"Skradzione laleczki" Ker Dukey, K. Webster

     Cała klasyka, wszystkie moje ulubione powieści, nie wywołały w czytelnikach tyle emocji co ta niepozornie wyglądająca książeczka. Prawie 9 gwiazdek na portalu lubimyczytac.pl, prawie 4,5 na goodreads.com, co jest niebywałym osiągnięciem. Czy "Skradzione laleczki" są naprawdę aż takim fenomenem? Na to pytanie muszę powiedzieć : stanowcze nie. Jest to jedna z gorszych książek, jakie przeczytałam w tym roku. Choć szukałam czegokolwiek co mogłoby ją wybronić to moje poszukiwania zakończyły się fiaskiem. Kiepska fabuła, denerwujący bohaterowie i mnóstwo błędów merytorycznych - tak w skrócie oceniam książkę Dukey i Webster. Więc dlaczego jestem odosobniona w swojej decyzji? Czy setki, a nawet tysiące czytelników może się mylić?

Pewnej niedzieli 14-letnia June wraz z młodszą siostrą udają się na targ w poszukiwaniu rozrywki. Ich zainteresowanie wzbudza piękna porcelanowa lalka. June obiecuje siostrze, że ją kupi jednak najpierw musi wrócić do domu po pieniądze. Przystojny właściciel straganu oferuje im podwiezienie. Zauroczona młodym mężczyzną nastolatka się zgadza. W furgonetce Benny usypia dziewczynki. 
Budzą się w osobnych celach. Po czterech latach więzienia, wykorzystywania seksualnego i fizycznej agresji, June udaje się uciec. Kiedy trafia do domu rodzinnego stawia sobie jeden jedyny cel w życiu : odnaleźć swoją siostrę. 

Przyznam się bez bicia : nie czytałam "50 twarzy Graya" ani innego thrillera erotycznego i mówiąc szczerze nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek sięgnę po ten gatunek. Więc jakim cudem w moje ręce
trafiły "Skradzione laleczki"? Po pierwsze moją uwagę zwróciła okładka książki, jest po prostu cudowna. Po drugie nie zadałam sobie trudu by dowiedzieć się czegokolwiek o tej pozycji (a wystarczyło przeczytać choć jedną recenzję), więc tym razem zawiniło moje lenistwo i zamiłowanie do ładnych okładek. Kiedy już miałam książkę w rękach nadal wierzyłam, że w moje ręce trafił thriller psychologiczny (zresztą niektórzy tak nazywają tę książkę), więc tym większe było moje rozczarowanie gdy zamiast zgłębiania psychiki naszych bohaterów , autorki postanowiły zgłębić (dogłębnie) ich fizyczność. Dla mnie to było nieco groteskowe. Niestety, muszę pogodzić się z tym, że czytanie o wulgarnych, brutalnych aktach seksualnych jest dla mnie śmieszne. Co innego jeśli mowa o obrazach ruchomych. Ale książka? Czy to w ogóle jest w stanie podnieść ciśnienie? A jeśli nie to po co w ogóle to czytać? Na mnie to niestety nie podziałało, choć muszę przyznać, że niektóre fragmenty były śmieszne, chociażby szantaż w stylu : lepiej się ubierz, bo włożę w Ciebie moje 23 centymetry. To groźba czy prośba? 
No dobrze troszkę się pośmialiśmy więc możemy przejść do drugiej warstwy książki, zostawmy erotykę na boku i skupmy się na thrillerze. I tutaj kolejny raz muszę przyznać, że zdecydowanie lepiej by to wszystko wyglądało po postacią scenariusza, najlepiej już zekranizowanego. Nawet widzę przed oczami kalejdoskop wydarzeń. Choć nad książką pracowały dwie autorki, to akcja pędzi tak jakby pisały uciekając przed aligatorem. A przecież wydawać by się mogło, że dwóch autorów będzie mieć dwa razy więcej czasu na dopracowanie historii. A może one po prostu już pracują nad kolejnym tomem? Na naszą fabułę składają się następujące elementy : wielokrotne morderstwa, porwania, skoki w przeszłość, policyjne śledztwo, wizyty u psychoterapeuty, zerwane zaręczyny i mnóstwo sexu. I to wszystko się zmieściło na zaledwie 230 stronach? Sami musicie przyznać, że musi być to wersja niezwykle okrojona. Jak już nasz ekspres zawiezie nas na stację końcową to tam spotka nas kolejne rozczarowanie w postaci sceny finałowej. Choć przeczytałam ją parę razy to nadal brakuje w niej jakiejkolwiek logiki a gargantuiczny cliffhanger czyha na niczego nieświadomych czytelników.

Ponarzekaliśmy to teraz czas pojęczeć. Z początku chciałam pogrupować mankamenty tej książki i każdy opatrzyć stosownych przykładem, jednak wyszłaby z tego epopeja narodowa, więc postanowiłam wszystko wrzucić do jednego wora. Ku przestrodze. 
Bohaterowie. Jade jest jedną z najbardziej irytujących i nonsensownych postaci kobiecych z jakimi dane mi się było spotkać. Po pierwsze osoba z jej problemami psychicznymi oraz jej przeszłością nie miałaby prawa zaistnieć jako funkcjonariusz policji, nie przeszłaby szczegółowych testów psychologicznych. Po drugie jej obsesja nie jest w jakikolwiek sposób ukierunkowana, czytelnik nie wie czego pragnie nasza główna bohaterka, co jest jej celem. Wie za to, że jest pozbawiona jakichkolwiek uczuć wyższych bo czyż rżnięcie w samochodzie tuż po pogrzebie bliskiej osoby jest normalne? 
Teraz Dillon. Oczywiście i ta postać jest seksoholikiem, choć w przypadku faceta mnie to osobiście nie dziwi (mąż spojrzał spod byka). Oprócz tego cierpi na rozdwojenie jaźni : zazwyczaj bywa wulgarnym dupkiem lecz ma też swoje momenty kiedy przeistacza się w opiekuńczego labradora. Normalnie człowiek orkiestra : nigdy nie wiesz czego się po nim spodziewać. 

Następne w kolejce są błędy merytoryczne. Aż dziw bierze, że policja nie znalazła domu, z którego uciekła June. Dlaczego szukali tylko w promieniu 10 kilometrów? Czemu nie postawili na nogi detektywów całego stanu jeśli wiedzieli, że mają do czynienia nie tylko z porywaczem ale i seryjnym mordercą? W Stanach Zjednoczonych byłoby to nie do pomyślenia. 
Dlaczego w jednym zdaniu jest napisane, że Benjamin nie pija alkoholu, by w kolejnym wspomnieniu June uczynić z niego rzadko, ale jednak praktykującego pijaka?
Podczas całej lektury miałam wrażenie, że czytam w kółko to samo tylko ujęte albo z innej perspektywy albo ubrane w inne zdania. A już na słowo "laleczka" mam odruch wymiotny. Nasi bohaterowie w swoich dialogach albo obiecują sobie, że się zajmą problemem i nikt już nie zostanie skrzywdzony albo gadają o sexie. 
Ostatnią rzeczą, która zwróciła mają uwagę był fakt torturowania sióstr. Czytając jakich rzeczy dopuszczał się Benny by skrzywdzić nastolatki jestem pod wrażeniem, że jak June uciekła na wolność nie było widać po niej fizycznych śladów przemocy. Jakichkolwiek. Moim zdaniem po 4 latach powinna wyglądać jak worek treningowych, chociażby po jednym uderzeniu nosem w ścianę, bo domyślam się, że nasz oprawca nie był chirurgiem amatorem?

Pośmialiśmy się, ponarzekaliśmy i pojęczeliśmy więc pora kończyć. Na podsumowanie już mi brakuje słów. Jeśli "Skradzione" laleczki mają robić reklamę całemu gatunkowi literackiemu, a przypuszczam że tak się stanie ze względu na same dobre opinie, to ja aż się boję mierzyć z kolejnymi pozycjami. Resztę tomów sobie odpuszczę. Zdecydowanie nie była to lektura dla mnie lecz jak wiadomo "każda potwora znajdzie swego amatora". 

Tytuł : "Skradzione laleczki"
Autor : Ker Dukey, K. Webster
Wydawnictwo : NieZwykłe
Data wydania : 30 maja 2018
Tytuł oryginału : Pretty Stolen Dolls

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :

http://www.wydawnictwoniezwykle.pl/
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger