"Niebezpieczna gra" Emilia Wituszyńska

"Niebezpieczna gra" Emilia Wituszyńska

     Czy pamiętacie rewelacyjną, amerykańską produkcję z Angeliną Jolie i Bradem Pittem, "Pan i Pani Smith"? Jeśli przyjrzycie się okładce "Niebezpiecznej gry" to z pewnością dostrzeżecie pewne podobieństwa pomiędzy filmowym posterem a okładką książki. I tu i tu, mamy do czynienia z dwójką atrakcyjnych, młodych ludzi, pomiędzy którymi wyczuć można chemię. I hollywoodzcy aktorzy i bohaterowie naszej książki uwikłani są w kryminalną intrygę i na własną rękę muszą sobie radzić z tym co zaplanował dla nich los oraz niebezpieczni przeciwnicy. Choć podobieństw jest tutaj dużo, to już na wstępie rzuca nam się w oczy jedna, zasadnicza różnica. Bohaterowie z wielkiego ekranu to doskonale wyszkoleni agenci specjalni a postaci naszej rodzimej autorki, niestety nie miały okazji przejść treningu w Quantico czy na tak zwanej farmie. Ona jest policjantką z problemami, on znanym aktorem lubiącym alkohol i kobiety. Czy jest szansa na to, by ich duet poradził sobie z gangiem handlarzy ludzkim towarem? Sprawa wygląda na z góry straconą, szczególnie iż pomimo chemii, nic tych dwójki nie łączy, a wręcz przeciwnie, pałają do siebie bezzasadną nienawiścią już od samego początku. 

Weronika to jedna z najlepszych policjantek w wydziale kryminalnym stołecznej policji. Jej karierę przerywa dramatyczna akcja, w której traci partnera. Od tej chwili jej życie całkowicie się zmienia. Nieoczekiwanie kobieta dostaje zadanie, które wykonać może tylko ona.W Wilanowie znaleziono zwłoki kandydata na urząd premiera, a jedynym świadkiem zdarzenia jest znany i zabójczo przystojny aktor Przemysław Rej. Niestety gwiazdor nic nie pamięta, a dopóki sprawa nie zostanie wyjaśniona, mężczyzna potrzebuje całodobowej ochrony.Aby nie wzbudzać podejrzeń, Weronika i Rej muszą udawać parę. Wkrótce okaże się, że mężczyzna nie mówi całej prawdy, a na jaw wychodzą kolejne sekrety. Oboje zostają wplątani w niebezpieczną grę, w której stawką będzie nie tylko życie. 

Muszę przyznać, iż byłam zaintrygowana. Choć schemat, ochroniarza i jego klienta, nie jest dla mnie czymś nowym, tak do tej pory nie trafiłam na książkę, gdzie to znany i lubiany aktor będzie potrzebował ochrony. Na samym początku nie mogłam uwierzyć w to co planuje komendant posterunku, na który trafił świadek. Zamiast wybrać jednego ze swoich najlepszych i najsprawniejszych ludzi by zajął się ochroną, to zadzwonił po komisarz, która nie dość, że była alkoholiczką to jeszcze straciła cały zapał do swojej pracy. W moich oczach takie postępowanie było nielogiczne i niebezpieczne. Rozumiem, że autorka musiała zdecydować się na ten chwyt, gdyż jest on nieodzowny dla całej fabuły, jednak tworząc fikcją literacką, nie możemy zapominać, że część czytelników w nią wierzy. Obraz polskiej policji jaki wyłania się z kart książki, jest dość niepokojący. Mamy tutaj do czynienia z grupą ludzi, którą łączą zbyt familiarne stosunki, którzy działają w pośpiechu i bez zastanowienia. Ja chcę wierzyć, że jest inaczej, że naszego bezpieczeństwa bronią inteligentni, wyszkoleni profesjonaliści, którzy zanim podejmą jakieś kroki to je przemyślą. Weronika nie mogła tak po prostu wrócić do kryminalnych, dopóki nie pozałatwiała swoich osobistych spraw. W realnym życiu musiałaby poddać się terapii, odwiedzać psychologa i przejść szereg testów, które określiłyby czy jest zdolna do pełnienia służby. Tutaj wystarczyło tylko jedno słowo komendanta i dziewczyna z powrotem włożyła mundur. I tym oto sposobem dostaliśmy bohaterkę, która choć dało się ją polubić i jej kibicować, miała zaburzenia psychiczne. Jej zachowanie momentami było nielogiczne, jak chociażby celowanie z broni do bezbronnego człowieka czy też rozdawanie "plaskaczy" na prawo i lewo. Nasza protagonistka, to osoba której nie da się w kaszę dmuchać. Z pewnością jest to postać nieco stereotypowa. Od policjantów wymagamy tego by byli odważni, sprawni fizycznie, by siali postrach i jednocześnie budzili nasze zaufanie. Nie przeszkadza nam to, że są wulgarni czy dopuszczają się nadużyć. Ideałem stróża prawa w naszych oczach jest Chuck Norris czy nawet Terminator. Choć Weronika ani nie miała specjalnego pancerza ani odznaki Rangera, tak nie da się ukryć iż policjantką była z powołania. Była brutalna, wygadana, szybka i sprawna. Nie miała oporów przez przemocą fizyczną czy nawet psychiczną. Muszę przyznać iż udało jej się zdominować nie tylko swojego podopiecznego, lecz również całą fabułę.
Dla odmiany Przemysław Rej to postać, która w moim odczuciu nie została do końca dopracowana. Liczyłam na to, iż mężczyzna pod wpływem gorącej policjantki, zacznie przechodzić "totalną" metamorfozę, jednak okazało się, że on nie musi się zmieniać, gdyż to co widzimy na początku, to tak naprawdę jedynie pozory. Szkoda. Myślałam, że Remek jest typowym niegrzecznym chłopczykiem, napalonym samcem, któremu zależy tylko na jednym. Okazało się jednak, że bliżej mu do podstarzałego tatusia niż ogiera. To co miało być thrillerem o zabarwieniu erotycznym, szybko przekształciło się w pełnowymiarowy romans z wątkiem kryminalnym. Choć to nie do końca moja bajka, to musze przyznać iż momentami było gorąco, fabuła trzymała w napięciu a bohaterowie potrafili zaskoczyć. Wielbicielki literatury kobiecej z pazurem, z pewnością będą zadowolone. 

Zdecydowanym plusem tej powieści jest język, jakim została napisana. Nie ma co się tutaj oszukiwać : jest on dosadny, wulgarny i pełen przekleństw. Ja, dziewczyna z bloków, czytając czułam się jak ryba w wodzie. Jeśli dodamy do tego, że akcja książki toczy się w mojej rodzinnej Warszawie i pojawiają się tutaj lokacje, które znam, to czuję się jak bym wróciła do domu. 
Również tematy, które porusza autorka nie są mi obce. Jako dziennikarka z wykształcenia, interesuję się sceną polityczną oraz tematami, które są obecnie "na topie". Doskonale wiem, że w Polsce istnieją różnego rodzaju kliki, panuje nepotyzm i korupcja, pieniądze przechodzą z rąk do rąk a tych, którzy są niewygodni, z zimną krwią się likwiduje. To, że istnieje tajemna siatka powiązań, jest faktem, tajemnicą pozostaje jedynie kto do niej należy. Autorka w swojej książce pokazuje nam, co może się stać, kiedy zadrze się z niewłaściwymi osobami (przypomnijcie sobie chociaż niewyjaśnioną sprawę Wojciecha Olewnika). Okazuje się, że ścigani, czy przez mafię czy przez instytucje państwowe, nigdzie nie są bezpieczni. Policja, ABW, Służby Specjalne mają swoich ludzi wszędzie. Śledzenie ucieczki naszych bohaterów kojarzyło mi się z filmem rodem z Hollywood. Nie zabrakło tutaj dynamiki i akcji. Chciałabym zobaczyć to na wielkim ekranie, szczególnie momenty dziejące się w Bieszczadach, gdyż uwielbiam to pełne spokoju i powagi miejsce. 

Muszę przyznać, iż bałam się tego, że "Niebezpieczna gra" okaże się książką, która przesycona jest erotyzmem i sexem. Oczywiście nie mam nic przeciwko śmiałym scenom, pod warunkiem że nie dominują one fabuły. Emilia Wituszyńska zdecydowanie ma wyczucie i dobry smak. Nie wiem czy znikoma ilość "scen" jest wynikiem tego, że bała się zbytnio szokować w swoim debiucie , czy po prostu postawiła na wątek kryminalny kosztem tego erotycznego, jednak dla mnie zdecydowanie wyszło to na plus. Było gorąco jednak nie duszno, romantycznie lecz nie lukrowato. 
"Niebezpieczna gra" zbyt bardzo, choć może to być zaletą, zbliża się do typu książki "dla każdego". Myślę, że nawet mój mąż by ją przeczytał, choć z pewnością by przeskoczył parę co bardziej łzawych fragmentów. Z lektury zadowolone będą zarówno miłośniczki romansów jak i powieści obyczajowej, kryminałów i thrillerów. Autorka stworzyła książkę, która zachwyca swoją wszechstronnością. 

"Niebezpieczna gra" to książka o bardzo znaczącym tytule. Z jednej strony mamy tutaj dwójkę ludzi, którzy uciekają przed swoimi prześladowcami i starają się rozwiązać zagadkę śmierci znanego polityka. Policjantka i aktor prowadzą grę z wrogiem, którego nie znają, jednak jest on bardzo niebezpieczny. Z drugiej strony pomiędzy naszą dwójką również rozgrywa się gra , gra o uczucia, a być może nawet miłość? Nie będę zdradzać jak to się wszystko potoczy jednak zdradzę wam jeden malutki sekret : z chemią i fizycznością nie da się wygrać. Polecam. 


Tytuł : "Niebezpieczna gra"
Autor : Emilia Wituszyńska
Wydawnictwo : Kobiece
Data wydania : 15 maja 2019
Liczba stron : 312



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 
 
 
 
Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :
 
 


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html

"Nagranie" Małgorzata Falkowska

"Nagranie" Małgorzata Falkowska

     Do tej pory nie przeczytałam ani jednej książki pani Małgorzaty Falkowskiej. Domeną autorki są bowiem powieści obyczajowe, romanse i komedie romantyczne, po które sięgam niezwykle rzadko. Przeglądając zapowiedzi wydawnicze, wpadłam na opis "Nagrania" i coś mnie w nim zaintrygowało. Nie wiem czy tym  czymś było magiczne słowo "thriller" czy też niezwykle chwytliwe zdanie na okładce książki, jednak wiedziałam że muszę przeczytać ten tytuł. Z jednej strony byłam zaintrygowana i chciałam sprawdzić czy autorce powiodło się w nowym gatunku, z drugiej strony obawiałam się iż może sobie z nim nie poradzić. Literatura kobieca, a szczególnie książki o miłości, zdradach, rozwodach, chorobach i wszelkiego rodzaju bolączkach związanych z tym uczuciem, nie jest zbytnio wymagająca. Czytelniczki pragną się wzruszyć, popłakać i powzdychać. Wielbiciele kryminałów oczekują czegoś zgoła innego. Książki tego gatunku muszą nas szokować, zaskakiwać, wprawiać w drżenie i sprawiać, że choć raz obejrzymy się przez ramię sprawdzić co się czai w rogu pokoju. Moim zdaniem napisać dobry kryminał czy thriller jest rzeczą trudną, więc co prawda kibicowałam naszej autorce jednak również powątpiewałam w to czy jej się uda. Okazało się, iż moje obawy były przesadzone, bo choć książka nie jest pozbawiona błędów, to jak na debiut wyszło całkiem całkiem.


Zanim przeczytasz upewnij się, że nie dostałeś jeszcze swojego nagrania
Toruń. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy zaginęło pięciu młodych mężczyzn. Sprawę prowadzi komisarz Maciej Gorczyński. Jedyną poszlaką są tajemnicze przesyłki, które otrzymują rodziny zaginionych. To płyty z krótkimi filmami, na których każda z ofiar przekazuje dziwną wiadomość.Gorczyński wie, co oznaczają te nagrania. Ma do czynienia z seryjnym mordercą, którego motyw pozostaje nieznany.


Zdecydowanym plusem tej powieści jest umiejscowienie akcji w Toruniu i Bydgoszczy, miastach które do tej pory były mi znane jedynie ze słyszenia. Toruń kojarzył mi się z Kopernikiem i pierniczkami oraz oczywiście radiem Maryja, a Bydgoszcz? Bydgoszcz kojarzyła mi się z Toruniem. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że mieszkańcy obu tych miast łączą wspólne animozje. Małgorzata Falkowska mieszka w Toruniu, tutaj studiowała a teraz pracuje. W jej tekście czuć miłość do tego miasta, jednak dostrzega również jego brzydotę, ksenofobię i typowo polskie nacjonalizmy i lokalny patriotyzm. Doskonale udało jej się przedstawić gród wielkiego astronoma jako miejsce mroczne, pełne przemocy. Miejsce gdzie giną ludzie, młodzi mężczyźni których na pozór nic ze sobą nie łączy. Muszę przyznać iż po przeczytaniu tego kryminału, jeśli kiedykolwiek trafię na toruńskie bulwary, to będę czuła dreszcz niepokoju na karku. Może nawet dostanę gęsiej skórki. Jestem zaskoczona tym z jaką łatwością autorka się przestawiła z lekkiej i przyjemnej literatury romantyczno-obyczajowej, na brutalne, klimatyczne kryminały. 
Podobało mi się to, że mamy ofiary. To jest to, czego oczekuję po thrillerach. Trup musi być, bo owszem policyjne śledztwo jest fajne, jednak jak pojawia się ciało to akcja książki nabiera tempa, dynamiki i pewnego rodzaju napięcia związanego z niewiadomym. Tutaj mamy do czynienia nie z jedną, lecz z kilkoma ofiarami i zawsze się okazuje, że policja jest o krok w tyle. Ciekawym zabiegiem okazało się to, że zamiast być bombardowanymi drastycznymi obrazami i szczegółami, to autorka postawiła na formę pośrednią. Policja nie znajduje zmasakrowanych ciał a jedynym dowodem na to, że ofiary nie żyją są przesyłane pocztą taśmy. Było to dla mnie nowością. Choć nie da się ukryć iż "Nagranie" to poniekąd kryminał proceduralny, to procedury te są inne niż te do których przywykłam. Nie ma tutaj badania miejsca zbrodni, zbierania i analizowania dowodów. Są jedynie filmy, z których policjanci wraz z współpracownikami, muszą wyłuskiwać ważne informacje. 
Podobało mi się to, iż komisarze i śledczy u Falkowskiej, nie są nieomylnymi superbohaterami na miarę Lincolna Rhymesa. To zwyczajni, jedynie doświadczeni, ludzie którzy robią wszystko by rozwikłać zagadkę zniknięcia młodych mężczyzn, jednak często docierają do ślepego zaułka lub wpadają na fałszywy trop. Autorzy powieści kryminalnych przyzwyczaili nas do tego, że fabuła ich książek jest zazwyczaj liniowa : prowadzą nas po nitce do kłębka, rzadko zbaczając z obranej raz drogi. Tutaj jest inaczej. Falkowska kluczy, porzuca pewne wątki a eksponuje inne, analizuje nawet najmniejsze strzępki zdobytych informacji i nie poddaje się kiedy okazują się fałszywe. Choć autorka dopiero debiutuje w tym gatunku, to muszę przyznać, iż doskonale udało jej się odtworzyć atmosferę prawdziwego policyjnego śledztwa, gdzie popełniane są błędy a największym przeciwnikiem jest czas, którego zawsze brakuje. Ludzie mogą narzekać na policję, o tym również przeczytamy w tej książce, jednak nie da się ukryć iż przestępcy stają się coraz bardziej rozważni a technologia działa tylko i wyłącznie na ich korzyść. Choć współczynnik wykrywania sprawców rośnie, to i nakłady pracy muszą być proporcjonalnie większe. Ta książka pomoże nam to zrozumieć.  

Już od dawna wiadomo, że policja bardzo często korzysta z usług specjalistów z zewnątrz. Należą do nich psychologowie, profilerzy, patologowie, biegli oraz...jasnowidze. Zapewne każdy z was zna Krzysztofa Jackowskiego, który od lat współpracuje z polską policją. Jednostki podległe KWP w Radomiu informują o dwóch sprawach, w których zwłoki zaginionych osób zostały odnalezione w miejscach rzekomo wskazanych przez Jackowskiego. Również i w "Nagraniu" pojawia się bohaterka, która posiada zdolności parapsychologiczne. Jest nią Sylwia, medium i dziennikarka, udzielająca życiowych porad dla znanego kobiecego pisma. Co prawda kobieta nie jest tak utalentowana jak Jackowski i nie jest w stanie pokazać dokładnego miejsca przetrzymywania porwanych, jednak może ustalić czy mężczyźni żyją. Zarówno policja jak i polskie społeczeństwo z przymrużeniem oka traktują profesję jasnowidzów. Dla mnie wprowadzenie bohaterki, która ma "moce" i potrafi ich użyć jest powiewem świeżości w gatunku kryminałów. Do tej pory mieliśmy głównie do czynienia ze śledczymi i dziennikarzami, prokuratorami czy patologami, o medium jeszcze nie czytałam, dlatego cieszę się, że autorka przełamała pewien schemat i stworzyła coś zdecydowanie nowego. 
Problem mam za to z głównym bohaterem, komisarzem Maciejem Gorczyńskim. Z jednej strony jest on zdyscyplinowanym służbistą, któremu leży na sercu dobro swojego miasta, jest zdesperowany i pracowity, z drugiej jednak niektórych czytelników może drażnić jego obyczajowość, której można dość sporo zarzucić. Gorczyński ma bowiem żonę i dwójkę dzieci. Jego ślubna choruje na raka, jest w jego terminalnej fazie. Jednak mężczyzna zamiast siedzieć w domu i opiekować się małżonką, zdradza ją z koleżanką z pracy. I tu nie chodzi tylko o sex. Nasz komisarz się zakochał w dwóch kobietach naraz. Takie zachowanie może budzić dość sporo kontrowersji, szczególnie w tradycyjnym, konserwatywnym, polskim społeczeństwie. Na całe szczęście autorka dobrze wybrnęła z tej trudnej sytuacji, niestety nastąpiło to dopiero pod koniec książki. Zresztą to właśnie zakończenie było jednym z najlepszych fragmentów całej powieści. 

Rzadko się zdarza by w kryminałach bohaterowie dostali możliwość swobodnej wypowiedzi i byli jednocześnie narratorami. Małgorzata Falkowska postanowiła oddać im głos i moim zdaniem wypadło to rewelacyjnie. Dzięki temu, że naprzemiennie znajdujemy się w głowie Sylwii i Marcina, wiemy co nasi protagoniści czują, czego pragną, jak bardzo są zdesperowani i jaki będzie ich następny krok. Autorka nie zapomniała też o naszym przestępcy-porywaczu-mordercy. Każdy nowy rozdział rozpoczyna się od listu napisanego przez tajemniczego sprawcę. Dzięki temu czytelnicy mogą pobawić się w profilerów i próbować zgadywać kto jest czarnym charakterem, jaką ma osobowość i co nim powoduje. Muszę przyznać iż mi się nie udało odgadnąć, kto za tym wszystkim stoi , jednak zabawa w odkrywanie zdecydowanie mi się podobała. 

Małgorzata Falkowska ma talent i widać, że jest pisarką z zamiłowania. Nie każda autorka mogłaby tak po prostu porzucić gatunek, w którym czuje się jak ryba w wodzie, i zacząć pisać coś zupełnie innego, przecież powieść obyczajową czy romans od thrillera dzieli przepaść. Choć miałam obawy to okazało się, że "Nagranie" to zdecydowanie dobra, wciągająca i przemyślana powieść, którą czyta się z niesłabnącym zainteresowaniem. Sporo tutaj bohaterów, których można jednocześnie kochać i nienawidzić, emocje rosną ze strony na stronę a atmosfera staje się coraz bardziej mroczna. Mam nadzieję, że autorka nie spocznie na jednej powieści i jeszcze będę miała okazję ponownie spotkać komisarza Gorczyńskiego, jego rodzinę, współpracowników i przyjaciół. Polecam.



Tytuł : "Nagranie"
Autor : Małgorzata Falkowska
Wydawnictwo : Kobiece 
Data wydania : 15 maj 2019
Liczba stron : 304


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 
 
 
 
Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :
 
 


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html
 

"Przyjaciółki" Anton Disclafani

"Przyjaciółki" Anton Disclafani

     Czy zastanawialiście się kiedyś jak by to było urodzić się w rodzinie potentatów naftowych, mieszkać w ogromnej posiadłości i mieć tyle pieniędzy, że nie sposób ich wydać w jednym życiu? Choć nigdy mi niczego nie brakowało to czasami marzyłam o tym, by móc kupić sobie suknię z brylantami, przejść się po czerwonym dywanie w Cannes czy przejechać Bugatti. Jednak okazuje się, że nie wystarczy "mieć", żeby być w życiu szczęśliwym. Człowiek potrzebuje  miłości, zrozumienia, czułości i akceptacji. Czy Ci bogaci, którzy z dnia na dzień pomnażają swoje fortuny, chodzą do eleganckich klubów i udzielają się w klubach gospodyń, poświęcają swoim dzieciom wystarczająco dużo czasu? Czy są opoką i bezpiecznym schronieniem dla zagubionych nastolatków? Czy w środowisku naftowej elity możliwa jest prawdziwa przyjaźń i miłość? A może to wszystko jest jednym, wielkim, kolorowym kłamstwem? Może życie sławnych i bogatych jest puste? A wszystko to co widzimy i czego zazdrościmy to jedynie pozory? Autorka w znakomity sposób przedstawia nam realia i atmosferę Huston, niedostępnego dla normalnych wyjadaczy chleba. Miasta za zamkniętymi bramami, ociekającego złotem i spływającego szampanem. Jednak czy w tej enklawie dolara można znaleźć prawdziwą przyjaźń?

 Houston, lata 50. XX wieku. Olśniewająca urodą i przebowojością gwiazda teksańskiech elit, długonoga blondynka Joan Fortier króluje w kolumnach plotkarskich i żyje według własnych zasad. Pragnie jej każdy mężczyzna, a każda kobieta chciałaby być jak ona. Cece Buchanan jest oddaną przyjaciółką i powierniczką Joan, chociaż poza bogactewem dzieli je niemal wszystko. Obie należą do towarzystwa, w którym od kobiety wymaga się jedynie pięknego wyglądu, ślubu z właściwym mężczyzną i wiedzy, kiedy trzeba milczeć.Pewnego lata skandaliczne zachowanie Joan zaczyna przekraczać wszelkie granice, a Cece podejrzewa, że przyjaciółka ukrywa przed nią sekret. Za wszelką cenę będzie chciała odkryć, co wydarzyło się sześć lat wcześniej, kiedy Joan zniknęła na rok bez słowa.

Jaki obraz staje wam przed oczami jeśli myślicie o wielkich fortunach? W polskich realiach bogactwo i prestiż kojarzą się ze znanymi szlacheckimi rodami, kontrowersyjnymi celebrytami i biznesmanami, w Stanach Zjednoczonych fortuny wyrastają na złożach ropy naftowej, i te największe kojarzone są z petrodolarami. Nie ma tutaj mowy o rodowym dziedzictwie czy przechodzącej z ojca na syna schedzie. Bogactwo potentatów naftowych jest zjawiskiem stosunkowo młodym, sięgającym zaledwie trzy pokolenia wstecz. Nic dziwnego, że Ci sławni nowobogaccy, traktowani są przez rody z południa, których prestiż sięga czasów niewolnictwa i początków kolei, z przymrużeniem oka. Więc jeśli elity uważają ich za ludzi gorszego sortu to nie pozostało im nic innego jak zamknąć się za bramami strzeżonych osiedli, które same w sobie wyglądają jak małe miasta, i żyć wśród  im podobnych. Autorka zabiera nas wprost do jednej z takich enklaw, gdzie w zgodzie i spokoju, żyją Ci najbogatsi z bogatych, ludzie którzy z dnia na dzień mają coraz więcej pieniędzy, szacunku i władzy. Choć nadal uważam iż najlepiej amerykańskie elity opisuje Graham Masterton ("Imperium") czy Jeffrey Archer ("Kane i Abel"), tak również Antonowi Disclafani udało się oddać realia życia codziennego klasy wyższej.  
Ktoś kiedyś powiedział, że najciekawsze powieści historyczne to te, których fabuła rozgrywa się w latach 50-tych , XX wieku. To wystarczająco dawno byśmy poczuli ducha innej epoki jednak nie tak dawno byśmy nie potrafili się w tych realiach odnaleźć, gdyż nadal funkcjonują one w naszej zbiorowej pamięci. 
Jestem pod wrażeniem jak wiele autor zadał sobie trudu by udokumentować swoją powieść, odwzorować historyczną rzeczywistość i wpleść w fabułę zarówno wydarzenia, postaci i miejsca, które faktycznie istniały, lub nawet istnieją do dziś. Doskonałym przykładem jest Shamrock Hotel, budynek który odgrywa bardzo ważną rolę w książce. Został on zbudowany w 1949 roku przez Glenna McCarthiego, jednego z potentatów naftowych. Do 1954 roku w hotelu istniał Cork Club, miejsce spotkań lokalnej elity. Prawdziwe są również inne lokalizacje jak sklep z ubraniami Battlestein & Sakowitz, osiedle River Oakes oraz River Oaks Country Club oraz wiele innych. Muszę oddać autorowi to, że perfekcyjnie udało mu się oddać atmosferę Houston połowy ubiegłego stulecia. W książce pojawiają się również sylwetki osób, które zasłużyły się dla stolicy Texasu, zyskały sławę dzięki ropie i petrodolarom. Choć nasi główni bohaterowie są postaciami fikcyjnymi tak ich sąsiadów możemy znać z książek historycznych. Autor wspomina takie nazwiska jak : Galveston, Anderson and Clayton czy sam Glenn Mccarthy. 
Muszę przyznać iż nie zdawałam sobie sprawy z tego jak ciężkie, a często nawet tragiczne i smutne, może być życie bogaczy. Okazuje się, że nie są oni wolni od problemów, z którymi muszą zmagać się zwykli szarzy ludzie. Mało tego, elity nie mogą sobie pozwolić, na pojawienie się jakichkolwiek rys na swoim wizerunku, bo to zdecydowanie wpłynie na ich wiarygodność, a co za tym idzie na zdolność rozwoju i zarobienia kolejnych pieniędzy. Tragedie w rodzinie są skrzętnie ukrywane, problemy zamiatane pod dywan. Ludzie Ci nauczyli się milczeć i cierpieć w samotności. Pokazywanie uczuć uznawane jest za oznakę słabości. Od dzieci wymaga się tego, by nie przyniosły rodzinie wstydu, kultywowały tradycję i szanowały pieniądze. Nie ma tutaj miejsca na indywidualność i własne marzenia. Muszą robić to czego oczekuje od nich rodzina. Kiedy dowiedziałam się, że Joan skrywa sekret, nie mogłam się doczekać by dowiedzieć się, co takiego wydarzyło się w przeszłości. Dlaczego dziewczyna musiała wyjechać. Wiadomo wielkie pieniądze równają się wielkim tajemnicom. Kiedy prawda wyszła na jaw byłam nieco zawiedziona. Spodziewałam się tornada a dostałam jedynie burzę w szklance wody. Co prawda problemy Joan nie były wiodącym wątkiem fabularnym, jednak wydaje mi się, iż sylwetka tej postaci została zmarnowana. To co ją spotkało nijak nie usprawiedliwia jej późniejszego zachowania. Jej bunt wydaje się być na pokaz, to takie pyskówki Miley Cyrus, bardziej odgrażanie się niż prawdziwa rebelia. Szkoda. Liczyłam na to, że Joan okaże się prawdziwą, oryginalną córa południa, która sprzeciwi się swojej rodzinie i ruszy w pogoń za swoimi marzeniami. Ruszyła, niejednokrotnie, ale czy kiedyś jej się uda naprawdę wyrwać ?

Nie da się ukryć, iż "Przyjaciółki" to książka o przyjaźni. Sęk w tym, że bardzo trudno jest określić o jakiej przyjaźni tutaj mowa. Czy o bezinteresownym uczuciu do grobowej deski, czy może fałszywej, jednostronnej więzi opartej na wyzysku? A może autor poszedł o krok dalej i opisał toksyczną relację dwójki kobiet, totalnie od siebie uzależnionych? Interpretacji tej książki może być naprawdę wiele. W jednej z recenzji przeczytałam nawet, że to co jest pomiędzy Joan i CeCe to miłość lesbijska, która za względu na twardą, konserwatywną rzeczywistość, nie miała szans na jakikolwiek coming out. Co prawda opinię tę uważam za nadinterpretację, jednak skłaniam się ku teorii, że relacja dwóch młodych kobiet z pewnością nie należała do zdrowych. Joan i CeCe znały się od czasów wczesnego dzieciństwa, razem chodziły do szkoły i na plac zabaw, na zakupy i prywatki. Po śmierci matki, CeCe zamiast zamieszkać z ojcem, wprowadziła się do domu swojej najbliższej przyjaciółki. Obie dziewczyny były doskonałym przykładem papużek nierozłączek. Nie wiem jak wy, ale ja mam jedną bliską przyjaciółkę, z którą znamy się już ponad 30 lat. Pomimo iż, mieszkamy w różnych krajach, dbamy o to by nasza przyjaźń przetrwała, kultywujemy ją. To, co było pomiędzy Joan i Cece , zdecydowanie wykraczało poza normalne, koleżeńskie relacje. Jedna potrzebowała kogoś kto ją zrozumie i obroni przed rodzicami , drugiej zależało na kimś dzięki komu zostanie dostrzeżona. Joan traktowała swoją przyjaciółkę jako bliską lecz nie niezastąpioną osobę, Cece stawiała Joan na piedestale i traktowała niczym Boginię. Niestety ten ideał musiał w końcu zejść z piedestału. Okazało się, że kobieta ukrywa przed swoją przyjaciółką przeszłość. To, że sekret ten wyszedł na jaw sprawiło, że więź pomiędzy przyjaciółkami zaczęła się rozlatywać. Disclafani w obrazowy i drobiazgowy sposób przedstawił przyjaźń, która z normalnego, szczerego uczucia, przeradza się w złowieszczą, destrukcyjną i niszczycielską siłę. Może nie zdajecie sobie sprawy z faktu, iż kiedy zbytnio interesujemy się czyimś życiem, wkrótce możemy zapomnieć o własnym. Cece miała klapki na oczach, zaniedbywała własny dom i rodzinę, zamieniła się w stalkerkę, prawie doprowadziła do rozpadu własnego związku. Zapomniała, że ma własne życie, które nawet bez najbliższej przyjaciółki, może być szczęśliwe. Muszę przyznać, iż wizja którą przedstawił nam autor jest przerażająca. Z jednej strony wszyscy bowiem mówią, że najważniejsi są w życiu przyjaciele, dla których należy się poświęcać, a z drugiej nawet tutaj czyhają na nas pułapki. 

'Przyjaciółki" to obyczajówka z elementami powieści psychologicznej. Autor w znakomity sposób przedstawia nam zarówno szczególny typ patologicznej przyjaźni jak i opisuje dynamikę rodziny. Nasze główne bohaterki, choć wychowane w tym samym środowisku dzieli praktycznie wszystko. Joan jest wolnym ptakiem, ma artystyczną duszę, pragnie pozostać aktorką i zamieszkać w Hollywood. Nie chce życia jakie zaplanowali dla niej rodzice, w przepychu i blasku, u boku bogatego barona naftowego. Z kolei Cece jest domatorką i tradycjonalistką. Kocha swojego męża i martwi się synkiem, który choć ma już 3 lata, nie wypowiedział oni jednego słowa. Reszta książkowych bohaterek to typowe żony ze Stepford, obrzydliwie bogate, zblazowane, leniwe i bezrobotne. Nie pracują bo nie muszą lub im nie wypada. Ważne by o siebie dbały, piekły ciasteczka dla Ligi Kobiet i organizowały proszone obiady. Świat River Oaks mnie zachwycił, gdyż już totalnie inny od tego, który znam. Inne są domy i jedzenie, ludzie i realia. I muszę przyznać, że nie mam pojęcia czy zdołałabym się tam odnaleźć. Dla mnie to jednak nadal bajka, która niekoniecznie ma dobre zakończenie. 

"Przyjaciółki" to powieść, której autor się nie spieszy i to co zamierza nam przekazać, dawkuje kawałek po kawałku. Tempo akcji jest powolne, pierwszoplanowa narracja wymaga bowiem drobiazgowości i przemyśleń. To bardziej książka o uczuciach i emocjach związanych z danym wydarzeniem, niż o nim samym. Jest to powieść dla czytelników, którzy nie lubią się śpieszyć, dla tych którzy mają czas na dogłębną analizę danego dzieła, a wierzcie mi, można tutaj znaleźć niejedno ukryte dno. Choć rozwiązanie jedynej tajemnicy w książce nie zaskakuje, tak już zakończenie daje nam do myślenia i tylko czeka na interpretację. "Przyjaciółki" to pierwsza powieść Antona Disclafaniego, którą dane mi było przeczytać, lecz zapewne nie ostatnia, bo jak twierdzą krytycy inne tytuły są nawet lepsze. Zdecydowanie polecam. 


Tytuł : "Przyjaciółki"
Autor : Anton Disclafani
Wydawnictwo : Kobiece
Data wydania : 2019
Liczba stron : 352
Tytuł oryginału : The After Party 


Tę oraz wiele innych książek znajdziecie na półce z literaturą kobiecą księgarnii internetowej :
https://www.taniaksiazka.pl/



"Jaga" Małgorzata Berenika Miszczuk

"Jaga" Małgorzata Berenika Miszczuk

     Zapewne każdy z was zna Wiedźmina, potężnego wojownika i pogromcę potworów, który magią i mieczem walczy ze strzygami, demonami, wampirami i wszelkiego rodzaju paskudztwem. Ten białowłosy, czarnooki mężczyzna wypromowany został przez Andrzeja Sapkowskiego. autora znakomitego cyklu o Geralcie z Rivii. Książki doczekały się ekranizacji oraz zainspirowały twórców gier komputerowych do stworzenia kultowej już gry "The witcher", która doczekała się już trzech części, z których ostatnia uznana została za jedną z najlepszych produkcji ostatnich dziesięciu lat. Kiedy świat zachwyca się Wiedźminem, my w Polsce przypominamy sobie o niedocenionych postaciach naszego słowiańskiego folkloru, żercach i szeptuchach. Znana polska autorka, lekarka i pasjonatka słowiańskiej mitologii, Katarzyna Berenika Miszczuk, napisała kolejną znakomitą książkę o tytule "Jaga". Jeśli macie dość agresywnego marketingu związanego z promocją Wiedźmina i bulwersuje was komercjalizacja tej postaci, to serdecznie wam polecam sięgnąć po dzieło, które jest zdecydowanie bardziej kameralne, nastawione na indywidualnego odbiorcę oraz oryginale, choć wydawać by się mogło iż temat guseł , czarów i dawnych Bogów, został już dawno wyczerpany.

Prequel bestsellerowej serii „Kwiat paproci” Katarzyny Bereniki Miszczuk. Choć historia Gosławy Brzózki i przystojnego Mieszka dobiegła końca, losy niektórych postaci „Szeptuchy” pozostały wciąż do końca niepoznane. „Jaga” to opowieść o brawurowych przygodach jednej z najbardziej lubianych bohaterek cyklu. Co działo się ze słynną Babą Jagą, zanim drogi jej i Gosi się spotkały? 

Jak dobrze wiecie nie należę do osób zbytnio religijnych. Owszem jakiś stwórca być musi, bo jednak wszystko nie wzięło się z niczego, jednak w moim przypadku bogobojność czy wiara w przesądy, to bardziej element tradycji niż cechy mojego charakteru. Nie wierzę w pecha, po przejściu pod rozłożoną drabiną, nie cofam się jak czarny kot przetnie mi drogę i według mnie podkowy zdecydowanie lepiej wyglądają na końskich kopytach niż na ścianie. Uważam, że sami jesteśmy kowalami własnego losu i zaklinanie go, w niczym nam nie pomoże. Pomimo mojego sceptycznego stosunku do wiary i religii, czasy przed rozwojem cywilizacyjnym, kiedy po ziemi chodziło mnóstwo bogów a ludzie byli przesądni i żyli w zgodzie z matką naturą i jej stworzeniami, zawsze mnie fascynowały. Na lekcjach języka polskiego i historii uczymy się o mitologii rzymskiej i greckiej, poznajemy panteon Bogów i zachwycamy się ich atrybutami. Czytając niniejszą książkę zastanawiałam się dlaczego nauczyciele i kuratorium nie zainteresowało się naszą polską, swojską mitologią? Przecież my, Słowianie, również mamy się czym pochwalić. Słowiańscy Bogowie prezentują dość klasyczny obraz politeizmu, w którym każdy bóg odpowiada za pewne aspekty rzeczywistości jak żywioły, przyrodę, pory roku a także różne aktywności człowieka. Choć Katarzyna Berenika Miszczuk zapoznaje nas z jedynie częścią słowiańskiego bestariusza, tak to czego się dowiadujemy, jest fascynujące i doskonale udokumentowane. To nie tylko fantasy, jak w przypadku Sapkowskiego, lecz przełożenie dawnych tradycji i wierzeń na fabułę książki. 
W książce pojawia się Mokosz, słowiańska Matka-Ziemia, odpowiedzialna za zbiory i płodność. Czy wiecie, że nasi pradziadowie tarzali się po ziemi, udając akt seksualny, dzięki czemu gleba robiła się bardziej urodzajna? Spotkamy tutaj również Świętowita, potężnego rozporządzającego magiczną mocą Boga, którego  niektórzy uznają  za zwierzchnika nad innymi bóstwami. W książce pojawia się również Chors władca nocy, Swaróg, bóg słońca, ognia i kowalstwa oraz Lesz, Pan leśnych ostępów. Oprócz Bogów mamy tutaj jeszcze różnego rodzaju demony, strzygi, wilkołaki i wampiry, oczywiście w słowiańskiej odmianie, jednak są one równie niebezpieczne jak te, które widzimy w hollywoodzkich produkcjach. Nasza autorka temat mitologii ma w jednym paluszku i wie, jak w przystępny sposób podzielić się z nami swoją wiedzą. Czytelnik od dobrej książki oczekuje tego, że będzie go notorycznie zaskakiwać i fascynować. Już od czasów starożytnych panuje przekonanie, że to czego pragniemy najbardziej to "chleb i igrzyska". I właśnie to daje nam Pani Miszczuk. Książka jest zbudowana na schemacie odrębnych historii, który znamy już z prozy Sapkowskiego. Poznajemy Jagę, nową szeptuchę, która po śmierci babci, osiedla się w jej starym domu. Zanim zdoła przekonać do musi wykazać się zdolnościami i mądrością kojarzoną z jej fachem. Wraz z żercą, poznanym przez przypadek Bogiem, koleżanką z sąsiedniej miejscowości oraz kotem, musi rozprawić się z demonami nękającymi miasteczko. A tych jest naprawdę dużo. Muszę przyznać, że nie wiedziałam iż strzygą można stać się już za życia a wampiry również mogą się upić. Zmory i potwory, które pojawiają się w książce są fascynujące nie dlatego, że straszą i kuszą oryginalnością, lecz dlatego iż są nasze własne, polskie. 

Do tej pory zawód szeptuchy kojarzył mi się z mądrą, inteligentną i rozsądną kobietą, cieszącą się wielkim szacunkiem obywateli, z osobą której się bano i dbano o jej przychylność. Szeptuchy z moich wyobrażeń to potężne znachorki, wykształcone zielarki, które potrafią i wyleczyć i rzucić klątwę. Noszą długie, zazwyczaj zielone suknie, rzadko się uśmiechają i noszą wielkie torby pełne zielska wszelakiego. Katarzyna Berenika Miszczuk, przedstawia nam zdecydowanie inny, bardziej nowoczesny i jednocześnie szokujący, obraz wioskowej znachorki. Młoda Jarogniewa jest zdecydowanie jedną z bardziej barwnych i oryginalnych postaci jakie dane było mi poznać. Jest odważna, momentami aż do przesady, nonszalancka i czasem zachowuje się jak podlotek. Nie wstydzi się swojej cielesności i nieobce są jej związki na tak zwaną "jedną noc". Lubi pić wino i inne alkohole, inhalować się ziołami i dobrze zjeść. Zamiast typowymi dla znachorek atrybutami, jak moździerz czy sztylet, sprawnie posługuje się łopatą a nawet pistoletem. W sklepie kupuje domestos oraz inne popularne środki czystości i lubi korzystać z nowinek technologicznych. Nowoczesna jest zarówno w zachowaniu jak w mowie. 
Również postać wioskowego żercy, wywołała moje zdumienie i zaskoczenie. Żercy to z reguły bardzo potężni mężczyźni, którzy samą swoją sylwetką powinni wzbudzać respekt. U Miszczuk jest zgoła inaczej. Bieliński żerca to zastraszony, podatny na wpływy i lękający się sławnego ojca mężczyzna. Boi się również ciemnego lasu, kobiet, kobiecości, przesądów, Bogów...jednym słowem wszystkiego. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Pani Miszczuk zabawiła się w zamianę ról, atrybuty typowo kobiece przypisała mężczyznom, i na odwrót. Panowie u autorki są zahukani i zniewieściali ( oprócz Bogów oczywiście), za to niewiasty odważne, często wyuzdane i niebezpieczne. Jako kobiecie wyzwolonej i nowoczesnej, zdecydowanie mi to pasuje. 

Muszę przyznać iż dawno już nie czytałam tak dobrej książki. Choć nie mamy tutaj zbyt wyraźnej linii fabularnej, a całość oparta jest raczej na przypadku niż misternie skonstruowanej intrydze, tak "Jaga" jest idealnym prequelem dla cyklu "Kwiat paproci". Jeśli mitologia słowiańska jest wam obca, to dzieło to będzie dobrym wyjściem dla zrozumienia czym są przesądy, jak skonstruowany był panteon naszych, dawnych Bogów oraz czym zajmowały się szeptuchy i żercy. Cieszę się iż autorka nie pokusiła się o wprowadzenie nachalnego wątku romantycznego i skupiła się na tym by czytelników rozbawić i zaciekawić, bardziej niż wzruszyć i doprowadzić do łez. 
Uwielbiam kiedy autorzy za pomocą paru prostych zdań potrafią przenieść mnie zarówno w miejscu jak i w czasie. Pani Miszczuk udało się to idealnie. Już od pierwszych stron stworzyła magiczną atmosferę pełną tajemnic, guseł, zabobonów i przesądów. Wprost nie mogłam uwierzyć w to, że gdzieś poza Bielinami znajduje się nasz świat , pełen komputerów, Internetu, smogu i elektronicznych bożków. 

Takich książek jak "Jaga" powinno być więcej. Nawet moja mama, która nie jest zwolenniczką literatury fantasy, doczytała do końca z wypiekami na policzkach. Nie przeszkadzały jej ani magiczne mikstury, ani wstające z grobów potwory czy orgie na Łysej Górze, które nie są wcale takie straszne. Powieść Miszczuk to jedno z tych dzieł, które jednocześnie uczy i bawi, fascynuje i wywołuje niedowierzanie. Książka ta jest pełna ciekawych, pełnowymiarowych postaci, które na długo pozostaną w waszej pamięci. Czyta się z uśmiechem na ustach, lekką głową i otwartym sercem. To idealna bajka dla dorosłych, w której bardzo łatwo jest się zakochać. Zdecydowanie polecam, gdyż nie warto ograniczać się do samego wiedźmina. Szeptuchy również są warte poznania.


Tytuł : "Jaga"
Autor : Katarzyna Berenika Miszczuk
Wydawnictwo : W.A.B
Data wydania : 15 maja 2019
Liczba stron : 416


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :
https://www.gwfoksal.pl/
 

"Odnaleźć się" Agnes Lidbeck

"Odnaleźć się" Agnes Lidbeck

     Zrozumienie literatury skandynawskiej, oczywiście nie mowa tutaj o kryminałach i rewelacyjnych thrillerach, nadal przysparza Polakom wielu trudności. Nie da się ukryć iż społeczeństwo norweskie czy szwedzkie diametralnie różni się od naszego. Skandynawowie dłużej cieszyli się wolnością, od zawsze zachwycali prostotą i mają długie tradycje w funkcjonowaniu państwa opiekuńczego. Hygge, Lagom, sisu i inne popularne na północy style życia, w Polsce są nadal czymś nowym i jeszcze do końca nie jest pewne czy zostaną przez nas zaakceptowane i możliwe do zaszczepienia. W Skandynawii nie było komunizmu, cieszono się wolnością słowa, dlatego można było powiedzieć zdecydowanie więcej. Polskie społeczeństwo jest bardziej tradycyjne, oporne na zmiany, bogobojne i, choć już coraz mniej, homofobiczne. Literatura światowa, szczególnie ta głosząca skrajne, kontrowersyjne i nowoczesne poglądy, nadal traktowana jest z przymrużeniem oka lub wręcz jawną wrogością. Dlatego zawsze się cieszę, jak wydawcy decydują się na przetłumaczenie książek, które łamią pewne schematy, szokują czytelników i są dobrym wstępem do dyskusji. Właśnie taki jest debiut szwedzkiej pisarki Agnes Lidbeck.


Anna służy swoim dzieciom, mężowi i starszemu kochankowi. Jej praca zawodowa wymieniona jest tylko mimochodem, nie dowiadujemy się niczego o jej przyjaciołach czy innych bliskich osobach. Nie ma odwagi powiedzieć, czego by chciała, zresztą sama tego nie wie. Wie tylko, że chciałaby, aby w jej życiu zdarzyło się coś nadzwyczajnego, "całkiem odmiennego od prania". Ta tęsknota sprawia, że zostawia za sobą dotychczasową uporządkowaną egzystencję (ze sprzątaczką i wymaglowanymi prześcieradłami) dla mniej uładzonego mężczyzny, intelektualisty. Czy w nowym związku będzie w stanie uniknąć dawnych błędów?

Człowiek jest istotą dążącą do ideału. Już w Biblii napisano, że zostaliśmy stworzeni na boski obraz i podobieństwo, co skutkuje tym że nasze życie, bo być niczym innym jak świadomą wędrówką ku doskonałości. Dziś ta doskonałość nabrała nieco innego, bardziej medialnego i popkulturowego wymiaru. wystarczy sięgnąć po pierwszy z brzegu kolorowy magazyn by zobaczyć jak powinno wyglądać nasze życie, dom, sylwetka, rodzina, a nawet co powinniśmy myśleć i mówić. Zapewne każdy z was widział opublikowane w 4 godziny po porodzie, zdjęcie księżnej Kate Middleton, która wyglądała na nim wprost kwitnąco. Uśmiech na twarzy, idealny makijaż i gustownie dobrany płaszczyk, sprawiły iż w ogóle nie było widać po niej zmęczenia. Księżnej Kate oczywiście nie wypada pokazywać się w kostiumie kąpielowym więc nigdy nie zobaczymy jej zdjęć z plaży czy sauny w okresie połogu, lecz jeśli chcecie wiedzieć jak powinno wyglądać ciało młodej matki to wystarczy wejść na Instagram i znaleźć fit-matki, które w kilka tygodni po porodzie wyglądają nawet lepiej niż przed zajściem w ciążę. Dla mnie, posiadaczki dwójki dzieci, jest to coś nieprawdopodobnego. Ja ledwo mam czas na uczesanie włosów i pomalowanie rzęs, więc o siłowni, biegach przełajowych i masażach mogę jak zapomnieć. Niestety, mojemu ciału daleko do ideału, co skrzętnie ukrywam pod ubraniami. 
Dziś Internet i telewizja mówią nam jak powinny wyglądać idealne kotlety schabowe i bombardują nas reklamami produktów, które zdecydowanie musimy posiadać, by być bliżej ideału. Zaliczają się do nich elektryczny depilator, rajstopy w sprayu, maskara wydłużająca i pięć innych, nowoczesny ekspres do kawy i wózek dla dzieci Junama. Jednak oprócz tego, że "posiadamy" musimy również wyglądać i się czuć. Priorytetem jest uśmiech na twarzy, aura matki polski i wielozadaniowość. Kiedy pojawiają się dzieci musimy z, czesto zbyt frywolnych podlotków, zmienić się w roboty wielofunkcyjne, zawsze zadowolone , zawsze pełne energii. Muszę przyznać, że niniejsza książka jest pierwszą próbą krytyki takiego stylu życia, z jaką się zetknęłam. Po raz pierwszy ktoś zdobył się na odwagę i wyraził słowami to co czuje większość z nas, kobiet. Oczywiście indywidualnych, osobistych przeżyć i myśli bohaterki, nie możemy zastosować do analizy całego społeczeństwa, jednak jestem pewna, iż większość z nas znajdzie punkty wspólne z Anną. Anna nie jest typową matką, żoną i kochanką jest za to doskonałym przykładem ludzkiej niedoskonałości. Obrazuje tę stronę naszej osobowości, którą skrzętnie ukrywamy, nawet przed samym sobą. W polskim społeczeństwie narzekanie na nasze dzieci, mężów czy rodzinę, jest niedopuszczalne. No dobrze, małżonek jeszcze jakoś ujdzie, jednak na pociechy nie można powiedzieć złego słowa. Agnes Lidback pokazuje nam ciemną stronę macierzyństwa, te momenty kiedy mamy ochotę spakować walizki, zapalić papierosa i zniknąć. Te momenty, kiedy większość z was czuje wyrzuty sumienia, bo jak możemy "nienawidzić" choć przez krótką chwilkę naszych dzieci, nawet jak płaczą całą noc, przychodzą pijane lub lądują w więzieniu. Anna, bohaterka i zarazem narratorka naszej książki, choć sama nie wie czego chce w życiu to jest szczera w swoich myślach i za tę szczerość ją cenię, gdyż obnaża naszą ludzką, ułomną naturę. Kobieta robi jednak to, czego oczekuje od niej społeczeństwo, pokazuje się z jak najlepszej, jednakże nieprawdziwej i złudnej strony. Kiedy przytula dzieci, pragnie by ją widziano, kiedy kupuje steki, to zawsze te z najlepszego mięsa, by wyrzucić je do kosza za rogiem. Sąsiedzi, sprzedawcy, bliscy i dalsi, muszą widzieć że "ona" robi wszystko dla dobra swojej rodziny. Dba o jej komfort fizyczny i psychiczny. Zawsze ma siłę, zawsze ma energię, zachowuje się podręcznikowo. A w duszy cierpi na mentalną zgagę. Próbuje odnaleźć siebie i odnaleźć się. 

Długo się zastanawiałam o czym tak naprawdę jest ta książka, bo w gruncie rzeczy całość przedstawia jedynie wyrywek cudzego życia, bez wyraźnego początku i końca. Nie ma tutaj zwrotów akcji ani momentów kulminacyjnych. Doszłam do wniosku iż jest to opowieść o narodzinach i śmierci pewnych uczuć i idei. Kiedy w naszym życiu pojawiają się dzieci, stajemy się kimś innym, a przynajmniej tego się od nas oczekuje. Poznajemy czym jest słowo macierzyństwo i rodzicielstwo. Wraz z dorastającym potomstwem, przechodzimy przez kolejne etapy naszego życia, które są niedostępne dla ludzi bezdzietnych. Wychowywanie dzieci jest zajęciem trudnym, momentami wręcz karkołomnym i w większości i tak kończy się tym, iż nasze pociechy pójdą w świat, zapominając kim dla nich jesteśmy i co zrobiliśmy. Choć więź pozostaje tak brakuje jej trwałości i napięcia. 
Podobnie jest z miłością, zarówno tą pierwszą jak i ostatnią. Zakochujemy się, przechodzimy okres romansu i fascynacji, który zazwyczaj kończy się małżeństwem, a potem przechodzimy w stan wegetacji. Związków, które przetrwały próbę czasu, ludzi którym udaje się przez dziesiątki lat ciągle podsycać żar swojej miłości, jest naprawdę mało. Coś się zaczyna i coś się kończy, czasami gaśnie z dnia na dzień a czasami umiera w męczarniach. Nasza bohaterka przeszła przez wszystkie etapy narodzin i uśmiercania związku. A nawet paru. Danej jej było doświadczać erotycznych uniesień, niewinnych flirtów, fascynujących schadzek i bólu rozstania. Wiedziała czym jest rutyna i nuda. Czytając powieść Lidbeck widziałam tam siebie. Może nie było to doskonałe odzwierciedlenie, jednak jestem pod wrażeniem w jak trafny sposób, udało się autorce przedstawić nasze zwykłe, ludzkie frustracje. 

Podobało mi się to w jakim tonie utrzymana jest cała wypowiedź naszej bohaterki. Ją samą poznajemy z perspektywy czasu, kiedy niesie już ze sobą bagaż doświadczenia. Już nie jest pełną nadziei i wiary młodą kobieta, która wierzy że czeka na nią szczęśliwa, świetlana przyszłość. Wkracza w fazę kiedy jej marzenia zostają skonfrontowane z rzeczywistością. Ten etap przeszedł, lub właśnie przechodzi, każdy z nas. Niektórzy są bardziej odporni na życiowe porażki, inni mniej. Jedni cieszą się z tego co dostają od życia, inni wiecznie chcą więcej. Jednak zdecydowana większość z nas, godzi się na to co przyszykował im los. Jesteśmy konformistami, boimy się zmian. Jesteśmy tacy jak Anna. Ustawiamy nasze życie, by jak najbardziej pasowało do życia innych ludzi, jednak w głębi duszy karmimy nasze najskrytsze demony. Prosty, melancholijny, wyprany z emocji i dramatyzmu tom, jakim została napisana ta powieść, pasuje do niej idealnie. Bo niby jak inaczej możemy pisać o straconych marzeniach, nudzie, maraźmie, nie-szczęściu i poczuciu beznadziei?

 
Moim zdaniem jest to książka, którą powinna przeczytać każda kobieta. W jednej z recenzji przeczytałam, iż należy ona do kanonu natury feministycznej, jednak nie mogę się z tym zgodzić. Niekoniecznie trzeba być tak zwaną kobietą "wyzwoloną" czy wojującą babą w spodniach, by utożsamić się z naszą bohaterką. Z pewnością znajdzie się wiele kur domowych, matek polek, matek zwykłych, karierowiczek i tych niezależnych, mniej lub bardziej konserwatywnych i liberalnych kobiet, które po przeczytaniu tej książki powiedzą : kurczę, ja też tak mam. Jeśli też tak macie, jeśli nadal próbujecie odnaleźć siebie to nie bójcie się o tym mówić. W końcu mamy tylko jedno życie i nie możemy pozwolić na to by się ono zmarnowało. Morał z tej książki jest taki, że nie wystarczy należeć do tej "silnej" płci, należy jeszcze znaleźć w sobie odwagę do walki o lepsze jutro i własną tożsamość. I tego wam życzę.  

Tytuł : "Odnaleźć się"
Autor : Agnes Lidbeck
Wydawnictwo : Prószyński i S-ka
Data wydania : 12 marca 2019
Liczba stron : 216
Tytuł oryginału : Finna sig


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :


 
 
 
 
Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html

"Live the polish way of life" Beata Chomątowska, Dorota Gruszka

"Live the polish way of life" Beata Chomątowska, Dorota Gruszka

      Czy uwierzycie w to, że mieszkam w Irlandii już od 12 lat, lecz do tej pory nie przeczytałam ani jednej anglojęzycznej książki? Nieprawdopodobne. W życiu bym nie przypuszczała, iż tą pierwszą będzie poradnik/zbiór esejów na temat polskiego "sposobu życia". Głównym powodem dla którego zdecydowałam się sięgnąć po to dzieło, była chęć przekonania się, czy przez dziesięć lat mojej emigracji zmieniła się mentalność moich rodaków. Okazuje się, że nadal jesteśmy tacy sami. Cenimy sobie gościnność i tradycję, jesteśmy jednocześnie religijni i przesądni, umiemy ciężko pracować, lecz to co wychodzi nam najlepiej to narzekanie. Na wszystko. Muszę przyznać, iż podczas lektury bardzo dobrze się bawiłam, jednak nie było tutaj nic co by mogło mnie zaskoczyć. Myślę, że "Jakoś to będzie" nie okaże się niczym odkrywczym dla nas, Polaków, jednak jeśli macie znajomych, czytających po angielsku, to książka ta, może okazać się idealna na prezent, dla tych którzy mają ochotę poznać Polskę i Polaków nieco lepiej.

Jesteśmy szczęśliwi na przekór modom, autorytetom i przeciwnościom losu. Wierzymy w rodzinę i tradycję, ważne jest dla nas życie duchowe. Ale lubimy też być zadziorni, a dzięki naszej ułańskiej fantazji niemożliwe staje się możliwe. W ciężkich czasach ratuje nas sarkastyczne poczucie humoru, a nade wszystko niezachwiana wiara, że ze wszystkimi trudnościami sobie poradzimy. To nasza filozofia: jakoś to będzie. Dzięki niej potrafimy przenosić góry.

Niniejsza książka podzielona jest na trzy części. Pierwsza z nich opisuje nam czym tak naprawdę jest i z jakich głównych elementów się składa, wiodąca filozofia  życiowa Polaków, zwana "Jakoś to będzie". W ostatnich latach przeczytałam  kilka poradników i książek na temat różnych stylów życia. Wiem czym jest hygge i lagoom , feng shui i filozofia środka. Umiem układać mandale, wytrzymać w pozycji psa z głową w dół i zrobić peeling z soli. Wiem co się sprzedaje i jak zachęcić ludzi do kupienia kolejnej książki, czytaj kolejnej filozofii. Muszę przyznać, iż nie przypuszczałam że Polacy mają jakąkolwiek filozofię życiową. Mój ojciec ciągle powtarzał, iż cechuje nas "tumiwisizm" i obojętność na otaczający nas świat. Sięgając po tę książkę miałam nadzieję,że  poznam nas z innej strony, dowiem się jak żyć, co robić by być szczęśliwą Polką. Okazuje się jednak, że "Jakoś to będzie", w niczym nie przypomina poradnika. Jest to raczej zbiór ciekawostek, faktów i historii o naszym narodzie i jego przypadłościach. Na samym początku autorzy wymieniają główne cechy Polaków do których zaliczają się : gościnność, ułańska fantazja, brak wiary, ironia, sarkazm, tradycjonalizm oraz kilka innych. Każda z nich jest pięknie opisana i udokumentowana, twórcy korzystali z anegdot, w tekst są również wkomponowane fragmenty rozmów ze znanymi osobistościami. Zachwyciła mnie wypowiedź Wojciecha Manna, który opowiadał o rodzinie i uczuciach, które w nim wywołuje samo to słowo. Właśnie takie wzruszające historie, sprawiły że książka ta nabrała uroku i swojskości. Obraz Polaka, jaki wyłania się spomiędzy kart tego dzieła jest bardzo bliski rzeczywistości. Jedyne co mi to nie pasuje to nazywanie zwrotu "jakoś to będzie" filozofią życiową. Jacy jesteśmy każdy z nas widzi. Mieszkając za granicą nasłuchałam się opowieści o Januszach i Mariolkach, tak pogardliwie o emigrantach wypowiadają się inni emigranci, zarzucano nam że jesteśmy brudasami i pijakami, niechlujami oraz analfabetami. Do tej pory na widok Polaka, urzędnicy w Irlandii, powstrzymują się przed tym by się przeżegnać. Niestety nadal kojarzeni jesteśmy z tymi, którzy przyjechali po pracę nie zadając sobie trudu nauczenia się języka, którym się mówi w kraju, który wybraliśmy na osiedlenie. W książce tej, Januszów i Mariolek nie znajdziemy. Ludzie, którzy się tutaj pojawiają, nie muszą emigrować by być szczęśliwymi, wystarczy im własny grajdoł na który można ponarzekać. Muszę przyznać, iż czytając ten tekst parokrotnie pomyślałam, że jako naród, tkwimy w stanie wiecznej ekstazy, samozadowolenia i wyższości. Tych wad, które powinny nas cechować, jest tutaj jak na lekarstwo. A to, że czasem ponarzekamy? Każdy narzeka i nie chodzi tutaj o malkontenctwo lecz zagajenie rozmowy. Ten obraz zadowolonych, pracowitych i szczęśliwych Polaków, jeśli skonfrontować go z tym co widzimy w telewizji, nie wydaje mi się do końca prawdziwy. 

Drugi rozdział opowiada o tym, skąd mamy pewność, że "jakoś to będzie". Okazuje się, że filozofia ta nie jest niczym nowym. Wyznawali ją już nasi pradziadowie. Pojawia się tutaj rys historyczny. Autorzy w skrócie przedstawiają historię naszego kraju. Opowiadają o czasach kiedy Polska została wymazana z mapy świata, o rozbiorach i komunizmie. Jak widać, Polacy są stworzeni z niezniszczalnego materiału, który pomaga im przetrwać nawet w najtrudniejszych warunkach.
Tym co sprawia, że "jakoś to będzie" działa jest również nasz wiara i religia oraz ,paradoksalnie, mity i zabobony. Jesteśmy narodem, którego 95 % populacji, deklaruje się jako osoby wierzące. W niedzielę Kościoły pękają w szwach, w Wigilię pozostajemy tradycjonalistami, i pomimo papieskiego przyzwolenia, nadal nie spożywamy mięsa. Celebrujemy Ostatki i zachowujemy Wielki Post, przynajmniej z przymrużeniem oka. Pomimo tego, że jesteśmy katolikami, protestantami czy metodystami jednocześnie posiadamy słowiańską duszę. Bliskie są nam gusła i zabobony, sobótki i kwiaty paproci. Każdego roku w pierwszy dzień wiosny, nauczyciele wraz z uczniami, wybierają się nad rzekę by topić Marzannę a w dzień letniego przesilenia w całej Polsce płoną ogniska. 
Polacy mogą sobie pozwolić na trwanie w "filozofii" jakoś to będzie ponieważ cechuje ich różnorodność. Każdy z nas jest inny. Różnimy się językiem, tradycjami, wiarą, historią. Nasz kraj, uznawany w "wiekach ciemnych", za wolny od płonących stosów, bym miejscem do którego przybywali prześladowani z całego znanego ówcześnie świata. Według danych statystycznych w naszym kraju żyje ponad 30 mniejszości narodowych, co zdecydowanie zwiększa pulę genową. A wiadomo im bardziej zróżnicowany genotyp tym większa szansa na przetrwanie. 

Trzecia część książki, jest tą która mnie najbardziej zainteresowała. W końcu miałam szansę się dowiedzieć, co takiego należy zrobić by żyć zgodnie z filozofią "jakoś to będzie". Okazuje się, że nie potrzeba robić zbyt wiele by być szczęśliwym. Po pierwsze musimy "poczuć naturę". Dla wszystkich Polaków jest jasne, że ich kraj jest najpiękniejszy i najwspanialszy, mamy cudowne , majestatyczne góry, czyste jeziora, morze i bystre rzeki. Autorzy zabierają nas w podróż do Białowieży, Jury Krakowsko-Częstochowskiej, na Pomorze i Mazury i ogólnie nakreślają atrakcje z jakich słyną te miejsca. W kolejnej części zwiedzamy polskie miasta i poznajemy garść ciekawostek o każdym z nich. Czy na przykład wiedzieliście, że Wrocław to miasto gnomów a Kazimierz Dolny słynie z wypiekanych kogucików? W następnych rozdziałach autorzy opowiadają o polskiej kuchni, tradycji, obyczajach, sztuce. Miałam wrażenie, że z każdym kolejnym podrozdziałem autorzy tracą rozmach, że nastąpiło zmęczenie materiału i totalny brak pomysłu. Teksty zaczęły się powtarzać, żarty nużyć a fakty stały się zbyt oczywiste. To co na początku mnie zafascynowało, straciło swój blask i świeżość.

Czy takie książki jak "Jakoś to będzie" są nam w ogóle potrzebne?  Jeśli macie dużo wolnego czasu i ochotę poczytać coś niezobowiązującego i zabawnego, czegoś co dostarczy wam gro ciekawostek i informacji na temat naszego kraju i polskiej mentalności, to zdecydowanie jest to pozycja dla was. Musicie mieć jednak na uwadze, że nie jest to ani poradnik ani książka popularno-naukowa tylko zbiór historii i anegdot. Ja, która od 12 lat mieszkam za granicą, i posiadam grono znajomych Irlandczyków i Brytyjczyków, z pewnością zaopatrzę się w parę egzemplarzy, które podaruję na urodziny czy z innej okazji. Niech wszyscy się dowiedzą jacy naprawdę są Polacy. A przynajmniej Ci, którzy pozostali w kraju. Są zdecydowanie bardziej szczęśliwi...przynajmniej w książce. Polecam. 

Tytuł : "Live the polish way of life"
Autor : Beata Chomątowska, Dorota Gruszka, Daniel Lis
Data wydania : 15 kwietnia 2019
Wydawnictwo : Znak
Liczba stron : 352


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 
 
 

 
Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :
 
 


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html
 

"Misja Tality" Asia Olejarczyk

"Misja Tality" Asia Olejarczyk

Jak byście nazwali kogoś kto gania po ulicach trzy kropki, pod łóżkiem trzyma Wielką Stopę a weekendy spędza w bajkowej, wymyślonej Pampili? Ja taką osobę nazwę Asią Olejarczyk i genialną twórczynią bajek dla najmłodszych. Jej książka "Pampiludki i tajemnice wiary", w lutym 2016 roku została wybrana Najlepszą Książką Katolicką w kategorii dla młodych czytelników w plebiscycie portalu Granice.pl. Moja córka, jak tylko zobaczyła okładkę "Misji Tality", od razu chciała ją przeczytać, co też niezwłocznie zrobiłyśmy. Nie była to zbyt długa lektura lecz okazała się niezwykle mądra i pouczająca, a tego przecież oczekujemy od książek dla naszych dzieci. Podobało się mi, podobało się mojej starszej córce i nawet ta młodsza przysłuchiwała się zafascynowana. Jedynie mąż usnął, ale to też dobrze prawda? W końcu o to chodzi w bajkach na dobranoc.


Mała dziewczynka, która wyrusza na wielką misję. Mroczny las, w którym ktoś czeka na ratunek.
Płomień Żywego Ognia, który może rozświetlić najczarniejszą ciemność.
Misja Tality to chrześcijańska baśń o tym, jak ogromną siłę do walki z przeciwnościami losu daje nam Bóg. -
notka od wydawcy

Na wstępie chciałam zwrócić uwagę, iż książka ta pełna jest Boga. Jeśli komuś nie pasuje ten temat i raczej stroni od ewangelizacji dzieci poprzez zabawę czy nauczania poprzez religię, to niech ma to na uwadze. Oczywiście nigdzie w tekście nie jest napisane o jakim Bogu mowa, jednak biorąc pod uwagę iż książki autorki zdobywają nagrody w kategorii Najlepsza Książka Katolicka, a w utworze pojawia się motyw bożego ognia, to możemy się domyślać o kogo chodzi. Ja osobiście cieszę się, że polski rynek wydawniczy oferuje takie perełki. Oczywiście zdaję sobie sprawę z postępującego procesu sekularyzacji oraz odchodzenia od żywej wiary (coraz mnie ludzi praktykuje), jednak uważam iż religia jest częścią naszej kultury i tradycji i warto by nasze dzieci miały o niej jakiekolwiek pojęcie. Skoro bardzo wysoki odsetek polskiego społeczeństwa chrzci swoje pociechy i wysyła je do komunii świętej, to dlaczego mamy im nie poczytać bajek o Bogu? Jako sześciolatka znałam wszystkie modlitwy i codziennie wieczorem odmawiałam pacierz. Dziś dzieci wolą pograć na tablecie. Niestety zaczęliśmy się wstydzić tego, że jesteśmy wierzący. Uważamy to za niemodne. Asia Olejarczyk udowadnia nam, że nauka religii, nauka o Bogu, niekoniecznie musi odbywać się podczas katechezy. Autorka jest zwolenniczką nowoczesnych form przekazu i nie boi się łączyć wiary ze światem baśni. "Misja Tality" nie jest książką, która ma indoktrynować. Choć pojawia się tutaj Bóg i jego atrybuty, tak nadal główną bohaterką jest mała dziewczynka, której głównym celem jest odnalezienie w lesie człowieka, który czeka na Płomień Żywego Ognia. Na swojej drodze spotyka istoty, które personifikują to co w ludziach najgorsze. Ten kto czytał "Wesele" Wyspiańskiego będzie wiedział o co chodzi. Oczywiście nie spotkacie tutaj Chochoła ani innych postaci znanych z lektury, jednak Asia Olejarczyk zadbała o to, by w jak najbardziej barwny i sugestywny sposób przedstawić pewne cechy i idee. Pycha to piękna, świetlista postać, która żyje w wiecznym zachwycie nad własną osobą. Lęk, to mały, przerażony stworek, który na dźwięk złamanej gałęzi chowa się w dziupli natomiast Obojętność to zasuszona staruszka siedząca na kamieniu, którą nuży nawet samo życie. Autorka w przejrzysty, dosadny i zrozumiały dla młodych czytelników sposób, przedstawia te antypatyczne, smutne sylwetki. Przypuszczam, iż nawet czterolatek, szybko się zorientuje dlaczego akurat te cechy charakteru są piętnowane i a które ważne i cenne. Muszę przyznać iż jestem pod wrażeniem. Zazwyczaj bajki dla dzieci pełne są morałów z rodzaju : nie zabieraj cudzych zabawek, słuchaj rodziców, myj codziennie zęby. Tutaj jest mowa o czymś ważniejszym. O naszym sercu i tym jak powinniśmy traktować bliskich, o tym że są wśród nas tacy, którzy mogą potrzebować pomocy. Jest to również książka o mocy Bożej i tym jak wielką siłę ma wiara. 

Nikt z nas nie rodzi się doskonały. Talita, która spotyka Boga, również jest pełna strachu. Na samym początku nie wie czy może mu zaufać i czy ma ochotę wziąć ogień i pójść z nim w las. Kwestionowanie decyzji Boga zdarza się każdemu. Dziwimy się temu, jak może nas doświadczać, często zarzucamy mu niesprawiedliwość. Jednak ta mała bohaterka pokazuje nam, że najważniejsze jest zaufanie. Możemy odczuwać lęk, jednak warto wierzyć w to, że Bóg nas nie skrzywdzi. 
Okazuje się, iż nawet Ci, których uważamy za złych i zepsutych, mogą się zmienić i stać lepszymi. Wystarczy tylko naprowadzić ich na dobrą drogę, pokazać co robią źle, co należy zmienić. Oczywiście zmiany nie przychodzą od razu, taki osobnik musi dostać czas na przemyślenie, na analizę swojego zachowania. My, nie ważne jak bardzo byśmy chcieli, nie możemy kogoś na siłę zmienić, narzucić mu swojego zdania, bo wtedy nie będzie to szczere i zazwyczaj okaże się krótkotrwałe. Asia Olejarczyk pokazuje, że nie jesteśmy sami, że jest z nami ktoś kto da nam siłę potrzebną do metamorfozy, jedyne co musimy zrobić to uwierzyć i zaufać. Na końcu swojej drogi, Talita odnajduje tego, komu potrzeby jest Płomień Żywego Ognia i wierzcie mi jest on doskonałym przykładem osoby złamanej, pozbawionej wiary i celu, osoby którą zainteresowała się Śmierć. Jest to widok przerażający lecz jednocześnie niezwykle poruszający. Myślę, że wiele dzieci zacznie zadawać pytania. U mojej córki była to istna lawina i niektóre z nich (szczególnie te natury egzystencjalnej w rodzaju : czym jest śmierć), mogą okazać się trudne. Ale to dobrze, książki ,nawet bajki na dobranoc, powinny zmuszać do myślenia. 

Czytając książkę rzucają nam się w oczy przepiękne choć raczej melancholijne ilustracje. Twórcy i wydawcy książek dla dzieci, przyzwyczaili nas do tego, że obrazki są kolorowe, proste, pełne uśmiechów, serduszek i radości. Tym razem jest inaczej. Nie mamy tutaj do czynienia ze szkicami czy rycinami lecz z obrazami, które są mroczne, przepełnione smutkiem i nostalgią. To pełnowymiarowe dzieła, które należy podziwiać. W doskonały sposób obrazują to co czytamy i odzwierciedlają główne cechy charakteru, spotykanych na naszej drodze postaci. Pycha przedstawiona jest z podniesioną głową i pełnym wyższości wyrazem twarzy, Lęk ma wielkie oczy, Niewdzięczność jest zasmucona. Ciekawym zabiegiem było przedstawienie naszego "potrzebującego boskiej jasności" jako osoby, która patrzy w ziemię. Moim zdaniem ma to wymiar symboliczny i odnosi się do tego, że ludzie którzy odwrócili się od Boga, stracili z oczu również swoją przyszłość i szczęście. Dopiero pod koniec książki, kiedy dochodzi do oczekiwanego przez nas happy endu, kolory się zmieniają i pojawiają się jaskrawe barwy oraz uśmiechy. Rodzi się nowa nadzieja. Talita w końcu się cieszy, gdyż wie że udało jej się spełnić dobry uczynek, a nawet kilka. 

Kiedy po skończonej lekturze spytałam moją córkę  co jej się najbardziej podobało, odpowiedziała że Talita, gdyż była odważna i nie bała się wejść do ciemnego, pełnego potworów lasu. Jak widać, nasze dzieci potrzebują superbohaterów, z którymi będą się mogły utożsamiać. Oczywiście możemy włączyć telewizor czy Netflixa, poszukać Batmana, Thora czy kobietę kot, jednak czemu mamy iść na łatwiznę? Czemu nie spędzić czasu z synem czy córką, przeczytać tę cudowną opowieść, która uczy tego, iż sami możemy stać się bohaterami? Nawet tymi "super"? Lubię książki, które są mądre w swojej prostocie, estetyczne w oprawie i oryginalne w przekazie. Twórczość Pani Asi Olejarczyk już na stałe zagości w naszym domu. Zdecydowanie polecam, wasze dzieci z pewnością będą zachwycone.

Tytuł : "Misja Tality"
Autor : Asia Olejarczyk
Ilustracje : Beata Konopka-Kruć
Wydawnictwo : Dreams
Seria : Heaven
                                                                   Liczba stron : 48


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 
 
 
 
Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :
 
 


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html
 
"Maria Fiodorowna.Pamiętnik carycy" C.W Gortner

"Maria Fiodorowna.Pamiętnik carycy" C.W Gortner

Amerykański portal Goodreads, poleca najnowszą książkę Gortnera, wszystkim tym, którzy lubią powieści historyczne oraz twórczość Philippy Gregory. Choć sama szanuję oboje autorów to uważam iż stawianie ich w jednym szeregu jest niesprawiedliwe i krzywdzące dla amerykańskiego pisarza. Kiedy historie Gregory są przesiąknięte dramatyzmem i podkolorowane tak Gortner zawsze sprawdza swoje źródła i dostarcza nam rzetelnych informacji. Sam autor przyznaje, że Wikipedia nie jest dla niego skarbnicą wiedzy, a pisząc tę książkę korzystał z ponad 150 publikacji. Jak widać, w przeciwieństwie do pani Gregory, Gortner nie tylko nas zabawia lecz również uczy. Jeśli lubicie powieści historyczne, pisane z pasją i doskonale udokumentowane, jeśli fascynują was odważne kobiety, które nie boją się pociągać za sznurki za plecami swoich mężów, to jest to pozycja dla was. Ja nie mogłam się oderwać. 

Dziewiętnastoletnia Maria Zofia Fryderyka Dagmara, duńska księżniczka, została wydana za rosyjskiego następcę tronu, późniejszego Aleksandra III. Po śmierci męża nie mogła pogodzić się ze statusem odsuniętej od władzy wdowy. Uważała, że syn, Mikołaj II, nie dość energicznie dąży do reform, które przekształciłyby Rosje w nowoczesne państwo. Była w wiecznym konflikcie z synową Aleksandrą, która znalazła się pod całkowitym wpływem demonicznego Rasputina.

Zawsze się dziwiłam autorom, którzy przekształcają, koloryzują i zmieniają wydarzenia historyczne, dodając do nich zmyślone fakty. Przecież historia naszego "świata" sama w sobie jest interesująca, dramatyczna, ciekawa i krwawa. Niniejsza książka jest tego doskonałym przykładem. 
Znacie powiedzenie : od pucybuta do milionera? Oczywiści nie funkcjonowało ono pod koniec XIX wieku, jednak życie Marii Fiodorowny, doskonale wpisuje się w ten schemat. Choć pochodziła z arystokratycznej rodziny, to zdecydowanie nie była ona zamożna. Owszem mieszkali w pałacyku i nadal mogli sobie pozwolić na życie na koszt "państwa" i "podatników", jednak sami musieli cerować sobie skarpetki i rozpalać kominki. Jednak jak to często bywa, los jest przewrotny. Pewnego dnia ojciec Marii dowiedział się, że to właśnie on został wybrany na nowego króla Danii. Rodzina przeniosła się na salony, ubrała w strojne suknie i zatrudniła armię służących. Maria i jej siostra w końcu miały szansę na dobre zamążpójście. W końcu były księżniczkami. Ich rodzice nie zmarnowali tej szansy i znaleźli swoim córkom odpowiednich kandydatów. Jedna z dziewczyn wyjechała do deszczowej Anglii, by pod czujnym okiem królowej Wiktorii, opiekować się jej synem, druga trafiła do Rosji, by wkrótce zostać matką ostatniego cara i jedną z najpotężniejszych kobiet na świecie. Jednak nie wszystko układało się po jej myśli. Tutaj nie trzeba było koloryzować ani dodawać dramaturgii. Wiek XIX i XX, to były lata szalejących chorób i krwawych wojen. Ginęli zarówno uprzywilejowani jak i biedota. Ginęli piekarze, żołnierze, kurtyzany a nawet władcy. Maria Fiodorowna wiedziała co znaczy stracić ukochaną osobę, patrzyła jak jej ukochany umiera na jej oczach pozostawiając po sobie list (ostatnią wolę), którego przykazania musiała wypełnić. Czytając tę powieść nie mogłam nie zwrócić uwagi na to, jak traktowane były kobiety nieco ponad 100 lat temu. Nie ważne czy urodziły się w rodzinach chłopskich, mieszczańskich czy szlacheckich, ich los był od początku przesądzony. Nie mogły o sobie decydować, były całkowicie zależne od rodziców. Czy dziś, pozwolilibyście waszej matce czy ojcu, na wybór waszego małżonka czy małżonki? Czy dalibyście się wysłać do obcego kraju, gdzie nie macie rodziny ani przyjaciół? Choć w niektórych częściach naszego globu, młodych nadal się swata, tak cieszę się iż obyczaj ten powoli odchodzi do lamusa. Współczułam kobietom, które zostały pozbawione własnego zdania. Maria byłą osobą inteligentną i odważną. Gdyby żyła w dzisiejszych czasach z powodzeniem mogłaby odgrywać ważną rolę w świecie wielkiej polityki. Niestety sto lat temu, jedyne co mogła zrobić to działać zakulisowo. Była na tyle sprytna, zdesperowana i mądra by kierować swoim mężem i synem, doradzać im albo przeforsować własne zdanie. Jednak czasem by dostać się do ucha cara, trzeba było wyrąbać sobie ścieżkę w tłumie doradców i "lobbystów". I oczywiście zmierzyć się z samym Rasputinem, postacią która odegrała wielką rolę w historii Rosji.

Ktoś mi kiedyś powiedział, że Amerykanie to megalomani : muszą mieć wszystko największe, począwszy od kubków Coca Coli w McDonaldzie a na domach i samochodach skończywszy. Moim zdaniem jest kraj, który w pędzie ku wielkości i wspaniałości, zapędził się jeszcze dalej. Tym krajem jest Rosja. Ci, którzy odwiedzili Sankt Petersburg lub Moskwę, doskonale wiedzą o czym mówię, marmurowe olbrzymie stacje metra, wyrastające jak grzyby po deszczu budowle a la Pałac Kultury, pretensjonalne dworki i sobole futra. Czy wiecie, że w Rosji praktycznie nie ma klasy średniej? To przeświadczenie o etnicznej wyższości wzięło się właśnie z czasów carskich. Władcy imperium uważali, że mają moralne i święte prawo do zasiadania na tronie, które dostali od Boga. Mieli manię wielkości, innych traktowali z przymrużeniem oka lub wręcz wrogo. Bycie carem czy carycą równało się z posiadaniem władzy nieograniczonej. Do tej pory wydawało mi się, że synonimem rozpasania i rozpusty, blichtru i samowoli władców, był francuski Wersal. Okazuje się jednak, że i Rosja miała swoich Ludwików. To co poznajemy oczami przybyłej z Danii księżniczki, jest monumentalne i przytłaczające. Złoto, srebro, diamenty, brokat, drogie futra i egzotyczne drewna są tutaj na porządku dziennym. Ludzie nie robią nic innego tylko się bawią, tańczą, śmieją i wikłają w mniejsze lub większe intrygi. Gortner przedstawia nam Rosję od zupełnie innej, nieznanej mi dotąd strony, Rosję w której faktycznie można się zakochać.Jednak okazuje się, że pod powłoką piękna i dostatku, znajduje się również inna, ciemna strona tego ogromnego kraju. Maria Fiodorowna nie zamyka się na nią. Przekonuje się, że poza murami pałacu również żyją ludzie, choć "żyją" może być tutaj niewłaściwym słowem, lepszym będzie wegetacja. Kobieta im współczuje i pragnie nakłonić cara do tego, by zainteresował się ich losem. Niestety okazuje się, iż życie malutkich nie jest warte zbyt wiele. 

Pewnym jest, że Gortner potrafi pisać. Choć nie przepadam za opisami, a długie ustępy tekstu, pozbawione dialogów, mnie nudzą, tak w przypadku tego autora jestem w stanie wybaczyć wszystko. By napisać dobrą powieść historyczno-obyczajową nie wystarczy wiernie odtworzyć fakty i względnie dokładnie naszkicować tło fabularne. Tego to możemy dowiedzieć się z podręczników. Najważniejsze to podarować książce "duszę". W przypadku "Pamiętnika carycy" tą duszą była sama główna bohaterka, Maria Fiodorowna. Cieszę się, że to właśnie jej oczami mogłam wszystko obserwować. Wraz z nią patrzymy jak zmienia się otaczający nas świat. Polityka, rewolucje, manipulacja, morderstwo, wszystko to jest częścią jej życia. Choć autor bywa nadmiernie szczegółowy i nic się przed nim nie ukryje, tak nie męczyła mnie ta drobiazgowość. Wręcz przeciwnie, dzięki niej wiedziałam że w moje ręce trafiła powieść zrodzona z miłości i pasji, w którą włożono wiele pracy i trudu. 

Rosja jest jednym z największych i najbardziej fascynujących krajów na świecie o bogatej i krwawej historii. Była domem wielu sławnych władców, polityków, artystów a nawet wróżów. Choć Maria Fiodorowna była osobą z "zewnątrz" tak jest doskonałym przykładem na to, jak silnie działa magia tego kraju, charyzmatyczność przywódców i potęga wielkości. Na przestrzeni 600 stron, autor przedstawia nam kobietę, która z młodego, nieopierzonego podlotka stała się wyrachowaną lecz sprawiedliwą, mądrą władczynią i matką ostatniego cara. Kobietą z którą należy się liczyć i nie można przestać podziwiać. Właśnie o takich ludziach powinny być lekcje historii, bo nie można pozwolić by pamięć o nich zaginęła. Książka ta jest jedną z lepszych fabularyzowanych biografii jakie przeczytałam i zdecydowanie ją polecam wielbicielom powieści historycznych, romansów, historii wojennych, tekstów obyczajowych czy nawet poetyckich. Jednym zdaniem jest to powieść dla wszystkich. 

Tytuł : "Maria Fiodorowna. Pamiętnik carycy"
Autor : Christopher W. Gortner
Wydawnictwo : HarperCollins Polska
Data wydania : 20 marca 2019
Liczba stron : 608
Tytuł oryginału : The Romanov Empress. A Novel of Tsarina Maria Feodorovna



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 
Z jednego z przeczytanych jakiś czas temu artykułów dowiedziałam się, że strzelaniny w szkołach to w USA norma. Średnio raz w tygodniu ktoś otwiera ogień. 14 lutego tego roku, w Parkland na Florydzie, uzbrojony nastolatek wtargnął na teren szkoły, z której jakiś czas wcześniej został wydalony z powodów dyscyplinarnych. Zginęło 17 osób a 14 zostało rannych. W 2012 roku, w Newtown, 20-letni Adam Lanza po zastrzeleniu swojej matki, pojechał do pobliskiej szkoły, gdzie zastrzelił 26 osób,  większość to dzieci w wieku 6-7 lat. Historia zna wiele takich tragedii a z roku na rok jest ich coraz więcej. Czytamy o nich w gazetach, oglądamy w telewizji, jednak rzadko kiedy zdarza nam się przeczytać coś z punktu widzenia ofiar, szczególnie tych nieletnich. "Kolor samotności" opowiada fikcyjną historię 6-letniego Zacka, któremu udało się przeżyć strzelaninę w szkole. Jednak czy udało mu się przetrwać lata bólu i samotności, które po niej nastąpiły?   Pewnego dnia, tuż przed lekcją matematyki, do szkoły Zacka wpada uzbrojony mężczyzna i zaczyna się strzelanina. Chłopiec wraz z nauczycielem i innymi dziećmi chowa się w szafie. Zabitych zostaje 19 osób, w tym brat Zacka, Andy. Chłopiec nie może zapomnieć o tym wydarzenia. W myślach powracają do niego dźwięki i obrazy, które przywołują traumatyczne wspomnienia. Nie znajduje oparcia ani w przyjaciołach ani w rodzinie. Wszyscy oni pogrążeni są we własnej żałobie i nie mają dla chłopca czasu. Osamotnione dziecko znajduje własny sposób na wyjście z traumy. Ucieka w magiczny świat literatury i sztuki, dzięki któremu próbuje zrozumieć i uporządkować swoje uczucia. Wierzy, że znajdzie sposób na to by pomóc nie tylko sobie, ale również najbliższym.   Zacka poznajemy w dniu kiedy zawalił mu się świat. Jedna z moich amerykańskich przyjaciółek namówiła mnie, żebym koniecznie posłuchała początku książki w formie audiobooka. Tak też zrobiłam. I momentalnie zalałam się łzami. Nawet jak już przerzuciłam się na wersję papierową, w głowie cały czas dźwięczał mi głos narratora, młodziutkiego Kivlighana, znanego z dubbingów telewizyjnych. Jego głos jest tak nasiąknięty emocjami, że jak opowiada o strzelaninie, zamknięciu w szafie, ścisku, ciasnocie, pocie i strachu tak miałam wrażenie, że jestem jednym z uczestników tej masakry. Muszę oddać autorce, że to dzięki jej narracji było to możliwe. Jest ona tak obrazowa, tak przepełniona uczuciami, że czytelnik momentalnie utożsamia się z bohaterami, z brzucha wyrasta mu mentalna pępowina, która swoimi mackami wczepia się w karty książki. Od tej pory czujemy to co Zack, myślimy tak jak Zack, wraz z nim cierpimy i wkraczamy do tunelu, na którego końcu widać światełko nadziei.   Wybranie na narratora powieści 6-letniego chłopca, było zabiegiem ciekawym i dość niecodziennym. Choć zdarzyło mi się przeczytać sporo powieści o strzelaninach w placówkach dydaktycznych, tak ta jest pierwszą opowiedzianą z perspektywy dziecka. Dorośli często wychodzą z założenia, że tragiczne wydarzenia, których uczestnikami są małe dzieci mają mały wpływ na ich rozwój, zostaną szybko zapomniane gdyż małoletni nie do końca rozumieją ich znaczenie i konsekwencje. Nie zdają sobie sprawy, że to w tym wieku kształtuje się nasza osobowość, i traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa będę miały wpływ na całe dalsze życie. Dla kogoś kto przeżył tragedię najważniejsza jest pomoc psychologiczna i wsparcie ze strony rodziny. Dziecko musi poczuć się jak w kokonie, pęcherzu płodowym, musi odbudować w sobie poczucie bezpieczeństwa, które zostało zniszczone. O Zacku wszyscy zapomnieli. Pogrążyli się we własnej żałobie, próbowali znaleźć sposób na życie w tych zupełnie nowych okolicznościach. Płakali nad utratą dziecka, walczyli z rodziną mordercy, szukali winnych, podsycali w sobie nienawiść. A gdzieś w tym wszystkim był Zack, który walczył o chwilkę uwagi, której się nie doczekał. Wzruszyła mnie scena, w której babcia chłopca, kupiła banany, uwielbiane przez zabitego brata Zacka. On jedyny je jadł. Owoce wylądowały w koszu na śmieci. Płakałam. Nie rozumiałam jak można w ten sposób traktować własne dziecko. Jedyne co słyszał to : później, nie teraz, nie przeszkadzaj, odejdź. Był przestawiany z kąta w kąt, traktowany przedmiotowo, wykluczony i skazany na cierpienie w samotności. Rodzina się rozpadła, każdy znalazł własną drogę prowadzącą do wyleczenia.   Autorka w przerażający, realistyczny sposób maluje obraz "po tragedii". Jej proza jest pełna życia, uczuć, namiętności i bólu. Opisuje nie historię jednej rodziny, lecz całej społeczności borykającej się ze stratą najbliższych. Ludzie, którzy do tej pory żyli w przyjaźni, zaczynają się od siebie oddalać, stają się nieufni, zamykają drzwi. Świat po masakrze traci barwy, na ziemię spada deszcz smutku. W rodzinie Zacka zamiast miłości pojawia się złość, krzyk, płacz i desperacja. Rodzice nie potrafią ze sobą rozmawiać. Jedynym spokojnym miejscem okazuje się szafa w pokoju brata. Szafa pełna książek, które stają się dla chłopca odskocznią. To właśnie one są inspiracją do wyrażenia siebie za pomocą kolorów, namalowania mapy uczuć gdzie czarny oznacza złość, zielony szaleństwo, żółty szczęście a czerwony zażenowanie. Zack był wyjątkowym, emocjonalnym i inteligentnym dzieckiem. Zachowywał się dorośle. Czasem nie mogłam uwierzyć, że miał dopiero 6 lat. Wydaje mi się, że to właśnie on rozpoczął proces godzenia się z nową rzeczywistością, to dzięki niemu możliwe było podjęcie próby "wyzdrowienia". Książkę tę powinni przeczytać wszyscy rodzice nawet Ci, którzy wiodą na pozór beztroskie i szczęśliwe życie. Autorka na przykładzie małego, niewinnego chłopca pokazuje, jaki wpływ na dziecko mają bezustanne kłótnie rodziców, warczenie na siebie, brak kontaktu fizycznego czy nawet zwykła obojętność. Powinniśmy otworzyć oczy i spojrzeć w dół na tych, których głosik jest najczęściej niesłyszalny. Mama i tata to dwie najważniejsze osoby w życiu dziecka. Symbolizują ciepło, bezpieczeństwo i harmonię. Nie odbierajmy tego dzieciom, nie bądźmy samolubni nawet w obliczu największych tragedii bo w końcu mamy dla kogo żyć.   Nie jest prawdą, że dzieci są "odporne". To, że wspomnienia wyblakną a czas wyleczy większość ran, nie oznacza  że echo wydarzeń z przeszłości nie będzie się odbijać w dorosłym życiu. Pamiętajmy, że dzieci się od nas uczą wzorców zachowań. Odpychając swoje pociechy, żałując im uwagi i miłości, wychowujecie nieczułego robota. Nie każdy jest jak Zack, który okazał się najbardziej odważny i dorosły ze wszystkich. Był jedynym bohaterem tej książki, postacią o której nie zapomnę do końca życia. I wierzcie mi w dzisiejszych czasach takich bohaterów jest wielu, skąd wiecie czy nie kryją się w waszych szafach?   Po każdej nowej strzelaninie politycy w telewizji zapewniają, że myślą o rodzinach ofiar, są z nimi i służą pomocą. Zamiast tych pustych słów powinni wziąć do ręki tę powieść, przeczytać, przemyśleć i wyciągnąć wnioski. Może warto zmienić prawo o swobodnym dostępie do broni palnej? Jak długo jeszcze będziemy czekać, aż strzały będą na porządku dziennym? Aż zamiast szkolnych mundurków nasze dzieci będą nosi kamizelki kuloodporne? "Kolor samotności" to piękna książka. Dobrze napisany, wzruszający i skłaniający do myślenia debiut literacki. Powieść wobec której nie można pozostać obojętnym. Zdecydowanie pierwsza dziesiątka 2018. Polecam.
Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html
Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger