"Lanny" Max Porter

Recenzenci, szczególnie Ci zagraniczni, nazywają Maxa Portera- geniuszem. Muszę się z nimi  zgodzić, jednak jest on również niezrozumiały, wymagający, przegadany, śmieszny, straszny, zbyt ambitny, dziwaczny i szalony w całej swojej genialności. A dlaczego? "Lanny" jest niczym innym, jak nowelą o zaginionym chłopcu. Książek o dzieciach, które zostały porwane, wyszły i nie wróciły czy też po prostu zniknęły ze swojego pokoju są setki, więc co jest takiego nadzwyczajnego w tej, że aż dostała nominację do Nagrody Bookera? Otóż w swoim życiu przeczytałam wiele thrillerów, książek obyczajowych a nawet horrorów (ukłony dla Stephena Kinga), w których pojawił się motyw "zaginionych dzieci", jednak jeszcze nigdy nie trafiłam na wariację na temat samego zaginięcia, utwór utrzymany w klimacie realizmu magicznego, gdzie starodawne wierzenia łączą się z magią współczesności. Jestem w pod wielkim wrażeniem, jak z pozornie prostej i oklepanej historii, autor stworzył coś wielkiego i oryginalnego, poruszającego wszystkie zmysły i budzącego w nas nasze pierwotne instynkty. 


O godzinę drogi od Londynu znajduje się wioska, w niczym nieróżniąca się od wielu innych: pub, kościół, domy z czerwonej cegły, kilka budynków urzędowych, na obrzeżach parę większych posiadłości. Wszędzie — co normalne — posłyszeć można ludzi mówiących o miłości, trudach dnia codziennego, pracy, umieraniu i wyprowadzaniu psów. Wioska należy do swych mieszkańców, a także do okolicy i jej przeszłości.Należy również do Praszczura Łuskiewnika, mitycznej postaci, którą dzieci w szkole zwykły rysować jako zieloną i liściastą, z wyrastającymi z ust wiciami.

 Każde miasto, miasteczko czy wieś ma związaną z nią jakąś legendę. Kraków chwali się Smokiem Wawelskim, Warszawa Bazyliszkiem a osady położone nad jeziorem Loch Ness- tajemniczą Nessie. Jednak oprócz znanych wszystkim baśni, podań i urban legends, są też przekazywane z ust do ust legendy o bytach prastarych, starszych niż ludzkość. W krajach słowiańskich jednym z takich bóstw był Leszy, bóg lasu, istota która chroniła wszystkie leśne stworzenia i tych którzy przemierzali mroczne ostępy. Ten Dziad Leśny stronił od ludzi i często jak stanęli na jego drodze to przyjmował wrogą postawę. Często przyjmował postać omszałego starca z gałęziami zamiast włosów, bladolicego podróżnika pachnącego ziemią czy też jelenia albo wilka. Zmiennokształtność nie była dla niego problemem. Żył w lesie i rzadko kiedy go opuszczał. W "Lannym" poznajemy postać, która nieco przypomina naszego rodzimego Borutę. Jest nią Praszczur Łuskownik, prastary byt który widzi i słyszy wszystko. Po kilkuset latach się zbudził, wstał ze swojego ukrytego głęboko w lesie posłania i ruszył na poszukiwanie swojego przeznaczenia, ku misji która na niego czeka. Praszczur jest jednym z narratorów naszej książki i muszę przyznać iż obcowanie z jego umysłem było dla mnie dość niecodziennym, dziwnym i szalonym doświadczeniem. Wyobraźcie sobie wielki pokój w którym postawiono kilkaset włączonych radiowych odbiorników. Każde radio nastawione jest na inny kanał. W jednym gra muzyka klasyczna, w drugim rozrywkowa, gdzie indziej ktoś gada czy melorecytuje, kłóci się czy coś reklamuje. Jednym słowem stoimy w samym środku rzeczywistego medialnego szumu, w którym jego dźwięki dopływają do nas jedną wielką falą uderzeniową. Tak właśnie funkcjonuje Praszczur Łuskownik. Nastraja się na ludzi, otwiera pory swojego prastarego jestestwa i chłonie. Docierają do niego wszystkie rozmowy, wszystkie myśli mieszkańców wioski. Czytelnik dostaje istną kakofonię wyrwanych z kontekstu zdań, równoważników zdań czy po prostu wyrazów, które nie łączą się w spójną całość. To tak jak byśmy czytali nagłówki gazet codziennych : gdzieś ktoś kogoś dźgnął nożem, tam się urodziło dziecko, kilka kilometrów dalej ktoś wylał śmierdzący nawóz a jeszcze gdzie indziej obrodziło w grzyby. Czytając zaczęłam się zastanawiać nad tym jak płytkie i marne życie prowadzimy, o jakich głupotach i truizmach rozmawiamy. Powiedzmy sobie szczerze, większość dyskusji prowadzonych w naszych domach jest o przysłowiowej dupie Maryni. 
Autor w swojej książce bawił się nie tylko słowem lecz również farmą. Nie mamy tutaj do czynienia z typowymi akapitami, znakami przystankowymi, wyodrębnioną narracją. Zdania napływają do nas z góry, z boku i od dołu strony. Są zakręcone, pogrubione, zdublowane czy przerwane w połowie. Bohaterowie nie mówią lecz dzielą się z nami swoimi punktami widzenia i przemyśleniami. Pojawia się również wszystko wiedzący narrator, który stara się wprowadzić trochę ładu w to morze chaosu, jednak z góry wiadomo iż zabieg ten skończy się fiaskiem. "Lanny" jest książką dla cierpliwych i mających dużo czasu czytelników. Zdecydowanie nie jest to powieść, którą się połknie "na raz", chociaż ma zaledwie dwieście kilkadziesiąt stron. Tutaj każde słowo wymaga zastanowienia, każde zdanie niesie jakieś ukryte przesłanie. A na dodatek treść jest tak przesiąknięta baśniowością i metaforami, że podążanie głównym szlakiem fabularnym jest naprawdę utrudnione. 

Jak pisałam już wcześniej, głównym motywem książki jest zniknięcie kilkuletniego chłopca, Lannego. Młodzieniec ten znany był ze swojej wielkiej wrażliwości i empatii. Każdy kogo spotkał od razu dostawał się pod jego urok. Z pewnością kiedyś w swoim życiu poznaliście osobę, która zdaje się nie pasować do "swoich czasów". Jest za mądra, za bardzo staroświecka, zbyt grzeczna, po prostu inna. Choć Lanny był z pozoru normalnym, posiadającym wielu kolegów chłopcem, tak jego rodzice czuli że nie jest taki jak jego rówieśnicy. By ukierunkować jakoś jego wrażliwość matka chłopca zapisała go na lekcję rysunku do mieszkającego w pobliżu znanego niegdyś malarza, dziś zwanego Szalonym Petem. Chłopiec lubił spędzać czas w towarzystwie starszego mężczyzny, powoli zaczęli się zaprzyjaźniać i tych spotkań było coraz więcej. Wcale więc nie dziwi fakt, że jak Lanny zniknął pierwsze podejrzenia zarówno policji, jak i całej małomiasteczkowej społeczności, padły na Peta. A jak na kogoś padnie "cień pedofilii" to bardzo ciężko jest się go pozbyć. Bardzo mi się podobało to, jak autor opisał typową angielską miejscowość, prawdopodobnie "sypialnię" jednego z większych brytyjskich miast. Nasi główni bohaterowie do swojego nowego domu, sprowadzili się niedawno. te kilka lat to zdecydowanie zbyt krótki okres by kogoś uznać za swojego. W książce tej przedstawiony jest stosunek "rdzennych" członków danej społeczności do przybyszy z zewnątrz, którzy nigdy w pełni nie zostaną zaakceptowani i wzięci za swoich. Ciekawi mnie czy była to aluzja do polityki otwartych granic, dzięki której Wielka Brytania stała się domem dla setek tysięcy emigrantów ze Wschodu. Czy jest to zawoalowana i ambitna próba wyrazu sprzeciwu przeciwko rządowej polityce. Czy autor tak naprawdę jest nacjonalistą, który uważa że "kiedyś było jakoś lepiej?" Nie da się ukryć iż w tekście czuć tęsknotę za dawnymi czasami, za dawnym patriotyzmem, ludźmi którzy potrafili walczyć za wolność. Dziś społeczeństwo i cały świat rządzi się własnymi prawami. Żyjemy w jednej wielkiej globalnej wiosce, podniecając się coraz to nowymi aferami. Kiedy zaginął Lanny, media od razu zwietrzyły sensację. Gazety rozpisywały się o "starym" pedofilu, nieodpowiedzialnych rodzicach czy też narkotyzującym się chłopcu. Im bardziej kontrowersyjny był artykuł, tym stawał się bardziej poczytny. Kiedy po kilku dniach dziecko nadal nie zostało odnalezione, jednak nie przybywało żadnych faktów czy wskazówek co do tego, co mogło się stać z chłopcem, wszyscy zaczęli się sprawą nudzić. Wozy transmisyjne pojechały goniąc za inną sensacją, innym "zaginionym" dzieckiem. Jedynymi, którzy nadal martwili się losem chłopca, byli jego rodzice i szalony Pete. Każdy z nich wymyślał w swojej głowie scenariusze, z których jedne były niepokojące, inne dawały nadzieję a jeszcze inne szokowały. Bo kto by pomyślał, że ojciec chłopca może życzyć mu śmierci a matka odczuwać zarówno wielkie przerażenie jak i swojego rodzaju ulgę? "Lanny jest książką" która odsłania wszystkie nasze słabości, wystawia je na światło dzienne i ośmiesza nas jako gatunek ludzki. 

Pomimo faktu, iż powieść ta ma szczęśliwe zakończenie, choć w tym wypadku szczęście to pojęcie względne, to ja po jej przeczytaniu nadal czuję niepokój i pewnego rodzaju brak satysfakcji, który mi towarzyszy przy świeżo zakończonej lekturze. Jeszcze żadna książka nie wzbudziła we mnie takich emocji jak Lanny. Była przerażająco piękna w swojej prostocie, odrażająca w czynach naszych bohaterów i pogmatwana jeśli chodzi o ich myśli. Można ją czytać na wielu przeplatających się poziomach i myślę, że za każdym razem odkryjemy w niej coś nowego. To zarówno satyra na dzisiejsze czasy, jak i współczesna baśń czy przerażający thriller. 

Jak wiemy Max Porter, za swoją powieść, nie dostał nagrody Bookera. Nawet nie dostał się do szóstki wyróżnionych finalistów. Miałam okazję przeczytać kilka z nominowanych książek i muszę przyznać iż w tym roku poziom był zdecydowanie nie wyrównany. Autor który ma na swoim koncie zaledwie dwie książki musiał walczyć z takimi wyjadaczami jak rewelacyjna Margaret Atwood czy niezastąpiony Salman Rushdie. Moim zdaniem i tak wielkim osiągnięciem było dostanie się na listę trzynastu "nominowanych". "Lanny" zdecydowanie zasłużył na swoje miejsce i wierzę, że któraś z kolejnych powieści autora, zdobędzie sam szczyt. Szczerze tego panu Porterowi życzę, gdyż rzadko zdarzają się autorzy o takiej wrażliwości i talencie. Polecam. 


Tytuł : "Lanny"
Wydawnictwo : Zysk i S-ka
Data wydania : 17 wrześnie 2019
Liczba stron : 220
Tytuł oryginału : Lanny


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :  




 
 
 
 
            Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html

2 komentarze:

  1. Nie jestem do końca przekonana do tej powieści ale nie mówię "NIE" :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Interesująca książki, a poza tym świetnie o niej napisałaś ;)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger