"Siła natury" Jane Harper

Jednym z moich marzeń jest podróż do Australii, póki jeszcze nie zmieniła się w spaloną słońcem wyludnioną, pustynię. Jednak w przeciwieństwie do innych turystów, podróżników czy urlopowiczów nie zamierzam zwiedzać opery w Sidney czy opalać się na sławnej Bondai Beach. Mnie fascynuje australijski interior, niezmierzone stepy i wielohektarowe lasy, pełne zwierząt, niebezpiecznych gadów i wolne od cywilizacji. Zawsze się zastanawiałam jak ludzie mogą żyć na tak nieprzyjaznym kontynencie. Na lądzie pełzają najjadowitsze węże świata, w powietrzu latają groźne dla człowieka owady, z gałęzi spadają pająki wielkości dłoni, a w wodzie leniwie krążą rekiny, oczywiście ludojady. Jane Harper zabrała mnie na wycieczkę po tej prawdziwej Australii, znanej z podań aborygenów. Kraj ten w powieści "Siła natury" to mroczne, deszczowe miejsce, pełne wilgoci i wiatru. Miejsce gdzie szumią drzewa a dźwięk ten przeraża. Jednak okazuje się, że to nie zwierzęta czy natura jest dla człowieka największym zagrożeniem, lecz drugi człowiek, a wycieczka do lasu na zwykły wyjazd integracyjny, może zakończyć się tragedią. I to nie jedną.

Korporacyjne wyjazdy integracyjne rzadko należą do przyjemnych rzeczy. Ten szybko zamienia się w koszmar, kiedy okazuje się, że z grupy pięciu współpracowniczek wróciły tylko cztery…
Agent Aaron Falk powraca, by rozwikłać sprawę zaginięcia w australijskim buszu. W noc swojego zniknięcia Alice Russel wykonała tylko dwa telefony – jeden alarmowy i jeden do Aarona. Bardzo szybko okazuje się, że każda z uczestniczek wyprawy przedstawia nieco odmienną wersję wydarzeń. Podczas śledztwa, które prowadzi go w głąb mrocznego lasu, agent Falk odkrywa tajemnice kryjące się w cieniu gór. 

Zanim przejdę do chwalenia tej powieści, a jestem nią naprawdę zachwycona, to muszę wspomnieć o rzeczy, która prawiła, że książkę tę potraktowałam z przymrużeniem oka. Tym czymś jest stworzona przez autorkę firma Executive Adventures. Jestem osobą, która kocha wyzwania. Za małolata służyłam w harcerstwie, kiedy dorosłam wakacyjne obozy ze sprawnościami zmieniłam na wypady survivalowe. Sama również parę z nich zorganizowałam więc wiem, jak to wszystko wygląda od strony kuchni. Executive Adventures, jako firma zajmująca się organizacją obozów przetrwania, nie miałaby prawa istnieć. Choć nie znam się na australijskiej legislacji, to jestem przekonana iż nawet tam, na końcu świata są przepisy dotyczące bezpieczeństwa i zdrowie. Firmy biorą pełną odpowiedzialność za swoich klientów i tym samym, muszą być przygotowane na każdą ewentualność. Potrzebna jest logistyka, sprzęt, zaplecze medyczne, wyszkoleni przewodnicy i plan awaryjny. Executive Adventures posiada jedynie mapy i ostrzeżenia. Uczestnicy obozu zostają dowiezieni na miejsce, poinformowani na czym ma polegać zabawa, a następnie pozostawieni samym sobie w skraju wielkiego lasu. W tym czasie kiedy ósemka ludzi błąka się po "puszczy" organizatorzy wypadu, zamiast monitorować ich postępy i sprawdzać, czy nie potrzebują pomocy, siedzi sobie w domach i gra w karty. Ten scenariusz niestety nie wydaje mi się prawdopodobny. Przypuszczam iż nasi bohaterowie zapłacili mnóstwo pieniędzy za ten wyjazd i ja się pytam za co te opłaty? Za transport i kawałek mapy? Za przechowanie telefonu? Czy poukrywane w obozach kanapki? Oczywiście rozumiem, że autorce chodziło o zbudowanie odpowiedniej, klaustrofobicznej atmosfery, a fakt że za naszymi "obozowiczami" musiała wyruszyć ekipa poszukiwawcza służyło niczemu innemu jak spowolnieniu fabuły, by  wszystko znalazło swoje wytłumaczenie. Paradoksalnie zabieg ten przyniósł odwrotny skutek. Atmosfera choć faktycznie była gęsta i mroczna, tak zabrakło jej realizmu i wiarygodności. Cały czas wiedziałam, że to jedynie fikcja literacka, co sprawiło że nie udało mi się nawiązać więzi z bohaterami. 

Dobrze, koniec narzekania, pora na pochwały. Po pierwsze chciałam podziękować autorce za pokazanie mi Giralang Ranges. Specjalnie użyłam tutaj wyrazu "pokazanie" a nie opisanie, gdyż styl Harper, jest tak plastyczny że miałam wrażenie iż naprawdę znalazłam się w wielkim, australijskim lesie eukaliptusowym. Wpiszcie sobie w Google, Grampians National Park, i waszym oczom ukarze się tło tej niesamowitej powieści. Zapewne każdy z was, choć raz wybrał się na wycieczkę po lesie. Ja uwielbiam chodzić na grzyby i bardzo, często wraz z rodziną, wypuszczam się na piesze wędrówki. Niestety okoliczne lasy są tak przechodzone, że łatwiej tutaj znaleźć drugiego człowieka niż jagodę czy grzyba. Miejsca te odarte zostały z aury tajemniczości. Owszem są jeszcze prastare puszcze, jak Białowieska, jednak i tam coraz wyraźniej widać działalność człowieka. U Jane Harper jest zgoła inaczej. Giralang to sama siła natury, gdzie człowiek nie jest zbyt miło widziany. To miejsce piękne lecz jednocześnie surowe i niebezpieczne. Z każdej strony otaczają nas drzewa, obraz już po kilku godzinach staje się monotonny, coraz trudniej trzymać się szlaku, jak podąża się w jednym wielkim deja vu. Giraland to wprost idealna lokacja na zorganizowanie obozu survivalowego. Choć bardzo chętnie czytałam opisy przyrody i zachwycałam się stworzoną przez autorkę atmosferą, tak nie da się ukryć iż najważniejsi w tej powieści są bohaterowie i przemiany jakie się w nich dokonują, pod wpływem czynników stresogennych. Już na wstępie książki autorka zdradza nam, że jedna z uczestniczek wyprawy, nie wróciła na miejsce zbiórki. Teraz należy się tylko dowiedzieć co się z nią stało. Czy błąka się gdzieś nie mogąc odnaleźć drogi? Jest ranna i czeka na pomoc? A może nie żyje? Autorka zastosowała bardzo ciekawy sposób narracji. Z jednej strony towarzyszymy detektywom, którzy zajmują się poszukiwaniami Alice, a z drugiej jeszcze raz przeżywamy to czego świadkiem były przemierzające puszczę uczestniczki obozu. Było ich pięć i każda z nich skrywała mniej lub bardziej mroczne tajemnice. Napięcie, które towarzyszy lekturze, wzrasta z każdą przewróconą stroną. Praktycznie od samego początku wszystko idzie nie tak jak powinno : pomylona droga, zgubiona latarka, przemoczona zapalniczka, padający deszcz, wypadki oraz dziwne odgłosy dobiegające z lasu. Czytelnik czuje paranoją, której doświadczają bohaterki powieści. Dochodzi do kłótni i rękoczynów. Padają ostre słowa, toczy się walka o przywództwo. Kobiety są głodne, zmarźnięte i przestraszone, a wiadomo człowiek ze strachu robi dziwne rzeczy. Okazuje się, że  łączy je o wiele więcej niż myśleliśmy. Im bliżej punktu kulminacyjnego, tym bardziej zagęszcza się atmosfera. Rozdziały stają się coraz krótsze a ich zakończenia pełne są cliffhangerów. Nie ma szans na to, żebyśmy mogli odłożyć książkę na półkę i spokojnie poszli spać. Jakaś dziwna siła zmusza nas jednak do kontynuowania lektury i dowiedzenia się co się stało z Alice, co takiego wydarzyło się w przeszłości?

 Książka ta porusza bardzo ważny temat, jakim są przestępstwa internetowe. W czasach mojej młodości zagrożeń takich nie było, gdyż "sieć" dopiero się rozwijała. Dziś, by kogoś zniszczyć, wystarczy oczernić go na fb, opublikować nieprzyzwoite fotki czy wyrwane z kontekstu zdania. Dorośli ludzie, doświadczeni i bardziej odporni, są w stanie zachowania takie lekceważyć i się przed nimi bronić, młodzi, szczególnie nastolatkowie, nie mają takich możliwości i często utrata szacunku rówieśników, jest dla nich ciosem po którym nie mogą się podnieść. Choć z początku ciężko mi było w to uwierzyć, tak teraz widzę, iż internetowy hejt stał się bardzo niebezpieczną rozrywką i sięga po niego coraz więcej młodych ludzi. Książka ta uświadamia czytelnikom jak łatwo jest zniszczyć drugiego człowieka, można to zrobić dosłownie w ułamku sekundy. Nie ważne jest wtedy czy jesteśmy popularni czy nie, lubiani czy nienawidzeni, jeśli raz stracimy reputację, to bardzo trudno jest ją z powrotem odzyskać. Internet jest bezlitosny. I pamiętliwy. 

Pewnie sporo z was się zastanawia czy by w pełni cieszyć się lekturą "Siły natury" należy wpierw zapoznać się z tomem pierwszym. Moim zdaniem nie jest to absolutnie konieczne. Sama nawet nie wiedziałam, iż jest to kontynuacja, dopóki nie natrafiłam w tekście na jedno z nielicznych nawiązań do części pierwszej. Ja po "Suszę" sięgnę ponieważ czuję niedosyt prozy Jane Harper i już tęsknię za detektywem Aaronem Falkiem. Jeśli lubicie thrillery, powieści drogi z wątkiem kryminalnym i rozbudowaną wersją obyczajową, to jest to książka dla was. Mało tutaj procedur kryminalistycznych i całej otoczki związanej z pracą policji, dużo jest zatem sekretów, problemów rodzinnych, trudnych relacji i ogólnie "czynnika ludzkiego". "Siła natury" to zdecydowanie jedna z lepszych powieści, które przeczytałam w tym roku. Trzyma w napięciu, intryguje, zachwyca i przeraża jednocześnie. A co najważniejsze czytelnik za przeczytanie jej na jednym posiedzeniu, zostaje nagrodzony rewelacyjnym zakończeniem. Zdecydowanie polecam. 


Tytuł : "Siła natury"
Autor : Jane Harper
Wydawnictwo : Czarna Owca
Data wydania : 24 kwietnia 2019
Liczba stron : 384
                                                      Tytuł oryginału : Force Of Nature



Za możliwość przeczytania książki i jej zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu :  

https://www.czarnaowca.pl/



Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html
 

1 komentarz:

  1. "Suszę" tej autorki czytało mi się całkiem nieźle, więc może i tę książkę przeczytam.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger