jej prozy pada na te momenty jej życia, które były ważne, na kamienie milowe. Autorka się nie rozdrabnia, nie zasypuje nas detalami. Nie ma tutaj przesadnych opisów, emfazy, wzruszeń. Są za to historie i anegdoty, zarówno śmieszne jak i smutne, które obrazują nam życie jednej z najsłynniejszych polskich malarek i aktorek teatralnych.
Na pewno dużą rolę w jej życiu odgrywają ludzie, a niniejsza autobiografia jest swoistym hołdem ku ich pamięci. To była trójca: Ludmiła Murawska, Ludwik Hering i Miron Białoszewski. Razem tworzyli Teatr Osobny, który wyewoluował z Teatru na Tarczyńskiej. Ale historia życia malarki Ludmiły Murawskiej, którą opowiada w tej książce, obejmuje czasy dawniejsze i późniejsze.Autorka wspomina tutaj swoich rodziców, kuzynów (tych bliższych i tych dalszych), ludzi którzy pomogli im za czasów okupacji oraz wszystkich tych, których dane jej było poznać w swoim późniejszym życiu. Murawska dużo zawdzięcza ówczesnemu komunistycznemu ministrowi kultury, dzięki któremu nie dość, że wywalczyła większy grant naukowy to jeszcze udało jej się zdobyć mieszkanie. Choć mężczyzna ten nie cieszył się dobrą opinią, tak w oczach autorki był swojego rodzaju przyjacielem rodziny, który odwiedzał ją w jej mieszkaniu by sprawdzić jak daje sobie radę i jak rozwija się jej kariera. W książce tej poznajemy również męża pani Ludmiły, Marcela Péju, dziennikarza i wydawcę, sekretarza generalnego pisma Sartre’a „Les Temps modernes”. Choć znali się od 1959 roku i przez długi czas byli w związku, na ślub zdecydowali się dopiero w 1980 roku. Wtedy też zamieszkali w Paryżu jednak Murawska nigdy nie zrezygnowała z warszawskiej pracowni.
Tych ludzi w "Wolność w łupinie orzecha" jest jeszcze wielu : Miron Białoszewski, załoga teatrów w których występowała autorka, Ludwig Hering czy Józef Czapski. To właśnie dzięki temu ostatniemu postanowiła zostać malarką, kiedy w wieku trzech lat odwiedziła jego pracownię.
Jednak niniejsza autobiografia to nie tylko wspomnienia zaklęte w słowa, to również wywiady oraz wspaniałe fotografie, które przybliżają nam naszą bohaterkę, które z pewnością była i jest bardzo piękną i czarującą kobietą. W książce znajdziemy fotografie jej obrazów, rzeźb, wystąpień teatralnych i jej bliskich. Na samym końcu w rozdziale zatytułowanym PORTRETY, znajduje się galeria obrazów z których zasłynęła jako malarka. Są cudowne, mroczne a jednocześnie pełne życia, nowatorskie i nie złamane duchem socrealizmu. Ci, którzy mieszkają w Warszawie, lub wybierają się na wycieczkę do tego miasta, mogą zobaczyć (do tej pory użytkowaną jednak udostępnioną zwiedzającym) pracownie autorki. Znajdują się tam prace malarskie, szkice i projekty scenografii teatralnej oraz dokumentacja literacka i fotograficzna. Lokal jest miejscem przechowywania dużej części dorobku artystycznego uzupełnianego współczesną działalnością o charakterze literacko-dokumentacyjnym.
Sięgnijcie po tę książkę, gdyż naprawdę warto. Nawet jeśli nie przepadacie za malarstwem czy za ogólnie pojętą "sztuką" tak biografia ta ma zdecydowanie inne walory, jak historyczne czy społeczne. Ja, jestem szczerze wzruszona tym co przeczytałam i jednocześnie buzuje we mnie nadzieje. Ludmiła Murawsdka-Peju jest doskonałym przykładem na to, że jak w coś wierzymy, to to musi się udać. Autorce udało się przetrwać piekło i nie stracić ducha i wiary w lepszą przyszłość. Zdecydowanie zaszczepiła we mnie optymizm, którego zaczynało mi brakować. Dziękuję.
Wszystkie do tej pory czytane przeze mnie biografie i autobiografie, była zapisami życia i doświadczeń ich bohaterów. Zazwyczaj miały charakter linearny, prowadzący z jednego punktu (jakim zazwyczaj były narodziny ) do drugiego ( dziś lub dzień śmierci). "Wolność w łupinie orzecha" jest książką bez "konstruktu" choć nadal możemy zauważyć tutaj pewną chronologiczność. Autobiografia ta przypomina nieco same obrazy autorki, w których bardzo dużą rolę odgrywa światło. Miałam wrażenie, że autorka przekazała nam tylko to co uważała za najważniejsze, a resztę pozostawiła ukrytą w cieniu. Urodzona w 1935 , tuż w przededniu wojny, miała trudne i ciężkie dzieciństwo. Jako pięciolatka została osierocona przez ojca, umieszczona w obozie z którego cudem udało jej się uciec, jednak wraz z pozostałą przy życiu rodziną musiała się ukrywać. Światło jej prozy pada na te momenty jej życia, które były ważne, na kamienie milowe. Autorka się nie rozdrabnia, nie zasypuje nas detalami. Nie ma tutaj przesadnych opisów, emfazy, wzruszeń. Są za to historie i anegdoty, zarówno śmieszne jak i smutne, które obrazują nam życie jednej z najsłynniejszych polskich malarek i aktorek teatralnych.
Na pewno dużą rolę w jej życiu odgrywają ludzie, a niniejsza autobiografia jest swoistym hołdem ku ich pamięci. To była trójca: Ludmiła Murawska, Ludwik Hering i Miron Białoszewski. Razem tworzyli Teatr Osobny, który wyewoluował z Teatru na Tarczyńskiej. Ale historia życia malarki Ludmiły Murawskiej, którą opowiada w tej książce, obejmuje czasy dawniejsze i późniejsze.Autorka wspomina tutaj swoich rodziców, kuzynów (tych bliższych i tych dalszych), ludzi którzy pomogli im za czasów okupacji oraz wszystkich tych, których dane jej było poznać w swoim późniejszym życiu. Murawska dużo zawdzięcza ówczesnemu komunistycznemu ministrowi kultury, dzięki któremu nie dość, że wywalczyła większy grant naukowy to jeszcze udało jej się zdobyć mieszkanie. Choć mężczyzna ten nie cieszył się dobrą opinią, tak w oczach autorki był swojego rodzaju przyjacielem rodziny, który odwiedzał ją w jej mieszkaniu by sprawdzić jak daje sobie radę i jak rozwija się jej kariera. W książce tej poznajemy również męża pani Ludmiły, Marcela Péju, dziennikarza i wydawcę, sekretarza generalnego pisma Sartre’a „Les Temps modernes”. Choć znali się od 1959 roku i przez długi czas byli w związku, na ślub zdecydowali się dopiero w 1980 roku. Wtedy też zamieszkali w Paryżu jednak Murawska nigdy nie zrezygnowała z warszawskiej pracowni.
Tych ludzi w "Wolność w łupinie orzecha" jest jeszcze wielu : Miron Białoszewski, załoga teatrów w których występowała autorka, Ludwig Hering czy Józef Czapski. To właśnie dzięki temu ostatniemu postanowiła zostać malarką, kiedy w wieku trzech lat odwiedziła jego pracownię.
Jednak niniejsza autobiografia to nie tylko wspomnienia zaklęte w słowa, to również wywiady oraz wspaniałe fotografie, które przybliżają nam naszą bohaterkę, które z pewnością była i jest bardzo piękną i czarującą kobietą. W książce znajdziemy fotografie jej obrazów, rzeźb, wystąpień teatralnych i jej bliskich. Na samym końcu w rozdziale zatytułowanym PORTRETY, znajduje się galeria obrazów z których zasłynęła jako malarka. Są cudowne, mroczne a jednocześnie pełne życia, nowatorskie i nie złamane duchem socrealizmu. Ci, którzy mieszkają w Warszawie, lub wybierają się na wycieczkę do tego miasta, mogą zobaczyć (do tej pory użytkowaną jednak udostępnioną zwiedzającym) pracownie autorki. Znajdują się tam prace malarskie, szkice i projekty scenografii teatralnej oraz dokumentacja literacka i fotograficzna. Lokal jest miejscem przechowywania dużej części dorobku artystycznego uzupełnianego współczesną działalnością o charakterze literacko-dokumentacyjnym.
Sięgnijcie po tę książkę, gdyż naprawdę warto. Nawet jeśli nie przepadacie za malarstwem czy za ogólnie pojętą "sztuką" tak biografia ta ma zdecydowanie inne walory, jak historyczne czy społeczne. Ja, jestem szczerze wzruszona tym co przeczytałam i jednocześnie buzuje we mnie nadzieje. Ludmiła Murawsdka-Peju jest doskonałym przykładem na to, że jak w coś wierzymy, to to musi się udać. Autorce udało się przetrwać piekło i nie stracić ducha i wiary w lepszą przyszłość. Zdecydowanie zaszczepiła we mnie optymizm, którego zaczynało mi brakować. Dziękuję.
Tytuł : "Wolność w łupinie orzecha"
Autor : Ludmiła Murawska-Peju
Wydawnictwo : Czarna Owca
Data wydania : Czerwiec 2020
Za możliwość przeczytania książki i jej zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu :
Nie mówię nie.
OdpowiedzUsuń