"Tajemna historia czarownic" Louisa Morgan
Powodem dla którego sięgnęłam po tę powieść była niesłabnąca fascynacja wszystkim co magiczne. Już sam tytuł "Tajemna historia czarownic" sprawił, że podskoczyło mi ciśnienie. Spodziewałam się epickiej powieści, przepełnionej czarami, wieszczeniem, tajemnymi miksturami z zaskakującą fabułą i odrobinką romansu. Niestety książka nie do końca spełniła moje oczekiwania. Choć proza Pani Morgan nie pozostawia nic do życzenia to tym razem zawiodła sama historia. Świeżo po lekturze mam dość mieszane uczucia. Z jednej strony przeczytałam, dobrze się bawiłam, opowieść mnie wciągnęła, może nie pochłonęła ale jednak czytało się miło, jednak z drugiej strony nie czułam tej satysfakcji jak zazwyczaj po przeczytaniu dobrej książki. Miałam wrażenie, że to wszystko już było. Komu polecić? Może początkującym w temacie?
Po śmierci wieszczki rodu, grupa Cyganów, ścigana przez Inkwizycję zmuszona jest do opuszczenia
Bretanii. Osiadają na wyspie gdzie przez długie lata udaje im się pozostać niezauważonym i wtopić w lokalną społeczność. Mimo strachu kobiety starają się zachować romską tradycję i w tajemnicy przed mężczyznami celebrują dawne obrzędy, które dzięki ustnym przekazom, świętemu kamieniu oraz księdze zaklęć przekazywane są z pokolenia na pokolenie. "Tajemna historia czarownic" opowiada historię pięciu kobiet z rodziny Orchire, poczynając od początków XIX wieku a na II Wojnie Światowej kończąc.
Książka Louisy Morgan jak na sagę rodzinną jest dość nietypowa. Po pierwsze w większości skupia się tylko na żeńskim pierwiastku rodziny a po drugie opowiada tylko fragmenty życiorysów, resztę pozostawiając w domyśle. Akcja książki rozpoczyna się w 1821 roku kiedy to poznajemy pierwszą z naszych głównych bohaterek Nanette. Młoda kobieta nie zdaje sobie sprawy z magicznego talentu, do czasu kiedy jej siostry zdecydują , że jest gotowa do rytuału wtajemniczenia. Na jednym z sabatów pokazują dziewczynie niezwykły czerwony kryształ i wprowadzają ją w tajniki zaklęć i wieszczenia. Motyw wtajemniczenia i początkowego odrzucenia jest wspólny dla każdej z pięciu opowieści i sprawia, że czytelnik ma wrażenie powtarzalności. Jak dla mnie powieść czasami stawała w miejscu. Z każdą kolejną panną Orchire wiedziałam jak potoczy się fabuła, do czego wykorzystany zostanie kamień i jakie zaklęcia zostaną wypowiedziane. Głównym elementem fabuły są narodziny kolejnej czarownicy i sprawienie by magia pozostała w rodzinie. By tego dokonać kobiety z rodu Orchire chwytają się różnych sposobów na poznanie odpowiedniego (a często i nie) mężczyzny, z którym za wszelką cenę chcą spłodzić dziewczynkę, w której obudzi się moc. Jak kolejna czarownica osiągnie wiek, jej poprzedniczka (siostra lub matka) przekazuje jej całą wiedzę, którą posiada. I tak kółko się domyka, historia toczy koło. Jedyna różnica to postęp cywilizacyjny i zmieniające się zewnętrzne zagrożenia.
Czytając tę powieść, zdałam sobie sprawę ze swoistej naiwności, którą przepełnione były jej karty oraz z nieścisłości historycznych. Często zastanawiałam się jakim cudem mężczyźni, którzy mieszkali z naszymi czarownicami, często dzielili z nimi łoże lub po prostu byli blisko, w większości nie orientowali się z kim mieli do czynienia. Sabaty organizowane były 8 razy w roku. I przez te osiem nocy nikt nie zauważył, że jego własna żona wymyka się z łóżka na kilka godzin i w piżamie wędruje do schowanej na szczycie wzgórza jaskini? Nawet w takie noce jak Boże Narodzenie? Jakim cudem młoda, ciekawska, wychowana na wsi dziewczyna nie odkryła świątyni gdzie jej matka wraz z ciotkami odprawiały swoje obrzędy? Ja jak byłam małą dziewczynką to znałam każdy kąt mojego podwórka, nic nie można było przede mną ukryć. I w końcu : skąd pomysł, że w XIX wieku"miesiąc miodowy" kojarzony był z podróżą? Z kronik historycznych wiadomo, że był to okres beztroski tuż po ślubie, kiedy młodym podawano bez umiaru miód pitny mający pomóc się rozluźnić przed nocą poślubną. Podróże to wymysł raczej współczesny.
I w końcu rzecz, która miała największy wpływ na mój odbiór książki. Fabuła rozpoczyna się w 1821 wieku, kiedy to Romowie uciekają przed Inkwizycją. Ale kto tak naprawdę ich ściga? Ksiądz fanatyk? Psychopata? Inkwizycja Francuska nie istniała już od dobrych paru lat, a hiszpańska skończyła swój żywot właśnie w tym roku. Czego tak naprawdę bały się kobiety? Przecież w tamtych czasach już mało kto wierzył w czarownice. Oczywiście książka jest fikcją literacką, jednak samo podanie dat sugeruje, że została ona osadzona w historycznych realiach, i ten rozdźwięk niestety bardzo boli.
Jednak jest rzecz, która sprawiła, że powieść zyskała w moich oczach inny wymiar. Tym czymś jest miłość między matką a córką, która jest bardzo ważnym elementem tej książki. Morgan opowiada o różnych rodzajach tej miłości, tego bezgranicznego uczucia, którego nie da się odrzucić, nawet jak by się chciało. To opowieść o więzi, która się tworzy wraz z pępowiną.
Jest to również opowieść o odważnych kobietach w patriarchalnym świecie, gdzie jakakolwiek inicjatywa płci pięknej była bojkotowana lub wyśmiewana. Te silne kobiety potrafiły zachować tradycję, celebrować obrzędy, rzucać zaklęcia wiedząc, że jak zostaną nakryte to grozi im niebezpieczeństwo. Choć żyły w cieniu mężczyzn to często one były tymi, które pociągały za sznurki. To tak naprawdę opowieść o korzeniach feminizmu.
Choć można wywnioskować, że historia ta ma więcej wad niż zalet to jednak polecam jej przeczytanie. Jak na debiutancką powieść to naprawdę kawałek solidnej literatury, wciągająca opowieść o losach twardych i często doświadczonych przez los kobiet, które nie czekały by ktoś za nie pokierował ich życiem tylko wzięły cugle we własne ręce i wraz z zaprzęgiem ruszyły w nieznane. To książka o trudnych wyborach, które zawsze mają swoje konsekwencje. Pytanie jest tylko jedno : czy jesteśmy na nie gotowi?
Tytuł : "Tajemna historia czarownic"
Autor : Louisa Morgan
Wydawnictwo : Prószyński i S-ka
Data wydania : 24 kwietnia 2018
Liczba stron : 560
Tytuł oryginału : A Secret History of Witches
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz