"Florence Grace" Tracy Rees
"Tajemnice Amy Snow" to jedna z lepszych powieści historycznych, jakie czytałam. Wielokrotnie nagradzana w konkursach, zbierająca pozytywne opinie czytelników i recenzentów była książką, która szybko dostała się do dziesiątki moich ulubionych dzieł 2016 roku. Jak się dowiedziałam, że Tracy Rees napisała nową powieść, troszkę się obawiałam, że nie dorówna ona rewelacyjnemu debiutowi. Okazało się jednak, że niepotrzebnie się martwiłam, bowiem autorka miała kolejny rewelacyjny pomysł. Nie zawiodło również wykonanie, które udowodniło, że nie bez powodu Rees przyrównywana jest do fenomenalnej Lucindy Reiley. Jeśli lubicie wiktoriańskie powieści historyczne, wrzosowiska Kornwalii i rodzinne tajemnice, to jest to książka dla was. Wszystko tutaj do siebie pasowało, kolejny raz autorka popisała się stylem i językiem, a fabuła powieści, choć powolna była rozbudowana. Sama byłam zaskoczona, jak książka w której tak mało się dzieje, może tak mnie wciągnąć.
Florence Buckley, osierocona przez rodziców, mieszka wraz z babcią na wietrznych wrzosowiskach Kornwalii. Kiedy kończy 15 lat dowiaduje się, że jest spokrewniona z bogatą rodziną Graceʼów należącą do londyńskiej śmietanki towarzyskiej. Krewni dziewczyny postanawiają przygarnąć ją pod swoje skrzydła. Florence przenosi się do Londynu, który jest dla niej zupełnie obcym światem. Czy uda jej się oprzeć pokusom wielkiego miasta? A może pozwoli porwać namiętności do tajemniczego i mrocznego Turlingtona Graceʼa?
Historia Florence to opowieść jakich wiele. Główna bohaterka pochodzi z urokliwego, wiejskiego zakątka w Kornwalii. Jest biedna, nie posiada wielu znajomych a jej najciekawszym zajęciem jest spacerowanie po okolicznych wrzosowiskach i łąkach. Kocha naturę i czuje się jej częścią. Jest tak doskonale z nią zespojona, że miewa przebłyski wydarzeń z przyszłości. Muszę przyznać, że jeszcze żadnemu autorowi nie udało się w tak wspaniały sposób opisać symbiozy człowieka z naturą. Rees zrobiła to przekonująco, barwnie i niezwykle sugestywnie. Florence jest niczym nieodłączny element krajobrazu Kornwalii, tak pasujący do prowincji jak polna droga, grusza na zakręcie czy zmurszały kamień. W momencie kiedy dziewczyna zmuszona zostaje do przeprowadzki do wielkiego miasta, wszystko we mnie krzyczało. Miałam ochotę wedrzeć się do książki, złapać ją za rękę i zaprowadzić z powrotem do wiejskiej chatki. Florence pasowała do Londynu niczym kwiatek do kożucha. Zapewne wiecie jak to jest kiedy prosta, niewykształcona osoba, zostaje zaproszona na salony. Dochodzi do wielu wpadek, niezręczności, które niektórych będą śmieszyć a innych wpędzą w zakłopotanie. Czy byliście kiedyś w sytuacji, kiedy nie wiedzieliście jak się zachować? Usiedliście przy stole gdzie podano wam 6 różnych widelczyków i nie wiedzieliście, którego do czego użyć? A może nożem do wykrawanie grejpfrutów pokroiliście pieczarki? Dopóki nie znajdziecie się w upokarzającej sytuacji, nie dowiecie się co czują inni popełniając gafę, jak łatwo paść ofiarą ostracyzmu i wyalienowania. Mnie to nie śmieszyło, współczułam naszej bohaterce a każde kolejne popełniane przez nią faux pas utwierdzało mnie w przekonaniu, że Florence znalazła się w złym miejscu i w złym czasie. Zaczęłam się zastanawiać czy dziewczyna znajdzie w sobie siłę by odnaleźć się w nowym miejscu i nowych okolicznościach, czy też Londyn ją przeżuje i wypluje złamaną?
To właśnie przyroda odgrywa bardzo ważną rolę w tej powieści, można wręcz powiedzieć, że jest jednym z głównych bohaterów. Urodziłam się w wielkim mieście i dopiero w wieku trzydziestu lat przeprowadziłam się wraz z rodziną na przedmieścia. Człowiek otoczony stalą, betonem, smrodem i masą ludzką, bardziej docenia naturę niż ten, kto obcuje z nią na co dzień. Pamiętam wyjazdy do rodziny na wieś, gdzie całymi dniami biegałam wraz z przyjaciółmi po łąkach, kąpałam się w gliniankach i łapałam wiatr we włosy. Czułam się wtedy wolna i niczym nieograniczona. I właśnie taka jest Florence. Dziewczyna jest jednym z surowym kornwalijskim krajobrazem, jesiennym błotem, porywistym wiatrem, zmurszałymi skałami i rwącymi potokami. Do szczęścia nie potrzeba jej niczego więcej niż kochającej babci i dwójki przyjaciół. To właśnie z Hestą i Stephenem dzień w dzień snuje się po torfowiskach, od wioskowej znachorki uczy się naturalnych metod uzdrawiania. Jest zżyta ze swoją małą ojczyzną, czuje ducha ziemi. Wyobraźcie sobie jakim strasznym doświadczeniem musi być wyrwanie wolnej istoty wprost z miejsca gdzie przynależy, i umieszczenie jej w środowisku konwenansów, reguł i rytuałów klasy wyższej. Florence to młoda, niepokorna i porywcza dziewczyna dla której próba aklimatyzacji bardzo łatwo może zakończyć się fiaskiem. Autorka bardzo dużo czasu "powieściowego" przeznaczyła na najmłodsze lata dziewczyny. Dzięki temu, byliśmy w stanie zrozumieć tę niesamowitą więź jaka narodziła się pomiędzy nią a naturą. Znając dzieciństwo Florence oraz stopniowo odkrywając sekret jej pochodzenia, byliśmy w stanie zauważyć kontrast między życiem na prowincji a tym w wielkim mieście. Podczas gdy Kornwalia jest synonimem spokoju, wolności i przestrzeni, tak Londyn jest jej całkowitym przeciwieństwem. To miejsce mroczne, niebezpieczne lecz jednocześnie pełne nowych wyzwań i podniet. Również sekrety, które odkrywa Florence, burzą jej obraz rzeczywistości. Tracy Rees napisała powieść, której tempo nie można nazwać ani szybkim ani dynamicznym. Również fabuła nie należy do tych najbardziej skomplikowanych. Jednak muszę przyznać, że jej tutaj dużo treści, dużo szczegółów, wątków i tajemnic, które czynią tę powieść niezwykle interesującą i trudną do odłożenia na półkę.
"Florence Grace" to powieść wielu bohaterów. Choć mamy tutaj do czynienia z mnóstwem nazwisk, choć postaci pojawiają się tylko po to by za moment zniknąć, to nigdy nie odniosłam wrażenia chaotyczności. Być może przyczyną tego stanu rzeczy był fakt, iż wszystkie postaci miały własne, ciekawe historie do opowiedzenia. Byli oni genialni zarysowani, mieli głębię i naprawdę nie trzeba było dużo by ich pokochać lub znienawidzić. Jednak zdecydowanie moją faworytką była sama Florence. Lubię, kiedy główne bohaterki są silnymi, nieco niepokornymi, sprytnymi i inteligentnymi kobietami. Panna Grace doskonale wiedziała czego chce, nie dbała o pozory lecz jednocześnie zdawała sobie sprawę, że aby przetrwać musi dostosować się do nowej rzeczywistości i otaczających ją ludzi. Była w niej również odrobina magii, dzięki której widziała urywki przyszłości, co stawiało ją o krok przed innymi. Florence to kobieta odważna, mająca otwarte serce i zdesperowana by walczyć o swoje, nawet wtedy kiedy wszyscy stawali na jej drodze do szczęścia. Tracy Rees w znakomity sposób przedstawiła różnice pomiędzy obywatelami wielkiego miasta a ludem pracującym wsi. Muszę przyznać, że sama nie wiem komu było ciężej.
Tracy Rees, w swojej kolejnej powieści, udało się utrzymać bardzo wysoki poziom i standardy. Wydała wspaniałą, szczegółową, pięknie opowiedzianą i niezwykle przemyślaną książkę, która oddziałuje na wyobraźnię czytelnika. Jest to opowieść o poszukiwaniu własnego ja, pogoni za marzeniami, miłością i nadzieją. Tracy Rees zdecydowanie rośnie w siłę. Znalazła swój głos, swoją niszę i konsekwentnie ją wypełnia. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejną książkę autorki. Gorąco polecam.
Tytuł : "Florence Grace"
Autor : Tracy Rees
Wydawnictwo : Czarna Owca
Data wydania : 14 listopada 2018
Liczba stron : 488
Tytuł oryginału : Florence Grace
Za możliwość przeczytania książki i jej zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu :