"Odnaleźć się" Agnes Lidbeck

     Zrozumienie literatury skandynawskiej, oczywiście nie mowa tutaj o kryminałach i rewelacyjnych thrillerach, nadal przysparza Polakom wielu trudności. Nie da się ukryć iż społeczeństwo norweskie czy szwedzkie diametralnie różni się od naszego. Skandynawowie dłużej cieszyli się wolnością, od zawsze zachwycali prostotą i mają długie tradycje w funkcjonowaniu państwa opiekuńczego. Hygge, Lagom, sisu i inne popularne na północy style życia, w Polsce są nadal czymś nowym i jeszcze do końca nie jest pewne czy zostaną przez nas zaakceptowane i możliwe do zaszczepienia. W Skandynawii nie było komunizmu, cieszono się wolnością słowa, dlatego można było powiedzieć zdecydowanie więcej. Polskie społeczeństwo jest bardziej tradycyjne, oporne na zmiany, bogobojne i, choć już coraz mniej, homofobiczne. Literatura światowa, szczególnie ta głosząca skrajne, kontrowersyjne i nowoczesne poglądy, nadal traktowana jest z przymrużeniem oka lub wręcz jawną wrogością. Dlatego zawsze się cieszę, jak wydawcy decydują się na przetłumaczenie książek, które łamią pewne schematy, szokują czytelników i są dobrym wstępem do dyskusji. Właśnie taki jest debiut szwedzkiej pisarki Agnes Lidbeck.


Anna służy swoim dzieciom, mężowi i starszemu kochankowi. Jej praca zawodowa wymieniona jest tylko mimochodem, nie dowiadujemy się niczego o jej przyjaciołach czy innych bliskich osobach. Nie ma odwagi powiedzieć, czego by chciała, zresztą sama tego nie wie. Wie tylko, że chciałaby, aby w jej życiu zdarzyło się coś nadzwyczajnego, "całkiem odmiennego od prania". Ta tęsknota sprawia, że zostawia za sobą dotychczasową uporządkowaną egzystencję (ze sprzątaczką i wymaglowanymi prześcieradłami) dla mniej uładzonego mężczyzny, intelektualisty. Czy w nowym związku będzie w stanie uniknąć dawnych błędów?

Człowiek jest istotą dążącą do ideału. Już w Biblii napisano, że zostaliśmy stworzeni na boski obraz i podobieństwo, co skutkuje tym że nasze życie, bo być niczym innym jak świadomą wędrówką ku doskonałości. Dziś ta doskonałość nabrała nieco innego, bardziej medialnego i popkulturowego wymiaru. wystarczy sięgnąć po pierwszy z brzegu kolorowy magazyn by zobaczyć jak powinno wyglądać nasze życie, dom, sylwetka, rodzina, a nawet co powinniśmy myśleć i mówić. Zapewne każdy z was widział opublikowane w 4 godziny po porodzie, zdjęcie księżnej Kate Middleton, która wyglądała na nim wprost kwitnąco. Uśmiech na twarzy, idealny makijaż i gustownie dobrany płaszczyk, sprawiły iż w ogóle nie było widać po niej zmęczenia. Księżnej Kate oczywiście nie wypada pokazywać się w kostiumie kąpielowym więc nigdy nie zobaczymy jej zdjęć z plaży czy sauny w okresie połogu, lecz jeśli chcecie wiedzieć jak powinno wyglądać ciało młodej matki to wystarczy wejść na Instagram i znaleźć fit-matki, które w kilka tygodni po porodzie wyglądają nawet lepiej niż przed zajściem w ciążę. Dla mnie, posiadaczki dwójki dzieci, jest to coś nieprawdopodobnego. Ja ledwo mam czas na uczesanie włosów i pomalowanie rzęs, więc o siłowni, biegach przełajowych i masażach mogę jak zapomnieć. Niestety, mojemu ciału daleko do ideału, co skrzętnie ukrywam pod ubraniami. 
Dziś Internet i telewizja mówią nam jak powinny wyglądać idealne kotlety schabowe i bombardują nas reklamami produktów, które zdecydowanie musimy posiadać, by być bliżej ideału. Zaliczają się do nich elektryczny depilator, rajstopy w sprayu, maskara wydłużająca i pięć innych, nowoczesny ekspres do kawy i wózek dla dzieci Junama. Jednak oprócz tego, że "posiadamy" musimy również wyglądać i się czuć. Priorytetem jest uśmiech na twarzy, aura matki polski i wielozadaniowość. Kiedy pojawiają się dzieci musimy z, czesto zbyt frywolnych podlotków, zmienić się w roboty wielofunkcyjne, zawsze zadowolone , zawsze pełne energii. Muszę przyznać, że niniejsza książka jest pierwszą próbą krytyki takiego stylu życia, z jaką się zetknęłam. Po raz pierwszy ktoś zdobył się na odwagę i wyraził słowami to co czuje większość z nas, kobiet. Oczywiście indywidualnych, osobistych przeżyć i myśli bohaterki, nie możemy zastosować do analizy całego społeczeństwa, jednak jestem pewna, iż większość z nas znajdzie punkty wspólne z Anną. Anna nie jest typową matką, żoną i kochanką jest za to doskonałym przykładem ludzkiej niedoskonałości. Obrazuje tę stronę naszej osobowości, którą skrzętnie ukrywamy, nawet przed samym sobą. W polskim społeczeństwie narzekanie na nasze dzieci, mężów czy rodzinę, jest niedopuszczalne. No dobrze, małżonek jeszcze jakoś ujdzie, jednak na pociechy nie można powiedzieć złego słowa. Agnes Lidback pokazuje nam ciemną stronę macierzyństwa, te momenty kiedy mamy ochotę spakować walizki, zapalić papierosa i zniknąć. Te momenty, kiedy większość z was czuje wyrzuty sumienia, bo jak możemy "nienawidzić" choć przez krótką chwilkę naszych dzieci, nawet jak płaczą całą noc, przychodzą pijane lub lądują w więzieniu. Anna, bohaterka i zarazem narratorka naszej książki, choć sama nie wie czego chce w życiu to jest szczera w swoich myślach i za tę szczerość ją cenię, gdyż obnaża naszą ludzką, ułomną naturę. Kobieta robi jednak to, czego oczekuje od niej społeczeństwo, pokazuje się z jak najlepszej, jednakże nieprawdziwej i złudnej strony. Kiedy przytula dzieci, pragnie by ją widziano, kiedy kupuje steki, to zawsze te z najlepszego mięsa, by wyrzucić je do kosza za rogiem. Sąsiedzi, sprzedawcy, bliscy i dalsi, muszą widzieć że "ona" robi wszystko dla dobra swojej rodziny. Dba o jej komfort fizyczny i psychiczny. Zawsze ma siłę, zawsze ma energię, zachowuje się podręcznikowo. A w duszy cierpi na mentalną zgagę. Próbuje odnaleźć siebie i odnaleźć się. 

Długo się zastanawiałam o czym tak naprawdę jest ta książka, bo w gruncie rzeczy całość przedstawia jedynie wyrywek cudzego życia, bez wyraźnego początku i końca. Nie ma tutaj zwrotów akcji ani momentów kulminacyjnych. Doszłam do wniosku iż jest to opowieść o narodzinach i śmierci pewnych uczuć i idei. Kiedy w naszym życiu pojawiają się dzieci, stajemy się kimś innym, a przynajmniej tego się od nas oczekuje. Poznajemy czym jest słowo macierzyństwo i rodzicielstwo. Wraz z dorastającym potomstwem, przechodzimy przez kolejne etapy naszego życia, które są niedostępne dla ludzi bezdzietnych. Wychowywanie dzieci jest zajęciem trudnym, momentami wręcz karkołomnym i w większości i tak kończy się tym, iż nasze pociechy pójdą w świat, zapominając kim dla nich jesteśmy i co zrobiliśmy. Choć więź pozostaje tak brakuje jej trwałości i napięcia. 
Podobnie jest z miłością, zarówno tą pierwszą jak i ostatnią. Zakochujemy się, przechodzimy okres romansu i fascynacji, który zazwyczaj kończy się małżeństwem, a potem przechodzimy w stan wegetacji. Związków, które przetrwały próbę czasu, ludzi którym udaje się przez dziesiątki lat ciągle podsycać żar swojej miłości, jest naprawdę mało. Coś się zaczyna i coś się kończy, czasami gaśnie z dnia na dzień a czasami umiera w męczarniach. Nasza bohaterka przeszła przez wszystkie etapy narodzin i uśmiercania związku. A nawet paru. Danej jej było doświadczać erotycznych uniesień, niewinnych flirtów, fascynujących schadzek i bólu rozstania. Wiedziała czym jest rutyna i nuda. Czytając powieść Lidbeck widziałam tam siebie. Może nie było to doskonałe odzwierciedlenie, jednak jestem pod wrażeniem w jak trafny sposób, udało się autorce przedstawić nasze zwykłe, ludzkie frustracje. 

Podobało mi się to w jakim tonie utrzymana jest cała wypowiedź naszej bohaterki. Ją samą poznajemy z perspektywy czasu, kiedy niesie już ze sobą bagaż doświadczenia. Już nie jest pełną nadziei i wiary młodą kobieta, która wierzy że czeka na nią szczęśliwa, świetlana przyszłość. Wkracza w fazę kiedy jej marzenia zostają skonfrontowane z rzeczywistością. Ten etap przeszedł, lub właśnie przechodzi, każdy z nas. Niektórzy są bardziej odporni na życiowe porażki, inni mniej. Jedni cieszą się z tego co dostają od życia, inni wiecznie chcą więcej. Jednak zdecydowana większość z nas, godzi się na to co przyszykował im los. Jesteśmy konformistami, boimy się zmian. Jesteśmy tacy jak Anna. Ustawiamy nasze życie, by jak najbardziej pasowało do życia innych ludzi, jednak w głębi duszy karmimy nasze najskrytsze demony. Prosty, melancholijny, wyprany z emocji i dramatyzmu tom, jakim została napisana ta powieść, pasuje do niej idealnie. Bo niby jak inaczej możemy pisać o straconych marzeniach, nudzie, maraźmie, nie-szczęściu i poczuciu beznadziei?

 
Moim zdaniem jest to książka, którą powinna przeczytać każda kobieta. W jednej z recenzji przeczytałam, iż należy ona do kanonu natury feministycznej, jednak nie mogę się z tym zgodzić. Niekoniecznie trzeba być tak zwaną kobietą "wyzwoloną" czy wojującą babą w spodniach, by utożsamić się z naszą bohaterką. Z pewnością znajdzie się wiele kur domowych, matek polek, matek zwykłych, karierowiczek i tych niezależnych, mniej lub bardziej konserwatywnych i liberalnych kobiet, które po przeczytaniu tej książki powiedzą : kurczę, ja też tak mam. Jeśli też tak macie, jeśli nadal próbujecie odnaleźć siebie to nie bójcie się o tym mówić. W końcu mamy tylko jedno życie i nie możemy pozwolić na to by się ono zmarnowało. Morał z tej książki jest taki, że nie wystarczy należeć do tej "silnej" płci, należy jeszcze znaleźć w sobie odwagę do walki o lepsze jutro i własną tożsamość. I tego wam życzę.  

Tytuł : "Odnaleźć się"
Autor : Agnes Lidbeck
Wydawnictwo : Prószyński i S-ka
Data wydania : 12 marca 2019
Liczba stron : 216
Tytuł oryginału : Finna sig


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :


 
 
 
 
Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html

1 komentarz:

  1. Na razie nie mam w planach tej książki, ale nie mowię nie :)
    Pozdrawiam, Pola
    www.czytamytu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger