Brak tytułu

"Przekleństwa niewinności"
autor :Jeffrey Eugenides
wydawnictwo : Znak
rok wydania : 2013
liczba stron : 240








Spokojne amerykańskie przedmieścia zamieszkuje, na pierwszy rzut oka normalna rodzina Lisbonów. Matka, ojciec i pięć córek. Kiedy najmłodsza z sióstr popełnia samobójstwo, rodzina staje się obiektem zainteresowania. Na jaw wychodzą ukryte sekrety. Kiedy w ślad za nią pozostałe siostry również wybierają samobójstwo jako ucieczkę z patologicznego rodzinnego kręgu, wszyscy dokoła zastanawiają się jak mogło do tego dojść, co było przyczyną, że tak młode dziewczyny w wieku od 12 do 17 lat, odebrały sobie życie, praktycznie w tym samym czasie?

Historia jest opowiedziana przez grupkę chłopców, sąsiadów zmarłych nastolatek. Sami siebie nazywają „kustoszami”. Zagadka śmierci dziewcząt doprowadza ich do swoistego obłędu. Zaczynają kolekcjonować wszystkie przedmioty z nimi związane : kartki, których dotknęły, pukle włosów, przedmioty codziennego użytku, mając nadzieję, że te drobne rzeczy pozwolą im wyjaśnić co popchnęło je do tak desperackiego czynu. Narracja jest wieloosobowa co pozwala nam spojrzeć z szerszej perspektywy i poznać uczucia i przemyślenia wszystkich bohaterów. Mamy wrażenie jak byśmy podglądali rodzinę Lisbonów przez nie do końca zasunięte firanki. Odkrywane są przed nami fragmenty ich życia jednocześnie zwyczajne ale biorąc pod uwagę tragedię jaka się miała rozegrać , również surrealistyczne. Do końca nie dowiadujemy się co było przyczyną samobójstw, w tym aspekcie autor zostawia nam pole do zastanowienia się i głębszych przemyśleń. Książka momentami słodka, momentami klaustrofobiczna, wywołująca niepokój to na pewno jeden z lepszych, jeśli nie najlepszy debiut literacki jaki przeczytałam z życiu.

Powieść rozpoczyna się od ostatniego samobójstwa. Od tego momentu cofamy się w czasie do pierwszej ofiary. Narratorzy- teraz dorośli mężczyźni opowiadają historię opartą na swoich wspomnieniach, popartą materiałami gromadzonymi na przestrzeni lat. To właśnie z nich dowiadujemy się jaka naprawdę była rodzina Lisbonów. Despotyczna matka, nieporadny, niezdarny ojciec oraz patologiczne rodzinne relacje miały wpływ na rozwój emocjonalny dziewczyn. Najbardziej zapadła mi w pamięci Lux – 14 letnia nimfomanka oraz najmłodsza z sióstr. Jej śmierć była przerażająca, jak bardzo ta dziewczyna musiała zostać skrzywdzona by wybrać akurat taki sposób na odebranie sobie życia. Wspaniałą postacią była jedna z sąsiadek – Greczynka – i jej sławny cytat „ dlaczego w Ameryce wszyscy udają , że są szczęśliwi”. Ta doświadczona przez los kobieta, mogłoby się wydawać, na stare lata straciła rozum. Po samobójstwach nadal kontaktuje się z dziewczynami, a przynajmniej ona sama odnosi wrażenie, że jest w stanie tego dokonać. Zabieg przeprowadzenia narracji od końca do początku uważam za bardzo udany. Ze strony na stronę coś pcha nas do przodu by odkryć co za tym wszystkim stało, książki dosłownie nie da się odłożyć choć na minutę – jeśli byłaby odrobinę dłuższa to pewnie skończyłoby się to nieprzespaną nocą.

Książkę czyta się łatwo, jednak nie można o niej powiedzieć by napisana została językiem
potocznym. Pełno tutaj metafor i odnośników, co czyni ją inteligentną i skłaniającą do głębszych przemyśleń. Trzonem fabuły są oczywiście samobójstwa, jednak to ich otoczka jest tym nad czym powinniśmy się skupić. Mamy tutaj do czynienia z milionem przypuszczeń, co mogło spowodować tę tragedię, jednak ani narratorzy, ani nawet sam autor nie nakierowują nas na rozwiązanie tej zagadki. Brak odpowiedzi na najważniejsze pytanie może być frustrujący i pozostawić pewien niedosyt po zakończeniu powieści. Jednak to właśnie było celem autora. Nie sama śmierć tylko życie. Świat amerykańskich przedmieść jest hermetyczny. Niby wszyscy się znają jednak króluje tutaj swoista obojętność. Jesteśmy panami w swoim królestwie i nie obchodzi nas co się dzieje za drzwiami obok. Powieść jest swoistym obrazem ludzkiej znieczulicy na cierpienia innych. Ludzkiego dystansowania się, rozpadających się relacji międzyludzkich.
Ta powieść zmusza nas do myślenia. Nie mamy tutaj osądów , autor zmusza nas byśmy sami wyciągnęli wnioski a nie podaje nam je na tacy.
Na samym początku nie bardzo wiedziałam czego mam oczekiwać od tej książki. Idea prowadzenia narracji od początku do końca nie wydawała mi się zbyt pociągająca. Teraz, tuż po przeczytaniu, jestem po ogromnym wrażeniem. Eugenides napisał wspaniałą , ponadczasową powieść, w której siostry Lisbon są zarówno bohaterkami jak i archetypami ludzkich postaw.


Moja ocena to 5/5 i gorąco polecam ją wszystkim poszukującym dobrej intelektualnej uczty.  

Brak tytułu

"Pomiędzy"
autor : Tara Hudson
wydawnictwo : Jaguar
liczba stron : 404
rok wydania : 2011






Nazywa się Amelia I ma 18 lat. I już zawsze tyle będzie mieć, ponieważ jest martwa. W postaci ducha przemierza brzegi rzeki w okolicy mostu High Bridge. Nie pamięta swojej przeszłości, tego, kim była, jak żyła ani nawet, dlaczego umarła. Patrząc na swój strój ogarnia ją zdziwienie, w głębi duszy wie, że nie założyłaby czegoś podobnego z własnej woli.
Monotonię przerywa jej wypadek samochodowy. Rozpędzony samochód taranuje barierki mostu I wpada do rzeki. Za kierownicą siedzi nieprzytomny młody chłopak. Amelia wskakuje do wody, pragnie pomóc tonącemu, jednak zdaje sobie sprawę, że w jej obecnej postaci nie może nic zrobić. Jednak zdarza się cud. Chłopak otwiera oczy I ją dostrzega. Nawiązuje się pomiędzy nimi więź, która daje mu siłę do wali z żywiołem. Udaje mu się przeżyć. Tak oto poznajemy Joshuę. Pierwszego śmiertelnika, który dostrzegł I “poczuł” Amelię.
           
Po książkę tę sięgnęłam z niejaką obawą. Jest to kolejna powieść z gatunku paranormal romance, więc nie spodziewałam się niczego specjalnego, tylko płytkiej opowiastki o dwójce młodych ludzi, zakazanej miłości pomiędzy śmiertelnikiem I nieśmiertelnym. Pierwszym zaskoczeniem było odwrócenie ról. Tym razem mamy do czynienia z nieśmiertelną bohaterką I zwyczajnym nastolatkiem. I tutaj odetchnęłam z ulgą, ponieważ śmiertelniczki w książkach YA są zazwyczaj nudne jak flaki z olejem, naiwne, roztargnione I dziecinne. Amelia może nie jest heroiną jednak jej postać jest bardzo dobrze wykreowana. Na początku odnosimy wrażenie, że mamy do czynienia z pustą kartkę, która wraz z rozwojem powieści zapełnia się słowami. Kiedy wracają wspomnienia, obraz głównej bohaterki jest uzupełniany. Jest to wspaniały zabieg, ponieważ nie wszystko mamy od razu podane na tacy, możemy sami odkrywać I poznawać bohaterkę, jej pragnienia, charakter.
Również postać Joshui jest wspaniale wyważona I nie drażni, chociaż nie brak jej swoistej szablonowości.

Po wypadku w rzece bohaterowie łączy przyjaźń, która z biegiem czasu przemienia się w głębsze uczucie. Dzięki Joshui Amelia zaczyna odzyskiwać pamięć, jednak wszystko wraca do niej fragmentarycznie. Najważniejsze jest to, że w obecności chłopaka może się znowu poczuć jak śmiertelniczka. Na nowo odkrywa, czym jest dotyk, bicie serca, zapach I uczucia. Co mi się bardzo w książce podobało to retrospekcje. Wspaniale opisane fragmenty z życia bohaterki. Jest tutaj troszkę powtórzeń, jednak nie na tyle dużo by drażniły czytelnika.

Jednak fabułą książki nie jest tylko rozkwitająca przyjaźń dwójki młodych ludzi. Amelia jest w niebezpieczeństwie. Zagraża jej duch Eli, który pragnie dziewczynę związać ze sobą na wieki. Zsyła jej wizje o braku przyszłości. Wmawia, że nigdy nie będzie człowiekiem, że wszystkie jej wysiłki idą na marne a jej związek I miłość w obecnych realiach nie mają sensu. Eli nie jest jedynym zagrożeniem. Ktoś z bliskiego otoczenia Joshui również nie ma najlepszych zamiarów względem dziewczyny I pragnie ją egzorcyzmować.


“Pomiędzy” to napisana przystępnym, potocznym językiem historia miłości. Jednak sam wątek uczuciowy nie jest tutaj dominujący. Co często się zdarza w powieściach tego typu nie ma tutaj powodującej mdłości słodyczy oraz naiwności. Również wątek paranormalny nie jest nadmiernie rozbudowany, przez co często mamy wrażenie, że bohaterami jest zwykła dwójka młodych ludzi. Właśnie tej paranormalności mi tutaj zabrakło. Jest to opowieść o duchu jednak jego nadprzyrodzone atrybuty zostały mocno ograniczone. Wiadomo jest on niewidzialny dla śmiertelników, jednak oprócz umiejętności podróżowania w czasie nie odznacza się niczym nadnaturalnym. Z jednej strony to dobrze, ponieważ książka nie zrazi tych, co niekoniecznie są fanami gatunku, z drugiej czasami mamy wrażenie niepełności.

Nie jest to książka dla ludzi, którzy nastawieni są na lekturę pełną zwrotów akcji. Fabuła jest raczej prosta a czas w książce płynie powoli. Nie oznacza to jednak, że książka jest nudna. Jest to swoiste studium nad samotnością I sposobami sobie z nią radzenia. Zarówno Amelia jak I Eli przez lata po śmierci musieli radzić sobie z wyobcowaniem. I tutaj widzimy, że sposobów radzenia sobie z samotnością jest tyle ile jednostek ludzkich. Dziewczynę przepełniała tęsknota za bliskością drugiego człowieka, za człowieczeństwem w ogóle. Eli jeszcze bardziej zamknął się w sobie. Poczucie wyobcowania zamieniło się w pragnienie władzy, stąd chęć zniewolenia dziewczyny.
Troszkę w książce zabrakło mi odcieni szarości. Kiedy poznajemy Eliego od razu wiemy, że jest postacią na wskroś złą, nie mamy dla niego żadnego usprawiedliwienia I wiemy, że niczym nas nie zaskoczy. A szkoda, ponieważ odrobina wątpliwości dodałaby fabule jeszcze więcej kolorytu.

Podsumowując książka mi się podobała. Podobał mi się jej wolny rytm I melancholijny wydźwięk. Nie mamy tutaj natłoku postaci, oprócz czterech głównych reszta jest tylko nakreślona tworząc tło rozgrywających się zdarzeń. Nie ma tutaj nieoczekiwanych twistów, za to mamy historię rozkwitającej miłości, o której się czyta z wypiekami na twarzach. Zakończenie nie jest przewidujące I doskonale komponuje się z fabułą, nie było, jak to w niektórych książkach tego gatunku, wymyślone na siłę, tylko wyważone I przemyślane.


Moja ocena to 4/5 I bardzo żałuję, że reszta części trylogii nie została przetłumaczona na język polski. Mam nadzieję, że to się szybko zmieni. Jednym słowem debiut Hudson polecam wszystkim niezależnie czy są miłośnikami gatunku czy nie.

Brak tytułu


"Anioł"
autor: Dorotea de Spirito
wydawnictwo : AMBER
rok wydania : 2010







Na polskim rynku wydawniczym jest dość sporo pozycji z gatunku paranormal romance. I niestety bohaterami większości z nich są wampiry. Piszę „niestety”, ponieważ kolejne kopie „Zmierzchu” czy „Domu nocy” mogą znudzić co wybredniejszych czytelników, szczególnie jak nie wnoszą nic nowego – a napisać coś odkrywczego na temat, na który zostało już powiedziane praktycznie wszystko, jest niezwykle trudno. Dlatego dla odmiany postanowiłam poczytać o aniołach.

Powieść napisała 17-letnia Włoszka. Ze względu na młody wiek autorki z początku sceptycznie podchodziłam do jej debiutanckiego działa. Jednak postanowiłam dać jej szansę.

Małe włoskie miasteczko Viterbo, jest inne od wszystkich znanych mi miejsc na świecie. Pośród ludzi ukrywają się anioły. Vittoria jest jednym z nich, jednak na pierwszy rzut oka nic nie odróżnia jej od zwykłej śmiertelniczki. Los okrutnie z niej zakpił, i  w odróżnieniu od innych anielskich istot, nie posiada skrzydeł. Jako zwykła nastolatka prowadzi spokojne życie. Uczęszcza do szkoły, spotyka się z przyjaciółmi jak każda młoda dziewczyna. Jednak pewnego dnia jej spokój zostaje zmącony przez pojawienie się Guglielma. Para zakochuje się w sobie i nie bacząc na przeciwności losu postanawiają zostać razem. Ich szczęście nie trwa długo. Dochodzi do morderstwa, w wyniku którego na jaw wychodzi skrywany przez chłopaka sekret. Okazuje się, że jest demonem, jedyną istotą, która jest w stanie pokonać anioły. Vittoria i Guglielmo zostają wplątani w intrygę i muszą walczyć o to, żeby mogli być razem.

Na pierwszy rzut oka w książce widzimy inspirację autorki innymi powieściami tego gatunku. Ogólnie rzecz biorąc mamy tutaj utarty schemat : dwie postaci z różnych światów, które łączy trudna a czasem nawet zakazana miłość. Takich książek jest wiele więc co wyróżnia akurat tę? Rzeczą która zwróciła moją uwagę był bardzo dobry warsztat pisarski. Patrząc wstecz śmiem wątpić czy jako 17 letnia dziewczyna potrafiłam używać tak dobrej składni zdaniowej. Książkę czyta się lekko, nie ma tutaj zgrzytów, język jest przystępny a zarazem melodyjny- jak dobrze skomponowana piosenka.

Jak na powieść przystało w pierwszej części, poznajemy główną bohaterkę, jej otoczenie, zainteresowania, troski i momenty radości. Jest to fragment, który płynie spokojnym rytmem, daje nam czas na polubienie ( lub nie ) Vittori, zżycie się z nią. Kiedy na karty powieści wkracza Guglielmo akcja nabiera tempa lecz i chaotyczności. Wszystko co było do tej pory światem Vittorii, przestaje się liczyć, rodzina , przyjaciele zostają odstawieni w kąt. Może to drażnić ponieważ już zdążyliśmy ich polubić i ciekawią nas ich dalsze losy. Niestety nie doczekamy się ich wyjaśnienia. Od tego momentu najważniejszą rzeczą w książce jest miłość głównych bohaterów, jeśli by tutaj dodać wątki erotyczne to wyszła by paranormalna wersja „Pięćdziesięciu twarzy Greya”. No i oczywiście walka by ta miłość przetrwała.

W książce zabrakło mi wnikliwości i drobiazgowości. Wiemy że istnieją anioły i demony, jednak nie wiemy dlaczego zamieszkały akurat w Viterbo? Jakie są ich atrybuty? Jakie mają zamiary i czym są motywowane? Jednak pytaniem, na które najbardziej chciałam poznać odpowiedź jest : Dlaczego Vittoria nie ma skrzydeł? De Spirito napisała już drugi tom powieści jednak nie został on jeszcze przetłumaczony, ale mam cichą nadzieję, że w nim dostanę odpowiedzi na nurtujące mnie pytania.

Podsumowując. Książka jest ciekawa. Fabuła chociaż sztampowa, posiada elementy które czytelnika zaskoczą. W książce bajkowość zderza się z grozą, nie ma bohaterów do końca złych ani dobrych. Nie mamy tutaj do czynienia ze słodką idiotką ( jak Bella w „Zmierzchu”) tylko z bohaterką, która wie czego chce a nie musi być prowadzona za rękę.  Książkę polecam zarówno fanom paranormalni jak i czytelnikom spragnionym dobrego romansu z nutkę thrillera.

Moja ocena to 3/5. 

Brak tytułu

 

"Zabawka diabła"
autor : Matt Richtel
wydawnictwo : Wydawnictwo Akurat 
rok wydania : 2014







Do kupna książki tym razem skłoniła mnie sylwetka jej autora. Dziennikarz podobnie jak ja, ( chociaż ja niestety nie praktykuję), Mat Richtel jest laureatem Nagrody Pulitzera. Osiągnięcie to dawało nadzieję na zarówno dobry styl literacki jak I dobrą dokumentację zdarzeń. “Zabawka diabła” to jeden z najlepszych thrillerów wydanych w 2011 roku ( polskie tłumaczenie parę lat później). Wciągająca, dogłębna I precyzyjna aż do bólu.

Co piętnaście lat podwaja się liczba ludzi cierpiących na zaniki pamięci? Co dwa lata podwaja się liczba produkowanych pamięci komputerowych? Czy te statystyki są ze sobą powiązane? Mniej więcej tymi słowami rozpoczyna się ten medyczno-technologiczny thriller, po którego przeczytaniu możecie mieć obawy przed sięgnięciem po własny telefon czy skorzystaniem z laptopa.

Główny bohater Nat Idle jest dziennikarzem I blogerem. Na chwilę obecną jego zajęcie to pisanie newsów medycznych dla portalu MediBlog. W życiu prywatnych dużo czasu spędza ze swoją babką, Lane, która od kilku lat cierpi na starczą demencję. Staruszka w ostatnim czasie wzięła udział w nowatorskim programie, Krucjata Ludzkiej Pamięci dla osób cierpiących na zaniki pamięci. Kobieta podłączona do komputera, obdarzonego sztuczną inteligencją, opowiedziała historię swojego życia. Relacja wnuka z babcią, kiedyś bardzo mocna, zaczyna stopniowo się ochładzać. Mężczyzna ma coraz mniej czasu, zalega również z rachunkami za dom opieki, w którym mieszka staruszka.

Pewnego dnia oboje spacerują po parku Golden, Gate, kiedy padają strzały. Tym razem nikt nie ucierpiał jednak pewne jest, że to właśnie Nat I Lane byli celem ataku, – czego dowiadujemy się z anonimowego telefonu tuż po zdarzeniu, kiedy w posiadanie Nata dostaje się pendrive z wiadomością chronioną hasłem. Mężczyzna dowiaduje się, że staruszka w głębi pamięci skrywa tajemnicę, której odkrycie może być niebezpieczne. Tylko jak dostać się do sekretów staruszki, kiedy pamięć z dnia na dzień coraz bardziej szwankuje? Nat I Lane muszą uciekać. Ścigani przez nieznanych ludzi nie widzą, kto jest zamieszany w całą aferę, nie widzą, komu mogą zaufać.

Akcja powieści praktycznie od początku gna na łeb, na szyję, prawie jak w filmach o Jamesie Bondzie. Pełno tutaj niespodziewanych zwrotów akcji, jednak autor miał również czas na zbudowanie sylwetek bohaterów. Oczywiście książka należy do gatunku thrillerów, dlatego portrety osobowościowe nie są tak rozbudowane jak na przykład w powieściach obyczajowych jednak nie sprawiają one wrażenia papierowych. Zafascynowała mnie relacja między babcią a jej wnukiem. Możemy sobie tylko wyobrazić jak trudne może być obcowanie z człowiekiem, który nie pamięta ważnych fragmentów swojego życia- momentami było to bardzo wzruszające. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, co może drażnić niektórych czytelników, jednak obszerne fragmenty, na przykład opowieści z życia Lane, dają nam wgląd również w myśli innych bohaterów.

Oczywiście nie wszystko w książce było idealne. Momentami miałam wrażenie, że autor zapomniał, kto będzie głównym odbiorcą książki. Nie każdy czytelnik będzie mógł się połapać w skomplikowanych terminach medycznych czy techniczno-informatycznych, chociaż Richter starał się wszystko dokładnie opisywać I wyjaśniać czasami jednak można się pogubić.

Również pewne fakty zostały nieco naciągnięte. Łuska pocisku, która powinna znaleźć się w innym miejscu zgodnie z podstawowym prawem fizyki – nie trzeba tutaj znajomości balistyki by się w tym połapać. Czy nadnaturalne zdolności głównego bohatera? Oczywiście nie jest on kreowany na superbohatera z komiksów Marvela, jednak obdarzony jest super- przenikliwością, od razu odgaduje hasło, którym chroniona była wiadomość – jak dla mnie było to troszkę naciągane.

Pomimo tych detali książkę czyta się bardzo dobrze. Polecam ją fanom thrillerów I suspensu, którzy na ponad 500 stronach znajdą dużo dobrej rozrywki. Dla bardziej uczuciowych osobników mamy tutaj nawet wątek miłosny, który pozwoli nam się na chwilkę oderwać od ucieczki I pogoni. Po przeczytaniu tej książki zaczęłam się zastanawiać, w jakim kierunku zmierza świat. Pewne jest, że prowadzone są badania nad sztuczną inteligencją, o czym możemy przeczytać w specjalistycznych magazynach. Jednak czy mamy nad tym dostateczną kontrolę? Czy program ten nie okaże się początkiem końca ludzkości?

“Zabawka diabła” uświadamia nam jak łatwo jest paść ofiarą manipulacji. Jak technologia może zmienić człowieka I jak niebezpieczne jest ożywianie czegoś, co powinno być nieożywione? Moja ocena to 4/5.



Brak tytułu

"Syrena"
autor : Tricia Rayburn
wydawnictwo : Wydawnictwo Dolnośląskie








Co wiemy o syrenach? Jeśli się nad tym głębiej zastanowić to praktycznie niewiele. Piękne kobiety-ryby, głosem zwabiające żeglarzy, którzy jak zahipnotyzowani dają się prowadzić na rzeź. Istne femme-fatale morskiej otchłani. Oprócz paru wzmianek w mitologiach, książek traktujących o tych pięknych i zarazem brutalnych istotach jest bardzo mało. Między innymi dlatego postanowiłam sięgnąć po tę książkę – by pogłębić swoją wiedzę.

Vanessa i Justin Sand są siostrami, jednak próżno szukać dwóch bardziej od siebie różnych ludzi. Justin to typowa liderka, typ dziewczyny z klasowej elity. Otoczona wianuszkiem chłopaków, piękna i zmysłowa. Sport to jej domena, a w osiąganiu sukcesów w tej dziedzinie pomaga jej odwaga czasami przechodząca w brawurę. Z drugiej strony mamy Vanessę, typową szarą myszkę, typ dziewczyny która nawet nie jest warta być klasowym pośmiewiskiem gdyż jej się po prostu nie dostrzega. Oprócz potwornej nieśmiałości , dziewczynę cechuje bojaźliwość – jej natura jest można by nawet powiedzieć paranoidalna. Lęk przed ciemnością, wodą, ludźmi utrudniają jej normalne funkcjonowanie w społeczeństwie. Justin jest jedyną osobą , która pomaga jej w walce z lękami.

Jak co roku , nastolatki spędzają wakacje w nadmorskiej miejscowości Winter Harbor. Jest to czas pełen relaksu i odpoczynku, czas szaleństw i moment swoistego pożegnania gdyż w życiu Justin rozpoczyna się nowy etap – opuszcza swoje rodzinne miasto by studiować na odległym uniwersytecie. Zaznajomione z miasteczkiem i z jego mieszkańcami ( Justin ma tutaj chłopaka, który rok w rok na nią czeka ) spędzają czas beztrosko nie przeczuwając nadchodzącej tragedii.

Pewnego dnia po kłótni z rodzicami, Justin wybiega z domu by ochłonąć. Skoki z nabrzeża to rzecz , która jest jej pasją- pozwala oderwać się od rzeczywistości i związanych z nią problemów. Niestety był to ostatni skok w jej życiu. O poranku jej ciało zostaje znalezione na plaży. Vanessa nie może pogodzić się ze śmiercią siostry, ma niejasne przeczucie, że jej śmierć to nie był wypadek. Po roku wraca do domku w Winter Harbor i na własną rękę rozpoczyna poszukiwania. Pomaga jej w nich przyjaciel dzieciństwa . Dowiadują się, że Justine nie była pierwszą ofiarą. Od kilku lat w miasteczku ginęli ludzie, których ciała zostały znajdowane na plaży.

Nie wiem dlaczego powieść ta została przypisana do gatunku New Adult czy romansu paranormalnego. Porównując ją do powieści w stylu „Hopeless” czy „Na krawędzi nigdy” nie mamy tutaj bardzo rozbudowanego wątku miłosnego, nie ma tu również erotyki. Miłość dwójki bohaterów nie epatuje z kart książki, nie jest nachalna- ot zwykłe uczucie , które w żaden sposób nie dominuje powieści i pozwala nam z uwagę śledzić fabułę. W moim odczuciu książkę tę należy zaliczyć do gatunku thrillerów, owszem z wątkiem paranormalnym jednak gdyby nie tytuł to do samego końca powieści czytelnik byłby przeświadczony, że nie spotkamy się tutaj z niczym czego nie da się doświadczyć empirycznie. Być może to był błąd. Już w tytuł powieści mówi nam czego mamy się spodziewać, jednak gdyby go zmienić zakończenie byłoby dla nas większym zaskoczeniem ( choć i tak jest nieprzewidywalne).

Narracja w książce jest pierwszoosobowa, co akurat w tej powieści wypadło znakomicie, choć osobiście wolę narracje w osobie trzeciej. Nie dowiadujemy się nic ponadto co wie sama główna bohaterka co dodaje fabule tajemniczości. Doskonałe są fragmenty kiedy Vanessa zaczyna mieć halucynacje i omamy. Słyszy głos swojej zmarłej siostry, napawa nas to grozą. Również doskonale oddana jest atmosfera samego miasteczka. Plastyczne opisy pozwalają nam przenieść się w świat Winter Harbor i poczuć jego zapach .

Same syreny, dzięki bogu, były oparte na wzorcach mitologicznych. Nie zostały przerysowane, nie dodano im dodatkowych atrybutów. Każda młoda dziewczyna posiada magiczne zdolności, jednak dopiero jako nastolatka zostaje porwana przez syreny, które przekształcają ją w jedną z nich, srebrzy stooką piękność, mającą zwabiać mężczyzn. Płeć zwana brzydką, w matriarchalnym społeczeństwie syren, jest potrzeba tylko do rozrodu, potem podobnie jak w przypadku modliszek, partnerzy są zabijani. Fragmenty opisujące dawne wierzenia i mitologie nadają smaczku powieści, są naprawdę dobrze rozbudowane.

Jednak każdy kij ma dwa końce. Na początku książka może wydawać się chaotyczna. Jedne fakty nie wynikają z drugich. Na jednej stronie będziemy wpatrywać się w morskie fale by  kolejnym rozdziałem płakać na pogrzebie. A co pomiędzy? Dla czytelników z wybujałą wyobraźnią jest to prawdziwa uczta, jednak dla tych co lubią jak ich autor prowadzi po sznurku do kłębka, może to być denerwujące. Niektóre elementy powieści zostały przemilczane, inne pozostawiły sporo niedopowiedzeń – co do tego drugiego możemy przypuszczać, że był to celowe ponieważ autorka od razu planowała kontynuację.

Również postać głównej bohaterki może wydawać się naiwna. Dziewczyna, dla której powiedzenie „dzień dobry” było wyzwaniem jak zdobycie Mount Everest, po kilku dniach wplątuje się w romans z osobą którą znała całe życie, pytanie : dlaczego nie wcześniej? Osoba bojąca się własnego cienia, przemierza miasteczko kiedy na dworzu szaleje burza, przetaczają się błyskawice i panuje absolutna ciemność. Nie wiem czy tak szybka transformacja z nieśmiałe szarej myszki w detektywa byłaby w ogóle możliwa.

Również zastanawiające jest podejście mieszkańców Winter Harbor do znikających mieszkańców. Nie mamy tutaj paniki, wydaje się, że nawet nie ma specjalnego zaciekawienia. Tak jak by zaginięcie sąsiada było czymś zupełnie normalnym.


Jednak pomimo tych mankamentów powieść czytało się bardzo dobrze. Jest napisana przystępnym językiem, fabuła jest niezwykle ciekawa, zadowoli zarówno fanów thrillerów, suspensu jak i tych którzy poszukują na kartach powieści miłości i romansu. 
Moja ocena to 3,5 / 5 . Zakończenie pozostało otwarte dlatego wyglądam kolejnego tomu z niecierpliwością, by poznać dalsze losy Vanessy i poznać wyjaśnienia paru sytuacji które w tym tomie na znalazły swojego zakończenia.

Brak tytułu

"Sekret Freuda"
autor: Jed Rubenfeld
wydawnictwo : Sonia Draga




Książkę tę dostałam w prezencie I dość długo zwlekałam z jej przeczytaniem. Powodem zwłoki była moje niekończąca się lista książek a prezenty niestety zazwyczaj są na samym jej końcu, ponieważ nie mogę oderwać się od nowości wydawniczych. Osoba, która mi książkę sprezentowała dokonała takiego wyboru, ponieważ jako absolwentka filozofii I dziennikarstwa powinnam być nią zainteresowana. A dlaczego? Ponieważ głównym bohaterem jest nie, kto inny a sam Freud- postać doskonale mi znana z mojej pracy licencjackiej. Kiedy w końcu znalazłam czas I rozpoczęłam lekturę – nie mogłam się od niej oderwać. Jest to co prawda fikcja literacka jednak ( tutaj proszę przeczytać posłowie ) oparta na faktach. Ale do rzeczy.

Jed Rubenfeld napisał kryminał osadzony w realiach Nowego Yorku w początkach XX wieku. Podobnie jak wielkie spory filozoficzne tak I ona bazuje na dwóch odrębnych nurtach, z jednej strony mamy psychoanalizę a z drugiej empiryzm, Freuda I Younga, Chonga I Leona, Malley I Bettiego. A to wszystko uzupełnione przez masę faktów historycznych, biograficznych oraz geograficznych. Jak na debiut autor poradził sobie bardzo dobrze, wykazał się zdolnościami reasercharskimi, co pozwoliło na doskonałą dokumentację?

Akcja rozpoczynam się w 1909 roku kiedy doktor Sigmund Freud przyjeżdża do Nowego Yorku by wygłosić serię wykładów na bardzo kontrowersyjny temat ( nie zdradzę jaki by nie spojlerować). W grupie ludzi towarzyszącej filozofowi jest również młody Carl Young – który zazdrosny o sukces swojego protektora pragnie zagarnąć dla siebie jego dokonania I jako ojciec psychoanalizy kąpać się w chwale. Opiekunem grupy jest doktor Stratham Younger , do którego obowiązków należy zapewnienie bezpieczeństwa filozofom oraz dbanie o ich potrzeby.

Wkrótce po przyjeździe delegacji z Europy, Younger zostaje wezwany na miejsce napadu. Ofiarą jest młoda dziewczyna, Nora Acton, córka wpływowych członków nowojorskiej socjety. Duszona, biczowana oraz cięta nożem dziewczyna traci mowę oraz cierpi na zanik pamięci. Zachęcony przez Freuda Younger postanawia zając się dziewczyną I poddać ją psychoterapii, która pomoże jej odzyskać pamięć, co w konsekwencji pomoże odnaleźć sprawcę okrutnego napadu.

Wraz z postępem terapii Younger odkrywa, że czuje do dziewczyny pociąg sexualny, co w relacjach doktor- pacjent jest niedopuszczalne. Pomimo rozterek moralnych zdaje sobie sprawę, że zaszedł za daleko by teraz się poddać. Dziewczyna powoli zaczyna odzyskiwać pamięć. O napad oskarża przyjaciela burmistrza Georga, Banwella, jednak ten ma doskonałe alibi – w czasie napadu był na proszonej kolacji u burmistrza.

Akcja nabiera rozpędu I tajemniczości zarazem, kiedy dowiadujemy się, że Nora nie była pierwszą ofiarą. Przed nią zamordowana została młoda dziewczyna. Związana, biczowana I zasztyletowana trafiła do miejskiej kostnicy. Jednak jej ciało zniknęło. Detektyw Littlemore prowadzący śledztwo, wysuwa hipotezę, że mogło zostać sprzedane jednej ze szkół medycznych.

Piękno tej książki tkwi w szczegółach. Praktycznie mogłam sobie wyobrazić jak stoję w dokach Nowego Jorku I czekam na statek wiozący Freuda, czuję zapach palonych cygar. Wraz z rozwojem historii autor przenosi nas w świat wyższych sfer, luksusowych hoteli by w nieoczekiwanym zwróci akcji zabrać nas w wąskie uliczki, których jedynymi użytkownikami są prostytutki I ludzie ze światka przestępczego. Rubenfeld nie szczędzi nam opisów I detali, można by powiedzieć, że słowem maluje naturalistyczny obraz.

W posłowi czytamy, że autor nieznacznie zmienił geografię miasta dla potrzeb fabuły, jednak inne elementy jak realia ówcześnie panujące, normy społeczne , czas akcji zostały udokumentowane z niezwykłą precyzją. Fragment o budowie mostu  Brooklińskiego, opis realiów w jakich żyli I umierali robotnicy, był do głębi wzruszający. Postać Freauda i Szekspira ( wątki pisarza często przewijają się na kartach powieści ) nie były mu zupełnie obce. Jako student Princeton zajmował się biografią filozofa , na Uniwersytecie Julliard studiował dzieła Szekspira. Nawet dla ludzi którzy są laikami przeczytanie tej książki będzie ciekawym doświadczeniem.

Co bardzo mi się w książce podobało to pierwszoosobowa narracja połączona z wnikliwymi przemyśleniami osób trzecich. Daje to pełny wgląd nie tylko w fabułę ale pozwala doświadczyć rozterek bohaterów, poznać ich myśli. Na uwagę zasługuje świetnie wykreowana postać detektywa Littlemora, którego po prostu nie da się nie polubić.

Pierwsza część książki to swoiste wprowadzenie nas w fabułę, tworzenie atmosfery, zaznajomienie nas z głównymi bohaterami. Autor włożył dużo wysiłku by stworzyć Nowy Jork takim, jaki był naprawdę, nie zapominając przy tym o bohaterach. Postaci są żywe, niepowtarzalne I kolorowe. Początkowo możemy się czuć przytłoczeni ilością postaci – zagubieni w tym, kto jest, kim, jednak z biegiem czasu wszystko staje się klarowne. Kiedy dochodzimy do postaci Littlemora, ( który pojawia się jakby znikąd, akcja nabiera tempa, odchodzimy od tworzenia rzeczywistości na rzecz zajęcia się intrygą. Radzę zarezerwować sobie dużo wolnego czasu, ponieważ od tej pory nie wypuścicie książki z rąk. Zwroty akcji zadowolą nawet najbardziej wybrednych czytelników.

Jedną z nielicznych rzeczy, która w książce mi się nie podobała, jest zbyt szczegółowe rozważanie odwiecznego hamletowskiego pytania “być albo nie być”. Filozoficzna rozprawka zajmuje dobrych parę stron, co nie pasuje do kanonu powieści detektywistycznej.

“Sekret Freuda” to wspaniała książka. Intryga jest dopracowana w każdym calu. Nie ma tutaj przewidywalności, a połączenie zagadki, morderstwa z postaciami wielkich filozofów XX wieku jest po prostu rewelacyjne. Polecam każdemu, kto pragnie cofnąć się w czasie o sto lat, w miejsce nowo powstającego miasta pełnego mrocznych sekretów. To nie tylko dobry kryminał, również świetny thriller psychologiczny, książka, która zapewnia dobrą rozrywkę I uczy zarazem.

Moja ocena to 4/5  punktów.






Brak tytułu


"Krew, pot i łzy"
autor: Carla Mori
wydawnictwo : Oficynka












Jak przeczytałam kim jest Carla Mori to od razu spojrzałam w lustro. Kurcze to przecież ja ;) Fanka horrorów klasy „D” ( wprost uwielbiam „Martwicę mózgu”- jeśli nie oglądaliście to zachęcam- kupa śmiechu z przewagą kupy ), matka małej córki – to też się zgadza, zamieszkała w Wielkiej Brytanii- no ciut dalej ale też wyspiarsko. Może i mi się uda wydać w końcu upragnioną powieść?


Jak na debiut przystało, książka nie jest doskonała ( spokojnie młoda mama wyrośnie z pieluch to nam zaserwuje epopeję), jednak jest w niej coś co skłania do czytania. A tym czymś jest….. Kościół. Kościół katolicki i teorie spiskowe, to jest coś co misie lubią najbardziej, jeszcze jak dodamy do tego okultyzm to wyjdzie nam świetny przepis na książkę.


Klara Wasowska, dziennikarka nie jest przykładem typowej młodej polki. Po ucieczce z rodzinnego miasta Częstochowy ( sic!), zachodzi w ciążę, co jest solą w oku jej rodziców tym bardziej , że ani myśli wychodzić za ojca swojego nienarodzonego dziecka. Przewrotny los zmusza ją do powrotu do Częstochowy by zebrać materiały do swojego nowego artykułu. Jednak w Częstochowie jest ktoś z kim Klara bardzo chce się zobaczyć – przyjaciółka.


Zuzanna Bachleda, prokurator również nie należy do typowych młodych karierowiczek. Dobra w swoim fachu ma jedną przypadłość, która może zniszczyć jej karierę – nadmierne zamiłowanie do alkoholu.


W Częstochowie zostaje zamordowana dwójka ludzi, młoda dziewczyna oraz jej nauczyciel. Co ciekawe podanym przez patologa powodem śmierci jest wykrwawienie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby na miejscu nie było ani śladu krwi. Czyżby wampiry? Nie to by było zbyt proste. Kolejne morderstwa kierują śledztwo w jednym, lecz jakże zaskakującym kierunku – do Kościoła.


W kraju gdzie 95 procent społeczeństwa deklaruje się jako katolicy, książka ta wywołała niezły zamęt. Połączenie religii z okultyzmem i czarną magią niekoniecznie wszystkim się spodobało. Szczególnie, że utwór ten niesie ze sobą głębsze przesłanie.


Gatunkowo książkę tę ustawiłabym na półce gdzieś pomiędzy kryminałem a horrorem, z delikatną przewagą powieści grozy. Jednak między wierszami książka obrazuje nam oblicze kościoła, którego nie znamy z coniedzielnych wizyt. Ukazana jest tutaj hipokryzja księży, ich popędliwość, relacje pedofilskie, nieposkromione rządze cielesne, homofobia. Jest to też książka o zwykłych ludziach, o ich dwóch obliczach- jednym dobrym katolickim ( na pokaz ) , drugim skrytym – zawistnym. Mowa tutaj o dwóch przyjaciółkach, które mamy okazję poznać na kartach książki. Z jednej strony mamy do czynienia ze swoistego rodzaju wyścigiem w zdobyciu medalu- kto będzie lepszą katoliczką, z drugiej strony snuciu misternych planów, jak tu rzucić kłody po nogi tej drugiej.. jakże życiowe prawda? Myślę , że autorka zaopatrzyła swoich bohaterów w najgorsze cechy polskiej emigracji – polak polakowi wilkiem.


Co mi się podobało w książce to prowadzące do rozwiązania zagadki tajemniczych morderstw wskazówki. Niby pojawiały się znikąd, jednak zawsze było dla nich logiczne wyjaśnienie. Autorka może nie posiada ( jeszcze ) tego kunsztu w wymyślaniu intryg co Dan Brown czy Khoury jednak nie przeszkadza to w cieszeniu się powieścią. Akcja jest prowadzona bardzo rozmyślnie. Raz gna na łeb na szyję , raz zwalnia i daje czytelnikowi czas na przemyślenie. Małym minusem jest zbyt szybkie wyjawienie osoby mordercy. Autorka mogła potrzymać nas dłużej w niepewności. Otwarte zakończenie daje nadzieję na ciąg dalszy, którego jestem bardzo ciekawa.


Wielkie brawa dla autorki za odwagę. Osadzenie akcji powieści na Jasnej Górze było dość śmiałym posunięciem. Miejmy nadzieję, że nie zostanie ukamieniowana przez moherowe berety bo żal by było stracić tak dobrze zapowiadającą się pisarkę.


Książkę, paradoksalnie, powinni przeczytać członkowie kościoła katolickiego, ponieważ jest to swoisty krzyk człowieka religijnego. Wołanie o zmiany, których Kościół powinien dokonać by nie stracić twarzy. Codziennie w wiadomościach możemy usłyszeć o jakiejś aferze z udziałem członków Kościoła. Ta książka to nie tylko kawał dobrego horroru – to również zaproszenie do dialogu nad zmianami, które Kościół powinien przejść by wyplenić patologiczne zachowania.


Jeszcze jednym plusem jest styl. Widać, że autorka wzoruje się na Grahamie Master tonie, którego bardzo lubię. Zdania są krótkie i rzeczowe, opisy nie przypominają tych w „Chłopach” czy „Ani z Zielonego Wzgórza”, przedstawiają dokładnie to co powinny bez zbędnego stenotypowania, co sprawia , że co wytrwalszy czytelnik jest w stanie przeczytać tę lekturę w jeden wieczór.

Moja ocena to 4,5/5 . Podobało mi praktycznie wszystko. Wyśmienity i odważny pomysł na fabułę. Ciekawe i dobrze zarysowane postacie ( męskie są troszkę mniej wyraziste), dobrze wyważone tempo akcji i ukryte dno jakim jest  przesłanie do naprawy Kościoła. Polecam

Brak tytułu

"Tajemnica niebieskiego kufra"
autor: Lise Dion
wydawnictwo: Prószyński i S-ka







Ciężko mi jest pisać tę recenzję ponieważ obrazy z tej jakże wzruszającej książki nadal stoją przed moimi oczami. „Tajemnica niebieskiego kufra” jest powieścią opartą na faktach. Młoda kanadyjska zakonnica Armande Mantel, przebywa na misji w Bretanii. Jest rok 1940 przez kontynent europejski przewala się wojna. Armande zostaje aresztowana i umieszczona w obozie koncentracyjnym, gdzie przebywa do końca wojny. Po powrocie do Kanady porzuca strój zakonny by związać się z wielką miłością swojego życia. Osiadają w Montrealu i adoptują córkę – Lisę Dion- autorkę tejże książki.


Lisa zna tylko nieliczne fakty z życia matki. Dlatego odkrycie pamiętnika, który znajduje już po jej śmierci podczas porządkowania apartamentu zmarłej, jest dla niej zaskoczeniem. Dziennik ukryty był w niebieskim kufrze, do którego nigdy nie miała dostępu.


Zawsze byłam zafascynowana odkrywaniem rodzinnych sekretów. Nawet w powieściach, które są tylko zwykłą literacką fikcją, przechodził mnie dreszczyk emocji. Tym bardziej tutaj, gdy wiedziałam, że historie opisane w dzienniku zdarzyły się naprawdę. Bardzo rzadko mamy okazję poznać wspomnienia ofiar wojny. Dotknięci traumą, okaleczeni, złamani – ludzie nie chcą opowiadać o tamtych czasach.  Szczególnie kobiety zazwyczaj obdarzone większą wrażliwością niż mężczyźni. Dlatego przeczytanie wspomnień młodej zakonnicy tak bardzo mnie wzruszyło.


Książki nie można oceniać pod względem stylu pisania czy merytoryki. Autorka nie była pisarką tylko zwykłą zakonnicą dlatego w tej książce ważny jest ładunek emocjonalny, który ze sobą niesie.  Jest to lektura dla ludzi o mocnych nerwach. Sceny nasączone seksualnością i brutalnością mogą szokować – dlatego odradzam książkę młodszym czytelnikom.


Można by się spodziewać, że książka będzie przepełniona dramatyzmem, bólem i cierpieniem. Jednak, co bardzo mnie zdziwiło, aż epatuje nadzieją. Bohaterka przeżywając piekło na ziemi stara się znaleźć dobro w ludziach, z którymi przyszło jej dzielić los – zarówno oprawcami jak i współwięźniarkami. Jest to książka w dużej mierze o przyjaźni w trudnych czasach. Kiedy człowiek znajduje się w sytuacji bez wyjścia, nie wie czy następnego dnia nie zostanie rozstrzelany lub zagoniony do komory gazowej, jedynie przyjaźń pozwala pozostać przy zdrowych zmysłach.


Bardzo mi się podobał opis rozterek nazisty, Widzimy tutaj, że nie wszyscy Niemcy tamtych czasów byli do szczętu źli. I oni przeżywali dylematy moralne, zastanawiali się nad celem i słusznością swoich czynów – ten fragment bardzo zapadł mi w serce.


„Tajemnica niebieskiego kufra” są lekturą obowiązkową dla osób interesujących się Drugą Wojną Światową. Jest to nie tylko zapis wspomnień lecz doskonała literatura faktu, która przybliży nam realia panujące w nazistowskich obozach zagłady.



Moja ocena to 5/5. Nie za styl pisania czy szybkość akcji. Mocne pięć punktów za te łzy, które mi pociekły po policzkach, łzy wzruszenia nad hartem ducha młodej kobiety, która zamiast załamać się i zginąć, niosła nadzieję sobie i innym.

Brak tytułu

"Miłość alchemika"
autor : Avery Williams
wydawnictwo : Amber








Ta książka jest po prostu cudowna. To w zasadzie wszystko, co mogę na jej temat powiedzieć. Krotka, ale jakże dobra. Jednak chce by przeczytał ja cały świat, dlatego w mojej recenzji muszę podąć troszkę więcej detali.

Na początku powieści cofamy się do 1300 roku gdzie po raz pierwszy spotykamy sie z Serafina. Nie wiem, dlaczego ale książki osadzone w realiach średniowiecza niezwykle mnie fascynują. Pewnie, dlatego jestem gorąca zwolenniczka fantasy, chociaż książkami historycznymi również nie pogardzę. Prawdopodobnie moja fascynacja wynika z prostego faktu: kiedyś wszystko było tak inne niz. teraz z jednej strony życie było o wiele prostsze z drugiej jakże trudne – przynajmniej dla tych, którym niedane było urodzić się w królewskich rodzinach.

Czternastoletnia Serafina wybrała się na tance. Noc jest gorąca wiec zmęczona dziewczyna postanawia opuścić towarzystwo i wyjść na dwór by zaczerpnąć świeżego powietrza. Tam spotyka Cyrusa- syna alchemika, – który wyznaje jej ze od dłuższego czasu ja obserwował. Ich rozmowa zostaje przerwana przez dwójkę rabusiów. Serafina dostaje sztyletem w plecy. Cyrus nie chcąc by jego miłość umarła używa eliksiru nieśmiertelności uwarzonego przez jego ojca. Dzięki miksturze dusza dziewczyny zostaje przeniesiona do ciała kobiety, która ja zaatakowała. Serafina budzi się w nowym ciele i rozpoczyna się historia miłosna mająca trwać cala wieczność.

Rozdział drugi przenosi nas w czasy nam współczesne. Jednak bohaterka pozostaje ta sama. Zdziwieni? Otóż to. Zawsze z przymrużeniem oka przychodziłam do idei reinkarnacji – jednak ta książka mnie pozytywnie zaskoczyła. Serafina wędrując z ciała do ciała, za wszelka cenę stara sie nie utrącić swojej tożsamości. Czasami jest to bardzo trudne. Wyobraźcie sobie, wyrwana ze średniowiecznych realiów, budzi się w ciele nastolatki XXI wieku i z plecakiem podąża do szkoły – na Boga przecież ona nawet nie wiedziała, co to za zwierz- ta szkoła;) I to właśnie w bohaterce jest piękne, żyjąc na przestrzeni wieków, jest na tyle twarda ze potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji nie zatrącając siebie. Po tylu latach nadal pozostaje młoda, poszukująca szczęścia dziewczyna odkrywająca świat.

Jednak nie wszystko jest takie piękne. Cena za nieśmiertelność jest szaleństwo Cyrusa. Raz na dziesięć lat – by podtrzymać moc eliksiru- mężczyzna zmuszony jest zabijać kolejnych ludzi by przenieść swoja dusze do ich ciała. Serafina stara się wybierać ofiary spośród osób dążących do samo destrukcji, zepchniętych na margines społeczny, dla których Zycie nie ma wielkiej wartości. Cyrus odwrotnie, jest dla niego obojętne, kogo zabije- dla niego jest to czysta powinność praktykowana przez ostatnie 650 lat. Staje się okrutny, zaborczy – jednym słowem – bez serca. Serafina ma dość takiego życia i postanawia z tym wszystkim skończyć. Uśmiercić swoje ciało i nie przenosić duszy do nowego. Niestety na drodze do wyzwolenia staje jej Cyrus, który do tej pory z kochanka stal sie potworem.

Dziewczynie w końcu udaje się uciec spod jarzma byłego kochanka. Pewnego dnia jest świadkiem wypadku samochodowego. W aucie znajduje się młoda dziewczyna. Ser próbuje pierwszej pomocy jednak jej wysiłki spełzają na niczym. W końcu postanawia przenieść swoja dusze w ciało ofiary wypadku. I od tej pory zaczyna się dla niej nowe Zycie. Nazywa się Kailey i jest typowa nastolatka. Dziewczyna zakochana w chłopaku z sąsiedztwa, używająca facebooka, chodząca do szkoły. Z dnia na dzień coraz lepiej się czuje w nowej skórze, jednak w głębi serca czuje strach przed tym ze Cyrus ja odnajdzie.


Książkę te przeczytałam w jedną noc i na dobre przykula moja uwagę, nawet się nie spostrzegłam jak wyszło słońce. Dusza podróżująca z ciała do ciała – to było dla mnie coś nowego. Jedyne do czego mogę się przyczepić to to, że książka jest za krótka , przydałoby jej się troszeczkę większe rozwinięcie fabuły. Jednak i na to jest rada ponieważ autorka zaplanowała następne tomy.

Moim ulubionych charakterem w książce był Noah – chłopak Kailey – przypuszczam ze każda dziewczyna marzy o takim księciu z bajki. Jest czuły, współczujący, kochany ale jednocześnie silny i męski. Może wam się wydawać ze jest to postać szablonowa lecz nic podobnego. Zresztą przekonacie się sami. Noah od zawsze był zauroczony w Kailey jednak kiedy to Serafina przejmuje kontrole nad jej ciałem ich miłość wybucha szaleńczym płomieniem.

Doskonale w książce przedstawiona jest postać Cyrusa. Mamy tutaj do czynienia z psychopatą usprawiedliwiającym swoja chorobę umysłową wielka miłością. W dzisiejszych czasach jest to nazywane stalkingiem. Dla niego nie ważna jest Serafina, ważne jest to żeby ja kontrolować i podporządkować a to wszystko pod płaszczykiem miłości. Jakże to obłudne i okrutne.

W książce pełno jest zwrotów akcji, nie ma w niej przewidywalności ( no dobrze od razu możemy się zorientować ze Serafina będzie chciała wyzwolić się z cyklu reinkarnacji – jednak i tutaj czeka nas zaskoczenie ). Zakończenie również jest nieprzewidywalne – mało tego byłam nim bardzo zaskoczona- jednak w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Moja ocena to 4,5 / 5 . Gdyby dołożyć dodatkowe 100 stron to byłaby lektura na piątkę ;)




Muśnięta aksamitem ;)

Muśnięta aksamitem ;)

"Muskając aksamit"
autor : Sarah Waters
wydawnictwo : Prószyński i S-ka










Jestem zaskoczona co okładka może zrobić z wyobraźnią. Książka Waters ma już parę dobrych lat, została nawet zekranizowana, jednak  ja o jej istnieniu dowiedziałam się dopiero gdy wydawca zaserwował mi przyciągającą wzrok obwolutę. I oczywiście ją kupiłam. Po przeczytaniu opisu spodziewałam się ciekawej fabuły osadzonej w czasach wiktoriańskiej Anglii, lesbijskiej miłości, odrobiny sexu i wielu wielu przygód. Jednym słowem dobrego  kawałka klasycznej literatury. I się nie zawiodłam.


„Muskając aksamit” opowiada historię Nancy Astley, która jako młoda dziewczyna pomaga rodzicom w prowadzeniu rodzinnego biznesu- baru serwującego ostrygi ( z kart aż czuć ich zapach i uwaga – NIE ODSTRASZA ). Jako młoda, złakniona rozrywek kobieta odwiedza, znajdujący się w pobliskim miasteczku teatr- gdzie wystawiane są rewie. Jest to jakby odskocznia od codzienności. Kolorowe stroje  i rekwizyty, zapach cygar, przygaszone światła przenoszą naszą w bohaterkę w zupełnie inny, magiczny wymiar. Pewnego dnia na deskach teatru dostrzega ucharakteryzowaną na mężczyznę Kitty Butler. Zauroczona muzyką i osobowością performerki postanawia ją poznać. Od teraz wyjazdy do teatru nie są tylko odskocznią a stają się rutyną. Co tydzień Nancy pojawia się wśród publiczności licząc na to, że szczęście się do niej uśmiechnie.


I tak się właśnie staje. Pewnego wieczoru Kitty rzuca w jej kierunku czerwoną różę , dając tym samym Nancy do zrozumienia , że została dostrzeżona. Obie kobiety z miejsca łączy przyjaźń , która wraz z przerzucanymi stronami przekształca się w znacznie gorętsze uczucie. Kiedy Kitty dostaje propozycję pracy w Londynie, Nancy już jako jej charakteryzatorka postanawia razem z nią wyjechać do wielkiego miasta.


W Londynie Nancy poznaje wielu nowych ludzi i zbiera ( jakże ciężki ) bagaż doświadczeń. Namówiona przez kochankę występuje na scenie, przeżywa zawód miłosny, pracuje jako „męska prostytutka” i dostaje się do podziemnego światka londyńskich lesbijek, by w końcu odnaleźć miłość i przyjaźń w miejscu gdzie zupełnie się tego nie spodziewała.


W książce jest dość dużo scen erotycznych dlatego odradzam czytanie jej w miejscach publicznych . Nawet osoby o stricte heteroseksualnych preferencjach mogą poczuć motylki w brzuchu czytając co śmielsze opisy. Niektórym może się wydawać, że scen tych jest za dużo i przytłaczają fabułę robiąc z książki erotyczną powiastkę, którą się przeczyta z wypiekami na twarzy i odstawi na półkę. Jednak biorąc pod uwagę wysyp Greyopodobnych książek mam wrażenie , że mamy tutaj do czynienia z prawdziwą literaturą piękną.


„Muskając aksamit” to książka o dorastaniu, o odkrywaniu samego siebie. Musimy pamiętać, że mamy tutaj do czynienia z młodą dziewczyną, która sama nie wie co zamierza zrobić z własnym życiem. Odkrywając świat , poznaje siebie, uczy się na błędach – każdy z nas to kiedyś przeżył dlatego książka ta  tak bardzo do mnie przemówiła.


Interesującym aspektem powieści jest samo show – którego udziałem są główne bohaterki. W Anglii tamtych czasów przebieranie się za mężczyzn, a tym samym pozbywanie się własnej seksualności było czymś nowym. W konserwatywnym społeczeństwie była to odskocznia dla kobiet od ich dotychczasowego życia, w którym królował patriarchat. Było swoistym uwolnieniem się od atencji mężczyzn i od ram społecznych nałożonych na ówczesne kobiety. Bycie kobietą w tamtych czasach zazwyczaj wiązało się z bardzo ograniczonym zakresem obowiązków – opieka nad domem , rodzenie i wychowywanie dzieci – dlatego trudno się dziwić , że wyzwolone kobiety teatru były czymś co przyciągnęły główną bohaterkę.


Lubię powieści w których fabuła zatacza pełne koło. Każde zdarzenie w życiu Nancy kształtuje następne. Coś wynika z czegoś. Liniowość powieści została tutaj zachowana aż do bólu. Również dodatkowym plusem są w książce opisy. Chociaż osobiście za nimi nie przepadam to akurat tej powieści dodają smaku i przybliżają nam epokę, w której rzecz się rozgrywa.

Moja ocena to 4,5/ 5. Jeśli szukacie romansu w tradycyjnym znaczeniu tego słowa to nie jest to książka dla was. Jeśli zaś interesuje was ludzka transformacja, proces odnajdywania siebie to jak najbardziej polecam.

Brak tytułu


Recenzja książki : Skarbiec Łazarza
autor : Tom Harper
wydawnictwo : Albatros








Święty Graal jak i związana z nim tajemnica fascynowała ludzkość od wieków. Dlatego nie należy się dziwić, że ta mityczna relikwia jest i ( prawdopodobnie ) będzie tematem wielu książek. Mieliśmy już Steva Berriego czy Dana Browna – teraz zaś przyszedł czas na Toma Harpera- kolejnego mistrza powieści przygodowej.
Możecie nie uwierzyć jednak do kupna książki zachęciła mnie prostota jej okładki. Skromny klucz na żółtym tle. Niby nic wielkiego jednak zwiastuje głęboko pogrzebaną tajemnicę. W dzisiejszych czasach dobra okładka to połowa sukcesu. Żyjemy w społeczeństwie gdzie kupuje się oczami – jeśli wydawca o tym zapomni to jego zyski mogą znacząco zmaleć.
Parę słów o fabule :
Ellie Stanton – świeżo upieczona absolwentka uniwersytetu dostaje tajemniczy list z ofertą pracy od od Viviana Blancharda prezesa Londyńskiego banku, którego korzenie sięgają aż w czasy średniowiecza.  Zaskoczona gdyż oferowana pozycja nie jest do końca zgodna z jej kierunkiem studiów – ma duże wątpliwości. Jednak 7 tysięcy funtów rocznie, możliwość zamieszkania w Londynie – mieście jej marzeń – i zrobienia kroku wzwyż na drabinie społecznej są koszące. Stawia się na spotkanie i przyjmuje propozycję. Jej związek z Dougiem przechodzi kryzys dlatego szybko zostaje kochanką swojego pracodawcy i odkrywa sekret , który ma już na zawsze zmienić jej życie. Odkrywa tajemnice , która ma bezpośredni związek ze śmiercią jej ojca, a cała intryga sięga daleko wstecz aż do XII wieku i pierwszego kronikarza  Chrétiena de Troyes, zajmującego się dziejami arturiańskimi i tajemnicą Świętego Graala. Nieświadomie wciągnięta w intrygę staje się obiektem zainteresowań ludzi, o niekoniecznie przejrzystej przeszłości. Czuje, że jest obserwowana i decyduje się na krok ostateczny- włamanie do bankowego skarbca by odkryć jego tajemnicę. I tutaj zaczyna się przygoda.
Fabuła książki biegnie dwutorowo. Z jednej strony mamy czasy nam współczesne, w których poznajemy Ellie i jej perypetie. Z drugiej strony cofamy się o 800 lat, w czasy średniowiecznych rycerzy by w pierwszoosobowej narracji poznać  Chrétiena de Troyes. I tutaj autor popełnił malutki błąd. Część „średniowieczna” , która jest bardziej faktograficzna została w nieznacznym stopniu przytłoczona przez część w której poznajemy młodą bankierkę. A szkoda ponieważ Harper zadał sobie niemało trudu by doskonale przedstawić nam oblicze Anglii i Walii XII wieku i panujących w ni stosunków. Co prawda obiega historie mają wspólny mianownik jednak zabieg zmiany narracji może wprowadził małe zamieszanie.
Jedną z nielicznych rzeczy , które drażniły mnie w książce jest postać głównej bohaterki. Niestety Ellie nie da się polubić. Jej ruchy są zupełnie przypadkowe, cechuje się swoistą naiwnością. Można nawet powiedzieć, że rozum nadrabia odwagą. W tej książce mamy do czynienia z rzeczą niezwykła . Mianowicie bardziej zżywamy się z postaciami nacechowanymi negatywnie niż z tymi „dobrymi”. Bo jakże można polubić Elli , która przeżywając kryzys w związku od razu wskakuje do łóżka komuś innemu?
Książka jest napisana świetnym , przystępnym językiem. Krótkie rozdziały , jak u Dana Browna, nadają fabule rozpędu i zmuszają nas do czytania . Tak naprawdę pomimo rozmiaru książka ta to posiedzenie na dwa podejścia , ponieważ ciężko się od niej oderwać. Fabuła została doskonale przemyślana, chociaż nie brak w niej błędów i niedopowiedzeń. Znajdziemy tutaj szereg pytań , na które nie dostaliśmy odpowiedzi- to może potencjalnego czytelnika denerwować. Głównym z tych pytań było : Dlaczego Ellie w to wszystko się wplątała? Przecież na dobrą sprawę jej to nie dotyczyło.
Jednak te drobne mankamenty nie powinny nam przeszkodzić w odbiorze książki , która jest dobrym przykładem literatury przygodowej. Wszystkie wątki są logicznie wyjaśnione, liniowość powieści została zachowana.  Krytykowane przez Glogerów zakończenie , może faktycznie było zbyt proste, jednak nie należało do złych.

Książkę punktuję na 4/5 gwiazdek. Wielbiciele książek przygodowych będą ją czytali z uśmiechem na ustach. Duża dawka tajemnic, szybka akcja, dobrze zarysowane profile postaci. Czegóż jeszcze potrzeba?
Zaszekspirowana :)

Zaszekspirowana :)


Recenzja książki Księga powietrza i cienie
autor : Michael Gruber
wydawnictwo : Świat Książki 






Ta książka jest po prostu fascynująca. Podobało mi się to, że jest napisana tzw. „szeroką perspektywą” . Mnogość narratorów może na początku drażnić ( szczególnie, że pierwszy narrator jest nudny aż do bólu ) jednak z biegiem kartek wiemy , że zabieg ten miał na celu nie tylko pokazanie akcji z każdej perspektywy lecz również szczegółowego przedstawienia głównych bohaterów. I to się udało. Nie ma tutaj postaci szablonowych , gdzie jedna postać jest dobra a druga zła. Jak już przyzwyczaimy się do danego bohatera i wiemy czego się po nim spodziewać , to po przewróceniu strony będziemy nieco zaskoczeni ( czasami niezbyt miło ;)

W rozdziale pierwszym dużo dowiemy się a Shakespearze. Ogrom pracy jakąż włożył autor w tak cudowne nakreślenie tej postaci jest wprost zniewalający. Kiedyś redagowałam pracę licencjacką mojej koleżanki i śmiało mogę powiedzieć, że mniej się z niej dowiedziałam o pisarzu niż z tej właśnie książki.  I jeszcze zrobić to tak by nie było nużące dla czytelników? Brawo.

Książka sama w sobie podobna jest do twórczości Dana Browna. Mamy tutaj zagadki i tajemnice tak charakterystyczne dla tego gatunku. W miarę jak zbliżamy się do końca, mamy świadomość co do czego prowadzi, praktycznie sami jesteśmy w stanie rozwiązać zagadkę. Jednak , w przeciwieństwie do twórczości Dana Browna – kiedy by nam to przeszkadzało, tutaj nie zwracamy na to uwagi. Na przestrzeni wielu stron zdążyliśmy tak się zżyć z bohaterami, że nie fabuła jest dla nas ważna a ich odczucia , które poznamy na końcu.

Spotkałam się z opiniami, że w książce jest za dużo szczegółów z życia narratora ( samego pisarza) i wszystkich uczestników intrygi. Zbyt dużo retrospekcji, które  powodują, że czytelnik gubi wątek. Powiem tak : jeśli ktoś się spodziewa sznurkowej fabuły niech pójdzie do kina ( proszę rozważnie wybrać film ). Owszem mamy tutaj dużo szczegółów – jednak są one potrzebne by czytelnik w pełni mógł zrozumieć zamysł autora. Kolejnym plusem jest : dzięki retrospekcjom możemy pogłębić naszą wiedzę, gdyż w dużej mierze jest to książka biograficzna . Dzięki tej książce możemy pośrednio poznać samego autora, którego życie jest jakże fascynujące. Dziękuję mu za to – nie jest już teraz dla mnie obcym człowiek , którego kojarzę tylko z nazwiskiem na okładce.

Rozczarowujący może być jedynie koniec  i to z dwóch powodów. Po pierwsze jeśli „jesteśmy” w książkach przygodowych to z łatwością rozwiążemy zagadkę, po drugie żal jest rozstawać się z bohaterami, których zapewne każdy z was polubi.

Praktycznie w tej książce mamy wszystko co potrzeba by się dobrze bawić : jest zagadka i tajemnica, troszkę faktów, porwania, przygody. I uwaga mamy tutaj nawet miłość i filozofię. Kurcze zaczyna to wyglądać jak Zrzucajka- zupa z całego tygodnia J Jednak w formie podanej przez Gordona Ramseya.


Moja punktacja to 5/5 polecam!
Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger