"Tak sobie wyobrażałam śmierć" Johanna Mo

"Tak sobie wyobrażałam śmierć" Johanna Mo

 Tytuł : "Tak sobie wyobrażałam śmierć"
 Autor : Johanna Mo
 Wydawnictwo : Editio
 Data wydania : 19 lipca 2017
 Liczba stron : 320
 Tytuł oryginału : Döden tänkte jag mig så



 Terapia


Nie ma to jak kawał dobrego skandynawskiego kryminału. Mało tego. Muszę dodać, że był to jeden z lepszych debiutów literackich jakie zdarzyło mi się przeczytać. W tej książce było wszystko to co miłośnicy gatunku lubią najbardziej : ciekawa zagadka, wartkie tempo, pełnowymiarowe postaci oraz mroczny klimat. Nie obyło się też bez elementów thrillera psychologicznego, które dodały książce smaczku. Naprawdę trzeba czytać z negatywnym nastawieniem by dopatrzyć się jakichś potknięć. Aż się boję co autorka zaserwuje nam następnym razem. 

Rok 2010. Helena Mobacke po ponad rocznej przerwie wraca do pracy. Od momentu śmierci syna,
porwanego przez psychopatę ośmiolatka, nie mogła się pozbierać. Nadszedł czas by wziąć się w garść i pokierować własnym życiem w odpowiednim kierunku. Dzięki swojemu doświadczeniu i wyrobionej świetnej opinii staje na czele jednostki specjalnej mającej zajmować się skomplikowanymi dochodzeniami policyjnymi. Pierwszą sprawą, która trafia na biurko Heleny jest zabójstwo młodego chłopaka, zepchniętego z peronu wprost pod pociąg metra. Jednak przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. Ciągłe myśli o zamordowanym synu mają wielki wpływ na pracę policjantki i przesłaniają oczywiste fakty. Kiedy kolejna osoba ginie pod kołami pociągu Helena musi wziąć się w garść gdyż na szali stoi jej kariera i całe przyszłe życie.

Książka ta jest typowym wstępem do cyklu powieści kryminalnych. To właśnie tutaj poznajemy naszych głównych bohaterów, czyli pięcioosobową jednostkę do zadań specjalnych. Jak w przypadku większości powieści tego gatunku autorka nie w pełni rozwija profile naszych bohaterów, co pozwala nam sądzić, że spotkamy się z nimi w kolejnych częściach. Teraz dostaliśmy przedsmak, typową przystawkę tuż przed daniem głównym. I była ona wyśmienita. Nie każdemu autorowi udaje się tak wykreować postaci by uchwycić ich indywidualizm i różnice charakterów. Zazwyczaj mamy do czynienia z dobrymi i złymi glinami. Tutaj są oni po prostu ludzcy. Widać, że pisarce nie zależało na tym abyśmy ich polubili, współczuli im czy z nimi sympatyzowali. Przedstawiła suche fakty, grupkę ludzi, którzy prowadzą policyjne śledztwo lecz oprócz tego mają swoje własne problemy i życie osobiste. I właśnie to życie pozostawione jest w sferze niedomówień, niby dostajemy ogólny zarys sytuacji jednak autorka nie wnika głębiej w samą istotę sprawy. Taki chwyt sprawdził się znakomicie gdyż zamiast zbyt rozbudowanej części obyczajowej spokojnie możemy się skupić na tym co najważniejsze czyli na śledztwie. 
Jedyna postać, którą chcę poddać wnikliwszej analizie, to Helena. Z pewnością jest to bohaterka, która zostanie poddana ostrej krytyce. Posypią się opinie, że w jej stanie niemożliwością był powrót do pracy, że jej stan emocjonalny miał zły wpływ na rozwój śledztwa a jej przełożony był ślepy że tego nie widział. Z wszystkim tym się zgadzam. Człowiek, który przeżył tragedię jest istotą poniekąd okaleczoną, a rany goją się długo a czasem wcale. Owszem można było Helenę posadzić za biurkiem i wypełnić jej dzień papierologią jednak czy można to zrobić osobie, która zasłużyła się szwedzkiemu wymiarowi sprawiedliwości? Moim zdaniem powrót do pracy był dla Heleny swoistą terapią. Owszem popełniała błędy, często reagowała zbyt emocjonalnie, jednak śledztwo szło do przodu. W końcu w grupie siła. Osobiście podziwiam naszą główną bohaterkę. Podziwiam i rozumiem. Pewnych rzeczy nie da się zapomnieć jednak trzeba nauczyć się z nimi żyć. Wierzę, że w następnych tomach Helena będzie ewoluować i wierzę w jej sukces. 

Sam pomysł na fabułę był rewelacyjny. Metro, podziemia i szaleniec spychający ludzi wprost pod pędzący pociąg. Wszystko było tak realistyczne, że aż zaczęłam dziękować Bogu, że u mnie w mieście nie ma metra (ani tramwajów czy nawet zwykłych pociągów). Z początku akcja rozkręcała się powoli co dało nam czas na poznanie mechanizmów prowadzenia policyjnego śledztwa. Jednak jak poznaliśmy już wszystkich bohaterów, jak urządziliśmy sobie pokój do zebrań i zapisaliśmy markerem białą tablicę z dowodami i tropami, to zaczął się prawdziwy rollercoaster. Akcja przyśpieszyła, pojawiły się kolejne ofiary. Najlepsze było to, że sprawca był cały czas z nami. Dzięki trzecioosobowej narracji mieliśmy wgląd w jego myśli, wiedzieliśmy co dzieje się w jego głowie, jedyne czego nie wiedzieliśmy do samego końca to kim jest. Przyznam, że domyśliłam się dopiero w momencie kiedy już było to nieuniknione. 

Oprócz warstwy kryminalnej powieści mamy również warstwę psychologiczną, która jest równie ważna. Jak wiemy nasza bohaterka straciła syna, którego zamordował szaleniec. Niestety nie dowiadujemy się wiele o okolicznościach, co jeszcze bardziej skłania mnie do sięgnięcia po kolejne tomy (o ile będą). Autorka w fenomenalny sposób przedstawia nam wgląd w myśli kobiety, która przeżyła nieodżałowaną stratę. Stracić własne dziecko to jak stracić kawałek własnego serca. Ta trauma pozostaje w człowieku przez całe życie. Na kartach tej powieści zamieszczono ogrom rozpaczy i cierpienia, które jest trudne do opisania tak by czytelnik wziął choć część bólu na siebie. Autorce się to udało. Czytając tę powieść byłam w stanie wczuć się w rolę głównej bohaterki, wraz z nią cierpieć a jednocześnie szukać w sobie siły do parcia naprzód. 

"Tak wyobrażałam sobie śmierć" jest na pewno jednym z lepszych kryminałów jak przeczytałam w tym roku. Jeśli autorka utrzyma poziom to za parę lat może zaliczać się do grona moich ulubionych pisarzy. Jest to na pewno jedna z tych książek od których ciężko się oderwać. Wspaniałe połączenie kryminały z dramatem psychologicznym i elementami thrillera. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na więcej. Polecam.

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :



"Odległość między tobą a mną" Jennifer E. Smith

"Odległość między tobą a mną" Jennifer E. Smith

 Tytuł : "Odległość między tobą a mną"
 Autor : Jennifer E. Smith
 Wydawnictwo : Bukowy Las
 Data wydania : 14 czerwca 2017
 Liczba stron : 304
 Tytuł oryginału : The Geography Of You And Me





 Świat przyjaźni

Uwielbiam takie powieści. Literatura new adult przywołuje wspomnienia i wywołuje nostalgię oraz tęsknotę  za czasami młodości. Czytając o pierwszych miłościach, niewinnych pocałunkach, szkołach czy przyjaciołach z podwórka zawsze cofam się w czasie. Często są to powieści banalne, napisane prostym językiem, spokojne, już na pierwszy rzut oka możemy poznać, że nie jest to literatura dla dorosłych czytelników. Jednak takie książki są potrzebne. Uczą młodych czytelników, przestrzegają przed błędami, często spełniają rolę lustra gdzie odbija się ich własne życie, dają nadzieję i rozwijają wyobraźnię. Pomimo wad, autorka odwaliła kawał dobrej roboty i napisała powieść, którą czytało się z czystą przyjemnością.

Lucy i Owen mieszkają w jednym apartamentowcu. Jednak oprócz wspólnego adresu więcej ich
dzieli niż łączy. Ona, córka bogatego bankowca, od zawsze obracała się w luksusie, on, syn dozorcy, niejednokrotnie zaznał biedy, ona nie wie co zrobić z własnym życiem dla niego jedynym marzeniem jest pójście na uniwersytet. Pewnego dnia w Nowym Yorku gasną światła. Jest to spowodowane awarią w jednej z elektrowni, tak potężną że odłączyła od prądu pół wybrzeża. Dwójka nieznajomych jedzie windą kiedy ta staje wpół piętra. Nastolatkowie zmuszeni są czekać na ratunek. W tym czasie nawiązuje się pomiędzy nimi rozmowa. Uwolnieni wychodzą na dach wieżowca oglądać gwiazdy. Znajomość ta nie ma jednak szans się rozwinąć ponieważ rodzice Lucy postanawiają zamieszkać w Szkocji, gdzie ojciec dziewczyny dostał propozycję awansu. Również Owen wraz z ojcem zamierzają opuścić Nowy York i pojechać w nieznane w pogoni za pracą. Pomimo dystansu nie potrafią o sobie zapomnieć lecz jedyną formą kontaktu są pocztówki z podróży. Czy uda im się spotkać ponownie?

Historia wydaje się być banalna. Dwójka ludzi spędza noc na dachu wieżowca, zakochują się w sobie jednak los chciał, że ich drogi się rozchodzą.  Takich historii jest mnóstwo, zarówno dla dorosłych jak i dla tych młodszych czytelników. Czy jest zatem coś co tę powieść wyróżnia? Pewnie nie, jednak i tak się ją czytało z największą przyjemnością. W błędzie są Ci, którzy myślą, że jest to książka o miłości. Moim zdaniem jest ona o prawdziwej przyjaźni pomiędzy dwójką młodych ludzi, bo czyż możemy mówić o miłości nastolatków, którzy nie mają za sobą praktycznie żadnych doświadczeń na tym polu? Krytycy książki zarzucają jej następujące : jak można się w kimś zakochać, spędzając z tą osobą zaledwie kilka godzin i to w niezbyt sprzyjających warunkach. I w zupełności się z nimi zgadzam- jest to niemożliwe. Jednak jest to czas wystarczający by dana osoba nas zafascynowała i zainteresowała na tyle by chcieć ją lepiej poznać. I myślę, że właśnie to było udziałem naszych bohaterów. Zwykła chęć poznania drugiej osoby, tęsknota za nieznanym, która jest obecna w każdym człowieku. Dlatego Ci, którzy spodziewają się romansu srogo się zawiodą. Owen był dla Lucy kimś nowym, kimś intrygującym. Poznała go w blasku gwiazd, co zapewne dodało mu uroku. Lucy dla Owena była istotą z innej planety, kimś z innej ligi. Najpiękniejsze w tej książce jest to, że nie czekamy na to by nasi bohaterowie wzięli ślub i mieli dzieci. Czekamy na to by dane im było się spotkać. A czy spotkają się i padną sobie w ramiona, czy też siądą przy kawie jak przyjaciele, nie jest najważniejsze. W tej sytuacji każde rozwiązanie byłoby dobre, więc autorka nie mogła nas rozczarować. 

Za to rozczarował mnie obraz rodzicielstwa przedstawiony w powieści. W dzieciństwie i w czasach szkolnych miałam dość dużo swobody jednak czuć było rodzicielską kontrolę. Opiekunowie naszych bohaterów w zupełności nie przypominają rodziców, zachowują się bardziej jak przyjaciele, dalsza rodzina, a często po prostu jak znajomi, dla których posiadanie dziecka jest przykrym obowiązkiem i wystarczy, że spełnią wymagane minimum aby mu sprostać. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie rodziców, którzy zostawiają córkę w domu (dodajmy, że chodzi o Nowy York) a sami wylatują na parę tygodni do Europy. Dodam, że dziewczyna ma 16 lat i można wywnioskować, że taki wypad nie zdarzył się pierwszy raz. W Polsce opieka społeczna na pewno by się tym zainteresowała. Podobnie jest w przypadku Owena, którego ojciec nie waha się przed zwolnieniem syna z ostatniego roku szkoły, i zabrania go na włóczęgę po Stanach. Chłopak ma tak dobre wyniki, że i tak dostanie się na wyższą uczelnię, więc już nie ma powodu by kontynuować naukę. To mnie zaciekawiło. Jeśli Owen naprawdę wszystko pozaliczał to czasem nie jest odpowiedni czas na wysyłanie listów do wybranych uniwersytetów? Przecież niektóre z nich przyjmują studentów już na parę miesięcy wcześniej oferując ciekawe kursy integracyjne. Czy nie lepiej było na któryś się zapisać, zamiast zmywać gary w meksykańskiej knajpie? Jeśli czegoś współczułam naszym bohaterom, oczywiście oprócz sytuacji w jakiej się znaleźli, to właśnie ich rodziców. 

Długo się zastanawiałam jakim (jednym) słowem można by określić tę powieść. I niejednokrotnie na myśl przychodziło mi "słodka". Ale czy książka może taka być? Najwidoczniej. Nasi bohaterowie są po prostu rozczulający, oczywiście pomijając fakt, że Lucy miała syndrom Belli Swan ze "Zmierzchu" i w fantastyczny sposób z zahukanej i nieśmiałej dziewczyny przeobraziła się w szkolną celebrytkę, dziewczynę przystojnego rugbysty. Jednak pomimo takich "słodkich" nieścisłości książka jest naprawdę dobra. Duży druk, odpowiednia ilość dialogów i krótkie rozdziały sprawiają, że czyta się ja naprawdę szybko. Troszkę żałowałam, że narracja jest w trzeciej osobie, o wiele lepiej by mi się czytało tę historię w formie pamiętników, myślę że wtedy ukazał by się pełniejszy obraz uczuć naszych bohaterów.

Polecam wszystkim młodym i tym troszkę starszym czytelnikom. To spokojna, napisana niezłym stylem lektura, na ciepłe letnie wieczory. Z tą książką nie dość że poznacie pasje i rozterki naszych bohaterów to jeszcze zwiedzicie kawałek świata, który autorce w ciekawy sposób udało się opisać. Nowy York bez prądu, mglista i deszczowa Szkocja, zaśnieżona Kalifornia, Rzym czy Paryż, piękna lektura w pięknych okolicznościach przyrody. 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :




"Zapisane w gwiazdach" Lucie Di Angeli Ilovan

"Zapisane w gwiazdach" Lucie Di Angeli Ilovan

 Tytuł : "Zapisane w gwiazdach"
 Autor : Lucie Di Angeli Ilovan
 Wydawnictwo : Zysk i S-ka
 Data wydania : 26 czerwca 2017
 Liczba stron : 584


 Historia obyczajowości


Uwielbiam książki historyczne, których fabuła osadzona jest na Kresach - pochodzi stamtąd moja babcia więc poniekąd i ja. Lubię również książki obyczajowe- spokojne, wzruszające, ot po prostu życiowe. Myślałam, że połączenie tych dwóch gatunków będzie znakomitym pomysłem. Nie pomyliłam się choć nie obyło się bez wad. Zbytnia drobiazgowość, dość powolne tempo fabuły mogą sprawić, że czytelnik będzie znużony ale przeczytać warto chociażby ze względu na sam motyw historyczny. Jednak przestrzegam- jest to książka dla wytrwałych fanów powieści obyczajowych, wielbiciele innych gatunków mogą się poczuć rozczarowani.

Matka Pauliny, kobieta ze znanego i bogatego rodu, zakochała się w chłopcu stajennym. Na nic zdały
się napomnienia i zakazy rodziców, zamykanie w pokoju i szantaż. Kiedy dziewczyna zaszła w ciążę rodzina ją wydziedziczyła. Szybko się okazało, że miłość przemija a bieda pozostaje. Paulina urodziła się w czworakach, jako jedna z czterech córek. W dość młodym wieku wyszła za mąż i wraz z mężem wyprowadziła się na Wschód. Mężczyzna okazał się pijakiem, który ostatnie pieniądze zamiast na jedzenie dla dzieci wolał wydać na alkohol. A rodzina powiększała się coraz bardziej. Po Kaszmirze urodziła się Maruszka a na końcu Józio. To właśnie o ich losach opowiada to książka. 

Najważniejsze jest w życiu to by nie zapomnieć o swoich przodkach i pochodzeniu. Byłam bardzo zaskoczona kiedy dowiedziałam się dwóch rzeczy : po pierwsze nie spodziewałam się, że autorka jest Polką (zmyliło mnie nazwisko) a po drugie, że historia była inspirowana prawdziwymi faktami z życia jej rodziny. Nie miałam okazji czytać "Żniwa gniewu", poprzedniej książki autorki, dlatego bohaterowie byli dla mnie nowi i nieznani podobnie jak cała historia. Kiedyś na studiach dostałam zadanie opowiedzenia historii swojej rodziny sięgając aż do czwartego pokolenia wstecz. pamiętam, że sporo czasu mi zajęło dotarcie do świadków, odnalezienie kuzynów i dokumentów. Czytając tę książkę, nawet biorąc pod uwagę, że część historii jest czystą fikcją literacką, nie potrafię wyjść z podziwu dla autorki, która zadała sobie wielki trud by tak wiernie oddać ówczesne realia zarówno społeczne jak i historyczne. Fakty historyczne się zgadzają, co jest częstym problemem w przypadku beletryzowanych powieści historycznych, czuć ducha epoki. Autorce udało się wiernie oddać klimat, język, obyczaje a nawet przyrodę Kresów. Łatwo by było skupić się na historii rodziny i ich losach, trudniej to wszystko przedstawić w określonych ramach historycznych. Jeśli dobrze się nie przygotujemy zawsze ktoś nam wytknie niedbalstwo i naginanie historii. Tutaj takich potknięć nie było. Wojna, obozy jenieckie, wywózki na Sybir - to istotna część książki, nie koloryzowana, często przytaczana w postaci suchych faktów- te części są znakomite- zatrważają i wzbudzają emocje, choć napisane są jak ustępy podręcznika. Bohaterowie wiodą prym a historia jest strasznym tłem, które jest nieubłagane, niepodatne na zmiany. Właśnie przez to, przez całą książkę miałam odczucie nadchodzącej katastrofy, zło czaiło się za rogiem, i tylko czekałam na ten moment, który wiedziałam, że ma nadejść. Wiedziałam bo autorka nie mogła zmienić historii, nie wykraczając poza ramy gatunku. Sama ta świadomość sprawiała, że miałam łzy w oczach. Przez kilkaset stron poznawałam naszych bohaterów i ciągle tkwiłam w trwodze o ich los. 

Książka ta to typowy przykład powieści obyczajowej, jest może nawet zbyt mocno zakorzeniona w tym gatunku. Na moją opinię ma wpływ zbytnia drobiazgowość, szczegółowość i nadmiar detali. Naszych bohaterów poznajemy na wskroś. Czasem miałam wrażenie, że autorka chce ich wywrócić na nice, rozkroić jak na stole sekcyjnym i zajrzeć im w żołądki. Wiemy kiedy śpią, kiedy i co jedzą, czym myją zęby, jakim kolorem jest podszyty ich płaszcz. W przeciwieństwie do opisywania tła historycznego, czy tworzenia charakterystyki bohaterów, takie detale z ich życia sprawiały, że książka była momentami nużąca, zbyt ciężka. Za dużo słów, zbyt mało informacji. Można było przeczytać kilkadziesiąt stron i stać w miejscu. Jedynie dialogi posuwały akcję do przodu, i to właśnie one zapewniły książce notę wyższą niż ta którą zamierzałam dać wcześniej. Były znakomite, były również kołem ratunkowym, przyśpieszaczem, narratorem i wyznacznikiem tempa. Gdyby tę książkę pozbawić dialogów to dostalibyśmy jajeczny omlet bez wyraźnej struktury. Dlatego autorce należą się brawa za nadanie temu daniu smaku i pikanterii. 

Kolejnym ważnym elementem tej książki są postacie, a najważniejszym same główne bohaterki. Historia ta jest hymnem pochwalnym na cześć słabej płci, która okazuje się twarda jak stal w czasach kiedy najsilniejsi pochylają głowy. To właśnie dzięki tym kobietom, ich wytrwałości, miłości bez względu na wszystko i twardej ręce rodzinie udało się przetrwać, przeżyć biedę, wojnę, głód i niewolę. Nasze bohaterki są silne, zaradne, mają wyobraźnie i wyrachowanie, cechy tak ważne w czasach kiedy nie wiemy co przyniesie jutro. Nie irytują swoim zachowaniem, nie są "matkami polkami", są prawdziwe, szczere do bólu, często wulgarne, ale to właśnie owa brutalność czyni je wyjątkowymi. Rola mężczyzn w tej powieści w większości sprowadza się do tła. To przyjemna odmiana po książkach w których to właśnie mężczyźni grają główne skrzypce.

Książka ta powinna znaleźć się w biblioteczce każdego miłośnika powieści obyczajowych. Pomimo drobnych niedociągnięć czy zbytniej drobiazgowości jest to naprawdę wartościowa pozycja. Uczy pokory, pokazuje świat, któremu daleko jest do kolorowego. Jest to ważna lekcja historii. Sama z pewnością sięgnę po kolejny tom. Polecam. 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 


"Pójdę do jedynej" Kasia Bulicz-Kasprzak

"Pójdę do jedynej" Kasia Bulicz-Kasprzak

 Tytuł : "Pójdę do jedynej"
 Autor : Kasia Bulicz-Kasprzak
 Wydawnictwo : Prószyński i S-ka
 Data wydania : 20 czerwca 2017
 Liczba stron : 376



 Wojsko śmiechu


Lubię książki obyczajowe. Są doskonałym przerywnikiem po krwawych horrorach lub wywołujących wielkie emocje powieściach. W przypadku książek tego gatunku zawsze nastawiam się na spokojną rozrywkę, na historię która mnie nie przytłoczy. Tak było i w tym przypadku. Autorka ma niesamowity dar snucia opowieści. Sama fabuła jest dość prosta, bohaterowie pełnowymiarowi a opisywany świat barwny i rzeczywisty. Jest do doskonała powieść na letnie dni. Nic tylko usiąść w ogródku ze szklanką mrożonej herbaty by cofnąć się w czasy polskiej demokracji ludowej widziane oczami młodych ludzi.

 Jest połowa XX wieku. Karol i Paweł dopiero wkraczają w dorosłe życie. Karol, syn milicjanta
obraca się w nieciekawym towarzystwie. Przyłapany na kradzieży dostaje ultimatum : albo wojsko albo więzienie. Chłopak postanawia zostać wojskowym.
Paweł wychowuje się na wsi w wielodzietnej rodzinie. Bieda jest dla niego chlebem powszednim. Kiedy zakochuje się w Iśce postanawia zrobić wszystko by dostać mieszkanie i zapewnić swojej ukochanej dostatnie życie. Jedyną na to szansą jest kariera wojskowa. Chłopak opuszcza swój dom rodzinny by przywdziać mundur. 
Krystyna jest sprzedawczynią choć jej ambicje sięgają znacznie wyżej. Pewnego dnia na progu jej sklepu pojawia się przystojny nieznajomy. Dziewczyna zakochuje się. Po kilku miesiącach jak ze snu wychodzi na jaw, że obiekt jej westchnień jest żonaty i ma dwójkę dzieci. Czy kobieta jest w stanie mu wybaczyć fakt, że nie powiedział jej prawdy?

Zacznę od naszych bohaterów. Spotykamy tutaj dość ciekawą mieszankę postaci. Muszę przyznać, że te męskie były lepiej wykreowane, co jest dość nietypowe w przypadku kiedy autorem powieści jest kobieta. Karol i Paweł stwarzają wrażenie chłopaków z podwórka, są swojscy, typowo polscy i tak rzeczywiści, że aż dziw bierze, że nie jest to powieść biograficzna. Praktycznie od pierwszych stron czujemy do nich sympatię. Zupełnie inaczej jest w przypadku postaci kobiecych. Nie wiem czy autorka nie lubi kobiet w ogóle, czy może był to zamierzony zabieg ale nasze protagonistki są patetyczne, nieciekawe, egoistyczne i żałosne. Nie znalazłam w tej książce ani jednej bohaterki, którą dało by się polubić. A jeśli nie lubimy, to tym bardziej nie możemy im współczuć. A szkoda, bo wydarzenia które je dotykały były naprawdę tragiczne. Przez całą książkę, towarzyszyło mi jednak przeczucie, że same są wszystkiemu winne. Krystyna wdaje się w romans z nieznajomym, lecz jest na tyle ślepa, że nie potrafi odczytywać znaków, które się pojawiają. Miałam ochotę krzyknąć, żeby otworzyła oczy. A kiedy prawda wreszcie wychodzi na jaw to co się dzieje? Otóż nic, wymyślane są nowe kłamstwa i dawane kolejne szanse. Wtedy tragedia jest już nieunikniona, ale przestaje nas to dziwić i zaskakiwać. 
Iśka sama nie wie czego chce. Z jednej strony marzy o pracy a z drugiej o bogatym mężu, który będzie ją utrzymywał. Kiedy jej ukochany wyjeżdża do wojska, niezbyt długo zajmuje jej poznanie nowego mężczyzny. Potem pojawiają się wyrzuty sumienia, listy, przeprosiny. Kiedy jej marzenie się spełnia i wyprowadza się na swoje,z małomiasteczkowej kokietki staje się prawdziwą damą, która chce więcej i więcej. Zaczyna mieć pretensje do całego świata, a najbardziej do własnego męża. Ja na miejscu tego mężczyzny uciekłabym gdzie pieprz rośnie.
Bohaterki drugoplanowe są niewiele lepsze. Zresztą wydawało mi się, że wszystkie postaci były budowane na kontrastach. Z jednej strony typowe matki polki a z drugiej wyuzdane panienki szukające zabawy. Skromni, inteligentni mężczyźni i nieznośni kawalarze. Właśnie ten kontrast sprawił, że książka jest niezwykle barwna i momentami zabawna.

Duża część fabuły toczy się w jednostkach wojskowych. Zawsze myślałam, że służba kojarzy się z porządkiem, dyscypliną, rygorem, ciężką pracą. Życie wojaków, przedstawione w tej książce, jest tak sielankowe, że aż mnie dziwi czemu do punktów poboru nie ustawiały się kolejki. W czasach pokoju wojsko polskie pije, uprawia sex, robi sobie kawały i od czasu do czasu pomaga powodzianom. Czy naprawdę życie w wojsku jest takie łatwe i przyjemne, że aż kojarzy się z wakacyjnymi koloniami? zastanawia mnie czy autorka zadała sobie trud by odwiedzić jakąś jednostkę wojskową? Czy porozmawiała z żołnierzami? Oni zapewne opowiedzieliby jej inne historie. Te bardziej tragiczne, od żartów o przyjeździe radzieckiego generała. Nie podobał mi się również obraz polskich żołnierzy. Wiecznie nawalonych, lub myślących o piciu, uganiających się za spódniczkami. Nie chcę myśleć, że mojego kraju bronią ludzie, którzy wiecznie chodzą na cyku. 

W języku i stylu autorki wyczuwam wielki sentyment do polskiej wsi. Choć opisy nie są tutaj przesadzone to niejednokrotnie łapałam się na tym, że fragmenty dotyczące przyrody i życia na wsi są dłuższe i napisane z wielką pasją. Polska wieś jest prawdziwa i tętniąca życiem. Często się zdarza, że autorzy robią z naszej prowincji zaścianek, tym razem widziałam miejsce jakie znam z czasów mojego dzieciństwa. Szerokie łąki, wielodzietne rodziny, podział na tych biednych i tych troszkę zamożniejszych, wiatr we włosach, pajdy chleba z cukrem. Wieś w tej powieści jest naprawdę piękna, dlatego łatwo zrozumieć tęsknotę bohaterów. 

"Pójdę do jedynej" to dobrze napisana powieść obyczajowa. Traktuje o sile przyjaźni i miłości, tej prawdziwej i jedynej. Miłości, która jest ślepa i głucha na świat zewnętrzny i przyjaźni, która jest możliwa tylko pomiędzy ludźmi mającymi wspólne przeżycia i wspomnienia. To dobrze skonstruowana powieść, którą czyta się niezwykle szybko. Jest spokojna i pomimo tragicznych wydarzeń nie gra na naszych emocjach. Takiego czegoś właśnie potrzebowałam. Polecam tym, którzy mają ochotę się zrelaksować i łyknąć dawkę polskiej historii. 


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania powieści serdecznie dziękuję wydawnictwu :


"Niewierna" Reyes Monforte

"Niewierna" Reyes Monforte

 Tytuł : "Niewierna"
 Autor : Reyes Monforte
 Wydawnictwo : WAM
 Data wydania : 15 maja 2013
 Liczba stron : 580
 Tytuł oryginału : La Infiel


 Wojna kultur

Jest to moje drugie spotkanie z autorką i tym razem wyszło troszkę gorzej. Przyczyną tego stanu rzeczy jest sam temat książki. Kobieta z Europy zakochana w muzułmaninie. Parę lat temu w naszym kraju był to temat tabu. Teraz kiedy żyjemy w świecie bez granic takie związki są powszechne. Autorka w dość wyraźny sposób potępia tę religię. Książka wydaje się być przestrogą przed groźnymi islamskimi bojownikami, którzy czyhają na niewinne młode kobiety. Ale przecież w dzisiejszych czasach nawet najgorliwszy chrześcijanin może się okazać psychopatą. Serce to niestety nie sługa. 

Sara jest młodą kobietą z dużym bagażem doświadczeń. Śmierć matki, nieplanowana ciąża wszystko
to ma wielki wpływ na jej życie. Pracując jako nauczycielka hiszpańskiego w szkole językowej zakochuje się w swoim uczniu, młodym muzułmaninie. To właśnie on wprowadza ją w tajniki swojej religii i kultury. Kobieta początkowo jest zachwycona, dopiero po jakimś czasie zdaje sobie sprawę, że jej wybranek jest niebezpiecznym człowiekiem a jego motywy są przerażające. Czy jest już za późno by wycofać się z tego związku?

Autorka ma niesamowity dar do "porywania" czytelników. Jest to kolejna pozycja obok której nie da się przejść obojętnie. Może nam się nie podobać, może mieć mnóstwo wad jednak napisana jest takim językiem, że nie sposób się od niej oderwać nawet na krótką chwilkę. Jest absolutnie unikatowa i co najważniejsze wyzwala emocje, które towarzyszą czytelnikowi przez długi czas. Ze strony na stronę czułam coraz większy smutek i rozczarowanie, czasem strach czy niedowierzanie, a na końcu ból. Zakończenie (choć głośno krytykowane) mną wstrząsnęło tak, że kilka dni musiałam pomyśleć zanim zabrałam się do pisania tej recenzji. Samo to jest doskonałym przykładem tego, że autorka ma niesamowity talent, myślę że w jej wydaniu nawet menu w restauracji byłoby działem sztuki. Barwne dialogi, rozbudowane monologi, wspaniała część opisowa, aż się ma wrażenie przebywania z głównymi bohaterami w tych samych pomieszczeniach, przeżywania z nimi ich życia. Doskonale widać, że autorka ma dużą wiedzę na temat Islamu, którą chce się z nami podzielić. I właśnie tutaj dochodzimy do dość niebezpiecznej kwestii.

Cały świat żyje w strachu przed atakami terrorystycznymi. Przeważająca część z nich jest efektem działań radykalnych islamistów, czy współcześnie Państwa Islamskiego. Niestety jako obywatele Europy boimy się tego co nieznane i obce. U autorki ten strach jest bardzo dobrze widoczny, wpływa na jej rozumowanie a co za tym idzie na sugestie przekazywane w książce. Nasz "wróg" został tutaj zdemonizowany, oprócz dwóch rogów dodano mu jeszcze jedną parę, a widły zamieniły się w ognisty miecz. Ta książka wydaje mi się niebezpieczna gdyż piętnuje i zachęca do nienawiści. Dlaczego? Wszyscy muzułmanie mają tutaj jedną twarz. Nie ma tu podziału na tych dobrych i tych złych. Wszyscy są wrogami, którzy czyhają na nasze bezpieczeństwo. Parę lat mieszkałam na Zielonej wyspie. Znam parę Polek, które żyją w szczęśliwych związkach z mężczyznami z Pakistanu czy Iraku. To naprawdę przyzwoici,ciężko pracujący ludzie, którzy troszczą się o własne rodziny. Dlaczego Monforte wrzuciła wszystkich do jednego worka tworząc z nich potworów? Nie ma tutaj absolutnie żadnej pozytywnej postaci. Wydaje mi się to zbyt zradykalizowane i proste. Czy naprawdę w Europie, gdzie żyje tysiące muzułmanów, siedzimy na tykającej bombie? Czy kupując kebaba w budce mam się zacząć obawiać o swoje życie? Autorka ten swój strach przerzuca na czytelnika i właśnie to jest tu najgorsze. Opowiedziana historia jest oparta na prawdziwych wydarzenia więc nie ma tutaj się z czym spierać. Problemem jest to, że autorka z tragicznej historii stworzyła przestrogę dla innych. A czy nieprawdą jest, że ponad 48 procent par się rozwodzi? Czy żółte papiery przyniesione przez koleżankę z sądu mają mnie zniechęcić do wejścia w związek małżeński? Książka ta nabrałaby większego wymiaru jeśli autorka przestałaby myśleć stereotypowo i przedstawiła historię bez jej analizowania i sugerowania czytelnikowi, że wróg czai się za rogiem. Obraz muzułmanów jest obraźliwy i zachęca do nienawiści, która nam wychowanym w religii chrześcijańskiej powinna być obca.

Jeszcze parę słów o naszej głównej bohaterce, która jest doskonałym przykładem na to jak miłość potrafi człowieka zaślepić. Ja oczywiście wszystko obserwowałam z boku i niektóre przesłanki były dla mnie bardziej widoczne niż dla Sary. Jednak dziwi mnie to, że pomimo wyraźnych znaków nie zorientowała się kim tak naprawdę był jej ukochany. Czy świadczy to o naiwności? A może o głupocie? Zaślepieniu miłością. Czytając książkę widziałam dużo dróg ucieczki, dużo możliwości i sposobów na zakończenie tej tragedii. Nasza bohaterka z żadnego z nich nie skorzystała, przez to chociaż jej współczując zaczynałam tracić do niej sympatię i cierpliwość. 

Zaczyna się jak spokojna powieść obyczajowa. Elementy romansu nadają jej pikanterii. Jednak z każdą stroną otwieramy kolejne drzwi by na końcu korytarza zobaczyć piekło. Z pewnością nie jest to literatura dla wrażliwych czytelników. Gwałty, pobicia, porwania, poniżenia i śmierć- właśnie to staje się istotą życia naszej głównej bohaterki. Polecam czytelnikom, którzy mają mocne nerwy. Na pewno jest to książka, która uświadamia nam różnice kulturowe, pokazuje zetknięcie się dwóch religii i dwóch kultur, które zamiast w zgodzie to żyją w nienawiści. Czytając tę książkę na pewno nie będziecie się nudzić. Przykuje was do fotela na wiele długich godzin i dostarczy takich emocji, że następną książką po którą sięgniecie będzie niezobowiązująca komedia.

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 

wydawnictwowam.pl




"Czas na miłość, czas na śmierć" Agnieszka Pietrzyk

"Czas na miłość, czas na śmierć" Agnieszka Pietrzyk

 Tytuł : "Czas na miłość, czas na śmierć"
 Autor : Agnieszka Pietrzyk
 Wydawnictwo : Rebis
 Data wydania : 5 lipca 2017
 Liczba stron : 352



 Polowanie w tle


Kiedy dostałam do zrecenzowania tę książkę z początku podchodziłam do niej z dużym dystansem. W powieściach gdzie w tytule mamy i miłość i śmierć autorom zbyt często zdarza się zapomnieć o balansie. Albo trafia nam się romans kryminalny, gdzie słodycz przesłania zagadkę, albo mamy ciekawą powieść sensacyjną gdzie stawką jest miłość- co jest tematem dość popularnym a co za tym idzie mało zaskakującym. Tym razem autorka miała naprawdę znakomity pomysł na fabułę. Oczywiście jako fanka kryminałów mogłam dostrzec zarówno literackie jak i filmowe inspiracje, jednak pomimo tego byłam zaskoczona rozwojem wydarzeń. Jest to naprawdę dobry kawałek literatury z pogranicza gatunków, który do ostatniej strony trzyma w napięciu. Oczywiście nie obyło się bez zgrzytów, jednak całość wyszła jak najbardziej pozytywnie.

Aurora Radka miała trudne dzieciństwo. Osierocona przez rodziców trafiła do rodziny zastępczej. Od najmłodszych lat była niepokorna. Rozboje, włamania, kradzieże, wszystko to doprowadziło do umieszczenia dziewczyny w zakładzie karnym. Pewnego dnia, na gigancie, poznała policjanta i
poprosiła go by jej pokazał jak wygląda prawdziwa rodzina. Mężczyzna zabrał ja do swojego domu gdzie spędziła kilka dni. Właśnie wtedy postanowiła zmienić swoje życie. Wraz z Niedźwiedziem, byłym już policjantem, otworzyła strzelnicę. Stała się również właścicielką internetowego sklepu z odzieżą dla myśliwych. Wraz ze swoim partnerem nie ograniczają się jednak do polowania tylko na zwierzęta, organizują również zasadzki na ludzi. Pewnego dnia poznaje Sebastiana, młodego mężczyznę, który wrócił z USA. Dziewczynę zaczynają męczyć wyrzuty sumienia spowodowane faktem, że nie może powiedzieć całej prawdy o swoim życiu i pracy swojemu mężczyźnie. Wkrótce dowiaduje się, że i on ukrywa mroczne tajemnice.

Dawno temu oglądałam świetny film (niestety nie pamiętam polskiego tytułu) " The Condemned". Grupa skazańców zesłana została na wyspę, wraz z nimi spuszczono tam wszelkiego rodzaju broń. Wygrywał ten, któremu udało się przetrwać. Do końca nie wiem dlaczego akurat z tym obrazem skojarzyła mi się ta powieść. Już bliżej jej do "Hostelu" gdzie bogaci ludzie płacą grube pieniądze za możliwość torturowania schwytanych w zasadzkę ofiar. Zora wraz z Niedźwiedziem organizują polowania na niedoszłych samobójców. Wybierają śmiertelnie chore osoby i  płacą im za prawa do odebrania życia. Ludzie Ci podpisując umowę nie wiedzą gdzie ani kiedy przyjdzie im umrzeć. Wiedzą tylko, że ma się to odbyć bezboleśnie. Nie sądzicie, że to bardzo ciekawy temat na książkę? Na początku myślałam, że to właśnie on będzie główną kanwą powieści. Jednak autorka postanowiła motyw ten zastosować jako tło szczególnej powieści miłosnej. Bo to właśnie miłość jest głównym bohaterem tej książki. Jednak nie obawiajcie się. To nie jest przesłodzony, pełen czułych słówek romans. A to wszystko dzięki naszej głównej bohaterce, gdyż ona sama jest osobą dość szczególną. Wyluzowana, ironiczna, jednym słowem nowoczesna. Wydaje się nie wierzyć w miłość, dlatego jest zaskoczona kiedy trafia ją strzała amora, i to sprawia że reaguje inaczej niż zwykle. Daje wielki kredyt zaufania osobie, która mi od pierwszych stron wydawała się podejrzana. 
Ale wracając do wątku polowań to szczerze żałuję, że nie dowiedziałam się więcej. O wiele lepiej siedzieć na ambonie z karabinem w ręku celując w plecy niczego nie spodziewającej się ofiary, niż przeżywać rozterki miłosne. Zresztą sam wątek tej swoistej "eutanazji" jest dość ciekawy. Ukazuje nam jak wiele ludzie mogą poświęcić by zapewnić dobrobyt swojej rodzinie.

Autorka ma niebywały talent do kreowania postaci. Są kolorowe, żywe, typowi indywidualiści, którzy potrafią nas zaskoczyć. Nawet jeśli to czarne charaktery to czujemy do nich sympatię. Z drugiej strony podobnie jak łatwo przychodzi autorce tworzenie postaci, tak samo łatwo o nich zapomina. Widać tutaj potencjał, który niestety nie został wykorzystany. Często odnosiłam wrażenie, że ważne jest tylko tu i teraz. Skupiamy się na teraźniejszości naszych bohaterów, zupełnie zapominając o tym, że to właśnie przeszłość ich wykreowała. Kim tak naprawdę był Sebastian? Skąd się pojawił jego najbliższy przyjaciel? Czemu Niedźwiedź przestał być policjantem? Dlaczego Paulina znalazła się na stronie dla samobójców? Idąc za ciosem autorka trywializuje fabułę nadając jej zawrotne tempo. Ludzie się łączą w pary po kilku godzinach znajomości, wchodzą w związki małżeńskie po kilku tygodniach i decydują o całym swoim życiu na poczekaniu. Rozumiem, że zdarzają się takie przypadki jednak tutaj były one regułą. 

Jak już wspomniałam fabułą książki jest naprawdę ciekawa i dość nieźle skomponowana. Autorka posługuje się prostym, nieco mrocznym językiem jednak od razu widać, że nie jest to męski styl pisania z jakim spotykamy się w przypadku większości książek tego gatunku. Doskonale widać tutaj delikatną, kobiecą naturę autorki , która ujawnia się w przypadku opisywania relacji partnerskich. Nadanie mocnych rysów bohaterom miało to wrażenie załagodzić, jednak nie był to zabieg do końca udany.
Przyznam, że zakończenie książki mnie zaskoczyło. Oczywiście pewne elementy były do przewidzenia jednak sama końcówka wyszła autorce na plus. 

Jest to typowa lektura dla ludzi zaczynających swoją przygodę z tym gatunkiem. Wierzę, że bardziej przypadnie do gustu kobietom niż mężczyznom ze względu na dość rozbudowany wątek obyczajowy. Akcja płynie wartko, na liczbę zwrotów akcji nie ma co narzekać, a bohaterowie, choć czasem groteskowi, dodają powieści smaczku. Nie czytałam innych dzieł autorki jednak widać, że dobrze się czuje w tym gatunku, posiada wyobraźnię która zaowocuje kolejnymi świetnymi pomysłami. Ja jak najbardziej sięgnę po kolejne pozycje. Polecam. 
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :





"Rosyjska namiętność" Reyes Monforte

"Rosyjska namiętność" Reyes Monforte


 Tytuł : "Rosyjska namiętność"
 Autor : Reyes Monforte
 Wydawnictwo : WAM
 Data wydania : 19 czerwca 2017
 Liczba stron : 688
 Tytuł oryginału : Una Pasión Rusa



 Ślad w duszy

Trzeci raz zaczynam pisanie tej recenzji i nie potrafię moich myśli ubrać w słowa. Już dawno żaden autor czy autorka nie wywołali we mnie takiej lawiny emocji. Uwielbiam beletryzowane powieści historyczne, szczególnie jak ich główną bohaterką jest odważna i silna kobieta. Ta książka poruszyła moje najczulsze struny i dosłownie na nich zagrała. Do tej pory czuję ślady łez na moich policzkach słuchając muzyki, którą wypełnione są karty powieści. Przypominają mi się lekcje historii gdzie czytałam o wydarzeniach będących tłem tej opowieści i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że młodzi ludzie niczego się nie nauczą słuchając o suchych faktach i statystykach. Powieść ta powinna być lekturą,gdyż lepiej niż jakikolwiek podręcznik obrazuje wydarzenia ówczesnych czasów. Pokazuje, uczy, wzrusza lepiej niż niejeden nauczyciel, do tego uczy wiary i pokory. Na długo pozostanie w moim sercu.

Lina, córka hiszpańskiego kompozytora i rosyjskiej śpiewaczki operowej, wraz z rodziną
przeprowadziła się do Stanów Zjednoczonych. Jako dziewiętnastoletnia dziewczyna zakochała się w początkującym kompozytorze, Siergieju Prokofiewie. Kiedy jej ukochany postanowił wyjechać do Paryża, postanowiła pójść w jego ślady. Po kilku latach burzliwego związku wzięli ślub i doczekali się dwójki synów. Skuszony namowami przyjaciół i zaproszeniami od radzieckich władz Siergiej postanowił zamieszkać na stałe w Rosji, jeszcze nie wiedział że jego decyzja będzie miała ogromny wpływ na jego rodzinę. 

Na samym początku recenzji muszę się przyznać do mojej ignorancji. Nie zdawałam sobie sprawy, że książka ta to tak naprawdę biografia dwójki bardzo sławnych ludzi. Wynika to z faktu, że niezbyt interesuję się muzyką w ogóle, a co dopiero klasyczną. Jednak już po kilkudziesięciu pierwszych stronach zaczęłam zdawać sobie sprawę z faktu, że czytam o postaciach historycznych. Wpływ na to miało kilka rzeczy. Po pierwsze autorka często posługuje się swoistą formą reportażu, gdzie na sucho przedstawia fakty, przeskakuje kilka lat wstecz i posługuje się również formą pamiętnika. Wszystko to wydawało mi się dość niespotykane nawet w przypadku fikcyjnej powieści obyczajowej. Jakież było moje zaskoczenie kiedy wpisałam w wyszukiwarkę nazwiska głównych bohaterów. Zmieniło to moje całe nastawienie do książki i co za tym idzie jej odbiór. Bo inaczej traktujemy bohaterów wymyślonych od tych, którzy naprawdę przeżywali tragedię, która rozgrywa się na kartach tej powieści.

Linę i Siergieja poznajemy jako młodych, bogatych ludzi którzy mają przed sobą przyszłość. Obracają się w towarzystwie znanych osobistości, piją kawę z Coco Chanel czy jedzą ostrygi z Ernestem Hemingwayem. To dwójka ludzi, którzy spędzają wakacje na francuskiej riwierze, noszą sobolowe futra i jedzą kanapki z kawiorem. Należą do artystycznej bohemy, jednak na pozycję w niej zapracowali nie tylko swoim talentem lecz wytrwałą, często mozolną pracą. 
Pierwsza część książki wydaje nam się iście sielankowa. Fabuła biegnie spokojnym torem. Wraz z bohaterami komponujemy muzykę, przeżywamy zawody miłosne, opalamy się w słońcu i cieszymy się życiem. Jednak w narracji autorki możemy wyczuć niepokój. Dostajemy przesłanki zbliżającego się nieszczęścia, dobrze zakamuflowane, jednak oczywiste dla wnikliwego czytelnika. Obraz sielanki zostaje zakłócony i zaczynamy czuć strach.
Druga część książki to piekło, albo ujmując to innymi słowami historia.Historia Związku Radzieckiego, Lenina, Stalina, obozów pracy, Łubianki. To historia niezbadana, której nigdy już nie zdołamy poznać. Znamy fakty, jednak nigdy nie dotrzemy do głębi gdyż zniknęła pod stosem spalonych akt i zabitych ludzi. Rosja jaką poznajemy oczami autorki, to piekło obozów pracy, gdzie ludzie byli traktowani gorzej niż zwierzęta, to smak czosnku i cebuli i blask martwych świateł w siedzibie NKWD. To kraj gdzie na każdego znalazł się paragraf a jeśli nie to nic nie stało na przeszkodzie go wymyślić. Oczywiście to wszystko znamy z podręczników, jednak one nie dają nam wiedzy z pierwszej ręki. Tutaj mamy do czynienia z osobą, która przeżyła piekło na ziemi. Choć sama Lina nigdy nie wspominała o przeszłości, to osadzenie jej przez autorkę w tych makabrycznych realiach dodaje im prawdziwości i grozy, której nie doświadczymy czytając statystyki.To porusza, wyzwala łzy, otwiera usta by na koniec zostało tylko milczenie, niedowierzanie. Próbowałam rozmawiać na temat tej powieści z mężem i zabrakło mi słów. Nie wiem czy to warsztat autorki, czy moje nieprzygotowanie na tak mocną lekturę, jednak dość sporo czasu upłynie zanim przetrawię w myślach to co spotkało głównych bohaterów. 

Jest to piękna powieść o miłości, miłości właśnie takiej jaką znamy z kart książek, która jednak spotkała tę parę ludzi w rzeczywistości. Nie bez bólu przyznam, że Lina, na samym początku mnie denerwowała. Była zbyt ekspansywna, próżna, samolubna, zazdrosna w swojej miłości. Jednak z biegiem kartek zdałam sobie sprawę, że miała do tego prawo. Nie każdego spotyka prawdziwa miłość, więc nie każdy wie jak rozegrać swoje karty. Po przeczytaniu książki wiem, że miała prawo do każdego z tych uczuć. Ona tylko walczyła o to, co inni ludzie chcieli im odebrać. I odebrali. Ta książka to świadectwo tego jak system, władza i bezmyślnie stanowione prawo może zabić człowieka. Bo człowiek bez miłości najbliższej osoby umiera. Lina się nie poddała. Zostawiona, porzucona, zmieszana z błotem święcie wierzyła, że ma rację. I samo życie dowiodło że się nie myliła. Podziwiam ją. Podziwiam tę kobietę, która zawsze szła z wysoko podniesioną głową, która potrafiła walczyć o swoje szczęście, dla której rodzina była na pierwszym miejscu i właśnie dla nich potrafiła przeżyć tortury i lata  w obozie pracy.

Monforte ma dar pisania. Powieść która liczy prawie 700 stron czyta się z niesłabnącym zainteresowaniem. Widać, że autorka zadała sobie dużo trudu by wiernie oddać realia historyczne. Wymagało to zgłębienia wiedzy i swoistej odwagi by o sprawach o których się milczy pisać otwarcie. Jej opisy, spostrzeżenia i  fakty przytłaczają czytelnika i sprawiają, że mamy łzy w oczach. Fakty ogólnie nam znane przytoczyła w innym świetle. Ukazała kontrast dwóch światów, błysków jupiterów u Walta Disneya i ciemną noc Syberii. 

Nie potrafię opisać co czuję po przeczytaniu tej powieści. Dziękuję autorce, że dała mi możliwość poznania tej niezwykle odważnej i czarującej osoby jaką była Carolina Prokofiew. Jako wielbicielka powieści historycznych wszystkim polecam tę niezwykle piękną opowieść, gdzie miłość miesza się z nienawiścią, a splendor z błotem. Szokuje, wzrusza i pozostawia ślad w duszy.

Za możliwość przeczytania książki i napisania recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu :






"Dyskwalifikacja" Tadeusz Paleczny

"Dyskwalifikacja" Tadeusz Paleczny

 Tytuł : "Dyskwalifikacja"
 Autor : Tadeusz Paleczny
 Wydawnictwo : Novae Res
 Data wydania : 2017
 Liczba stron : 268


 Jaki kraj tacy gangsterzy


Jeśli lubicie typowo męskie klimaty, porachunki gangów i klimaty mafijnego półświatka, jeśli nie rażą was śmiałe sceny erotyczne a na dodatek lubicie masakrę i pędzącą na łeb na szyję akcję to ta niewielkich rozmiarów książka jest jak najbardziej dla was. Jednak jeśli od dobrego kryminału oczekujecie czegoś więcej niż krwawej vendetty głównego bohatera, który niczym Chuck Norris zabija wszystkich po kolei, to omijajcie tę książkę z daleka. Nie ma tu głębi, polotu, analizy czy nawet widocznej próby zrozumienia i poznania polskiego podziemia. Jest to dobra pozycja dla bojących się latać samolotem, wciągnie was bez reszty i pozwoli zapomnieć o strachu, a to że nic z niej nie zapamiętać to mało ważne, gdyż jest to książka której głównym zadaniem jest dostarczenie krótkotrwałej rozrywki.

Piotr Miłt dzięki szczęściu, zdolnościom interpersonalnym, szarej strefie oraz inteligencji i sprytowi
stanął na czele przynoszącego wielomilionowe zyski holdingu, zrzeszającego setki przedsiębiorstw. W wieku czterdziestu lat stał się jednym z najbogatszych ludzi w Krakowie. Nie byłoby to możliwe, gdyby działał tylko i wyłącznie w zgodzie z prawem. Jednak Piotr oprócz tego, że jest biznesmanem jest również gangsterem. W jego firmach prane są pieniądze, zaangażowany jest również w handel narkotykami i zarządzanie agencjami towarzyskimi. Zyski przelewa na zagraniczne konta, gdyż zmęczony nadzorowaniem prężnie rozwijającego się syndykatu pragnie wyjechać za granicę.
Pewnego dnia wracając do domu ma przeczucie, że coś jest nie tak. Zostawia samochód zaparkowany przecznicę dalej i pieszo idzie w kierunku domu. W mieszkaniu znajduje trzech napastników, których udaje mu się unieszkodliwić. Są to tak zwani członkowie Komanda "Z", jednostki płatnych zabójców z Otwocka. Czy Piotrowi uda się rozwiązać zagadkę kto i dlaczego chce go zabić?

Lubię typową męską prozę. Wulgarny język, brutalne opisy, proste zdania w które wpleciona jest odrobina erotyki. Uważam, że dobry kryminał musi trzymać w napięciu a za to właśnie odpowiada odpowiedni styl. Pod tym względem książka wypada naprawdę znakomicie. Jednak kolejnym ważnym czynnikiem bez którego żaden dobry kryminał nie może się obejść jest fabuła. I tutaj miałam wrażenie, że autor poszedł na łatwiznę. Naszym głównym bohaterem (o którym więcej opowiem w kolejnej części recenzji) jest znany krakowski gangster. Jak przystało na "ojca chrzestnego" mafii prowadzi on emocjonujące życie, pełne zarówno rozrywek jak i niebezpieczeństw. Z jednej strony pławi się w bogactwie a z drugiej musi spać z pistoletem pod poduszką bo konkurencja nie śpi. I pewnego dnia koszmar się ziszcza, a Piotr musi być o krok przed swoimi prześladowcami. Wszystko pięknie, do tej pory mamy wszystkie składniki wchodzące w skład interesującego kryminału. Jednak już po pierwszych 50 stronach zaczęłam się zastanawiać czy ja czasem nie znajduję się na planie nowego odcinka "Strażnika z Teksasu". Nasz bohater nie dość, że wyprzedzał swoich prześladowców to posiadał swoisty talent do czytania w ich myślach. Oni nie zdążyli strzelić a on już ich kneblował. Jak tylko pojawiał się problem to od razu wraz z rozwiązaniem. A tu pomogły okoliczności, a tu jakiś kolega z dzieciństwa...dosłownie brakowało tylko interwencji ducha świętego. Ta książka była tak prosta, fabuła tak liniowa, wszystko tak pozbawione jakiegokolwiek elementu zaskoczenia, że w pewnym momencie nie czekałam już na rozwiązanie zagadki gdyż zdałam sobie sprawę, że znam je od samego początku. Zresztą o jakiej zagadce my tu mówimy, nawet średnio domyślny czytelnik już na początku książki się połapie kto stoi za zamachem na życie naszego głównego bohatera, a po stu stronach odganie jak sprawy się potoczą. Jest to powieść oparta na schematach, które się nie zmieniają, choć fabuła wprost woła o jakiś zwrot akcji.

Przejdźmy teraz do naszego głównego bohatera. Jest to typowy człowiek XXI wieku : młody, inteligentny, kilkukrotny mistrz polski w sportach kontaktowych, posiada wysoko postawionych przyjaciół i sam nadzoruje kilkadziesiąt spółek naraz. Prawdziwa ośmiornica biznesu. Z jednej strony romantyczny kochanek i wzorowy ojciec a z drugiej nie stroniący od dziwek typowy samiec. Podziwiany i szanowany przez polityków, brylujący na salonach a w głębi duszy groźny przestępca który dąży po celu po trupach.  Ten bezszelestny, sprytny, zorganizowany, lubiący działać w pojedynkę drapieżnik, nie boi się wejść w sam do pomieszczenia pełnego gangsterów. Ba, nie musi nawet wyciągać broni by sobie ze wszystkimi poradzić. Używa pięści równie dobrze jak noża i karabinu, nóg równie dobrze jak granatów a głowy jak kastetu. Jednych zabija, drugich kaleczy, a najśmieszniejsze jest to, że tym co naprawdę powinni zginąć uchodzi wszystko na sucho. Czy ja się znalazłam w średniej klasy amerykańskim serialu z gatunku "zabili go i uciekł"? Czy to może nowa odsłona "Szklanej pułapki"?. Nasz bohater jest tak niewiarygodny, że aż groteskowy. Niby wielki jak niedźwiedź a jednocześnie pocieszny jak pluszowy miś. W końcu zaczęłam mu kibicować, bo wiadomo kibicuje się zawsze wygranym- a on nie ma prawa przegrać, taka karma.

Wydawca reklamuje :"Mówią, że w każdej fikcji jest coś z rzeczywistości". Jeśli rzeczy opisane w tej książce mają choć część wspólnego z naszym rodzimym światem przestępczym to jestem pod ogromnym wrażeniem jego nieudolności, dziecinady i groteski. Gangsterzy w "Dyskwalifikacji" to grupa dzieciaków, która strategiczne decyzje dotyczące rozwoju ich "organizacji" podejmuje w cuchnącym piwem barze. Ich dialogi można spokojnie usłyszeć w najbliższej piaskownicy. Aż dziw bierze, że ludzie trzęsący niejednym wielkim miastem w Polsce nie są w stanie unieszkodliwić jednej osoby. Nie wydaje mi się by autor zadał sobie trud i przeprowadził jakikolwiek research przed napisaniem tej powieści. Nie ma tutaj opisu działania mafii, jej struktury i zależności. A szkoda bo właśnie ten wątek miał największy potencjał. Jedyne co może mieć coś wspólnego z rzeczywistością to ksywka "Dzidka", troszkę podobna do nieżyjącego już "Dziada" z Ząbek. I to tyle. 

Przeczytałam, pośmiałam się, czasem poczułam dreszczyk na karku, bo mimo wszystko autor potrafi budować napięcie, jednak z pewnością szybko zapomnę tę pozycję. To jest typowy przykład literatury dla ludzi, którzy cenią sobie czytelniczą rozrywkę i nie wymagają nic więcej. Paleczny jest autorem  interesującej książki "Nowe ruchy społeczne", którą przeczytałam będąc na studiach. Szkoda, że autor nie skorzystał ze swojej szerokiej wiedzy z zakresu socjologii, dodanie troszkę tła i ciała powieści z pewnością dodałoby jej kolorytu.

Za możliwość przeczytania książki i napisania recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu : 





"Everest" Odd Harald Hauge

"Everest" Odd Harald Hauge

 Tytuł : "Everest"
 Autor : Odd Harald Hauge
 Wydawnictwo : Edipresse Książki
 Data wydania : 14 czerwca 2017
 Liczba stron : 328
 Tytuł oryginału : Everest

 Ludzka kondycja


Na początek pewne sprostowanie : ta książka nie jest thrillerem, a przynajmniej ja nie zaklasyfikowałabym jej do tego gatunku. Niemniej jednak to dość ciekawa powieść obyczajowo- przygodowa z pełnym emocji zakończeniem. Na pewno zainteresuje osoby, które uwielbiają góry i marzą o zdobywaniu coraz to nowych szczytów. Ta książka to opowieść o tym jaką przewagę nad człowiekiem ma natura i jakim wysiłkiem dla nas jest walczenie z własnymi słabościami by ją pokonać. Nie jest to książka dla lubiących wartkie tempo akcji : opisowy język, długie opisy i powolna fabuła na pewno zmęczą niejednego czytelnika. Ja jednak wyniosłam z tej lektury ważną lekcję. 

Martin Moltzau jest znanym podróżnikiem jednak jego gwiazda zaczyna powoli gasnąć. Już jakiś
czas upłynął od ostatnich spektakularnych wyczynów i sponsorzy zaczynają się niecierpliwić. Martin wpada na pomysł okrążenia świata wzdłuż równika jednak nie spotyka się on z aprobatą komisji. Zamiast kilkuletniej wyprawy, która pochłonie zbyt dużo środków, proponują mu zdobycie najwyższego szczytu świata:Mount Everest. Mężczyzna, by nie stracić kontraktu, godzi się. Po kilkutygodniowych przygotowaniach przylatuje do Nepalu gdzie dołącza do wyprawy Sir. Richarda Lawrenca- innego znanego poszukiwacza przygód. Po krótkim czasie okazuje się, że każdy uczestnik wyprawy skrywa mroczne tajemnice. Czy uda im się bezpiecznie dotrzeć na szczyt?

Na okładce książki przeczytałam, że będę mieć do czynienia z thrillerem więc liczyłam na szybką fabułę, zagadkę do wyjaśnienia, momenty grozy i zwroty akcji. Już po pierwszych 50 stronach wiedziałam, że tego tutaj nie dostanę. Ale czy to sprawiło, że odłożyłam książkę na półkę? Wręcz przeciwnie. Co prawda nie jestem fanką powieści obyczajowych jednak jeśli mamy do czynienia z bohaterami, z których każdy skrywa jakąś tajemnicę, a na dodatek są na siebie skazani, gdyż opuszczenie wyprawy będzie się wiązało z porzuceniem marzeń, to robi się naprawdę ciekawie. 
Autor w spokojny a jednocześnie bardzo udany sposób budował nastrój niepokoju. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać zarówno ze strony naszych bohaterów jak i szalejących żywiołów. Zastanawiałam się czy będziemy mieć do czynienia z morderstwem? A może z wielkim przekrętem? Rozważałam również trzęsienie ziemi, które postawi krzyżyk na grobach naszych wędrowców. Autor uczynił rzecz fenomenalną, trzymał mnie cały czas w napięciu. Do tej pory udawało się to tylko najlepszym pisarzom powieści grozy. Tutaj niby mamy do czynienia z książką obyczajowo-przygodową, ale gdzieś w tle wisi wielki miecz, który nie wiadomo w kogo uderzy. I tak było od pierwszej do ostatniej strony.Może dlatego wydawca zdecydował się zaliczyć tę książkę do kategorii thriller?

Teraz parę słów o naszych bohaterach, gdyż to bardzo interesujące postaci. Martin to podróżnik. Samotnik bez rodziny. Inteligentny, opanowany i nie bojący się podejmować wyzwań. Mark to szycha z Wall Street, bogaty, arogancki, wydaje mu się, że pozjadał wszystkie rozumy. Celine jest alpinistką, kobietą twardo stąpającą po ziemi, która doskonale wie czego chce i nie boi się przekraczać własnych granic i walczyć ze słabościami. Manuela jest prezenterką pogody, piękna i próżna, ambitna i uparta jednak często lekkomyślna i w gorącej wodzie kąpana. Na koniec zostawiłam sobie Sir Richarda. Jest on ujmujących człowiekiem, choć nieco apodyktycznym i przekonanym o własnej wyższości. Wywodzący się z angielskiej arystokracji lubi wydawać ludziom rozkazy i być na szczycie. Przekonany o własnej sile i możliwościach często jest ślepy na okoliczności. Czy z takimi osobami możemy się nudzić? Na pewno nie w przypadku tej powieści. Każda z tych postaci znalazła się na Mount Everest z sobie tylko znanych powodów. Jedno wiemy na pewno : nie była to tylko chęć przeżycia przygody. Jedne powody mogą wydawać się błahe, inne poważne, jednak najważniejsze jest to że autorowi udało się to połączyć w zgrabną całość. Irytowała mnie tylko jedna rzecz ale już tak mam i to nie tylko w przypadku tej książki : Martin i Mark. Kiedy imiona te występują kilkakrotnie w tym samym akapicie to idzie się pomylić. Parokrotnie musiałam wracać parę zdań wcześniej by z powrotem załapać kontekst. 

Ta książka uzmysławia nam dwie ważne rzeczy : nasze słabości jako gatunku ludzkiego i fakt, że często lekceważymy naturę. W powieści Hauge góry to prawdziwa potęga z którą mogą się zmierzyć tylko najmocniejsi i dobrze przygotowani. Część z naszych bohaterów nie zdawała sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Traktowała wspinaczkę na najwyższy szczyt świata jak bardziej wyczerpujący spacer. Wiele razy powinni się poddać, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że wydarzy się katastrofa. Jednak nimi kierowała ambicja i brawura. Często lekkomyślność. 
Autor zadał sobie wiele trudu by wiernie odmalować warunki panujące w Himalajach. Odwoływał się do historii, przytaczał ciekawostki, malował obraz potęgi. Na własne skórze czułam lodowate podmuchy wiatru, brnęłam po biodra w śniegu, nie mogłam złapać oddechu ze względu na małą ilość powietrza i marzłam w minus 45 stopniach. Sama nigdy nie zdobyłabym się na taki wyczyn dlatego dziękuję autorowi za to, że pokazał mi inny świat. Świat ludzi odważnych i na poły szalonych, napędzanych przez adrenalinę i chęć pokonywania słabości. 

Parę słów odnośnie edycji tekstu. Parę godzin więcej spędzonych nad redagowaniem i wszystko wyszło by o wiele lepiej. Czasem zdania są tak zbudowane, że czytając zwracamy uwagę na niepoprawną składnię, która razi po oczach. 
I na koniec ostatni detal, który zwrócił uwagę. Czy nasz autor też był sponsorowany? Bo często miałam wrażenie, że książka zawiera lokowanie produktu. Tutaj Audi, tutaj North Face, i jeszcze sporo innych nazw, które mi jako laikowi w dziedzinie wspinaczki nic nie mówiły. Czasem stwarzało to wrażenie nachalnej reklamy.

"Everest" jest pozycją po którą powinni sięgnąć wielbiciele gór i Ci, których interesują przemiany ludzkiej psychiki w warunkach ekstremalnych. Pomimo powolnego tempa akcji, cały czas trwamy w oczekiwaniu na najgorsze, które wreszcie przychodzi. Jest to książka o ludzkiej kondycji, która zmienia się wraz z otoczeniem. Jednak nie nastawiajmy się na typowy thriller, gdyż tu raczej pasuje powiedzenie "wyjątek potwierdza regułę".

Za możliwość przeczytania książki i napisania recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu :



"Kiedy płaczą świerszcze" Charles Martin

"Kiedy płaczą świerszcze" Charles Martin

 Tytuł : "Kiedy płaczą świerszcze"
 Autor : Charles Martin
 Wydawnictwo : WAM
 Data wydania : 12 września 2016
 Liczba stron : 440
 Tytuł oryginału : When Crickets Cry



 Zamknij oczy


Rzadko sięgam po literaturę obyczajową, a tematy związane ze śmiercią, cierpieniem i chorobami raczej nie są tymi o których lubię czytać. Nie wiem czy powodem jest moja zbytnia wrażliwość czy obawa, że książka mnie przytłoczy i spowoduje depresję. Tym razem trafiłam na powieść, która jednocześnie smuci i bawi, doprowadza do łez a jednocześnie daje nadzieję. To było moje pierwsze spotkanie z autorem jednak muszę zaliczyć je do bardzo udanych. Jeśli nie boicie się książek które wyzwalają emocje, których bohaterowie są tak realni, że szybko będziecie ich traktować jak członków własnej rodziny, to polecam z całego serca. To bardzo piękny kawałek prozy, który trafia wprost do serca.

Reese po śmierci żony, rzucił pracę, zmienił wygląd i wraz ze swoim szwagrem przeniósł się do
domku nad jeziorem Burton. Zajmują się naprawą i restaurowaniem łodzi. Pewnego dnia mężczyzna przyjeżdża do miasteczka na zakupy. Spragniony podchodzi do straganu z lemoniadą gdzie siedzi kilkuletnia dziewczynka, Annie. Już miał wracać do domu kiedy zdarzył się wypadek. Z puszki na pieniądze stającej na straganie wyfrunął banknot. Dziewczynka zerwała się z fotela i ruszyła w pogoń, kiedy zza zakrętu wyjechała ciężarówka. Kierowca nie miał szans by zahamować. Annie trafiła do szpitala. Reese przejęty losem dziewczynki pojechał za karetką. Na miejscu dowiedział się, że stan Annie jest poważny. Nie dość, że złamała rękę to kondycja jej serca uległa pogorszeniu. Od ludzi z miasteczka dowiedział się, że dziewczynka choruje na wrodzoną wadę mięśnia sercowego i czeka na przeszczep. To właśnie w szpitalnej sali narodziła się przyjaźń pomiędzy mężczyzna i dzieckiem. Czy Reese odrzuci demony przeszłości i uratuje Annie?

Jest to pierwsza książka z gatunku chrześcijańskiej powieści obyczajowej jaką dane było mi przeczytać. Z początku się nieco obawiałam gdyż pomimo mojej wiary i religii w jakiej zostałam wychowana bałam się, że powieść będzie zbyt moralizatorska. Moje obawy były jednak nieuzasadnione, na co zapewne wpłynął fakt, że autorem książki jest Amerykanin. Już nie raz zdarzyło mi się przekonać, że religijność obywateli w Stanach Zjednoczonych jest inna od tej z naszego podwórka. Nie zamyka się w murach Kościołów tylko wychodzi do ludzi. Jest przepełniona radością i nadzieją, jest bardziej czynna niż bierna, a co najważniejsze nie cechuje jej przesadny tradycjonalizm i konserwatyzm. Czy potraficie sobie wyobrazić knajpę gdzie serwowane są drinki, których nazwy wzięły się od imion świętych a podkładki pod kufle i serwetki zadrukowane są fragmentami biblii? W Polsce uznane by to było za profanum. Religia w Stanach jest żywa i wychodzi na wprost oczekiwaniom ludzi. Jest nowoczesna. 
Takich przykładów jest w książce więcej. Oczywiście widać, że autor jest głęboko wierzącą osobą jednak to nie razi. Cytaty z biblii przeplatane są wierszami sławnych poetów, nasi bohaterowie choć pełni wiary to nie zapomnieli o rozrywkach i przyjemnościach płynących z życia. Bo religia nie przeszkadza w tym by czerpać z życia garściami, tylko pokazuje nam właściwą ścieżkę by osiągnąć umiar. 
Gdzieś przeczytałam, że książka ta to "christian fantasy" ze względu na sposób w jaki ukazany jest nasz mały świat i jego bohaterowie. Widać tu wyraźny podział na tych dobrych i złych. Na tych pierwszych czeka nagroda a na drugich kara. I jest to niezmienne. A taki świat po prostu nie ma prawa istnieć. Nie do końca się zgadzam z tym spostrzeżeniem. Nie wszyscy dobrzy dostali to na co zasłużyli, jak by było inaczej to czy łzy ciurkiem ciekłyby mi po twarzy? A co do tych złych? Choć jestem świeżo po przeczytaniu książki to nie mogę sobie przypomnieć ani jednej negatywnej postaci- może to jest ten jedyny minus? Że wszyscy bohaterowie mają wielkie serca? Ja bym chciała żeby tak było. Żyć w takim utopijnym świecie pełnym miłości. Właśnie dlatego ta książka była świetną odskocznią od tego co jest za drzwiami. 

Nie da się ukryć, że autor włożył wiele pracy w research przed napisaniem tej powieści. Wyobrażam sobie jak spotyka się z lekarzami, wertuje encyklopedie i podręczniki medyczne, krok po kroku zgłębia temat ludzkiego serca. Jak na dziennikarza przystało odwalił świetną robotę. Dlatego wcale się nie dziwię, że chciał się nią pochwalić. I niestety wyszło to zbyt drobiazgowo. Opisy są wprost przytłaczające, zbyt detaliczne i często zbyt złożone. Dostajemy zarys anatomiczny ludzkiej klatki piersiowej wraz z wszystkimi objaśnieniami. Niestety normalny czytelnik, wyłączając studentów medycyny, nie jest tym wszystkim zainteresowany. 
Zresztą drobiazgowość i dbałość o szczegóły jest cechą szczególną tego autora. Nie dość, że poznaliśmy ludzkie serce i wszystkie jego choroby, praktycznie od podszewki, to jeszcze dowiedzieliśmy się jak zbudować dom oraz odrestaurować łódź. I to wszystko praktycznie krok po kroku niczym w poradniku złotej rączki. Doskonałym przykładem tej drobiazgowości jest wymiana przez autora wszystkich narzędzi jakie zakupił bohater do swojego warsztatu. A wierzcie mi jest tego niemało, bo wydał całe piętnaście tysięcy dolarów.

Praktycznie od początku poczułam się zżyta z naszymi bohaterami. Są to naprawdę cudowne, dobrze dopracowane sylwetki, typowi indywidualiści z wielkimi sercami. Reese, doświadczony przez los młody mężczyzna, który nie wierzy że życie jest jeszcze go w stanie czymś zaskoczyć. Raczej wegetuje niż żyje, zawieszony gdzieś w próżni.Charlie jest jego przeciwnością, niewidomy rzemieślnik, któremu z ust nigdy nie schodzi uśmiech. Wiecznie gotowy czarować kobiety, szarmancki i optymistyczny. Osoba która nigdy się nie poddaje. Mamy Annie, która ma w sobie takie pokłady wiary i nadziei, że starczyłoby na sto osób. I jest nawet Termit : młody zbuntowany chłopak, który wkłada magazyny pornograficzne w okładki po Newsweeku i pali jednego papierosa za drugim. I jak tu ich nie pokochać? 

Jak w przypadku większości książek obyczajowych fabuła jest dość przewidywalna jednak tym razem autorowi udało się mnie zaskoczyć. Powieść zaczyna się w połowie. Jest to dość ciekawy zabieg bo jednocześnie chcemy się dowiedzieć co się wydarzyło w przeszłości i jakie tego będą skutki w przyszłości. Retrospekcje były wprost cudowne i pokazały nam pełen obraz naszych bohaterów. Ich decyzje mogą nas szokować i często możemy się z nimi nie zgadzać, jednak zmuszają nas do myślenia. Często zadawałam sobie pytanie : co ja bym zrobiła w takiej sytuacji? Zakończenie powieści wzrusza i doprowadza do łez. Dość długo nie mogłam się po nim otrząsnąć, i to nie tylko ze względu na wydarzenia lecz na styl i kunszt autora z jakim to wszystko przedstawił.

Na pewno nie jest to łatwa wakacyjna powieść, którą zabiera się ze sobą na plażę. Wymaga od czytelnika skupienia i zaangażowania. To książką której warto poświęcić troszkę czasu. Zatrzymać się, zamknąć oczy i zastanowić na sensem istnienia. We mnie wyzwoliła falę pytań o podłożu egzystencjalnym, pytań na które nadal poszukuję odpowiedzi. Nie jest to najłatwiejsza w odbiorze lektura jednak mimo wszystko polecam ją wszystkim wrażliwym ludziom. 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 






"Współcześni kochankowie" Emma Straub

"Współcześni kochankowie" Emma Straub

Tytuł : "Współcześni kochankowie"
Autor : Emma Straub
Wydawnictwo : Rebis
Data wydania : 4 lipca 2017
Liczba stron : 480
Tytuł oryginału : Modern Lovers




Nowe pokolenie



Choć nie omijam książek obyczajowych szerokim łukiem to jednak tylko jedna na dziesięć wpasowuje się w moje gusta. "Nowocześni kochankowie" był tym tak zwanym strzałem w dziesiątkę. To było moje pierwsze spotkanie są tą autorką dlatego podchodziłam do niego z czystą kartą. Po skończonej lekturze karta ta została zapisana samymi pochwałami. Świetny styl, brak nudy (co rzadko wychodzi w przypadku powieści obyczajowych), realistyczni bohaterowie i, tu zasługa wydawnictwa, piękne wydanie. Książka ta doskonale się nadaje na wakacyjną lekturę, jednak w przeciwieństwie do innych pozycji tego gatunku, zmusza czytelnika do myślenia i zastanowienia się nad własnym życiem. 

Elizabeth, Zoe i Andrew poznali się na studiach gdzie wraz z Lydia, zmarłą już piosenkarką, stworzyli zespół muzyczny. Ich kariera zakończyła się tuż po opuszczeniu uniwersytetu kiedy każde
poszło swoją własną drogą. Elizabeth wyszła za mąż za Andrew i zajęła się sprzedażą nieruchomości, Zoe wraz ze swoją żoną otworzyła popularną restaurację. Po latach nadal się przyjaźnią mieszkając w samym sercu nowojorskiego Brooklynu. Pewnego dnia wychodzi na jaw, że syn Andrew i Elizabeth Harry, spotyka się z córką Zoe-Ruby. Nastolatkowie zostali przyłapani na placu zabaw gdzie uprawiali sex.

Osoby, które oczekują spektakularnych zwrotów akcji niech omijają tę książkę z daleka. Tutaj akcja toczy się powoli i mówiąc szczerze nie ona jest w tej powieści najważniejsza. Jest to książka obyczajowa opowiadająca o życiu grupki osób, które na pozór niczym się nie wyróżniają. Nie wykonują spektakularnych zawodów, nie są super bohaterami ani celebrytami. Nasi bohaterowie prowadzą na pozór normalne życie, jednak jest ono pełne wzlotów i upadków, zaskakujących zdarzeń, radości i cierpienia. Myślę, że najważniejsze w tej książce jest to, że przy nawet niewielkiej wyobraźni z łatwością jesteśmy w stanie utożsamić się z naszymi protagonistami. Ciekawym zabiegiem było zastosowanie wieloosobowej narracji. Historię poznajemy z punktu widzenia wszystkich naszych bohaterów, bez względu na wiek czy płeć. Raz jesteśmy Andrew, który znalazł się na takim etapie swojego życia, kiedy nie wie w którą stronę ma dalej pójść, raz zbuntowaną osiemnastolatką, która choć bardzo inteligentna nie dostała się na wymarzony uniwersytet, raz czterdziestoletnią lesbijką, która pragnie rozwieść się z żoną, gdyż od ponad roku nie uprawiały sexu. No i jest jeszcze jeden bohater tej powieści, a jest nim sam Brooklyn. Choć nigdy nie byłam w Nowym Yorku po przeczytaniu tę książki z chęcią bym wygrała w lotto i kupiła właśnie taką kamienicę w jakiej mieszkali nasi bohaterowie. Chodziłabym po ulicach tego miasta, piła kawę w małych, urokliwych kafejkach i zamawiała chińszczyznę w barze na rogu.. Nowy York w powieści Emmy Straub żyje, jest pełen kolorów i uroku, oddycha historią i nowoczesnością. Nie jest tylko wielką metropolią gdzie żyją obcy sobie, zabiegami ludzie. Autorce udało się z wielkiej aglomeracji zrobić prowincjonalne miasteczko, gdzie wszyscy sąsiedzi się znają a spacer wieczorem po ulicach nie wiąże się z lękiem tylko przyjemnością. Nie sposób jest nie pokochać Nowego Yorku Emmy Straub.

Choć jest to bardzo łatwa w odbiorze powieść daje ona sporo do myślenia. Nie jest to typowa literatura dla każdego, myślę że młodsi czytelnicy nie zaznają przyjemności z czytania, ze względu na ich niezbyt wielki bagaż doświadczeń. Jest to książka dla ludzi dojrzałych, którzy mają za sobą wzloty i upadki, którzy znają życie i nie boją się niespodzianek jakie potrafi zgotować los. Bohaterami tej powieści są ludzie, którzy będąc dorosłymi nadal nie wiedzą co zrobić ze swoim życiem. W pewnym momencie nadchodzi taki czas, że człowiek siada i zaczyna się zastanawiać czy dobrze pokierował własnym życiem, czy wybrał odpowiednią ścieżkę kariery, odpowiedniego partnera? Zaczynamy rozważać, zaczynamy gdybać, pisać nowe scenariusze. Większość z nas na tym poprzestaje. Albo jesteśmy zbyt leniwi, albo mamy zbyt mało odwagi czy też środków by diametralnie zmienić własne życie. Bardzo mało ludzi decyduje się zacząć wszystko od nowa. Jednak nie nasi bohaterowie. Książka opowiada o dojrzewaniu ludzi w każdym wieku. Opowiada o pragnieniach i marzeniach oraz o długiej i męczącej drodze do ich realizacji. Jest to również piękna opowieść o miłości, która często nie przypomina tej z romansów czy wierszy poetów. Miłość ta jest nowoczesna i bardziej przystaje do dzisiejszych czasów. 

Podobało mi się to z jaką łatwością autorka porusza tematy które dla wielu ludzi, nawet w dzisiejszych  czasach, nadal są szokujące. W Polsce miłość homoseksualna wciąż jest tematem tabu i będzie jeszcze przez długie lata. Ustawodawstwo co prawda będzie się zmieniać, zalegalizowane zostaną związki partnerskie z prawem do dziedziczenia jednak adopcja dzieci przez rodziny homoseksualne to marzenie ściętej głowy. Wydaje mi się, że w naszym kraju jest to niemożliwa do wprowadzenia utopia. Pierwszy raz czytałam książkę gdzie główną bohaterką była dziewczyna mająca dwie mamusie. Dwie mamusie, które się kochały, nienawidziły, kłóciły i uprawiały sex. Zupełnie jak normalni rodzice. Niby wszystko w porządku, jednak mój typowo polski umysł musiał się przestawić. I często jak czytałam o kobiecie zwracającej się do drugiej kobiety "żono" to w mojej głowie powstawały zgrzyty. Nie zgrzyty nietolerancji tylko braku odpowiednika w warunkach w jakich żyję. 
Takich tematów jest więcej : rozpusta i wolna miłość na uniwersytetach stanowych, palenie trawki przez nieletnich. Autorka tego nie piętnuje tylko czyni z tego element krajobrazu. Kiedyś kobieta z papierosem, była traktowana jak buntowniczka, teraz nikt nie zwraca na nią uwagi. Podobne podejście możemy zauważyć wśród amerykańskich rodziców : dopóki moje dziecko dobrze się uczy, wraca na czas, to możemy mu dać więcej wolności, przecież sami też byliśmy młodzi. Czy podobnie jest w Polsce? Tutaj też przed nami daleka droga.

"Nowocześni kochankowie" to powalająca swoją świeżością i stylem lektura naszpikowana słodko-gorzkim humorem. To książka, która nam uświadamia, że młodość przemija a nasze miejsce zajmuje nowe pokolenie. Już nie jesteśmy tymi swawolnymi nastolatkami, dla których głównym celem w życiu była zabawa, teraz to czas naszych dzieci. Książka ta uczy nam się z tym pogodzić i pokazuje że mając nawet kilkadziesiąt lat na karku nadal możemy zmienić nasze życie na lepsze. 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :





Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger