"Sekret matki" Shalini Boland

Czy zastanawialiście się kiedyś jakie to uczucie stracić dziecko? Albo dwóje? Wszystkie? Jak, matka dwóch dziewczynek, za każdym razem jak moje pociechy się zranią czy zaboli je brzuszek, ich strach i cierpienie odczuwam prawie, że fizycznie. Nie jestem w stanie przewidzieć mojej reakcji na informację, że moje dzieci mogą być śmiertelnie chore lub też, że "zdarzył się wypadek". Nie wiem co bym zrobiła, jak się zachowała i czy potrafiłabym dalej normalnie funkcjonować. Właśnie z taką tragedią każdego dnia mierzy się Tessa Markham, bohaterka najnowszej powieści Shalini Boland. Jej synek rok temu przegrał walkę z białaczką, jego bliźniaczka, maleńka Lily, zmarła tuż po porodzie. Kobieta na przestrzeni paru lat straciła wszystko to, co było najbliższe jej sercu : dzieci, męża, z którym jest w separacji, pracę a nawet szacunek najbliższego otoczenia ponieważ osądzona została za czyn, którego nie popełniła. Ale wiecie co jest najpiękniejsze? Udało jej się przeżyć. Codziennie rano wstaje z łóżka, myje zęby i idzie parę przecznic do pracy, by zasadzić nowe drzewka. Jest żywym świadectwem na to, że jest życie "po śmierci". Jest moją idolką i osobą, której kibicowałam z całego serca ani razu w nią nie wątpiąc, w przeciwieństwie do całego świata. 

Tessa Markham nie potrafi pogodzić się ze śmiercią dwójki swoich dzieci, a jej mąż postanowił poukładać sobie życie na nowo. Kim więc teraz jest? Nie matką? Nie żoną?Pewnego dnia zastaje w domu małego chłopca. Dziecko twierdzi, że przyprowadził je anioł, a Tessę nazywa „swoją nową mamusią”. Wezwana policja nie daje wiary wyjaśnieniom kobiety.Rozpoczyna się medialna nagonka. Tessa zostaje uznana za porywaczkę, a dziennikarze nie odstępują jej na krok. Bohaterka podejmuje śledztwo na własną rękę, lecz z czasem zaczyna wątpić w swoją niewinność. A jeśli to ona uprowadziła chłopca? Przecież wszyscy nie mogą się mylić…

Na samym wstępie mojej recenzji muszę zaznaczyć, że "Sekret matki" nie jest thrillerem. Owszem przymiotnik "psychologiczny" jak najbardziej pasuje, jednak całości bliżej do powieści obyczajowej niż wstrząsającego dreszczowca. To tak jak by książkę, której bohaterowie namiętnie się całują nazwać erotykiem. Ale nie martwcie się obyczajówki psychologiczne z suspensem  są równie, a często nawet bardziej, interesujące od oklepanych thrillerów. Tym razem mamy do czynienia z sytuacją z jaką się jeszcze nie spotkałam. Naszą bohaterką jest Tessa, kobieta która straciła wszystko. Zazwyczaj autorzy tak kierują fabułą by straty te następowały stopniowo, tworząc narastające poczucie zagrożenia. Tym razem zostaliśmy rzuceni na głęboką wodę, a naszym narratorem jest nie kto inny jak wrak człowieka, osoba skrzywdzona przez los, złamana. Muszę przyznać, że od razu pokochałam Tess. Podziwiałam ją praktycznie za wszystko. Po stracie drugiego dziecka udało jej się wyjść z ciężkiej depresji. Przeżyła również odejście męża, który na nowo ułożył sobie życie. Znalazła nową pracę, która choć poniżej jej kwalifikacji zawodowych, dawała jej dużo satysfakcji. Co prawda widać, że kobieta wycofała się z życia, zrezygnowała z przyjemności i szczęścia na rzecz zwykłej, codziennej egzystencji, jednak sam fakt że podjęła walkę z niesprawiedliwym losem , był dla mnie wyczynem na miarę "obywatelskiej Nagrody Nobla". 
Kolejną osobą, która wzbudziła moją sympatię (z czym pewnie nie zgodzi się większość z czytelników)  jest Scott. Choć sylwetka byłego męża Tessy nie jest tak dokładnie wykreowana jak naszej głównej bohaterki, to na podstawie informacji, które dostarcza nam autorka oraz dzięki analizie jego zachowań, jesteśmy w stanie wyobrazić sobie z jakiego typu człowiekiem mamy do czynienia. Scott ma już dość. Ma dość smutku, nieszczęścia, tragedii, poczucia straty i żałoby. Chce rozpocząć nowe życie. I wiecie co? Uważałam, że ma do tego pełne prawo. Każdy z nas jest inny. Jedni pielęgnują swój ból i uważają, że to "nie w porządku" chociażby się uśmiechnąć  kiedy doznaliśmy wielkiej straty, a inni potrafią o wszystkim zapomnieć, odgrodzić się od wspomnień wysokim murem i żyć dalej. W momencie kiedy rozumiałam Tessę i jej potrzebę bliskości z byłym mężem, tak byłam również w stanie wejść w jego skórę i poczuć jak irytujące były jej ciągłe telefony, szczególnie w środku nocy. Myślę, że będąc na jego miejscu, zachowywałabym się podobnie i też bym nie uwierzyła w niewinność byłej małżonki, szczególnie pamiętając o wydarzeniu sprzed zaledwie kilku miesięcy, kiedy oskarżona została o porwanie innego chłopca. Czy jest szansa na to, żeby tak nieprawdopodobna sytuacja miała się powtórzyć. 
Ostatnią z osób które polubiłam był Ben. Ben, który choć ma zupełnie angielskie nazwisko, to w połowie jest Włochem i ma wszystkie cechy, które charakteryzują mężczyzn z tego kraju. Jest przystojny, szarmancki, dobrze wychowany, seksowny a do tego umie dobrze gotować. Zakochałam się w nim, w jego opiekuńczości, zrozumieniu, lojalności i mądrości. Myślę, że każda z was skrycie marzy o takim przyjacielu, a może nawet mężu. Jeśli kiedykolwiek będę zastanawiać się, jakiego męża bym wybrała dla moich córek, to przed oczami stanie mi właśnie Ben. I jego lasagne. 

Oczywiście w książce tej są również bohaterowie, którzy podziałali na mnie jak płachta na byka. I tutaj autorka zachowała się nieco przewidywalnie i skorzystała z ogólnie używanych stereotypów. Pisząc te słowa mam oczywiście na myśli Carly, dziennikarkę a zarazem sąsiadkę i byłą koleżankę Tess. Symbolizuje ona sobą wszystko to czego ludzie nie lubią w przedstawicielach tego jakże niewdzięcznego zawodu. Jest natrętna, podstępna, zdesperowana i zrobi wszystko byle tylko zdobyć dobry materiał na newsa. Sama jestem z zawodu żurnalistą i choć nie pracuję w zawodzie tak podczas praktyk na studiach zdarzyło mi się poznać osoby , które dotknięte zostały "genem dziennikarstwa". Z niektórymi nie dało się nawet normalnie pogadać bo we wszystkim dopatrywały się jakichś rewelacji, drugiego dnia czy podstępu. Były w stanie każdego sprzedać za garść srebrników. W "Sekrecie matki" możecie zobaczyć jak działa dziennikarska maszyna. Jak media zwęszą temat , tak obywatel, zarówno ofiara jak i sprawca, przestaje mieć znaczenie jako człowiek. Wozy telewizyjne rozstawiają się na trawniku przed domem, paparazzi uruchamiają swoje aparaty siedząc na drzewach a kiedy człowiek zamierza opuścić swoje mieszkanie by pójść do pracy, tak jest oblegany przez rządnych krwi pismaków, niczym przez zgraję komarów. Telewizja, radio i gazety często podają wymyślony, niesprawdzone informacje, które mogą zniszczyć życie. Otoczenia staje się podejrzliwe, przyjaciele nagle nie mają czasu, opiekunka do dziecka "choruje". Tess była osaczona, nie wierzył jej nawet były mąż, osoba która spędziła z nią szmat życia i wiedziała czego może się spodziewać. Muszę przyznać, że zrobiło mi się przykro, kiedy nie znajdując wsparcia i chęci pomocy w najbliższych nasza bohaterka musiała sprzymierzyć się z wrogiem, by rozwikłać zagadkę pojawienia się chłopca. Przez cały czas jej kibicowałam i nie miałam wątpliwości, że sobie poradzi. Czymże bowiem jest tłumaczenie się policji, włamywanie do cudzych domów, uciekanie przed zgrają dziennikarzy czy znoszenie poniżających słów klientów wobec utraty dzieci? 

Choć na samym początku nie miałam pojęcia co jest zamysłem autorki tak w miarę postępu fabuły wszystko zaczęło się klarować. Samo zakończenie nie okazało się dla mnie zbytnim zakończeniem,  gdyż Boland cały czas dostarczała nam masę wskazówek, które sprytnie naprowadzały nas na dobry trop. Pomimo iż wiedziałam dokąd to wszystko zmierza, nadal czytałam z niesłabnącym zainteresowaniem. Ważne było wszystko co dotyczyło naszej bohaterki i jej psychiki. Ciekawiły mnie przemiany jakie w niej zachodzą. Shalini Boland jest bowiem mistrzynią w tworzeniu portretów psychologicznych. Jej bohaterowie są wiarygodni, nie przerysowani, jednym słowem ludzcy. Zdecydowanie byłam w stanie uwierzyć w ich historię i cieszę się, że miała ona dobre zakończenie, każdy dostał to na co zasłużył. 

"Sekret matki" to książka, którą można przeczytać na jednym posiedzeniu, co zresztą zrobiłam. Nie trzeba się się tutaj zbytnio zastanawiać, analizować, zagłębiać, Boland prowadzi czytelnika za rączkę i po kolei wszystko wyjaśnia. Ja, takie książki jak ta, nazywam "napisane lekką ręką". Wszystko jest doskonale skomponowane, nie ma zgrzytów i nieścisłości, jedno wynika z drugiego i ma sens. Autorka miała pomysł i konsekwentnie go zrealizowała, ku uciesze czytelników zresztą. 
Było to moje pierwsze spotkanie z panią Boland, jednak z pewnością nie ostatnie. Będę śledzić daty premier i czekać na kolejny tytuł. Jak na razie "Sekret matki" wędruje do pierwszej piątki moich najlepszych lektur 2019, i wierzcie mi ten kto go pobije, będzie się musiał bardzo postarać. Polecam wszystkim, zarówno fanom suspensu jak i powieści obyczajowych. A nawet fanom thrillerów. 



Tytuł : "Sekret matki"
Autor : Shalini Boland
Wydawnictwo : Literackie
Data wydania : 31 lipca 2018
Liczba stron : 312
                                                    Tytuł oryginału : The Secret Mother


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :  




            Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html
 

4 komentarze:

  1. Czytałam i również dołączam się do polecenia tej książki. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że ta książka mogłaby mnie wciągnąć. Jestem na tak.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze nie poznałam twórczości autorki!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ważne, że czyta się ją lekko, bo temat i tytuł wskazuje na trudny temat.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger