"Miasto niedźwiedzia" Fredrik Backman

Wiecie co? Muszę się podzielić z wami moimi przemyśleniami na temat wpływu "wielkiego" i tego mniejszego ekranu  na losy i powodzenie książek. Kiedyś jak jeszcze ekranizacje nie były w modzie a na ekrany przenoszono jedynie dzieła klasyków i szkolne lektury (czytaj przed erą HBO i Netflixa) czytaliśmy to co nam wpadło w oko. Pamiętam jak spędzałam godziny w księgarni czy bibliotece czytając tyły okładek i poszukując tej "jednej jedynej". Dziś, w dobie wszechobecnego internetu, wyszukiwanie jest o wiele mniej czasochłonne (i mniej podniecające). O książce "Miasto niedźwiedzia" dowiedziałam się ze strony wydawnictwa i choć sam gatunek to nie do końca moja bajka to w opisie było coś przyciągającego. Kiedy lektura już trafiła w moje ręce jak zwykle postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej o samej genezie tego tytułu i jego autorze. Doskonałym miejscem na tego typu poszukiwania jest portal literacki lubimyczytac.pl . Wchodząc tam byłam totalnie zaskoczona kiedy zobaczyła "nową" okładkę mojej książki. Otóż okazało się, że producenci "Netflixa" już dawno się na niej poznali i postanowili ją zekranizować. No a przecież "głowy" tego wielkiego medialnego koncernu muszą mieć dobrego nosa , prawda? Inaczej dawno by splajtowali. Już samo logo Netflixa sprawiło, że książka zyskała w moich oczach. Więc czy prawdą jest "że wszystko złoto co się świeci " (nieco parafrazując znane powiedzenie)? W tym przypadku tak, gdyż "Miasto niedźwiedzia" jest lekturą wprost genialną. 

Björnstad to dziura. Maleńka społeczność zamknięta w głębi ponurego lasu, który powoli zabiera ludziom przestrzeń do życia. Jest tylko jedno miejsce, które przywraca mieszkańcom wiarę w lepsze jutro – stare lodowisko nad jeziorem zbudowane przed laty przez założycieli miasta.Juniorzy drużyny hokejowej rywalizują właśnie w krajowej lidze i, o dziwo, naprawdę mają szansę zagrać w finale. Na barkach kilku nastolatków spoczywają więc nadzieje i marzenia całego Björnstad, ale mecz półfinałowy wywołuje w niektórych graczach skrajne emocje. Straszny czyn kładzie się cieniem na społeczności miasteczka i dzieli ją na zawsze, stawiając pod znakiem zapytania przyszłość nie tylko drużyny, ale każdego obywatela Björnstad.


Björnstad to miasteczko jakich wiele w ówczesnej Europie. Do jakiegokolwiek kraju bym nie pojechała, tego najmniej rozwiniętego , czy tego gdzie euro leje się szerokim strumieniem, znajdą się w nim miejsca, które powoli umierają. W zeszłe wakacje byłam we Włoszech. Wraz ze znajomymi wynajęliśmy parcelę namiotową na renomowanym campingu, niedaleko miejscowości Scarlino. Pewnego dnia postanowiliśmy odwiedzić to cudowne, położone na szczycie góry miasteczko. Jednak kiedy dotarliśmy na miejsce okazało się, że oprócz kilku restauracji praktycznie nic tam nie ma. Jeden z barmanów powiedział nam, że wszyscy młodzi wyjechali do większych miasteczek lub też przenieśli się bliżej morza, gdzie jest więcej miejsc pracy. W Scarlino, zwanym teraz starym, pozostali tylko seniorzy, kalecy i Ci ,którzy nie mają dokąd pójść. To, że miasteczko umierało widać już było na pierwszy rzut oka. Tynk odłaził, mech porastał kamienne, średniowieczne schody, większość ocalałych okien była pozabijana deskami. Cuchnęło moczem, pajęczynami, wilgocią i starością. Co prawda  Björnstad nie jest jeszcze w stanie rozkładu i jego mieszkańcy nie pakują w pośpiechu walizek by uciec gdzie pieprz rośnie, jednak  bez inwestycji nie ma przyszłości. Björnstad to małe miasteczko w środku lasu. Gospodarka jest na dnie, bezrobocie jest wysokie, a mieszkańcom ciężko jest przewidzieć przyszłość. Jedyne, co mają, to hokej. Cała społeczność osady co weekend zbiera się na lokalnym lodowisku i przeżywa coś podobnego do narodzin nadziei. Jeśli drużyna juniorów odniesie sukces, w Björnstad może powstać nowa szkoła hokejowa. A co za tym idzie - nowi mieszkańcy, nowe centrum handlowe, nowe możliwości. W Björnstad hokej to coś więcej niż tylko hokej - to wszystko. Drużyna juniorów składa się z bandy facetów, którzy niosą  na swoich barkach przyszłość wszystkich mieszkańców. Jest tu wschodząca gwiazda, Kevin, który w wieku siedemnastu lat ma już status idola. Jest Amat, który walczy z wiatrakami, dyrektor sportowy Peter i jego rodzina oraz trener David. Centrum ich życia to lodowisko. Ale kiedy popełnione zostaje  przestępstwo, lojalny zespół jest rozdzielony, rywalizacja tworzy podziały .

Muszę się przyznać, że  zaskoczyło mnie to, jak bardzo wciągnęła , wręcz znarkotyzowała, mnie ta powieść. Czytałam nie tylko wieczorami, ale także w autobusie do pracy i podczas przerw na lunch - a w międzyczasie żałowałam, że nie mogę usiąść i przeczytać jeszcze więcej. Minęło dużo czasu, odkąd ostatni raz tak się czułam i to było wspaniałe . To, co przyciągnęło mnie do tej książki, to przede wszystkim fabuła, zamknięty wszechświat, psychologiczna mentalność zespołu i lojalność jego członków. Chociaż nigdy w życiu nie interesowałam się hokejem , książka ta sprawiła że postanowiłam co nieco się o nim dowiedzieć. Sama pragnęłam się choć przez chwilę poczuć jak część drużyny. "Miasto niedźwiedzia" skojarzyło mi się z jedną z książek Johna Grishama , której fabuła toczy się wokół baseballu.  Wtedy również nie był on w kręgu moich zainteresowań. Do czasu.  Książka ta jest  sprytnie zbudowana wokół stosunkowo dużej galerii postaci. Chociaż autor często zmienia perspektywy, robi to dobrze i sprawnie, dzięki czemu ani razu nie pomyliłam żadnego z bohaterów. Udało mi się zapamiętać również ich imiona, co było dość nietypowe ponieważ większość z postaci było do siebie podobnych  - to menedżerowie sportu, trenerzy, dyrektorzy, sponsorzy - nie mówiąc o samym zespole. Moim zdaniem częsta zmiana perspektywy wnosi wiele do książki, ponieważ tworzy rozbudowaną  sieć osobowości, która staje się  wiarygodnym obrazem miasta i wszystkich jego mieszkańców wraz ze wszystkimi ich pragnieniami i niedociągnięciami.

Przede wszystkim jednak podobała mi się tematyka książki związana z mentalnością zespołową oraz "nieśmiertelną" lojalnością między rówieśnikami, z których wyśmiewano się od dzieciństwa . Czytając tę powieść możemy prześledzić jak podążają informacje w małym miasteczku, dowiedzieć się wiele o rodzicielstwie i relacjach rodzinnych, a wszystko to w cieniu hokeja, który rozwijał się, aż stał się czymś więcej niż tylko hobby. Stał się przyszłością nie tylko dla członków zespołu, ale dla wszystkich w mieście. To niezwykle interesujące. Momentami miałam wrażenie, że  ​​fabuła była zbyt piękna, aby była prawdziwa. Wtedy to głównie język był głównym sprawcą dramatu . Jest tu wiele wielkich słów, wiele uderzających zdań, co sprawia że nie możemy pozostać obojętni na rozgrywające się wydarzenia, nie ważne jak błahe by one nie były. 

Podsumowując, nadal jestem pod wielkim wrażeniem "Miasta niedźwiedzia". Oczywiście powieść ma pewne mankamenty, ale plusów było zdecydowanie więcej. Cieszę się, że jest to dopiero pierwsza część większej całości, gdyż już tęsknię za naszymi bohaterami oraz tym małym, uroczym miasteczkiem. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak włączyć Netflix i przekonać się jak bardzo moje wyobrażenia i wizualizacje pokryją się z wyobrażeniami producentów serialu. Mam nadzieję, że uda mi się rozpoznać wszystkich "zawodników" na małym ekranie. A jeśli nie? To wtedy nie pozostanie mi nic innego jak czekać na kolejny tom. Mam nadzieję, że niezbyt długo. Polecam. 

 

Tytuł : "Miasto niedźwiedzia"

Autor : Fredrik Backman

Wydawnictwo : Sonia Draga

Data wydania : 28 października 2020

Liczba stron : 488

Tytuł oryginału : Björnstad

 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 
 
 


 

 

 

1 komentarz:

  1. Książkę tę mam w planach przeczytać. Pisałam o serialu, który powstał na jej podstawie. Fajnie, że zrobiła na tobie dobre wrażenie.
    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger