"Po prostu Kasia" Marta Namruf

CI, którzy mają rodzeństwo wiedzą, jak czasem trudno jest z nim wytrzymać. Ja co prawda nie zostałam pobłogosławiona ani siostrą ani braciszkiem,  jednak od najmłodszych lat wychowywałam  się z kuzynka, która do dziś jest moja najbliższą przyjaciółką. Zanim dorosłyśmy do dojrzałej, rozumnej j pełnej  przyjaźni , wielokrotnie się kłóciłyśmy, obrażałyśmy  i rozstawałyśmy , oczywiście " tak na zawsze". Pamiętam jak pewnego dnia Agnieszka jadąc ze  mną w windzie uderzyła mnie w brzuch, nie pozostałam  jej dłużna  i przy pierwszej możliwej okazji wylałam jej tubkę kleju na włosy.  Już nie zliczę ile razy modliłam się w duchu by Aga zniknęła i zostawiła mnie wreszcie w spokoju. Podobne życzenie miała tytułowa  bohaterka książki "Po prostu Kasia ". Nie mogąc znieść swojej mamy, która jej nie rozumiała, oraz siostry która zachowywała się zbyt dziecinnie, chciała by obie "wyparowały". Jak to się często zdarza w przypadku książek dla dzieci jej życzenie zostało spełnione. Jednak miało to swoje konsekwencje . Okazało się, że dziewczynka nie została sama w pustym domu, gdzie mogłaby rozrabiać i robić to co normalnie robią jej rówieśnicy kiedy rodziców nie ma w pobliżu. Ona miała mniej szczęścia i została przeniesiona do krainy krasnoludków gdzie nie wszystko jest tak kolorowe jak się z pozoru wydaje.

Kłótnia z młodszą siostrą – któż tego nie zna? Gdy Kasia w przypływie złości wypowiada życzenie, że nie chce już więcej oglądać Gabrysi ani mamy, nawet przez chwilę nie podejrzewa, że może się ono spełnić. A to za sprawą spełniaka – wysłannika z Królestwa Zła, ukrywającego się pod postacią pluszowego misia.Przerażona swoim uczynkiem dziewczynka nie pozostaje jednak bez pomocy. Gdy w jej pokoju pojawia się krasnoludek, a zwykła lalka ożywa, Kasia dowiaduje się o baśniowej krainie, istniejącej tuż obok realnego świata. Aby odnaleźć mamę i siostrę, musi odbyć długą, pełną niebezpieczeństw podróż, a wysłannicy złego króla Markosa już na nią czekają…

Dodaj napis
Wszystkie książki dla dzieci, które do tej pory przeczytałam (lub też przeczytałyśmy wraz z córką), były kolorowe, przepełnione ilustracjami z ciekawą szatą graficzną, której głównym zadaniem jest przyciągnięcie młodych czytelników. Wiadomo, że dzieci lubią jak się świeci, błyszczy, mieni. Zabierzcie swoją córeczkę (z synkami test ten może się nie sprawdzić) do sklepu z sukienkami i zobaczcie, który strój najbardziej przypadnie jej do gustu. Czy była to może różowa suknia balowa, udekorowana różyczkami i cekinami, która zajmuje więcej miejsca niż cała wasza garderoba razem wzięta? Tak też myślałam. Takie uwielbienie błyskotek utrzymuje się mniej więcej do dwunastego roku życia, do czasu aż rozpoczyna się młodzieńczy bunt, który zazwyczaj kojarzony jest z ciemnymi, mrocznymi kolorami. W przypadku książki pani Namruf, gdzie jedyną kolorową rzeczą jest okładka (nie da się ukryć iż jest interesująca), czytelnik nie ma za bardzo na czym zawiesić wzroku. Zdecydowanie nie jest to lektura do przeglądania wraz z dzieckiem więc średnio się nada na czytankę przed snem. Czytając tę książkę zaczęłam się zastanawiać jaka grupa wiekowa była docelowym targetem autorki. Jeśli były to dzieci, które umieją już czytać czy też nastolatkowie, wtedy treść tej historii jest nieco zbyt infantylna, z kolei maluchy szybko się znudzą i zabraknie im kolorowych rysunków ułatwiających zadanie wyobraźni. Część z recenzentów uważa, iż jest to powieść dla wszystkich bez wyjątku, gdyż uczy nas uniwersalnych prawd i wartości. Ja, jako dorosła osoba, wiem co jest dobre a co złe, wiem jak powinnam się zachowywać w życiu by nie krzywdzić innym i nie zaszkodzić sobie. Uważam, że nie potrzebuję kolejnej umoralniającej lekcji. Postanowiłam więc spróbować przeczytać tę książkę mojej pięcioletniej córce. Nasza przygoda z Kasią, skończyła się już po trzecim rozdziale. Moje dziecko cały czas mi zaglądało przez rękę, próbując się doszukać ilustracji i była wielce zdziwiona, kiedy jej powiedziałam, że nie ma ani jednej. Zadała mi nawet pytanie czemu czytam jej książki dla dorosłych. Przygody głównej bohaterki jej nie zainteresowały, sposób mówienia postaci wydawał się być nie zrozumiały a sama kraina mało interesująca. Książka trafiła na półkę, a miejsce na nocnym stoliku zajął kolejny tom biedronkowych słodziaków. Postanowiłam jednak zachować "Kasię" i spróbować znowu za parę miesięcy a może również lat. Jeśli nadal będę prowadzić tego bloga, być może wprowadzę do recenzji odpowiedni update :) 
"Po prostu Kasia" jest, przynajmniej według portalu literackiego lubimyczytać, debiutem literackim. Jak w przypadku każdej z czytanych przeze mnie pozycji próbowałam znaleźć jakiekolwiek informacje na temat autorki, jednak tym razem internet milczał. Marta Namruf pozostała dla mnie anonimowa. Żadnych zdjęć, opisów, spotkań literackich, notek biograficznych. Nic. Kiedyś jeden z pracowników znanego wydawnictwa z którym współpracuję, wysłał do mnie książkę-niespodziankę. Zabawa miała polegać na tym, żebym odgadła kto jest autorem danej powieści. Choć przeczytałam ją w całości, analizowałam, skupiałam się na każdym słówku, tak nie udało mi się zgadnąć. Stworzony przeze mnie profil psychologiczny , nawet w dziesięciu procentach nie pokrywał się z prawda. Dlatego też tym razem nie będę próbowała bawić się w psychologa i zgadywać, kim też tak naprawdę jest pani Namruf (o ile nazwisko to nie jest zmyślone). Kilka rzeczy mogę jednak stwierdzić. Po pierwsze ten kto napisał tę książkę, musi lubić literaturę fantasy, bardzo wyraźnie bowiem słychać tutaj echa innych, wielkich twórców. Garstka naszych bohaterów skojarzyła mi się z drużyną pierścienia, którą znamy z dzieł Tolkiena. Małe walczaki to stworki na podobieństwo goblinów, szpiegujące kruki to nazgule, a waląca się jaskinia i podróż przez wnętrze góry zbyt bardzo przypominają kopalnie Morii, by o tym nie wspomnieć. Oprócz Tolkiena dostrzegłam tutaj również podobieństwo do Abercombiego, dużo akcji, krótkie dialogi, pośpiech oraz Roberta Jordana, twórce wspaniałego Koła Czasu. Jeśli by wziąć pod uwagę lokacje i opisy to na myśl mi przychodzi świetna gra komputerowa z gatunku RPG, Baldurs Gate. Autorka doskonale wie czym jest fantasy i jak powinno się budować powieści tego gatunku. Ponieważ całość oparta jest na częstym schemacie wędrówki, na której końcu dobro zmierzy się ze złem, autorka nie miała zbyt wielkiego pola dla popisu dla swojej wyobraźni. Muszę przyznać, iż robiła wszystko, byśmy nie posądzili jej o kopiowanie i odgrzewanie przeżutego już kotleta. Stworzyła ciekawych, choć nieco irytujących bohaterów, przekonujące aczkolwiek proste nazewnictwo i krainę, w której wszystko odnosi się na naszych złych czy dobrych uczynków. Są tutaj Góry Przeżyć, Morze Łez Smutku oraz wiele innych lokacji. Zastanawiałam się tylko dlaczego świat, do którego trafiła Kasia, nazywany jest Królestwem Zła? Moim zdaniem zamieszkujące go istoty, są po równo dobre i mroczne, balans jest utrzymany i dopóki Markus nie posiądzie umysłów wszystkich chochlików i zabawek, nic tej krainie nie zagraża, a już na pewno nie jest ona zła . To właśnie do jego siedziby musi dotrzeć Kasia wraz ze swoimi przyjaciółmi, by uratować swoją mamę i siostrę. Ich droga najeżona jest niebezpieczeństwami, spotkają tutaj ciekawe istoty, jak chociażby "galopujące" ślimaki, będą musieli uciekać przed pościgiem, przeżyć w niewoli,przepłynąć morze tonącym statkiem oraz przeżyć wiele innych przygód. Wierzcie mi na brak akcji nie będzie można tutaj narzekać. A to właśnie dzieciaki lubią najbardziej, jak się dzieje. 

Jak każda z książek dla dzieci również i ta naszpikowana jest pozytywnymi treściami i morałem, który należy z niej wyłuskać. Kasia, którą poznajemy na początku nie jest wcale taką miłą dziewczynką. Jest złośliwa, samolubna i pyskata. Bez żadnego widocznego powodu, kłóci się ze swoją mamą i siostrą i do tego ma czelność zwalać na nie winę za wszystko. Kiedy trafia do Królestwa Zła, dziewczynka zaczyna dostrzegać co robiła źle. Poznaje dwóch braci, którzy pomimo tego że cały czas się kłócą, to nie potrafią bez siebie żyć. Podczas wędrówki przekonała się, że lepiej robić rzeczy w grupie, mając wsparcie w innych niż samodzielnie. Książka uczy nas o takich wartościach jak przyjaźń, szacunek, miłość, dobroć, pomaganie bliźnim. Pokazuje jaki wpływ na los nas oraz naszych najbliższych mają nasze decyzje i uczynki. Morału tej książki nie da się zawrzeć w jednym zdaniu. Jest on kompleksowy i mówi o tym, że powinniśmy w życiu kierować się dobrem, mieć cierpliwość, zwracać uwagę na potrzeby innych i nigdy się nie poddawać. 

Marta Namruf napisała ciekawą książkę, jednak jej wadą jest to, że pisana dla wszystkich może się okazać pozycją dla nikogo. A szkoda. Naprawdę wystarczyło dodać jej więcej mroku i pikanterii i dostalibyśmy dobrze rozegrany kawałek new adult fantasy na miarę twórczości Salvatore czy wspomnianego już przeze mnie Abercombiego. Autorka mogła pójść też w innym kierunku i znaleźć kogoś kto zajął by się stroną graficzną książki, robiąc z niej ciekawą, kolorową i magiczną baśnią dla młodszych czytelników. Niestety, ostateczna forma książki, choć zadowala treścią, tak pozbawiona została magnetyzmu i nie wydaje mi się by przyciągnęła do siebie wielu czytelników. Jednak co ja tam wiem...dzieckiem byłam już dawno temu. 



Tytuł : "Po prostu Kasia" 
Autor : Marta Namruf
Wydawnictwo : Novae Res
Data wydania : 4 kwietnia 2019
Liczba stron : 264


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję portalowi : 
https://sztukater.pl/

1 komentarz:

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger