"Zimowe dzieci" Jennifer McMahon

Tytul : " Zimowe dzieci "
Autor : Jennifer McMahon
Wydawnictwo : Media Rodzina
Rok wydania : 2015
Liczba stron : 392
Tytul Oryginalu : The Winter People





Mroczna Urban Story


Na wstepie chcialam podziekowac wydawnictwu Media Rodzina za Gorzka Czekolade. Mialam
okazje przeczytac kilka powiesci tej serii i na zadnej sie nie zawiodlam. Podobnie bylo w przypadku "Zimowych dzieci". Jest to ciakawie napisana powiesc, ktora swoja tematyka mnie poruszyla a wykonanie jest tak dobre, ze bardziej znani autorzy powinni pobierac od Jennifer McMahon lekcje stylu.
Po motyw "przywracania zmarlych do zycia" siegalo wielu pisarzy w tym tacy mistrzowie piora jak Stephen King czy Graham Masterton. Na samym poczatku myslalam, ze z tego tematu nie da sie juz nic wyciagnac, a kazda kolejna powiesc bedzie po prostu mniej czy bardziej udana kalka swoich poprzedniczek. Tym wieksze bylo moje zaskoczenie, kiedy nieznanej mi pisarce udalo sie stworzyc oryginalna powiesc z ciekawym zakonczeniem, ktora czyta sie praktycznie sama.

Akcja powiesci toczy sie dwutorowo : w roku 1908 i wspolczesnie, jednak miejsce akcji pozostaje niezmienne i jest nim  mala amerykanska wioska o nazwie West Hall. Miasteczko zawsze otoczone bylo tajemnica wokol ktorej naroslo mnostwo legend. Najbardziej przerazajaca z nich byla opowiesc o Sarze Harrison Shea, ktora znaleziona zostala zabita i obdarta ze skory na terenie wlasnego gospodarstwa. Ta mloda kobieta prowadzila spkojne zycie u boku wlasnego meza Martina. Kiedy po nieudanych probach donoszenia dziecka i smierci dwumiesiecznego synka Charlsa, ktora strasznie Sara wstrzasnela, udalo jej sie wydac na swiat Gertie. Wydawalo sie, ze dla malzenstwa nastaly lepsze szczesliwsze czasy. Jednak szczescie bylo tylko pozorne, gdyz cos groznego i strasznego wisialo w powietrzu. Kiedy Gertie skonczyla 8 lat wyszla z domu na poszukiwanie ojca, ktory wybral sie do lasu po drewno. Jej cialo znaleziono w nieczynnej studni niedaleko niezwyklej formacji skalnej zwanej Czarcia Dlonia. Zrozpaczona i pograzona w zalobie Sara obiecala sobie , ze zrobi wszystko za mozliwosc pozegnania sie z corka. W jej rece wpada list, od zmarlej lata wczesniej indianki (?), ktora pomogala ojcu Sary w gospodarstwie, kiedy dziewczynka byla mala. List sugeruje, ze na terenie gospodarstwa znajduje sie portal prowadzacy do swiata umarlych. Odpowiednia inkantacja, serce zabitego zwierzecia i jakis przedmiot nalezacy do zmarlego moga przywrocic go do zycia na okres 7 dni, podczas ktorych staje sie niesmierelny. Wizja powrotu jej malutkiej coreczki jest czyms co trzyma Sare przy zyciu.

Przeniesmy sie w czasy nam wspolczesne i poznajmy dziewietnastoletnia Ruthie. Nastolatka mieszka wraz z matka Alice i siostra Fawn w starym domu nalezacem niegdys do rodu Harrisonow. Przeniesli sie tutaj kiedy Ruthie miala 3 lata by prowadzic samowystarczalne gospodarstwo rolne. . Pewnego dnia Alice znika. Zaniepokojone dziewczynki przeszukuja dom w poszukiwaniu jakichs wskazowek, ktore pomoga im odnalezc matke. Pod deska podlogowa odnajduja ukryty pistolet wraz z dziennikiem tajemniczej kobiety o nazwisku Sara Harrison Shea. Ruthie odkrywa , ze nie jest jedyna osoba ktora szuka swojej matki. Trop prowadzi do ukrytej pod Czarcia Dlonia jaskini.


Jak jest napisane w Biblii "na poczatku byl chaos". Takie wlasnie wrazenie odczulam rozpoczynajac lekture "Zimowych dzieci". Umieszczenie fabuly w przeszlosci i terazniejszosci wprowdzilo zamieszanie jednak nie az tak duze by uniemozliwialo czytanie skupionemu czytelnikowi. Do przeskokow w czasie mozna sie przyzwyczaic , podobnie jak do zmiany sposobu narracji szczegolnie, ze wszystko jest dokladnie opisane na poczatku kazdego rozdzialu. Kiedy juz myslalam, ze poznalam wszytskich glownych bohaterow, czyli mniej wiecej w jednej trzeciej powiesci, wprowadzona zostaje nowa postac  Kathrine. I ten watek przypadl mi do gustu najmniej. Autorka mogla sie bardziej skupic na postaci mlodej kobiety, ktora trafila do West Hall sladami zmarlego meza. Momentami zdawalo mi sie, ze gdyby nie zakonczenie, watek Kathrine wogle mozna by pominac. Spotkalam sie z opiniami, ze historia opowiadajaca wydarzenia z 1908 roku byla ciekawsza od tej z czasow wspolczesnych. Ja sie zupelnie nie zgadzam z ta opinia. Obie byly rownie interesujace. Opowiesc o losach Sary Harrison Shea byla tylko bardziej mroczna stad pewnie dodatkowe plusy fanow gatunku. Dodatkowym powodem dla ktorego czesc opowiadajaca o Ruthie i jej siostrze mogla wydawac sie gorsza, jest sama postac nastolatki. Jako jedyna z postaci w ksiazce wydaje sie niewiarygodna, bo czy znacie 19-letnich mlodych ludzi, ktorzy dostaja od rodzicow zakaz wychodzenia z domu, i sie do niego stosuja? 
Jednak nie tylko to skladalo sie na moj problem z Ruthie. Kolejna rzecza, ktora czynila z niej naiwna i zupelnie odrealniona bohaterke bylo to, ze nie znala historii swojego miasteczka. W miejscu gdzie na stale zyje nieco ponad 3500 ludzi, gdzie wszyscy sie znaja a jedyna atrakcja jest sobotni targ jest praktycznie nieprawdopodobne zeby nigdy nie zapoznac sie z najbardziej przerazajaca z urban stories. Czyzby nasza bohaterka caly czas miala szlaban, ze nigdy nie przeczytala o tym chociazby w gazetach? I to szczegolnie w przypadku kiedy sama mieszkala w domu , w ktorym rozegraly sie tragiczne wydarzenia, a na ulicach gina ludzie wiec o historii sprzed lat powinno byc tym bardziej glosno. Nie wierze chociazby w to, ze jej chlopak , zainteresowany zjawiskami paranormalnymi, typ czlowieka ktory zna wszystkie  lokalne legendy, jej o tym wczesniej nie powiedzial.
Takich bledow jest w ksiazce sporo jak chocby, wedrowka w rakietach snieznych na nogach przy jednoczesnym przegladaniu zdjec na aparacie cyfrowym, i to wszystko w samym srodu lasu w samym srodku nocy. Lub poczatkowa awersja do pistoletu, dotykanie go dwoma palcami, by po niespelna 15 minutach jak Indiana Jones przeciskac sie tunelami z odbezpieczona bronia w kieszeni.
Pomimo tych bledow ksiazka byla naprawde dobra. Doslownie sama sie czytala. Pragne jednak zwrocic uwage tych, ktorzy spodziewaja sie krwawego horroru. Uwaga : zawiedziecie sie. Cala powiesc jest podobna do swojej okladki. Wywoluje dreszczyk, ciekawi, jednak tylko czasami bedzie nam towarzyszyc uczucie niepokoju. Napewno nie jest klasycznym horrorem w stylu Grahama Mastertona czy Ursuli LeGuin, jednak z pewnoscia jesli czytacie ja w nocy w pustym domu to moze wam sie zdawac ze cos bezszelstenie przesuwa sie w katach. Sama osobiscie zamiast do horroru ( ze wzgledu na obecnosc potworow ) czy do thrilleru ( ze wzgledu na mroczny klimat ) przyrownalabym ja do basni, jednak nie takiej dla dzieci a wlasnie mrocznego urban story.
Czytajac opinie na goodreads.com wiekszosc czytelnikow skrytykowala zakonczenie, mnie ono
zauroczylo. Spodziewalam sie przywidywalnego konca, ktory juz juz sobie ukladalam w glowie, a dostalam niespodzianke , wymykajaca sie jakiejkolwiek konwencji. Za to duzy plus dla autorki, szczegolnie ze odnioslam wrazenie, ze zakonczenie jest poniekac otwarte co zostawia pole na napisanie kontynuacji. Jesli ta zostanie kiedykolwiek napisana i wydana z pewnoscia po nia siegne.

Podsumowujac ksiazka doskonale sie wpasowala w moj czytelniczy gust. Ciekawa wielowymiarowa fabula, doskonale wykreowana wiekszosc postaci, mroczny klimat i odrobina suspensu to wszystko zrobilo na mnie duze wrazenie. Czesc osob przyrownuje te ksiazke do "Smetarza zwiezat" Stephena Kinga, jednak moim zdaniem oprocz motywu przewodniego, jakim jest wskrzeszanie zmarlych, obie ksiazki nie maja ze soba nic wspolnego. Powiesc Kinga jest spewnoscia gratka dla milosnikow gatunku, kiedy "Zimowe dzieci" moga znalezc szersze grono odbiorcow, ze wzgledu na swoja lagodniejsza tesc. 

Moja ocena to 8/10 i z pewnoscia siegne po poprzednie oraz nastepne dziela autorki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger