"Uderz się w serce" Amelie Nothomb
Kilka lat temu zmarła moja babcia. Pamiętam, że bardzo się śpieszyłam by zdążyć na pogrzeb. Miałam do przebycia ponad 5 tysięcy kilometrów. Było upale lato, domy pogrzebowe nie chciały trzymać ciał zbyt długo. Udało mi się, jednak po wielogodzinnej podróży byłam zła i zmęczona. Z samolotu pojechałam od razu do Kościoła. nie dane mi nawet było ostatni raz zobaczyć mojej ukochanej babci i godnie się z nią pożegnać. Pamiętam, że stojąc w kościelnej ławie czułam chłód i rozczarowanie. Nie płakałam. Moja mama ściskała mnie za rękę, pragnęła wydobyć ze mnie jakieś emocje....a ja po prostu nie byłam w stanie ich z siebie wykrzesać. Oczy były suche, serce puste. Bo ona odeszła i pozostawiła po sobie "brak" i nicość. Nie czułam potrzeby wylewania łez ponieważ nie miałam nad kim...babci już nie było. Poszła do lepszego świata. Do dziś moja rodzicielka ma mi za złe , że nie stać mnie było choć na jedną łzę. Choć mi nigdy tego nie powiedziała to mam wrażenie, że od tamtego czasu traktuje mnie inaczej, z większą rezerwą. Ale czy ja naprawdę nie mam uczuć? Główna bohaterka książki "Uderz się w serce" wymierzyła mi solidnego policzka. Choć bardzo nie chciałam traktować jej jak lustrzanego odbicia , tak momentami nie mogłam się przed tym powstrzymać. Po prostu widziałam w niej siebie... ale czy ja naprawdę jestem takim potworem? Czy to po prostu depresja sprawia, że tracimy empatię ?
Studium patologicznej zazdrości matki o córkę, w precyzyjnym i pozbawionym emocji stylu mistrzyni francuskiej powieści.Dziewiętnastoletnia Marie uwielbia wzbudzać zawiść u innych kobiet: jest
młoda, piękna, spotyka się z najprzystojniejszym chłopakiem w mieście.
Marzenia o przyszłości brutalnie przerywają jednak nieplanowana ciąża i
wymuszony ślub. Gdy na świat przychodzi Diane, nie znajduje miejsca w
matczynym sercu.Czy na miłość matki trzeba sobie zasłużyć? Dlaczego jedne dzieci
otrzymują więcej miłości niż inne? Jakie konsekwencje niosą egoizm i
zazdrość?
"Baby blues", "depresja poporodowa" są to pojęcia , które w dzisiejszych czasach zostały wyciągnięte na światło dzienne. Takim matkom trzeba pomóc , bo zamiecenie problemu pod dywan może doprowadzić do tragedii. W szkole rodzenia do której chodziłam , cały jeden dzień poświęcony był depresji poporodowej. W szpitalu , w krytycznych miejscach, rozmieszczono ulotki informujące o tym gdzie zwrócić się o pomoc, jeśli poczujemy lęk, strach, panikę czy po prostu smutek. Młoda matka sama może nie zdawać sobie sprawy z tego, że dopadła ją depresja, jednak sygnały jakie daje ta choroba są jednoznaczne. Czytając "Uderz się w serce" próbowałam je dostrzec. I wiecie co? Nie udało mi się. I to w tej książce było najstraszniejsze. Lubimy kiedy konkretne zachowania mają jakąś racjonalną przyczynę. Bohaterka niniejszej powieści nie cierpiała na żadną chorobę, ona sama w sobie BYŁA chora, miała chorą psychikę. Pamiętacie bajkę o królewnie Śnieżce, gdzie zazdrosna królowa kazała zabić swoją pasierbicę ponieważ była od niej ładniejsza? Dokładnie to samo "dolegało" Marie. Przez całe swoje młode życie była w centrum zainteresowania. Lubiła jak ją adorowano, podziwiano, komplementowano. Nikt nie mógł być zabawniejszy, mądrzejszy czy piękniejszy. Ciąża i dziecko wszystko popsuło. Jej wizerunek rozrywkowej dziewczyny został wypaczony przez nowo narodzone niemowlę. Matce, w przeciwieństwie do panienki, już nie przystoją pewne rzeczy. A na większość z nich i tak nie ma już czasu. Przy narodzinach córki Marie nie przeżyła niczego, ani rozczarowania, ani zadowolenia. Chciałaby, żeby jej wyjaśniono dlaczego tak jest. Czemu jest pusta i czy kiedykolwiek narodzi się w niej jakieś uczucie. Czeka aż pojawi się ta szeroko reklamowana miłość macierzyńska jednak zamiast niej Marie czuje wzmagającą się zawiść Kobieta jest zazdrosna, patologicznie zazdrosna o swoją córkę, która ma to nieszczęście być ładniejszą niż jej matka (przynajmniej w jej oczach).
Czytając tę powieść zastanawiałam się dlaczego, jeśli za pierwszym razem nie pojawiła się ta więź matka-dziecko, nasza bohaterka zdecydowała się na kolejne pociechy. Marie miała bowiem dwójkę innych dzieci: chłopca, Nicolasa, którego kochała "miłością rozsądną i wyuczoną" oraz dziewczynkę Celię, którą omalże nie zadusiła nadmiarem uczuć. Jedynie pierworodna Diane dorastała na pustyni matczynej miłości, ale na szczęście została powierzona kochającym dziadkom ze strony matki. Bardzo inteligentna, wiedziała, jak zachować niezbędny dystans i przytomność umysłu. Podjęła studia, na których świetnie sobie radzi. Choć w książce tej nie było okrucieństwa i przemocy fizycznej to dla mnie czytanie o tym co przechodziła Diane było istną mentalną torturą. Udziałem tej dziewczyny było tak wiele cierpienie, że jestem pod wielkim wrażeniem iż udało jej się wyrosnąć na dojrzałą i rozsądną kobietą. Niektórzy po takiej dawce smutku w życiu nie wytrzymują i sięgają po sznur. Diane całe swoje dzieciństwo czekała na gest miłości ze strony swojej matki, którą nazywała "boginią". Jesteście w stanie sobie to wyobrazić? Kilkanaście lat czekać na dobre słowo od swojej własnej rodzicielki, osoby która powinna nas kochać bezwarunkowo i wspierać dzień za dniem. Sama mam dwie małe dziewczynki i nie wyobrażam sobie dnia bez ich całowania i ściskania. Wiem, że już "niedługo" pójdą w świat dlatego tej miłości chcę dawać i brać jak najwięcej. Dlatego też momentami traktowałam Marie jak potwora...i wtedy nadchodziły momenty z Celią, kiedy widziałam zupełnie inną twarz naszej bohaterki. Czy naprawdę można kochać wybiórczo? Czy żyją na tym świcie ludzie, których zapach , feromony odstraszają innych, nawet członków najbliższej rodziny? Czy za wykluczenie ze stada odpowiada genetyka? W swojej książce Amélie Nothomb postawiła tyle pytań, że nie wiem czy mi straczy czasu by znaleźć na nie odpowiedzi. Wiem jednak, ze długo o niej nie zapomnę.
Ta historia, jest niczym przejaskrawiona, nowoczesna bajka : wybredna, wymagająca i niesamowicie skuteczna. Marie, jako matka, ma z pewnością ma złą rolę, ale ojciec w swoim zaprzeczeniu i ślepocie zdobywa palmę tchórzostwa. Zresztą postaci do głębi pozytywnych, jest tutaj naprawdę niewiele. Współczułam jedynie Diane, gdyż naprawdę nie miała w swoim życiu szczęścia do ludzi. Mówią, że karma wraca... w tym wypadku musiała gdzieś zabłądzić. Powieść Amélie Nothomb jest krótka, styl jest pomysłowy, schludny, elegancki, niemalże wyrafinowany. Jeśli czytaliście poprzednie działa autorki to z pewnością go rozpoznacie. Nothomb pomimo wyszukanych słów i figur stylistycznych nie wydaje się być zauroczona swoją twórczością, co jest częstą przywarą znanych i rozpoznawanych autorów. Momentami miałam wrażenie, że bawiła się swoją fabułą. Część wątków początkowych zostało porzuconych albo zduszonych w zarodku. O części wręcz zapomnianojakby sama autorka była zaskoczona kierunkiem, który obrała jej powieść.
"Uderz się w serce" to rozdzierająca serce, przytłaczająca opowieść o złożoności ludzkich uczuć i matczynej miłości! Jesteśmy bezradnymi świadkami desperackich wysiłków dziecka , by wzbudzić miłość swojej matki, matki zazdrosnej o własne dziecko. Matki potwora.
Amélie Nothomb przychodzi do nas z emocjami i realizmem, z okrucieństwem i pięknem uczuć, miłością, przyjaźnią, nienawiścią, pogardą i manipulacją. "Uderz się w serce" to powieść, która przemówiła do mnie bardziej niż inne, lektura zasługującą na refleksję lub bunt ...Polecam.
Tytuł : "Uderz się w serce"
Autor : Amelie Nothomb
Wydawnictwo : Literackie
Data wydania : 17 lutego 2021
Liczba stron : 168
Tytuł oryginału : Frappe-toi le coeur
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz