"Idealna matka" Aimee Molloy

Jestem matką dwóch dziewczynek, więc śmiało mogę powiedzieć, iż znam uroki macierzyństwa i wiem z jakim stresem jest ono związane. Byłam już matką "początkującą" i "średnio-zaawansowaną" a teraz wkraczam w fazę matki "doświadczonej". Choć od tego czasu minęło już prawie 6 lat to doskonale pamiętam moją pierwszą ciążę. Był to czas czytania wszelkich dostępnych na rynku poradników, wypytywania koleżanek o doświadczenia ze szpitala oraz biegania do lekarza z każdym niepokojącym bólem i kłuciem, nawet jeśli ewidentnie była to kolka. Jak przez mgłę pamiętam 16 godzin porodu, który nadal jest dla mnie traumatycznym wspomnieniem. Po nim nastał ten wielki "pierwszy rok", ponoć najważniejszy dla rozwoju dziecka i zarazem najbardziej stresujący dla jego rodziców. Teraz, patrząc z perspektywy czasu, sama nie wiem jak udało mi się przetrwać i nie oszaleć. Za to, iż nie mam jeszcze siwych włosów, muszę podziękować wspaniałym przyjaciółkom, które były przy mnie w tym czasie : innym mamom za wszelkie porady, singielkom za wypady "odstresowujące" oraz mojej kochanej mamie, która tak wiele mnie nauczyła. Aimee Molloy, tworząc Majowe Mamy, pokazała, jak ważne i potrzebne są grupy wsparcia. Jednak co jeśli zamiast porady, uśmiechu i relaksu, staniemy oko w oko z największą tragedią jaka może spotkać matkę? Co jeśli pewnego dnia pod drzewem zabraknie jednego wózka, a zamiast pytań o mleko modyfikowane, padnie to najbardziej zatrważające : Gdzie jest moje dziecko? Gdzie jest Midas?

Nazywają się Majowe Mamy i należą do klubu świeżo upieczonych matek, które urodziły swoje pociechy w tym samym miesiącu. Dwa razy w tygodniu spotykają się w jednym z brooklyńskich parków, by wesprzeć się w trudach macierzyństwa.Pewnego razu, umęczone nadmiarem obowiązków i codzienną rutyną, umawiają się na wspólne wyjście na miasto. Winnie, samotna matka, która nigdy wcześniej nie zostawiła swojego sześciotygodniowego synka Midasa pod opieką niani, w końcu uległa namowom koleżanek, przekonujących ją, że nic złego się nie stanie. Tej czerwcowej nocy dochodzi jednak do tragedii: Midas zostaje porwany

Majowe Mamy to grupka młodych kobiet, i jednego rodzynka, które poznały się przez Internet . Wszystkie mieszkają na Brooklynie, wszystkie mają dzieci i wszystkie przeraża wizja powrotu do pracy. Choć grupa składa się z kilkunastu osób, dokładnie poznajemy zaledwie kilka z nich : Winnie, Nell, Francie i Colette. Cztery kobiety i cztery różne wizje macierzyństwa. Muszę przyznać, iż każda z nich zyskała moją sympatię, w każdej mogłam odnaleźć cząstkę siebie. Cieszę się z tego, iż Pani Molloy, nie bała się przedstawić prawdziwego oblicza rodzicielstwa, również tę jego niezbyt atrakcyjną stronę. Stworzyła matki, które nie starają się być superbohaterkami na miarę Wonder Woman, lecz są zwykłymi amerykańskimi dziewczynami, które albo zdecydowały się na dziecko albo nie zdecydowały się na aborcję. Ci którzy nie mają dzieci lub te szczęściary obdarowane książkowym, bezkolkowym berbeciem, spytane o macierzyństwo z rozmarzeniem w oczach odpowiedzą, że to był piękny i niezapomniany czas w ich życiu. Nasze bohaterki, choć kochają swoje dzieci, mają problemy z tym by być matką "idealną". Martwią się czy ich dzieci rozwijają się prawidłowo, boleją nad tym że muszą wracać do pracy i smucą się, że zamiast mleka z piersi w lodówce pojawi się modyfikowane. Nell, Francie, Colette i reszta Majowych Mam to kobiety prawdziwe, takie jak ja czy moje koleżanki. Takie, którym zdarzyło się pójść do urzędu w poplamionej papką obiadowej bluzce czy rozmasowywać zatkany kanalik mleczny. Muszę przyznać, iż mężczyźni którzy sięgną po tę książkę, mogą poczuć się zaskoczeni. Pamiętam jak po urodzeniu pierwszego dziecka, choć spałam po 3 godziny na dobę to zawsze robiłam staranny makijaż, na powrót męża z pracy. Aż pewnego dnia mi powiedział, żebym przestała, bo to nie tusz lecz szalejące we mnie jeszcze hormony, sprawiają że jestem piękna. Następnego dnia założyłam jedynie błyszczyk, gdyż mam wiecznie pękające usta. Książka Molloy pokazuje macierzyństwo odarte z aury tej szczególnej zmysłowości, która się rodzi pomiędzy matką a dzieckiem. Przedstawia je jako czas trudnych wyrzeczeń, stresu, zmęczenia i wiecznych rozterek, a to wszystko wynagradzane jest chwilami nieziemskiej szczęśliwości. Ci, którym dane było zobaczyć pierwszy "prawdziwy", nie ten od gazów, uśmiech swojego dziecka, będą wiedzieli o czym mówię. Majowe Mamy to nie tylko przyjaciółki, które łączy fakt posiadania dziecka, to również synteza różnych typów macierzyństwa, różnych podejść do wychowywania dzieci, z których paradoksalnie każde jest właściwe. Cieszę się również z tego iż autorka nie zapomniała o mężczyznach, jako głównych opiekunach, a wierzcie mi obrazek przechadzającego się z chustą tatusia, w dzisiejszych czasach jest coraz częstszy. Tatusiowie tutaj są obecni i bardzo dobrze sobie radzą, ba, pokuszę się nawet o stwierdzenie, że lepiej niż w rzeczywistości, przynajmniej biorąc pod uwagę moje własne doświadczenia. U Molloy ojcowie zmieniają pieluchy, budzą się na nocne karmienia i masują stopy, oczywiście żony, nie dziecka. Także kochani panowie, czytajcie i uczcie się.

Czy zastanawialiście się kiedyś co to znaczy być dobrą matką? Na pewno każdy z was słyszał termin "Matka Polka", gdyż jest on głęboko zakorzeniony w naszej kulturze. Jest to osoba, która bezgranicznie kocha swoje dzieci, walczy o nie, broni i jest w stanie zrobić dla nich wszystko. Jest również osobą wielozadaniową, tańczy śpiewa, melorecytuje a w międzyczasie ugotuje obiad i wyprowadzi psa. Oczywiście wszystko to robi z zamkniętymi oczami bo w końcu kiedyś musi odespać. Żyjemy w kulturze, i w czasach, kiedy etos Matki Polski, nadal jest niezwykle popularny. Osoba mająca dziecko, już z samego faktu jego posiadania, musi stać się dorosła, odpowiedzialna i mądra. Wraz z zajściem w ciążę kończy się chodzenie po barach i dyskotekach, picie i palenie (i reszta używek), niezdrowe jedzenie i siedzenie do późna w nocy. Musimy być jak nasze matki i babcie, inaczej bieda nam. Sytuacja wygląda trochę lepiej w wielkich miastach, gdzie ludzie są tak zapatrzeni w czubek własnego nosa, że nie mają czasu zawracać sobie głowę nawet sąsiadami, a tym bardziej ich dziećmi. Na wioskach nadal wszystko widać, a to czego się nie dojrzy to się już dopowie. Molloy pokazuje, że matki to też ludzie. Ciąża to nie choroba, która zmienia naszą osobowość. Jako rodzicielki mamy prawo do tego by być sobą, nie musimy wypominać sobie jednego czy dwóch kieliszków wina, nie musimy zamykać się w domu. Kiedyś byłam świadkiem rozmowy dwóch kobiet : matki i córki. Starsza napominała młodszą, że wyszła na urodziny przyjaciółki zostawiając dziecko z nianią, a przecież nie powinna. Oczywiście zachowałam swoje zdanie dla siebie, jednak przez cały czas musiałam zaciskać szczęki. Dlaczego ta biedna dziewczyna miała nie wyjść? Dlaczego miała zrezygnować z kilku chwil relaksu? "Idealna matka" to książka, która pokazuje że macierzyństwo również potrafi być nowoczesne, a złe rzeczy zdarzają się tak po prostu, a my nie mamy na nie wpływu. Midas został porwany nie dlatego, że jego mamusia poszła do baru na mrożoną herbatę, tylko dlatego że wciąż są na tym świecie ludzie, zdolni do takich podłości. Równie dobrze chłopiec mógł zniknąć z przedszkola, sklepu czy własnej sypialni, gdy jego mama była w pobliżu. 

Aimee Molloy postawiła na wielogłosowość, co jest zadaniem niezwykle trudnym i karkołomnym. Narratorek jest sporo, każda wypowiada się we własnym imieniu jednocześnie sprawozdając bieżące wydarzenia i opowiadając własną historię. Każda z nich jest do siebie podobna, dziecko, mąż, praca, te same problemy. Momentami nie wiedziałam kto jest kim, kto aktualnie ma głos i czyjej opowieści słucham. Do tej cudownej powieści wdarł się chaos. Z jednej strony, za pomocą pierwszoosobowej narracji autorka ożywiła swoją książkę, a z drugiej nabałaganiła i zapomniała zostawić czytelnikowi szufelki by posprzątał. Musiałam główkować i przystawać, jednak kiedy doszłam do zakończenia, zapomniałam o wszystkich bolączkach. Było ono zaskakujące, rewelacyjne i zdecydowanie wynagrodziło mi wszelkie niedociągnięcia. 

Kolejny raz wydawnictwo Czarna Owca, spisało się na medal, podczas wyboru książki do tłumaczenia. Choć "Idealna matka" nie jest typowym thrillerem, bliżej jej do powieści obyczajowej, tak czytało się z zapartym tchem i palcami w ustach. Tym którzy mają tendencję do obgryzania paznokci, radzę zaopatrzyć się w "gorzki paluszek", gdyż będzie się działo, a emocje jakie was dopadną, potrafią przytłoczyć. Aimee Molloy napisała książkę dla wszystkich : dla matek, które odnajdą w niej siebie, dla przyszłych matek, które zobaczą jak wygląda prawdziwe macierzyństwo i dla tych wszystkich, którzy po prostu mają ochotę na porządny kawałek literatury z suspensem. Z pewnością sięgnę po kolejne pozycje autorki, a tę gorąco polecam.


Tytuł : "Matka idealna"
Autor : Aimee Molloy
Wydawnictwo : Czarna Owca
Data wydania : 3 kwietnia 2019
Liczba stron : 398
Tytuł oryginału : The Perfect Mother



Za możliwość przeczytania książki i jej zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu :  

https://www.czarnaowca.pl/



Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html

3 komentarze:

  1. Planuję kupić tę książkę w wersji elektronicznej już niebawem. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo chętnie przeczytam tą książkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jestem matką, ale wątek porwania zawsze mnie intryguje, a skoro jest suspens, to poszukam książki :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger