"Maria Fiodorowna.Pamiętnik carycy" C.W Gortner

Amerykański portal Goodreads, poleca najnowszą książkę Gortnera, wszystkim tym, którzy lubią powieści historyczne oraz twórczość Philippy Gregory. Choć sama szanuję oboje autorów to uważam iż stawianie ich w jednym szeregu jest niesprawiedliwe i krzywdzące dla amerykańskiego pisarza. Kiedy historie Gregory są przesiąknięte dramatyzmem i podkolorowane tak Gortner zawsze sprawdza swoje źródła i dostarcza nam rzetelnych informacji. Sam autor przyznaje, że Wikipedia nie jest dla niego skarbnicą wiedzy, a pisząc tę książkę korzystał z ponad 150 publikacji. Jak widać, w przeciwieństwie do pani Gregory, Gortner nie tylko nas zabawia lecz również uczy. Jeśli lubicie powieści historyczne, pisane z pasją i doskonale udokumentowane, jeśli fascynują was odważne kobiety, które nie boją się pociągać za sznurki za plecami swoich mężów, to jest to pozycja dla was. Ja nie mogłam się oderwać. 

Dziewiętnastoletnia Maria Zofia Fryderyka Dagmara, duńska księżniczka, została wydana za rosyjskiego następcę tronu, późniejszego Aleksandra III. Po śmierci męża nie mogła pogodzić się ze statusem odsuniętej od władzy wdowy. Uważała, że syn, Mikołaj II, nie dość energicznie dąży do reform, które przekształciłyby Rosje w nowoczesne państwo. Była w wiecznym konflikcie z synową Aleksandrą, która znalazła się pod całkowitym wpływem demonicznego Rasputina.

Zawsze się dziwiłam autorom, którzy przekształcają, koloryzują i zmieniają wydarzenia historyczne, dodając do nich zmyślone fakty. Przecież historia naszego "świata" sama w sobie jest interesująca, dramatyczna, ciekawa i krwawa. Niniejsza książka jest tego doskonałym przykładem. 
Znacie powiedzenie : od pucybuta do milionera? Oczywiści nie funkcjonowało ono pod koniec XIX wieku, jednak życie Marii Fiodorowny, doskonale wpisuje się w ten schemat. Choć pochodziła z arystokratycznej rodziny, to zdecydowanie nie była ona zamożna. Owszem mieszkali w pałacyku i nadal mogli sobie pozwolić na życie na koszt "państwa" i "podatników", jednak sami musieli cerować sobie skarpetki i rozpalać kominki. Jednak jak to często bywa, los jest przewrotny. Pewnego dnia ojciec Marii dowiedział się, że to właśnie on został wybrany na nowego króla Danii. Rodzina przeniosła się na salony, ubrała w strojne suknie i zatrudniła armię służących. Maria i jej siostra w końcu miały szansę na dobre zamążpójście. W końcu były księżniczkami. Ich rodzice nie zmarnowali tej szansy i znaleźli swoim córkom odpowiednich kandydatów. Jedna z dziewczyn wyjechała do deszczowej Anglii, by pod czujnym okiem królowej Wiktorii, opiekować się jej synem, druga trafiła do Rosji, by wkrótce zostać matką ostatniego cara i jedną z najpotężniejszych kobiet na świecie. Jednak nie wszystko układało się po jej myśli. Tutaj nie trzeba było koloryzować ani dodawać dramaturgii. Wiek XIX i XX, to były lata szalejących chorób i krwawych wojen. Ginęli zarówno uprzywilejowani jak i biedota. Ginęli piekarze, żołnierze, kurtyzany a nawet władcy. Maria Fiodorowna wiedziała co znaczy stracić ukochaną osobę, patrzyła jak jej ukochany umiera na jej oczach pozostawiając po sobie list (ostatnią wolę), którego przykazania musiała wypełnić. Czytając tę powieść nie mogłam nie zwrócić uwagi na to, jak traktowane były kobiety nieco ponad 100 lat temu. Nie ważne czy urodziły się w rodzinach chłopskich, mieszczańskich czy szlacheckich, ich los był od początku przesądzony. Nie mogły o sobie decydować, były całkowicie zależne od rodziców. Czy dziś, pozwolilibyście waszej matce czy ojcu, na wybór waszego małżonka czy małżonki? Czy dalibyście się wysłać do obcego kraju, gdzie nie macie rodziny ani przyjaciół? Choć w niektórych częściach naszego globu, młodych nadal się swata, tak cieszę się iż obyczaj ten powoli odchodzi do lamusa. Współczułam kobietom, które zostały pozbawione własnego zdania. Maria byłą osobą inteligentną i odważną. Gdyby żyła w dzisiejszych czasach z powodzeniem mogłaby odgrywać ważną rolę w świecie wielkiej polityki. Niestety sto lat temu, jedyne co mogła zrobić to działać zakulisowo. Była na tyle sprytna, zdesperowana i mądra by kierować swoim mężem i synem, doradzać im albo przeforsować własne zdanie. Jednak czasem by dostać się do ucha cara, trzeba było wyrąbać sobie ścieżkę w tłumie doradców i "lobbystów". I oczywiście zmierzyć się z samym Rasputinem, postacią która odegrała wielką rolę w historii Rosji.

Ktoś mi kiedyś powiedział, że Amerykanie to megalomani : muszą mieć wszystko największe, począwszy od kubków Coca Coli w McDonaldzie a na domach i samochodach skończywszy. Moim zdaniem jest kraj, który w pędzie ku wielkości i wspaniałości, zapędził się jeszcze dalej. Tym krajem jest Rosja. Ci, którzy odwiedzili Sankt Petersburg lub Moskwę, doskonale wiedzą o czym mówię, marmurowe olbrzymie stacje metra, wyrastające jak grzyby po deszczu budowle a la Pałac Kultury, pretensjonalne dworki i sobole futra. Czy wiecie, że w Rosji praktycznie nie ma klasy średniej? To przeświadczenie o etnicznej wyższości wzięło się właśnie z czasów carskich. Władcy imperium uważali, że mają moralne i święte prawo do zasiadania na tronie, które dostali od Boga. Mieli manię wielkości, innych traktowali z przymrużeniem oka lub wręcz wrogo. Bycie carem czy carycą równało się z posiadaniem władzy nieograniczonej. Do tej pory wydawało mi się, że synonimem rozpasania i rozpusty, blichtru i samowoli władców, był francuski Wersal. Okazuje się jednak, że i Rosja miała swoich Ludwików. To co poznajemy oczami przybyłej z Danii księżniczki, jest monumentalne i przytłaczające. Złoto, srebro, diamenty, brokat, drogie futra i egzotyczne drewna są tutaj na porządku dziennym. Ludzie nie robią nic innego tylko się bawią, tańczą, śmieją i wikłają w mniejsze lub większe intrygi. Gortner przedstawia nam Rosję od zupełnie innej, nieznanej mi dotąd strony, Rosję w której faktycznie można się zakochać.Jednak okazuje się, że pod powłoką piękna i dostatku, znajduje się również inna, ciemna strona tego ogromnego kraju. Maria Fiodorowna nie zamyka się na nią. Przekonuje się, że poza murami pałacu również żyją ludzie, choć "żyją" może być tutaj niewłaściwym słowem, lepszym będzie wegetacja. Kobieta im współczuje i pragnie nakłonić cara do tego, by zainteresował się ich losem. Niestety okazuje się, iż życie malutkich nie jest warte zbyt wiele. 

Pewnym jest, że Gortner potrafi pisać. Choć nie przepadam za opisami, a długie ustępy tekstu, pozbawione dialogów, mnie nudzą, tak w przypadku tego autora jestem w stanie wybaczyć wszystko. By napisać dobrą powieść historyczno-obyczajową nie wystarczy wiernie odtworzyć fakty i względnie dokładnie naszkicować tło fabularne. Tego to możemy dowiedzieć się z podręczników. Najważniejsze to podarować książce "duszę". W przypadku "Pamiętnika carycy" tą duszą była sama główna bohaterka, Maria Fiodorowna. Cieszę się, że to właśnie jej oczami mogłam wszystko obserwować. Wraz z nią patrzymy jak zmienia się otaczający nas świat. Polityka, rewolucje, manipulacja, morderstwo, wszystko to jest częścią jej życia. Choć autor bywa nadmiernie szczegółowy i nic się przed nim nie ukryje, tak nie męczyła mnie ta drobiazgowość. Wręcz przeciwnie, dzięki niej wiedziałam że w moje ręce trafiła powieść zrodzona z miłości i pasji, w którą włożono wiele pracy i trudu. 

Rosja jest jednym z największych i najbardziej fascynujących krajów na świecie o bogatej i krwawej historii. Była domem wielu sławnych władców, polityków, artystów a nawet wróżów. Choć Maria Fiodorowna była osobą z "zewnątrz" tak jest doskonałym przykładem na to, jak silnie działa magia tego kraju, charyzmatyczność przywódców i potęga wielkości. Na przestrzeni 600 stron, autor przedstawia nam kobietę, która z młodego, nieopierzonego podlotka stała się wyrachowaną lecz sprawiedliwą, mądrą władczynią i matką ostatniego cara. Kobietą z którą należy się liczyć i nie można przestać podziwiać. Właśnie o takich ludziach powinny być lekcje historii, bo nie można pozwolić by pamięć o nich zaginęła. Książka ta jest jedną z lepszych fabularyzowanych biografii jakie przeczytałam i zdecydowanie ją polecam wielbicielom powieści historycznych, romansów, historii wojennych, tekstów obyczajowych czy nawet poetyckich. Jednym zdaniem jest to powieść dla wszystkich. 

Tytuł : "Maria Fiodorowna. Pamiętnik carycy"
Autor : Christopher W. Gortner
Wydawnictwo : HarperCollins Polska
Data wydania : 20 marca 2019
Liczba stron : 608
Tytuł oryginału : The Romanov Empress. A Novel of Tsarina Maria Feodorovna



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 
Z jednego z przeczytanych jakiś czas temu artykułów dowiedziałam się, że strzelaniny w szkołach to w USA norma. Średnio raz w tygodniu ktoś otwiera ogień. 14 lutego tego roku, w Parkland na Florydzie, uzbrojony nastolatek wtargnął na teren szkoły, z której jakiś czas wcześniej został wydalony z powodów dyscyplinarnych. Zginęło 17 osób a 14 zostało rannych. W 2012 roku, w Newtown, 20-letni Adam Lanza po zastrzeleniu swojej matki, pojechał do pobliskiej szkoły, gdzie zastrzelił 26 osób,  większość to dzieci w wieku 6-7 lat. Historia zna wiele takich tragedii a z roku na rok jest ich coraz więcej. Czytamy o nich w gazetach, oglądamy w telewizji, jednak rzadko kiedy zdarza nam się przeczytać coś z punktu widzenia ofiar, szczególnie tych nieletnich. "Kolor samotności" opowiada fikcyjną historię 6-letniego Zacka, któremu udało się przeżyć strzelaninę w szkole. Jednak czy udało mu się przetrwać lata bólu i samotności, które po niej nastąpiły?   Pewnego dnia, tuż przed lekcją matematyki, do szkoły Zacka wpada uzbrojony mężczyzna i zaczyna się strzelanina. Chłopiec wraz z nauczycielem i innymi dziećmi chowa się w szafie. Zabitych zostaje 19 osób, w tym brat Zacka, Andy. Chłopiec nie może zapomnieć o tym wydarzenia. W myślach powracają do niego dźwięki i obrazy, które przywołują traumatyczne wspomnienia. Nie znajduje oparcia ani w przyjaciołach ani w rodzinie. Wszyscy oni pogrążeni są we własnej żałobie i nie mają dla chłopca czasu. Osamotnione dziecko znajduje własny sposób na wyjście z traumy. Ucieka w magiczny świat literatury i sztuki, dzięki któremu próbuje zrozumieć i uporządkować swoje uczucia. Wierzy, że znajdzie sposób na to by pomóc nie tylko sobie, ale również najbliższym.   Zacka poznajemy w dniu kiedy zawalił mu się świat. Jedna z moich amerykańskich przyjaciółek namówiła mnie, żebym koniecznie posłuchała początku książki w formie audiobooka. Tak też zrobiłam. I momentalnie zalałam się łzami. Nawet jak już przerzuciłam się na wersję papierową, w głowie cały czas dźwięczał mi głos narratora, młodziutkiego Kivlighana, znanego z dubbingów telewizyjnych. Jego głos jest tak nasiąknięty emocjami, że jak opowiada o strzelaninie, zamknięciu w szafie, ścisku, ciasnocie, pocie i strachu tak miałam wrażenie, że jestem jednym z uczestników tej masakry. Muszę oddać autorce, że to dzięki jej narracji było to możliwe. Jest ona tak obrazowa, tak przepełniona uczuciami, że czytelnik momentalnie utożsamia się z bohaterami, z brzucha wyrasta mu mentalna pępowina, która swoimi mackami wczepia się w karty książki. Od tej pory czujemy to co Zack, myślimy tak jak Zack, wraz z nim cierpimy i wkraczamy do tunelu, na którego końcu widać światełko nadziei.   Wybranie na narratora powieści 6-letniego chłopca, było zabiegiem ciekawym i dość niecodziennym. Choć zdarzyło mi się przeczytać sporo powieści o strzelaninach w placówkach dydaktycznych, tak ta jest pierwszą opowiedzianą z perspektywy dziecka. Dorośli często wychodzą z założenia, że tragiczne wydarzenia, których uczestnikami są małe dzieci mają mały wpływ na ich rozwój, zostaną szybko zapomniane gdyż małoletni nie do końca rozumieją ich znaczenie i konsekwencje. Nie zdają sobie sprawy, że to w tym wieku kształtuje się nasza osobowość, i traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa będę miały wpływ na całe dalsze życie. Dla kogoś kto przeżył tragedię najważniejsza jest pomoc psychologiczna i wsparcie ze strony rodziny. Dziecko musi poczuć się jak w kokonie, pęcherzu płodowym, musi odbudować w sobie poczucie bezpieczeństwa, które zostało zniszczone. O Zacku wszyscy zapomnieli. Pogrążyli się we własnej żałobie, próbowali znaleźć sposób na życie w tych zupełnie nowych okolicznościach. Płakali nad utratą dziecka, walczyli z rodziną mordercy, szukali winnych, podsycali w sobie nienawiść. A gdzieś w tym wszystkim był Zack, który walczył o chwilkę uwagi, której się nie doczekał. Wzruszyła mnie scena, w której babcia chłopca, kupiła banany, uwielbiane przez zabitego brata Zacka. On jedyny je jadł. Owoce wylądowały w koszu na śmieci. Płakałam. Nie rozumiałam jak można w ten sposób traktować własne dziecko. Jedyne co słyszał to : później, nie teraz, nie przeszkadzaj, odejdź. Był przestawiany z kąta w kąt, traktowany przedmiotowo, wykluczony i skazany na cierpienie w samotności. Rodzina się rozpadła, każdy znalazł własną drogę prowadzącą do wyleczenia.   Autorka w przerażający, realistyczny sposób maluje obraz "po tragedii". Jej proza jest pełna życia, uczuć, namiętności i bólu. Opisuje nie historię jednej rodziny, lecz całej społeczności borykającej się ze stratą najbliższych. Ludzie, którzy do tej pory żyli w przyjaźni, zaczynają się od siebie oddalać, stają się nieufni, zamykają drzwi. Świat po masakrze traci barwy, na ziemię spada deszcz smutku. W rodzinie Zacka zamiast miłości pojawia się złość, krzyk, płacz i desperacja. Rodzice nie potrafią ze sobą rozmawiać. Jedynym spokojnym miejscem okazuje się szafa w pokoju brata. Szafa pełna książek, które stają się dla chłopca odskocznią. To właśnie one są inspiracją do wyrażenia siebie za pomocą kolorów, namalowania mapy uczuć gdzie czarny oznacza złość, zielony szaleństwo, żółty szczęście a czerwony zażenowanie. Zack był wyjątkowym, emocjonalnym i inteligentnym dzieckiem. Zachowywał się dorośle. Czasem nie mogłam uwierzyć, że miał dopiero 6 lat. Wydaje mi się, że to właśnie on rozpoczął proces godzenia się z nową rzeczywistością, to dzięki niemu możliwe było podjęcie próby "wyzdrowienia". Książkę tę powinni przeczytać wszyscy rodzice nawet Ci, którzy wiodą na pozór beztroskie i szczęśliwe życie. Autorka na przykładzie małego, niewinnego chłopca pokazuje, jaki wpływ na dziecko mają bezustanne kłótnie rodziców, warczenie na siebie, brak kontaktu fizycznego czy nawet zwykła obojętność. Powinniśmy otworzyć oczy i spojrzeć w dół na tych, których głosik jest najczęściej niesłyszalny. Mama i tata to dwie najważniejsze osoby w życiu dziecka. Symbolizują ciepło, bezpieczeństwo i harmonię. Nie odbierajmy tego dzieciom, nie bądźmy samolubni nawet w obliczu największych tragedii bo w końcu mamy dla kogo żyć.   Nie jest prawdą, że dzieci są "odporne". To, że wspomnienia wyblakną a czas wyleczy większość ran, nie oznacza  że echo wydarzeń z przeszłości nie będzie się odbijać w dorosłym życiu. Pamiętajmy, że dzieci się od nas uczą wzorców zachowań. Odpychając swoje pociechy, żałując im uwagi i miłości, wychowujecie nieczułego robota. Nie każdy jest jak Zack, który okazał się najbardziej odważny i dorosły ze wszystkich. Był jedynym bohaterem tej książki, postacią o której nie zapomnę do końca życia. I wierzcie mi w dzisiejszych czasach takich bohaterów jest wielu, skąd wiecie czy nie kryją się w waszych szafach?   Po każdej nowej strzelaninie politycy w telewizji zapewniają, że myślą o rodzinach ofiar, są z nimi i służą pomocą. Zamiast tych pustych słów powinni wziąć do ręki tę powieść, przeczytać, przemyśleć i wyciągnąć wnioski. Może warto zmienić prawo o swobodnym dostępie do broni palnej? Jak długo jeszcze będziemy czekać, aż strzały będą na porządku dziennym? Aż zamiast szkolnych mundurków nasze dzieci będą nosi kamizelki kuloodporne? "Kolor samotności" to piękna książka. Dobrze napisany, wzruszający i skłaniający do myślenia debiut literacki. Powieść wobec której nie można pozostać obojętnym. Zdecydowanie pierwsza dziesiątka 2018. Polecam.
Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html

2 komentarze:

  1. Właśnie czytam te powieść:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię czasem sięgnąć po takie historyczne czasy, tę książkę również chętnie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger