"Jestem żoną terrorysty" Laila Shukri

Laila Shukri przedstawia się jako mieszkająca w Arabii Saudyjskiej Polka, która poślubiła jednego z najbogatszych szejków. Swoje książki, "Byłam żoną terrorysty" to już ósma pozycja w jej dorobku, pisze w ukryciu przed mężem. Jej powieści inspirowane są prawdziwymi wydarzeniami. Choć w dzisiejszych czasach pełno jest patologii a porywy serca często biorą górę nad intelektem i rozsądkiem, to ciężko mi uwierzyć w tę historię, Owszem postać Klaudii zapewne ma swój pierwowzór w rzeczywistości, jednak duża część tej powieści jest po prostu zmyślona. Żony szejków to nadal tylko "dodatki" do ich mężów, nie posiadające żadnej praktycznej władzy. Nie są wybawicielkami wszechświata. Największą wadą tej książki jest jej naiwność. Mamy tutaj zdecydowany przerost formy nad treścią i choć autorka w jednym z wywiadów, argumentuje swoją pozycję tym, że przebywa w centrum wydarzeń, to informacje które wplata w fabułę książki są wiedzą dostępną w pierwszym lepszym kiosku z gazetami.

Klaudia, za sprawą zazdrosnej koleżanki, zostaje wyrzucona z pracy. Kobieta postanawia wyjechać do Maroka by tam, w egzotycznej scenerii lazurowych ogrodów Majorelle, zastanowić się nad własnym życiem. To właśnie tam spotyka Rashida, znajomego mieszkającej w Londynie, przyjaciółki. Pomiędzy dwójką młodych ludzi rozkwita romans. Po powrocie do Polski,  Klaudia ma trudności ze znalezieniem nowej pracy. Nie trzeba jej długo namawiać na wyjazd do stolicy Wielkiej Brytanii, gdzie wprowadza się do mieszkania ukochanego. Nie zdaje sobie sprawy, że znalazła się w mackach niebezpiecznej siatki terrorystycznej, której głównym celem jest szkolenie dzieci na terrorystów-samobójców. Wkrótce sielanka zamieni się w horror.

Książka rozpoczyna się jak typowa historia miłosna. I chociaż nie przepadam za romansami, tak muszę przyznać, że pierwsze 150 stron zrobiło na mnie duże wrażenie a to za sprawą miejsca, w którym rozgrywa się akcja powieści. Nigdy nie byłam w Maroku ani w żadnym innym kraju muzułmańskim. Muszę przyznać, że z jednej strony jestem ciekawa a z drugiej się boję. Zdaję sobie sprawę z tego, że po drugiej stronie Morza Śródziemnego, znajduje się zupełnie inny, obcy świat. Był taki czas, kiedy Maroko, było bardzo popularnym wakacyjnym kierunkiem światowej Bohemy. Urlopy spędzali tutaj artyści i sportowcy, między innymi David Beckham czy Yves Saint Laurent, który kilka razy do roku przyjeżdżał odpocząć w swojej posiadłości na terenie ogrodów Majorelle. To niezwykle kolorowy, egzotyczny i słynący ze znakomitej kuchni kraj. Widać, że autorka jest nim zafascynowana. Można to poznać po szczegółowych i barwnych opisach miejsc, wydarzeń kulturalnych czy ludzi. Zamiast rzeszy bezdomnych stojących w kolejkach po darmowe mleko, mamy tutaj uśmiechniętych turystów i równie szczęśliwych sprzedawców marihuany. Zamiast wycia hordy wałęsających się po ulicach miast psów, słyszymy pobekiwanie łażących po drzewach kóz. Tak dobrze słyszycie. Parzystokopytne chodzą po drzewach arganowych, jedzą listki i owoce, a pod drzewami uwijają się Berberyjki i z odchodów zwierząt wyłuskują nasiona, z których potem wytłoczony zostanie olej. Choć z pewnością jest to dochodowy biznes a samych drzew rosną w Maroko miliony, to muszę przyznać, że nie miałam o tym pojęcia. Takich ciekawostek jest tutaj więcej. Czy wiecie czym jest lustro berberyjskie? Jest to zamknięte w skrzynce z drzwiczkami zwierciadło. Kiedy właścicielka lustra pozostawia otwarte drzwiczki oznacza to, że tej nocy jest chętna na łóżkowe igraszki. Kolejną z ciekawostek było dla mnie Imilchil Festival czyli Święto Nowożeńców. Każdego roku we wrześniu, pieszo, ciężarówkami i na mułach zjeżdżają do Ajt Haddu Amer tysiące dziewcząt poszukujących narzeczonych. W tym dniu i w tym miejscu mogą swobodnie rozmawiać z mężczyznami. Chociaż musi im zawsze towarzyszyć siostra czy przyjaciółka w roli przyzwoitki. Pary, które chcą się pobrać mogą odwiedzić namiot prawników i podpisać umowę zaręczynową. Takich smaczków jest w tej książce jeszcze więcej i to właśnie dzięki nim, możemy poznać piękno Maroko. Szkoda, że obraz namalowany przez autorkę jest wyjątkowo jednostronny. Shukri nigdzie nie wspomina o tym, że ten muzułmański kraj jest kolebką terroryzmu, co czyni go miejscem niebezpiecznym dla turystów, a w szczególności młodych kobiet. 

W drugiej części książki opuszczamy Perłę Maghrebu i przenosimy się do deszczowego, zatłoczonego Londynu. Nie opuszcza nas jednak wschodni klimat, gdyż Klaudia zamieszkuje w dzielnicy emigrantów z krajów muzułmańskich. Tutaj książka odrobinę zmienia charakter. Autorka nie do końca poradziła sobie z wpleceniem informacji na temat światowego terroryzmu, samobójczych ataków czy lwiątek kalifatu. Całość wyszła mało realistycznie, jak połączenie reportażu z książką obyczajową i plotkarską gazetą. Z jednej strony autorka opowiada o zatrważającym zjawisku jakim jest dżihad demograficzny a z drugiej na kilku stronach rozwodzi się nad suknią ślubną Meghan Markle. Nasze bohaterki były strasznie denerwujące w swojej naiwności, jeśli tak ma wyglądać kwiat naszej emigracji, to Polska powinna się cieszyć ze zrzucenia tego balastu. Wszystkie zawarte w książce informacje o terroryzmie i muzułmańskich obywatelach Europy są ogólnodostępne i czasem miałam wrażenie, że Shukri na siłę próbowała nas czymś zaskoczyć. Doprowadziło to do tego, że duża część wiadomości się powtarzała, część wyglądała jak skopiowana prosto z Wikipedii bądź gazet plotkarskich. Ważny temat został sprowadzony do rangi mało istotnego newsa. Wszystko było zbyt melodramatyczne, bohaterki rozhisteryzowane i popełniające błąd za błędem. Momentami już  nie mogłam tego czytać. 
Książka porusza bardzo ważny temat jakim jest indoktrynacja małych dzieci, które nazywane są lwiątkami kalifatu. Wiecie jak wyglądają książeczki do nauki alfabetu? Zazwyczaj są to zbiory kolorowych obrazków z owocami lub zwierzątkami. Alfabet zgodny z zasadami Państwa Islamskiego jest nieco inny : literce b przypasowany jest pistolet, c czołg itd. Już od najmłodszych lat dzieci te uczone są posłuszeństwa i nienawiści do "niewiernych" . Propaganda wykorzystuje nawet zdjęcia niemowlaków z bronią i flagami ISIS. Częstym prezentem dla młodych rodziców są wyprawki dla dzieci z hasłem Allahu akbar. "Lwiątka kalifatu" to coraz większe zmartwienie także dla zachodnich służb. W Londynie i innych miastach europejskich społeczność muzułmańska jest najbardziej płodną spośród ogółu obywateli. Muhammed jest najczęściej nadawanym imieniem na Wyspach Brytyjskich. Stwarza to wiele problemów a największym z nich jest terroryzm. Książka Shukri, choć w naiwny i przerysowany sposób, przedstawia proces "tworzenia" młodego samobójcy. Dzieci od najmłodszych lat zmuszane są do oglądania filmów propagandowych i zabaw w "wojnę". Uczy się ich homofobii i nienawiści do ludzi zachodu. Kiedy są gotowi, matki w prezencie dają im pas Szahida i wysyłają w tłum. Obraz ten był na tyle sugestywny, że poczułam ciarki na rękach, szczególnie że Londyn jest częstym kierunkiem moich wypraw. Kto wie kiedy ten tygiel wybuchnie?

Pomimo faktu, że książka porusza ważne tematy a sama autorka, próbuje grać na emocjach czytelników, pomimo tego, że fabuła inspirowana była historią, która zdarzyła się naprawdę, niestety nie potrafiłam w pełni się zaangażować w lekturę. W dużej mierze miał na to wpływ toporny i infantylny styl autorki oraz postaci głównych bohaterek, które przez cały czas zachowywały się jak roztrzepane podlotki a nie dorosłe kobiety. Zupełnie nie myślały o konsekwencjach swoich czynów i, przykro mi to mówić, były po prostu głupie.  Bo czy mądra osoba w jeden dzień, a nawet godzinę, podejmuje decyzję o wyjeździe do innego kraju? Do tego by zamieszkać ze swoją "urlopową" miłością? Czy normalna osoba bez mrugnięcia okiem zmienia wiarę i decyduje się na dziecko w sposób jak decydujemy się na zamówienie naleśnika w barze? Nie,nie i jeszcze raz nie. Przykro mi to mówić ale nasze bohaterki same kusiły los, który się na nich zemścił. 

Pomimo faktu, że "Jestem żoną terrorysty" nie wpasowało się w moje gusta, to z pewnością jest to książka, która podbije serca wielu czytelniczek, w większości tych wrażliwych na ludzką krzywdę i cierpienie, szczególnie jeśli jest ono udziałem dzieci. Choć nie jest to kontynuacja to znajdziemy tutaj nawiązanie do poprzedniej książki autorki gdzie mogliśmy spotkać pisarkę Isabelle. Książka miała momenty, które mnie zachwyciły, to właśnie dzięki nim nabrałam ochoty by odwiedzić Maroko, jednak zdecydowana większość fabuły nie sprostała moim wymaganiom. Było źle, a momentami nawet bardzo źle. To powieść napisana ubogim językiem, pełna encyklopedycznych treści i akapitów z rodzaju "kopiuj/wklej". Na polskim rynku wydawniczym z pewnością znajdziecie więcej książek o podobnej tematyce, które są zdecydowanie lepiej napisane. Może gdyby autorka nie ukrywała się przed mężem, tylko z nim porozmawiała na interesujące ją tematy, to jej powieści nabrałyby wiarygodności. Póki co nie polecam. 



Tytuł : "Jestem żoną terrorysty"
Autor : Laila Shukri
Wydawnictwo : Prószyński i S-ka
Data wydania : 16 października 2018
Liczba stron : 360



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :


https://www.proszynski.pl/

1 komentarz:

  1. Osobiście polecam posłuchać tej książki w formie audio np. tutaj: Jestem żoną terrorysty audiobook MP3. Lektorki słucha się rewelacyjnie.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger