"Drapieżcy" Daria Orlicz
Dziś, kiedy świat nadal żyje sławnym kubkiem do kawy znanej sieciówki Starbucks, który pojawił się w ostatnim odcinku "Gry o tron", ja chciałabym państwo przedstawić nowość wydawniczą od HarperCollins Polska. 20 marca do księgarni trafił trzeci tom cyklu Stracone Dusze, autorstwa Darii Orlicz, znanej również jaki Katarzyna Misiołek. Ani jednej ani "drugiej" Pani nie znałam, jednak moje wrodzone zamiłowanie do thrillerów i kryminałów sprawia, że co i rusz poszerzam moje horyzonty, odkrywam nowe nazwiska i talenty. Chociaż tym razem trafiło na autorkę doświadczoną i mającą grono wiernych fanów, ja nie odkryłam tutaj ani nic spektakularnego, ani oryginalnego a fakt, iż zaczęłam od samego środka serii sprawił, iż momentami czułam się wykluczona z fabuły. "Drapieżcy" to typowy kryminał dla niewymagających czytelników, którzy od lektury oczekują rozrywki, tempa, kontrowersji i poruszania tematów tabu. Im bardziej nasi bohaterowie się zdradzają, mordują, oszukują czy oczerniają, tym bardziej ich kochamy. Patologia u Pani Orlicz jest na poziomie odpowiednim by zadowolić nawet najbardziej doświadczone gospodynie domowe.
Dziewczyna ze szkarłatnym znamieniem na twarzy mieszkała samotnie w domu
pod lasem. Nazywali ją córką czarownicy; prześladowali, wyśmiewali i
upokarzali. Tamtej nocy, kiedy dopadło ją trzech zwyrodnialców, nie było
nikogo, kto mógłby ją uratować. Jej życie zgasło niespostrzeżenie i
nikt nie zauważył, że zniknęła… Czas mijał i napastnicy zaczęli się czuć
bezkarnie. Ale ktoś jednak odkrył, co się stało. Ktoś, kto zapalił
przed jej domem znicz w kształcie serca. Ktoś, komu jej brakowało. Nieco
później w miasteczku zdarzyło się coś, co sprawiło, że bestialska
zbrodnia wyszła na jaw, a sprawcy zaczęli panikować, tracąc grunt pod
nogami.
Za co lubię kryminały? Za to, że ich autorzy zmuszają mnie do myślenia, wyciągania wniosków, analizowania dowodów i rozwiązywania zagadek. Czytanie takich książek to nie tylko dobra rozrywka lecz również doskonałe ćwiczenie pamięci i logicznego myślenia. Muszę przyznać, że wraz z ilością przeczytanych przeze mnie książek, liczba rozwiązanych zagadek i przewidzianych zakończeń, wykładniczo wzrasta. Jeszcze trochę a będę mogła zatrudnić się jako oficer śledczy. Oczywiście to żart, jednak nie da się ukryć, iż od kiedy rozpoczęłam przygodę z tym gatunkiem, stałam się bardziej spostrzegawcza, drobiazgowa i ciekawa świata. Kiedy w moje ręce trafia książka Pani Orlicz, od razu wiedziałam, że będę mieć z nią problem. Już na samym wstępie bowiem autorka zdradza nam zarówno sprawcę, jak i motyw zbrodni, tym samym ograbiając mnie z tego co lubię najbardziej czyli możliwości dedukowania. Mamy więc trójkę nastolatków, jedną martwą dziewczynę, jednego denata z poprzedniego odcinka (drugi niespodziewanie ożył), dziennikarkę modową oraz cały komisariat. Od razu czuć, że to kolejna część większej całości a odcinek w którym zaczęliśmy oglądać, powinien nazywać się "Żałoba" lub "Wspomnienia o Bugaju". Ja niestety nie miałam okazji poznać tego znanego, życzliwego i dobrego policjanta, jednak nasi bohaterowie, jego przyjaciele, bardzo za nim tęsknią. Okazuje się, iż zagadka jego śmierci, jeszcze nie została wyjaśniona. Policjantom cały czas coś umyka, tropy się zacierają a sytuacja staje coraz bardziej frustrująca. Na jaw wychodzą skrywane sekrety i reputacja denata, który oprócz tego, że był zatwardziałym i sprawiedliwym gliną, to miał również inną, mroczniejszą stronę. Podobnie jak kot, nie potrafił wyżyć z jednej dziury. Zdradzał żonę, zdradzał kochanki, był prawdziwym małomiasteczkowym lovelasem. Nie dziwi, że komuś w końcu zalazł za skórę.
Jednak zagadka zabójstwa policjanta i rozwiązane już morderstwo dziewczyny ze szkarłatną blizną, nie wystarczyłoby do stworzenia ciekawej, oryginalnej i trzymającej w napięciu powieści. Autorka, by jeszcze bardziej wszystko skomplikować, wprowadziła wątek dopalaczy, psychopatycznych nastolatków, stalkingu, zdrad oraz lokalnej przestępczości zorganizowanej. Dzieje się dużo, dzieje się intensywnie, jednak zabrakło mi tutaj głębi.W jednym z wywiadów Orlicz powiedziała, iż powodem dla którego jej książki przesiąknięte są przemocą jest fakt, iż złe rzeczy się zdarzają, źli ludzie chodzą tymi samymi ulicami co my. Autorka wszechobecną patologią, wulgaryzmami i brutalnością zwraca nam na to uwagę. Pora żebyśmy otworzyli oczy.
Ja, w przeciwieństwie do innych recenzentów, nie będę zanadto skupiać się na fabule książki czy sylwetkach bohaterów. Moją uwagę zwróciła tylko jedna, konkretna postać, a był nią Konrad, jeden z małoletnich gwałcicieli-morderców. Dawno temu oglądałam w telewizji film pod tytułem "Sekta", który opowiadał o losach ambitnego, powszechnie lubianego studenta, Luka McNamara, który za wszelką cenę chciał się dostać do elitarnego bractwa studenckiego. Już po tytule tej produkcji możecie się domyślić czym ono tak naprawdę było. Choć w książce Orlicz nie ma bractw, uniwersytetów ani tym bardziej studentów, tak sylwetka Konrada kojarzyła mi się z członkami tego elitarnego klubu. Na pierwszy rzut oka, chłopak jest "idealny", to doskonały przykład pomocnego syna, zdolnego ucznia, wiernego przyjaciela. Jednak pod powłoką uczciwości i normalności, kryje się druga, mroczna strona młodego mężczyzny, jego alter ego, lubujące się w przemocy, pałające rządzą mordu, psychotyczne i niebezpieczne. Ze względu na fakt posiadania dzieci, bardzo często chodzę na place zabaw. Z braku ciekawszego zajęcia obserwuję jak moje pociechy bawią się z innymi. Muszę przyznać, że od kilku lat zabawy stają się coraz brutalniejsze i mniej pomysłowe. Czasem widzę jak małolaty wprost kopiują to co widziały w grach czy w filmach. Choć do tej pory należałam do osób, które nie chciały wierzyć w to, że telewizja i gry komputerowe, wypaczają umysł i fałszują obraz rzeczywistości, tak muszę przyznać iż powoli zaczynam zmieniać zdanie na ten temat. Choć nie ma dowodów na to, iż Konrad czerpał wzorce z mediów, to na pewno był chłopcem do szpiku kości przesiąkniętym złem. Istnym diabłem w owczej skórze, przekleństwem każdego rodzica. Dziwi mnie tylko to, że jego rodzice nie wychwytywali tych niepokojących sygnałów i nie starali się pogadać z własnym dzieckiem pomóc mu. Ja już na pierwszy rzut oka widziałam że coś jest z nim nie tak.
Przyglądając się naszym bohaterom z dystansu, nie trudno dostrzec pewną prawidłowość : każdy z nich ma coś za uszami. Autorka sama przyznaje, że tworzenie stricte "dobrych"postaci jest szalenie nudne. Jednak w swoim procesie twórczym posunęła się jednak o krok za daleko. W "Drapieżcach" nie ma ani jednej postaci (oprócz nieżyjącej ofiary, choć i na nią pewnie by się coś znalazło), która byłaby praworządna, miła, wierna czy sprawiedliwa. Był taki jeden komisarz, który był blisko "ideału" to Orlicz musiała to zniszczyć zupełnie niepotrzebnym pocałunkiem. Rozumiem, że można tworzyć świat w odcieniach czerni i bieli, jednak tej bieli tutaj było stanowczo za mało, co zaburzało proporcje.
Daria Orlicz jest doświadczoną pisarką z warsztatem, któremu nie mam absolutnie nic do
zarzucenia. Fabuła trzyma w napięciu i pełna jest zwrotów akcji, wszystkie wątki łączą się w jedną spójną całość a bohaterowie robią wszystko by wygrała sprawiedliwość. Wszystko jest dokładnie takie jakie powinno byś w rasowym kryminale. Jest tylko jedno ale : to nie jest rasowy kryminał. "Drapieżcy" aspirują bowiem do miana thrillera, a nawet thrillera psychologicznego. Niestety, choć bardzo się starałam, to nie znalazłam tutaj elementów, które pozwoliłyby mi doczepić książce tę etykietę. Jak na thriller było tutaj zbyt mało suspensu, zagadki. Zabrakło również typowej, mrocznej i duszącej atmosfery. Portrety psychologiczne bohaterów były jedynie szkicami, brakowało głębi, analizy. Jeśli sagę "Millenium" Larssona przyrównamy do rzeźbionej drewnianej figurki skrzata (wraz z wszelkimi jego atrybutami), tak proza Orlicz jest jedynie zwykłym kwadratowym klockiem.
"Drapieżcy" skusili mnie swoją piękną okładką i zachęcającym opisem. Spodziewałam się mocnej, brutalnej historii z pogranicza thrillera i horroru, czegoś o Babie Jadze i czymś straszniejszym, co odważyło się zakłócić jej spokój. Jednak kolejny raz w moje ręce trafiła powieść, której akcja toczy się w małej polskiej miejscowości, której mieszkańcy mają swoje małe, polskie (i uniwersalne) problemy. Zabrakło oryginalności, udało mi się przegapić moment kulminacyjny, a zakończenie nie zachęciło mnie do tego by sięgnąć po kolejną część. Można przeczytać, można zrobić to bardzo szybko, jednak jeszcze łatwiej zapomnieć.
Tytuł : "Drapieżcy"
Autor : Daria Orlicz
Wydawnictwo : HarperCollins Polska
Data wydania : 20 marca 2019
Liczba stron : 304
A zapowiadało się tak dobrze. No czasami tak bywa.
OdpowiedzUsuńSzkoda, bo początek recenzji faktycznie był zachęcający. Odpuszczę.
OdpowiedzUsuńTeż lubię, gdy od początku nie znamy winnego, więc to na pewno może być minusem. Jednak trzymająca w napięciu akcja to na pewno zaleta.
OdpowiedzUsuńUPS, miało być "Nie lubię :) w moim komentarzu powyżej :)
OdpowiedzUsuń