"Tam gdzie rodzi się miłość" Edyta Świętek
0
erotyk
,
kalectwo
,
literatura współczesna
,
literatura obyczajowa
,
miłość
,
morderstwo
,
pożądanie
,
Replika
,
romans
,
sex
,
śmierć
,
Świętek
Książka ta ma jedną wielką wadę, która sprawiła że moja lektura zamiast radością była rozczarowaniem. Wadą tą jest brak jakichkolwiek emocji. Autorka opowiada o wielkich uczuciach, porywach miłosnych, śmierci czy kalectwie jak by to były wydarzenia z dnia codziennego. Radości, tragedie, dramaty i podniety, wszystko to zostało sprowadzone do wspólnego mianownika. Zabrakło tutaj słów, głębi, kolorów, blasku czyli wszystkiego tego co określa dobrą powieść. Miałam wrażenie, że czytam pozbawiony didaskaliów scenariusz, szkic powieści, któremu brak tła fabularnego, ozdobników czy rysów psychologicznych postaci. Historia, którą opowiedziała autorka ma potencjał, jest ciekawa i mogłaby być wzruszająca gdyby nie pośpiech w którym ją napisano. Muszę powiedzieć, że czuję się rozczarowana i jest mi smutno. Lubię thrillery, lubię kryminały i to właśnie romanse są moją piętą Achillesową. Jednak tym razem muszę przyznać, że to miłości, bliskości i czułości mi tutaj zabrakło. Ciężko jest mi tę książkę przyporządkować do konkretnego gatunku, a wiadomo jak coś jest do wszystkiego to...
Daria, córka właściciela hotelu "Zacisze", z powodu choroby kelnerki, zmuszona zostaje do przejęcia jej obowiązków, dopóki dziewczyna nie wróci. Obsługując hotelowych gości poznaje Marka, którego firma zorganizowała w pensjonacie zjazd integracyjny. Choć mężczyzna od razu wzbudził w niej zainteresowanie wie, że musi trzymać się od niego z daleka. Daria i reszta jej bliskich żyje bowiem w ciągłym strachu przez zemstą członka rodziny i wszelkie przypadkowe kontakty starają się ograniczyć do minimum. Marek nie rozumie dlaczego dziewczyna się przed nim ukrywa, postanawia sobie, że zrobi wszystko by ją zdobyć.
Muszę przyznać, że byłam bardzo zaskoczona kiedy dowiedziałam się, że "Tam gdzie rodzi się miłość" jest kilkunastą wydaną przez autorkę książką. Moja zdziwienie było jeszcze większe gdy okazało się, że zdecydowana większość opinii na temat tej książki oraz jej poprzedniczek, jest pozytywna. Niestety nie świadczy to o niczym innym tylko o tym, że polscy czytelnicy są mało wymagający. Wystarczy im parę stron o miłości i deko sexu a styl, forma i sposób podania tracą na znaczeniu. Faktem jest, że autorka miała pomysł. Mamy tutaj do czynienia z rodziną z tradycjami, posiadaczami dworu, herbu, hotelu oraz problemów finansowych. Mamy tajemnicę rodzinną i wujka Janusa pałającego żądzą zemsty. Jego pogróżki wydają się realne więc Daria, której w większości dotyczą, strzeżona jest niczym oczko w głowie. Do tego wszystkiego dochodzi przystojny, zakochany, napalony i zdesperowany wykorzystać wszystkie możliwe środki by zdobyć Darię, Marek oraz lokalni gangsterzy. Wy również widzicie tutaj potencjał? Niestety został on zmarnowany. To jak się zachowują nasi bohaterowie, jakie decyzje podejmują jest nieprzemyślane, pozbawione logiki, naiwne i dziecinne. Kto normalny w obliczu kłopotów finansowych organizuje dwa wesela? Kto ukrywając się przed gangsterami siedzi w recepcji hotelowej i zajmuje się gośćmi? Albo wybiera się na samotne wycieczki kajakiem czy nocne spacery? Choć autorka przez cały czas starała się mnie zapewnić, że Daria otoczona jest kordonem bezpieczeństwa to tak na prawdę, jak bym chciała ją zabić (ja, osoba bez motywu, pieniędzy i wysoko postawionych przyjaciół czy szemranych znajomości) znalazłabym kilkaset okazji by to zrobić. I to jednego dnia. Motyw pałającego rządzą wujka był zresztą grubymi nićmi szyty. Po pierwsze kto normalny (bo psychopata raczej by nie czekał 30 lat) mści się za zawód miłosny z czasów młodości? I dlaczego jego ofiarą ma paść akurat córka byłej ukochanej a nie ona sama czy jej mąż? Autorka zapomniała nam powiedzieć co się stało, że drogi Janusa i matki Darii się rozeszły, jak wyglądało ich życie przed rozstaniem, dlaczego do niego doszło. Zabrakło mi tutaj jakiegokolwiek tła, historii, odnośnika. Miałam wrażenie, że zostałam wrzucona w sam środek historii i nikt mi nie wytłumaczył co było w poprzednim odcinku. Zaczęłam nawet przeglądać internet w poszukiwaniu pierwszego tomu, którego oczywiście nie było. Ta książka byłaby o wiele ciekawsza gdyby nadać jej głębi i kolorów. Nie zaszkodziła by odrobina retrospekcji, dobrym pomysłem byłoby wprowadzenie kilku linii fabularnych, narracji na głosy. A przede wszystkich przydałyby się opisy. Jakiekolwiek. Nie chodzi o to by opisywać jak promienie słoneczne odbijają się w wodach jeziorka tylko nakreślić jakiekolwiek szczegóły...przecież oprócz tego, że nasza bohaterka miała rude włosy to tak naprawdę nic o niej nie wiedziałam.
I tutaj przechodzimy do kolejnego punktu, którym są bohaterowie. Już od pierwszych stron, pierwszego dialogu Darii z Markiem, wiedziałam że będą oni stereotypowi, głupi i naiwni. Daria to typowa dziewczyna z dobrego domu. Ma swoje zasady, jest wierząca i słodziutka niczym miód oczywiście do czasu. Zasady oczywiście nie przeszkadzają jej w tym by flirtować na prawo i lewo, sex przedmałżeński nie kłóci się z jej religią i potrafi pokazać pazurki. Muszę przyznać, że nawet teraz, po przeczytaniu książki nie jestem w stanie opisać osobowości naszej bohaterki. Jej zachowanie zależne było od sytuacji, która zresztą zmieniała się jak w kalejdoskopie. Raz była uległa, raz stawiała na swoim. Raz była słodka raz agresywna, mądra i głupia, zdecydowana i płaczliwa. Autorka za wszelką cenę w jedno ciało starała się upchnąć jak najwięcej osobowości. Wyszło niestety dość śmiesznie.
Troszkę lepiej wypadł Marek. Był typowym męskim szowinistą, dupkiem z kupą kasy, biznesmanem który po trupach dąży do celu. Choć autorka starała się ocieplić jego wizerunek aparatem fotograficznym, wyszło to dość niezręcznie. Nie mam zielonego pojęcia co takiego Daria w nim widziała. Facet rzucał takimi tekstami, że policzki mi czerwieniały ze wstydu i na domiar złego powiedział Darii wprost, że chce ją wziąć do siebie jako kobietę do towarzystwa. OMG. Co prawda autorka kolejny raz starała się przyjść z pomocą mężczyźnie jednak dla mnie już był spalony.
Reszta bohaterów to postacie epizodyczne, którymi nie należy się za bardzo przejmować gdyż pewnie i tak niedługo umrą.
Jest to jedna z tych książek, w których naprawdę dużo się dzieje. Choć autorka znana jest z pisania powieści obyczajowych, tak "Tam gdzie rodzi się miłość" zdecydowanie nie jest książką o życiu, a przynajmniej nie o życiu typowego, szarego człowieka. Trup się tutaj ściele gęsto, zdarzają się również wypadki. Już na pierwszych stronach dowiadujemy się o śmierci dwóch członków rodziny. Wraz z rozwojem fabuły zaczyna się zwykła statystyka. Ludzie umierają lecz nikt ich nie opłakuje, wszyscy przechodzą nad tym do porządku dziennego. Ba! Jednego chowają by po kilku tygodniach wydać drugiego za mąż. A gdzie żałoba? Gdzie chociaż chwila zadumy? Zabrakło mi uczuć, przemyśleń, typowo ludzkich odruchów i człowieczeństwa w ogóle. Miałam wrażenie, że książkę napisała osoba zupełnie pozbawiona empatii. Bohaterowie są papierowi i nie robią nic by nawiązać z nami jakąkolwiek więź. Kochają jednych wychodzą za drugich, nienawidzą by za chwilę pałać uczuciem. W tej książce jest zdecydowanie za dużo akcji a zbyt mało treści.
"Tam gdzie rodzi się miłość" to książka dla tych czytelników, którym nie przeszkadza głupota i naiwność bohaterów, zbyt szybka akcja i brak jakiegokolwiek tła fabularnego. Bardzo żałuję, że autorka się nie postarała i nie napisała albo krwistego kryminału albo dopracowanego w najdrobniejszych szczegółach erotyku. Dostaliśmy mix różnych gatunków, który czyta się dość topornie. A może to miała być czarna komedia? Po kolejny tom sięgnę jedynie po to by sprawdzić, w jaki sposób zabito garstkę ocalałych członków rodu Hajdukiewiczów. Można przeczytać ale nie trzeba.
Tytuł : "Tam gdzie rodzi się miłość"
Autor : Edyta Świętek
Wydawnictwo : Replika
Data wydania : 21 sierpnia 2018
Liczba stron : 400
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz