"Wersal, prawo krwi" Elizabeth Massie

Tytuł : „Wersal, Prawo krwi”
Autor : Elizabeth Massie
Rok wydania : 2016
Wydawnictwo : Książnica
Liczba stron : 304
Tytuł oryginału : Versailles: Le rêve d‘un roi


Spanie na WERSAL-ce





Sięgając po tę książkę doskonale wiedziałam czego mogę się spodziewać. Jednak w głębi duszy
liczyłam, że mnie czymś zaskoczy. Nigdy wcześniej nie czytałam książki bazującej na fabule serialu, czasem zdarzyło mi się obcować ze scenariuszami czy książkami inspirowanymi dziełami sztuki filmowej, dlatego to spotkanie było dla mnie nowym doświadczeniem. Do zwrócenia uwagi akurat na tę pozycję skłoniła mnie również lektura trylogii „Królowie przeklęci”, która jest jedna z ważniejszych perełek w mojej biblioteczce. Jednak co dobre szybko się kończy, a ja chciałam jeszcze więcej i więcej. Łudziłam się, że „Wersal” opowie mi dalszą część tej historii.

XVII wiek, dwór króla Ludwika, zwanego Królem Słońce, przenosi się z Paryża do Wersalu. To właśnie tutaj monarcha zamierza zbudować nową stolicę Europy, która swoim pięknem przyćmi wszystkie inne królewskie siedziby i będzie dumą Francji. Sam jest architektem i pomysłodawcą projektu, zarówno pałacu jak i otaczających go ogrodów. Cała szlachta zmuszona została opuścić niemodny już Paryż, i zamieszkać niedaleko króla. Nie każdemu się to jednak podoba. Wariackie i egoistyczne pomysły Ludwika zjednują mu wrogów na dworze, ludzi którzy zawiązują spisek mający na celu odsunięcie go od władzy. Również pozycja Francji w Europie jest zagrożona. Z jednej strony zagraża jej Hiszpania, z drugiej rosnące w siłę Cesarstwo. W powietrzu wisi wojna.

Książkę można porównać do scenariusza filmowego. Subtelnie zakreślone tło i czytelne dialogi. Nie znajdziemy tutaj ani głębokiej analizy psychologicznej ( jedynie to co odmalowało by się na twarzach filmowych postaci ) and malowniczych opisów. Dostajemy wyłącznie suche fakty. Liczyłam na to, zasugerowana tytułem książki, że dowiem się czegoś więcej o samym Wersali, jego historii czy związanych z nim ciekawostkach. Jednak z okrojonych opisów ciężko było wyłonić choćby szkielet tej jakże fascynującej budowli. Zdarzają się autorzy, którzy potrafią tak pięknie malować słowami, że w trakcie czytania obrazy same stają nam przed oczami. Tutaj albo autorce zabrakło warsztatu, albo goniły terminy albo forma powieści na to nie pozwalała.

„Wersal” kojarzy mi się z kalendarzem. Co, kto, gdzie i kiedy. Brakuje tutaj zarówno żywiołowości jak i spontaniczności. Króciutkie rozdziały, czasem raptem kilka zdań. Ten zrobił to , ta zrobiła tamto. Wypunktowane plany działań, zero analizy. Wyobraźcie sobie radę wojenną, która trwa 5 min. Czy to naprawdę odbywało się w taki sposób? Czy naprawdę najważniejsze było zdanie króla, czasem wręcz jego kaprysy, a reszta członków rady tylko potakiwała głowami? Gdybym nie znała historii, to ta książka byłaby dla mnie również nie zrozumiała. Król w swoich wizjach , widzi swoją matkę. Jednak autorka nie mówi nam czy to przestroga? Czy może koszmar z dzieciństwa? Nie wiemy co się stało z matką, jakie były relacje między nią a jej synem. Nic. I tak traktowana jest każda postać w tej książce. Bezosobowo. Mogę wręcz powiedzieć, że jest to pierwsza książka z którą się spotkała, gdzie nie ma głównych bohaterów. Owszem mamy tutaj Ludwika i jego brata Filipa, królową Marię Teresę i cały dwór, jednak oprócz tego jaka poszczególni ludzie zajmują pozycję nie wiemy o nich praktycznie nic. Są jak kartki papieru dopiero czekające na zapisanie. Nie znamy ich portretów psychologicznych, nic nie wiemy o ich uczuciach, lękach czy oczekiwaniach.

„Wersal” w dużej mierze jest książką opowiadającą o walce między braćmi, między królem który posiada władzę wręcz absolutną a jego młodszym bratem, który nie ma praktycznie nic do gadania tylko dlatego, że urodził się o parę lat za późno. Jest również książką opowiadającą o intrygach, pokazuje, że życie rządzących nie było usłane różami, z każdej strony mogli się spodziewać ataku, czasem nawet z ręki najbliższych przyjaciół. Książka pokazuje nam, jak podniecająca jest władza i ile ludzie są w stanie zrobić by ją osiągnąć.
Czytając opis na okładce spodziewałam się jednak więcej. Tych „pikantnych szczegółów z życia na dworze Ludwika XIV” było jak na lekarstwo. Nie oglądałam serialu jednak wydaje mi się, że bardziej „pikantna” byłą chociażby „Gra o tron”. Tutaj owszem mamy zdrady małżeńskie, hazard, homoseksualizm jednak to wszystko jest ułagodzone i podane w takiej formie, że nie wahała bym się dać tę książkę do przeczytania niepełnoletnim.

Nie wiem czy moja niepochlebna opinia jest wywołana samą książką, czy może faktem, że przeczytałam wcześniej piękną, grubą, pełną opisów i wyrazistych postaci trylogię Maurice Druon. Z pewnością teraz ciężko będzie mi dogodzić, przynajmniej jeśli chodzi o powieści historyczne.

Uważam, że pisanie książki wzorowanej na serialu nie jest dobrym pomysłem. To co może pięknie wyglądać na ekranie, niekoniecznie musi się nadawać do czytania. Wiem, że autorka zapowiedziała kolejne, jednak wiem że po nie nie sięgnę.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger