"Wielkie polowanie" Robert Jordan

Wiecie co? Uwielbiam oldschoolowe fantasy. Moja sympatia wynika zapewne z dwóch powodów : po pierwsze sama jestem troszkę oldschoolowa (czytaj-nie pierwszej daty) a po drugie mam wrażenie, że dawniej autorzy fantastyki poświęcali więcej czasu w proces tworzenia. Spójrzcie chociażby na dzieła Tolkiena czy też Martina (tak tak, tego ostatniego też zaliczam do starej szkoły, gdyż "Gra o tron" pisana była i jest do tej pory już od kilkudziesięciu lat). Cykle tych autorów nie można nazwać inaczej niż monumentalnymi. Stworzyli oni oryginalne, zbudowane od podstaw światy, pełnokrwistych bohaterów i historie, które znane są kilku pokoleniom czytelników. Tolkien wymyślił nawet kilka własnych języków, jak chociażby elficki, które są poprawne zarówno pod względem fonetycznym jak i gramatycznym. Czy wyobrażacie sobie coś takiego w dzisiejszych czasach? W XXI wieku mało który autor wysila się ponad to by stworzyć ciekawą historię. Fakt faktem ciężko jest dziś wymyślić coś oryginalnego jednak nadal dziwi to, że mało kto próbuje. Dlatego też czytelnicy oldschoolowi, tacy jak ja czy mój tata, muszą wyszukiwać takie perełki jak Koło Czasu Roberta Jordana i od nowa się zachwycać. Bo przecież już to czytaliśmy...ale kolejny raz nadal bawi i cieszy, może nawet bardziej. 

Rand al’Thor i jego przyjaciele wyruszają na Wielkie Polowanie, by zdobyć upragniony Róg Valere, a wraz z nim sławę i władzę nad światem. Szlak wyprawy wiedzie przez nieznane miasta i krainy, krzyżujące się i rozchodzące drogi, gdzie czekają go potyczki ze Sprzymierzeńcami Ciemności i trollokami. Walka o Róg toczy się w aurze magii, reliktów innych Wieków, eksperymentów z jedyną Mocą, ale również w atmosferze przyjaźni i miłości.

Nie da się ukryć iż konikiem Roberta Jordana są powieści, które "nigdy się nie kończą". "Wielkie Polowanie" to drugi w kolejności tom cyklu koło czasu, przez wielu czytelników i recenzentów uznawany za najlepszy. Ponieważ kilkanaście lat temu udało mi się przeczytać wszystkie części i (uwaga, uwaga) zrobiłam to w języku angielskim, chciałabym przyznać im rację, niestety nie mogę. Po pierwsze dlatego iż uważam, że książek Jordana nie powinno się oceniać samodzielnie, jako pojedynczych tomów, lecz jako całość. Owszem jedne są lepsze, inne gorsze, jednak każda coś wnosi, coś buduje i jest nieodzowną częścią cyklu. Po drugie czytając tę historię w języku angielskim, który nie jest moim pierwszym, nie byłam w stanie wyłapać wszystkich niuansów czy gier słownych, więc poniekąd w porównaniu do czytelników anglojęzycznych byłam troszkę poszkodowana. Zdecydowanie sporo rzeczy mi umknęło, części nie zrozumiałam a jeszcze inne zapomniałam. Dlatego też bardzo się cieszę, że wydawnictwo Zysk i S-ka dało mi możliwość ponownego przeczytania tego cyklu. Dziś, jako osoba dorosła inaczej postrzegam świat, wiem dużo więcej na temat gatunku fantasy a literaturę nie czytam tylko dla rozrywki, lecz by coś z niej wyciągnąć, nauczyć się, zapamiętać. Tom drugi Koła Czasu rozpoczyna się dokładnie tam gdzie zakończył się pierwszy i, jak większość powieści tego gatunku, głównym motywem fabularnym jest pogoń, tym razem za złodziejem starożytnego potężnego artefaktu. Bohaterowie pragną zdobyć Róg Valere, który ma im dać władzę nad światem. Jeśli lubicie fantasy drogi, jak chociażby tolkienowy Hobbit, to "Wielkie polowanie" z pewnością przypadnie wam do gustu. Oprócz pierwszych powiedzmy 20 procent książki, całość jest jedną wielką wędrówką/pościgiem. Robert Jordan przyzwyczaił nas do tego, że nie przywiązuje zbytniej wagi do tempa narracji. Choć jest to autor, który uwielbia bawić się słowami, to nie zawsze używa ich do tego by popchnąć akcję do przodu. Jest tutaj sporo przegadanych fragmentów, niepotrzebnych opisów oraz powtórzeń, które mają wpływ na nasz komfort czytania. Te spowolnienia wybaczyłam jedynie dlatego, że cała historia jest wprost niesamowita oraz oczywiście dlatego, że trzeba szanować autorów, którzy swoich dzieł nie piszą na kolanie, tylko poświęcają im czas. A wierzcie mi by napisać z sensem ponad 1000 stron to naprawdę trzeba troszkę nad tym posiedzieć. 
Podobnie jak w pierwszej części tak i tutaj autor rozpoczyna z przytupem. Jest akcja, są fajerwerki i wzruszenia, dzieje się naprawdę dużo, co pozytywnie nastraja czytelnika. Mniej więcej od jednej trzeciej książki, czyli mniej więcej ta gdzie konkurentki zbliżają się ku końcowi, fabuła spowalnia. Momentami miałam wrażenie, że nasi bohaterowie drepczą w miejscu. Autor bardziej skupia się na wykreowanych przez siebie sylwetkach i ich problemach, niż na samej wędrówce. Karawana niby nadal posuwa się do przodu, jednak jej tempo zdecydowanie zmalało. Jednak nie martwcie się, zazwyczaj jest tak, że po przestoju i chwilowym odpoczynku, czeka na nas wielka niespodzianka. To nie jest tak, że autor zupełnie odbiega od tematu i próbuje zanudzić czytelnika na śmierć, co to to nie. Tutaj przez cały czas budowana jest atmosfera, która ze strony na stronę się zagęszcza. Czytając wiedziałam, że zbliża się coś wielkiego i się nie pomyliłam. Ostatnie kilkaset stron było literackim i gatunkowym majstersztykiem. 

Skupmy się teraz na bohaterach. Większość z nich poznaliśmy już w pierwszym tomie, jednak dopiero tutaj możemy obserwować jakie przemiany w nich zachodzą, jak dorastają i uczą się, często na swoich błędach. Główną postacią jest Rand al'Thor, który budził we mnie mieszane uczucia. Wielu czytelników i znawców literatury fantasy przyrównuje tego młodego chłopaka do Frodo z Władcy Pierścieni. Podobnie jak znany hobbit, Rand również miał misję, od której zależało ocalenie świata i podobnie jak on, zebrał swoją drużynę, która miała mu w tym pomóc. Tych podobieństw jest zdecydowanie więcej. Obaj są konsekwentni, uparci i czasami podejmują dziwne, często tragiczne w skutkach decyzje. Wielokrotnie się irytowałam postawą Randa, który (podobnie jak Frodo), chciał wszystko dźwigać na własnych barkach i nikomu nie chciał wyjawić sekretów. Jego niechęć do podejmowania niektórych działań, choć w końcowym rozliczeniu i tak musiał to zrobić, sprawiała że dłonie mi się zaciskały w pięści. Lubię upartych bohaterów o ile upór ten, nie jest tożsamy z głupotą. 
Jednak nawet w momentach kiedy byłam wściekła i zła na to co wyrabia Rand i spółka, czułam że ich postawa była zrozumiała. Sama, gdyby przyszło mi wejść w ich skórę, pewnie położyłabym się na ziemi i zaczęła płakać. 
Jak napisałam wyżej, duża część tego tomu, skupia się na psychice naszych bohaterów i jej rozwoju. Czytelnik jest w stanie dokładnie poznać osobowość postaci, co jest bardzo pożyteczne, gdyż przed nami jeszcze kilka opasłych tomów. Tak naprawdę to przygoda się dopiero zaczyna, więc warto wiedzieć z kim mamy do czynienia, warto poznać ich myśli, wady i zalety, wyrobić sobie własne zdanie, pokochać bądź też znienawidzić. W tomie tym pojawia się sporo nowych postaci i żadna z nich nie jest potraktowana po łebkach. Jordan uwielbia tworzyć i każdy z bohaterów jest dopracowany w najdrobniejszych szczegółach. Nikt tutaj nikogo nie przyćmiewa, każdy jest oryginalny, złożony.  Co prawda nadal moimi ulubionymi postaciami (pomimo wszystko) byli Rand i Loial, jednak inni, jak chociażby Lan czy Perrin, również zasłużyli na uwagę. 


Krytycy zarzucali Jordanowi, że w budowaniu swojego realmu, za bardzo wzoruje się na Tolkienie. Po przeczytaniu pierwszego tomu, nie można nie przyznać im racji. Jednak na usprawiedliwienie autora powiem, że ciężko jest się na "mistrzu fantasy" nie wzorować, bo Tolkien praktycznie wymyślił ten gatunek, więc wszystko po nim będzie w jakimś stopniu kopią. Mniejszą lub większą. W tym tomie Jordan jest zdecydowanie bardziej oryginalny. Świat, który przemierzają nasi bohaterowie jest rozbudowany i dopracowany w najdrobniejszych szczegółach. Da się go chłonąć jak gąbka. Urzekł mnie ciekawy i nowatorski system magiczny, zachwyciły proroctwa i przepowiednie. Nawet nazwy cięć mieczem miały oryginalne, choć nieco pokręcone, nazwy. 

Przed przystąpieniem do lektury tej książki radzę się wam dobrze przygotować, wyciszyć i znaleźć w sobie pokłady cierpliwości. Nie da się ukryć iż proza Jordana może czytelnika wymęczyć, jest jak bieg maratonu truchtem, niby zbliżamy się do mety, jednak długo nie jest ona w naszym zasięgu. Po prostu musimy się przyzwyczaić do szczegółowych opisów czy nadmiernych przemyśleń bohaterów. Niektórzy powiedzą, że dużo tutaj słów, lecz mało treści. Jest w tym ziarenko prawdy, ale taki właśnie jest styl autora i dzięki temu jest niepowtarzalny. Po przeczytaniu zakończenia tego tomu zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę jestem dopiero na początku wielkiej przygody. I muszę przyznać iż bardzo mnie to odkrycie ucieszyło. Już się nie mogę doczekać aż będę mogła czytać dalej. A wam polecam zacząć od początku. 


Tytuł : "Wielkie polowanie"
Autor : Robert Jordan
Wydawnictwo : Zysk i S-ka
Data wydania : 30 września 2019
Tytuł oryginału : The Great Hunt 


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :  




 
 
 
 
            Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html

2 komentarze:

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger