"Ręka umarlaka" George R.R Martin, John Jos. Miller

"Ręka umarlaka" George R.R Martin, John Jos. Miller

 Tytuł : "Ręka umarlaka"
 Autor : George R.R Martin, John Jos. Miller i inni
 Wydawnictwo : Zysk i S-ka
 Data wydania : 13 listopada 2017
 Liczba stron : 440
 Tytuł oryginału : Dead Man's Hand



 Totalne zaskoczenie


Było to moje pierwsze spotkanie z tym iście komiksowym uniwersum i zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona. Oczywiście widziałam, że książka sygnowana nazwiskiem Georga R.R Martina musi być arcydziełem jednak nie do końca byłam przekonana do tego jakże dziwacznego dżokerskiego światka. Nawet fakt, że "Ręka umarlaka" to kolejny tom pisanego od lat 80-tych cyklu nie miał wpływu na mój odbiór powieści. Jeśli lubicie science-fiction, książki akcji i postaci rodem z filmów o Avengersach to jak najbardziej polecam. To książka w której bez przerwy coś się dzieje, a barwne postaci nie pozwalają się nudzić. Jeden z lepszych tytułów 2017 roku.

Kiedy zostaje zamordowana Poczwarka, właścicielka Kryształowego Pałacu, ekskluzywnego klubu
dla dżokerów, cały półświatek zamiera. Kto odważył się zmasakrować tę niezwykle szanowaną obywatelkę podziemia? Zagadkę jej śmierci próbuje rozwiązać znany w Nowym Jorku prywatny detektyw Jay Ackroyd oraz natolski morderca i był kochanek Poczwarki- Yeoman. Ich poszukiwania prowadzą wprost na polityczne salony Atlanty i do rezydencji narkotykowych baronów. Szybko się okazuje, że królowa podziemia miała wielu wrogów, którzy życzyli jej śmierci.

Uwielbiam komiksowe scenerie za ich koloryt, nasycenie i fakt ile wyobraźni i pracy trzeba było włożyć by zbudować całe uniwersum z galerią indywidualnych postaci. Zawsze z zaciekawieniem chodzę do kina na wszelkiego rodzaju produkcje z superbohaterami. Muszę przyznać, że z książkami jest odwrotnie. Raczej trzymam się tego co znane i lubiane bojąc się rozczarowania. Szczególnie jeśli książka jest pracą zbiorową kilku autorów, wtedy zawsze podchodzę do niej sceptycznie bojąc się, że pomimo dobrych chęci z pozornie odrębnych kawałków nie udało się utworzyć spójnej całości. Przyznam szczerze, że po "Rękę umarlaka" sięgnęłam tylko i wyłącznie przez nazwisko Georga R.R Martina wytłuszczone drukowanymi literami na okładce książki. Innych autorów, wstyd się przyznać, nie znałam (choć z pewnością to nadrobię), jakież było moje zdziwienie jak z ostatnich stron książki dowiedziałam się, że tylko niewielka liczba postaci ( i to niekoniecznie tych najlepszych) została wykreowana przez tego znanego pisarza. 
Teraz, świeżo po przeczytaniu książki, muszę przyznać że niepotrzebnie omijałam wcześniejsze tomy, choć kilka z nich miałam na swojej półce. Świat dżokerów jest cudowny, niesamowity i cechuje go taki koloryt, że nie musimy używać własnej wyobraźni gdyż wszystko dostajemy podane na tacy. 

Fabuła, choć jej kanwą jest zwykłe morderstwo, jest tak dopracowana, że pozazdrościć jej mogą najwięksi pisarze kryminałów czy powieści sensacyjnych. Miejscami pudełkowa, miejscami otwarta, jest pełna zwrotów akcji i ślepych zaułków. Autorzy wpadli na genialny pomysł by poprowadzić ją dwutorowo- raz śledzimy losy Ackroyda raz Yeomana, i te dwa odrębne wątki uzupełniają się w tak doskonały sposób, że nie dostajemy powtórzeń i retrospekcji. Punkty styczne spajają całość w dzieło idealne, które czyta się tak szybko, że czytelnik nie zdaje sobie sprawy z upływającego czasu. To wrażenie potęguje również fakt odpowiedniego nasycenia fabuły. Mamy tutaj wątki polityczne, narkotykowych baronów oraz Ti Malice, istotę jak by nie z tego świata, karmiącą się uczuciami innych. 

To właśnie galeria postaci jest zapewne największym plusem tej książki. Jak napisałam wyżej było to moje pierwsze spotkanie z tym uniwersum i muszę przyznać, że czasami czułam się zagubiona gdyż nie do końca wiedziałam z czym lub z kim mam do czynienia. Dżokerzy i natole, asy i dzikie karty? Kim oni są? Co sprawiło, że ze zwykłych ludzi stali się mutantami o przeróżnych cechach nadprzyrodzonych? Autorzy postanowili nie odwoływać się do poprzednich tomów i tłumaczyć czytelnikowi tego co było "w poprzednich odcinkach". Z jednej strony powodowało to niezrozumienie z drugiej zmotywowało mnie do tego by koniecznie sięgnąć po kolejne tomy i dowiedzieć się co spowodowało, że ludzie przekształcili się we wszechmocnych potworów. Co spowodowało, że z jednych została sama skóra przyczepiona do szkieletu, drudzy dostali moc przenoszenia innych na drugi koniec świata a jeszcze inni potrafili czytać w myślach. Prawda, że zapowiada się ciekawie? Jeszcze dodać do tego dużą dawkę humoru i pędzącą na łeb na szyję fabułę i dostaniemy przepis na kompletne dzieło, które dostarczy przyjemności nie tylko fanom gatunku.
Muszę przyznać, że "Ręka umarlaka" to bardzo dobra książka, z postaciami których nie da się nie polubić, z miejscami które, choć mroczne, cechuje magnetyzm przyciągający czytelników. Poznajemy Nowy Jork z innej strony, miasto pełne cudów i potworów, które choć straszne często mają dobre serce. Powieść Martina i jego kolegów to powieść z wyższej półki tego gatunku, której nie można ominąć w księgarni i pójść dalej bo jeśli tak zrobimy to zostawimy za sobą coś co mogłoby rozwinąć i pobudzić naszą wyobraźnię. Gorąco polecam a sama sięgam po poprzednie tomy.



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 


"Dziewczyny z Roanoke" Amy Engel

"Dziewczyny z Roanoke" Amy Engel

 Tytuł : "Dziewczyny z Roanoke"
 Autor : Amy Engel
 Wydawnictwo : Czarna Owca
 Data wydania : 22 listopada 2017
 Liczba stron : 352
 Tytuł oryginału : The Roanoke Girls



 Schemat zbrodni


"Dziewczyny z Roanoke" wszystkie ciemnowłose, wszystkie wyjątkowo piękne. Pokolenie po
pokoleniu skrywają przerażający sekret, który nie pozwala im długo cieszyć się życiem. Czy jest to recepta na znakomity, trzymający w napięciu thriller? Z pewnością jest to książka, od której nie sposób się oderwać. Typowa pozycja na jedno posiedzenie do białego rana. Jednak czy powodem tego, że lektura jest aż tak wciągająca jest sam prosty i lekki styl autorki czy może niezwykle popularny w ostatnich czasach temat głównego wątku powieści czyli molestowanie seksualne? Sprawdźcie sami.

Po samobójczej śmierci matki, szesnastoletnia Laney opuszcza Nowy York, gdzie spędziła całe dotychczasowe życie, i przyjeżdża do Osage Flat, małej miejscowości w Kansas, by zamieszkać wraz z nigdy nie widzianymi dziadkami. Na miejscu poznaje swoją kuzynkę i zarazem rówieśniczkę Allegrę i z miejsca łączy je silna więź. Wraz z biegiem czasu dziewczyna poznaje jednak przerażający sekret, który skrywają mury wielkiej, położonej wśród pól pszenicy posiadłości. Przerażona postanawia uciec z tego przeklętego miejsca i już nigdy tam nie wracać.
Los jednak chciał inaczej. 15 lat później Lane odbiera telefon od zrozpaczonego dziadka, który informuje ją, że Allegra zniknęła. Dziewczyna postanawia wrócić do Kansas by pomóc w poszukiwaniach kuzynki. 

Przyznam szczerze, że rzadko zdarza mi się sięgać po książki, których autorzy już na samym wstępie zdradzają nam cały sekret wokół którego będzie kręciła się oś fabuły. Oczywiście kim jest morderca, co uważniejsi czytelnicy, zorientują się mniej więcej w połowie książki, jednak o sekrecie Roanoke usłyszymy już w trakcie kilku pierwszych dialogów. Byłam bardzo zaskoczona jak te słowa wypłynęły z ust naszej głównej bohaterki a zarazem narratorki, 26 letniej Lane. Sekretem Roanoke jest dysfunkcyjna rodzina, w której młode dziewczyny przeżywają koszmar, jakim jest molestowanie seksualne. Jednak kto jest sprawcą a kto ofiarą pozostawię w tajemnicy by nie odbierać przyjemności z lektury. 
Muszę przyznać, że temat wykorzystywania seksualnego, molestowania czy więzienia jest ostatnio niezwykle popularnym motywem w literaturze i filmie. Niesamowity sukces  V.C Andrews zapoczątkował falę książek o podobnej tematyce. Również w powieści Amy Engel widzimy inspirację prozą kontrowersyjnej amerykanki. "Dziewczyny z Roanoke" czerpały z "Kwiatów na poddaszu" pełnymi garściami. 
Ze względu na fakt, że tematyka powieści, nie jest niczym nowym, możemy się spodziewać, że książka będzie niezwykle przewidywalna, monotematyczna i schematyczna zarazem. I niestety okazuje się to prawdą. Schematyczni są bohaterowie : skrzywdzona przez los, nie potrafiąca się odnaleźć w realnym świecie Lane, przyjaciel rodziny a zarazem stróż prawa, który nie zdaje sobie sprawy co się dzieje za murami posiadłości i miłość z dzieciństwa. Wszystko to już było, co najwyżej zmieniły się okoliczności i proporcje. Realności książce odebrał fakt, że choć nasza główna bohaterka spędziła w Osage Flats tylko trzy miesiące to wydawać by się mogło, że w przeciągu dziesięciu lat kompletnie nic się tam nie zmieniło. Każdy pamięta obcą nastolatkę, ba nazywają się jej przyjaciółmi. Ale jak można być przyjacielem czy nawet miłością kogoś, kogo widziało się raptem parę dni kilkanaście lat wcześniej? Niestety tutaj w Osage Flats czas stanął w miejscu, podobnie jak błędne koło wydarzeń. 

Pomimo przewidywalności i faktu, że nasi bohaterowie bardziej pasują do literatury new adult niż do thrillera psychologicznego, w tej książce jest coś co sprawia, że czytelnik nie może jej odłożyć na półkę. Do końca czytamy o dziewczynach z Roanoke, z których każda dostała czas na opowiedzenie własnej historii. Szkoda, że tego czasu było tak mało, by dogłębnie zanalizować życie każdej z nich. Te które odeszły, zostały zamordowane czy popełniły samobójstwo są tylko tłem dla rozgrywających się w teraźniejszości zdarzeń, jednak to właśnie owo tło sprawia, że książkę cechuje mroczny klimat, a czytelnikowi ciarki przechodzą po plecach. Książkę cechuje również styl, który sprawia, że przewracamy parę stron na minutę. Zdania same się czytają, język jest prosty, czasem zbyt nastoletni. 

Ciężko jest mi zrecenzować tę książkę. Z jednej strony dostałam tutaj powielony schemat ze słabym zakończeniem, które przewidziałam już gdzieś w okolicach 100 strony. Już nawet nie pamiętam czy to ja się domyśliłam czy zdradziła mi to nasza główna bohaterka. Z drugiej strony czy można zbytnio krytykować książkę, przy której miło spędziło się wigilijną noc i która dostarczyła sporą dawkę wrażeń? Uważam, że proza Amy Engel ma w sobie potencjał i choć "dziewczyny z Roanoke" to powieść jakich wiele to autorka zasługuje na to by zostać usłyszaną. 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 



"Przedziwna śmierć Europy" Douglas Murray

"Przedziwna śmierć Europy" Douglas Murray

 Tytuł : "Przedziwna śmierć Europy"
 Autor : Douglas Murray
 Wydawnictwo : Zysk i S-ka
 Data wydania : 13 listopada 2017
 Liczba stron : 434
 Tytuł oryginału : The Strange Death of Europe : Immigration, Identity, Islam



 Pora na ocalenie


Pewnie większość osób, którym rzuci się w oczy tytuł tej książki, z niedowierzaniem uniesie brew, sceptykom drgną również kąciki ust. Fani i propagatorzy teorii spiskowych są wśród nas od setek lat a ich rewelacje nie raz wzburzyły krew u bardziej racjonalnych obywateli. Jednak tym razem jest inaczej. Książka Douglasa Murraya to nie wyssane z palca czarnowidztwo tylko dogłębna analiza europejskiej sytuacji społeczno-ekonomicznej na przestrzeni dziejów. Czytając tę książkę zapaliła mi się w głowie czerwona lampka. Mieszkańcy Polski nie odczuwają tego aż tak dobitnie, jednak ja mieszkająca od 10 lat poza granicami mojego kraju, widzę otaczające mnie skutki migracji, zarówno te pozytywne jak i te zatrważające i widzę zbliżającą się katastrofę. Przypuszczam, że nie znajdzie się czytelnik, który po przeczytaniu tej książki, nie poczuje się co najmniej zaniepokojony. To ważna lektura dla obywateli zarówno Europy jak i świata. 

Już po przeczytaniu pierwszych kilkudziesięciu stron wiedziałam, że zrecenzowanie tej książki będzie zajęciem iście karkołomnym, ciężko jest recenzować podręczniki (a to jest lektura obowiązkowa), a zresztą czy to w ogóle ma jakikolwiek sens? W tym przypadku mamy do czynienia z dogłębną i kompletną analizą historii migracji do Europy w przeciągu ostatnich dziesięcioleci. Na samym wstępie autor wspomina o zarobkowej migracji po zakończeniu I Wojny Światowej. W wyniku działań wojennych zginęło tak wielu ludzi, że w Europie zabrakło rąk do pracy. Rządy krajów naszego kontynentu zwróciły się o pomoc do przyjacielskich państw muzułmańskich (Turcja) oraz postkolonialnych (Maroko,Algieria,Indie) o pomoc. Tym oto sposobem do Europy przyjechało tysiące ludzi gotowych podjąć pracę. Miało to być rozwiązanie tymczasowe dlatego nikt z elit rządzących nie zatroszczył się o odpowiednie przepisy mające regulować politykę migracyjną. Temat ten był omijany przez lata, by dopiero podczas kryzysu migracyjnego w 2015 politycy sobie o nim przypomnieli. Rozwiązanie tymczasowe przyniosło długoterminowe problemy, z którymi nasze społeczeństwo nie potrafi się zmierzyć.
Do Europy zaczęły napływać fale emigrantów zarówno z krajów objętych wojną jak i tych w których nie prowadzone są działanie wojenne, a czynnikiem zmuszającym ludzi do opuszczenia ojczyzny jest niska stopa życiowa. 
W swojej książce Murray otwiera nam oczy na fakt do czego doprowadziła bezmyślna i beztroska polityka emigracyjna. Opisuje dlaczego Europa stała się łakomym kąskiem dla emigrantów całego świata, jak łatwo jest się tu dostać i jak łatwo żyć przy minimalnym wkładzie własnym. Europa stała się kontynentem pomocy socjalnej, wielkim schroniskiem świata, które ma wiecznie otwarte drzwi. Jednak otwierając te drzwi ówcześni politycy nie wzięli pod uwagę profilu kulturowego i wyznaniowego pukających w nie imigrantów. Autor przekonuje, że migracja sama w sobie nie jest zła, jednak musi odbywać się w ściśle określonych ramach, których w tym przypadku zabrakło. Zapomniano o procesie asymilacji i integracji tworząc swoiste getta ludzi dla których kultura zachodu jest, była i będzie obca. Dodając do tego niską stopę urodzeń rdzennych mieszkańców naszego kontynentu i wysoką przybyszów stworzyliśmy doskonałe warunki do powolnego wymierania dawnych społeczeństw. Zaczęło się od religii, potem okulała sztuka, teraz kolej na naszą osobowość i kulturę a wreszcie na nas samych, którzy wchłonięci zostaniemy przez przybyszów z zewnątrz. To się już dzieje. W niektórych miastach na terenie Wielkiej Brytanii odsetek ludzi wyznających islam jest większy niż wszystkich innych religii razem wziętych. I z roku na rok trwa tendencja zwyżkowa. 

Autor krytykuje polityków, takich jak Angela Merkel, za zbytnią niefrasobliwość i przyjęcie milionów prawdziwych i domniemanych  uchodźców i to tylko na przestrzeni kilku lat. Otwarto drzwi, witano tych ludzi z otwartymi ramionami, obiecywano miejsca pracy jednak nikt nie wpadł na pomysł by emigrację uregulować prawnie. Politycy wychodzili z błędnego założenia, że przyjezdni stawiając stopę na kontynencie europejskim z miejsca stają się Europejczykami wyznającymi wartości zachodnie i szanującymi liberalną kulturę. Tak się jednak nie stało. Zaprosiliśmy do siebie ludzi, których wiara jest zupełnie różna od naszej co często prowadzi do konfliktów i alienacji. Jednak nie wszyscy mieli klapki na oczach. Niektóre środowiska starały się pokazać światu, że Europa ma problem z emigrantami. Jednak nikt nie chciał ich słuchać, dorobiono im gębę rasistów i nazistów, często karano więzieniem. Policja do tej pory boi się interweniować na terenach zdominowanych przez ludność muzułmańską, gdzie atakowane są nawet karetki pogotowia ratunkowego. Przez dziesięciolecia otoczony murem milczenia był temat nielegalnego (a jednak spotykanego) w Europie obrzezania kobiet czy gwałtów na młodych dziewczynkach w miastach północnej Anglii. Czy to nadal jest ojczyzna wolności słowa? Czy Europejczycy boją się naszych migrantów i ze strachu przed konsekwencjami chowają głowy w piasek?
"Przedziwna śmierć Europy" to ważna i niezwykle dzisiejsza książka, którą powinien przeczytać każdy kto choć troszkę martwi się losem naszego starego kontynentu. To głęboka analiza wpływu migracji na nasze społeczeństwo, w której autor pokazał jakie tragiczne konsekwencje może mieć brak logicznej i twardej polityki emigracyjnej. Douglas Murray nie tylko komentuje i przedstawia swoje spostrzeżenia, daje nam również odpowiedzi i rady, gdyż jeszcze nie jest za późno na ocalenie. To napisana ciekawym językiem i podana w przystępnej formie pigułka historii naszego kontynentu. Polecam z całego serca. 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania tej książki serdecznie dziękuję : 



"Chłopiec ze sniegu" Chloe Mayer

"Chłopiec ze sniegu" Chloe Mayer

 Tytuł : "Chłopiec ze śniegu"
 Autor : Chloe Mayer
 Wydawnictwo : Czarna Owca
 Data wydania : 22 listopada 2017
 Liczka stron : 368
 Tytuł oryginału : The Boy Made Of Snow


 Magia wojny


Jest to jedna z ostatnich książek jakie dane było mi przeczytać w tym roku i bardzo się cieszę, że 2017 na sam koniec tak pozytywnie mnie zaskoczył. Z pewnością "Chłopiec ze śniegu" jest jedną z najbardziej wzruszających i wyciskających łzy z oczu książek jakie czytałam. Choć jest wiele powieści, których akcja toczy się w czasach drugiej wojny światowej, książka ta ze względu na postać głównego bohatera, którym jest dziewięcioletni chłopiec, należy do tych wyjątkowych, od których nie sposób się oderwać. Więc jeśli nie macie jeszcze odpowiedniego prezentu świątecznego dla bliskiej osoby, ta pozycja na pewno spełni nawet największe wymagania.

Rok 1944, mała miejscowość Bambury w hrabstwie Kent. Młoda kobieta, Annabel wraz ze swoim synkiem Danielem czeka na powrót walczącego na froncie męża. Pewnego dnia przez okno w kuchni Annabel widzi pochód niemieckich jeńców wojennych, zmierzających  do nowo powstałego obozu jenieckiego. Obóz ten znajduje się na pobliskiej famie starego Dawsona. Z początku kobieta obawia się, że spokojna do tej pory miejscowość pod wpływem "nazistów" zmieni się w miejsce niebezpieczne. Z drugiej strony jest ciekawa kim są i jak wyglądają schwytani niemieccy żołnierze. Pod pretekstem kupna drewna na opał wraz z synem udają się na farmą. Chłopak, żyjący w wymyślonym świecie baśni, również jest ciekawy tych bajkowych "istot" z kontynentu.

Książek których akcja toczy się podczas II Wojny Światowej jest bez liku. Jedne lepsze, inne gorsze, jednak jedno jest pewne- każda z nich znajdzie swoich fanów i czytelników, większość chwyta za serce, a niektóre, szczególnie te opowiadające historie prawdziwe, zapadają w pamięć na długie lata. Choć tematyka wojenna nie jest mi obca jeszcze nigdy nie czytałam książki tak różniącej się od swoich braci z tego gatunku. Co ją tak wyróżnia? Po pierwsze postać naszego głównego bohatera a zarazem narratora. Jest nim dziewięcioletni chłopiec, który żyje na granicy jawy i snu, baśni i rzeczywistości. Kolejną rzeczą jest miejsce akcji. Przywykłam, że historie wojenne dzieją się tuż za linią frontu, w krajach objętych wojenną zawieruchą lub w tych pod okupacją. Anglia, choć jej żołnierze brali udział w działaniach wojennych, nie była miejscem przez które przechodziła główna linia frontu. Choć dotknięta bombardowaniami linia brzegowa została zniszczona, tak w miastach i miasteczkach w głębi kraju żyło się całkiem spokojnie, choć i tutaj wprowadzony został system kartkowy ze względu na niedobór żywności. Powstanie obozu jenieckiego w Bambury, dla mieszkańców tej miejscowości, było najpewniej jedyną oznaką toczącej się wojny z jaką mieli okazję się zetknąć. Oprócz nie powracających z frontu bliskich, którzy zginęli lub trafili do lazaretów. 
Było dla mnie czymś nowym czytać o wojnie, czuć ją w powietrzu, a jednocześnie wdychać zapach latach i słuchać o historii, która dla niektórych naszych bohaterów jest początkiem czegoś nowego. To tak jak by znaleźć ognisko w środku mrocznego lasu. Ognisko radości. 

Nasza książka wprost przesiąknięta jest bajkowością i magią. Widzimy to już na początku każdego rozdziału w specjalnie przygotowanych didaskaliach (choć często oprócz wprowadzenia nas w klimat nie mają one bezpośredniego połączenia z opowiadaną historią). Nasz główny bohater ma niesamowitą zdolność, przynależną tylko dzieciom, która pozwala mu się przemieszczać pomiędzy światami : tym rzeczywistym i tym który stworzyła jego wyobraźnia. Tworzy to ciekawą mozaikę i sprawia, że książka robi się tym bardziej wyjątkowa. Wierzę, że w każdym z nas jest coś z dziecka, dlatego, choć często boimy się do tego przyznać, czytanie baśni nas fascynuje i cofa do czasów dzieciństwa. Tutaj wyraźnie widać fascynację autorki bajkami dla dzieci, tymi mrocznymi w stylu "Królowej Śniegu". 

Akcja "Chłopca ze śniegu" rozkręca się powoli, choć w tym przypadku jest to najlepsze rozwiązanie, gdyż daje nam wgląd w psychikę naszych głównych bohaterów. Mogłoby się wydawać, że wolne tempo akcji sprawi, że książka stanie się nudna, jednak w tym przypadku autorka ominęła czyhającą pułapkę wprowadzając subtelne zwroty akcji i ciekawe postaci. Wszystko ma tutaj ręce i nogi. Widać wyraźny i wspaniale dopracowany pomysł na fabułę. Również zakończenie jest zaskakujące i zadowoli nawet najbardziej wybrednych czytelników. 

Czy to znaczy, że książka nie ma żadnych wad i pierwszy raz dam 10 gwiazdek? Otóż niestety nie, choć nie wiem czy nie szukałam tych wad zbyt usilnie, z lupą w ręku. Jedynym mankamentem, którego się dopatrzyłam jest język narracji. Z jednej strony mamy do czynienia z narracją pierwszoplanową, której głosu użycza Daniel, z drugiej za pomocą wszystko wiedzącego narratora poznajemy myśli jego matki. Sprawia to, że mamy do czynienia z wielością powtórzeń, a na domiar złego wydaje mi się, że autorka miała problemy z rozszyfrowaniem umysłu swojego małego bohatera. Poznajemy chłopca, który z jednej strony obraca się w świecie fantazji, i wydaje się być nieco "niedorozwinięty" na tle swoich rówieśników, a z drugiej cechuje go niezwykły pragmatyzm i celowość - cechy jeszcze niedostępne dla ludzi w tak młodym wieku. Sprawia to, że Daniel momentami staje się niewiarygodny. 

"Chłopiec ze śniegu" to piękna opowieść, która zabierze was nie tylko w czasy II Wojny Światowej. Ta książka to okno na bajkowy świat, w którym nie zabraknie mężnych drwali, złych wróżek i czyhających na niegrzeczne dzieci diabłów. To słodko-gorzka opowieść o tym, że zawsze warto mieć nadzieję. Ciekawy debiut literacki, wywołujący wiele skrajnych emocji : od niedowierzania i fascynacji po zgrozę i odrazę. Gorąco polecam i czekam na więcej.

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 


"Until November" Aurora Rose Reynolds

"Until November" Aurora Rose Reynolds

 Tytuł : "Until November"
 Autor : Aurora Rose Reynolds
 Wydawnictwo: Editio Red, Grupa Helion SA
 Data wydania : 6 października 2017
 Liczba stron : 210
 Tytuł oryginału : Until November


 Inne zdanie



Powieści new adult, erotyczne oraz wszelkiego rodzaju romanse nie są gatunkami po które sięgam najchętniej. Wstyd się przyznać, że trylogia Graya czy "pięciokąt" Crossa są dla mnie nadal lądem nieodkrytym. Jednak jak na recenzenta przystało postanowiłam poszerzyć swoje horyzonty. Akurat dobrze się złożyło, bo wydawnictwo Editio przesłało mi egzemplarz "Until November". I tak oto rozpoczęła się moja przygoda z nowym dla mnie gatunkiem.Czy udana? Czytajcie a się dowiecie.

November wraz z matką całe swoje dotychczasowe życie spędziła w Nowym Yorku. To tu skończyła
szkołę i studia, tutaj znalazła pierwszą pracę i pierwszego narzeczonego. To również w tym wielkim mieście została napadnięta i pobita prawie na śmierć. To właśnie ta tragiczna napaść zaważyła na decyzji młodej dziewczyny o wyjeździe do Tennessee gdzie mieszka jej ojciec i jego rodzina.
Podczas pierwszego dnia w nowej pracy November poznaje przystojnego Ashera, który z początku nie robi na niej dobrego wrażenia. Jednak niechęć szybko ustępuje fascynacji. Kiedy ktoś włamuje się do mieszkania November, ta przeprowadza się do domu młodego mężczyzny, który bardzo trudno będzie jej opuścić. 

Ciągle się zastanawiam z jakim gatunkiem powieści mam do czynienia. Niby nie jest to typowy romans, choć widać tutaj schemat iście harlequinowy, jednak nie jest to również typowa młodzieżówka czy książka obyczajowa. Można śmiało stwierdzić, że "Until November" to kobiecy mix gatunkowy, w którym nie zabrakło dozy erotyki czy nawet odrobiny suspensu. Myślę, że każda typowa kobieta znajdzie w tej książce coś dla siebie. Dla tych, które lubią słodko-gorzkie romansy mamy wątek miłości od pierwszego wrażenia, z kolei dla fanek mocniejszych wrażeń autorka serwuje nam brutalny język i wątek kryminalny. Przyznam, że takie połączenie gatunków wyszło na korzyść książki. Dzięki temu nie jest zbyt banalna i ckliwa, czyli taka z jaką kojarzyły mi się typowe romanse. Jednak to jest pierwszy i ostatni plus jaki dostrzegłam czytając tę powieść. 

Aurora Rose Raynolds, amerykańska pisarka, nie jest niedoświadczonym gryzipiórkiem a "Until November" niestety nie jest debiutem literackim. Dlaczego piszę niestety? Ponieważ boję się jak musiało brzmieć pierwsze "dzieło" autorki, skoro któraś kolejna książka jest warsztatowym bublem, który niestety bardzo ciężko się czyta. W mojej pracy zdarzyło mi się przeglądać opowiadania młodych twórców (nastolatków) i muszę przyznać, że większość czytanych przeze mnie prac była lepsza zarówno pod względem stylistycznym jak i merytorycznym niż książka amerykanki. "Until November" to nie tylko prosty, uliczny, wręcz ociekający wulgaryzmami język, to również książka pisana na kolanie, w pośpiechu. To opowiadanie, które dałoby się zmieścić w paru kolumnach gazety. Jest tutaj przewidywalnie, schematycznie. Powtórzenia wieją nudą, wydarzenia są małe realistyczne a nasi bohaterowie denerwujący i przerysowani. A może amerykanie właśnie tacy są? Jednak szczerze w to wątpię.

Skupmy się chwilkę na naszych głównych postaciach. Zacznijmy od November, dziewczyny której matka uwiodła narzeczonego, a ta bez większych problemów jej przebaczyła. I taka właśnie jest nasza heroina, zbyt szybko się poddaje, daje sobą manipulować, nie potrafi walczyć o swoje. Jest nijaka i nudna. Po tragicznym wydarzeniu jakie spotkało ją w Nowym Yorku, kiedy normalną rzeczą byłoby unikanie brutalnych mężczyzn ze względu na traumę, dziewczyna ładuje się w związek z barbarzyńcą, który co robi na pierwszej rance? Porywa ją. Kompletny brak realizmu. Nie dość, że zostaje uprowadzona to jeszcze jej wybranek kompletnie ją ubezwłasnowolnia, odziera z szacunku do samej siebie a dialogi w stylu "Masz ochotę na mnie czy na mojego ku..sa" powodują, że żal to wszystko czytać. 
Nasz główny bohater Asher jest ni mniej ni więc tylko troglodytą, którego podejście do kobiet jest przedmiotowe i szowinistyczne. Kobiety to zabawki, które służą albo do miłego spędzania czasu w łóżku albo, w przypadku tej jedynej, płodzenia dzieci. Kobieta Ashera jest istotą ubezwłasnowolnioną, która musi pytać o pozwolenie gdy chce wyjść na kawę. A nie daj boże ktoś ją przyuważy jak rozmawia z innym mężczyzną? Awantura gwarantowana. Ta zazdrość Ashera i jego wszechobecne i niepotrzebne wulgaryzmy były tak irytujące, że dziękuję mojej wrodzonej cierpliwości że udało mi się doczytać tę książkę do końca.

"Until November" to niewielkich rozmiarów powieść, która może się spodobać czytelniczkom typowej kobiecej literatury. Wiem, że moja recenzja jest dość krytyczna jednak odzwierciedla ona tylko moje zdanie, które raczej odstaje od opinii ogółu. Dobre noty na Goodreads.com czy Lubimyczytac.pl świadczą o tym, że książka, i co za tym idzie cały cykl, już zdobył grono wiernych czytelniczek. Zapraszam więc do lektury by i wy byście mogły wyrobić sobie własną opinię. 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 



Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger