"Droga Jana" Dorota Danielewicz

"Droga Jana" Dorota Danielewicz

Często przeglądając facebooka natrafiam na posty przerażonych lecz jednocześnie zdeterminowanych rodziców, którzy proszą o pomoc finansową dla swoich, często śmiertelnie, chorych dzieci. Za każdym razem jak widzę smutne twarze tych aniołków to kręci mi się łza w oku. Czy zasłużyły sobie te maluszki na to by tak cierpieć? Na to by spędzić dzieciństwo w szpitalach, na lekach, na operacjach? Dlaczego los sobie z nich zakpił i odebrał możliwość doczekania dorosłości? W takich wypadkach zastanawiam się czy to rzeczywiście Bóg jest odpowiedzialny za to co nas spotka, czy też zwykły przypadek. "Droga Jana" opowiada historię pewnej rodziny, która od kilkudziesięciu lat walczy z chorobą. Jest ona centrum im małego wszechświata, punktem wyjścia dla wszystkich decyzji i stałą niezmienną, która wyznacza rytm życia. Ci, którzy nigdy nie mieli do czynienia ze śmiertelną chorobą, która powoli zabiera ich bliskich, nie mają pojęcia co to znaczy. Dorota Danielewicz przedstawia nam zupełnie inny od naszego świat, świat w którym każdy dzień ma znaczenie i wielką wartość...gdyż może być tym ostatnim. 

Dziś Jan ma 26 lat, a jego mama Dorota opisuje jego drogę. Wybrukowaną niepewnością w pierwszych latach po ataku galaktosialidozy (niezwykle rzadkie schorzenie przemiany materii – 80 przypadków na świecie). Przeplataną intensywnymi fascynacjami, m.in. grzybami, żółwiami czy Titanikiem. Prostą, a jednak wyboistą. Drogę , którą – chcąc nie chcąc – podążała cała jej rodzina, włącznie z młodszym synem, Aleksandrem.Intymna, szczera i odważna, a zarazem piękna i mądra opowieść matki o synu, który pewnego dnia niczym Oskar Matzerath z Blaszanego bębenka Gűntera Grassa podjął decyzję, że na zawsze zostanie dzieckiem. Recepta na odnalezienie szczęścia i spokoju – nie gdzieś i kiedyś, ale tu i teraz. 

Galaktosialidoza, jest chorobą tak rzadką, że nawet słownik podkreśla ją jako wyraz obcy a wszystkowiedzący Google, podaje nam szczątkowe informacje. Jedynie 80 osób na całym świecie dotkniętych zostało tym niezwykle rzadkim schorzeniem. Od dawien dawna wiadomo na jakiej zasadzie działa medycyna i przemysł farmaceutyczny. W aptekach dostępne są setki rodzajów lekarstwa na raka, cukrzycę czy też inne częste choroby XXI wieku. Ich skuteczność nie została w 100 procentach potwierdzona, jednak tysiące lekarzy, codziennie prowadzi nowe badanie kliniczne, opracowuje nowe formuły i patentuje nowe składy. Ponieważ duży odsetek światowej populacji choruje na nowotwory, rządy poszczególnych państw, organizacje charytatywne oraz sponsorzy, ładują pieniądze w przemysł farmaceutyczny. Natomiast jeśli chodzi o rzadkie choroby genetyczne, sytuacja jest zupełnie odwrotna. Badania kosztują tyle samo, opracowanie odpowiednich leków również wiąże się z ogromnymi nakładami finansowymi, więc jeśli będzie z nich korzystać zaledwie kilkadziesiąt osób, to się po prostu nie opłaca. No bo kto wyda miliony by uratować lub chociażby polepszyć życie tej garstki? Nikt. Niestety jest to smutne ale prawdziwe, a ludzie tacy jak Jan, są zaledwie kroplą w morzu istnień, która została zapomniana przez system. Muszę przyznać iż czytając tę książkę targały mną sprzeczne emocje. Z jednej strony byłam pod wrażeniem empatii i zaangażowania lekarzy, którzy choć bezsilni, starali się pomóc chłopcy, z drugiej jednak strony byłam oburzona na wszechobecną biurokrację, złośliwość systemu społecznego oraz znieczulicę, a czasem nawet głupotę, urzędników i pracowników aparatu państwowego. Moja ciotka od zawsze miała problemy z nerkami. Kilkadziesiąt lat temu doczekała się przeszczepu, jednak w wyniku operacji nastąpiły powikłania. Dziś, choć może samodzielnie chodzić, tak sprawia jej to trudność. Wystąpił u niej częściowy zanik mięśni, który powoduje że porusza nogami niczym osoba częściowo sparaliżowana. Jako posiadaczka pierwszej grupy inwalidzkiej moja ciocia została nominowana do otrzymania mieszkania socjalnego, o wielkości nie przekraczającej 25m2. Mieszkania się znalazło tylko...na piątym piętrze, bez windy. Na nic się zdały tłumaczenia, pokazywanie, listy i płacz. Na dany moment lokalu się nie da zamienić. Miasto uważa, że i tak zrobiło kobiecie łaskę i powinna dziękować a nie narzekać. Podobnie było w przypadku Jana i jego rodziców. Dzień po dniu, Ci zdesperowani i często już zmęczeni ludzie, musieli udowadniać że dwa plus dwa to nadal cztery. Do urzędników nie docierało to, w jakim stanie znajduje się chłopiec, ciągle żądali nowych diagnoz, nowych potwierdzeń i tony dokumentacji. Okazuje się, że najbardziej zacięta walka z chorobą wcale nie toczy się na salach operacyjnych lecz przy okienkach urzędów publicznych. Zawsze myślałam, że to tylko w Polsce dochodzi do takich kuriozalnych przypadków, jednak jak widać również nasi sąsiedzi zza zachodniej granicy rozbudowali sobie samonapędzającego się, biurokratycznego potwora, który zamiast logiką kieruje się zaprogramowanymi wytycznymi.

"Droga Jana" to książka o chłopcu, który nie miał szczęścia w loterii genetycznej. Ostatnio słyszałam historię dziewczyny, która po latach starań w końcu zaszła w ciążę. Ponieważ już była po trzydziestce lekarze skierowali ją na dodatkowe badania mające na celu wykluczenie wad i chorób genetycznych. Na samym początku wszystko było idealnie. Testy wychodziły pozytywnie, ciąża rozwijała się prawidłowo. Dopiero w 31 tygodniu, na rutynowym USG dziecka, okazało się że malutka cierpi na jedną z rzadkich chorób nerek, która jest typowa dla dzieci z Zespołem Downa. Kolejne badania markerów genetycznych odpowiednich dla tego zespołu potwierdziły diagnozę. Młoda matka była zrozpaczona...przez wiele tygodni oczekiwała zdrowego dziecka, a rzeczywistość się z niej zaśmiała. Podobnie było w przypadku Jana. Kiedy chłopiec się urodził nikt nie podejrzewał, że cierpi na niezwykle rzadką i nieuleczalną chorobę. Do czwartego roku życia rozwijał się jak normalne dziecko w jego wieku. Biegał, uczył się, śmiał, bawił z rówieśnikami i był ciekawy świata. Potem rozpoczął się fizyczny i umysłowy regres. Mięśnie zaczęły odmawiać posłuszeństwa i zapomniały do czego zostały stworzone, Jan zapominał słowa, aż w końcu przestał mówić. Wraz z biegiem lat zaczęła również zanikać komunikacja pozawerbalna. Dziś Jan ma 26 lat. Nadal żyje, jednak już nie chodzi i nie mówi. Czytając tę książkę zastanawiałam się czy droga Jana już się skończyła? Czy doszedł do momentu w którym jego życie zatoczyło pełne koło? Urodził się niczego nieświadomy i do tego stanu powrócił? Jest niczym duży noworodek, o którego trzeba się troszczyć, zatoczył pełny cykl życia i teraz pozostało jedynie postawić nad nim kropkę. Oczywiście, mi jako osobie postronnej bardzo łatwo jest o tym opowiadać. To nie ja towarzyszyłam Janowi w jego drodze, nie ja patrzyłam jak mężczyzna znika, jak z dnia na dzień coraz bardziej traci siebie. Nie ja musiałam go przewijać, podcierać, układać do snu, karmić i znosić złe humory. Ja jedynie o nim czytałam, polubiłam, współczułam i stałam się postronnym obserwatorem tej wędrówki. 

Wiecie co? Historia Jana, to tak naprawdę historia jego mamy, niezwykle silnej, zdesperowanej i cierpliwej kobiety, która poświęciła swoje życie dla dobra swojego syna. Muszę przyznać, że swoją postawą może stanowić wzór do naśladowania dla innych . Mając chore dziecko często możemy się załamać, wpaść w depresję, może to nas przytłoczyć i odebrać chęci do życia. Pani Dorota, choć niejednokrotnie płakała w poduszkę, to nigdy się nie poddała. Starała się wieść jak najbardziej normalne życie w nienormalnym, pełnym cierpienia świecie, byle tylko zrekompensować Janowi sytuację w jakiej postawił go los. Choć w swojej książce wspominała również o innych członkach rodziny, oraz o przyjaciołach, to tak naprawdę ona jest motorem, który to wszystko nakręca. 
"Droga Jana" to książka niezwykle smutna i wzruszająca, jednak znajdują się tutaj fragmenty które śmieszą i dają nadzieję. Okazuje się, że życie z nieuleczalnie chorą osobą nie musi być drogą przez mękę, są dni lepsze i gorsze, momenty pełne miłości i takie które błagają o wybaczenie, jednak warto to życie przeżyć tak by niczego nie żałować. 

"Droga Jana" to książka która musiała zostać napisana. Myślę, że gdyby autorka nie wyrzuciła z siebie swoich lęków i frustracji, miłości oraz wielu sprzecznych uczuć, to po prostu by wybuchła. Historia ta wręcz kipi od emocji. Nie mamy tu tylko i wyłącznie opisów dnia codziennego i walki z chorobą. Pani Danielewicz opowiada o swoich uczuciach, o tym jak ona sama reagowała na zmiany zachodzące w jej dziecko, jak powoli godziła się z sytuacją. Autorka nie zapomina o swoim drugim synu, Alexandrze, który głęboko przeżywa chorobą swojego brata i przez kilkanaście lat żył w jego cieniu, jako ten drugi. Teraz, już po skończonej lekturze, czuję ciężar na sercu. Myślę o tych wszystkich ludziach, którzy dzień w dzień walczą z przeciwnościami losu, modlą się do Boga o lepsze jutro. Pragnę by każdy z nich odnalazł w sobie nadzieję i siły, by się nie poddali. Niech Pani Dorota służy im za przykład gdyż jest prawdziwą wojowniczką. 


Tytuł : "Droga Jana"
Autor : Dorota Danielewicz
Wydawnictwo : Literackie
Data wydania : 22 stycznia 2019

 
 
 
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :  




          
"Chmura" Claudia Pietschmann

"Chmura" Claudia Pietschmann

Jakiś czas temu moja mama zadzwoniła do mnie i powiedziała, że przeczytała jedną z wysłanych do mnie książek, nowość wydawnictwa Media Rodzina o tytule "Chmura". "Mamo, ale przecież Ty nie czytasz fantastyki"..."No niby tak, ale o tym że to science fiction to dowiedziałam się gdzieś w połowie książki" .. "No tak mamo, ale młodzieżówek też nie czytasz..." "Jak to nie? Przecież mam dwie dorastające wnuczki, trzeba trzymać rękę na pulsie, ale nie martw się książka była rewelacyjna...i wcale nie tak bardzo oderwana od rzeczywistości". Wierzcie mi jak moja rodzicielka coś poleca, to musi to być naprawdę dobre. Więc za jej radą nieco "przyśpieszyłam" "Chmurę" w kolejce i teraz siedzę szczęśliwa i nasycona naprawdę dobrą lekturą. 2019 rok skończył się dla mnie rewelacyjnie i widzę, że ta dobra passa nadal trwa. Książka Claudii Pietschmann jest rewelacyjnym debiutem literacki, wielowątkową i współczesną powieścią o świecie, miłości, dojrzewaniu i rodzicielstwie. I wierzcie mi, nawet Ci którzy nie przepadają za tym gatunkiem, będą zachwyceni. 

Paraliżująco realistyczny, porywający thriller dla młodzieży. Emma chyba się zakochała. Nikt nie rozumie jej tak dobrze jak poznany online Paul. Choć jeszcze nigdy nie spotkali się w realu, w sieci dzielą się najskrytszymi tajemnicami. Chłopak ma dla dziewczyny mnóstwo niespodzianek, które jest w stanie urzeczywistnić jednym kliknięciem. Problem w tym, że każda najmniejsza przysługa zaczyna niebezpiecznie przypominać osaczanie dziewczyny... Czy dla Paula Emma jest jedynym oknem na świat? Dlaczego chłopak nie chce się z nią spotkać? Co przed nią ukrywa? 

Emma jest typową, angielską nastolatką. Ma swoje zainteresowania, szkołę, grupkę przyjaciół i rodzinę, w której nie wszystko do końca się układa...i niby to jest takie typowe? Otóż tak, pamiętajcie, że żyjemy w czasach gdzie prawie połowa małżeństw się rozchodzi a jeszcze więcej przeżywa różnego rodzaju kryzysy i wojny. Można więc powiedzieć, iż separacja rodziców Emmy nie była niczym nadzwyczajnym. Jednak w życiu tej rodziny doszło do tragedii, które nie zdarzają się codziennie. Młodszy brat dziewczyny, zostawiony bez opieki, skoczył z dachu domu w którym mieszkali i się zabił. To właśnie to wydarzenie sprawiło, że więzi rodzinne zaczęły słabnąć. Kiedy pan domu spakował walizki, zaczęło się to czego doświadczają miliony dzieci na świecie...przeciąganie liny na swoją stronę. Ci, których rodzice się rozwiedli doskonale wiedzą o kim mówię. Dorośli by ich pociecha nie czuła się poszkodowana przez sytuację w jakiej postawili ją najbliżsi, zaczynają ją przekupować. Kupują nowe ubrania, zabawki, bilety na koncert, pozwalają na rzeczy na które nie zgodzili by się nigdy wcześniej. Nawet jeśli są to sprawy niebezpieczne, nieracjonalne i zupełnie nieodpowiednie do wieku dziecka. Książka ta rozpoczyna się od zaproszenia, które dostała Emma na imprezę urodzinową koleżanki z pracy. Rodzice , jeszcze wtedy razem, kategorycznie zakazują jej wyjścia. Było to dla mnie zupełnie niezrozumiałe (był to najgorzej rozegrany fragment książki), szczególnie że kilka dni później dziewczyna może jechać ze swoim kolegą kilkaset kilometrów na północ, do Szkocji, by odwiedzić jego babcię, gdzie sens i logika ? Nie ma...Może autorce chodziło o to by przedstawić jak bezsensowne i oderwane od rzeczywistości potrafi być decyzje dorosłych, którzy sami nie potrafią sobie poradzić z własnym życie. Rodzice Emmy zdecydowanie nie są wzorem do naśladowania, dlatego cieszę się iż stanowili zaledwie tło dla całej powieści. Nasza główna bohaterka to zdecydowanie co innego, jest klasą samą w sobie, jedna z najlepiej odmalowanych i stworzonych postaci literatury młodzieżowej. Jest w kimś w kogo mogę uwierzyć, wiarygodną narratorką. Emma jest nastolatką i to widać, żaden z czytelników nigdy by nie pomyślał, że mogłaby mieć więcej niż kilkanaście lat. Zachowuje się jak małolata, mówi jak małolata i jest podatna na wpływy. My dorośli, patrzymy na to co nas spotyka z perspektywy czasu i doświadczenia, młodzi nie mają tego bagażu doświadczeń więc są zdecydowanie bardziej porywczy i nieostrożni. Dlatego też nie dziwi fakt, że nasza bohaterka zakochała się praktycznie od "pierwszego kliknięcia". P:o dosłownie kilkunastu wymienionych zdaniach, zapragnęła jechać do Szkocji, poznać swojego interlokutora. Pewnie powiecie, że co w tym dziwnego, w dzisiejszych czasach większość związków zaczyna się przez internet. I będę musiała się z wami zgodzić, sama w końcu poznałam mojego partnera w sieci. Jednak miłość dorosłych nie jest w formie instant. Większość z nas nie wsiądzie w pierwszy autobus i nie pojedzie w nieznane, by spotkać kogoś z kim rozmawiało pięć razy na czacie. Nastolatki jednak tak robią i dziękuję autorce, że zwróciła na to uwagę. W mojej pracy zatrudnionych jest parę młodziutkich dziewczyn i czasem obserwuję to jak się zachowują w mediach społecznościowych. Większość ich życia rozgrywa się właśnie w wirtualu. Dlatego to co zrobiła Emma mnie nie dziwi , tylko przeraża, bo wiem że za kilka lat to samo może spotkać moją córkę. Młodość się rządzi swoimi prawami, nastolatkowie często ulegają chwilowym fascynacjom i nic nie jest w stanie ich powstrzymać... czasem ta frywolność może doprowadzić do tragedii, co udowodniła nam "Chmura".

Większa część akcji rozgrywa się w dość szczególnym domu. Zapewne dobrze wiecie, że w ostatnich latach postęp technologiczny przyśpieszył. Na rynku co parę miesięcy pojawiają się rzeczy o których istnieniu do tej pory nawet nie marzyliśmy. Wczoraj był u mnie w domu sprzedawca prądu, który oświecił mnie w kwestii inteligentnych żarówek, które mogę wyłączyć za pomocą telefonu... z ciekawości zerknęłam na ebay i okazało się, że takie cuda mogę kupić za grosze, co znaczy że wcale nie jest to najnowsza technologia. U Pietschmann mamy do czynienia ze smart domem, budynkiem który zna preferencje swoich mieszkańców, dba o ich bezpieczeństwo, spokój i szczęście. Światła same się zapalają, ogrzewanie włącza jak tylko spadnie poniżej danego poziomu, rolety opadają jak domownicy idą spać i wszyscy żyją "happy, ever, after". Myślicie, że to jest niemożliwe? Otóż proszę państwa, na naszym rynku już od ponad dziesięciu lat dostępne są inteligentne, samowystarczalne domy. Jeszcze chwila a zamienią się w fortece nie do zdobycia i tylko czekać na to, aż same zaczną nas pożerać. Muszę przyznać iż autorka nieco mnie przestraszyła...nie wiem czy po przeczytaniu tej książki będę miała kiedykolwiek ochotę na zamieszkanie w budynku, który sam się sobą zajmuje. Zresztą mam w pamięci film "Terminator" gdzie wszystko się zaczęło właśnie od tego, że daliśmy pole do popisu dla maszyn i one nie omieszkały tego wykorzystać. Oczywiście w tej książce nie mamy do czynienia z krwiożerczym domem, który próbuje zabić swoich mieszkańców, jednak pełni on ważna i wielce symboliczną rolę. 
Czyli co ? Jak zwykle za wszystko zło tego świata odpowiada czynnik ludzki ? Tutaj sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana... bo tak naprawdę do końca nie wiadomo. Nie chcę zdradzać wam za dużo szczegółów tylko powiem, że będzie się działo. Będzie intensywnie, przerażająco, zaskakująco i ...dziwnie. Najgorsze jest to, że wiem iż przeczytałam książkę science fiction, jednak coś mi mówi, że za kilka lub kilkanaście lat to, co dziś jest dla nas nieprawdopodobne , będzie na porządku dziennym...mam wielką nadzieję, że nie doczekam takiej przyszłości. 

"Chmura" totalnie mnie zaskoczyła. Muszę przyznać, że do tej pory nie czytałam tak dziwnej, pokręconej a jednocześnie dającej do myślenia książki dla młodzieży. Oczywiście nie wszystko tutaj jest dopracowane w stu procentach, otoczenie (chociażby szkoła Emmy) to miejsca , które nie zostały praktycznie wykorzystane, podobnie jak gro postronnych bohaterów, jednak całość ma sens, zaskakuje czytelnika i sprawia mu frajdę. Sięgnęłam po tę powieść jak moje dzieci były w szkole. Musiała wysłać partnera by je odebrał gdyż nie byłam w stanie się oderwać. Nie oderwałam się również by zrobić obiad, pozmywać, wykąpać się czy poczytać córkom na dobranoc. Ta książka naprawdę sprawiła, że poczułam się jak wyrodna matka, ale co zrobić? Tak już czasem bywa, że lektura Cię zupełnie pochłonie. Całe szczęście udało mi się skończyć w jeden dzień, więc w kolejny wszystko wszystkim wynagrodziłam. 

Claudia Pietschmann umie pisać w sposób, który totalnie porywa czytelnika. Byłam pod wrażeniem jej wyobraźni i tego, że udało jej się stworzyć coś oryginalnego, mądrego i z zakończeniem , które daje nadzieję na to, że ludzkość nie zsuwa się po równi pochyłej. Z niecierpliwością czekam na kolejną książkę autorki. Myślę, że "Chmura" jest powieścią dla każdego i nawet Ci sceptycznie podchodzący do gatunku science fiction powinni się na nią otworzyć. Polecam.


Tytuł : "Chmura"
Autor : Claudia Pietschmann
Wydawnictwo : Media Rodzina
Data wydania : 16 październik 2019
Liczba stron : 400
Tytuł oryginału : Cloud 

 
 
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 
https://mediarodzina.pl/index.php



"Trzecia terapia" Danuta Chlupova

"Trzecia terapia" Danuta Chlupova

Portal lubimyczytac.pl przyporządkował "Trzecią terapię" do literatury obyczajowej i romansu, przez cały okres trwania mojej lektury zastanawiałam się, "dlaczego"? Owszem jest to książka gdzie pojawia się wątek miłosny, nawet nie jeden, jednak ma on zdecydowanie peryferyjny charakter. Moim zdaniem krytycy i recenzenci kategoryzując tę książkę, zrobili jej krzywdę. Nie jest to bowiem łzawy melodramat, typowa powieść dla kobiet, które lubią się wzruszać, lecz opowieść o toksycznych relacjach, trudnej historii, rodzicielstwie i samotności. Nigdy bym się nie spodziewała, że ta niepozorna książka, wybrana przeze mnie zupełnie przypadkowo książka, wyzwoli tyle emocji. Danuta Chlupova to Polka na stałe mieszkająca w Czechach. Z zawodu jest dziennikarką, z zamiłowania pisarką i te dwa zajęcia doskonale się komponują. Uwielbiam powieści pisane przez dziennikarzy, gdyż zazwyczaj są rzetelne, dobrze zresearchowane i poprawne stylistycznie. Właśnie tak jest w przypadku "Trzeciej terapii". Tym razem mój zeszycik "skarg i zażaleń" pozostał pusty.

Trzydziestoletnia Mathilda i czterdziestoletni Grzegorz przypadkowo spotykają się na niemieckim campingu. Z zasłyszanej rozmowy telefonicznej mężczyzna wnioskuje, że kobieta przed kimś ucieka. Po powrocie do Polski zapomina o Niemce, lecz kilka miesięcy później Mathilda dzwoni do niego i prosi o pomoc. Zamierza przyjechać do Oświęcimia, rodzinnego miasta Grzegorza, i poznać historię swojego dziadka – esesmana z Auschwitz. Liczy na to, że to pomoże jej uwolnić się od rodzinnej klątwy, o której przekonywała ją matka, a zarazem wyzwolić się z patologicznego związku. Czy Grzegorz, sam uwikłany w trudne relacje z matką i córką, będzie w stanie pomóc zranionej kobiecie?

Czy zdarzyło wam się kiedyś zakochać? Z pewnością niejednokrotnie. A czy kiedykolwiek kochaliście tak prawdziwie, jak to mówią nastolatkowie "na zabój"? Żeby prawdziwie doświadczyć tego cudownego uczucia jakim jest miłość, trzeba być w odpowiedniej kondycji psychicznej. Nasze serce musi być wolne od zmartwień, gotowe na nowe wyzwania i otwarte. W każdym innym przypadku możemy wpaść w toksyczną spiralę, zostać zmanipulowaniu, usidleni i zniszczeni. Właśnie to spotkało naszą główną bohaterkę Mathildę. Ta trzydziestoletnia Niemka była bardzo samotna. Brakowało jej przyjaciół, męczyły ją trudne relacje z cierpiącą na chorobę psychiczną i depresję matką a na domiar złego na jaw wyszła przerażająca historia jej dziadka, który służył w Auschwitz. Będąc na granicy zdrowia psychicznego Mathilda poznała przystojnego psychoterapeutę, który zaoferował że podda ją dość kontrowersyjnej terapii, której głównym zadaniem będzie odzyskanie przez pacjentkę równowagi i szczęścia w życiu. Mężczyzna z dnia na dzień coraz bardziej uzależniał od siebie kobietę. Po kilka dniach zamieszkali razem. Był kontrolującym manipulatorem, bezwzględnym potworem, który potrafił wykorzystać swoje psychiatryczne wykształcenie do tego by całkowicie sobie podporządkować stłamszoną dziewczynę. Postawcie się w sytuacji naszej głównej bohaterki : z jednej strony martwicie się zamkniętą w szpitalu psychiatrycznym matką, której depresja jest jednym z mniej istotnych problemów, z drugiej musicie spełniać rozkazy mieszkającego z wami tyrana, która wam wmawia, że wyjazd na wakacje za wasze pieniądze, jest idealną karą za przewiny waszego dziadka, które to oczywiście wy musicie odpokutować. Danuta Chlupova w przekonujące sposób przedstawiła żmudny proces manipulacji drugim człowiekiem. Krok po kroku pokazała jak on wygląda, jakie etapy przechodzi i jak trudno jest wyrwać ofiarę z tej spirali otępienia. Osoby uzależnione psychicznie od innych nie widzą poza nimi świata, nie zdają sobie sprawę z tego, że są manipulowane. Myślą, że same są sobie winne a to wszystko co je spotyka jest zasłużone. W takich przypadkach osobom z zewnątrz, które widzą co się dzieje, bardzo ciężko jest odpowiednia zareagować. Na pewno każdy z was zna kogoś, lub też słyszał różne historie w telewizji, kto był ofiarom przemocy domowej. Sama poznałam parę kobiet, które żyły w toksycznych związkach nawet po kilkanaście lat. Znosiły bicie u upokarzanie, siniaki i wyzwiska i dopiero musiało dojść do tragedii by przejrzały na oczy. Terroryzowane żony i kochanki boją się odejść. Często nie mają dokąd, innym razem nadal wierzą, że ich partner się zmieni, jeszcze innym po prostu się wstydzą. Mathilda znalazła się właśnie w takim punkcie, jednak całe szczęście że znalazł się ktoś, kto w porę zainteresował się losem dziewczyny. 

Historia naszego kraju jest tragiczna i jeszcze wiele pokoleń będzie pamiętać o wydarzeniach sprzed kilkudziesięciu lat, kiedy miliony ludzi, zostało zamordowanych przez reżim III Rzeszy. Kilka lat temu pojechałam do Auschwitz. Jako trzydziestolatka w końcu do tego dojrzałam. Była to dla mnie swojego rodzaju pielgrzymka, wyprawa w przeszłość. Chodząc po wilgotnych barakach, oglądając zdjęcia pomordowanych, patrząc na tysiące pukli zebranych w jednym miejscu włosów byłych więźniów, czułam wstyd. Wstyd za gatunek ludzki, i za Boga że na to wszystko pozwolił. Każda wojna niszczy coś w człowieku, w narodach. Niszczy więzi, niszczy przyszłość. Jeszcze przez długie lata my Polacy, będziemy traktować Niemców jako najeźdźców, tyranów, zabójców, choć z pewnością na to nie zasługują. Bo czyż urodzony dwadzieścia lat temu młody chłopak zza Odry jest winien tego co robił jego dziad ? Czy to on odpowiada za to, że przodek nosił swastykę, zabijał niewinnych czy przeprowadzał na nich eksperymenty? Czy to sprawiedliwe by ta wina przechodziła z pokolenia na pokolenie ? Musimy pamiętać, i nie chcę tutaj nikogo usprawiedliwiać, że nie każdy Niemiec w III Rzeszy był esesmanem. Nie każdy należał do partii. Moja babcia na początku wojny została wywieziona na Zachód. Jej podróż skończyła się w małej miejscowości po Stuttgartem, gdzie kazali jej pracować jako pomoc domowa. W gospodarstwie brakowało rąk do pracy gdyż wszyscy młodzi mężczyźni poszli na wojnę. Kilkadziesiąt lat później wróciłyśmy z babią do jej byłych "pracodawców". Okazało się, że nadal żyją, nadal pamiętają. Był płacz, śmiech przez łzy, uściski i przeprosiny. Pewnie gdyby nie oni i ich dobroć, moja babcia nie przeżyłaby wojny. Danuta Chlupova nie pisała tej książki po to by wybielić naród niemiecki, choć momentami uderza w takie struny. Chciała nam przedstawić prawdziwy obraz wojny i pokazać, że niektórzy po prostu robili to co im kazano. Dziś młodzi żołnierze, wyjeżdżając na misje pokojowe czy stabilizacyjne, też często znajdują się w sytuacji gdzie by przeżyć muszą zabić, i nikt ich za to nie krzyżuje, wręcz przeciwnie dostają medale i odznaczenia. W Auschwitz również pracowali ludzie, którzy po prostu wykonywali rozkazy. Nie każdy SS-man był potworem. W archiwum można znaleźć informacje o strażnikach, którzy pomagali więźniom ryzykując swoim życiem. Właśnie takie historie powinniśmy pamiętać. 

"Trzecia terapia" to niesamowita, momentami przerażająca i zdecydowanie wzruszająca książka, która sprawi że zupełnie inaczej spojrzycie na historię. To również opowieść o trudnym macierzyństwie, śmierci najbliższej osoby, problemach związanych z wychowaniem dzieci oraz ...stalkingu. Tych wątków jest tutaj naprawdę wiele, jednak zebrane razem tworzą cudowną całość, od której wprost nie idzie się oderwać. Osobiście przeczytałam tę książkę na jednym posiedzeniu i już się nie mogę doczekać na kolejną z powieści autorki "Bliznę", która również została doceniona przez czytelników. 

"Trzecia terapia" jest doskonałym przykładem na to, żebyśmy nie zamykali się na nowych twórców, nieznane nazwiska, czy też literackie debiuty, gdyż zawsze możemy trafić na perełkę. Choć literatura obyczajowa jest gatunkiem gdzie można upchnąć wszystko i zawsze znajdą się chętni do jej czytania, to by napisać naprawdę dobrą i oryginalną książkę to naprawdę trzeba się postarać. Choć historia Mathildy i Grzegorza oraz innych bohaterów nie jest tak naprawdę niczym nowym, to tło wydarzeń oraz pojawiające się ciekawe wątki sprawiają, że czytelnik ze strony na stronę czuje coraz większe zainteresowanie. Jest to jedna z lepszych książek jakie przeczytałam w 2019 roku i życzę sobie by w 2020 było jeszcze więcej takich. Wam również tego życzę. 

Tytuł : "Trzecia terapia"
Autor : Danuta Chlupova
Wydawnictwo : Novae Res
Data wydania : 16 września 2019
Liczba stron : 328


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję portalowi : 
https://sztukater.pl/

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger