"Droga Pani Bird" A.J Pearce

"Droga Pani Bird" A.J Pearce

 Pamiętacie książkę (lub też film) "Diabeł ubiera się u Prady" , gdzie młoda dziewczyna z prowincji dostaje pracę asystentki numer 2 w znanym magazynie modowym?Sięgając po "Drogą Panią Bird"(teraz aż wstyd się do tego przyznać) spodziewałam się czegoś podobnego. Lekkiej historii, w której główna bohaterka będzie na początku swojej kariery i z dnia na dzień będzie coraz bardziej ciemiężona i wyzyskiwana przez swoją szefową. Nawet nie wiecie jak się pomyliłam. Powieść Pearce zdecydowanie nie jest łatwą historyjką dla kobiet, którą można czytać przy kubku kawy i ciasteczkach. To hołd dla wszystkich kobiet, które w trudnych czasach wojny, musiały radzić sobie bez swoich mężów, braci i ojców. To opowieść o tych, które musiały pełnić obowiązki tych, którzy wyjechali na wojnę. Nasza bohaterka pracowała w Straży Pożarnej i działała w lokalnej społeczności. Chciała pomagać, jednak nie zapomniała również o swoim największym pragnieniu, jakim było zostanie dziennikarką. 

Londyn, 1941. Pośród bomb spadających na miasto Emmeline Lake, młodziutka ochotniczka służby pożarniczej, marzy o karierze dzielnej korespondentki wojennej. Nieoczekiwanie zostaje zatrudniona w redakcji „Przyjaciółki Kobiety” jako maszynistka apodyktycznej i pruderyjnej Henrietty Bird, redaktorki rubryki z poradami. Pani Bird nie chce czytać ani tym bardziej odpowiadać na listy „nieprzyjemne”, a już na pewno nie te o miłości, smutku czy moralnych rozterkach. Jednak Emmy nie potrafi przestać myśleć o pozbawionych wsparcia zrozpaczonych czytelniczkach – kobietach, którym wojna wywróciła życie do góry nogami, które tęskniły za swoimi mężami albo zostały same i zakochały się w nieodpowiednim mężczyźnie. Głęboko poruszona uznaje, że musi im pomóc. Potajemnie zaczyna odpisywać na listy, które miały wylądować w koszu – w końcu to nic złego.

 


Emmeline Lake, jest z pewnością jedną z najodważniejszych i zasługujących na szacunek bohaterek literackich. Do pracy jeździ autobusem (wiele kilometrów) a w torebce nosi maskę gazową i cebulę  (ponoć na gulasz). Marzy o zostaniu korespondentką wojenną lub dziennikarką zajmującą się intrygami politycznymi.Pewnego dnia w lokalnej gazecie znajduje ogłoszenie o pracę w  London Evening Chronicle. Jest to marne pół etatu jednak dla dziewczyny jest również życiową szansą. Zresztą drugi etat ma w Straży Pożarnej gdzie wieczorami odbiera telefony. A tych jest dużo bowiem akcja powieści toczy się w 1940 roku, kiedy Londyn był celem nalotów Luftwaffe.Muszę przyznać, że bardzo często zapominam iż Wielka Brytania, również była aktywnym uczestnikiem i jednocześnie ofiarą II Wojny Światowej. A przecież również i tam wiele miasteczek zostało zniszczonych przez niemieckie bomby, wiele ulic w Londynie zostało zrównanych z ziemią, a codziennością ludzi było nasłuchiwanie syren zwiastujących naloty. I właśnie w tych niestabilnych, krwawych i beznadziejnych czasach zaczyna się spełniać marzenie Emmeline, kobieta wkracza na dziennikarską drogę, jednak nie dokładnie w takim stylu, w jakim by chciała. Zamiast wyjść na ulicę czy pojechać do Berlina w charakterze korespondenta wojennego, dostaje posadę młodszej maszynistki w magazynie Woman's Friend. Jej zadaniem będzie publikowanie odpowiedzi "Pani Henrietty" na pytania zdesperowanych czytelniczek. Jednak, co okazuje się bardzo szybko, właścicielka rubryki wcale nie jest taka skora do pomocy i kieruje się dość ciekawym systemem wartości i norm moralnych, typowym dla bardzo konserwatywnych i zacofanych ludzi. Pani Bird prowadzi listę tematów „niedopuszczalnych”. Listy wspominające o rozwodzie, nieszczęściu i intymności  należy pociąć i wyrzucić do kosza, za względu na swoje gorszące treści. Emmeline nie może się pogodzić z takim traktowaniem czytelników. W sekrecie postanawia odpowiedzieć na pytania, w szczególności młodych i niedoświadczonych kobiet, gdyż współczuje im w jakiej sytuacji postawiło ich życie. 


Α.J.Pearce pisze przyjemnym językiem o okolicznościach, które wcale przyjemne nie są. Choć z pozoru ta książka wydaje się być napisana w "beztroskim" stylu, to tak naprawdę są to tylko pozory, pod którymi kryje się ważny problem ówczesnej epoki jakim był brak dostępu do informacji i pomocy dla kobiet, które zostały same w wyniku wojennej zawieruchy. Czasy były nadal pruderyjne, i takie tematy jak aborcja, niechciana ciąża czy rozwód, były nadal traktowane jak tabu i zamiatane pod dywan. Nie było ani instytucji pomocowych, ani gabinetów lekarskich z wykwalifikowaną pomocą psychologiczną. W czasach, gdy Śmierć dosłownie była tuż za rogiem, a kobiety dobrowolnie zgłaszały się do walki z tyranią, odmawiano im niezależności i ważnych informacji, które miały chronić ich dobrobyt.
Ostatnią deską ratunku było skierowanie do ... magazynu.

W powieści przedstawiona również została waleczność strażaków. Ludzi, których darzę wielkim szacunkiem. Jeden z moich znajomych pracuje jako aktywny strażak, ciągle na linii frontu. Czasami jak się spotykamy to opowiada nam szczęśliwe lub też tragiczne historie. Pewnego dnia dostał zgłoszenie do płonącego samochodu, kiedy dotarli na miejsce okazało się, że sprzęt potrzebny do przecinania blachy, który jechał innym transportem, nie zdąży na czas. Młoda kobieta spłonęła żywcem, a oni siedzieli na poboczu i płakali z bezsilności. Pani Pearce nie opowiada aż tak makabrycznych historii, jednak czytelnik może poczuć jak ważną pracę wykonują strażacy i jak ciężki i niebezpieczny jest to zawód. Pewnego dnia, w budynku któremu grozi zawalenie wybucha pożar. Członkowie Straży Pożarnej wchodzą do gruzów, by wyciągnąć przerażoną małą dziewczynkę i jej brata. Na kilka sekund przed całkowitym zawaleniem się konstrukcji jeden ze strażaków zostaje wyciągnięty przez kolegów. W rękach trzyma koc, którym owinięta jest lalka dziewczynki. Właśnie takie momenty sprawiałam, że miałam łzy w oczach. 

„Droga Pani Bird” to powieść, która obejmuje całą gamę uczuć i emocji, jakich doświadcza nasza narratorka Emmeline.  Inspiracją do napisania tej książki było znalezienie przez autorkę  rubryki z poradami w magazynie kobiecym z 1939 roku . Dzięki tej cudownej historii A.J Pearce oddała sprawiedliwość tym ,którzy doświadczyli strasznych okrucieństw w czasach wojny. Atmosfera Londynu lat 40-tych XX wieku ożywa i chociaż historię można z pewnością określić jako „przewidywalną”, pod powierzchnią można znaleźć naprawdę wiele.Zdecydowanie polecam. 

 

Tytuł : "Droga Pani Bird"

Autor : A.J Pearce

Wydawnictwo : Literackie

Data wydania : 12 listopada 2020

Liczba stron : 392

Tytuł oryginału : "Dear Mrs.Bird" 

 

 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :  





 

 

"Służąca" Alicja Sinicka

"Służąca" Alicja Sinicka

 Czy wy też się czasem zastanawiacie, co was skłoniło do sięgnięcia po konkretną książkę?  Jeśli chodzi o "Służącą" to zdecydowanie skusiła mnie okładka. Połączenie twarzy pięknej dziewczyny z liściastym ornamentem tym razem wydało mi się bardzo mroczne, wręcz sprawiło że miałam ciarki na plecach. Od razu wiedziałam, że w tej książce będzie się działo coś złego. Kolejną sprawą był sam tytuł. Zawsze przed Świętami Bożego Narodzenia wynajmuję kogoś do pomocy przy przedświątecznych porządkach. Niestety przy dwójce dzieci nie jestem w stanie wszystkiego ogarnąć sama. Sięgając po tę książkę myślałam, że to tytułowa służąca okaże się psychopatką, która wpędzi rodzinę w tarapaty. Jednak tym razem było inaczej. To ktoś z pracodawców (a może tych osób było więcej niż jedna?)okazał się szaleńcem, chcącym wyrządzić przykrość młodej dziewczynie. Pytanie tylko czy znalazł się ktoś kto stanął w jej obronie? O tym już musicie przekonać się sami. 


Julia chciałaby otworzyć firmę sprzątającą. Trafia do domu Państwa Borewskich, w którym ma za zadanie dbać o porządek. Maria jest zadbaną kobietą po czterdziestce, a Mikołaj atrakcyjnym adwokatem zafascynowanym okresem średniowiecza. Ich syn Kacper zajmuje się pisaniem.
Już pierwszego dnia Julia otrzymuje propozycję przeprowadzki do ich domu, lecz stanowczo odmawia. Podczas sprzątania otwiera starą szafę na poddaszu. Znajduje rząd zakurzonych czarnych sukienek z białymi mankietami.W trakcie kolejnej wizyty w domu Borewskich Julia traci przytomność. Gdy otwiera oczy, czeka na nią koszmar. Będzie musiała podjąć nierówną walkę o sprawiedliwość. I życie. 


W życiu nie przypuszczałam, że ktoś może lubić sprzątać. Owszem znam ludzi, którzy cenią sobie porządek i dobrze zorganizowaną i zaplanowaną  przestrzeń jednak sam proceder tego organizowania do najprzyjemniejszych nie należy. Jednak jak się okazuje nie każdy musi zostać adwokatem czy lekarzem, by kochać swoją pracę. Najlepszym tego dowodem jest Julia, która po prostu kocha sprzątać aż tak, że robi to po domach obcych ludzi. Pragnie zebrać pieniądze i dobre referencje , by móc wystartować z własną firmą. Szczerze powiedziawszy to jeszcze nigdy nie czytałam książki, w której to pomoc domowa grałaby pierwsze skrzypce. Dlatego też czytałam z jak największym zainteresowaniem, bo po prawdzie, co takiego może się przydarzyć służącej? Spadnie ze schodów? Ukradnie klejnoty? Będzie mieć romans z właścicielem domu? Okazuje się, że życie pisze różne scenariusze, a to co zaplanowało dla Julii było istnym horrorem. Kilka lat temu czytałam historię dziewczyny, która została odurzona pigułką gwałtu, w lokalnej dyskotece. Kilka godzin później obudziła się w wannie pełnej lodu, z wyciętą nerką. Ta tragiczna historia jest doskonałym przykładem na to jak ubezwłasnowolniony i nieświadomy niczego staje się człowiek po narkotykach. Jak bardzo trzeba uważać na to z kim się przebywa, co je i pije. Nasza Julia również nie miała szczęścia. Już po kilku dniach jej najnowszy pracodawca dosypał jej do napoju środka odurzającego po którym zrobił coś, co zmusiło dziewczynę do uległości. Tutaj muszę stwierdzić, że Julia, jako bohaterka miała dość słabą psychikę, gdyż pozwoliła sobie na szantaż, który bardzo szybko mógłby zostać zniweczony. Postanowiła grać w grę Mikołaja i Marii i pogrążała się coraz bardziej w spirali kłamstw i nienawiści. Tak naprawdę to już na samym początku można było całą tę aferę zdusić w zarodku idąc na policję. Może nie obyłoby się bez wstydu, jednak odpowiednie osoby zostałyby ukarane, szczególnie że Julia miała sporo dowodów. No tak, ale gdyby nasza bohaterka zgłosiła się do służb porządkowych, to nie byłoby naszej książki, więc w sumie dobrze że tego nie zrobiła, gdyż dalsza historia okazała się niezwykle interesująca. 

Autorka, Alicja Sinicka, jest mistrzynią w budowaniu portretów psychologicznych. W "Służącej" występuje bardzo mało postaci, dlatego też był czas na ich dopracowanie. I został on dobrze wykorzystany. Najważniejszą cechą thrillerów jest to, żeby były one nieprzewidywalne. Atmosfera musi być mroczna, gęsta i wzbudzająca lęk. I tak właśnie było już od samego początku, od momentu jak poznaliśmy naszych domowników. Mikołaj jest adwokatem , który ma fiksację na punkcie średniowiecza i rycerzy. Bierze udział w różnego rodzaju inscenizacjach bitew, jeździ na spędy , kupuje zbroje i broń. Jego fascynacja tą epoką dawno już przekroczyła zdrowy poziom, dziś nawet zwykłych ludzi, chce traktować jak swoich podwładnych. Możecie więc sobie wyobrazić w jak chorej sytuacji znalazła się nasza Julia. Z kolei pani domu, Maria, jest postacią niezwykle antypatyczną i zdystansowaną. Zamiast pomóc młodej dziewczynie, rzuca jej kłody pod nogi, znęca się nad nią i we wszystkim wspiera swojego chorego psychicznie męża. Na koniec zostawiłam sobie Kacpra. Muszę przyznać, iż od samego początku, nie zapałałam miłością do tej postaci. Tak już mam z pisarzami, nie wiem czy mogę im ufać. Momentami myślałam, że stoi po stronie Julii i chce jej pomóc z drugiej irytowała mnie jest pozorna bezczynność. Kacper w ogóle nie działał, a jak już coś zrobił to nie miało to większego sensu. Tak naprawdę maskował zło, zamiast je unicestwić. Zastanawia mnie czy autorka napisze kolejne tomy (zostawiła otwartą furtkę) i czy dowiemy się czegoś więcej na jego temat. Jak na razie mogę go określić zaledwie jednym słowem : śliski. Więc jak widzicie nie jest to dramat wielu aktorów, jednak to właśnie kameralność tej powieści działa na jej korzyść. 

Zakończenie mnie zaskoczyło, gdyż poszło w zupełnie dla mnie nieoczekiwanym kierunku. Na początku myślałam, że było to trochę naciągane, jednak po przemyśleniu doszłam do wniosku, że wszystko tutaj ze sobą grało. Dzięki temu co zrobiła autorka, nie dostaliśmy kolejnego sztampowego thrillera lecz ciekawą, oryginalną powieść gdzie to zemsta zbiera swoje największe żniwo. Książka ta nauczyła mnie tego, że zawsze warto być dobrą dla innych ludzi, bo nigdy nie wiemy na kogo możemy trafić. 

Po przeczytaniu tej książki, panie (i panowie) sprzątające, pomoce domowe, opiekunki, będą się z pewnością bały iść do pracy. Choć ja nie mam nic wspólnego z żadnym z wymienionych zajęć to sama odczuwam pewien irracjonalny lęk. A noż to mój szef okaże się psychopatą ? Albo jak w końcu otworzą puby i wyjdę na drinka, to ktoś mi wrzuci do niego pigułkę gwałtu? I właśnie za ten lęk, te emocje długo po skończeniu lektury, cenie sobie panią Sinicką. Nie wszystkie książki tak na mnie działają. Mogę wręcz powiedzieć, że "Służąca" jest wyjątkowa. Zdecydowanie polecam. 


Tytuł : "Służąca"

Autor : Alicja Sinicka

Wydawnictwo : Kobiece

Data wydania : 14 października 2020

Liczba stron : 368

 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 
 
 
 

 

 

 

 

"Amanda" Nora Roberts

"Amanda" Nora Roberts

 Już na wstępie muszę wam powiedzieć,  że Amanda jest drugim tomem cyklu Sióstr Calhoun  i choć  da się czytać  tę  książkę  w oderwaniu od poprzedniej części,  tak warto jednak się z nią zaznajomić. Robiąc reasearch  na temat tej powieści odkryłam  coś co mnie zaskoczyło.  Od zawsze byłam przekonana, że tworzenie cyklów  w których każdy kolejny tom opowiada historię nowej dwójki bohaterów (zazwyczaj jest to literatura  kobieca i new  adult) , a pojawiające się postacie poboczne tworzą  spójne tło, jest czymś nowym. Okazuje się, że byłam w błędzie.  "Amanda " która  jest oparta właśnie  na tym schemacie, została  opublikowana Już w latach 90-tych . I pewnie będzie to dla was zaskoczeniem , należała  do znanego amerykańskiego cyklu Harlequin.  Pewnie sobie teraz myślicie: o Boże,  przecież nie jestem własną  babcią,  nie będę czytać takich seryjnych, pisanych na kolanie romansów, wolę coś bardziej ambitnego. I ja wam tu mówię,  nie poddajcie się i dajcie Amandzie oraz jej siostrze szansę.  Ci którzy znają  twórczość Nory  Roberts wiedzą,  że jest to doświadczona  autorka, którą się czyta z przyjemnością.  Tylko trzeba mieć dystans.  

Na skalistym urwisku nad zatoką w stanie Maine stoi Towers, wspaniała rodzinna rezydencja, w której żyje legenda o niespełnionej miłości i ukrytych szmaragdach. Mieszkankami Towers są cztery siostry, gotowe bronić swojej posiadłości wbrew wszelkim przeciwnościom losu.Amanda czuje, że znajomość ze Sloanem O’Rileyem, który ma zaprojektować przebudowę rodzinnej posiadłości, może być kłopotliwa. Oboje są pełni temperamentu i od pierwszej chwili mocno między nimi iskrzy. Amanda postanawia utrzymać dystans, rozmawiać ze Sloanem wyłącznie o interesach, lecz to okazuje się dość trudne. Kiedy jednak zobaczy, że Sloan ryzykuje dla niej własne życie, sprawy potoczą się w niespodziewanym kierunku… 



Kolejna  rzecz, która  mnie zaskoczyła  to insta-love, które pojawia się w tej powieści.  Znowu myślałam, że jest to coś  nowego, trend ostatnich lat, typowy dla powieści dla młodych dorosłych (i nastolatków). Okazało się jednak, że i dorośli lubią jak czasem dzieje się coś szybko i bez zastanowienia. W "Amandzie " mamy do czynienia z miłością od pierwszego wejrzenia, bo wstrzemięźliwości naszej głównej bohaterki oporem raczej nie nazwiemy. Tak więc Amanda i Sloan  (wybaczcie dla mnie to imię  nie jest ani trochę romantyczne) od razu. Od razu też  zaczynają się pomiędzy nimi kłótnie wynikające z różnic  charakterów. Mężczyzna jest typowym złym chłopcem, odważnym łobuziakiem,  który wie czego chce i potrafi to zdobyć (a jeśli się nie uda to znaczy , że nie było warte jest starań). Amanda jest jego przeciwnością.  Jest nieśmiała,  nieco zahukana i zamknięta  w sobie. Zdecydowanie nie nazwalibyśmy  jej duszą  towarzystwa. Zawsze mnie zastanawiało czemu autorzy lubią zestawiać ze sobie tak kontrastujące  postaci, przecież w normalnym życiu dwie tak różne osoby nie byłyby w stanie funkcjonować w związku. Nora Roberts nie popełniła błędu  i nie uczyniła naszego romansu sielankowym. Amanda i Sloane  się kłócą i to praktycznie od początku. I do samego końca.  Kłócą  się o rzeczy ważne i o bzdety   Kłócą się rano i wieczorem. Może chodzi o to, że  seks na zgodę smakuje wyśmienicie? Tego niestety nie powiem, gdyż romans ten należy do gatunku mild i scen jest tutaj jak na lekarstwo. No ale cóż, tak się pisało dwadzieścia lat temu, kiedy społeczeństwo i czytelnicy mieli jeszcze jakiś hamulce. Czytając dzisiejsze książki  kobiece i erotyke  , dziś  one puściły.  Ale wracając do naszej książki,  to oprócz naszej dwójki głównych bohaterów pojawią się tutaj postacie, które znamy w poprzedniego tomu i choć ich wątki nie będą zbytnio wyeksponowane tak historia zdecydowanie posunie się do przodu. Do najważniejszych wydarzeń tej części trzeba zaliczyć: ślub Catherine i Trenta, romans Christiana i Bianci  oraz poszukiwanie ciągle zaginionych klejnotów. Spotkamy się ponownie z ciotką Coco, kolorowa Suzanne  oraz Lilah  , która pokochałam całym sercem . 


No i jest złodziej.  Złodziej, który podobnie jak cała  reszta rodziny poszukuje zaginionych klejnotów.  Wątek niedokonanej jeszcze kradzieży został tutaj dodany chyba tylko dla pikanterii,  gdyż sama historia nic nie wnosi do fabuły, a momentami jest nawet nieco groteskowa. No bo po co złodziej miał by się włamywać do domu, wiedząc że właścicielka klejnotów nie może znaleźć swoich skarbów  znaleźć? Czy nie byłoby lepiej poczekać aż trafią do szkatuły i dopiero wtedy się po nie zakraść? Przecież  nasz złodziej to nie byle kto, jest ścigany przez sam Interpol. Niestety to, że nie został  jeszcze złapany trzeba zapisać na karb  szczęścia ponieważ mężczyzna popełnia tyle błędów, że z pewnością nie możemy nazwać go ani mądrym  ani sprytnym. Na początku wymyśla sobie doskonały kamuflaż by potem całkowicie go zniszczyć. I to zupełnie bez powodu . Te nikomsekwencje jestem w stanie autorce wybaczyć ze względu na mój sentyment i fakt, że jej powieści cieszyły mnie przez wiele lat. Jednak mam nadzieję,  że Pani Roberts pozostanie przy pisaniu romansów a nie kryminałów, gdyż zdecydowanie lepiej jej to wychodzi. 

Zauważyłam  to już  przy poprzedniej części  , a ta to tylko potwierdziła: Nora  Roberts się spieszy. Być może ma tak dużo pomysłów w głowie, ze chce jak najszybciej przelać  je na papier. Ale czy jej powieści tracą na tym ekspresowym tempie? Odpowiedź  na to pytanie uzależniona jest od gustu czytelnika i jego oczekiwań.  Ci, którzy chcą przeczytać ambitny romans, z rozwiniętymi  postaciami i wątkami pobocznymi , gdzie akcja nie jest liniowa a meandruje między wydarzeniami, z pewnością będą zawiedzeni . "Amanda " konstrukcją przypomina  nieco budowę cepa. Jest prosta i nie skomplikowana.  Będzie z pewnością idealną  lektura dla tych , którzy lubią wakacyjne lektury, powieści do przeczytania w jeden wieczór, nad którymi nie trzeba się specjalnie zastanawiać. Mi osobiście się podobało, choć nie jestem fanką  ekspresowych  związków,  jak to mówią "co nagle to po diable ".

Zapewne większość czytelników zna Nore Roberts , gdyż jest niezwykle  płodną i często tłumaczoną  autorką.  Jej nazwisko jest kojarzone z literaturą  kobiecą  tak samo jak nazwisko Danielle Steele.  Zresztą styl obu pań  jest bardzo podobny. "Amanda" to typowy romans , którego zakończenie znamy od samego początku, jednak jest nam to zupełnie obojętne. Jeśli lubicie lektura przy której nie trzeba się wysilać  ani fizycznie (książka  jest leciutka) ani umysłowo (to wakacyjna lektura na urlopowego kaca) to jest to coś zdecydowanie dla was. Polecam . 

 

Tytuł : "Amanda"

Autor : Nora Roberts

Wydawnictwo : HarperCollins Polska

Data wydania : 7 października 2020

Liczba stron : 224

Tytuł oryginału : A Man for Amanda 

 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 

Z jednego z przeczytanych jakiś czas temu artykułów dowiedziałam się, że strzelaniny w szkołach to w USA norma. Średnio raz w tygodniu ktoś otwiera ogień. 14 lutego tego roku, w Parkland na Florydzie, uzbrojony nastolatek wtargnął na teren szkoły, z której jakiś czas wcześniej został wydalony z powodów dyscyplinarnych. Zginęło 17 osób a 14 zostało rannych. W 2012 roku, w Newtown, 20-letni Adam Lanza po zastrzeleniu swojej matki, pojechał do pobliskiej szkoły, gdzie zastrzelił 26 osób,  większość to dzieci w wieku 6-7 lat. Historia zna wiele takich tragedii a z roku na rok jest ich coraz więcej. Czytamy o nich w gazetach, oglądamy w telewizji, jednak rzadko kiedy zdarza nam się przeczytać coś z punktu widzenia ofiar, szczególnie tych nieletnich. "Kolor samotności" opowiada fikcyjną historię 6-letniego Zacka, któremu udało się przeżyć strzelaninę w szkole. Jednak czy udało mu się przetrwać lata bólu i samotności, które po niej nastąpiły?   Pewnego dnia, tuż przed lekcją matematyki, do szkoły Zacka wpada uzbrojony mężczyzna i zaczyna się strzelanina. Chłopiec wraz z nauczycielem i innymi dziećmi chowa się w szafie. Zabitych zostaje 19 osób, w tym brat Zacka, Andy. Chłopiec nie może zapomnieć o tym wydarzenia. W myślach powracają do niego dźwięki i obrazy, które przywołują traumatyczne wspomnienia. Nie znajduje oparcia ani w przyjaciołach ani w rodzinie. Wszyscy oni pogrążeni są we własnej żałobie i nie mają dla chłopca czasu. Osamotnione dziecko znajduje własny sposób na wyjście z traumy. Ucieka w magiczny świat literatury i sztuki, dzięki któremu próbuje zrozumieć i uporządkować swoje uczucia. Wierzy, że znajdzie sposób na to by pomóc nie tylko sobie, ale również najbliższym.   Zacka poznajemy w dniu kiedy zawalił mu się świat. Jedna z moich amerykańskich przyjaciółek namówiła mnie, żebym koniecznie posłuchała początku książki w formie audiobooka. Tak też zrobiłam. I momentalnie zalałam się łzami. Nawet jak już przerzuciłam się na wersję papierową, w głowie cały czas dźwięczał mi głos narratora, młodziutkiego Kivlighana, znanego z dubbingów telewizyjnych. Jego głos jest tak nasiąknięty emocjami, że jak opowiada o strzelaninie, zamknięciu w szafie, ścisku, ciasnocie, pocie i strachu tak miałam wrażenie, że jestem jednym z uczestników tej masakry. Muszę oddać autorce, że to dzięki jej narracji było to możliwe. Jest ona tak obrazowa, tak przepełniona uczuciami, że czytelnik momentalnie utożsamia się z bohaterami, z brzucha wyrasta mu mentalna pępowina, która swoimi mackami wczepia się w karty książki. Od tej pory czujemy to co Zack, myślimy tak jak Zack, wraz z nim cierpimy i wkraczamy do tunelu, na którego końcu widać światełko nadziei.   Wybranie na narratora powieści 6-letniego chłopca, było zabiegiem ciekawym i dość niecodziennym. Choć zdarzyło mi się przeczytać sporo powieści o strzelaninach w placówkach dydaktycznych, tak ta jest pierwszą opowiedzianą z perspektywy dziecka. Dorośli często wychodzą z założenia, że tragiczne wydarzenia, których uczestnikami są małe dzieci mają mały wpływ na ich rozwój, zostaną szybko zapomniane gdyż małoletni nie do końca rozumieją ich znaczenie i konsekwencje. Nie zdają sobie sprawy, że to w tym wieku kształtuje się nasza osobowość, i traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa będę miały wpływ na całe dalsze życie. Dla kogoś kto przeżył tragedię najważniejsza jest pomoc psychologiczna i wsparcie ze strony rodziny. Dziecko musi poczuć się jak w kokonie, pęcherzu płodowym, musi odbudować w sobie poczucie bezpieczeństwa, które zostało zniszczone. O Zacku wszyscy zapomnieli. Pogrążyli się we własnej żałobie, próbowali znaleźć sposób na życie w tych zupełnie nowych okolicznościach. Płakali nad utratą dziecka, walczyli z rodziną mordercy, szukali winnych, podsycali w sobie nienawiść. A gdzieś w tym wszystkim był Zack, który walczył o chwilkę uwagi, której się nie doczekał. Wzruszyła mnie scena, w której babcia chłopca, kupiła banany, uwielbiane przez zabitego brata Zacka. On jedyny je jadł. Owoce wylądowały w koszu na śmieci. Płakałam. Nie rozumiałam jak można w ten sposób traktować własne dziecko. Jedyne co słyszał to : później, nie teraz, nie przeszkadzaj, odejdź. Był przestawiany z kąta w kąt, traktowany przedmiotowo, wykluczony i skazany na cierpienie w samotności. Rodzina się rozpadła, każdy znalazł własną drogę prowadzącą do wyleczenia.   Autorka w przerażający, realistyczny sposób maluje obraz "po tragedii". Jej proza jest pełna życia, uczuć, namiętności i bólu. Opisuje nie historię jednej rodziny, lecz całej społeczności borykającej się ze stratą najbliższych. Ludzie, którzy do tej pory żyli w przyjaźni, zaczynają się od siebie oddalać, stają się nieufni, zamykają drzwi. Świat po masakrze traci barwy, na ziemię spada deszcz smutku. W rodzinie Zacka zamiast miłości pojawia się złość, krzyk, płacz i desperacja. Rodzice nie potrafią ze sobą rozmawiać. Jedynym spokojnym miejscem okazuje się szafa w pokoju brata. Szafa pełna książek, które stają się dla chłopca odskocznią. To właśnie one są inspiracją do wyrażenia siebie za pomocą kolorów, namalowania mapy uczuć gdzie czarny oznacza złość, zielony szaleństwo, żółty szczęście a czerwony zażenowanie. Zack był wyjątkowym, emocjonalnym i inteligentnym dzieckiem. Zachowywał się dorośle. Czasem nie mogłam uwierzyć, że miał dopiero 6 lat. Wydaje mi się, że to właśnie on rozpoczął proces godzenia się z nową rzeczywistością, to dzięki niemu możliwe było podjęcie próby "wyzdrowienia". Książkę tę powinni przeczytać wszyscy rodzice nawet Ci, którzy wiodą na pozór beztroskie i szczęśliwe życie. Autorka na przykładzie małego, niewinnego chłopca pokazuje, jaki wpływ na dziecko mają bezustanne kłótnie rodziców, warczenie na siebie, brak kontaktu fizycznego czy nawet zwykła obojętność. Powinniśmy otworzyć oczy i spojrzeć w dół na tych, których głosik jest najczęściej niesłyszalny. Mama i tata to dwie najważniejsze osoby w życiu dziecka. Symbolizują ciepło, bezpieczeństwo i harmonię. Nie odbierajmy tego dzieciom, nie bądźmy samolubni nawet w obliczu największych tragedii bo w końcu mamy dla kogo żyć.   Nie jest prawdą, że dzieci są "odporne". To, że wspomnienia wyblakną a czas wyleczy większość ran, nie oznacza  że echo wydarzeń z przeszłości nie będzie się odbijać w dorosłym życiu. Pamiętajmy, że dzieci się od nas uczą wzorców zachowań. Odpychając swoje pociechy, żałując im uwagi i miłości, wychowujecie nieczułego robota. Nie każdy jest jak Zack, który okazał się najbardziej odważny i dorosły ze wszystkich. Był jedynym bohaterem tej książki, postacią o której nie zapomnę do końca życia. I wierzcie mi w dzisiejszych czasach takich bohaterów jest wielu, skąd wiecie czy nie kryją się w waszych szafach?   Po każdej nowej strzelaninie politycy w telewizji zapewniają, że myślą o rodzinach ofiar, są z nimi i służą pomocą. Zamiast tych pustych słów powinni wziąć do ręki tę powieść, przeczytać, przemyśleć i wyciągnąć wnioski. Może warto zmienić prawo o swobodnym dostępie do broni palnej? Jak długo jeszcze będziemy czekać, aż strzały będą na porządku dziennym? Aż zamiast szkolnych mundurków nasze dzieci będą nosi kamizelki kuloodporne? "Kolor samotności" to piękna książka. Dobrze napisany, wzruszający i skłaniający do myślenia debiut literacki. Powieść wobec której nie można pozostać obojętnym. Zdecydowanie pierwsza dziesiątka 2018. Polecam.

 

 


 "Gwiezdny zegar. Cienista Ćma" Francesca Gibbons

"Gwiezdny zegar. Cienista Ćma" Francesca Gibbons

 "Gwiezdny zegar. Cienista Ćma", dzięki magii niczym z Narnii i humorowi Mary Poppins, z pewnością stanie się klasykiem młodzieżowej fantasy oraz początkiem fantastycznej podróży" - tak książkę Francesci Gibbons reklamuje oryginalny wydawca. I ja pod tą opinią podpisuję się nogami i rękami. Za każdym razem, gdy sięgam po opowieści fantasy dla trochę młodszych czytelników, przypominam sobie, dlaczego tak kocham ten gatunek. Tutaj było podobnie. Historia była czarująca, postacie urocze, a świat pełen magii i cudów. Ze wszystkich wydarzeń można było wyciągnąć moralistyczny wniosek, który okaże się  pouczający dla młodszych czytelników  i  ujmujący dla tych starszych. Podobała mi się autentyczność interakcji między siostrami i nowymi przyjaciółmi, których spotykają. Uwielbiałam odkrywać fantastyczne krainy, w których się zagubili. Jednym słowo : fantazja. 


Imogen powinna być milsza dla swojej młodszej siostry Marie. I dla chłopaka mamy. A już na pewno nie powinna przechodzić przez drzwi w drzewie, do których zaprowadziła ją dziwna srebrzysta ćma.Ale z drugiej strony… Kto zawsze robi to, co powinien?Imogen i Marie zostają niespodziewanie uwięzione w magicznym królestwie, w którym nikt nie zachowuje się tak, jak powinien. Siostry walczą z czasem, uciekając przed potworami wyłaniającymi się po zmroku i szukając drogi powrotnej do domu. Z pomocą przychodzą im rozpieszczony książę, tańcząca niedźwiedzica, a nawet gwiazdy spoglądające na nie z góry…


Według mojej córki   "Gwiezdny zegar. Cienista Ćma" jest idealną lekturą na jesień. No wiecie, za oknami wieje wiatr, liście mają coraz więcej drzew, robi się zimno i mokro. Jedyne czego pragniemy w takich warunkach pogodowych to kominka, gorącej herbaty i ciepłego koca (lub skarpetek, bo koc jest dla babć, jak to mówi moja pociecha). I kiedy już umościmy się w wygodnym fotelu niniejsza książka będzie idealnym uzupełnieniem naszego komfortu. Jest "przytulna" i ciepła , jednak momentami troszkę przerażająca. Wielki wpływ na atmosferę tej historii mają ilustracje Chrisa Riddela, które przyciągnęły nas od samego początku. Podobało mi się to, że zostały sensownie rozrzucone po całej książce i doskonale obrazowały najważniejsze wydarzenia. Jeśli kiedykolwiek czytaliście książki
Enid Blyton, będziecie wiedzieli o co chodzi (ten komentarz skierowany jest do starszych czytelników, gdyż sama autorka umarła już wiele lat temu). Kolejnym plusem były postacie ,pod koniec czułam się do nich bardzo przywiązana (Zwłaszcza Prince Miro, Imogen i Marie - pożegnanie było słodko-gorzkie). Kiedy moja córka się dowiedziała, że "Gwiezdny zegar. Cienista Ćma"jest częścią trylogii i w związku z tym czekają ją jeszcze dwa spotkania z ukochanymi bohaterami, wprost oszalała z radości. Mam nadzieję, że nie będzie musiała zbyt długo czekać. 


Książka przypominała mi trochę "Alicję w Krainie Czarów", tylko tutaj to nie królik robił za przewodnika a ćma . Została ona  wysłana w charakterze posłańca mającego pomóc dziewczynkom, które przez sekretne drzwi w drzewie  weszły do zupełnie innego świata. Jak napisałam wcześniej, historia ta  przypomina nieco opowieści z Narnii. Są złoczyńcy i bohaterowie, archetypowe piękno o złym sercu i łowczyni, która nie jest tak twarda w środku, jak wygląda na zewnątrz. Chciwy król. Gwałtowna, zrozumiała Skret. Piękna kraina ginąca z braku władcy o dobrym sercu . Książka to epicka podróż, przyjaźnie, duma i zdrada. Czuć  również dalekie echa Harry'ego Pottera . Dosłownie znajdziecie tutaj wszystko, czego się spodziewamy po dziecięcej historii przygodowej!
Naprawdę mi się podobało. To mocna lektura. Myślę, że jest odpowiednia od dziesięciu lat w górę, gdyż jest kilka dość makabrycznych scen. Jednak historia toczy się w szybkim tempie, rozdziały są krótkie i ostre, więc czyta się łatwo i zdecydowanie nie ma czasu na nudę. 


Podobała mi się ta historia. Zabrała mnie i moją córkę  na wielką przygodę, podczas której poruszone był takie tematy, jak przyjaźń, rodzina, niesprawiedliwość i odwaga. Ilustracje Chrisa Riddella są warte grzechu, a kiedy jesteś dzieckiem, ilustracje bardzo pomagają w przedstawianiu historii. Imogen, główna bohaterka jest dowcipna, hałaśliwa, uparta i odważna. W całej książce denerwuje się swoją młodszą siostrą, a ja uwielbiałam dynamikę ich związku. Autorka stworzyła inny świat, w który byłam w stanie uwierzyć  i myślę, że jest to świetna książka, w której dziecko może się zatracić bez opamiętania. 

"Gwiezdny zegar. Cienista Ćma" ta bardzo przyjemna i szybka powieść, dla czytelników w każdym wieku. Zbliżają się święta, więc jeśli nie macie pomysłu na prezent, to książka ta spodoba się każdemu. Tylko musicie pamiętać, żeby przy kolejnej okazji kupić kontynuację (o ile zdąży się ukazać), bo na pierwszym tomie się to nie skończy. Polecam. 


Tytuł : "Gwiezdny zegar. Cienista Ćma"

Autor : Francesca Gibbons

Ilustracje : Chris Riddell

Wydawnictwo : HarperCollins Polska

Data wydania : 14 października 2020

Liczba stron : 496

Tytuł oryginału : A Clock of Stars: The Shadow Moth 

 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 

Z jednego z przeczytanych jakiś czas temu artykułów dowiedziałam się, że strzelaniny w szkołach to w USA norma. Średnio raz w tygodniu ktoś otwiera ogień. 14 lutego tego roku, w Parkland na Florydzie, uzbrojony nastolatek wtargnął na teren szkoły, z której jakiś czas wcześniej został wydalony z powodów dyscyplinarnych. Zginęło 17 osób a 14 zostało rannych. W 2012 roku, w Newtown, 20-letni Adam Lanza po zastrzeleniu swojej matki, pojechał do pobliskiej szkoły, gdzie zastrzelił 26 osób,  większość to dzieci w wieku 6-7 lat. Historia zna wiele takich tragedii a z roku na rok jest ich coraz więcej. Czytamy o nich w gazetach, oglądamy w telewizji, jednak rzadko kiedy zdarza nam się przeczytać coś z punktu widzenia ofiar, szczególnie tych nieletnich. "Kolor samotności" opowiada fikcyjną historię 6-letniego Zacka, któremu udało się przeżyć strzelaninę w szkole. Jednak czy udało mu się przetrwać lata bólu i samotności, które po niej nastąpiły?   Pewnego dnia, tuż przed lekcją matematyki, do szkoły Zacka wpada uzbrojony mężczyzna i zaczyna się strzelanina. Chłopiec wraz z nauczycielem i innymi dziećmi chowa się w szafie. Zabitych zostaje 19 osób, w tym brat Zacka, Andy. Chłopiec nie może zapomnieć o tym wydarzenia. W myślach powracają do niego dźwięki i obrazy, które przywołują traumatyczne wspomnienia. Nie znajduje oparcia ani w przyjaciołach ani w rodzinie. Wszyscy oni pogrążeni są we własnej żałobie i nie mają dla chłopca czasu. Osamotnione dziecko znajduje własny sposób na wyjście z traumy. Ucieka w magiczny świat literatury i sztuki, dzięki któremu próbuje zrozumieć i uporządkować swoje uczucia. Wierzy, że znajdzie sposób na to by pomóc nie tylko sobie, ale również najbliższym.   Zacka poznajemy w dniu kiedy zawalił mu się świat. Jedna z moich amerykańskich przyjaciółek namówiła mnie, żebym koniecznie posłuchała początku książki w formie audiobooka. Tak też zrobiłam. I momentalnie zalałam się łzami. Nawet jak już przerzuciłam się na wersję papierową, w głowie cały czas dźwięczał mi głos narratora, młodziutkiego Kivlighana, znanego z dubbingów telewizyjnych. Jego głos jest tak nasiąknięty emocjami, że jak opowiada o strzelaninie, zamknięciu w szafie, ścisku, ciasnocie, pocie i strachu tak miałam wrażenie, że jestem jednym z uczestników tej masakry. Muszę oddać autorce, że to dzięki jej narracji było to możliwe. Jest ona tak obrazowa, tak przepełniona uczuciami, że czytelnik momentalnie utożsamia się z bohaterami, z brzucha wyrasta mu mentalna pępowina, która swoimi mackami wczepia się w karty książki. Od tej pory czujemy to co Zack, myślimy tak jak Zack, wraz z nim cierpimy i wkraczamy do tunelu, na którego końcu widać światełko nadziei.   Wybranie na narratora powieści 6-letniego chłopca, było zabiegiem ciekawym i dość niecodziennym. Choć zdarzyło mi się przeczytać sporo powieści o strzelaninach w placówkach dydaktycznych, tak ta jest pierwszą opowiedzianą z perspektywy dziecka. Dorośli często wychodzą z założenia, że tragiczne wydarzenia, których uczestnikami są małe dzieci mają mały wpływ na ich rozwój, zostaną szybko zapomniane gdyż małoletni nie do końca rozumieją ich znaczenie i konsekwencje. Nie zdają sobie sprawy, że to w tym wieku kształtuje się nasza osobowość, i traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa będę miały wpływ na całe dalsze życie. Dla kogoś kto przeżył tragedię najważniejsza jest pomoc psychologiczna i wsparcie ze strony rodziny. Dziecko musi poczuć się jak w kokonie, pęcherzu płodowym, musi odbudować w sobie poczucie bezpieczeństwa, które zostało zniszczone. O Zacku wszyscy zapomnieli. Pogrążyli się we własnej żałobie, próbowali znaleźć sposób na życie w tych zupełnie nowych okolicznościach. Płakali nad utratą dziecka, walczyli z rodziną mordercy, szukali winnych, podsycali w sobie nienawiść. A gdzieś w tym wszystkim był Zack, który walczył o chwilkę uwagi, której się nie doczekał. Wzruszyła mnie scena, w której babcia chłopca, kupiła banany, uwielbiane przez zabitego brata Zacka. On jedyny je jadł. Owoce wylądowały w koszu na śmieci. Płakałam. Nie rozumiałam jak można w ten sposób traktować własne dziecko. Jedyne co słyszał to : później, nie teraz, nie przeszkadzaj, odejdź. Był przestawiany z kąta w kąt, traktowany przedmiotowo, wykluczony i skazany na cierpienie w samotności. Rodzina się rozpadła, każdy znalazł własną drogę prowadzącą do wyleczenia.   Autorka w przerażający, realistyczny sposób maluje obraz "po tragedii". Jej proza jest pełna życia, uczuć, namiętności i bólu. Opisuje nie historię jednej rodziny, lecz całej społeczności borykającej się ze stratą najbliższych. Ludzie, którzy do tej pory żyli w przyjaźni, zaczynają się od siebie oddalać, stają się nieufni, zamykają drzwi. Świat po masakrze traci barwy, na ziemię spada deszcz smutku. W rodzinie Zacka zamiast miłości pojawia się złość, krzyk, płacz i desperacja. Rodzice nie potrafią ze sobą rozmawiać. Jedynym spokojnym miejscem okazuje się szafa w pokoju brata. Szafa pełna książek, które stają się dla chłopca odskocznią. To właśnie one są inspiracją do wyrażenia siebie za pomocą kolorów, namalowania mapy uczuć gdzie czarny oznacza złość, zielony szaleństwo, żółty szczęście a czerwony zażenowanie. Zack był wyjątkowym, emocjonalnym i inteligentnym dzieckiem. Zachowywał się dorośle. Czasem nie mogłam uwierzyć, że miał dopiero 6 lat. Wydaje mi się, że to właśnie on rozpoczął proces godzenia się z nową rzeczywistością, to dzięki niemu możliwe było podjęcie próby "wyzdrowienia". Książkę tę powinni przeczytać wszyscy rodzice nawet Ci, którzy wiodą na pozór beztroskie i szczęśliwe życie. Autorka na przykładzie małego, niewinnego chłopca pokazuje, jaki wpływ na dziecko mają bezustanne kłótnie rodziców, warczenie na siebie, brak kontaktu fizycznego czy nawet zwykła obojętność. Powinniśmy otworzyć oczy i spojrzeć w dół na tych, których głosik jest najczęściej niesłyszalny. Mama i tata to dwie najważniejsze osoby w życiu dziecka. Symbolizują ciepło, bezpieczeństwo i harmonię. Nie odbierajmy tego dzieciom, nie bądźmy samolubni nawet w obliczu największych tragedii bo w końcu mamy dla kogo żyć.   Nie jest prawdą, że dzieci są "odporne". To, że wspomnienia wyblakną a czas wyleczy większość ran, nie oznacza  że echo wydarzeń z przeszłości nie będzie się odbijać w dorosłym życiu. Pamiętajmy, że dzieci się od nas uczą wzorców zachowań. Odpychając swoje pociechy, żałując im uwagi i miłości, wychowujecie nieczułego robota. Nie każdy jest jak Zack, który okazał się najbardziej odważny i dorosły ze wszystkich. Był jedynym bohaterem tej książki, postacią o której nie zapomnę do końca życia. I wierzcie mi w dzisiejszych czasach takich bohaterów jest wielu, skąd wiecie czy nie kryją się w waszych szafach?   Po każdej nowej strzelaninie politycy w telewizji zapewniają, że myślą o rodzinach ofiar, są z nimi i służą pomocą. Zamiast tych pustych słów powinni wziąć do ręki tę powieść, przeczytać, przemyśleć i wyciągnąć wnioski. Może warto zmienić prawo o swobodnym dostępie do broni palnej? Jak długo jeszcze będziemy czekać, aż strzały będą na porządku dziennym? Aż zamiast szkolnych mundurków nasze dzieci będą nosi kamizelki kuloodporne? "Kolor samotności" to piękna książka. Dobrze napisany, wzruszający i skłaniający do myślenia debiut literacki. Powieść wobec której nie można pozostać obojętnym. Zdecydowanie pierwsza dziesiątka 2018. Polecam.

 

 

"Bezwład"  Louise Boije af Gennäs

"Bezwład" Louise Boije af Gennäs

 "Bezwład" to jedna z tych książek, których nie warto zaczynać bez znajomości pierwszego. Oczywiście można to zrobić, jednak jest tu tak dużo odniesień do wydarzeń i postaci z przeszłości, że czytelnik bardzo szybko się pogubi i wpadnie w desperację, co poskutkuje rzuceniem książki w kąt. Jeśli jednak zaczniecie od "Krwawego kwiatu" to obiecuję wam, że się nie rozczarujecie. Pierwszy tom trylogii był niesamowity, a kolejny jeszcze lepszy, jeszcze mroczniejszy i jeszcze bardziej przerażający. Po raz kolejny Louise Boije af Gennäs porwała mnie swoją ekscytującą i niesamowicie fascynującą historią i już się nie mogę doczekać, aż sięgnę po finałowy tom, który (na całe szczęście) ma premierę już w styczniu. 


Sarę wciąż nawiedzają koszmary. Zdecydowała się zostać w Sztokholmie mimo tego, że jesień w tym mieście przepełniona była dziwnymi i traumatycznymi wydarzeniami. Teraz musi być czujna bardziej,niż kiedykolwiek.Wciąż jednak prześladuje ją uczucie, że nikomu nie może zaufać. Dręczą ją pytania, na które nie potrafi znaleźć odpowiedzi. Coraz więcej osób z jej otoczenia ginie. Sara musi rozwikłać zagadkę, zanim oprawcy dotrą do jej rodziny.


Ci, którzy czytali pierwszy tom wiedzą, że Sara nie miała łatwego życia, a ostatnie miesiące były wręcz traumatyczne i odcisnęły na kobiecie piętno, o którym nigdy nie zapomni. Jednak jak przystało na twardą i doświadczoną bohaterkę, tak i ona próbuje krok po kroku odzyskać swoje życie, bezpieczeństwo i wolność.
Dostaje pracę jako konsultant w branży finansowej i po prostu próbuje "iść dalej" i zapomnieć.  Wkrótce jednak w jej otoczeniu znów zaczynają się dziać dziwne rzeczy i Sara wreszcie zauważa, że ​​nie może nikomu ufać, a ja jako czytelniczka czuję dokładnie to samo. Wątpię we wszystkich i bardzo mnie to denerwuje.Raczej przyzwyczajona jestem do innego sortu bohaterów. Tutaj nie wiesz z której strony nastąpi cios i jak mocny będzie. Tak naprawdę nasza bohaterka pozostawiona jest samej sobie a ratunek raczej nie nadejdzie niczym deus ex machina. "Bezwład" to połączenie thrillera psychologicznego z kryminałem społeczno-ekonomicznym (nie bez powodu w wolnym tłumaczeniu tytuł całej serii to Ruch Oporu), w którym życie naszych bohaterów postawione zostaje do góry nogami, co tworzy niezwykle niespokojny nastrój. Temat obraca się wokół korupcji, ekonomii i moralności, a aspekt feministyczny jest bardziej widoczny niż w pierwszej części. Sara nadal próbuje się dowiedzieć kto stoi za morderstwem jej ojca, i nieświadomie naraża siebie oraz całą swoją rodzinę na psychiczny terror.  "Bezwład" jak samodzielna powieść wypada słabo, ponieważ nie daje odpowiedzi na żadne pytania. Praktycznie nic nie zostaje tutaj rozwiązane. Jednak jako część serii jest to ekscytująca lektura, która trzyma w napięciu do samego końca i można mieć tylko nadzieję, że wszystkie wątki zostaną ze sobą powiązane w ostatniej części trylogii.

Podobnie jak w „Krwawym kwiecie”, historia Sary przeplatana jest fragmentami artykułów dotyczących szwedzkich skandali i nierozwiązanych przestępstw.  Jest to niesamowicie fascynujące i interesujące! Niektóre z tych wydarzeń pamiętam z relacji prasowych i uważam, że wplecenie ich w fabułę książki było ciekawym posunięciem .To po raz kolejny udowadnia nam, że ​​rzeczywistość zawsze przewyższy fikcję literacką! Książka jest także refleksją nad współczesnością, wspomniane są tutaj takie wydarzenia,jak skandal w Akademii Szwedzkiej ( Jean-Claude-a Arnault, męża byłej członkini komitetu noblowskiego Katariny Frostenson, oskarżyło o molestowanie 18 kobiet,w tym księżna Wiktoria), co nadaje jej niemal dokumentalny charakter. To, że jest dobrze napisana i ma wysokie tempo, tylko sprawia, że ​​podoba mi się to jeszcze bardziej.
 W książkach
Louise Boije af Gennäs podoba mi się to, że występuje w nich ciekawa mieszanka młodych postaci  z prawdziwymi wydarzeniami z przeszłości, które pamiętają nawet starsi czytelnicy, w ten sposób książka trafia do szerokiej publiczności. Myślę, że podobnie jak saga Larrssona , i ta trylogia świetnie nadawałaby się do ekranizacji. Autorka pisała o takich wydarzeniach jak : afera Akilov i Drottninggatan, Boston Consulting Group i Nya Karolinska Sjukhuset, śmierć Avicii i wielu, wielu innych. Momentami było to jak czytanie gazety, a to jako dziennikarka bardzo lubię. 

Związek pomiędzy rzeczywistością a fikcją literacką jest w tej książce bardzo przekonujący, a teorie spiskowe sypią się gęsto.  Jednak to Sara pozostaje ciągle w centrum uwagi. Tempo i mroczna atmosfera wzrastają ze strony na stronę, a rezultatem jest thriller, który niemal zapiera dech w piersiach czytelnika. Autorka nie marnuje tutaj czasu , wydarzenia następują po sobie jedno po drugim i ani Sara, ani ja nie mamy chwili wytchnienia. Jest to niezaprzeczalnie skuteczna metody, jeśli chcemy napisać dobry i trzymający w napięciu thriller. Książka zawiera także sceny, w których ujawniają się lęki i słabości Sary, co stanowi dobrą przeciwwagę dla jej upartej postawy. W styczniu 2021 ukaże się ostatnia książka serii na którą czekam z niecierpliwością i zastanawiam się jak skońćzy się walka Sary z tak trudnym przeciwnikiem.

Louise Boije af Gennäs jest doświadczoną autorką (z zawodu dziennikarką)i wie, jak budować napięcie. Pisze płynnie i łatwo, łącząc się z rzeczywistością, co sprawia, że ​​czytelnik z łatwością odnajduje się w toku wydarzeń. Autorka już jest uznawana za  jedną z najbardziej zaangażowanych i utalentowanych pisarek współczesnych, nawet jeśli sama historia , przedstawiona w trylogii, wydaje się czasami trochę… na wyrost.  Louise Boije af Gennäs przedstawia walkę młodej kobiety z istniejącą maszynerią władzy. To stresująca gra rzeczywistości i fikcji, w której nic nie jest takie, jakim się wydaje, i gdzie prawda może wszystko zmienić.

Tytuł : "Bezwład"

Autor : Louise Boije af Gennäs 

Wydawnictwo : Mova

Data wydania : 14 październik 2020

Liczba stron : 512

Tytuł oryginału : Skendöda 

 

Ten oraz wiele innych thrillerów znajdziecie na półce księgarni internetowej :
https://www.taniaksiazka.pl/
 

 

 

"Milcząca żona" Karin Slaughter

"Milcząca żona" Karin Slaughter

 Pani i Panowie, miłośnicy książek Karin Slaughter, mam dla was dobrą wiadomość. Zapewne pamiętacie Jeffreya Tollivera, byłego męża Say, który zastał zamordowany kilka tomów temu? Tak, chodzi o tego ambitnego szefa policji, po którym wypłakałam morze łez. Otóż autorka postanowiła go wskrzesić. Oczywiście nie jako zombie. W najnowszej książce Will Trent, jego partnerka Faith Mitchell i Sara zostają wezwani do więzienia, które jest miejscem gdzie popełnione zostało przestępstwo. W wyniku prowadzonego przez nich śledztwa , na wierz wychodzą nowe dowody w sprawach prowadzonych przez Tollivera. Dokładnie chodzi o morderstwa młodych kobiet w Grant Tech. Na nieszczęście dla Willa, Faith i Sary, jedynym funkcjonariuszem, który może rzucić światło na tę sytuację, jest bardzo ciężarna Lena Adams, obecnie detektyw z policji w Macon.Robi się ciekawie? Pewnie dla tych którzy nie czytali poprzednich tomów cyklu nie bardzo, ale nie martwcie się "Milczącą żonę" możecie przeczytać jako samodzielny thriller, gdyż autorka zadbała o to, by nikt nie poczuł się zagubiony. I to się nazywa mieć talent. 


Prowadząc śledztwo w sprawie zabójstwa, do jakiego doszło podczas zamieszek w więzieniu stanowym, śledczy Will Trent otrzymuje niepokojącą informację. Jeden z osadzonych twierdzi, że nie jest winny brutalnego przestępstwa, o które go oskarżono. Uważa, że został wrobiony przez skorumpowanych przedstawicieli organów ścigania, a rzeczywisty sprawca – seryjny zabójca kobiet – nadal jest na wolności. Osadzony stawia warunek: jeśli Will wznowi śledztwo w jego sprawie, on dostarczy GBI informacji koniecznej do rozwikłania sprawy zabójstwa w więzieniu.


Jest to chyba pierwsza książka autorki, posiadająca dwie linie fabularne, jedną dziejącą się w przeszłości i drugą "tu i teraz". Ponieważ mamy do czynienia z bardzo dużą ilością wydarzeń, bohaterów i informacji, możecie się domyślić że będzie naprawdę gorąco i ekscytująco. Slaughter ani przez chwilę nie spuściła pary z gwizdka. Całość jest wstrząsająca, ekscytująca, przerażająca, a czasem niezwykle gwałtowna. Karin Slaughter wie, jak przestraszyć dziewczynę ( i chłopaków pewnie też). Chociaż dość wcześnie domyśliłam się, kto i dlaczego, to w żaden sposób nie umniejszyło mojej radości.No i jest jeszcze Jeffrey ( z góry przepraszam, że to właśnie jego postać będzie dominowała w tej recenzji). Ogromna część mnie uwielbiała  Jeffreya, po prostu nie mogło być inaczej. Ma moje serce i zawsze będzie, dlatego też najnowsza powieść Karin Slaughter rozdarła mnie na pół.  Bardzo lubię Willa Trenta. Naprawdę bardzo. Uwielbiam jego partnerstwo z Faith i histerycznie śmiałam się z ich wybryków w tej powieści. Lubię też Willa i Sarę, chociaż osobiście uważam, że nie jest dla niego wystarczająco dobra. (Przepraszam). Jedna to Jeffreya Tollivera kocham miłością absolutną. Tak, jestem jedną z tych kobiet. Kiedy umarł, moje serce zostało wyrwane z klatki piersiowej. Do dziś tkwię w żałobie. Kiedy zacząłam czytać tę książkę i zdałam sobie sprawę, że Karin Slaughter wskrzesiła przeszłość.. żołądek wywrócił mi się do góry nogami i poczułam się chora. Skończyłam tę powieść dwa dni temu i nadal nie mogę dojść do siebie.To zasługa autorki, że była w stanie wyciągnąć ze mnie wszystkie te emocje.

„Milcząca żona” to urzekający, intensywny, tajemniczy thriller,po  który fani Karin Slaughter muszą koniecznie sięgnąć. Osobiście sugeruję przeczytanie wszystkich powieści cyklu Will Trent i jego poprzednika, Hrabstwa Grant , abyście mogli w pełni doświadczyć postaci i surowych emocji, które serwuje nam autorka. Tym razem fabuła powieści toczy się wokół tragicznego wydarzenia jakim jest gwałt na kobiecie oraz traumy , z którą musi żyć ocalała ofiara przemocy fizycznej.  Nie  da się ukryć iż Karen Slaughter jest mistrzynią obrazowości, i to właśnie jej opisy sprawiają, że atmosfera jest mroczna, zła i gęsta niczym mgła na mokradłach. Autorka nie waha się przedstawiać nagiej przemocy
(nigdy więcej nie spojrzę na młotek w ten sam sposób), procedur medycznych i krzywdy kobiet.I używa do tego dobitnych , często nawet wulgarnych słów. Jednak powieść ta to nie tylko krwawe opisy. To również emocjonalna podróż oparta na dialogach, w której biorą udział postacie, które większość z was zapewne zna. Jest to chyba jedyna książka, w której praktycznie wszyscy bohaterowie pojawili się w poprzednich tomach i należą do organów ścigania (w bezpośredni lub pośredni sposób). Za wyjątkiem ofiar oczywiście. Zapewne więc się zdziwicie jak powiem, że podstawowym tonem tego dialogu pomiędzy postaciami jest ...miłość.  Miłość, jaką Sara i Will darzą siebie nawzajem jest mocna a droga, którą przebyła nasza bohaterka (od Jeffreya do Willa) była wypełniona zarówno smutkiem, jak i radością.

 

Tak jak Will Trent i Tolliver zasługują na miłość, tak Karin Slaughter zasługuje na jeszcze więcej miłości za napisanie tej książki! "Milcząca żona" to dobrze przemyślana, perfekcyjnie opracowana i wciągająca powieść, w której zderzyła się przeszłość z teraźniejszością po to, by sprawy stały się bardziej porywające, bardziej niebezpieczne i mroczniejsze! Czyli dokładnie tak jak lubię! Na wypadek, gdybym nie wyraziła się jasno - ta książka była NIESAMOWITA!
Jeśli jesteś nowy w świecie Karin Slaughter, zdecydowanie sugerowałabym rozpoczęcie od samego początku serii  ,dzięki temu emocjonalny cios będzie jeszcze bardziej satysfakcjonujący. Pod koniec tego tomu miałam łzy w oczach. Pozostawię czytelnikowi ustalenie, czy były to łzy radości czy smutku.

 

 

Tytuł : "Milcząca żona"

Autor : Karin Slaughter 

Wydawnictwo : HarperCollins Polska

Data wydania : 14 października 2020

Liczba stron : 528

Tytuł oryginału : The silent wife




Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 

Z jednego z przeczytanych jakiś czas temu artykułów dowiedziałam się, że strzelaniny w szkołach to w USA norma. Średnio raz w tygodniu ktoś otwiera ogień. 14 lutego tego roku, w Parkland na Florydzie, uzbrojony nastolatek wtargnął na teren szkoły, z której jakiś czas wcześniej został wydalony z powodów dyscyplinarnych. Zginęło 17 osób a 14 zostało rannych. W 2012 roku, w Newtown, 20-letni Adam Lanza po zastrzeleniu swojej matki, pojechał do pobliskiej szkoły, gdzie zastrzelił 26 osób,  większość to dzieci w wieku 6-7 lat. Historia zna wiele takich tragedii a z roku na rok jest ich coraz więcej. Czytamy o nich w gazetach, oglądamy w telewizji, jednak rzadko kiedy zdarza nam się przeczytać coś z punktu widzenia ofiar, szczególnie tych nieletnich. "Kolor samotności" opowiada fikcyjną historię 6-letniego Zacka, któremu udało się przeżyć strzelaninę w szkole. Jednak czy udało mu się przetrwać lata bólu i samotności, które po niej nastąpiły?   Pewnego dnia, tuż przed lekcją matematyki, do szkoły Zacka wpada uzbrojony mężczyzna i zaczyna się strzelanina. Chłopiec wraz z nauczycielem i innymi dziećmi chowa się w szafie. Zabitych zostaje 19 osób, w tym brat Zacka, Andy. Chłopiec nie może zapomnieć o tym wydarzenia. W myślach powracają do niego dźwięki i obrazy, które przywołują traumatyczne wspomnienia. Nie znajduje oparcia ani w przyjaciołach ani w rodzinie. Wszyscy oni pogrążeni są we własnej żałobie i nie mają dla chłopca czasu. Osamotnione dziecko znajduje własny sposób na wyjście z traumy. Ucieka w magiczny świat literatury i sztuki, dzięki któremu próbuje zrozumieć i uporządkować swoje uczucia. Wierzy, że znajdzie sposób na to by pomóc nie tylko sobie, ale również najbliższym.   Zacka poznajemy w dniu kiedy zawalił mu się świat. Jedna z moich amerykańskich przyjaciółek namówiła mnie, żebym koniecznie posłuchała początku książki w formie audiobooka. Tak też zrobiłam. I momentalnie zalałam się łzami. Nawet jak już przerzuciłam się na wersję papierową, w głowie cały czas dźwięczał mi głos narratora, młodziutkiego Kivlighana, znanego z dubbingów telewizyjnych. Jego głos jest tak nasiąknięty emocjami, że jak opowiada o strzelaninie, zamknięciu w szafie, ścisku, ciasnocie, pocie i strachu tak miałam wrażenie, że jestem jednym z uczestników tej masakry. Muszę oddać autorce, że to dzięki jej narracji było to możliwe. Jest ona tak obrazowa, tak przepełniona uczuciami, że czytelnik momentalnie utożsamia się z bohaterami, z brzucha wyrasta mu mentalna pępowina, która swoimi mackami wczepia się w karty książki. Od tej pory czujemy to co Zack, myślimy tak jak Zack, wraz z nim cierpimy i wkraczamy do tunelu, na którego końcu widać światełko nadziei.   Wybranie na narratora powieści 6-letniego chłopca, było zabiegiem ciekawym i dość niecodziennym. Choć zdarzyło mi się przeczytać sporo powieści o strzelaninach w placówkach dydaktycznych, tak ta jest pierwszą opowiedzianą z perspektywy dziecka. Dorośli często wychodzą z założenia, że tragiczne wydarzenia, których uczestnikami są małe dzieci mają mały wpływ na ich rozwój, zostaną szybko zapomniane gdyż małoletni nie do końca rozumieją ich znaczenie i konsekwencje. Nie zdają sobie sprawy, że to w tym wieku kształtuje się nasza osobowość, i traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa będę miały wpływ na całe dalsze życie. Dla kogoś kto przeżył tragedię najważniejsza jest pomoc psychologiczna i wsparcie ze strony rodziny. Dziecko musi poczuć się jak w kokonie, pęcherzu płodowym, musi odbudować w sobie poczucie bezpieczeństwa, które zostało zniszczone. O Zacku wszyscy zapomnieli. Pogrążyli się we własnej żałobie, próbowali znaleźć sposób na życie w tych zupełnie nowych okolicznościach. Płakali nad utratą dziecka, walczyli z rodziną mordercy, szukali winnych, podsycali w sobie nienawiść. A gdzieś w tym wszystkim był Zack, który walczył o chwilkę uwagi, której się nie doczekał. Wzruszyła mnie scena, w której babcia chłopca, kupiła banany, uwielbiane przez zabitego brata Zacka. On jedyny je jadł. Owoce wylądowały w koszu na śmieci. Płakałam. Nie rozumiałam jak można w ten sposób traktować własne dziecko. Jedyne co słyszał to : później, nie teraz, nie przeszkadzaj, odejdź. Był przestawiany z kąta w kąt, traktowany przedmiotowo, wykluczony i skazany na cierpienie w samotności. Rodzina się rozpadła, każdy znalazł własną drogę prowadzącą do wyleczenia.   Autorka w przerażający, realistyczny sposób maluje obraz "po tragedii". Jej proza jest pełna życia, uczuć, namiętności i bólu. Opisuje nie historię jednej rodziny, lecz całej społeczności borykającej się ze stratą najbliższych. Ludzie, którzy do tej pory żyli w przyjaźni, zaczynają się od siebie oddalać, stają się nieufni, zamykają drzwi. Świat po masakrze traci barwy, na ziemię spada deszcz smutku. W rodzinie Zacka zamiast miłości pojawia się złość, krzyk, płacz i desperacja. Rodzice nie potrafią ze sobą rozmawiać. Jedynym spokojnym miejscem okazuje się szafa w pokoju brata. Szafa pełna książek, które stają się dla chłopca odskocznią. To właśnie one są inspiracją do wyrażenia siebie za pomocą kolorów, namalowania mapy uczuć gdzie czarny oznacza złość, zielony szaleństwo, żółty szczęście a czerwony zażenowanie. Zack był wyjątkowym, emocjonalnym i inteligentnym dzieckiem. Zachowywał się dorośle. Czasem nie mogłam uwierzyć, że miał dopiero 6 lat. Wydaje mi się, że to właśnie on rozpoczął proces godzenia się z nową rzeczywistością, to dzięki niemu możliwe było podjęcie próby "wyzdrowienia". Książkę tę powinni przeczytać wszyscy rodzice nawet Ci, którzy wiodą na pozór beztroskie i szczęśliwe życie. Autorka na przykładzie małego, niewinnego chłopca pokazuje, jaki wpływ na dziecko mają bezustanne kłótnie rodziców, warczenie na siebie, brak kontaktu fizycznego czy nawet zwykła obojętność. Powinniśmy otworzyć oczy i spojrzeć w dół na tych, których głosik jest najczęściej niesłyszalny. Mama i tata to dwie najważniejsze osoby w życiu dziecka. Symbolizują ciepło, bezpieczeństwo i harmonię. Nie odbierajmy tego dzieciom, nie bądźmy samolubni nawet w obliczu największych tragedii bo w końcu mamy dla kogo żyć.   Nie jest prawdą, że dzieci są "odporne". To, że wspomnienia wyblakną a czas wyleczy większość ran, nie oznacza  że echo wydarzeń z przeszłości nie będzie się odbijać w dorosłym życiu. Pamiętajmy, że dzieci się od nas uczą wzorców zachowań. Odpychając swoje pociechy, żałując im uwagi i miłości, wychowujecie nieczułego robota. Nie każdy jest jak Zack, który okazał się najbardziej odważny i dorosły ze wszystkich. Był jedynym bohaterem tej książki, postacią o której nie zapomnę do końca życia. I wierzcie mi w dzisiejszych czasach takich bohaterów jest wielu, skąd wiecie czy nie kryją się w waszych szafach?   Po każdej nowej strzelaninie politycy w telewizji zapewniają, że myślą o rodzinach ofiar, są z nimi i służą pomocą. Zamiast tych pustych słów powinni wziąć do ręki tę powieść, przeczytać, przemyśleć i wyciągnąć wnioski. Może warto zmienić prawo o swobodnym dostępie do broni palnej? Jak długo jeszcze będziemy czekać, aż strzały będą na porządku dziennym? Aż zamiast szkolnych mundurków nasze dzieci będą nosi kamizelki kuloodporne? "Kolor samotności" to piękna książka. Dobrze napisany, wzruszający i skłaniający do myślenia debiut literacki. Powieść wobec której nie można pozostać obojętnym. Zdecydowanie pierwsza dziesiątka 2018. Polecam.

 

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger